03 kwietnia 2017
WOBEC PYTAŃ O TERAŹNIEJSZOŚĆ I ZMIANĘ
Wczoraj rozpoczęła się Na Wydziale Nauk Pedagogicznych Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu trzydniowa Ogólnopolska Konferencja Naukowa: "Kultura – Demokracja – Edukacja". Zgromadziła naukowców z całego kraju nie tylko ze względu na interdyscyplinarną problematykę o charakterze filozoficznym, politologicznym, kulturoznawczym, psychologicznym, socjologicznym i pedagogicznym, ale także z uwagi na jubileusz tej Uczelni, która obchodzi swoje 20-lecie. Program konferencji został objęty patronatem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.
Merytoryczne przesłanki do debaty zostały przygotowane kilka miesięcy temu, toteż nic dziwnego, że spotkała się ona z tak dużym zainteresowaniem, że Organizatorzy musieli przygotować równolegle pracujące sekcje tematyczne. Jak zapisano w założeniach:
Teraźniejszość – nasza współczesność – jest czasem końca wytwarzania podmiotu, końca prostego, opartego na reprodukcji kultury powielania norm i wartości przeszłych pokoleń. Obserwujemy dzisiaj dynamiczny rozwój ideologii osobistej wolności czy nawet dowolności. Dominującą narracją współczesności staje się więc pozór wolności wyboru, stanowienia o sobie i posiadania kontroli nad rzeczywistością. Uwiedzeni ideą wolności współcześni indywidualiści mają jednak nowe, nieznane dotąd problemy.
Są to problemy związane z samoświadomością, rozumieniem i opisem otaczającego ich świata. Już nie wielkie zbiorowości, już nie tradycje przekazywane z pokolenia na pokolenie oraz wpisane w nie nakazy i zakazy, które były dotąd oczywistymi regułami jednostkowych zachowań, stają się podstawą określającą ludzką egzystencję. Dzisiaj (pozornie?) każdy może wymyślić się dowolnie, wielokrotnie i na nowo.
Ciągłość i problematyczność tego procesu wymyślania albo konstruowania siebie wynika z tego, że pewne, pełniące dotychczas rolę drogowskazów reguły, normy i wartości straciły swoją niepodważalną pozycję kulturowych aksjomatów oraz tego, że niczego nie można dzisiaj przewidzieć – tak w obszarze własnego, jak i społecznego życia. Podstawową kategorią, określającą ludzkie życie dzisiaj jest zmiana, która dzieje się w wielu płaszczyznach życia społecznego, w tym przede wszystkim w sferach:
1. kulturowej, związanej z nowymi wartościami czy ideologiami, w tym dotyczącymi tożsamości;
2. społecznej, związanej z pojawieniem się nowych ruchów społecznych, alternatywnych wobec tradycyjnych reguł społecznego życia;
3. ekonomicznej, związanej z przemianami gospodarczymi, nowymi sektorami gospodarki oraz nierównościami;
4. technologiczno-informacyjnej, związanej z przemianami środków komunikacji masowej.
Pragniemy zachęcić Państwa do poszukiwania odpowiedzi na wyłaniające się w związku z tymi zmianami pytania: Jak zmiany te przejawiają się w codziennym życiu każdego z nas? Jak ujawniają się w naszych praktykach społecznych? Jak wobec tych zmian zachowuje się jednostka oraz wspólnota? Jak sobie z nimi radzi, czy i jak je przezwycięża? Jakie nowe, nieznane dotąd problemy społeczne one generują? Czy i w jaki sposób odpowiedzią na nie może być edukacja? Czego dzisiaj potrzebuje jednostka oraz wspólnota? Jakie instytucje, jakie ideologie, a także jakie wizje społecznego świata mogą potrzeby te zaspokoić? Oto pytania, wokół których warto podjąć dyskusję przekraczającą ramy jednej dyscypliny naukowej.
Kategorie demokracji, kultury i edukacji mogą tworzyć ramę dla formułowania takich pytań oraz poszukiwania odpowiedzi na nie. Nie postrzegamy ich przy tym jako odrębnych sfer rzeczywistości, ale jako wzajemnie splecione wymiary indywidualnych i zbiorowych doświadczeń kierujące uwagę na różne sposoby rozumienia ludzkiej sprawczości oraz czynników, które ją ograniczają lub określają jej potencjał. Pytania o teraźniejszość i zmianę – obecne zarówno w debatach publicznych, jak i w prywatnych rozmowach – wymuszają dyskusję nad statusem tych kluczowych kategorii zaproponowanych jako główne punkty odniesienia.
Debata wokół tych problemów wpisuje się w tradycję dyskusji naukowych toczonych w środowisku Dolnośląskiej Szkoły Wyższej od dwudziestu już lat. Niniejszym zapraszamy przedstawicieli różnorodnych dziedzin wiedzy (pedagogiki, filozofii, socjologii, antropologii kulturowej, psychologii, politologii, ekonomii, nauk o komunikacji itp.) do wspólnej rozmowy wokół zaproponowanych zagadnień.
W godzinach przedpołudniowych miała miejsce debata na kanwie publikacji w znakomitym kwartalniku naukowym DSW - "Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja" , zaś popołudniową sesję plenarną otwierał swoim wystąpieniem prof. dr hab. Zbigniew Kwieciński z UMK w Toruniu mówiąc na temat: Niespełnienie i bezradność. Edukacja wobec zapaści społeczeństwa wychowującego. Prof. DSW dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz poszukiwała w socjologicznych teoriach tożsamości jednostki odpowiedzi na pytanie: Kiedy zmiana może być dobra?
Prof. dr hab. Marek Konopczyński z Uniwersytetu w Białymstoku skomentował Raport NASK, o którym już wcześniej pisałem w blogu, a dotyczący funkcjonowania dzieci, młodzieży i dorosłych w rzeczywistości poszerzonej. Natomiast prof. dr hab. Małgorzata Sekułowicz z DSW we Wrocławiu dokonała przeglądu zmian w ciągu minionych 20 lat w pedagogice specjalnej z perspektywy badań i upowszechniania ich wyników w jej macierzystej uczelni.
Mój referat nosił tytuł: Niszczenie edukacji (i/w) demokracji stanowiąc podsumowanie czterech etapów badań (od powstania NSZZ "Solidarność" do 2016 r.). Od początku transformacji politycznej Polski w 1989 r. angażowałem się w zmianę oświatową, która miała spowodować, że oświata nie zostanie pokonana przez politykę, jeżeli polityka pozostawi szkolnictwu pole wolności do ustrojowej i wewnątrzinstytucjonalnej samorządności.
Możemy po prawie 28 latach przemian politycznych dokonać swoistego, a w moim przypadku już kolejnego obrachunku z zaangażowania podmiotów edukacji na rzecz demokratyzowania szkolnictwa i polityki oświatowej lub przeciwdziałania tym procesom w każdym z czterech pól nabywania przez nauczycieli, uczniów i rodziców tożsamości społecznej.
W latach 1989-2016 moja aktywność naukowo-oświatowa na rzecz teorii, współczesnej myśli i praktyki w powyższym zakresie prowadzona była w kilku zakresach:
I – lata 1989-1996: prowadziłem badania w działaniu w ramach zaangażowania w roli rodzica w powołanie do życia i kierowanie społeczną radą szkoły przy jednej z łódzkich szkół podstawowych. Wyniki studiów i analiz jest książka "Klinika szkolnej demokracji" (Impuls, Kraków 1996);
II - lata 1996- 2002: Analiza prawa oświatowego, szkolenie członków rad szkolnych oraz wydanie poradnika dla samorządowców, nauczycieli, rodziców i uczniów (Impuls, Kraków 2002);
III – lata 1996-2016 prowadzenie działalności oświatowej, eksperckiej na rzecz uspołecznienia szkolnictwa publicznego. Analiza dyskursów politycznych i oświatowych na temat uspołecznienia szkolnictwa publicznego , wynikiem której jest książka "Współczesne problemy edukacji. Dekonstrukcja polityki oświatowej III RP" (WAiP, warszawa 2009).
IV – lata 2011-2013 przeprowadzenie badań empirycznych (reprezentatywnych) w 16 województwach na temat uspołecznienia szkolnictwa publicznego. Wyniki zostały opublikowane w książce "Diagnoza uspołecznienia publicznego szkolnictwa III RP w gorsecie centralizmu" (Impuls, Kraków 2013).
Przywołałem także dwa projekty badawcze doktorantów i doktorów:
- W 2007 r. powstałą pod opieką naukową Marii Dudzikowej pierwszą dysertację doktorską Marka Mencla pt. Funkcjonowanie rady szkoły w szkole podstawowej na przykładzie publicznych szkół podstawowych w Kaliskiem, która została obroniona na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu;
- w 2014 r. publikację Danuty Urygi i Elżbiety Gozdowskiej pt. Rada szkoły – między ideą a społeczną praktyką .
