21 stycznia 2019

Także obecna minister edukacji wraz ze związkowcami odpowiada za nędzę nauczycielskiej profesji


Kiedy przeczytałem w komunikacie MEN, że minister edukacji Anna Zalewska nie odpowiada za płace nauczycieli, bo te są w gestii samorządów, zastanawiałem się, czy urzędnik państwowy utrzymywany przez podatników może tak kłamać, tak wprowadzać opinię publiczną w błąd kreując siebie na ofiarę jakiegoś spisku związkowego. Niestety. Tak jest, bo kiedy wprowadza się pseudoreformę ustrojową szkolnictwa, to trzeba mieć za sobą nauczycieli, bo to oni wdrażają każdą zmianę, także tę w strategii "top-down".

Kiedy jednak pogardza się tym środowiskiem, traktuje je instrumentalnie wmawiając mu rzekomo przeprowadzone konsultacje i uzyskanie poparcia dla zmian, to trudno się dziwić, że w którymś momencie wybucha protest przeciwko zakłamaniu władzy i jej troski o własne interesy, wszystko jedno, w jakim stopniu są one tożsame z osobistymi interesami poprawy własnego losu.

Nauczycieli trzeba szanować, trzeba w nich inwestować, trzeba im płacić godnie za godną służbę, a nie za godziny przy tablicy. Jeśli się tego nie rozumie, jeśli się tylko sztucznie uśmiecha i wykorzystuje techniki manipulacji medialnej do przekonywania o własnej racji, która nie ma nic wspólnego z pedagogiką szkolną, z koniecznością poważnych zmian w kształceniu i wychowywaniu młodych pokoleń, to nie pozostaje nic innego, jak dymisja lub trwanie z wykorzystaniem środków władzy, a więc arogancją, pozornymi lub doraźnymi ustępstwami, manipulacją. Do czasu.


Nauczyciele mają już dość tego pomiatania nimi przez kolejną ekipę MEN. Tak, tak, tak są traktowani od 1993 r. przez kolejne frakcje polityczne jako "masa towarowa", kapitał polityczny do rozgrywania oświatą partyjnych interesów partii władzy. Nikt nie odda edukacji społeczeństwu, ekspertom, profesjonalistom, bo wówczas straciłby medialną okazję do afirmowania rzekomej troski o dzieci i młodzież, a tym samym do pozyskiwania i powiększania własnego elektoratu.

Właśnie dlatego związki zawodowe tak łatwo przyklejają się do każdej władzy i coś jej obiecują, na coś się zgadzają, byle tylko ich elity mogły czerpać z tego także własne korzyści. W latach 1993-1997 zasiadało w Sejmie prawie 100 nauczycieli-posłów. Lewica. I co? I było dno. To wówczas powstała w Wałbrzychu Partia Głodujących Nauczycieli, a ówczesny poseł K. Baszczyński (obecnie wiceprezes ZNP) w Sejmie głosował za finansową nędzą, a następnego dnia szedł w pochodzie nauczycielskiego protestu w Łodzi ulicą Piotrkowską.

Nic się od tamtych lat nie zmieniło. Związkowcy, którzy są bardzo potrzebni w tak dużym środowisku zawodowym, traktują swoje kariery jak trampolinę do osobistych awansów politycznych, administracyjnych czy/i ekonomicznych. Troszczą się zawsze z takim samym poczuciem powagi o nauczycieli, bo to ładnie wygląda, dobrze się sprzedaje w mediach, na plakatach, w gazetach. Obłuda do kwadratu. Zawsze mają argument, że przecież nie dało się więcej, inaczej, że bardzo się starali, chcieli, ale...

Nauczyciele są funkcjonariuszami państwa, ale nie społeczeństwa, bo i szkoły nie są w Polsce publiczne, tylko połowicznie państwowe, a połowicznie samorządowe. Rządzący czynią wszystko, co jest w ich mocy, by polska szkołą nie stała się szkołą w pełni publiczną, bo utrzymując aparat oświatowej władzy państwowej spłaca się etatami dług wobec własnego elektoratu.

To dlatego po każdych wyborach do Sejmu wymieniane są kadry w administracji oświatowej - w MEN, w kuratoriach oświaty i ich delegaturach. Samopoczucie podnoszą sobie ci, którzy czerpią korzyści z władzy. Edukacja traci na tej politycznej, partyjnej grze wymiany z każdym rokiem. Przesuwa się tylko tych samych graczy po wygranych lub przegranych wyborach z kuratorium do urzędu marszałkowskiego, z urzędu marszałkowskiego czy starostwa powiatowego do rzekomo publicznych placówek doskonalenia nauczycieli, z tych placówek do delegatury lub na listę kandydatów do Sejmu.

