23 października 2016

WSTYD - w odpowiedzi profesorowi Tadeuszowi Pilchowi


(źródło fot. Archiwum domowe Aleksandra Nalaskowskiego)

Otrzymałem replikę na List Stowarzyszenia Pedagogów Społecznie Zaangażowanych, który wywołał dyskusję, co jest widoczne w komentarzach pod jego treścią. Nie sposób jednak dzielić jednolitą wypowiedź prof. dr. hab. Aleksandra NALASKOWSKIEGO na fragmenty. Administrator wprowadził ograniczenia dla zamieszczania komentarzy pod wpisami, stąd zaproponowałem opublikowanie w całości jego opinii.

Sprawa nie jest banalna, gdyż prof. T. Pilch poruszył tak różne kwestie, niejako mozaikowo prezentując je w swoim stanowisku, że budzą one z różnych stron i osób krytyczną reakcję. To pokazuje, że powinniśmy rozmawiać o EDUKACJI, POLITYCE OŚWIATOWEJ, O ROLI NAUK PEDAGOGICZNYCH I TWÓRCZOŚCI ICH PRZEDSTAWICIELI ze względu na kolejne projekty zmian w szkolnictwie ogólnodostępnym.

WSTYD - w odpowiedzi profesorowi Tadeuszowi Pilchowi

List prof. Tadeusza Pilcha i innych pedagogów społecznych zasmucił mnie, ale i wprawił w zdumienie. Kilka razy bowiem sprawdzałem czy to ten sam Tadeusz (od lat mówimy sobie po imieniu) czy może jakiś inny, czy to możliwe, aby ta osoba, którą wszak znam, napisała taki tekst?

List jest niezwykle „subiektywny” (cudzysłów ma wzmacniać to odczucie), a niekiedy swym subiektywizmem wpycha czytelnika w nieprawdę i hipokryzję.

Tak jak kiedyś pisma i przemowy zaczynało się od „Laudetur Iesus Christus” tak teraz zaczyna się je od rytualnego naplucia na Kaczyńskiego. To nowa, świecka tradycja. Nie inaczej jest w przypadku listu prof. T. Pilcha i dowodzonych przezeń pedagogów społecznych. Jakże inaczej mógł zrobić prominentny swego czasu działacz ZSL (taka listek figowy dla PZPR), a potem PSL?

Autor zarzuca pedagogom akademickim tchórzliwe milczenie, a dokładniej świadome przybranie takiej właśnie pozy: „Ukoronowaniem tej niepojętej filozofii milczenia środowiska pedagogicznego była całkowita obojętność wobec dramatycznie nieodpowiedzialnej decyzji rządu Jarosława Kaczyńskiego cofnięcia wieku obowiązku szkolnego dla 6 – latków.”

To oczywista nieprawda! Nieprawda krzywdząca i kłamliwa. W środowisku akademickim trwała dyskusja, niekiedy żarliwa, powstawały rozprawy naukowe, ścierały się poglądy. To prawda, że nie wszyscy byli za debiutem szkolnym w wieku 7 lat, lecz to nie oznacza, że była jakaś kompletnie przez T. Pilcha wydumana „filozofia milczenia”. Ludzie dyskutowali, niekiedy z ogromną żarliwością, po wielokroć uczestniczyłem w takich dysputach z uczonymi, nauczycielami, rodzicami i dlatego mam wrażenie, że swoich obserwacji prof. T. Pilch dokonywał na Marsie.

A jeśli do tych dyskusji dołożymy autorskie przedsięwzięcia eksperymentalne i praktyczne, to wymyślonej „filozofii milczenia” nijak nie da się obronić. Szkoły, a właściwie placówki działające wedle koncepcji Śliwerskich, zmagania Marka Budajczaka, ćwierć wieku (!) działania toruńskiej Szkoły-Laboratorium (której dyrektor niemal z rozpędu powołał Wydział Nauk Pedagogicznych na UMK zostając jego dziekanem) – i to jest ta niepojęta filozofia milczenia czy może niepojęty brak wiedzy Autora listu?

Może trzeba więcej czytać, trochę pojeździć, porozmawiać z ludźmi odchodząc od ministerialnych nawyków? Aby pisać trzeba wiedzieć.

