10 września 2018

Wkręceni w harcerską opowieść o Aleksandrze Kamińskim






W słoneczną, ciepłą niedzielę na ponoć najdłuższej ulicy w Europie, jaką jest ulica Piotrkowska w Łodzi, odbył się festyn organizacji pozarządowych, które prezentowały swoje dokonania, informowały o celach i zadaniach statutowych zachęcając do współpracy w ramach wolontariatu czy wspierania finansowego ich niezwykle wartościowej społecznie działalności. To rzeczywiście było mikro-święto NGO z woj.łódzkiego, bo prezentowały się podmioty z różnych miast i okolic Łodzi, potwierdzając sens społecznie zaangażowanej przedsiębiorczości.

Jakież było moje zdumienie, kiedy wśród kilkudziesięciu stanowisk byli instruktorzy Chorągwi Łódzkiej ZHP, którzy zorganizowali aktywne poznawanie życia i dokonań jednego z najwybitniejszych łodzian XX wieku, wspaniałego pisarza, skautmistrza, wiceprzewodniczącego ZHP, harcmistrza, jednego z dowódców "Szarych Szeregów", żołnierza Armii Krajowej, historyka, badacza dziejów organizacji i związków młodzieżowych na przełomie XIX i XX w. oraz pedagoga społecznego, profesora Uniwersytetu Łódzkiego ALEKSANDRA KAMIŃSKIEGO (1903-1978).


Każdy, kto chciał poznać tę postać, miał znakomitą ku temu okazję, gdyż została perfekcyjnie przygotowana wystawa ilustrująca najważniejsze etapy w życiu i dokonaniach "Kamyka". Na dużych planszach można było zapoznać się z najważniejszymi myślami pedagoga, jego przesłaniem dla kolejnych pokoleń, wydarzeniami z jego życia w jakże trudnych dla tego pokolenia czasach, bo przecież dwudziestolecie międzywojenne zakończyła II wojna światowa, a potem przeżywał czas hitlerowskiej niewoli, zbrojnej walki harcerskiego podziemia z okupantem, odzyskania niepodległości na krótko, by wpaść w niewolę rosyjską w dobie stalinizmu.

Aleksander Kamiński nie dożył trzeciej fali wyzwolenia Polski w 1989 r. Nie doczekał nawet I fali "Solidarności", która w latach 1980-1989 zaowocowała wydobyciem na światło dzienne także jego dotychczas ocenzurowanych publikacji. O tym wszystkim można było dowiedzieć się nie tylko z tzw. posterów, ale przede wszystkim, jak na harcerzy przystało, w ramach zadań, za których poprawne wykonanie można było otrzymać pamiątkowy znaczek "Opowieść o Kamyku", a co najważniejsze - dowiedzieć się o życiu, twórczości i bohaterstwie tak wybitnego pedagoga i instruktora harcerskiego.


Zainteresowani mieli do wyboru 10 zadań, z których należało zrealizować co najmniej pięć. Wyniki każdego zadania były odnotowane na specjalnej karcie, a były to:

1. Obejrzyj naszą wystawę. Poznaj Kamyka - Aleksandra Kamińskiego, który jest bohaterem Chorągwi Łódzkiej ZHP.


2. Ułóż trzy portrety Aleksandra Kamińskiego (Kamykowe puzzle).



3. Zagraj w memory "Kamykowe lektury". Na kartach memory były okładki książek Kamińskiego.

4. Timeline - ułóż wydarzenia z życia Kamyka w chronologicznej kolejności. (To było trudne zadanie dla dzieci, gdyż musiałyby więcej czasu poświęcić wydarzeniom z życia tego instruktora).



5. Zuchowe kolorowanki - należało pokolorować wybraną ilustrację do książki Kamyka o zuchach.


6. Kamykowe myśli - należało oznaczyć wybrany cytat (myśl) Kamyka czerwonym serduszkiem. Dzięki temu można było zobaczyć, która z jego idei cieszyła się wśród łodzian największą popularnością.