Ustrój szkolny w Polsce jest jak sprzed stu lat. Wciąż taki sam, centralistyczny, do manipulacji władzy partyjnej, która będzie rozstrzygać wbrew nauczycielskiej profesji, wbrew, bo i bez jakiejkolwiek diagnozy naukowej o tym, jak ma funkcjonować szkolnictwo w naszym kraju. Samorządy nie mają tu wiele do powiedzenia, bo i te zostały w ostatnich latach upartyjnione. Gdzie są ci apolityczni, bezpartyjni, ale za to oddani w służbę państwu i społeczeństwu absolwenci studiów szkoły administracji publicznej, którzy mieli być zatrudniani ponad wszelkimi podziałami politycznymi?



Ministrem edukacji może zostać każdy zakompleksiony, bez jakiejkolwiek wiedzy o oświacie, mechanizmach i procesach reform funcjonariusz polityczny, bez wiedzy o istocie procesu kształcenia i wychowania. Nie musi niczego więcej znać z wyjątkiem statutu własnej partii i wytycznych jej lidera. Minister edukacji nie jest pierwszym nauczycielem w kraju, tylko ostatnim, najgorszym, bo na tym stanowisku pozbawionym merytorycznych kompetencji. Minister nie musi się niczego uczyć, a jeśli już coś czyta, to pod warunkiem, że jest to zgodne z linią programową jego partii.

Minister edukacji wraz ze związkowcami odpowiada za proletaryzację nauczycielskiej profesji, za nieudolność reform, zmian w tej grupie zawodowej, za chaos i bałagan w polskiej oświacie. Niestety, ale ministrowie edukacji z SLD, AWS, PO, LPR i PiS nie potrafili zarządzać tak wielkim kapitałem pedagogicznym i społeczno-kulturowym, jakim jest polskie szkolnictwo. Zawsze zdradzali albo uczniów, albo ich rodziców, albo nauczycieli, albo jedynych, drugich i trzecich. Nigdy nie zdradzali swoich protektorów, bo przecież im premie się należą.

Nauczyciele chorują tak, jak zagrypieni byli policjanci. Premier RP i ich minister podeszli z troską do zagrożenia stanu zdrowia policjantów i przedstawicieli innych służb mundurowych. Minister Zalewska nie ma pretensji, bo i jej wcześniej też nie wyrażała, do swojego szefa, premiera. To w takim razie nauczyciele czekają, aż zareaguje podobnie, jak minister spraw wewnętrznych i administracji.

Panie premierze, proszę uważnie czytać wypowiedzi swojej ministrzycy, która wygłasza takie oto tezy:

Anna Zalewska o rozmowach ze związkowcami: tak naprawdę pensje nauczycieli ustala samorząd. (…) "Plan finansowy ustala dyrektor, on jest pracodawcą i z nim należy rozmawiać, bo ja nie jestem pracodawcą, ja nie jestem partnerem do sporu zbiorowego, a tak naprawdę pensje ustala samorząd".

Może wreszcie przestanie MEN wprowadzać w błąd opinię publiczną na temat rzekomo wysokich zarobków nauczycieli. Czy rzeczywiście nauczyciele muszą publikować w sieci kopie dowodów przelewów na ich konto, żeby uświadomić Annie Zalewskiej jej kłamstwo i statystyczne manipulacje o średnich płacach w szkolnictwie? Może - skoro nie ministra - to premier wypowie się, jaka powinna być pierwsza płaca polskiego nauczyciela? Czy taka ja p. Misiewicza w MON, czy może taka jak asystentek prezesa NBP?


Kto odpowiada za straty poniesione przez uczniów w wyniku nieobecności nauczycieli w przedszkolach i szkołach? Samorządy?








20 stycznia 2019

Ken chce operacyjnie odzyskać swoją twarz

(BigPicture.ru)

Kultura popularna, o której tak znakomicie pisze w swoich rozprawach prof. Zbyszko Melosik, wywiera swoistego rodzaju presję na młodych ludzi, by przekształcali swoją cielesność zgodnie z modelem tożsamości globalnego nastolatka. Jak się okazuje po latach zaczynają tęsknić za własną naturą, prawdą własnej cielesności, za byciem autentycznym, a nie wypchanym, wytatuowanym nośnikiem obcości.

Kiedy młodzi ludzie walczą z nadwagą, uczestniczą w maratonach, trenują w siłowniach czy w inny sposób pracują nad własnym charakterem, celebryci poprawiają sobie własny wygląd. Oto przekład prof. Antoniego Sawickiego artykułu z prasy rosyjskiej na temat Kena, którego plastikowa figura jest znana zapewne milionom dzieci na całym świecie.

Chirurgia plastyczna czyni cuda. Jednym z nich jest 35-letni Rodrigo Alves (Rodrigo Alves), który jest jak dwie krople wody podobny do przyjaciela Barbie - Kena. Wiele operacji plastycznych zmieniło wygląd tego mężczyzny tak bardzo, że nie tylko jego własna matka, ale także urządzenia kontroli paszportowej nie mogą go zidentyfikować.

Teraz mężczyzna-lalka chce wszystko odwrócić i ponownie poddaje się pod nóż chirurga, by stać się sobą, odzyskać swoją naturalną twarz. Na taką decyzję celebryty ... miała wpływ kontrola paszportowa. Faktem jest, że urządzenia identyfikujące osobę ze zdjęciem paszportowym przestały rozpoznawać Rodrigo.