Ta pierwsza publikacja potwierdziła, że: "Rodzice nie byli mentalnie gotowi do udziału w demokratycznych strukturach, jakimi były rady szkoły. Jako zwykli członkowie rady pełnili w niej raczej bierną rolę (rutynowe pełnienie obowiązków, wykonywanie zadań, nad którymi czuwał nauczyciel).Natomiast rodzice, którzy byli przewodniczącymi rady szkoły, pełnili w radzie różne role, najczęściej - służebne wobec dyrektora. Rodzice zajmowali się więc w radzie szkoły (w ogóle w szkole) tylko tym, na co pozwalał dyrektor, okoliczności lub ich mentalność, a skupiali się najczęściej na tworzeniu bazy pomocy materialnej dla szkoły – byli wykonawcami lub podwykonawcami ustaleń rady, w której przewodzili nauczyciele" (s. 169).
Natomiast w ostatniej rozprawce autorek z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie mamy do czynienia z socjologicznym obrazem patologii, dysfunkcjonalności, niemożności, oporu władz oświatowych wszystkich szczebli nadzoru na dokończenie rewolucji Solidarności lat 1980-1989. Nadal ma miejsce redukowanie szans do samoregulacji, autonomii i rzeczywistej samorządności podmiotów edukacyjnych. Autorki dokumentują to wynikami badań, jakie przeprowadziły na terenie szkół województwa mazowieckiego. Dzięki jakościowej diagnozie w pięciu szkołach mamy możliwość poznania prawdy o radach szkolnych w opinii ich podmiotów. Odsłaniają bowiem specyfikę łamania i lekceważenia prawa oświatowego przez dyrektorów szkół czy nauczycieli, pozoranctwa, poczucia bezradności, ale i nadziei nauczycieli czy rodziców, ich zaangażowania, autentycznej troski o losy środowiska szkolnego.
Nie zmienimy szkolnictwa, jeśli nie zaczniemy pracować nad praktyką jego demokratyzacji na wszystkich możliwych poziomach zarządzania, kierowania i współdziałania z jego kadrami. Specyfika systemu oświaty, jak i innych usług publicznych polega na tym, że decyzje podejmowane dziś, owocują w dalszej perspektywie czasowej. Reformowanie oświaty jest zatem procesem długofalowym. Silny nacisk doraźnych interesów (polityków, urzędników, związków zawodowych) paraliżuje proces zmian i opóźnia konieczne decyzje.
Edukacja szkolna w swoich założeniach powinna służyć maksymalizowaniu potencjału rozwojowego uczniów, sprzyjać osiąganiu przez nich sukcesów, gdyż one właśnie mogą być tym niezbędnym kapitałem w ich dalszym życiu, ale nie tylko. Rozwój edukacji i upowszechnianie wykształcenia ogólnego jest warunkiem koniecznym prawidłowego rozwoju kraju, jego gospodarki i jakości usług, determinując zarazem standard życia całego społeczeństwa. Niski poziom wykształcenia społeczeństwa jest główną barierą cywilizacyjnego rozwoju kraju i jego obywateli.
Potrzebna jest krytyczna refleksja nad ukształtowanym już w XIX wieku, a wciąż niestety obowiązującym – centralistycznym systemem zarządzania oświatą w strukturach państwowych, który ugruntował nie tylko model dyrektywnego, autorytarnego kierowania instytucjami oświatowymi, ale i utrwalił ich formalno-organizacyjny charakter. W tak hierarchicznie pojmowanym systemie oświatowym, w którym występuje pionowa i o zróżnicowanym terytorialnie zasięgu stopniowalność całego układu i jego subsytemów, wszelkie formy samorządności powoływane są odgórnie, a jeśli nawet dopuszcza się możliwości ich oddolnego tworzenia (np. rady szkoły), to i tak zakres ich zadań oraz funkcji określany jest przez władze centralne.
W sposób niezgodny z ideą demokracji upowszechniło się w społecznościach edukacyjnych przekonanie, że wzajemne stosunki władz oświatowych z dyrektorami szkół, dyrektorów z nauczycielami oraz tych ostatnich z uczniami i ich rodzicami muszą być oparte na autorytecie wyżej usytuowanej w społecznej hierarchii osoby, przy czym przez autorytet rozumie się określony stopień posłuszeństwa czy podporządkowania.
Znacznie szerzej, z wykorzystaniem metafory "meblowania" szkolnej demokracji, piszę o deformacji polskiej demokracji w szkolnictwie w książce, która ukaże się w tym roku w serii wydawniczej pod redakcją Marii Dudzikowej - "Kultura Szkoły".
Zainteresowani mogą obejrzeć i wysłuchać wykłady plenarne.
02 kwietnia 2017
"Encyklopedia Aksjologii pedagogicznej" nagrodzona FENIKSEM
Miło mi powiadomić, że przywołana przez mnie w blogu kilka miesięcy temu publikacja pod redakcją prof. dr hab. Krystyny Chałas oraz ks. dr hab. Adama Maja pt. „Encyklopedia Aksjologii Pedagogicznej” otrzymała wczoraj wyjątkową Nagrodę Stowarzyszenia Wydawców Katolickich FENIKS, która jest przyznawana od kilkunastu lat najlepszym publikacjom o szeroko rozumianej tematyce religijnej, a wydawanych w kraju, w języku polskim! Celem konkursu jest bowiem promowanie i wyróżnienie wartościowych publikacji, które traktują o katolicyzmie lub przez swą wymowę pozytywnie ukazują wartości chrześcijańskie.
Po raz pierwszy Nagroda FENIKSA została przyznana w 1999 roku wybitnemu poecie ks. Janowi Twardowskiemu. Spośród wykładowców Letnich Szkół Pedagogów Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN FENIKSA otrzymali: w 2016 r. - wybitny artysta prof. Leszek Mądzik (miał znakomity wykład w Sandomierzu, gdzie organizatorem LSM KNP PAN był Instytut Pedagogiki KUL), a nieco wcześniej, bo w 2010 r. - FENIKSA otrzymał światowej rangi filozof - ks. prof. Michał Heller. Nie mógł osobiście przybyć do Sandomierza, ale uczeni-pedagodzy z KUL zatroszczyli się o udostępnienie Jego wykładu w wersji wideo.
Od kilku lat Nagroda jest przyznawana już nie w kilku, ale w kilkunastu kategoriach, bowiem wartość tego wyróżnienia nobilituje autorów i wydawców podkreślając ich szczególny wkład w rozwój polskiej myśli naukowej, religijnej, humanistycznej.
Rok później, w drugim roku istnienia nagrody [1999], dla podkreślenia odradzania się literatury religijnej, przez wiele lat marginalizowanej, spychanej do kościelnego undergroundu lub wprost prześladowanej przez totalitarny system komunistyczny, oraz z uwagi na budzenie się do życia wydawnictw katolickich, które wcześniej nie mogły normalnie funkcjonować z powodów wymienionych już wyżej, postanowiono, iż ta nagroda honorująca wybitne osiągnięcia edytorskie z zakresu literatury religijnej będzie nosiła miano FENIKSA.
Otóż Feniks, legendarny ptak wedle mitologii greckiej żyjący w Etiopii, miał żyć kilkaset lat, po czym nagle spalał się na stosie, by szybko z popiołów powstać na nowo. Tak odmłodzony zjawiać się zwykł w egipskim Heliopolis. W literaturze starochrześcijańskiej Feniks stał się symbolem Zmartwychwstałego Chrystusa, który zwycięsko powstał z żaru cierpień i śmierci. Feniks zatem w odniesieniu do wydawnictw katolickich i Targów Wydawców Katolickich, które co roku odbywają się w oktawie Wielkanocy, ma przypominać wydawcom o ich misji i o celu, jakim ostatecznie jest Zmartwychwstały Chrystus, który „jeśli nie zmartwychwstał, daremne jest – jak pisze Apostoł Paweł – nasze nauczanie, próżna jest także nasza wiara”…
Autorką statuetki jest Anna Wolska, absolwentka Akademii SP w Warszawie. Poza działalnością artystyczną od wielu lat czynnie zajmuje się promocją sztuki (Rok Polski w Hiszpanii i Dani), aktualnie Kurator Galerii Obok ZPAF w Warszawie.
W tym roku o Nagrodzie w ramach 16 kategorii decydowała Kapituła w składzie:
• Dr hab. Krzysztof Narecki (przewodniczący Kapituły) – prof. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, filolog.
