28 września 2017

Katedra Pedagogiki bez pedagogów sensu stricto?



Nie po raz pierwszy na adres Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN wpływa list od pracowników naukowych, którego nadawcy nie chcą podpisać, gdyż obawiają się restrykcji ze strony swoich przełożonych. Świadczy to o tym, jak źle dzieje się w niektórych uniwersytetach, szczególnie przymiotnikowych, gdzie pracodawcy zwracają uwagę jedynie na formalne spełnienie przez niektórych pracowników wymogów z pominięciem rzeczywistych kwalifikacji i naukowego zaangażowania w jej rozwój oraz kształcenie kadr w ramach reprezentowanej dyscypliny naukowej.

W niektórych uniwersytetach katedry czy instytuty pedagogiczne zostały obsadzone przez akademików z dyplomami habilitacyjnymi uzyskanymi w Rosji, na Ukrainie, na Słowacji, które nie prowadzą badań naukowych, nie aplikują do Narodowego Centrum Nauki o granty badawcze, nie publikują, ale... kształcą tysiące studentów. Są też wieczni doktorzy, także habilitowani w kraju bierni i słabi naukowo, za to wierni lokalnym grupom interesów, którzy przyczyniają się do akademickich czy społecznych patologii.

Tak też postrzegam przesłane do Komitetu listy z dwóch uniwersytetów. Na co uskarżają się akademicy? Na to, że:

- w Katedrze Pedagogiki kształceniem pedagogów zajmują się inżynierowie, którzy nigdy nie ukończyli studiów pedagogicznych;

- klany rodzinne są chronione przez kierownictwo katedr i władze uczelni;

- dominują klany po słowackich habilitacjach, ale bez dorobku naukowego w kraju;

- zajęcia z psychologii czy dydaktyki są prowadzone przez osoby, które nie mają żadnych kwalifikacji w tym zakresie;

- władze prowadzą w ten sposób do upadku akademickiego statusu jednostki, która miała uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora. Patologia nie spotyka się z żadną konsekwencją ze strony władz uniwersytetu.

Oba pisma - skargi/żale skierowałem do rektorów, ale ci zapewne wyrzucili je do kosza. Anonimów rektorzy rozpatrywać nie muszą, mimo że zawarte w nich dane odpowiadają łatwym do sprawdzenia faktom. W takich sytuacjach Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Polska Komisja Akredytacyjna lub Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wdrażają kontrolę lub kierują anonim do władz uczelni czy - w przypadku spraw związanych z awansami naukowymi do Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, jeśli może to w jakiejś mierze przyczynić się do zweryfikowania danych i rzetelności skargi.

Komitet Nauk Pedagogicznych PAN nie ma ani takiego prawa, ani takiej mocy, by ingerować w sprawy suwerennej uczelni. Nie oznacza to jednak, że ma lekceważyć wagę podniesionych spraw, jeśli uderzają one w interes publiczny, a więc prowadza do naruszenia statusu nauk pedagogicznych, ich deprecjacji w opinii publicznej. Rzecz jasna, przekierowałem skargę środowiska do rektora uniwersytetu, by był świadom upublicznienia zjawisk, które źle świadczą o prowadzonej polityce kadrowej i naukowej.

Pedagogika nie powinna być, podobnie jak żadna inna nauka, okazją do konsumpcji dyplomów z naruszeniem naukowego statusu i społecznego uznania.



27 września 2017

Złoty Jubileusz Profesor pedagogiki - Krystyny Duraj-Nowakowej


Jubileusz 50-lecia pracy akademickiej obchodzi pani profesor dr hab. Krystyna Duraj-Nowakowa, obecnie profesor zwyczajny w Instytucie Nauk o Wychowaniu Akademii Ignatianum w Krakowie. Współpracownicy Pani Profesor postanowili uczcić Jej święto pracą organizując kolejną w tej Uczelni konferencję naukową. Tym razem będzie ona poświęcona problematyce synergizmu działań społecznych i edukacyjnych oraz animacji wobec wyzwań współczesności, a obrady rozpoczynają się właśnie w dniu dzisiejszym.