Będzie to jego 63. operacja, której się podda. Oprócz tej interwencji chirurgicznej konieczne będzie siedem dodatkowych procedur. W rezultacie twarz tego pacjenta operacji plastycznych zostanie ponownie przekształcona pp raz 69.

"To będzie najważniejsza operacja w moim życiu" - mówi Rodrigo.

Chirurdzy wezmą chrząstkę z jego żeber, by przywrócić mu nos. Na rekonstrukcję twarzy składa się z kilku etapów. Nowicjusz będzie musiał odłożyć na jakiś czas lekcje śpiewu i nagrania piosenek.

Rodrigo urodził się w Brazylii, ale większość życia spędził w Londynie. W tym tygodniu poleciał do Teheranu, gdzie przeszedł najbardziej skomplikowaną operację, aby zmienić kształt swoich oczu. Chirurdzy będą musieli wykonać nacięcie w głowie i przywrócić na swoje miejsce przesunięte mięśnie.

Ponadto, Roddiemu zrobi liposukcję policzków i szyi (podciągnięcie) oraz wydobędą silikonowy implant z podbródka. Następnie zostanie dokonana zmiana kształtu warg i przywrócona środkowa część twarzy. Operacje będą prowadzone w ciągu tygodnia.

"Z nadzieją mówi Roddy": "Celem wszystkich tych operacji jest zmniejszenie parametrów mojej twarzy, aby stała się bardziej rozpoznawalna. Mój nos jest teraz złamany i trudno mi oddychać, więc muszę zrobić coś szybko. Iran jest miejscem, gdzie mogą mi pomóc! "

Rodrigo jest przekonany, że irańscy specjaliści są najlepsi w dziedzinie chirurgii plastycznej. To nie jest jego pierwsza operacja w tym kraju, więc bez poczucia zagrożenia oddaje się pod nóż irańskich lekarzy. Mężczyzna-lalka ma nadzieję, że będzie to ostatnia operacja jego nosa. Trochę się denerwuje przed tymi zabiegami, ale chce poprawić twarz, by wznowić swoją aktywność.

Roddy nie wie, czy ten zabieg będzie ostatnim w jego życiu, ale planuje wznowić swoją aktywność. Ken w ludzkiej postaci nadal poświęca swoje zdrowie dla popularności. Sława wymaga nowych doświadczeń i ekstrawaganckich działań z częstym narażeniem ludzkiego życia.


Akademików martwią wytatuowani studenci, którzy nawet zimą chodzą na zajęcia w koszulkach bez rękawów by zademonstrować swoją oryginalność. jaka szkoda, że nie pracują tak intensywnie nad własnym wykształceniem. Wolą mieć - w ich przekonaniu - piękny tatuaż na ręce aniżeli piękny umysł. Są zmiany, których odwrócić się już nie da. Pozostaną na ciele i w psychice na zawsze.

Profesor Marek Konopczyński zainicjował jakiś czas temu, w ramach tzw. pozytywnej resocjalizacji, projekt wsparcia więźniów w ukryciu symboliki ich tatuaży, które stają się dla nich po opuszczeniu zakładu karnego widocznym dla innych znakiem niepożądanej społecznie przeszłości. Idea "tatuaży wolności" stała się przykładem powrotu do stanu powszechnie akceptowanej normalności. Odzyskanie wolności negatywnej jest zarazem wolnością pozytywną, ku własnej, autentycznej tożsamości.

Kiedy żywy model Kena chce odzyskać swoją twarz, inni ją tracą na różne sposoby.

19 stycznia 2019

Wreszcie opublikowano wykaz wydawnictw publikujących recenzowane monografie naukowe



Z opóźnieniem, ale w końcu z wielką łaskawością MNiSW opublikowało wykaz wydawnictw publikujących recenzowane monografie naukowe. Zostały one podzielone na dwie kategorie: pierwsza, obejmuje zaledwie 36 oficyn, w których wydane książki będą ocenione na 200 pkt. oraz drugą, obejmującą łącznie 500 zagranicznych i krajowych wydawnictw naukowych.

Komunikat MNiSW:

Czemu służy wykaz wydawnictw?

Docenienie roli monografii w naukach humanistycznych i społecznych

Przedstawiciele nauk humanistycznych, społecznych i teologicznych od lat domagali się podniesienia w procesie ewaluacji rangi monografii naukowych. W ramach rozporządzenia o ewaluacji, które zostanie opublikowane w najbliższych tygodniach, liczba punktów za monografie zostanie zdecydowanie podniesiona: z 25 do 80 punktów, a w przypadku monografii humanistycznych, społecznych i teologicznych opublikowanych w wąskiej grupie 36 najważniejszych wydawnictw światowych – do 300 punktów (oraz do 200 punktów w przypadku pozostałych dziedzin).

Przywracając monografii naukowej należną jej rangę głównego kanału komunikacji treści naukowych w obrębie wspomnianych trzech dziedzin nauki, trzeba równocześnie wyeliminować – lub co najmniej znacząco ograniczyć – zjawisko przedstawiania do ewaluacji monografii o niskiej wartości naukowej lub wręcz publikacji pseudonaukowych. Temu celowi służy wykaz wydawnictw.