• Dr hab. Marzena Górecka - prof. KUL prodziekan ds. Nauki i Kontaktów z Zagranicą, humanista.
• Biskup Michał Janocha - prof. dr hab. nauk humanistycznych w zakresie historii, biskup pomocniczy warszawski od 2015 roku.
• Prof. dr hab. ks. Jan Sochoń - teolog, filozof, poeta i krytyk literacki.
• Joanna Lichocka - dziennikarka, poseł na Sejm RP VIII kadencji.
• Prof. Jan Malicki - dyrektor Biblioteki Śląskiej w Katowicach.
• Ks. Henryk Zieliński - redaktor naczelny tygodnika "Idziemy".
• Dr hab. Iwona Niewiadomska - prorektor ds. kształcenia Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
• Krzysztof Ziemiec - dziennikarz radiowy i telewizyjny, autor książek religijnych.
„Encyklopedia Aksjologii Pedagogicznej” otrzymała FENIKSA w kategorii „nauki kościelne” - jak podkreślono w komunikacie za to, że stanowi unikatową skarbnicę wiedzy o wartościach, która została opracowana w duchu wychowania ku wartościom, jako podstawie (...) do budowania nowych systemów edukacyjnych, zbudowanych na nieprzemijających wartościach, determinujących i określających istotę człowieczeństwa. Niezwykle istotny i praktyczny zbiór wytycznych dla umożliwienia człowiekowi integralnego rozwoju, który zachowuje jego wolną wolę w poszukiwaniu Prawda i Dobra, w zgodzie z samym sobą i swoimi przekonaniami.
Mimo gatunkowego ciężaru naukowego opracowania tematu, forma publikacji wykorzystująca podział na blisko 350 tematycznych haseł sprawia, iż mimo egalitarnego charakteru „Encyklopedia Aksjologii Pedagogicznej” nie pozostaje dziełem zamkniętym na czytelnika, choćby poprzez swoją użyteczność w działalności duszpasterskiej.
W dn. 1 kwietnia br. podczas XXIII Targów Wydawców Katolickich w Warszawie zostały ogłoszone wyniki pracy Kapituły powyższego Konkursu w 16 kategoriach. Wręczenie nagród odbywało się w trakcie uroczystej Gali rozdania nagród FENIKS 2017 i MAŁY FENIKS 2017 w Bazylice Katedralnej św. Michała Archanioła i św. Floriana Męczennika w Warszawie, gdzie miał miejsce koncert w wykonaniu Orkiestry Polskiej Opery Kameralnej pod dyr. Kazimierza Wiencka.
01 kwietnia 2017
Pedeutologiczne newsy ze świata
Naukowców skupionych przy OECD zaczęło ostatnio dręczyć pytanie, dlaczego do nauczycielstwa zgłaszają się przede wszystkim kobiety? Przytaczam tu informacje za artykułem Dirk Van Damme pt. Why do so many women want to become teachers?
Fenomen przewagi w szkolnictwie kobiet nad mężczyznami nie jest tylko polską czy czeską specjalnością, ale dotyczy wszystkich państw należących do OECD. Pojawia się nawet hipoteza, że ta sytuacja skutkuje obniżonym wśród chłopców poziomem motywacji do kontynuowania powszechnej edukacji w szkolnictwie wyższym i do ustawicznego uczenia się. Także w Polsce jest wśród studiujących więcej kobiet niż mężczyzn.
W świetle danych OECD z 2014 r. wskaźnik przewagi kobiet wśród nauczycieli sukcesywnie wzrasta właśnie w szkolnictwie, bowiem w 2005 r. wynosił on 61 proc., zaś w pięć lat później już 65 proc. W 2014 r. odsetek kobiet wyniósł 68 proc. Najwyższy odsetek nauczycielek ma miejsce - co wydaje się oczywiste samo przez się - w edukacji przedszkolnej i początkowej, bowiem wynosi 82 proc. w stosunku do kształcenia systematycznego w szkolnictwie podstawowym, które ma miejsce po edukacji elementarnej (tu wynosi 63 proc. kobiet).
Wśród nauczycieli do 30 roku życia w szkołach ponadpodstawowych jest 70 proc. kobiet, zaś w grupie wiekowej 50+ odsetek pań wynosi już 65 proc. Powyższy trend daje się zaobserwować w 22 państwach OECD z 35, które udostępniły swoje dane na ten temat.
Zdaniem autorów tej analizy - panie nie garną się do ról kierowniczych w oświacie, skoro dyrektorami jest 45 proc. nauczycielek. Także w kształceniu przyrodniczym, matematyce czy technologiach jest ich w szkolnictwie średnim znacznie mniej niż mężczyzn. W Polsce od 10 lat kierownictwo resortu edukacji spoczywa jednak na kobietach (K. Hall, K. Szumilas, J. Kluzik-Rostkowska i A. Zalewska).
Dlaczego od tylu lat znacznie więcej kobiet od mężczyzn zabiega o pracę w nauczycielskim zawodzie? W świetle badań społecznych kobiety podejmują tę decyzję świadomie, kierując się szansą na zatrudnienie, normami społecznymi i kulturowymi przyzwyczajeniami. W niektórych państwa wzrost zatrudnienia pań w szkolnictwie ściśle koreluje z współczynnikiem zatrudniania ich w szkolnictwie ze względu na powinność legitymowania się wyższym wykształceniem. W Japonii ma miejsce niemalże równowaga płciowa, więc trudno tam mówić o jakiejś dyskryminacji czy zdumiewającej przewagi.
Z badań wynika, że podejmowanie nauczycielskiej profesji przez kobiety wiąże się ściśle z ich macierzyństwem, a tym samym połączeniem opieki nad własnym dzieckiem z wykonywaniem pracy, która stwarza warunki do częstszych urlopów, ferii itp. Wzrosły także płace nauczycielek w porównaniu z innymi zawodami, w których wymaga się wyższego wykształcenia. O ile płace nauczycieli-mężczyzn są średnio na poziomie 71 proc. ich kolegów w innych zawodach, o tyle już w przypadku kobiet te różnice wynoszą 90 proc. Tym samym coraz bardziej opłaca się kobietom wchodzić do nauczycielskiej profesji.
Nadal jednak najlepiej zarabiają nauczyciele w Luksemburgu i Szwajcarii, bo o ok. 20 proc. więcej, niż absolwenci studiów w innych dziedzinach w tych państwach. Polscy nauczyciele znajdują się niemalże na samym końcu rankingu płac w tym zawodzie wśród krajów OECD, więc mogą tylko marzyć o zmianie swojej sytuacji lub emigrować.
31 marca 2017
ZNP razem z RAZEM czy może RAZEM razem z ZNP?
Związek Nauczycielstwa Polskiego chyba pogubił się w swoich działaniach związkowych. Odsłona partyjnej współpracy z socjalistyczną partią RAZEM budzi skojarzenia, które z troską o edukację polskich dzieci niewiele ma wspólnego. Z analizy mediów społecznościowych wynika, że społeczeństwo nie wie, o co jest tak naprawdę dzisiejszy strajk nauczycielski? O wyższe płace dla nauczycieli? O wycofanie reformy ustrojowej szkolnictwa?
Czytam, słucham, oglądam wypowiedzi różnych nauczycieli, reprezentujących odmienne często powiązania społeczno-zawodowe w środowisku oświatowym, a nawet światopoglądowe, ale żadna z dotychczas upublicznianych opinii nie wyrażała ich identyfikacji i zaangażowania na rzecz kanapowej, pozaparlamentarnej partii socjalistycznej RAZEM. Oto Tweety:
ZNP jest przeciwko reformie szkolnej, ale.. wnioskuje o to, by nie była wprowadzana tak szybko. Prezes ZNP stwierdza: "Od kilku lat polska szkoła jest nieustannie reformowana i marzeniem każdego z nas jest rok spokojnej pracy". Czy zatem chce odroczyć tę reformę o jeden rok? Nie rozumiem - albo jest przeciwko, albo jest ZA? Nie można być przeciwko będąc częściowo ZA.
BYŁEM PRZECIWKO TAK ZAPROPONOWANEJ ZMIANIE USTROJU SZKOLNEGO na kilka tygodni przed rozstrzygnięciem kampanii wyborczej jesienią 2015 r., o czym już wielokrotnie pisałem - nie tylko w blogu, ale i w prasie katolickiej. Zdania nie zmieniłem podobnie jak minister edukacji. Tyle tylko, że ona nie miała własnego zdania, gdyż została zobowiązana przez władze partii do wdrożenia zmiany, która w czasie kampanii wyborczej znakomicie wpisywała się w resentyment PRL-owskich "elit".