Inny smaczek z listu T. Pilcha: „Przypomnieć należy równie unikalny w skali europejskiej, a w swej wymowie cyniczny "program przystosowawczy", wprowadzony pod naciskiem ministerstwa finansów, rozporządzeniami ministrów edukacji: Roberta Głębockiego w r. 1991” Otóż otrzymaliśmy miliard dolarów na restrukturyzację szkolnictwa. W jednej z komisji mającej podzielić te fundusze zasiadał prof. Tadeusz Pilch. Pytam więc gdzie te pieniądze? Gdzie te zmiany?

Dwukrotny wiceminister edukacji, już w środku swojego wywodu raczy nas takim oto spostrzeżeniem: „Milczenie elit intelektualnych „w czasach słusznie minionych” było i pożądane i konieczne i obwarowane skomplikowanymi manipulacjami. Jak nie wystarczała łagodna perswazja, uruchomiano twardsze argumenty typu: pisarze do pióra, studenci do nauki, uczeni do książek …. , lub jeszcze twardsze, opresyjne metody”.– Zwracam uwagę napisał to człowiek władzy, obwożony służbowymi autami, otoczony sekretarkami, wysoki działacz partyjny, wiceminister.

Tak więc dowiadujemy się, że milczenie w słusznie minionych latach było u T. Pilcha „pożądane i konieczne”. Zgrabniejszego uzasadnienia kunktatorstwa trudno by szukać. Autor na koniec raczy nas zgrabną łacińską sentencją: Omne malum ex potestas - wszelkie zło pochodzi od władzy. Pisze zatem o sobie! Wydaje mi się, że słuszniejsze byłoby posypanie głowy popiołem niż odwoływanie się w taki sposób do łacińskich mądrości (nota bene opacznie).

Już na sam koniec fragment listu, którego sygnatariusze winni się po prostu wstydzić. Oto on: „Dlatego nie możemy zrozumieć milczenia naszego Kościoła wobec tak jawnego gwałtu na zasadach sprawiedliwości społecznej, na idei służby społecznej polityki i państwa wobec narodu, na zasadach solidarności i zgody wspólnoty narodowej – jaki dzisiaj dokonuje się w naszym kraju! Z niechęcią patrzymy na różne formy sojuszu i porozumień między władzą polityczną a kościołem, które nie są zawierane w trosce o powszechne dobro, lecz raczej w trosce o wzajemne korzyści polityczne, prawne, materialne.

Przeczytałem i oczy wyszły mi z orbit. Wszak to koalicja PO-PSL, a wcześniej w tercecie z SLD domagała się odsunięcia Kościoła od wpływu na życie społeczne („nie będziemy klękać przed księdzem” –Tusk), zamknięcia biskupów w kruchcie, sprowadzenia religii do roli prywatnego rytuału. Cały ten akapit jest po prostu insynuacją, obrzydliwą insynuacją wystawiającą świadectwo autorom tego zapisu. Cytat jakby żywcem wyjęty z „Wyborczej”.

Zastanawiam się jaki był cel tego manifestu? Jego wartość naukowa jest znikoma, stanowi bowiem agitkę propagandową, wartość sprawcza jest również żadna – kto uwierzy niedawnemu aparatczykowi? Do głowy przychodzi mi jedno: dorwać się do mikrofonu. Z byle czym, jakkolwiek, aby zaistnieć. Za wszelką cenę nie dać o sobie zapomnieć, bo starość bywa różna. Czasami owocuje przemyślaną, przefiltrowaną przez życie mądrością, a czasami nie. Tu chyba jednak nie. - prof. dr hab. Aleksander Nalaskowski


22 października 2016

Debata pedagogów na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim

(fot. KUL- pierwszy z lewej prof. Marek Konopczyński jako prowadzący obrady KNP PAN 17.10.2016 r.)

Takie mamy czasy, że czego nie ma w Internecie, to nie istnieje na świecie. Tym bardziej więc ucieszyłem się, że współpracująca z Dyrekcją Instytutu Pedagogiki TvKUL zarejestrowała w spocie filmowym obrady Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk na KUL. Polecam zatem krótką wypowiedź naszego Kolegi - członka KNP PAN - ks. prof. dr. hab. Mariana Nowaka.



Część gremium profesorskiego z KNP PAN uczestniczyła w kolejnych dniach w interesującej konferencji naukowej. Instytut Pedagogiki KUL w Lublinie słusznie przypomniał całemu środowisku, że:

(...) szczyci się w Polsce najbardziej odległym rodowodem pedagogicznym pod względem tradycji kształcenia i prowadzenia badań w zakresie pedagogiki. W 1919 r. została utworzona Katedra Pedagogiki, w rok po odzyskaniu niepodległości i powstaniu Uniwersytetu. W swojej długiej historii Instytut przechodzi także okres zawieszenia działalności, a następnie ponownej reaktywacji studiów w r. 1981. Przeżywając w roku bieżącym Jubileusz XXXV-lecia przywrócenia kształcenia na kierunku pedagogika na KUL w Lublinie Instytut podejmuje namysł nad uprawianiem pedagogiki i kształceniem podczas Konferencji Jubileuszowej.