(...)

Wydawnictwa etyczne i z procedurą recenzowania

Wprowadzenie wykazu wydawnictw monografii naukowych do polskiego systemu ewaluacji nauki ma na celu usunięcie z przestrzeni komunikacji naukowej wydawnictw nierzetelnych, które często deklarują możliwość opublikowania dowolnego dostarczonego im materiału jako monografii naukowej. Wolą środowiska naukowego – wyraźnie zaakcentowaną na konferencji z cyklu Narodowego Kongresu Nauki w Poznaniu w lutym 2017 r. – jest, aby w przestrzeni komunikacji osiągnięć polskich naukowców funkcjonowały jedynie takie wydawnictwa, które stosują podstawowe zasady etyki publikacyjnej oraz posiadają ustaloną procedurę recenzowania proponowanych im tekstów naukowych. To właśnie te dwa minimalne wymogi zostały wskazane jako jedyne wytyczne dla wydawnictw, które chciałyby znaleźć się w wykazie MNiSW.

(...)

Co z monografiami w wydawnictwach spoza wykazu?

Samo wprowadzenie wykazu wydawnictw nie ujmuje cech naukowości tym monografiom, które zostaną wydane w wydawnictwach znajdujących się poza wykazem. Takie monografie również będą mogły zostać zgłoszone jako osiągnięcia naukowe na potrzeby ewaluacji i za każdą z nich będzie przyznawane 20 pkt. Co więcej, poddający się ewaluacji ośrodek naukowy będzie też mógł zgłaszać takie monografie do oceny eksperckiej, dokonywanej przez Komisję Ewaluacji Nauki. Jeżeli dana monografia zyska aprobatę KEN, wówczas na potrzeby ewaluacji będzie jej przyznawane 80 punktów (czyli dokładnie tyle samo, ile zostałoby jej przyznane w sytuacji, gdyby została ona opublikowana w wydawnictwie z wykazu MNiSW).

(...) Dla wyłonionych w ten sposób wydawnictw (w przypadku wydawnictw zagranicznych uwzględniono te, w których w minionych latach ukazały się prace polskich autorów) zespół dokonał dodatkowej oceny i w jej wyniku wskazał 36 wydawnictw o bezsprzecznie światowej renomie, które spełniają warunki określone w § 2 pkt 2 rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 7 listopada 2018 r. w sprawie sporządzania wykazów wydawnictw monografii naukowych oraz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych:

* publikują recenzowane monografie naukowe wnoszące istotny wkład w rozwój światowej nauki,

* prowadzą politykę wydawniczą przyczyniającą się do upowszechniania monografii naukowych w skali światowej,

* są uznawane za wiodące przez środowisko naukowe, z uwzględnieniem pozycji zajmowanej w wykazach klasyfikujących wydawnictwa,

* stosują jednolite standardy kwalifikowania monografii naukowych do publikacji, nieuzależnione od wniesienia opłaty za publikację monografii i wysokości tej opłaty.

Wykaz wydawnictw monografii naukowych, ogłoszony komunikatem z dnia 18 stycznia 2019 r., został sporządzony przez ministra na podstawie projektu przedstawionego przez zespół. Wykaz będzie uzupełniany.


Ogłoszony wykaz jest, jak wspomniano, dopiero pierwszą formą sklasyfikowania wydawnictw na potrzeby ewaluacji jakości działalności naukowej. Wydawnictwa, które nie znalazły się w wykazie obecnie ogłoszonym, będą mogły złożyć wnioski o uwzględnienie ich w wykazie. Oceny wniosków dokona Komisja Ewaluacji Nauki, której pierwsza kadencja rozpocznie się 1 marca 2019 r. Szczegółowe informacje dotyczące zakresu i formy danych przedstawianych we wniosku oraz procedury aplikowania wydawnictw o ocenę KEN w celu umieszczenia ich w wykazie, zostaną ogłoszone odrębnym komunikatem, po ich opracowaniu przez Komisję.

Sporządzenie wykazu wydawnictw stosujących się do przyjętych na całym świecie zasad etyki publikacyjnej jest ważnym krokiem w kierunku podnoszenia jakości polskiej nauki.

Wykaz wydawnictw - pełna lista


Napompowany balon pękł bez specjalnego huku. Teraz nasi pedagodzy mogą spać spokojnie, bo wydawane i składane do druku w oficynach rozprawy znajdą swoje upełnomocnienie a autorzy jakże potrzebną "kroplówkę punktacyjną". Zespół ekspertów nie miał łatwego zadania. W niemalże każdym wydawnictwie uniwersyteckim ukazują się książki kompromitujące ich autorów, także w UW i UJ, ale w większości publikują znakomite rozprawy naukowe. Podobnie jest z szeregiem oficyn pozauczelnianych, specjalizujących się w monografiach różnych dyscyplin naukowych. W nich także są lepsze i słabsze tytuły. Znalezienie się w wykazie MNiSW powinno zdopingować do poważnego weryfikowania
składanych do druku maszynopisów i przedkładanych recenzji wydawniczych.
Nareszcie zniknie pytanie o to, gdzie publikować, by powrócić do odpowiedzi na ważniejszą kwestię - Co publikować?