Nie mam - jak władze ZNP - problemu z tym, by być ZA a nawet PRZECIW. Jestem PRZECIW populistycznym zmianom i manipulacjom szkolnictwem dla partyjnych interesów, ale to jest moje osobiste podejście do pseudoreformy Anny Zalewskiej, które wynika z etosu "Solidarności", pracy w szkole, ruchu innowacyjnego lat 90.XX w. oraz z badań naukowych.
Nie rozumiem, na podstawie jakiej umowy politycznej ZNP włączył do szkolnego strajku partię RAZEM? Czy to jest zatem strajk nauczycieli-związkowców, czy członków ZNP będących zwolennikami partii politycznej, by w nowym rozdaniu "załapać się" na jej listy? Jak ktoś chce, proszę bardzo, tylko należy o tym powiedzieć RODZICOM uczniów, którzy dzisiaj muszą znaleźć pomoc domową dla swoich dzieci.
Partia RAZEM świetnie wykorzystuje lewicowe ZNP do swoich celów politycznych:
• RT @PolitykaNews_pl: .@ZandbergRAZEM: Dla nas realnym sondażem jest to, ile lokalnych org. nauczycielskich ma kontakt z @partiarazem i w… https://t.co/rcgQyKxMiq
• RT @migasbartosz: @MateuszMirys z Zarządu Krajowego @partiarazem podczas konferencji w #ZNPŁódź (fot. ZNP Łódź) https://t.co/3DoxSyj6ES
• Popieramy #strajkszkolny. Nauczyciele – jesteśmy razem z Wami! https://t.co/tzB0fzTArD https://t.co/uA5YZ9TYEr
Nie dowiedziałem się z "Listu prezesa ZNP" (Głos Nauczycielski 2017 nr 12) o jakiej wysokości podwyżki płac zabiegał we wcześniejszych negocjacjach z rządem, skoro najpierw stwierdza: "Domagamy się wzrostu wynagrodzenia, bo od pięciu lat nie było podwyżek w oświacie", po czym akapit dalej upomina się dla nauczycieli o "utrzymanie warunków pracy i płacy!".
To znaczy, że ten strajk nie dotyczy walki o podwyższenie płac do godnego dla tej profesji poziomu! Chyba, że postrzega się ją na poziomie podwyżek rzędu 30 czy nawet 100 zł. miesięcznie?
Chciałbym wiedzieć, jaki jest - zdaniem władz ZNP - pożądany standard "podwyższenia statusu zawodowego nauczycieli"? Jaka powinna być minimalna płaca nauczyciela stażysty?
Przytulenie przez ZNP partii RAZEM oznacza, że ten związek zawodowy już szykuje sobie kolejną lewicową koalicję, skoro z SLD się nie powiodło (zob. plakat - z wkomponowaną nazwą partii - jakoby nie dotyczył partii). Oto co piszą członkowie partii RAZEM:
"Razem @partiarazem Retweet Favorite 30 Mar
RT @PolitykaNews_pl: .@ZandbergRAZEM: Dla nas realnym sondażem jest to, ile lokalnych org. nauczycielskich ma kontakt z @partiarazem i wie,…"
Byłbym jako rodzic tego dnia razem, ale nie z RAZEM. Nie lubię politycznego pasożytnictwa, bo nie o taką oświatę walczyła "Solidarność" lat 1980-1989.
Natomiast za poniższą wypowiedź publiczną posła PIS - Stanisława Pięty ta formacja zapłaci najwyższą cenę, bowiem z taką arogancją i naruszeniem godności zawodu nauczycielskiego spotkałem się w PRL. Jeżeli to powtarza dzisiaj poseł z partii odwołującej się do nauki społecznej Kościoła Katolickiego, to powinien za to natychmiast przeprosić.
Poseł miał powiedzieć:"– Mam nadzieję, że żaden uczciwy, porządny polski nauczyciel nie dopuści się tak hańbiącego zachowania, jak zostawienie dzieci bez opieki w szkole, i nie będzie protestował – powiedział poseł Pięta. Polityk PiS dodał, że gdyby to od niego zależało wyrzuciłby tę „czerwoną lumpeninteligencję na pysk”.
30 marca 2017
Programowanie ważna rzecz
Czytam na jednym z portali The Atlantic, że dzieci w Finlandii uczą się życia z nowymi technologiami komunikacyjnymi, w tym programowania od najmłodszych lat. Linda Luikas, autorka serii książek o Ruby, która wprowadza dzieci w tajemnice kodowania i programowania, chwali zasady fińskiej edukacji.
Nie chodzi tu o wprowadzenie do programów szkolnych nowego przedmiotu zajęć, ale o kształcenie multidyscyplinarne umiejętności i wyobraźni dzieci. Tak więc, w czasie zajęć z kultury fizycznej dzieci uczą się sekwencji ruchów, które muszą występować w określonej kolejności, zaś w ramach zajęć z plastyki zdobywają umiejętności w zakresie plecenia(konstruowanie sieci) czy projektowania wzorów. Są też takie zabawy, jak rozbieranie się, a następnie ubieranie się, ale w taki sposób, żeby wszystko było nakładane przez piżamę.
Profesor Abrams z Columbia University zwraca uwagę na to, że Finom jest znacznie łatwiej zmobilizować dzieci i młodzież, ale także dorosłych do uczenia się, gdyż nie są społeczeństwem wielokulturowym a wprowadzane przez nich reformy szkolne są konsekwentnie i solidarnie realizowane przez wszystkie podmioty. Nauczyciele w tym kraju cieszą się bardzo wysokim prestiżem i bardzo dobrze są wynagradzani za swoją pracę.
Na wydziały pedagogiczne w Finlandii, gdzie kształci się przyszłych nauczycieli, dostaje się 10 proc. najlepszych kandydatów, którzy uczą się nie tego, jak nauczać w szkołach, ale jak być dla swoich uczniów przewodnikiem po świecie wiedzy. Nasi nauczyciele nie są gorsi. Pracują jednak w o wiele trudniejszych systemowo i gorszych finansowo warunkach oraz przy ustawicznym niszczeniu przez władze centralne innowacyjności. Zmiany w polskiej edukacji są tylko i wyłącznie w modelu "top-down", a więc adaptacyjne.
Polskim nauczycielom pozostają warunki, których żaden z dotychczasowych rządów od 1993 r. poprawić i radykalnie zmienić nie chciał i nie zamierza. Resortowi biurokraci i partyjni przywódcy myślą tylko i wyłącznie o tym, jak zyskiwać profity przed wyborami dla własnych stronnictw politycznych, jak w przyszłości zapewnić sobie drogę do Sejmu, do Europarlamentu, do samorządu, a nie w istocie poważnie reformować system szkolny i jego dydaktykę. O tym mówiłem wczoraj na spotkaniu z nauczycielami rzeszowskich szkół.
Mimo wszystko polscy nauczyciele przygotowują się także do zajęć z programowania. Ostatnio byłem na takim kursie w Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi, gdzie pani Anna Koludo wraz z mężem prowadziła bardzo interesujące zajęcia na temat kodowania 2 bitowego, 4 bitowego i 8-bitowego. Podziwiałem Jej pomysłowość, bowiem zbudowała wspólnie z pracownikami skrzyneczkę z przyciskami i światełkami pozwalającą na uczenie się powyższego kodowania.
Świetna zabawa, a przy tym sam przypomniałem sobie, jak prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska uczyła przedszkolaków właśnie kodowania na podstawie matematycznej gry "Super Farmer". Jej autorem jest wybitny polski matematyk Karol Borsuk. W tej grze hodujemy zwierzęta na swojej farmie, a stado nam wciąż rośnie. W okolicy grasuje lis i wilk. Trzeba zatem spowodować, by w na farmie był pies, który ochroni zwierzęta. Właśnie w tej grze uczymy się kodowania:
Oto 6 królików możemy wymienić na jedną owcę, a dwie owce na jedną świnkę, a trzy świnki na jedną krowę, a dwie krowy na jednego konia. Chcąc mieć jednego psa potrzebujemy na wymianę jedną owcę. Do tej gry są przygotowane dwie specjalne kostki z wizerunkiem zwierząt domowych, jak i wrogich drapieżników. Trzeba tak grać, by mieć największe i najbezpieczniejsze stado hodowlane na farmie.
Chyba politycy też grają w "Super Farmera", kiedy słyszymy o tym, jak zwalniając jednego dyrektora szkoły można wprowadzić do niej dwóch "swoich" nauczycieli, a za dwóch nauczycieli załatwić etat w delegaturze kuratorium itd. Tylko kto pilnuje "na farmie oświatowej", by wilk nie pożerał owieczek?