21 października 2016

Wszelkie zło pochodzi od władzy... List Otwarty pedagogów społecznych

Publikuję pełną treść Listu Otwartego, który - jak można przypuszczać - został przekazany kierownictwu Ministerstwa Edukacji Narodowej. Profesor Tadeusz Pilch wspomniał o tym Liście w czasie IX Zjazdu Pedagogicznego w Białymstoku oraz na posiedzeniu wyjazdowym Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN na KUL w Lublinie.

Uważam, że ten List powinien być dostępny nie tylko pedagogom społecznym, ale także szeroko rozumianym wychowawcom, politykom i rządzącym w kraju. Można nie zgadzać się z niektórymi tezami Autora, interpretacją wydarzeń czy danych faktograficznych, ale nie można odmówić racji, które spowodowały konieczność zabrania głosu w sprawie losu dzieci w środowiskach rustykalnych. Treść tego Listu była przywoływana w mediach w wersji bardzo skrótowej. Publikuję zatem jego pełną wersję za zgodą Autora:


List otwarty pedagogów społecznych na temat polityki oświatowej


Jest swoistym paradoksem, że środowiska akademickie, które cieszą się najwyższym społecznym poważaniem z własnej woli rezygnują z publicznego zabierania głosu w sprawach dla społeczeństwa najbardziej żywotnych - natomiast środowiska polityczne, które zajmują ostatnie miejsca w hierarchii społecznego prestiżu mają niczym nieograniczony głos we wszystkich doniosłych dla społeczeństwa sprawach i bez najmniejszych zahamowań z tej wolności korzystają.

Nauki i środowisko akademickie pedagogiki, oprócz twórczej aktywności na sejmie nauczycielskim w 1919 roku i incydentalnymi głosami indywidualnymi w czasach II Rzeczypospolitej nigdy więcej nie zaznaczyło swojej obecności w publicznych debatach, nawet wówczas gdy rozstrzygały się fundamentalne kwestie dla systemu nauczania i wychowania.

Ukoronowaniem tej niepojętej filozofii milczenia środowiska pedagogicznego była całkowita obojętność wobec dramatycznie nieodpowiedzialnej decyzji rządu Jarosława Kaczyńskiego cofnięcia wieku obowiązku szkolnego dla 6 – latków. Jedyny przypadek w dziejach Europy cofania dzieci w wieku obowiązku szkolnego, a nie obniżania wieku rozpoczynania nauki. W ten sposób zostaliśmy w elitarnym kręgu kilkunastu państwa w Europie i na świecie, w których dzieci rozpoczynają naukę w 7 roku życia.

Była to przecież decyzja wymierzona w szansę stopniowego usuwania barier równego startu dla dzieci ubogich, ze środowisk o niskim kapitale kulturowym, utrwalająca na długie lata nierówności społeczne między dziećmi ze środowisk upośledzonych socjalnie a dziećmi grup uprzywilejowanych. Nie był to zresztą pierwszy krok w budowaniu zróżnicowanych szans rozwojowych dzieci z nierównych kulturowo środowisk.

Przypomnieć należy równie unikalny w skali europejskiej, a w swej wymowie cyniczny "program przystosowawczy", wprowadzony pod naciskiem ministerstwa finansów, rozporządzeniami ministrów edukacji: Roberta Głębockiego w r. 1991 (Zarządzenie Ministra Edukacji nr 18 z dnia 24 08. 1991 r w sprawie realizacji zajęć ponadobowiązkowych i pozalekcyjnych w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych), oraz Zdobysława Flisowskiego w r. 1993 (Zarządzenie Ministra Edukacji nr 23 z dnia 6. 08. 1993 w sprawie warunków realizacji zajęć korekcyjno-kompensacyjnych w szkołach).