18 stycznia 2019

Protest przeciw niszczeniu humanistyki, nauk społecznych i uniwersytetów



Wyrażamy głębokie zaniepokojenie przyszłością nauk humanistycznych i społecznych w Polsce w związku z treścią już ogłoszonych oraz projektowanych rozporządzeń do ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. Rozporządzenia zagrażają podstawom badań w naukach humanistycznych i społecznych, zagrażają autonomii nauki oraz jej interdyscyplinarnemu rozwojowi.

Wbrew uspokajającym zapewnieniom Ministerstwa projektowana zmiana współczynników kosztochłonności dyscyplin naukowych spowoduje stopniowe, lecz znaczne zmniejszenie nakładów finansowych na badania i kształcenie w zakresie nauk humanistycznych i społecznych. Z uwagi na dotychczasowe permanentne niedofinansowanie szkolnictwa wyższego i nauki projektowane zmiany mogą wręcz zagrozić fizycznej egzystencji wielu uczelni, zwłaszcza uniwersytetów ekonomicznych i pedagogicznych, oraz doprowadzić do kryzysu finansowego w tzw. uniwersytetach bezprzymiotnikowych poprzez zdegradowanie najsłabszych do roli dawnych wyższych szkół pedagogicznych.

Konsekwencje długofalowe projektowanych zmian mogą być takie, iż nauki humanistyczne i społeczne na przyszłych uniwersytetach badawczych będą systematycznie wygaszane. Za skrajnie nieodpowiedzialną uważamy politykę, według której uzależniona od prowadzenia badań naukowych część pensji historyka ma być z definicji pięć razy mniejsza niż chemika, a część pensji uzależniona od kształcenia anglistów lub sinologów będzie cztery razy mniejsza niż przy kształceniu specjalistów ogrodnictwa.

Obowiązujące już rozporządzenie o nowym podziale nauk na dziedziny i dyscypliny nie uwzględniło licznych zastrzeżeń i protestów, wymuszając często dysfunkcjonalne przypisywanie zlikwidowanych dyscyplin dyscyplinom nowym, ze szkodą dla badań „mniejszościowych”. Rozporządzenie to wymusza składanie przez badaczy jednoznacznych deklaracji odnośnie do uprawianej dyscypliny ze szkodą dla badań interdyscyplinarnych oraz dla interdyscyplinarnych i międzydziedzinowych kierunków studiów. W następstwie wprowadzanych zmian badacze poruszający się na styku dyscyplin stają się „nieprzydatni”, bo nieopłacalni dla swojej jednostki.

Najwyższy niepokój budzą również projekty rozporządzeń dotyczących punktowanych czasopism i wydawnictw oraz zasad ewaluacji jakości działalności naukowej. Przyjmowane przez projektodawców kryteria oceny rangi czasopism i wydawnictw uważamy za arbitralne i krzywdzące dla wielu istniejących tytułów oraz badań z zakresu nauk humanistycznych i społecznych, programowo zaadresowanych do polskiego czytelnika.

Jako przedstawiciele środowiska naukowego czujemy się w obowiązku protestować przeciwko tym szkodliwym zmianom. Kategorycznie odrzucamy działania prowadzące do wygaszenia badań nad naszą historią, również najnowszą, nad polskim społeczeństwem, jego kulturą oraz zasadami życia publicznego. Niszczenie dorobku polskich nauk humanistycznych, społecznych i prawnych – zaadresowanego do społeczeństwa polskiego i właśnie to społeczeństwo edukującego – stanowi próbę wyciszenia niewygodnych debat.

Żądamy zmiany projektu rozporządzenia dotyczącego kosztochłonności i utrzymania dotychczasowych relacji współczynników kosztowności wobec skali. Odrzucamy dysfunkcjonalny system przypisujący naukowców do dyscyplin, zniechęcający do badań interdyscyplinarnych. Wzywamy Ministerstwo do odstąpienia od cenzurowania debaty naukowej poprzez degradację polskich czasopism i wydawnictw. Utrzymanie proponowanych rozporządzeń zagrozi prowadzonym przez nas badaniom i zmusi nas do podjęcia działań protestacyjnych.

Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej

Listę sygnatariuszy otwierają:

Protest powinien zostać podpisany nie tylko przez pracowników naukowych, ale także, a może przede wszystkim studentów. Właśnie w czasie wczorajszej Rady Wydziału Nauk o Wychowaniu musieliśmy rozstać się z wspaniałym profesorem kognitywistyki Piotrem Łukowskim(na fot.), który wraca na Wydział Filozoficzno-Historyczny, gdyż (de-)forma Jarosława Gowina niszczy to, co ma miejsce w rozwiniętych naukowo i gospodarczo krajach świata, a mianowicie interdyscyplinarność.