Jak piszą w przygotowanym tomie o osiągnięciach Jubilatki współpracownicy z Ignatianum - profesorowie Maria Marta Urlińska i Danuta Wajsprych, o takich uczonych, jak prof. Krystyna Duraj-Nowakowa wybitny socjolog wychowania Florian Znaniecki pisał w swojej monografii "Ludzie teraźniejsi a cywilizacja przyszłości": „Ludzie ci nie zatracają przekonania o ważności systemów kulturalnych, w których czynnie uczestniczą, i wartości zadań, które spełniają, ani nie zanika w nich dążenie do aktywności moralnej we własnym środowisku społecznym; lecz ważność własnej sfery kulturalnej widzą w jej związku z obiektywnym całokształtem kultury, własne środowisko społeczne cenią w odniesieniu do całej ludzkości. Te właściwości osobiste nazwiemy po staremu mądrością i dobrocią” . (1974, s. 351)



Praca i dorobek naukowo-badawczy Pani Profesor Krystyny Duraj-Nowakowej zdeterminowane były różnymi czynnikami: kierunkami odbytych studiów wyższych, własnymi zainteresowaniami, doświadczeniem zawodowym, dostrzeganiem aktualnych potrzeb teorii i praktyki pedagogicznej. Jej badania obejmują różne subdyscypliny nauk społecznych i humanistycznych. Analiza tematyki badawczej Pani Profesor pozwala na wyodrębnienie obszarów transgranicznych, transdziedzinowych, transdyscyplinarnych pedagogiki z filozofią i metodologią nauk, naukami filologicznymi z socjologią, psychologią, językoznawstwem i literaturoznawstwem oraz obszarów transsubdyscyplinarnych – np. z dydaktyką ogólną, pedagogiką szkoły wyższej, z pedeutologią i pedagogiką pracy, z zawodoznawstwem.

Profesor Krystyna Duraj-Nowakowa najbardziej znana jest z wieloletnich, najpierw kierowanych, potem samodzielnych studiów, analiz i refleksji nad filozoficznym rodowodem ontologicznych, epistemologicznych i metodologicznych podstaw badań pedagogicznych. Źródeł tych badań upatruje, niebezzasadnie w filozofii nauki, logice, naukoznawstwie i innych dyscyplinach naukowych, takich jak socjologia i psychologia nauki. Spośród wielkich paradygmatów poznania naukowego, Pani Profesor wybiera te, w których dąży się do całościowego oglądu świata i człowieka, stąd główne publikacje metodologiczne dotyczą podejścia systemowego, systemologii i systemologii stosowanej. Charakteryzując istotę modelu w myśleniu systemowym, rodzaje struktur i funkcji modelowania w badaniach pedagogicznych, Pani Profesor daleka jest od przeceniania perspektywy wykorzystania systemologii w pedagogice.



Pani prof. dr hab. Krystyna Duraj-Nowakowa jest autorką 26 monografii i 13 prac pod redakcją (także ze współautorstwem), ponad trzystu artykułów w monografiach zbiorowych i w czasopismach naukowych, w tym także tłumaczką publikacji zagranicznych. W ciągu półwiecza dzieliła się swoim doświadczeniem naukowym, dydaktycznym i pełniła różne funkcje kierownicze w takich uczelniach, jak: Uniwersytet Śląski w Katowicach, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwersytet Warszawski, Uniwersytet Szczeciński, Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu, Uniwersytet Rzeszowski, Uniwersytet Jagielloński, Uniwersytet Opolski, Uniwersytet Wrocławski, Akademia Pedagogiczna im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, Świętokrzyska Szkoła Wyższa w Kielcach, Mazowiecka Wyższa Szkoła Humanistyczno-Pedagogiczna w Łowiczu, Wyższa Szkoła Pedagogiczna ZNP w Warszawie, Uniwersytet w Zielonej Górze, Uniwersytet w Białymstoku, Akademia Pedagogiczną w Słupsku, Uniwersytet Łódzki, Katolicki Uniwersytet Lubelski, Uniwersytet Marii-Curie Skłodowskiej, Szkoła Wyższa „Humanitas” w Sosnowcu. Prowadziła wykłady w Czechach, Niemczech, Rosji, na Słowacji i w USA.