Rozporządzenia te m.in dopuszczały zajęcia rozwojowe w szkołach podstawowych pod warunkiem, że będą miały charakter międzyszkolny. Taki warunek w rzeczywistości szkół wiejskich trudno nie nazwać cynicznym, a samą nazwę programu "przystosowawczy" klasyczna kategorią orwellowską. Bo akurat zróżnicowania między szkołami miejskimi i wiejskimi są w naszym kraju szczególnie drastyczne i od dziesiątków lat nienaruszane żadną racjonalną polityką równości. I żadne tłumaczenia i pseudo naukowe racje tego faktu nie zmienią.

Jedyny głos sprzeciwu, jaki został wysłany przez Zespół Pedagogiki Społecznej przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, po cofnięciu obowiązku szkolnego dla sześciolatków, został wprawdzie poparty przez dziesiątki profesorów i młodszych nauczycieli akademickich, ale równocześnie wywołał protesty środowisk naukowych związanych z uczelniami katolickimi, oraz zaowocował żenującymi adresami do Pani minister edukacji, informującymi, że z tym głosem sprzeciwu, nie maja nic wspólnego.

Powielono tu PRL–owski schemat rozumowania i reakcji, że władza, jakkolwiek by była głupia – to zawsze rację ma! Jedyna Rada Wydziału Pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego w bardzo umiarkowanej formie zdystansowała się wobec ekscesów edukacyjnych rządu. Reszta polskiej pedagogiki w sile kilkuset samodzielnych pracowników nauki i tysięcy młodszych akademików pozostała wierna zasadzie – Pedagogiki milczenia

Milczenie elit intelektualnych „w czasach słusznie minionych” było i pożądane i konieczne i obwarowane skomplikowanymi manipulacjami. Jak nie wystarczała łagodna perswazja, uruchomiano twardsze argumenty typu: pisarze do pióra, studenci do nauki, uczeni do książek …. , lub jeszcze twardsze, opresyjne metody.

Ten trening przeszłości tak mocno wrył się w świadomość elit intelektualnych, że dzisiaj niewinne apele nauki z zakresu np. polityki społecznej, w środowisku nauk społecznych, traktowane są jako uprawianie polityki i potępiane jako niegodne etosu nauki i naukowców. Komunistyczna władze odniosła pozagrobowe zwycięstwo nad obywatelską postawą świata nauki. Tymczasem to co dzieje się dzisiaj w polityce zmusza nas, pod rygorem utraty godności, do zabrania głosu, do postawy czynnej, do obywatelskiego sprzeciwu.

Jesteśmy zorganizowanym środowiskiem pedagogów społecznych rozproszonych w różnych placówkach pracy wychowawczej od katedr uniwersyteckich do szkół podstawowych i przedszkoli. Jesteśmy zjednoczeni w Stowarzyszeniu – Ruchu Pedagogów Społecznie Zaangażowanych oraz w Zespole Pedagogiki Społecznej działającym przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN.

Mamy poczucie zagrożenia, a zarazem powinności zabrania głosu, sprzeciwu, protestu wobec klasy politycznej; przywołania jej do opamiętania w imię interesów narodowej wspólnoty.

Omne malum ex potestas - wszelkie zło pochodzi od władzy

Ten starożytny aforyzm, a raczej rzymska mądrość ludowa pokazuje, że władza wszelkich czasów była postrzegana jako zło. Wielki doktor kościoła – św. Ambroży bardzo krytycznie odnosił się do władzy świeckiej, a jego uczniowie wręcz przypisywali jej diabelską genealogię. Przekonanie to przewija się w myśli chrześcijańskiej do czasów nowożytnych. Natomiast „uczeń”, Ambrożego, św. Augustyn dowodził i utrwalił w „Państwie Bożym”, powszechne przekonanie, że wszelka władza pochodzi od Boga. W oficjalnej praktyce kościoła ideą przewodnią jest raczej pogląd św. Augustyna, niż krytyczna postawa św. Ambrożego.

Pragniemy z naciskiem oświadczyć, że nasz apel i przekonania nie dotyczą tylko aktualnego układu sił politycznych, lecz stanowią uogólnioną ocenę degeneracji władzy w Polsce, której początki znajdujemy w pierwszej połowie XVII wieku a jej kontynuacja trwa przez całą późniejszą historię naszych dramatycznych dziejów. Ostatni okres tzw. „odzyskanej niepodległości” dobitnie pokazuje, że odziedziczyliśmy cały bagaż politycznej patologii Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej.

Obecnie trwa wyjątkowy w swej bezprecedensowej jakości i wymowie festiwal siania wzajemnej nienawiści i dzielenia Polaków przez władze polityczne, poniżających zdrowy rozsądek absurdalne oskarżenia o najcięższe zbrodnie swych przeciwników politycznych, w którym biorą udział wszystkie siły polityczne z udziałem sejmu, senatu, premiera i prezydenta, używające frazeologii i argumentacji ulicznych zadymiarzy. Polityka niżej już upaść nie mogła!