Minister nauki i szkolnictwa wyższego wraz ze swoimi "pretorianami destrukcji" wciska społeczeństwu nieprawdziwą tezę, że reforma nauki ma służyć wzmocnieniu polskiego potencjału w rywalizacji światowej. Tymczasem działania MNiSW oraz akty wykonawcze temu absolutnie zaprzeczają. W istocie bowiem władzy nie zależy na nauce, tylko na dalszym oszczędzaniu w budżecie państwa na szkolnictwie wyższym i nauce. Właśnie dlatego wprowadza się współczynnik kosztochłonności, który na kształcenie np. na psychologii wynosi "1", ale już na prowadzenie badań "2". Nie wiadomo, z jakiego to powodu nie jest on wyższy w obu kategoriach? Co to za nauki eksperymentalne, na które nie ma pieniędzy?

Psycholodzy tym się nie przejmują, bo i tak przechwytują niemalże cały budżet w panelu HS w NCN na swoje badania. Jak zatem ma rozwijać się pedagogika, skoro tak na kształcenie, jak i na badania współczynnik wynosi "1"? Z jakiego to powodu socjolodzy mają na badania wyższy współczynnik od pedagogiki, ale mniejszy od psychologii? itd., itd. Podobnie jest z innymi naukami społecznymi. To jest pozamerytoryczne i pełne prywatnych uprzedzeń rozdawnictwo i redukcjonizm zarazem.

Nie ma szans na współpracę naukową między humanistyką a naukami społecznymi, bo jest ona strukturalnie (prawnie i finansowo) niepożądana.

17 stycznia 2019

Komisja habilitacyjna - warsztatem z metodologii badań

Posiedzenie komisji habilitacyjnej zwołuje przewodniczący po otrzymaniu od dziekana wydziału trzech recenzji osiągnięć naukowych habilitanta. Czasami trudno jest znaleźć dogodny dla siedmioosobowego składu komisji termin, by można było spokojnie, bez napięcia czasowego rozmawiać, dyskutować, wymieniać się własnymi ocenami i argumentami.


Z tego też powodu ogromnie cenię sobie technologiczną szansę na skracanie czasu niepewności, wyczekiwania przez habilitantów na ten etap postępowania w ich sprawie. Wszystkie uniwersytety i politechniki w naszym kraju mają dostęp do kodowanej sieci "Pionier", dzięki której można obradować na odległość. Profesor z Olsztyna lub ze Szczecina czy Gdańska nie musi tracić dwóch dni, żeby wziąć udział w 2-3 godzinnym posiedzeniu komisji w Krakowie czy Katowicach.

W jego uczelni lub uczelni bratniej znajduje się centrum do prowadzenia wideokonferencji, a jakość łączy, w tym obrazu i dźwięku jest naprawdę wysoka. Wszyscy doskonale się widzą, słyszą, mogą sobie przesyłać na ekran także arkusze z danymi, mogą być podłączeni do tablicy interaktywnej, by w toku wspólnej rozmowy dzielić się wykresami, schematami, tabelami dla pełniejszego wyjaśnienia własnego stanowiska itp.

Od samego początku, a w pedagogice nastąpiło to dopiero 5 lat temu, kiedy zacząłem brać udział w posiedzeniach komisji habilitacyjnych, przekonałem się, jak są one ważne nie tylko dla rozstrzygnięcia wniosku habilitanta, ale także dla każdego z członków komisji z osobna. W czasie obrad uświadamiamy sobie istniejące procedury administracyjno-prawne, zwracamy uwagę na funkcjonujące w powszechnym obiegu mity i potoczne wyobrażenia, które nijak mają się do naukowej oceny czyichś osiągnięć, możemy także zdać sobie sprawę z tego, że rozstrzygamy o teraźniejszości i przyszłości własnej dyscypliny naukowej.

Właśnie dlatego określam posiedzenia komisji habilitacyjnych jako swoistego rodzaju warsztat metodologiczny, bowiem każdy z jej członków wnosi swoją recenzją czy opinią własne doświadczenie naukowe i oceniające, które zostało ukształtowane w toku pracy naukowo-badawczej oraz w wyniku samokształcenia. Nie jest bez znaczenia zatem to, jakie "filtry" są nakładane na wyrażenie opinii czy recenzji, o jakich parametrach naukowych są "soczewki" do odczytywania cudzych rozpraw.

Jeśli ktoś ich w ogóle nie nakłada, nie posługuje się żadną z naukowych miar, tylko traktuje swój udział w komisji jako spełnienie koleżeńskiej przysługi komuś, w tym habilitantowi, to niech się nie dziwi, że może spotkać się z poważnie demistyfikującą jego/jej postawę w czasie obrad takiej komisji lub po niej. Siedmiu uczonych musi stanąć twarzą w twarz nie tylko wobec dzieł, które są przedmiotem oceny, ale także wobec tego, co sami napisali i wypowiedzieli, w jakiej uczynili to formie, z jaką argumentacją.