W imieniu Prezydium Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk oraz w imieniu własnym skierowałem z powyższej okazji wyrazy szczególnego uznania, głębokiego szacunku i podziwu za twórczy wkład w rozwój nauk pedagogicznych oraz kształcenie kadr naukowych. Akademickie środowisko polskich pedagogów korzysta z rozpraw Pani Profesor w badaniach dotyczących zarówno pedeutologii, jak i pedagogiki ogólnej. Praca naukowo-badawcza Jubilatki, wspaniała służba w różnych rolach akademickich, wyjątkowa osobowość, liczne publikacje, szerokie grono uczniów oraz tych, którzy chcą się do nich zaliczać z racji identyfikowania się z mądrością i poglądami Pani Profesor na trwałe wpisują się w rozwój nauk o wychowaniu oraz szeroko rozumianych dziedzin nauk humanistycznych i społecznych.


25 września 2017

Przyrodnik i pisarz o nauce i jej popularyzacji


Przyrodnik i pisarz, autor książki "Chrapiący ptak", emerytowany profesor biologii na Uniwersytecie w Vermont - Bernd Heinrich udzielił frapującego wywiadu Adamowi Robińskiemu dla "Tygodnika Powszechnego" (Mógłbym być jaskółką. Bernd Heinrich, przyrodnik i pisarz, TP 29/2017, s. 63-65). Mówi o własnym warsztacie pisarskim, toteż nawiązuję do jego wypowiedzi. Pisanie jest niezmiernie ważne dla każdego, kto wkracza na ścieżkę akademickiego rozwoju, by wypracować własną sztukę naukowego bycia i twórczości.

Tyle pisze się i mówi o potrzebie popularyzacji wiedzy naukowej, ale w awansie naukowym nie jest to doceniane, mimo że formalnie zostało nawet uwzględnione przez b. minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbarę Kudrycką w rozporządzeniu z dnia 1 września 2011 r. w sprawie kryteriów oceny osiągnięć osoby ubiegającej się o nadanie stopnia doktora habilitowanego.

Oto w kategorii "Kryteria oceny w zakresie dorobku dydaktycznego i popularyzatorskiego oraz współpracy międzynarodowej " habilitanta we wszystkich obszarach wiedzy bardzo ogólnikowo ujęto w punkcie 8 - "osiągnięcia dydaktyczne i w zakresie popularyzacji nauki lub sztuki". Takim działaniem może być wykład dla społeczeństwa, udział w Festiwalu Nauki, prowadzenie warsztatów w Uniwersytecie Dziecięcym czy Uniwersytecie Trzeciego Wieku itp.

Jeżeli habilitant z pedagogiki czy historii lub matematyki przedłoży jako swoje osiągnięcie w powyższym zakresie podręcznik szkolny, materiały dydaktyczne do kształcenia uczniów czy książkę upowszechniającą ciekawostki ze świata własnej nauki, to przecież nie jest to traktowane jako poważne osiągnięcie naukowe.

Przede wszystkim ocenia się w kategorii osiągnięć naukowych w dziedzinie nauk społecznych i humanistycznych publikacje stricte naukowe, które ukazały się na łamach czasopism znajdujących się w bazie Journal Citation Reports (JCR) lub na liście European Reference Index for the Humanities (ERIH) oraz w czasopismach międzynarodowych lub krajowych innych niż tu wspomniane.

Zapytany o powody twórczości popularyzatorskiej profesor biologii i zoologii tak o tym mówi:

"Lubię wyłapywać interesujące historie i związki między zjawiskami. Pisanie to dla mnie ćwiczenie w składaniu paru rzeczy do kupy. Jako nastolatek bardzo lubiłem stolarkę. Brałem deski, gwoździe, młotek i budowałem. W dużej mierze chodziło o czystą przyjemność płynącą z aktu tworzenia.

Tak samo z książkami - sprawa mi satysfakcję układanie czegoś, czego wcześniej nikt nie zrobił. Pisanie o przyrodzie pomaga tez mojej pracy naukowej. Zmusza do myślenia ogólniejszymi kategoriami. (...) Nie chodzi o wielkie cele. Patrzę na przyrodę obiektywnie, bez politycznej czy jakiejkolwiek innej motywacji. Ma być tak, jak jest w rzeczywistości. Ale oczywiście szerzenie wiedzy o przyrodzie może jej tylko pomóc, przede wszystkim zapobiegając wielu potencjalnym krzywdom, jakie możemy jej wyrządzić
" (s. 63)

Jeśli zależy nam na tym, by i pedagogika zbliżała się do przyrodoznawczej metodologii badań, to musi być apolityczna, niewikłająca się w bycie środkiem do realizacji celów przez partie polityczne (rządzące czy opozycyjne). Reprezentujemy nauki o człowieku, a nie o roli partii politycznej w społeczeństwie, chociaż uwzględniające te czynniki.