Nie chodzi tu o wprowadzenie do programów szkolnych nowego przedmiotu zajęć, ale o kształcenie multidyscyplinarne umiejętności i wyobraźni dzieci. Tak więc, w czasie zajęć z kultury fizycznej dzieci uczą się sekwencji ruchów, które muszą występować w określonej kolejności, zaś w ramach zajęć z plastyki zdobywają umiejętności w zakresie plecenia(konstruowanie sieci) czy projektowania wzorów. Są też takie zabawy, jak rozbieranie się, a następnie ubieranie się, ale w taki sposób, żeby wszystko było nakładane przez piżamę.
Profesor Abrams z Columbia University zwraca uwagę na to, że Finom jest znacznie łatwiej zmobilizować dzieci i młodzież, ale także dorosłych do uczenia się, gdyż nie są społeczeństwem wielokulturowym a wprowadzane przez nich reformy szkolne są konsekwentnie i solidarnie realizowane przez wszystkie podmioty. Nauczyciele w tym kraju cieszą się bardzo wysokim prestiżem i bardzo dobrze są wynagradzani za swoją pracę.
Na wydziały pedagogiczne w Finlandii, gdzie kształci się przyszłych nauczycieli, dostaje się 10 proc. najlepszych kandydatów, którzy uczą się nie tego, jak nauczać w szkołach, ale jak być dla swoich uczniów przewodnikiem po świecie wiedzy. Nasi nauczyciele nie są gorsi. Pracują jednak w o wiele trudniejszych systemowo i gorszych finansowo warunkach oraz przy ustawicznym niszczeniu przez władze centralne innowacyjności. Zmiany w polskiej edukacji są tylko i wyłącznie w modelu "top-down", a więc adaptacyjne.
Polskim nauczycielom pozostają warunki, których żaden z dotychczasowych rządów od 1993 r. poprawić i radykalnie zmienić nie chciał i nie zamierza. Resortowi biurokraci i partyjni przywódcy myślą tylko i wyłącznie o tym, jak zyskiwać profity przed wyborami dla własnych stronnictw politycznych, jak w przyszłości zapewnić sobie drogę do Sejmu, do Europarlamentu, do samorządu, a nie w istocie poważnie reformować system szkolny i jego dydaktykę. O tym mówiłem wczoraj na spotkaniu z nauczycielami rzeszowskich szkół.
Mimo wszystko polscy nauczyciele przygotowują się także do zajęć z programowania. Ostatnio byłem na takim kursie w Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi, gdzie pani Anna Koludo wraz z mężem prowadziła bardzo interesujące zajęcia na temat kodowania 2 bitowego, 4 bitowego i 8-bitowego. Podziwiałem Jej pomysłowość, bowiem zbudowała wspólnie z pracownikami skrzyneczkę z przyciskami i światełkami pozwalającą na uczenie się powyższego kodowania.
Świetna zabawa, a przy tym sam przypomniałem sobie, jak prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska uczyła przedszkolaków właśnie kodowania na podstawie matematycznej gry "Super Farmer". Jej autorem jest wybitny polski matematyk Karol Borsuk. W tej grze hodujemy zwierzęta na swojej farmie, a stado nam wciąż rośnie. W okolicy grasuje lis i wilk. Trzeba zatem spowodować, by w na farmie był pies, który ochroni zwierzęta. Właśnie w tej grze uczymy się kodowania:
Oto 6 królików możemy wymienić na jedną owcę, a dwie owce na jedną świnkę, a trzy świnki na jedną krowę, a dwie krowy na jednego konia. Chcąc mieć jednego psa potrzebujemy na wymianę jedną owcę. Do tej gry są przygotowane dwie specjalne kostki z wizerunkiem zwierząt domowych, jak i wrogich drapieżników. Trzeba tak grać, by mieć największe i najbezpieczniejsze stado hodowlane na farmie.
Chyba politycy też grają w "Super Farmera", kiedy słyszymy o tym, jak zwalniając jednego dyrektora szkoły można wprowadzić do niej dwóch "swoich" nauczycieli, a za dwóch nauczycieli załatwić etat w delegaturze kuratorium itd. Tylko kto pilnuje "na farmie oświatowej", by wilk nie pożerał owieczek?
29 marca 2017
List KKHP w obronie traconej samorządności uczelni
Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej powraca na scenę polityczną jako ruch społeczny z Listem Otwartym w obronie samorządności uczelni. Przypominam, że Komitet rozpoczął prace na jesieni 2013.
Impulsem pobudzającym do działania grupę doktorantów, wykładowców i studentów z różnych ośrodków była decyzja likwidacji kierunku filozofia na Uniwersytecie w Białymstoku. W lutym 2014 roku grupa ukonstytuowała się jako Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej. Od ubiegłego roku to środowisko przekształciło się w Stowarzyszenie, a zatem staje się kolejnym podmiotem na mapie NGO walczącym o dobro wspólne.
Zdaniem kierownictwa KKHP Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz współpracujące z nim zespoły ekspertów postulują likwidację samorządności uniwersyteckiej. Kompetencje uczelnianych ciał kolegialnych mają przejąć rady powiernicze, składające się przede wszystkim z zewnętrznych, w tym politycznych, partnerów uczelni. Uzależnienie uczelni od lokalnego biznesu, od samorządów, od polityków to koniec autonomii uczelni.
Działacze tego Ruchu są zdania, że konieczny jest wyraźny głos środowiska naukowego w tej sprawie, żeby uświadomić władzom resortu kluczowe zagrożenia dla środowisk naukowych. Nie chcą dopuścić do przemilczenia tej sprawy, gdyż samorządność uczelniana została wywalczona dzięki strajkom studentów i pracowników naukowych w 1981 r. i jest wielką wartością.
Pragnę przy tej okazji dedykować osobom odpowiedzialnym za politykę akademicką, że właśnie ukazał się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego tom poświęcony powyższym strajkom, bo chyba zapomina się o tym, o co walczyliśmy w PRL, a co jest ustawicznym przedmiotem zdrady postsolidarnościowych "elit".
List w obronie samorządności uczelni
Jednym z najważniejszych filarów niezależnego społeczeństwa, nowoczesnego państwa i efektywnej gospodarki jest niezależność badań, dyskusji naukowych oraz nauczania. Aby badania przynosiły pożytek państwu, muszą być wolne od bezpośrednich nacisków politycznych i ideologicznych. Ważnym gwarantem niezależności badań naukowych oraz nauczania, chroniącym społeczność akademicką przed naciskami politycznymi jest samorządność uniwersytetów.
Wprawdzie ostateczny kształt ustawy jest jeszcze nieznany, to wyraźnie wyłaniają się jej generalne założenia. Dwa z trzech zespołów rekomendują znaczną redukcję ustrojowej samorządności uniwersytetu, ograniczenie roli Senatów na rzecz rad powierniczych, rezygnację z wyborów rektora przez członków społeczności akademickiej.
Przyjęcie tych rozwiązań byłoby poważnym cywilizacyjnym regresem. Samorządność stanowiła jedną z fundamentów idei uniwersytetu od czasu powstania uczelni akademickich w średniowieczu. Po latach ograniczania jej w czasach PRL została przywrócona dzięki strajkom pracowników naukowych i studentów zrzeszonych w NZS, które umożliwiły dopuszczenie studentów i pracowników do współdecydowania o losie uczelni.
Problemem polskich uczelni nie jest nadmierna demokratyzacja. Uczelnie wymagają zmian, system zarządzania wymaga odpowiedzialnego przemyślenia. Likwidacja samorządności uniwersyteckiej byłaby zarówno sprzeniewierzeniem się samej istocie uniwersytetu, stanowiącej ważne dziedzictwo cywilizacji europejskiej, jak i zaprzepaszczeniem dokonań „Solidarności” i NZS w zakresie demokratyzacji życia naukowego.
Stanowczo zaznaczamy naszą niezgodę wobec planów zakładających wykluczenie studentów i pracowników naukowych z procesu decyzyjnego. Oczekujemy, że ten głos zostanie wzięty pod uwagę w pracach nad ostatecznym kształtem ustawy.
Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej
Studenckiej samorządności nie doświadczam w ostatnich latach, toteż List jest przejawem opinii bardziej dojrzałych i świadomych różnych zagrożeń studentów studiów III stopnia, a więc doktorantów. Ci młodsi nie są zainteresowani jakąkolwiek samorządnością, chyba że dotyczącą ich prywatnej kariery. Obym się mylił.
Polakom trzeba najpierw coś odebrać, żeby zaczęli rozumieć, z czego dotychczas nie korzystali lub co lekceważyli skupiając się na własnych interesach. W PRL nie było samorządności, więc sens ówczesnej walki był kluczowy dla odzyskania szeroko rozumianej wolności. Jak się ją już posiadło, to - jak przewidywał ks. prof. Józef Tischner - trudno było ją udźwignąć większości. Słabe kręgosłupy ma młode pokolenie...