Do tragicznego upadku Pierwszej Rzeczypospolitej doprowadziła elita polityczna ówczesnego „państwa narodu szlacheckiego”, która stanowiąc 10% społeczeństwa była siłą społeczną o nieznanych w żadnym europejskim kraju prerogatywach oraz o niespotykanej gdziekolwiek w cywilizowanym świecie poziomie egoizmu i obskuranckim zaślepieniu. Szlachta gotowa była na ołtarzu swych egoistycznych i okrutnych przywilejów złożyć raczej byt i wolność ojczyzny, niż choćby jeden dzień niewolniczej pańszczyzny swoich poddanych lub którąkolwiek perłę swych klasowych przywilejów. W swych antynarodowych i egoistycznych nastawieniach znajdowała wsparcie hierarchii religijnych, głównych wówczas religii; katolickiej i prawosławnej.

I była w swym zaślepieniu konsekwentna do tragicznego końca. Wyzwolenie od niewolniczych stosunków podległości wobec rodzimych panów przynieśli chłopom polskim – zaborcy! „Z samych panów zguba Polaków. Oni zniszczyli wszystkie uszanowanie dla prawa. Oni, rządowego posłuszeństwa cierpieć nie chcąc, bez wykonania zostawili prawo. Oni zupełnie zagubili wyobrażenie sprawiedliwości w umysłach Polaków. Oni prawo zamienili w czczą formalność, która tylko wtenczas ważną była, kiedy prawo ich dumie, łakomstwu i złości służyło.” (Stanisław Staszic, Przestrogi dla Polski...) Dziś wystarczy w miejsce „Panów” wstawić „Polityków”, lub nazwy partii, aby treść manifestu S. Staszica pasowała jak ulał do naszej rzeczywistości.

Do dzisiaj nie padła prośba o przebaczenie za ówczesne winy Panów i nikt im o takim chrześcijańskim geście nie przypomniał i takiego gestu nie wymagał. Więcej – dzisiaj odradza się etos szlachectwa jako nośnika tradycji i kultury narodowej i żądanie naprawienia krzywd jakie ta klasa poniosła od rządów komunistycznych!

To zrodziło jeden z najcięższych grzechów ich politycznych następców, późniejszych klas politycznych – poczucie nieodpowiedzialności i bezkarności za ciężkie grzechy wobec wspólnoty narodowej. I jeśli chcemy szukać permanentnego źródła nawracających złych rządów politycznych, to leży ono w braku jakiejkolwiek odpowiedzialności polityków, którym na sucho uchodzą nawet uczynki kryminalne

Pierwsze odzyskanie niepodległości, znowu wykreowało klasę polityczną, w której znaczną rolę odegrali potomkowie owych twórców i obrońców „państwa narodu szlacheckiego”. W filozofii kreowania nowego ładu politycznego owi potomkowie dali się poznać jako żarliwi obrońcy stanowych porządków, z determinacją żądając, np. dwutorowego szkolnictwa: jednego dla „ludu”, drugiego dla warstw przywilejów urodzenia i majątku.

Ówczesna klasa polityczna, już bez arystokratycznych proweniencji, kazała strzelać do robotników Krakowa, do chłopów w Małopolsce. To klasa polityczna, która nazwała się: sanacją wykorzystując proceduralne okoliczności wprowadziła podstępem antydemokratyczną konstytucję kwietniową, wprowadziła wojsko na salę sejmową, a opozycji zgotowała krwawą rozprawę w Berezie Kartuskiej. Wszystkie atrybuty ówczesnego ładu politycznego który sanacja nazywała uzdrawianiem, łącznie z mistyczną funkcją Piłsudskiego, możemy dziś obserwować w aktualnej rzeczywistości. Sanacja, jej zadufane zaślepienie doprowadziło Polskę do całkowitego osamotnienia i tragedii wojny na dwa fronty.

Rządy klasy politycznej w latach zależności od Rosji Sowieckiej, tworzyły iluzję rządów „ludowych”. Miały one jednak tyle z narodem wspólnego co Rosja Sowiecka z demokracją. Gładko więc utrwaliło się po odzyskaniu niezależności w 1989 r. przekonanie, że elity polityczne, to zjawisko, które żyje obok narodu i między klasą polityczną, a narodem i państwem nie ma zasady służebności, jak w prawdziwej demokracji.