Pedagogika jest przede wszystkim nauką humanistyczną, która - podobnie jak medycyna zajmująca się ludzkim ciałem - czyni przedmiotem własnych badań OSOBĘ, charakter człowieka, jego zdolność do życia zgodnie ze zinterioryzowanymi wartościami, także społecznymi.

Warto zatem uwzględnić w podejściu badawczym i popularyzatorskim ideę, którą podzielił się w tym wywiadzie prof. B. Heinrich:

"Nasze życie zależy od natury i wiedzy, jaką na jej temat mamy. Jeśli będziemy zachowywać się jak ignoranci, wydarzyć się może wszystko, co najgorsze". (s. 65)


(źródło fot.)

Integralistyczna pedagogika ogólna Andrzeja Niesiołowskiego


W najbliższą środę odbędzie się w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego Ogólnopolska Konferencja Naukowa pt. "Polskie koncepcje pedagogiki ogólnej w ujęciu porównawczym". Obowiązki akademickie nie pozwalają mi na udział w niej, ale zachęcam w tym miejscu uczestników do sięgnięcia po monografię Andrzeja Niesiołowskiego pt. "Zarys pedagogiki ogólnej", która jest po raz pierwszy odtworzeniem zapisów z oflagu. Zawdzięczamy to pięknej edycji Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

Integralistyczna pedagogika ogólna Andrzeja Niesiołowskiego - humanisty, społecznika i uczonego została ocalona od zapomnienia dzięki staraniom, opracowaniu i przygotowaniu jej do druku przez Panią prof. Janina Kostkiewicz . We wprowadzeniu Profesor Janina Kostkiewicz rekonstruuje życie i przywraca pamięć o wybitnym uczonym w dziejach polskiej myśli pedagogicznej okresu II Rzeczypospolitej.

Totalitarna władza okresu PRL skazała na wieloletnią nieobecność Jego patriotyczne i wpisujące się w służbę nauce życie oraz dzieła i dokonania oświatowe, mając zapewne nadzieję na wymazanie ich z pamięci społecznej i narodowej kultury. Dopiero teraz, w wyniku systematycznego odkrywania objętych przecież cenzurą stalinowską polskich zasobów archiwalnych i dzięki żmudnym oraz dociekliwym poszukiwaniom źródeł, otrzymujemy rekonstrukcję pedagogiki ogólnej Andrzeja Niesiołowskiego jako pedagoga kultury, humanisty, twórcy integralnego podejścia do pedagogiki.

W rozprawie mamy do czynienia z niezwykle trafnym połączeniem socjologizmu pedagogicznego z filozofią personalizmu katolickiego, teorią wartości Eduarda Sprangera i psychologią osobowości Williama Sterna, dzięki czemu dochodzi do twórczej transgresji myśli ówczesnej doby, która dzisiaj zatacza historyczne koło. Trzeba było dokonać głębokiej kwerendy literatury, pism pomniejszych, korespondencji, rozproszonych notatek, dotrzeć do rdzenia myśli tego uczonego, by udostępnić ją światu nauki oraz tym, którzy także w kraju – dotknięci syndromem homo sovieticus – nadal usiłują tworzyć granice politycznej i ideologicznej poprawności, by nie dopuścić do debat naukowych tak wartościowych, spójnych i inspirujących teorii o odmiennej dla nich inspiracji ideowej.

W uobecnieniu pedagogiki Andrzeja Niesiołowskiego postrzegam zatem ogromną wartość i zarazem kulturowe zobowiązanie naszego pokolenia, by zniknęła kolejna „biała plama” w historii pedagogiki jako dyscypliny naukowej, a zarazem by uświadomić młodemu pokoleniu badaczy, w jak ekstremalnie trudnych warunkach życia tego humanisty mogły powstawać dzieła wielkiego formatu!