7. Plątanina linii - to zadanie polegało no rozpoznaniu, który z trzech znaków Polski Walczącej został namalowany na murach Warszawy w czasie okupacji przez członków Szarych Szeregów, znanych z "Kamieni na szaniec" - Tadeusz Zawadzki, Janek Bytnar i Maciej Aleksander Dawidowski.

8. Rysowanka - dla małych dzieci polegała na połączeniu punktów w oznaczonej kolejności, by otrzymać w finale rysunek... Krzyża Harcerskiego.

9. Labirynt - na osobnej karcie należało wyznaczyć drogę, którą zuch dotrze na miejsce biwaku.

10. Labirynt - na osobnej karcie - należało wyznaczyć drogę, którą zuch dotrze na miejsce biwaku, w którym czeka na niego Antek Cwaniak.

Harcerski namiot oblegany był nieustannie przez dzieci, które przyszły na ul. Piotrkowską z rodzicami lub opiekunami. Jak ktoś się zatrzymywał przy Kamykowych Opowieściach, to można było się domyślać, że miał lub nadal ma coś wspólnego z harcerstwem lub/i pedagogiką społeczną.

09 września 2018

Mateczniki plastyki - The bastion of art


Jak na pedagogów sztuki przystało ukazała się nakładem Uniwersytetu Jana Długosza w Częstochowie (chociaż jeszcze nazwa jego oficyny widnieje jako AJD) piękna monografia zbiorowa pod redakcją dr Marzeny Bogus , a zatytułowana “Mateczniki plastyki”.

O ile poprzednia publikacja pt. “Nasze kunsztowanie” została poświęcona osobom, animatorom kształcenia artystycznego w regionie, na ziemi częstochowskiej, którzy promowali warsztaty artystyczne w ramach różnych form zajęć pozaszkolnych i pozalekcyjnych, o tyle przywołana dziś książka obejmuje kształcenie estetyczne w skali całego kraju. Jakże trudno jest oceniać tego typu publikacje, które z jednej strony są egzemplifikacją znakomitych doświadczeń praktycznych nauczycieli, edukatorów i artystów inspirujących dzieci i młodzież do realizowania marzeń w osobliwym kolorycie sztuki, a z drugiej strony ich autorzy odwołują się do modeli i teorii kształcenia przez sztukę.

Trzeba łaknąć obcowania z pięknem, by wraz z ujętymi w publikacji i zilustrowanymi dokonaniami dzieci i ich edukatorów, studentów i nauczycieli-nauczycieli (metodyków ośrodka doskonalenia nauczycieli) zajrzeć do matecznika plastyki, w którym każdy miał możliwość artystycznej samorealizacji łącznie z prawem do popełniania błędów. Jak pisze Redaktor tomu:

"Matecznik daje przyzwolenie na potknięcia i pomyłki, na "zepsute" matryce, ":sosy" na blejtramie poszukiwaniu korzystnego połączenia kolorystycznego, jednocześnie pozwala na to, by rozwiązanie było drogą i procesem. Klarując utworzony termin "matecznik plastyki", myślimy o artystycznej oazie, ale przecież miejsce samo z siebie nie tworzy zazwyczaj atmosfery. Specyficzny genius loci jest możliwy dzięki konkretnemu człowiekowi lub grupie ludzi" (s. 10).

"Matecznik plastyki" został podzielony na trzy części i epilog zatytułowane:

I część - Stary niedźwiedź mocno śpi

II część - Mało nas do pieczenia chleba

III część - Wyspy interesujących technik

Epilog - Sroczka kaszkę warzyła, dzieci swoje karmiła.

Część pierwsza jest przebudzeniem nauczycieli w zakresie wiedzy o ekspresji twórczej dziecka do zharmonizowania i współgrania ich pracy pedagogicznej z artystyczną. Maria Drzewiecka słusznie upomina się o wykorzystanie wiedzy plastycznej, pedagogicznej, historycznej, psychologicznej z zakresu prawidłowości procesu rozwoju, wychowania i edukacji w inspirowaniu podopiecznych do twórczości plastycznej. Jakże ważne są tu pytania, które postawił już wiek temu Georg Kerschensteiner (s. 23), a ja dopełniam je współczesnymi dylematami:

1. Kiedy i jak rozwija się w dziecku zdolność i potrzeba przedstawiania w dwuwymiarowej formie przedmiotu widzianego w przestrzeni? Dzisiaj będziemy to pytanie poszerzać o przestrzeń trój- a nawet czterowymiarową.