Przyjęto, że to nie polityka ma służyć narodowi, lecz na odwrót - społeczeństwo jest jednym z instrumentów i elementów rozgrywek politycznych, a rangę suwerena zyskują partie polityczne, powszechnie zresztą zarządzane autorytarnie. Ich celem działania i sensem istnienia jest „polityka łupów”, a nie polityka służby społecznej. Partia, która traci władzę, traci członków i znaczenie polityczne, bo straciła lupy.

Te trzy wielkie okresy naszej historii: pierwsza Rzeczpospolita, okres sanacji i czasy tzw. realnego socjalizmu – to klasyczne przykłady degeneracji klas politycznych, ich niewiarygodnego egoizmu grupowego, całkowitego braku zrozumienia dla dobra wspólnego i swoistej bezwzględności wobec przeciwników. Gesty solidarności lub głosy nawołujące do jedności pojawiały się tylko wówczas gdy pojawiało się fizyczne zagrożenie dla grupowych interesów rządzącej elity. Np najazd bolszewików w 1920 roku., ostatnie tygodnie przed wybuchem II. wojny światowej.

Ale już nawet manifest Kościuszki nie zawierał słowo na temat „kwestii chłopskiej”, który mógł doprowadzić do jedności narodowej wobec egzystencjalnego zagrożenia bytu państwa. Próba naprawy Rzeczypospolitej przez Konstytucję 3 Maja wywołała magnacki spisek pod patronatem carycy Katarzyny II, zwany konfederacją targowicką przy powszechnym poparciu hierarchii katolickiej, w celu obalenia reform ustrojowych. Przywileje stanowe i klasowe były cenniejsze niż bezpieczeństwo i dobro ojczyzny. Małą satysfakcją jest, że główni twórcy Targowicy, w tym biskupi zostali ukarani, przez lud Warszawy – szubienicą.

Władze w służbie władzy

Większość przemian jakie dokonały się w latach 1989 – 2016 dobitnie pokazują, że odziedziczyliśmy ideologię XVII wiecznego „państwa narodu politycznego”, oraz najgorsze wzorce polityki sanacyjnej, oraz systemu rządów komunistycznych. Pobieżna obserwacja dowodzi, że aktualne „elity” polityczne są spadkobiercami wszystkich przywar klas wyobcowanych z własnego narodu i traktują państwo i funkcje publiczne jako łup polityczny.

Przegrana kolejnej partii i okres oczekiwania na odzyskanie władzy służy nie wysiłkowi programowemu, lecz ćwiczeniu najbardziej skutecznych form eksterminacji przeciwników politycznych. Obecna władza ten proceder wykorzystała po mistrzowsku. Groteskowych i równocześnie złowrogich przykładów dostarczają marszałkowie sejmu, senatu, liczni posłowie, sam prezydent.

Wszystko wskazuje na to, że ich wzory są powielane przez aktualną opozycję. Pewien optymizm budzi strategia programowa Komitetu Obrony Demokracji, który obrał drogę budowania wizji sprawiedliwego społeczeństwa, w którym władza jest tylko organem wykonawczym woli powszechnej.

Przez ostatnie 30 lat rządziły krajem ugrupowania nazywające się: lewicowymi, konserwatywnymi, liberalnymi, prawicowymi; czyli wszelkie orientacje, które w swych celach politycznych winny gwarantować realizację zasad sprawiedliwości społecznej wywiedzionej z konwencji Filadelfijskiej z 1944 r., oraz z humanitarnego przesłania społecznej nauki kościoła zrodzonej z idei encykliki Rerum Novarum Leona XIII i utwierdzonej w przejmującej encyklice Jana Pawła II Sollicitudo rei socialis, kreślącej ideę władzy jako służby, sakralizującej solidarność wspólnoty, a na czele troski społecznej stawiając ubogiego człowieka.

Ta filozofia społecznej nauki chrześcijaństwa znajduje przejmującą kontynuację w profetycznej działalności Papieża Franciszka, tak daleko wybiegająca swą niezwykłością przed realia dzisiejszej, trudnej rzeczywistości, że nie nadąża za jego wizją znaczna część hierarchii naszego kraju.

Od połowy XX wieku Kościoły chrześcijańskie, w tym szczególnie Kościół katolicki głosi i realizuje wspaniałe ideologie solidarności, służby i wspólnoty zarówno w teorii swoich nauk społecznych jak i we wzorcach osobowych, którymi stały się osoby kolejnych Papieży od Jana XXIII, poprzez Jana Pawła II na obecnym charyzmatycznym Franciszku kończąc.