Jestem przekonany, że ta rozprawa stanowi wyzwanie dla współczesnego świata młodych, częściowo już „zdegenerowanych” konsumpcjonizmem, zainfekowanych pozoranctwem, ucieczką od trudu pracy umysłowej badaczy, by nie usprawiedliwiali swoich niepowodzeń czy (byle-)jakości własnych prac doczesnością, skoro żyją w czasach pokoju, globalnej komunikacji, niemalże pełnej otwartości i dostępności do źródeł naukowych, instytucji i nośników pamięci społeczno-historycznej oraz akademickiej.

Janina Kostkiewicz odsłania fascynującą biografię tego myśliciela, głęboko patriotyczną, społecznie zaangażowaną, autentycznie oddaną wartościom, którym sama była przykładem. Kiedy dzisiaj zaczynamy mówić o konieczności poszukiwania czy kreowania wizji zrównoważonego rozwoju społeczno-gospodarczego, holistycznego rozwoju osobowego, edukacji w samorealizacji osób i zarazem na rzecz dobra wspólnego, to sięgnięcie do dzieł Niesiołowskiego może wywołać zdumienie ich jakże perspektywicznych założeń dla wychowania i kształcenia wpisujących się w odpowiedzialne makropolityczne myślenie i działanie.

Dzięki wprowadzeniu nas - piórem Janiny Kostkiewicz – w arkana życia i dokonań Andrzeja. Niesiołowskiego, możemy po raz kolejny zdać sobie sprawę z tego, jak wyjątkowa to była generacja Polaków, patriotów, oddanych Bogu, ojczyźnie, narodowi, społeczeństwu, nauce, kulturze, oświacie i bliskim. Dopiero teraz będziemy mogli dostrzec, że obok tak znakomitych uczonych tamtej doby, jak Bogdan Nawroczyński, Bogdan Suchodolski, Sergiusz Hessen, Florian Znaniecki winni jesteśmy uobecnienia twórczych dokonań Andrzeja Niesiołowskiego, którego ustny testament z oflagu spełnia się po kilkudziesięciu latach. Gdyby tylko dane mu było przeżyć oflag jeniecki, mielibyśmy zapewne kontynuację komparatystycznej myśli pedagogicznej i nowych dzieł tego uczonego po II wojnie światowej, choć te ostatnie zapewne ukazywałyby się w tak zwanym drugim obiegu.

Rzeczywiście, w okresie PRL służby czyniły wszystko, by uznać prace Niesiołowskiego za „ideologicznie niewskazane”. Był on przecież krytykiem nadchodzących i doświadczanych totalitaryzmów, ostrzegając Polaków przed wyniszczającym społeczeństwo i życie jednostek wcielaniem do praktyk społeczno-edukacyjnych ideologii materialistycznych czy narodowego socjalizmu.

Młode pokolenie XXI wieku powinno uczyć się z biografii Niesiołowskiego, że kiedy ono nie jest już zainteresowane sferą publiczną, aktywnością społeczną, to może powinno zdać sobie chociaż sprawę z tego, jak prawdziwie zaangażowany pedagog mógł nawet w warunkach więziennych, kiedy był w oflagach jenieckich, inspirować i organizować pracę samokształceniową nauczycieli z myślą o wyzwolonej Polsce, by byli przygotowani do pracy nad sobą i dla dobra wspólnego.

Zwracam uwagę na znakomite wprowadzenie Janiny Kostkiewicz, w którym uczona z Instytutu Pedagogiki UJ w Krakowie odsłania trudną sztukę i warsztat badawczy komparatystyki humanistycznej myśli, stanowiąc przykład tego, jak wiele trzeba pokonać barier i przeszkód we własnych studiach, by spojrzeć na twórczość tak wszechstronnego naukowca z perspektywy metateoretycznej.

Prof. J. Kostkiewicz odczytując rękopisy Andrzeja Niesiołowskiego, dzieli się ze współczesnymi naukowcami własnym podejściem badawczym w zakresie biografistyki pedagogicznej. Unika w swoich studiach apologetyki, a przy tym taktownie akcentuje podobieństwa i różnice, zbliżenia i dystans między myślą uczonych ówczesnej generacji. Eliminuje z dotychczasowych recepcji dzieł Niesiołowskiego pewne mity, nietrafne zarzuty czy interpretacje, rzeczowo argumentując swoją analizę odesłaniem do źródeł.