2. Czy dziecku łatwiej rysować z natury czy z wyobraźni? Możemy to uzupełnić o dylemat: - Czy otwarty dostęp do sztuki i instrukcji rysowania w sieci sprzyja temu zadaniu?

3. Czy tkwi w dziecku szkolnym zmysł dekoracyjny do ozdabiania przestrzeni, kiedy i jak się rozwija? Otóż to, co dzisiaj sądzimy o graffiti jako popkulturowej formie ozdabiania otaczającej nas przestrzeni?

4. Jak postępuje rozwój wybitnie zdolnych do rysunku dzieci? Interesujące jest bowiem to, czy ów postęp ulega zwiększeniu populacji dzieci uzdolnionych plastycznie?

Marzena Bogus i Kevin Lipok poświęcają w części pierwszej swoje studium technikom plastycznym, które są stosowane podczas lekcji plastyki w szkołach. Analizują podstawy programowe dla wszystkich etapów edukacyjnych tak w odniesieniu do reformy z 1999 r., jak i szczegółowo, sondażowo od września do listopada 2016 r. dociekano, które z technik plastycznych są przedmiotem ekspresji plastycznej uczniów. Okazało się, że w zależności od etapu kształcenia stosowane są najczęściej i często techniki rysunkowe (powyżej 90%), malarskie (od 65% do 86%), graficzne (od 4% do 22%), fotograficzne (od 1% do 2%), rzeźbiarskie (od 15% do 18%), komputerowe (od 11% do 13%), dekoracyjne (od 13 do 18%).

Marzena Bogus i Adrianna Zalewska publikują w kolejnym rozdziale wyniki konkursu, który zorganizowały w ramach Zespołu Wychowania przez Sztukę na w pełni swobodną wypowiedź dzieci i młodzieży w dziedzinie plastycznej, fotograficznej i innych a łączonych technik wizualnych. Nagrodzone prace - po siedem z I i II etapu edukacyjnego oraz osiem z III poziomu zostały opublikowane na s. 97-111. Rzeczywiście, są znakomite jak na wiek przecież młodych artystów.

Ciekawe są też najczęściej podejmowane w zgłoszonych na konkurs pracach ich tematy. Zdominowały je zwierzęta (32%), portret/postać (19%), kompozycje fantastyczne i abstrakcyjne (16%) i pejzaż (12%). Poniżej 10% były wybierane takie tematy, jak: pojazdy, architektura, martwa natura czy kopie dzieł innych twórców oraz elementy dekoracyjne.

W drugiej części książki "Mateczniki" Joanna Biskup-Brykczyńska, Kamila Muśko-Parafieniuk, Agnieszka Chrzanowska-Małys, Jerzy Jankowski, Michał Liszka kolejno piszą o swojej pracy zawodowo-artystycznej oraz o dziecięcych diamentach, które z pasją szlifowały w trakcie prowadzonych przez siebie zajęć. Ujawniają tajniki nauczycielskiego warsztatu, jak powstawały ich projekty, jak tworzone były autorskie pracownie oraz dlaczego warto podążać za dziećmi.

Ostatnia część książki poświęcona jest interesującym, mało znanym czy rzadziej stosowanym technikom plastycznym, które przybliżają nam Marzena Bogus, Anna Steliga, Barbara Szymska, Barbara Bartnik, Małgorzata Franc, Marzena Strzelczyk-Jończyk,, Aleksandra Szczygieł i Teresa Gemelova. Tę część publikacji polecam nie tylko nauczycielom, ale także rodzicom, którzy dostrzegli u swoich dzieci artystyczne talenty. Znajdują się tu niezwykle ciekawe techniki, zaś poszczególni autorzy przybliżają metodykę ich aplikacji.

Gorąco polecam tę książkę także politykom oświatowym. Zamyka ją cytat Stanisława Rodzińskiego:

"Budując szkolnictwo nie można nie mieć wyobraźni, wyobraźnia jest elementem twórczości, jeśli ktoś nie ma wyobraźni, myśląc o szkole, tzn. nie uczono go wychowania plastycznego" (s.300).