Impulsem pobudzającym do działania grupę doktorantów, wykładowców i studentów z różnych ośrodków była decyzja likwidacji kierunku filozofia na Uniwersytecie w Białymstoku. W lutym 2014 roku grupa ukonstytuowała się jako Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej. Od ubiegłego roku to środowisko przekształciło się w Stowarzyszenie, a zatem staje się kolejnym podmiotem na mapie NGO walczącym o dobro wspólne.
Zdaniem kierownictwa KKHP Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz współpracujące z nim zespoły ekspertów postulują likwidację samorządności uniwersyteckiej. Kompetencje uczelnianych ciał kolegialnych mają przejąć rady powiernicze, składające się przede wszystkim z zewnętrznych, w tym politycznych, partnerów uczelni. Uzależnienie uczelni od lokalnego biznesu, od samorządów, od polityków to koniec autonomii uczelni.
Działacze tego Ruchu są zdania, że konieczny jest wyraźny głos środowiska naukowego w tej sprawie, żeby uświadomić władzom resortu kluczowe zagrożenia dla środowisk naukowych. Nie chcą dopuścić do przemilczenia tej sprawy, gdyż samorządność uczelniana została wywalczona dzięki strajkom studentów i pracowników naukowych w 1981 r. i jest wielką wartością.
Pragnę przy tej okazji dedykować osobom odpowiedzialnym za politykę akademicką, że właśnie ukazał się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego tom poświęcony powyższym strajkom, bo chyba zapomina się o tym, o co walczyliśmy w PRL, a co jest ustawicznym przedmiotem zdrady postsolidarnościowych "elit".
List w obronie samorządności uczelni
Jednym z najważniejszych filarów niezależnego społeczeństwa, nowoczesnego państwa i efektywnej gospodarki jest niezależność badań, dyskusji naukowych oraz nauczania. Aby badania przynosiły pożytek państwu, muszą być wolne od bezpośrednich nacisków politycznych i ideologicznych. Ważnym gwarantem niezależności badań naukowych oraz nauczania, chroniącym społeczność akademicką przed naciskami politycznymi jest samorządność uniwersytetów.
Wprawdzie ostateczny kształt ustawy jest jeszcze nieznany, to wyraźnie wyłaniają się jej generalne założenia. Dwa z trzech zespołów rekomendują znaczną redukcję ustrojowej samorządności uniwersytetu, ograniczenie roli Senatów na rzecz rad powierniczych, rezygnację z wyborów rektora przez członków społeczności akademickiej.
Przyjęcie tych rozwiązań byłoby poważnym cywilizacyjnym regresem. Samorządność stanowiła jedną z fundamentów idei uniwersytetu od czasu powstania uczelni akademickich w średniowieczu. Po latach ograniczania jej w czasach PRL została przywrócona dzięki strajkom pracowników naukowych i studentów zrzeszonych w NZS, które umożliwiły dopuszczenie studentów i pracowników do współdecydowania o losie uczelni.
Problemem polskich uczelni nie jest nadmierna demokratyzacja. Uczelnie wymagają zmian, system zarządzania wymaga odpowiedzialnego przemyślenia. Likwidacja samorządności uniwersyteckiej byłaby zarówno sprzeniewierzeniem się samej istocie uniwersytetu, stanowiącej ważne dziedzictwo cywilizacji europejskiej, jak i zaprzepaszczeniem dokonań „Solidarności” i NZS w zakresie demokratyzacji życia naukowego.
Stanowczo zaznaczamy naszą niezgodę wobec planów zakładających wykluczenie studentów i pracowników naukowych z procesu decyzyjnego. Oczekujemy, że ten głos zostanie wzięty pod uwagę w pracach nad ostatecznym kształtem ustawy.
Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej
Studenckiej samorządności nie doświadczam w ostatnich latach, toteż List jest przejawem opinii bardziej dojrzałych i świadomych różnych zagrożeń studentów studiów III stopnia, a więc doktorantów. Ci młodsi nie są zainteresowani jakąkolwiek samorządnością, chyba że dotyczącą ich prywatnej kariery. Obym się mylił.
Polakom trzeba najpierw coś odebrać, żeby zaczęli rozumieć, z czego dotychczas nie korzystali lub co lekceważyli skupiając się na własnych interesach. W PRL nie było samorządności, więc sens ówczesnej walki był kluczowy dla odzyskania szeroko rozumianej wolności. Jak się ją już posiadło, to - jak przewidywał ks. prof. Józef Tischner - trudno było ją udźwignąć większości. Słabe kręgosłupy ma młode pokolenie...
28 marca 2017
Komitet Nauk Pedagogicznych obradował w Instytucie Badań Edukacyjnych
W poprzedniej kadencji Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN ówczesny dyrektor Instytutu Badań Edukacyjnych dr hab. Michał Federowicz kierował zaproszenie na wspólne posiedzenie, ale nie było ono przyjmowane ze względu na częściowe włączanie się niektórych zespołów "badawczych" w działania odbiegające od standardów metodologii badań społecznych (szczególnie diagnoza sześciolatków w szkołach podstawowych, badania czasu pracy nauczycieli czy współpracy szkół z rodzicami).
Uczeni-członkowie KNP PAN wielokrotnie w swoich stanowiskach dla MEN, publikacjach i wypowiedziach dawali wyraz niezadowoleniu z prowadzenia diagnoz na zamówienie polityczne, niezależnie od tego, że ten Instytut ma w swoim dorobku przecież bardzo wartościowe pomiary diagnostyczne oraz badania o charakterze stricte naukowym, które są niezwykle ważne i wartościowe tak dla współczesnej pedagogiki szkolnej, dydaktyki, jak i praktyki oświatowej.
Nową kadencję na lata 2016-2019 rozpoczęliśmy zatem jeszcze w lutym br. od pozytywnej odpowiedzi na kolejne zaproszenie Dyrekcji IBE, by spotkać się i skupić na prezentacji wybranych wyników badań pracowników tej instytucji. Z udziałem nowego Dyrektora IBE dr. Piotra Stankiewicza mieliśmy okazję do wymiany poglądów na temat roli badań PISA oraz zwrócić uwagę na niezwykle korzystne dla nauczycieli szkół podstawowych wyniki badań w zakresie uwarunkowań jakości kształcenia na lekcjach matematyki i języka ojczystego.
Chcieliśmy zatem przy tej okazji przekazać b. dyrektorowi Michałowi Federowiczowi wyrazy także naszego zadowolenia z wielu, znakomity projektów, z których wynikami każdy zainteresowany może zapoznać się zaglądając na profesjonalnie prowadzoną stronę tego Instytutu.
Obrady otworzył wczoraj były dyrektor IBE - wiceprzewodniczący KNP PAN, a obecnie przewodniczący Rady Naukowej IBE prof. zw. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski (rektor APS w Warszawie) oraz prof. zw. dr hab. Mirosław J. Szymański (obecnie w APS w Warszawie), który moderował zarazem dyskusję. W I części posiedzenia dr hab. Michał Federowicz oraz dr Michał Sitek syntetycznie omówili wyniki Polaków w badaniach międzynarodowych - PISA, TIMSS, PIRLS, ESLC, ICILS, PIAAC. W II części raportów badawczych dr hab. Krzysztof Biedrzycki zrelacjonował wyniki badań dotyczących jakości kształcenia z języka polskiego, zaś mgr Małgorzata Zambrowska z IBE mówiła o umiejętnościach matematycznych polskich uczniów na I, II i III etapie edukacyjnym.
Badania PISA stanowią - niezależnie od wykorzystywania ich przez rządzących do marketingu politycznego - bardzo interesującą mapę porównawczą stanu wykształcenia piętnastolatków na świecie, toteż z zadowoleniem przyjęto informację o tym, że władze MEN wyraziły zgodę na ich kontynuowanie. Słusznie pan dr hab. M. Federowicz wskazywał na to, że nie wszystko w oświacie da się zmierzyć, a być może nawet to, co jest w niej najważniejsze, w ogóle wymyka się badaniom kwantytatywnym. Są to tylko wskaźniki zjawisk znacznie głębszych, a nie obraz rzeczywistości edukacyjnej w kraju uczestniczącym w programie PISA.
Nie ulega też wątpliwości, że polscy eksperci, którzy od lat uczestniczą w zespole PISA przenoszą do Polski niezwykle cenną wiedzę na temat tego, jak należy konstruować zadania egzaminacyjne, by zdiagnozować poziom procesu myślenia naszych uczniów w trakcie rozwiązywania zadań oraz jak je szacować. Referujący nie ukrywał towarzyszących tym pomiarom problemów, dylematów metodologicznych czy związanych z interpretacją danych.