Środowisko akademickiej pedagogiki będzie wdzięczne za wydobycie z „milczenia” i „rozproszonego ukrycia” twórczej myśli Andrzeja Niesiołowskiego, genialnego humanisty, który o co najmniej pół wieku wyprzedził rozwój pedagogiki rozumianej jako metanauka obejmująca „(…) całokształt dyscyplin naukowych, teoretyczno-poznawczych i normatywnych (etycznych i technicznych), zajmujących się kształtowaniem i samokształtowaniem człowieka (niezależnie od jego wieku) w interesie własnym i społeczności, do której należy”. (s. 48).

Mogę w tym miejscu wyrazić wielką wdzięczność Pani Prof. Janinie Kostkiewicz za to, że pokazuje tropy do dalszych, a jakże koniecznych poszukiwań zagubionych czy wciąż skrywanych rękopisów tego pedagoga oraz że zachęca nas do dalszych badań jego spuścizny znajdującej się zapewne poza granicami kraju. Niniejsza monografia wytrąca z milczenia i nieobecności dzieło intelektualisty z doby formacji, dla której świat wartości i kultury był fundamentem narodowej edukacji. Zachęcam do przeczytania rozprawy Andrzeja Niesiołowskiego, gdyż w dziejach myśli pedagogicznej stanowi wyjątkową wartość poznawczą dla współczesnej pedagogiki ogólnej, filozoficznej czy metapedagogiki.

22 września 2017

Grillowanie wicepremiera J. Gowina czy treści projektu Ustawy 2.0 ?


Kto musiał lub chciał, to wziął udział w Kongresie Nauki w Krakowie, gdzie minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin ogłosił projekt Konstytucji Dla Nauki. Podobno wzięło udział w tym spektaklu ok. 3 tys. przedstawicieli środowiska akademickiego, gospodarki, biznesu oraz organizacji pozarządowych, ale, o ile dobrze sobie przypominam debaty sprzed 2011 r., a więc dotyczące reformy nauki i szkolnictwa wyższego w wydaniu Barbary Kudryckiej, to sposób konsultowania i dyskutowania był zbliżony. Co za różnica, ile było fanfar, obrzędów z tym związanych i wydatkowanych środków z publicznych pieniędzy na kosztowne delegacje?

Jeszcze minister J. Gowin nie wrócił do Warszawy, a już posłowie Prawa i Sprawiedliwości ogłosili ustami bądź co bądź znaczącej postaci, bo przewodniczącego klubu PIS i wicemarszałka Sejmu - prof. Ryszarda Terleckiego - że projekt tzw. Ustawy 2.0 Gowina jest dziwny. "Nie zna jej ani rząd, ani klub PiS. Wątpię, żebyśmy się na nią zgodzili".

W odpowiedzi na to J. Gowin stwierdził: Myślę, że to po prostu zwykłe nieporozumienie komunikacyjne. Ja – jak każdy minister – jestem bardzo zapracowany. Konsultowałem ze środowiskiem akademickim treść tej ustawy przez 1,5 roku i wydawało mi się, że wszyscy wszystko wiedzą.

Chyba jest to naiwność wicepremiera, że wszyscy wszystko wiedzą, gdyż większość środowiska niewiele wiedziała na temat projektowanych zmian, a politycy PIS - mający przecież swoje kanały komunikacji rządowej - wyraźnie dali sygnał, że wicepremier jest tylko koalicjantem, a władza należy do zupełnie innej partii politycznej. To dość mocne upokorzenie ministra i wicepremiera, które przypomina sytuację sprzed jedenastu lat, kiedy grillowano też wicepremiera - Andrzeja Leppera.