08 września 2018

SZKOLNYCH ABSURDÓW ciąg dalszy















Pierwsze dni roku szkolnego owocują kolejnymi absurdami. Nie wiadomo, śmiać się czy płakać? Nauczyciele wykonują polecenia władzy, bo przecież nie mogą lekceważyć prawa, chociaż widzą w tym nonsens. Inna rzecz, że niektórzy sami są kreatorami absurdów, począwszy od naszej ministry. :)

1. Nauczyciel jednego z przedmiotów w szkole podstawowej ("Nie podaję danych, bo jak uderzy się w stół, to odzywają się nożyce") powiada do uczniów: "Możecie robić, co chcecie, bo nie ma jeszcze podręcznika dla waszego rocznika". Zabawne?

2. Idea "róbta co chceta" udziela się nie tylko w ostatnim tygodniu roku szkolnego, ale i pierwszym. Uczniowie pytają, za co nauczyciele biorą płace? Większość lekcji pokega na tym, że się nie odbywają.

3. Kurator oświaty w woj.małopolskim zarządziła 1 października 2018 r. Dniem Lekkiego Plecaka, czyli dniem ważenia tornistrów szkolnych. Wizytatorzy mają tego dnia ważyć. Ciekawe, czy zakupiono tyle wag. Przydałaby się jedna, w kuratorium - do mierzenia poziomu głupoty.

4. Niech żyje RODO. Dzieci podpisują prace numerem z dziennika. Ciekawe, czy te numery będą wkrótce tatuowane? Osiemnastka!!! Do tablicy!!!

5. A propos osiemnastki. Uczeń klasy maturalnej, który ukończył 18 rok życia jest zobowiązany w szkole średniej do przedłożenia pisemnej zgody rodziców na opuszczenie szkoły w czasie, gdy dobywają się dobrowolne dla uczniów zajęcia, a on z nich nie korzysta.

6. Minister edukacji Anna Zalewska na stwierdzenie dziennikarza, że brakuje w szkołach nauczycieli, odpowiedziała: Panie Redaktorze, to nie są informacje, że brakuje nauczycieli, tylko o tym, że są wolne miejsca".

Cudne! Kto wręcza Medal "Złote Usta"?

07 września 2018

Potrzeby i oczekiwania młodych naukowców związane z rozwojem zawodowej kariery naukowej


Dział Badań i Analiz Centrum Zarządzania Innowacjami i Transferem Technologii Politechniki Warszawskiej przeprowadził wśród polskich naukowców w ramach Projektu Naukowiec finansowanego przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz z programu Unii Europejskiej w zakresie badań naukowych i innowacji Horyzont 2020 badanie społeczne potrzeb i oczekiwań młodych naukowców związanych z rozwojem ich zawodowej kariery naukowej.

Wydany raport nie wnosi niczego do nauki, natomiast spełnia funkcję diagnozy społecznej dla kierownictwa resortu szkolnictwa wyższego. Autorami raportu są - jedna adiunkt dr Aleksandra Wycisk i bez stopni naukowych członkowie zespołu: Mateusz Kałamarz, Jarek Chojecki, Dariusz Parzych, Katarzyna Modrzejewska i Anna Wiśniewska. Jak każdy tego typu sondaż opinii nie został on oparty na modelu teoretycznym potrzeb i oczekiwań osób dorosłych, toteż ma on charakter publicystyczno-informacyjny.

Badanie zostało przeprowadzone w niespełna miesiąc, w okresie od 23 października do 20 listopada 2017 r. na niereprezentatywnej próbie, bowiem uwzględniono w nim przesłane przez 477 respondentów (399 młodych naukowców i 78 ekspertów) wypełnione kwestionariusze ankiety. Respondentami byli doktoranci (60%), doktorzy (18,7%) i doktorzy habilitowani (12,2%), w śród których większość stanowiły kobiety (52,8%). Ankietowani reprezentowali nauki ścisłe (38,4%), przyrodnicze (37,9%), techniczne (37,3%) społeczne (20%) i humanistyczne (12,4%). Nie pozyskano danych od doktorantów z nauk medycznych i nauk o sztuce.