Ta ostatnia zresztą kwestia budziła zawsze krytykę wśród pedagogów, którzy jednak lepiej znają uwarunkowania procesu kształcenia zarówno w środowisku szkolnym, jak i pozaszkolnym, niż socjolodzy, którzy koncentrują swoją uwagę przede wszystkim na konstruowaniu narzędzi pomiaru i poprawności jego przeprowadzenia w kraju.
Tymczasem, jak słusznie przypomniał o tym wczoraj prof. Zbigniew Kwieciński - badania międzynarodowe są wyjałowione z najważniejszych, bo socjo-kulturowych uwarunkowań uczenia się, a więc kapitału kulturowego i ekonomicznego rodziców badanych uczniów, który rzutuje na poziom wiedzy i umiejętności uczniów. Konieczne jest uwzględnienie w reformach szkolnych zmiany koncepcji sprawiedliwości szkolnej, która uwzględniałaby sytuację najsłabszych i najzdolniejszych uczniów.
Pojawiło się pytanie, dlaczego rządzący - w ramach wprowadzanych zmian systemowych w polskim szkolnictwie - nie wyciągają żadnych wniosków z badań międzynarodowych i krajowych, tylko traktują je jako okazję do wydania środków budżetowych dla różnych podmiotów. Konsumpcyjne, częściowo polityczne wykorzystywanie licznych diagnoz - jak wynikało z omówienia kolejnych badań krajowych - jest demotywujące, bowiem w niewielkim stopniu sprzyja naprawie polskiej edukacji.
Badacze IBE mają świadomość tego, że w wyniku różnych projektów diagnostycznych docierali do pewnych umiejętności uczniów czy osób dorosłych z pewnym jedynie przybliżeniem, ale zarazem potrafią wskazać na najsłabsze punkty w edukacji szkolnej. Przed nami stoi poważne zadanie koncentrowania uwagi na najsłabszych uczniach, na tych, którzy mają problemy w uczeniu się, gdyż nie jest prawdą, że w Polsce nie ma analfabetyzmu. Nie został on wyeliminowany ani w PRL, ani w okresie transformacji ustrojowej po 1989 r. Rozwija się analfabetyzm funkcjonalny i półanalfabetyzm.
Najbardziej porażające były dla nas wyniki badań nad wiedzą i umiejętnościami uczniów szkół podstawowych oraz ich nauczycieli czy kandydatów do tej profesji. Być może dla zespołu socjologów i dydaktyków szczegółowych uzyskane przez nich wyniki były czymś zaskakującym, ale dla pedagogów nie stanowią one żadnej nowości. Znamy pewne prawidłowości już od kilkudziesięciu lat, toteż nie w kolejnych danych na temat wad, patologii czy dysfunkcji tkwi szansa na ich wyeliminowanie lub chociażby znaczące zredukowanie, tylko w makropolityce oświatowej formacji rządzących.
Przez ile jeszcze lat będziemy musieli słuchać kolejnych wyników diagnoz, a te będą miały miejsce, że uczniowie mają kłopot m.in. z:
- streszczaniem tekstu, jego interpretacją, samodzielnym pisaniem notatek, odróżnianiem opinii od faktów, odczytywaniem intencji bohatera, argumentowaniem i uzasadnianiem własnego stanowiska, itp.
- wykorzystywaniem mediów elektronicznych w rozwiązywaniu zadań, brakiem umiejętności rozwiązywania tzw. nietypowych zadań.
Katastrofą jest - jak to określono - ortografia i interpunkcja. Nauczyciele są bezradni wobec tego zjawiska. Uczniowie wćwiczani są do bezradności, do wyczekiwania na podyktowanie im przez nauczyciela notatki z lekcji. Poloniści nie potrafią zachęcić uczniów do czytania, a jeśli omawia się lektury, to pomija się w nich takie kwestie egzystencjalne dla dojrzewającej młodzieży, jak: erotyka (66 proc. wskazań braku), problemy dojrzewania, dorosłości (41 proc.) czy konfliktów międzypokoleniowych (29 proc.).
Nie jest dobrze - zdaniem diagnostów z IBE - w kształceniu matematycznym, skoro nauczyciele zadają uczniom prace domowe, ale ich nie sprawdzają, a jeśli już, to nie dokonują analiz błędów. Dominuje metoda "ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje", czyli "róbcie dzieci to, co ja", a więc odwzorowywanie za nauczycielem jedynie słusznego rozwiązania. Pozoruje się na lekcjach pracę zespołową, nie różnicuje tempa pracy uczniów i przeważa nauczanie bazujące na wydawaniu poleceń, a nie pobudzaniu uczniów do samodzielnego, twórczego, elastycznego myślenia.
W podsumowaniu zwróciłem uwagę na to, że tego typu diagnozy są - niestety - oderwane od rzeczywistych uwarunkowań pracy polskich nauczycieli, których łatwo można oskarżać o nieakceptowanie nietypowych rozwiązań zadań, brak rozwijania krytycznego myślenia, posądzać ich o wygodnictwo, przywiązanie do wzorcowych rozwiązań, pozoranctwo, itp.
.
Tymczasem wraz ze zmianą ustroju szkolnego w 1999 r. rozpoczął się proces strukturalnego i merytorycznego niszczenia przez centralne władze oświatowe innowacyjności, kreatywności, elastyczności czy wreszcie odejścia od adaptacyjnego modelu nauczania na rzecz kształcenia konstruktywistycznego, kluczowego dla rozwoju młodych pokoleń w ponowoczesnej rzeczywistości. To nie nauczyciele są winni temu, że szkoły nie są de facto autonomiczne, system jest centralistycznie sterowany tak, jak w PRL, ma charakter nakazowo-rozdzielczy, a ewaluacja służy pozoranctwu i wćwiczaniu do nieuczciwości.
Powrót do poprzedniego ustroju szkolnego tylko pogłębi kryzys w jakości kształcenia dzieci młodzieży. Polska edukacja jest opóźniona o co najmniej trzydzieści lat w stosunku do stanu wiedzy na temat tego, w jaki sposób można i należy kształcić młode pokolenia w glokalnym świecie, żeby traktowały uczenie się jako proces ustawiczny, konieczny i satysfakcjonujący. Właściwie, możemy wrócić do rozpraw naukowych naszych profesorów sprzed lat, także do wyników badań wśród absolwentów ośmioklasowych szkół podstawowych, by tylko osadzić je we współczesnych realiach.
Profesorowie pedagogiki mają zatem co robić, by z jednej strony dalej prowadzić rzetelne badania naukowe, a z drugiej uświadamiać wszystkim podmiotom związanym z edukacją, że drzwi już dawno zostały wyważone. Trzeba tylko umieć przekroczyć próg zostawiając patologie poza drzwiami błędnie utrzymywanego i zarządzanego ustroju szkolnego.
Uczeni-członkowie KNP PAN wielokrotnie w swoich stanowiskach dla MEN, publikacjach i wypowiedziach dawali wyraz niezadowoleniu z prowadzenia diagnoz na zamówienie polityczne, niezależnie od tego, że ten Instytut ma w swoim dorobku przecież bardzo wartościowe pomiary diagnostyczne oraz badania o charakterze stricte naukowym, które są niezwykle ważne i wartościowe tak dla współczesnej pedagogiki szkolnej, dydaktyki, jak i praktyki oświatowej.
Nową kadencję na lata 2016-2019 rozpoczęliśmy zatem jeszcze w lutym br. od pozytywnej odpowiedzi na kolejne zaproszenie Dyrekcji IBE, by spotkać się i skupić na prezentacji wybranych wyników badań pracowników tej instytucji. Z udziałem nowego Dyrektora IBE dr. Piotra Stankiewicza mieliśmy okazję do wymiany poglądów na temat roli badań PISA oraz zwrócić uwagę na niezwykle korzystne dla nauczycieli szkół podstawowych wyniki badań w zakresie uwarunkowań jakości kształcenia na lekcjach matematyki i języka ojczystego.
Chcieliśmy zatem przy tej okazji przekazać b. dyrektorowi Michałowi Federowiczowi wyrazy także naszego zadowolenia z wielu, znakomity projektów, z których wynikami każdy zainteresowany może zapoznać się zaglądając na profesjonalnie prowadzoną stronę tego Instytutu.