Czeka nas zatem nowy front walki politycznej wewnątrz prawicy o to, na czym ma w istocie polegać zmiana w szkolnictwie wyższym. Dochodzą do nas sygnały, że w PIS powstaje poselski projekt ustawy (Czy autorstwa prof. R. Legutko?), który rozmija się z planami i oczekiwaniami środowisk akademickich, jakie zostały upublicznione w trakcie różnego rodzaju debat i konsultacji. Dylemat polega na tym, czy ma być kontynuowana w lekko odnowionej szacie neoliberalna polityka finansowania badań naukowych i utrzymywania wyższego szkolnictwa państwowego, czy może jednak ma nastąpić radykalnie prawoskrętna zmiana podporządkowująca uczelnie władztwu państwowemu z dyrektywnym sterowaniem polityką akademicką dla wciąż niejawnych celów?

Zdaje się, że propozycja dekomunizacji i deliberalizacji jest w Ustawie 2.0 zbyt marginalna. Minister wydał ponad milion zł. na trzy projekty, z których niewiele przenika do przedłożonego w Krakowie w dn. 19-20 września. Wpisanie, rzekomo rewolucyjnych reform do jednej ustawy zostało już czytelnie zakwestionowane także przez prof. Aleksandra Nalaskowskiego - członka Rady Naukowej Kongresu Nauki, a zarazem doradcę Prezydenta Andrzeja Dudy.

Jak napisał: (...) nowa ustawa jest do luftu i jako taka stanowi bubel. O tyle groźny, że mający swym zasięgiem objąć cały duży obszar. Ma więc być pewnym eksperymentem na całości. A to z reguły bywa niebezpieczne. Poza tym wiemy i widzimy jak trudno ze złych ustaw się wycofać, a szkody naprawić. Vide – batalia o system oświatowy.

Z powyższej wypowiedzi wynika - niejako przy okazji - trafna diagnoza także złej ustawy o systemie oświatowym, której szkód nie będzie łatwo naprawić przez wiele, wiele lat. Tych nie oświadczy osobiście minister Anna Zalewska, chyba że inna władza postawi ją przed Trybunałem Stanu.

Tym samym czeka nas dalsze grillowanie wicepremiera J. Gowina oraz "jego" Ustawy. Być może będzie wprowadzona jako projekt poselski, a więc bez konsultacji społecznych, bo te zostały w świetle komunikatów PIS zmarnowane, zupełnie inna wersja akademickich ustaw. Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, na czym polega polityka grillowania, to odsyłam do Poradni Językowej Obcego Języka Polskiego. Jest tam świetne wyjaśnienie Macieja Malinowskiego dotyczące tego pojęcia i jego zastosowania w bieżącej polityce.

W blogu socjoblogera znajdziecie Państwo jeszcze inny komentarz, słusznie wskazujący na wpisywanie się kolejnej władzy w biurokratyzowanie nauki, które niszczy autonomię dyscyplin. Jak powołuje się ten autor na Mills'a: (...) ich cechuje „zabójcze ograniczenie umysłu”, „brak autentycznego intelektualnego zadziwienia”, są oni „dogmatyczni” i „zubożali humanistycznie”. Żaden z nich nie jest też zdolny do zaprotestowania przeciw „wywłaszczaniu” własnych badań i utracie autonomii dyscypliny. U nich wszystkich próżno zatem szukać „żywej ciekawości” która skłaniałaby ich do poszukiwania prawdy, do przekształcenia samych siebie i poświęcenia się tylko nauce.

I chyba w takim języku, w jakim Mills snuł swoje refleksje (i jaki jedynie przystoi naukowcom) należałoby dyskutować o skutkach jakiejkolwiek reformy, a więc i tej, która nadciąga. Natomiast wskaźnikiem, że dobrze zaczyna się dziać w nauce i że wreszcie uprawiają ją odpowiednie osoby, mógłby być fakt opisany kiedyś bodajże przez Mertona: „gdy pogrążonego w lekturze uczonego oderwało od tekstu pukanie do drzwi, otworzył je, udusił przybysza i wrócił do biurka”.

21 września 2017

Niektórzy dziekani "jeżdżą na pamięć"


Ustrój szkolnictwa wyższego w Polsce ulega częstym zmianom na skutek regulacji władz wykonawczych, które korzystają z możliwości szczegółowego, czasami nawet nadmiernie drobiazgowego regulowania wielu spraw w nauce, by nie popełniano błędów czy nie naruszano sprawiedliwości społecznej w środowiskach akademickich.