Zawsze zastanawia mnie powód uwzględniania w takiej diagnozie zmiennej pośredniczącej, jaka jest reprezentowana w tym przypadku dziedzina nauki, skoro nie uwzględnia się tego zróżnicowania w analizie odpowiedzi na większość pytań. Tymczasem byłbym zainteresowany głownie opiniami doktorantów nauk społecznych, w tym jeszcze z podziałem na reprezentowane przez nich dyscypliny naukowe. Zgeneralizowana analiza wypowiedzi i wyborów odpowiedzi wszystkich badanych jest mało ciekawa.

Zapewne dziennikarze zwrócą uwagę na to, że ok. 80% badanych doktorantów, a przecież jeszcze nie naukowców, chciałoby znaleźć zatrudnienie na polskich uczelniach czy w instytutach badawczych, by przyczyniać się do rozwoju polskiej nauki. Jednakże aż 65,4% spośród nich poinformowało, że jest skłonna wyjechać z kraju, jeśli nie będzie to możliwe. Trochę to dziwne, skoro jedynie 31% przyznało, że jest chciałoby podjąć pracę w sektorze akademickim.

Jak wynika z tej diagnozy, doktoranci koncentrują się na przeszukiwaniu ofert dotyczących wyjazdów zagranicznych do instytucji naukowych oraz informacji o grantach zagranicznych i krajowych, zaś pracę własną koncentrują na zdobywaniu wiedzy z pisania wniosków. Pytani o bariery i przeszkody w ich własnym rozwoju oraz realizacji marzeń zawodowych stwierdzali m.in.:

- niskie zarobki, które uniemożliwiają utrzymanie się wyłącznie z nauki oraz uzyskanie samodzielności finansowej.

- zbyt mało jest miejsc pracy (etatów) dla młodych naukowców na uczelni, trudno znaleźć pracę, trzeba mieć szczęście, a wręcz „znajomości”.

- nieprzejrzystość postępowań grantowych i kwalifikacyjnych oraz nieodpowiednie kompetencje ekspertów oceniających granty (np. nierozumienie ocenianych zjawisk).

- praca na uczelni jest zdominowana przez biurokrację, skostniałą hierarchię i nieprzychylną młodym kadrę np. uprzedzenia, zniechęcanie do kontynuowania pracy naukowej, brak poparcia przełożonych i przytaczają przykłady łamania etyki zawodowej;

- niesamodzielność na ścieżce zawodowej: małą elastyczność w indywidualnych ścieżkach kariery, mała kontrola swoich działań, zjawisko „punktozy” decydujące o rodzaju, częstości i jakości podejmowanych działań naukowych.

- brak systemu motywacji pracowników, czego przykładem może być niedopasowany system oceny pracownika;

- duże obciążenie pracą naukową i dydaktyką,

- mało rozwojowa praca naukowa, obciążenia czasowe niepozwalające na dodatkowe działania, przemęczenie.

Jakie kompetencje społeczne, tzw. "miękkie" wzmocniłyby realizację własnych projektów badawczych? "W ocenie respondentów zdecydowanie najbardziej efektywnymi narzędziami są wyjazdy oraz staże zagraniczne w sektorze akademickim. Pozostałe przydatne narzędzia to networking, szkolenia i warsztaty z zakresu tematyki badawczej oraz staże zagraniczne w sektorze nieakademickim. Z perspektywy wspierania rozwój kariery młodego naukowca, do zdecydowanie najmniej efektywnych narzędzi włączyć można działania samorządu, seminaria doktoranckie oraz działania kół naukowych.

Na koniec warto odnotować, że ponad połowa badanych nie znała założeń projektów reformy 2.0. Ci, którzy potwierdzili znajomość projektu Konstytucji Dla Nauki negatywnie ocenili pozostawienie oraz upolitycznienie uczelni, związane z wprowadzeniem rady nadzorczej. Nie podoba im się umniejszenie roli wydziałów oraz wprowadzenie stanowiska profesora dydaktycznego. Wyrażali tez obawy przeniesienia uprawnień do nadawania stopni naukowych z wydziałów na uczelnie oraz wprowadzanie na uczelni korporacyjnego stylu pracy.