Obrady otworzył wczoraj były dyrektor IBE - wiceprzewodniczący KNP PAN, a obecnie przewodniczący Rady Naukowej IBE prof. zw. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski (rektor APS w Warszawie) oraz prof. zw. dr hab. Mirosław J. Szymański (obecnie w APS w Warszawie), który moderował zarazem dyskusję. W I części posiedzenia dr hab. Michał Federowicz oraz dr Michał Sitek syntetycznie omówili wyniki Polaków w badaniach międzynarodowych - PISA, TIMSS, PIRLS, ESLC, ICILS, PIAAC. W II części raportów badawczych dr hab. Krzysztof Biedrzycki zrelacjonował wyniki badań dotyczących jakości kształcenia z języka polskiego, zaś mgr Małgorzata Zambrowska z IBE mówiła o umiejętnościach matematycznych polskich uczniów na I, II i III etapie edukacyjnym.
Badania PISA stanowią - niezależnie od wykorzystywania ich przez rządzących do marketingu politycznego - bardzo interesującą mapę porównawczą stanu wykształcenia piętnastolatków na świecie, toteż z zadowoleniem przyjęto informację o tym, że władze MEN wyraziły zgodę na ich kontynuowanie. Słusznie pan dr hab. M. Federowicz wskazywał na to, że nie wszystko w oświacie da się zmierzyć, a być może nawet to, co jest w niej najważniejsze, w ogóle wymyka się badaniom kwantytatywnym. Są to tylko wskaźniki zjawisk znacznie głębszych, a nie obraz rzeczywistości edukacyjnej w kraju uczestniczącym w programie PISA.
Nie ulega też wątpliwości, że polscy eksperci, którzy od lat uczestniczą w zespole PISA przenoszą do Polski niezwykle cenną wiedzę na temat tego, jak należy konstruować zadania egzaminacyjne, by zdiagnozować poziom procesu myślenia naszych uczniów w trakcie rozwiązywania zadań oraz jak je szacować. Referujący nie ukrywał towarzyszących tym pomiarom problemów, dylematów metodologicznych czy związanych z interpretacją danych.
Ta ostatnia zresztą kwestia budziła zawsze krytykę wśród pedagogów, którzy jednak lepiej znają uwarunkowania procesu kształcenia zarówno w środowisku szkolnym, jak i pozaszkolnym, niż socjolodzy, którzy koncentrują swoją uwagę przede wszystkim na konstruowaniu narzędzi pomiaru i poprawności jego przeprowadzenia w kraju.
Tymczasem, jak słusznie przypomniał o tym wczoraj prof. Zbigniew Kwieciński - badania międzynarodowe są wyjałowione z najważniejszych, bo socjo-kulturowych uwarunkowań uczenia się, a więc kapitału kulturowego i ekonomicznego rodziców badanych uczniów, który rzutuje na poziom wiedzy i umiejętności uczniów. Konieczne jest uwzględnienie w reformach szkolnych zmiany koncepcji sprawiedliwości szkolnej, która uwzględniałaby sytuację najsłabszych i najzdolniejszych uczniów.
Pojawiło się pytanie, dlaczego rządzący - w ramach wprowadzanych zmian systemowych w polskim szkolnictwie - nie wyciągają żadnych wniosków z badań międzynarodowych i krajowych, tylko traktują je jako okazję do wydania środków budżetowych dla różnych podmiotów. Konsumpcyjne, częściowo polityczne wykorzystywanie licznych diagnoz - jak wynikało z omówienia kolejnych badań krajowych - jest demotywujące, bowiem w niewielkim stopniu sprzyja naprawie polskiej edukacji.
Badacze IBE mają świadomość tego, że w wyniku różnych projektów diagnostycznych docierali do pewnych umiejętności uczniów czy osób dorosłych z pewnym jedynie przybliżeniem, ale zarazem potrafią wskazać na najsłabsze punkty w edukacji szkolnej. Przed nami stoi poważne zadanie koncentrowania uwagi na najsłabszych uczniach, na tych, którzy mają problemy w uczeniu się, gdyż nie jest prawdą, że w Polsce nie ma analfabetyzmu. Nie został on wyeliminowany ani w PRL, ani w okresie transformacji ustrojowej po 1989 r. Rozwija się analfabetyzm funkcjonalny i półanalfabetyzm.
Najbardziej porażające były dla nas wyniki badań nad wiedzą i umiejętnościami uczniów szkół podstawowych oraz ich nauczycieli czy kandydatów do tej profesji. Być może dla zespołu socjologów i dydaktyków szczegółowych uzyskane przez nich wyniki były czymś zaskakującym, ale dla pedagogów nie stanowią one żadnej nowości. Znamy pewne prawidłowości już od kilkudziesięciu lat, toteż nie w kolejnych danych na temat wad, patologii czy dysfunkcji tkwi szansa na ich wyeliminowanie lub chociażby znaczące zredukowanie, tylko w makropolityce oświatowej formacji rządzących.
Przez ile jeszcze lat będziemy musieli słuchać kolejnych wyników diagnoz, a te będą miały miejsce, że uczniowie mają kłopot m.in. z:
- streszczaniem tekstu, jego interpretacją, samodzielnym pisaniem notatek, odróżnianiem opinii od faktów, odczytywaniem intencji bohatera, argumentowaniem i uzasadnianiem własnego stanowiska, itp.
- wykorzystywaniem mediów elektronicznych w rozwiązywaniu zadań, brakiem umiejętności rozwiązywania tzw. nietypowych zadań.
Katastrofą jest - jak to określono - ortografia i interpunkcja. Nauczyciele są bezradni wobec tego zjawiska. Uczniowie wćwiczani są do bezradności, do wyczekiwania na podyktowanie im przez nauczyciela notatki z lekcji. Poloniści nie potrafią zachęcić uczniów do czytania, a jeśli omawia się lektury, to pomija się w nich takie kwestie egzystencjalne dla dojrzewającej młodzieży, jak: erotyka (66 proc. wskazań braku), problemy dojrzewania, dorosłości (41 proc.) czy konfliktów międzypokoleniowych (29 proc.).
Nie jest dobrze - zdaniem diagnostów z IBE - w kształceniu matematycznym, skoro nauczyciele zadają uczniom prace domowe, ale ich nie sprawdzają, a jeśli już, to nie dokonują analiz błędów. Dominuje metoda "ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje", czyli "róbcie dzieci to, co ja", a więc odwzorowywanie za nauczycielem jedynie słusznego rozwiązania. Pozoruje się na lekcjach pracę zespołową, nie różnicuje tempa pracy uczniów i przeważa nauczanie bazujące na wydawaniu poleceń, a nie pobudzaniu uczniów do samodzielnego, twórczego, elastycznego myślenia.
W podsumowaniu zwróciłem uwagę na to, że tego typu diagnozy są - niestety - oderwane od rzeczywistych uwarunkowań pracy polskich nauczycieli, których łatwo można oskarżać o nieakceptowanie nietypowych rozwiązań zadań, brak rozwijania krytycznego myślenia, posądzać ich o wygodnictwo, przywiązanie do wzorcowych rozwiązań, pozoranctwo, itp.
.
Tymczasem wraz ze zmianą ustroju szkolnego w 1999 r. rozpoczął się proces strukturalnego i merytorycznego niszczenia przez centralne władze oświatowe innowacyjności, kreatywności, elastyczności czy wreszcie odejścia od adaptacyjnego modelu nauczania na rzecz kształcenia konstruktywistycznego, kluczowego dla rozwoju młodych pokoleń w ponowoczesnej rzeczywistości. To nie nauczyciele są winni temu, że szkoły nie są de facto autonomiczne, system jest centralistycznie sterowany tak, jak w PRL, ma charakter nakazowo-rozdzielczy, a ewaluacja służy pozoranctwu i wćwiczaniu do nieuczciwości.
Powrót do poprzedniego ustroju szkolnego tylko pogłębi kryzys w jakości kształcenia dzieci młodzieży. Polska edukacja jest opóźniona o co najmniej trzydzieści lat w stosunku do stanu wiedzy na temat tego, w jaki sposób można i należy kształcić młode pokolenia w glokalnym świecie, żeby traktowały uczenie się jako proces ustawiczny, konieczny i satysfakcjonujący. Właściwie, możemy wrócić do rozpraw naukowych naszych profesorów sprzed lat, także do wyników badań wśród absolwentów ośmioklasowych szkół podstawowych, by tylko osadzić je we współczesnych realiach.
Profesorowie pedagogiki mają zatem co robić, by z jednej strony dalej prowadzić rzetelne badania naukowe, a z drugiej uświadamiać wszystkim podmiotom związanym z edukacją, że drzwi już dawno zostały wyważone. Trzeba tylko umieć przekroczyć próg zostawiając patologie poza drzwiami błędnie utrzymywanego i zarządzanego ustroju szkolnego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)