Tak się złożyło, że jeszcze w drugiej połowie lipca zostałem zaproszony na posiedzenie rady wydziału jednego z uniwersytetów, w trakcie którego miałem przedstawić recenzję pracy doktorskiej z hybrydalnej dyscypliny naukowej. Pedagodzy także coraz częściej powołują do grona recenzentów przedstawicieli nauk pogranicza, jeżeli dorobek naukowy kandydata do awansu ma interdyscyplinarny charakter. Po przeprowadzonej przez przewodniczącego komisji doktorskiej obronie przystąpiono do głosowanie w sprawie o jej przyjęcie. Po tym, jakże pozytywnym głosowaniu dla doktoranta, przewodniczący zamknął posiedzenie komisji, co wzbudziło moje zdumienie.

Po pierwszym głosowaniu w sprawie o przyjęcie obrony pracy doktorskiej powinien zarządzić drugie głosowanie dotyczące tego, kto jest za projektem uchwały komisji wydziału w sprawie nadania danej osobie stopnia doktora nauk. Jako członek Centralnej Komisji zwróciłem przewodniczącemu na to uwagę, ale została ona pominięta. Jeden z profesorów wyraził pogląd, że tak postępuje się na tym wydziale od dawna. Nikt nie zareagował, nie zamierzał nawet wyjaśniać tej sprawy , tylko uznano, że skoro zawsze, od dawna tak się proceduje, to zaproszony recenzent-gość nie ma po co się w to wtrącać.

Przystąpiono zatem do składania gratulacji doktorantowi. Przypomniało mi to sytuację jazdy samochodem na pamięć po własnym mieście w sytuacji, kiedy wcześniej czy w ostatnich nawet dniach jego władze zmieniły regulacje poruszania się po drogach. Wystarczy, że urzędnicy zmienią ulicę dwukierunkową na jednokierunkową, wprowadzą objazdy lub "zaślepią" przejazd dla kierowców ze względu na remont czy zmianę planów ulic, a nieświadomy tego kierowca wjedzie pod prąd czy w innym zakresie naruszy prawo o ruchu drogowym, bo przecież - jak tłumaczy potem policji - "zawsze tak jeździł tymi ulicami".

Władze wspomnianej przeze mnie jednostki metaforycznie "jeżdżą od 2016 r. na pamięć", bo przecież nikt nie raczył zauważyć, że minister nauki i szkolnictwa wyższego wydał prawie rok temu, bo w dniu 26 września 2016 r. nowelizację rozporządzenia w sprawie szczegółowego trybu i warunków przeprowadzania czynności w przewodzie doktorskim, w postępowaniu habilitacyjnym oraz w postępowaniu o nadanie tytułu profesora.

Okazuje się, tym samym, że od ponad roku wydane uchwały przez tę jednostkę w sprawie nadania stopnia naukowego doktora są nieważne, gdyż zostały wydane z naruszeniem prawa.

W przypadku przewodu doktorskiego, w którym uczestniczyłem, a o jego błędzie proceduralny powiadomiłem nie tylko dziekana, ale i rektora, istnieje jeszcze możliwość wprowadzenia korekty. Wystarczy zwołać posiedzenie wydziałowej komisji doktorskiej, by dokończyć procedurę. W przeciwnym razie kontrola CK wykaże Państwu naruszenie prawa, co może skutkować sankcjami dla Rady.

Niedowiarkom przytaczam z tego rozporządzenia następujący akapit:

§ 10. Po zakończeniu obrony, na posiedzeniu niejawnym:

1) rada jednostki organizacyjnej przeprowadzającej przewód doktorski albo komisja doktorska podejmuje uchwałę w sprawie przyjęcia obrony, z tym że uchwałę w sprawie odmowy przyjęcia obrony komisja doktorska przedstawia wraz z uzasadnieniem radzie, która podejmuje uchwałę w tej sprawie;

2) rada jednostki organizacyjnej przeprowadzającej przewód doktorski podejmuje uchwałę w sprawie nadania stopnia doktora albo komisja doktorska przygotowuje projekt uchwały rady w sprawie nadania stopnia doktora.


Wspomniane przeze mnie władze wydziału naprawiły błąd przewodniczące komisji zobowiązując do uzupełnienia procedury w powyższym zakresie o jeszcze jedno głosowanie. Demokracja wymaga ustawicznej czujności, każdego.