Komisja habilitacyjna staje się dla niektórych jej członków odsłoną ich własnej niekompetencji, braku wiedzy, umiejętności korzystania z narzędzi nauki, bo być może nikt tego od nich wcześniej nie wymagał, także na żadnym etapie ich akademickiego rozwoju i funkcjonowania. Na szczęście w większości składu komisji habilitacyjnych znajdują się osoby kompetentne, autentyczni eksperci, rzeczoznawcy, którzy stają się dla niektórych osób ich nowymi, być może nawet pierwszymi w toku ich kariery, nauczycielami, mistrzami.

To takie osoby stają się szansą na wydobycie z dorobku publikacyjnego habilitanta tego, co nie dla wszystkich jest widzialne oraz zdekodowanie tego, co jest błędem, ale przez niektórych niedostrzeganym (celowo lub nieświadomie). Każde z takich posiedzeniem przekształca się, czy tego chcemy, czy nie, w swoistego rodzaju warsztat z metodologii badań w naukach społecznych czy humanistycznych, w spór o to, co jest wciąż nierozstrzygnięte, nieustalone, wątpliwe, podejrzane, nieklarowne itp.

Posiedzenie komisji habilitacyjnej staje się zatem uniwersytetem w temporalnej i przestrzennej skali mikro. Zawiera w sobie elementy koniecznych pochwał i często bolesnych uwag krytycznych. To jest jedyna przestrzeń, w której zderzamy się z manipulacją, fałszem i prawdą. Czasami bywamy zaskoczeni, zdumieni, ale to wszystko powinno służyć temu, żebyśmy zmieniali nie tylko treść własnych rozpraw czy wykładów, ale także samych siebie, swój stosunek do nauki, by była dzięki temu wiarygodną a nie komuś wygodną.

16 stycznia 2019

#Murem za Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy i Jurkiem Owsiakiem



Doskonale rozumiem honorowy gest Jurka Owsiaka po tak wielkiej tragedii, jaka miała miejsce w Gdańsku, gdzie doszło do politycznego mordu w trakcie Święta Dobroci-Miłości- Altruizmu - w czasie finału 27 Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pewnie każdy, kto ma choć odrobinę poczucia godności przyjąłby symbolicznie odpowiedzialność za to, co się tam wydarzyło.

Jednak to nie Jurek Owsiak jest sprawcą tej podłej zbrodni, ani też nie jest tym, który być może zamówił dokonanie zbrodniczego czynu. Morderca jest tylko częściowo jawny, bo nie znamy wszystkich okoliczności i motywów zaplanowanego z zimną krwią i odpowiednio przygotowanego aktu zabójstwa człowieka - polityka samorządności, prezydenta małej ojczyzny.

Rozumiem gest Jurka Owsiaka, bo człowiek honoru tak postępuje, że przyjmuje na siebie ciężar zła, którego doświadczył niewinny człowiek. Prezydent Gdańska - śp. Paweł Adamowicz aktywnie wspierał i uczestniczył nie tylko w tegorocznej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, toteż tym bardziej akt rezygnacji ma symboliczne przesłanie moralne i solidarnościowe.

Nie jest moim celem ustalanie winnego czy winnych trak okrutnego zabójstwa. Niech uczynią to odpowiednie służby.

Od trzech lat doświadczam jako aktywny badacz procesów partycypacji obywatelskiej i samorządowej napaść na Jurka Owsiaka, przemoc pełną nienawiści, wściekłości, podłych oskarżeń i wulgarnej, agresywnej narracji słownej, która ma miejsce w prawicowych mediach i w sieci internetowej, na portalach społecznościowych.

W tym roku, idąc w niedzielę na mszę świętą, spotkałem zaledwie jedną nastolatkę z puszką WOŚP. Stała przy wejściu tak, jakby chciała przeprosić, że w ogóle zbiera pieniądze na szlachetny cel. A jeszcze trzy, cztery lata temu w otoczeniu mojego domu biegały 3-osobowe grupy roześmianych, radosnych, pełnych poczucia szczęścia uczniów pobliskiego gimnazjum i liceum, którzy starali się pozyskać jak najwięcej datków.

Z każdej strony ogrodu okalającego kościół czekała na wychodzących po nabożeństwie młodzież i dziękowała parafianom, współmieszkańcom za każdą wrzuconą do oznakowanej puszki złotówkę. Tak było, ale tak już nie jest.

W tym roku w sposób szczególnie dotkliwy i wyrazisty odczułem nieobecność młodzieży-wolontariuszy WOŚP. Sprawił to nie tylko internetowy hejt, ale także szemrany komunikat, by nie ważono się dawać pieniędzy temu "szatanowi", by żadna z instytucji czy służb publicznych nie ważyły się wspierać tej inicjatywy. Niestety, nie wszyscy księża wspierali tę zgodną z wartościami chrześcijańskimi inicjatywę.