"Pojawiły się też komentarze, że zmiany są nierealne do wprowadzenia i że w dużej mierze jakiekolwiek zmiany w polskiej nauce to kwestia długiego czasu, wymiany pokoleniowej i zmiany mentalności. Nie zabrakło wypowiedzi zaciekawionych, jakie będą konsekwencje zmian (umiarkowany optymizm) oraz wypowiedzi powątpiewających, że zmiany cokolwiek przyniosą (rezygnacja)."

Nihil novi.




06 września 2018

Centralna Komisja m.in. "niedoskonałości naukowej" do 2020 r.


W związku z przyjętą przez Sejm w dn. 20 lipca 2018 r. ustawą Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, która - jak już zapowiedział to minister Jarosław Gowin będzie wkrótce nowelizowana (ad infiniutum), do końca 2020 r. działa Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów w Warszawie.

W przyszłym roku powstanie Rada Doskonałości Naukowej, która rozpocznie swoje prace w październiku 2019 roku rozpatrując wnioski z nową obowiązująca już procedurą awansową w naukowym rozwoju najwybitniejszych polskich naukowców. Doktorzy niech się szykują do kolokwiów habilitacyjnych, jeśli chcą się habilitować, bo nie muszą. RDN będzie zajmować się doskonałością naukową, czego tylko możemy jej pozazdrościć, bowiem jeszcze przez dwa lata będziemy zajmować się NIEDOSKONAŁOŚCIĄ, z nadzieją, że będą też "okruchy" jakiejś i czyjejś doskonałości. W końcu o stopnie i tytuły naukowe będą ubiegać się już pozbawieni nalotów PRL nauczyciele akademiccy, międzynarodowej sławy młodzi uczeni, którzy już szlifują swoje dokonania w kraju i poza jego granicami.

Tymczasem Centralna Komisja będzie finalizować postępowania na stopnie naukowe i tytuł naukowy, które będą wszczynane na dotychczasowych zasadach i zgodnie z obecnymi procedurami. Do końca kwietnia 2019 r. każdy mniej lub bardziej doskonały naukowiec będzie mógł zmierzyć poziom własnych dokonań w ramach przewody doktorskiego, postępowania habilitacyjnego czy na tytuł naukowy profesora. Chcielibyśmy, żeby byli to primus inter pares, ale ... jak wynika z dotychczasowej praktyki prymusów jest coraz mniejszy odsetek.

Mamy zatem nadzieję, że kolejna re-forma w szkolnictwie wyeliminuje patologie indywidualne i instytucjonalne (administracyjne) w uczelniach państwowych oraz wzmocni motywację uczonych do jak najwyższych osiągnięć naukowych, których egzemplifikacja i weryfikacja nie nastręczy dyskomfortu członkom komisji i rad jednostek naukowych, a sprawi dużo satysfakcji poznawczej i komparatystycznej.

Sekcja Nauk Humanistycznych i Społecznych CK spodziewa się bowiem kolejnej fali wniosków, z których nie wszystkie będą nośnikiem wysokich wartości naukowych i etyki akademickiej ich autorów. Swoją drogą, warto będzie podsumować za dwa lata stan sukcesów i patologii w polskiej humanistyce i naukach społecznych, ale nie w kategoriach parametrycznych, bo te właśnie kryją fałsze, plagiaryzm, naruszanie dobrych obyczajów, niestaranność i nierzetelność aplikujących o awans, ale także osób odpowiadających za ten stan z racji pełnionych funkcji kierowniczych w uczelniach.


O zapowiadającym się wzroście zainteresowania awansem naukowym świadczy fakt, że w wrześniu Sekcja I Nauk Humanistycznych i Społecznych wyznaczyła recenzentów przewodzie habilitacyjnym dla 150 naukowców, zaś w postępowaniu o nadanie tytułu naukowego profesora - dla 40 kandydatów. Życzymy im pomyślnego finału, bo niemalże każda porażka skutkuje wielostopniowym procesem odwoławczym, który wszczynają nauczyciele akademiccy, którzy uzyskali 3 negatywne recenzje swoich osiągnięć naukowych. O patologiach piszę w swoich rozprawach. W odróżnieniu od innych dyscyplin naukowych pedagodzy nie "zamiatają ich pod dywan".