Dlatego nie możemy zrozumieć milczenia naszego Kościoła wobec tak jawnego gwałtu na zasadach sprawiedliwości społecznej, na idei służby społecznej polityki i państwa wobec narodu, na zasadach solidarności i zgody wspólnoty narodowej – jaki dzisiaj dokonuje się w naszym kraju! Z niechęcią patrzymy na różne formy sojuszu i porozumień między władzą polityczną a kościołem, które nie są zawierane w trosce o powszechne dobro, lecz raczej w trosce o wzajemne korzyści polityczne, prawne, materialne.

Przekonanie, że budujemy państwo narodu katolickiego zawiera błąd logiczny contradictio in adiecto, więcej bowiem w praktyce społecznej naszego kraju jest wątków pogańskich niż chrześcijańskich.

Żadna z formacji politycznej nie respektowała wymienionych zasad sprawiedliwości i solidarności? Mimo to żadna nie doznała dyskomfortu wytknięcia jej tego zaniedbania przez najbardziej do tego powołane władze kościoła katolickiego. Można wręcz rzec, że polskie władze różnych orientacji, po roku 1989 prowadzą politykę troski o bogatych raczej niż biednych, co uwidacznia się m.in. zniesieniem najwyższego progu podatkowego od dochodów, zniesieniem podatku od dziedziczenia i darowizn, stworzeniem wielorakich preferencji dla wielkiego kapitału i obcych korporacji, stworzeniem mechanizmów bezkarnego omijania tzw. ustawy kominowej, zapobiegającej rozwarstwieniu dochodów.

Doprowadzono więc do rozwarstwienia dochodów, czyli podziału na biednych i bogatych, na skalę znaną tylko krajom skrajnego neoliberalizmu, lub krajów skrajnej nieprawości politycznej, takich np. jak: Meksyk, Rosja, satrapie afrykańskie i arabskie...

Nie tyle jednak oburza pro-kapitałowa polityka poszczególnych rządów, ile brak troski o ubogich, mało zarabiających. Rządy wszystkich orientacji „odzyskanej suwerenności” cechuje w tym zakresie filozofia darwinizmu społecznego wywiedziona z ducha filozofii społecznej wielkiego teoretyka narodzin kapitalizmu H. Spencera. Czy taka filozofia sprawowania władzy nad społeczeństwem może być obojętna dla Kościoła, który stworzył i przez wieki respektował zasadę: res sacra miser!?

Niesprawiedliwe państwo - bezradne społeczeństwo

Z głębokim przekonaniem można powiedzieć, że Polska po tzw. „odzyskaniu suwerenności” stała się krajem niesprawiedliwym, a człowiek ubogi stał się tylko kłopotliwym problemem. Zostały uruchomione i tolerowane liczne mechanizmy, które sprzyjały tworzeniu się segregacyjnego społeczeństwa. M.in. w wyniku likwidacji PGR; jednego z najcięższych grzechów władz odrodzonej Polski, stworzone zostały enklawy permanentnego ubóstwa, a w wyniku przeobrażeń gospodarczych w centrach wielkiego przemysłu powstało zjawisko strukturalnych nierówności w których dorasta trzecie pokolenie wykluczonych. Żyją tam dzieci, o których można powiedzieć, że to „dzieci bez szans”, dzieci niczyje, dzieci ulicy. Obojętność wobec ich losu jest i okrutne i krótkowzroczne.

Wypada zapytać elity nauk społecznych, które obiektywnie mają wybitne osiągnięcia badawcze co zrobiły dla losów owych „wykluczonych” poza naukową rejestracją ich istnienia i opisem ich położenia. To właśnie przykład uprawiania nauki z klauzulą milczenia i nie wtrącania się do polityki. A my pytamy: od kiedy walka o interesy upośledzonych dzieci ze środowisk popegeerowskich jest polityką?

Wobec tych zjawisk praktykowana jest zasada milczenia i obojętności niemal wszystkich podmiotów politycznych społecznych i religijnych. Społeczeństwo, które z obojętności czyni trwała zasadę stosunków międzyludzkich – nie przetrwa. Milczenie i obojętność są formą uczestnictwa w dziejącej się nieprawości! Filantropia, która rozwija się w naszym kraju- nie jest środkiem leczenia schorzeń ubóstwa, niesprawiedliwości i wykluczenia. Jest tylko plastrem, który przykrywa jątrzące się rany, które wnet zakażą cały organizm. Wypada wobec tych faktów przypomnieć „Deklarację globalnej etyki” uchwalonej przez Światowy Kongres Religii w Chicago w 1993 r., która wśród czterech zobowiązań wymienia obowiązek stanowienia sprawiedliwego porządku ekonomicznego.