Drodzy, małomiasteczkowi nauczyciele! Nie wstyd Wam, że nie staliście razem ze swoimi uczniami, by pozyskać środki dla innych, na zakup sprzętu do ratowania życia czy zdrowia? "Płacicie" swoim uczniom za ich wychowanie punkcikami ujemnymi i dodatnimi w ramach oceny zachowania? Nie widzicie, jak sami jesteście już wyjałowieni, jak sami dzielicie wolontariat na ten jedynie prawdziwy i godny wsparcia oraz na ten niegodny? Tego uczycie młodych?

Co to się stało, że w czasie mszy ksiądz już nie powie o obecności wolontariuszy WOŚP, którzy stoją na zewnątrz i marzną? Nikt im nie przyniesie kubka gorącej herbaty. Bywało, że spotykali się z podłymi komentarzami, byli odpychani, a nawet ośmieszani. Obejrzeli szopkę w TVP-1, wysłuchali zmanipulowanych medialnie doniesień, uwierzyli, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest nieuczciwą grą? Kto był w szpitalu, ten znajdzie sprzęt z "owsiakowym serduszkiem".

Być może jest to pozostałość z czasów PRL, że zawiścią i/lub nienawiścią niszczy się liderów, przewodników, osoby znaczące, charyzmatyczne, autorytety, tych, którym chce się nieco więcej od pozostałych, bo ... można w ten sposób leczyć własne kompleksy, "stłuc zwierciadła" własnej małości, bierności czy braku zaangażowania. Kto tylko wychyla się, czyni coś dla innych, jest w czymś lepszy, wyjątkowy, to trzeba podłożyć mu nogę, by się potknął, przewrócił, by mu się nie powiodło. Niemcy powiadają: Ich habe Spass aus dem Hass (cieszy mnie nienawidzenie kogoś).

Wczoraj Komitet Norweski przyjął nominację Jerzego Owsiaka do Pokojowej Nagrody Nobla.

Będę stał murem za Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy i jej Liderem, Twórcą, Frontmanem - za Jurkiem Owsiakiem, za tym, który z pasją angażuje się na rzecz pomocowej idei oraz inicjatywy, która rośnie i rozkwita z kolejnymi pokoleniami darczyńców, altruistów. Nie niszczmy socjalizacji w miłości, narodowego DOBRA obdarzania innych cząstką naszych serc i finansów. To są nasze pieniądze, nasze dobra, którymi dzielimy się z WOŚP po to, by można było je spieniężyć i przeznaczyć na dobro wspólne.

Niech żaden polityk, żaden partyjny sługus i urzędas nie zniechęca nas i naszych dzieci do decydowania o tym, na co przeznaczamy własne środki! Niech JUREK OWSIAK nie zostawia swoich wolontariuszy i milionów Polaków wycofując się z przewodzenia ruchowi ludzkich serc. Jeśli nie jest w stanie tego dalej wytrzymać, to przyjmę to ze zrozumieniem i głębokim żalem. Mam jednak przeświadczenie, że to nie będzie już ta ORKIESTRA.

Chcę zobaczyć w przyszłym roku na ulicy miasta rozradowane buzie młodzieży kwestującej na kolejną 28 WOŚP. Czy będzie nią dyrygował Jurek Owsiak?

Ks. Jan Twardowski - "Ucieczka"

Uciec od miłości
na chwilę
na sto lat
na zawsze

nie tak łatwo
kiedy serce otworzy paszczę".


15 stycznia 2019

Polityka to nie walka na śmierć i życie


Nie wszyscy są poruszeni zamordowaniem Prezydenta Miasta Gdańska - Pawła Adamowicza na oczach milionów telewidzów i setek uczestników finału 27. Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku w dn. 13 stycznia 2019 r. Nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy jednością, wspólnota narodową, gdyż ta dzielona jest skutecznie i podle od wielu lat przez polityków, którzy zastąpili arystotelesowską istotę polityki jako racjonalnej troski o dobro wspólne perfidną walką o władzę, jej utrzymanie lub odzyskanie.

Potrafimy okazywać solidarność w momentach szczególnych, dramatycznych, tragicznych, traumatycznych dla większości narodu, ale... dość szybko powracamy do nurtu konfrontacji i wzajemnego wyniszczania. Postawy nekrofilne górują nad biofilnymi, bo te pierwsze lepiej się "sprzedają" (hejterom płaci się za to), są bardziej wyraziste i można z nich uczynić instrumentalny użytek. Miłość, dobro, przyjaźń, solidarność, lojalność, ufność, rzetelność, uczciwość... itd. nie sprzedają się na rynku bezwzględnej walki o władzę.

Żegnam Prezydenta Miasta Gdańska, chociaż nigdy nie spotkałem Go osobiście i nie miałem okazji doświadczenia Jego służby. Pięknie stanął w poprzek wojny polsko-polskiej w czasie ostatnich wyborów samorządowych a mieszkańcy Gdańska pokazali nekrofilnym politykom, że chcą GOSPODARZA WSPÓLNOTY, SAMORZĄDOWCA, A NIE PARTYJNEGO sługusa. Pamiętajmy o tym, który służył najwierniej idei solidarności społecznej, autonomii lokalnej społeczności, demokracji i samorządności wbrew i ponad podziałami partyjno-światopoglądowymi.