05 września 2018

Rytualizacja naukowego pozoru


Moja najnowsza książka pt. "Turystyka habilitacyjna Polaków na Słowację w latach 2006-2016" rozeszła się w ciągu 3 tygodni, a Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego otrzymywało zapytanie-... kiedy będzie dodruk. Dyrekcja potwierdziła, że nastąpiło to 17 lipca 2018 r. Zapewne opublikowana w tygodniku "Polityka" rozmowa ze mną red. Agnieszki Sowy wzmocniła zainteresowanie problematyką akademickiej nieuczciwości części rodaków ze stopniem doktora nauk.

Prof. Aleksander Nalaskowski opublikował na łamach tygodnika "Sieci" recenzję mojej monografii zachęcając do jej przeczytania. Oba teksty w tak nośnych tygodnikach społeczno-kulturalnych wzbudziły szczególne zainteresowanie problematyką patologii w szkolnictwie wyższym, tym bardziej że akurat w Sejmie i Senacie debatowano nad ustawą 2.0, by przyjąć ją z niewielkimi korektami.

Zadzwonił do mnie b.rektor jednej z krajowych politechnik, by przekonać mnie, że z nauk technicznych docentury Polaków były na wysokim poziomie. Kiedy jednak zaczęliśmy rozmawiać o szczegółach, to szybko przeszedł ze mną na naiwną argumentację w stylu -"... ale wie pan, że w Polsce też bywa różnie z habilitacjami".

Inny z czytelników napisał do mnie:

"Szanowny Panie Profesorze, bardzo dziękuję za artykuł. I przyznaję, że pomysłowość ludzka rzeczywiście jest bezgraniczna, człowiek zrobi wszystko, żeby się nie narobić a zarobić. Najwyraźniej cwaniactwo i kombinatorstwo są wpisane w naturę ludzką i "przyozdabiają" jej demoniczne oblicze. Podziwiam za odwagę bowiem piętnowanie nieuczciwych działaczy wojskowych i służb specjalnych rzeczywiście może owocować kłopotami. Jednak taka kolej rzeczy nie jest chyba niczym nowym dla ludzi, którzy zdecydowali się kroczyć sokratejską ścieżką i krytykować władzę. Z drugiej strony wierzę mocno w łacińską mądrość: śmiałym los sprzyja, bojaźliwych odtrąca."

Niestety, przyznaję komentatorom rację. Patologia poza granicami kraju nie dotyczyła wszystkich, ale też nie może być usprawiedliwiona inną, krajową, o której zresztą piszę nieustannie. To zresztą wzbudziło refleksję, że może teraz nadszedł czas na przyjrzenie się polskim habilitacjom.

Kolejny z samodzielnych pracowników nauki potwierdził w korespondencji ze mną, że słowacki proceder był przejawem obustronnej patologii. Napisał bowiem:

"Serdecznie gratuluję Panu publikacji nowej książki pt. Turystyka habilitacyjna Polaków. Jest to zasadniczy głos, domagający się zachowania etosu uczonego, głos o sprawiedliwość i prawdę. Uważam za bardzo kulturalne, że zaznaczył Pan we Wstępie (nie czytałem jeszcze całej pracy. W internecie znalazłem tylko pierwsze 21 stron), że nie wszystkie osobowy habilitujące się na Słowacji, zdobyły swój stopień w nieuczciwy sposób. To na pewno prawda, ale nie zmienia to faktu, że istniała tak patologia "kupowania" dyplomów.

Podczas "kryzysu" z moją habilitacją dwukrotnie spotkałem się z ks. dziekanem A. (...), a kilkakrotnie rozmawiałem z nim przez telefon. Nie mogę tego udowodnić, ale ksiądz A. (...) zasugerował, że muszę się z nim spotkać i zapłacić. Miała to być ofiara na "cele kościele". Wówczas zostałbym dopuszczony do postępowania habilitacyjnego. Uznałem, że jest to moralna granica, której nie mogę przekroczyć i stąd nie kontynuowałem dalszych rozmów ze Słowakami. Wiem, że inne osoby nie miały skrupułów. Jeszcze raz Panu gratuluję Panie Profesorze. Jest Pan niezłomnym współczesnym Sokratesem. Prawda wymaga odwagi!
"

No cóż, byłbym zadowolony, gdyby ta publikacja nie musiała powstać, bo nie byłoby tego typu przypadków i nie miałyby miejsca takie komentarze uczonych jak:

Przeczytałem Twoją "słowacką" książkę. Lektura powalająca, ścinająca z nóg. Narracja, metodologia, dowody - nie do podważenia. Powiedziałbym "znakomita książka", ale niestety, to nie jest książka o czymś "znakomitym". Zatrważająca. Pokazujesz szambo. A powiedz mi, czy ten proceder został już jakoś sensownie ukrócony? To przecież ważne. A ile tam znajomych nazwisk. A ten gość co w trzy miesiące został z magistra habilitowanym, to mnie po prostu uwiódł. czy to aby nie ksiądz? To już nawet nie cwaniactwo, to bezczelność.







04 września 2018

Warto zmieniać sposób myślenia o edukacji



Uniwersytet Łódzki publikuje komentarze do najważniejszych odkryć, spraw, problemów czy wyników badań nauczycieli akademickich. Dzięki temu wiele dowiaduję się o tym, czym zajmują się koleżanki czy koledzy profesorowie z innych wydziałów UŁ, a nawet z mojego własnego - Wydziału Nauk o Wychowaniu. Tak bowiem jest w naszym profesjonalnym i społecznym życiu, że nie zawsze mamy czas i możliwość poznania innych, zajrzenia do ich laboratoriów, publikacji czy wysłuchania ich w czasie konferencji naukowych.

Z tym większą więc przyjemnością przyjąłem zaproszenie rzecznika prasowego Uniwersytetu Łódzkiego - Pawła Śpiechowicza do zarejestrowania własnego stanowiska na temat edukacji alternatywnej, skoro weszliśmy w kolejny rok szkolny. Od 1990 roku stanowimy na Wydziale Nauk o Wychowaniu środowisko naukowo-badawcze i oświatowe zorientowane na zmianę paradygmatu badań edukacyjnych oraz szeroko rozumianej praktyki szkolnej. To tu zaczął się cykl międzynarodowych konferencji poświęconych edukacji alternatywnej na świecie oraz dokonań polskich nauczycieli i uczonych w tym zakresie.

Podejmowane inicjatywy, eksperymenty i badania w zakresie alternatyw edukacyjnych kontynuowałem w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, współorganizowałem partnerską debatę z naukowcami Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu i nadal dzielę się nowymi projektami alternatywnej edukacji z uczonymi w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie oraz środowiskiem akademickim macierzystej Uczelni. Za nami i przed nami setki znakomitych rozpraw, nagradzanych monografii naukowych, artykułów i spotkań z innowatorami pedagogicznymi w kraju oraz poza jego granicami.

Pedagodzy szczególnie, ale i przedstawiciele pozostałych nauk, w ramach których kształcą także kandydatów do ról nauczycielskich, wychowawczych, opiekuńczych, resocjalizacyjnych czy terapeutycznych mogą zastanowić się nad tym, czy stają się aktorami odtwarzającymi napisany im przez Ministerstwo Edukacji Narodowej scenariusz roli, czy może uwzględniając to, co jest wspólne i konieczne w edukacji ogólnopolskiej, zamierzają jednak być bardziej autorami własnej pedagogii, twórcami promieniującymi własną osobowością, doświadczeniem, mądrością i wolnością.

Mój komentarz jest zarazem apelem o to, byśmy mimo centralistycznych reform w strategii "top-down", nie zapominali o tym, że szkoła nie jest dla żadnej władzy, ale jest dla dzieci i młodzieży, a na nas spoczywa odpowiedzialność, by była INNOŚCIĄ, HUMANISTYCZNĄ ALTERNATYWĄ, przestrzenią transformatywnego oporu w edukacji.

Zachęcam do odwiedzenia strony KOMENTARZE.