W naszym kraju, w wyniku nieudolności władzy, jej zaniechań, czasem zamierzonej winy doszło do tzw. dzikiej prywatyzacji. Wśród licznych jej skutków są m. in. sprzedawanie kamienic i mieszkań, czasem całych osiedli razem z ludźmi. Kolejnym efektem owego przywracania „świętego prawa własności”, jest powszechne wyrzucanie ludzi na bruk; często chorych i niepełnosprawnych, matek z dziećmi i kobiet ciężarnych.

Rozmiary ludzkich nieszczęść, tragedii są niewyobrażalne! Posunięto się nawet do morderstwa wobec organizatorki oporu. Morderstwa, oczywiście niewykrytego i nie ukaranego. Wszystkie te działania stanowią wg katechizmu katolickiego ciężki grzech wołający o pomstę do nieba: „uciskanie ubogich, wdów i sierot”! Niewyobrażalnym dramatem jest fakt, że proceder ten jawnie kwitnie od lat przy całkowitej bezczynności władz a niekiedy przy współdziałaniu aparatu prawniczego. Pytamy kiedy i w jaki sposób Episkopat Polski protestował przeciw takim współczesnym a jednak „średniowiecznym” praktykom i występował w obronie skrzywdzonych?

Praca odarta z godności

Ogromna część usług wymagająca niskich kwalifikacji takich jak: sprzątanie, dozór, zostały zmonopolizowane przez specjalistyczne grupy, które wynajmują robotników po niższych dla instytucji kosztach, ale przechwytują ogromną część zysków z pracy, a samym pracownikom płaca haniebne stawki godzinowe, lub czasem nie płaca w ogóle, bo wiedzą, że ubogi człowiek nie upomni się o swoje i nie znajdzie obrońcy.

O zabezpieczeniu socjalnym, emerytalnym, zdrowotnym trudno już mówić. Sprawa, choć powszechna jest mało znana, bo pokrzywdzeni to ludzie biedni, niewykształcenie, bez głosu społecznego, to dzieje się przy całkowitej obojętności władz politycznych i nie wzbudza specjalnego zainteresowania aktualnej władzy, która legitymuje się atrybutami prawa i sprawiedliwości. Owszem, w ich obronie występują anarchiści, stowarzyszenia idealistów zwących się socjalistami, czasem spontanicznie sąsiedzi.... organy państwa - nigdy.

Podobna cisza panuje wokół zjawiska szczególnie drastycznego – niewypłacanie należnych, miesięcznych zarobków. Wg szacunków Państwowej Inspekcji Pracy, grupę tak pokrzywdzonych można liczyć na 40 do 50 tys. osób miesięcznie. W naukach moralnych kościoła jest to czwarty grzech wołający o pomstę do nieba: „zatrzymanie zapłaty sługom i robotnikom”!

Beztroska kolejnych rządów doprowadziła do niesłychanego pohańbienia prawa pracy. Ok. 2,5 mln najczęściej młodych ludzi w wyniku manipulacji i nadużyć i przy całkowitej aprobacie państwa pracuje na tzw. umowach śmieciowych. Pomijając bliższą charakterystykę tego zjawiska przyjąć musimy oczywistą prawdę, że jest to praca odarta z godności. Jest to szczególny przypadek wyzysku bezwzględnej klasy kapitalistów, która stała się jedną z grup obfitego beneficjum wprowadzonego w naszym kraju ładu gospodarczego.

Praca ta nie daje żadnego zabezpieczenia socjalnego i nie prowadzi do elementarnej stabilizacji. W dramatycznej sytuacji demograficznej naszego kraju, którego ludność starzeje się najszybciej w Europie odbieranie szans młodym ludziom m. in. na stabilizację rodzinną jest dramatyczną krótkowzrocznością, której nie zniwelują nawet heroiczne ustawy zwane 500 plus. A ponadto jest to nagi wyzysk bezbronnych ludzi, często nawet dobrze wykształconych, dla którego wzorów należałoby szukać w okresie akumulacji pierwotnej czyli w pierwszej połowie XIX wieku.

I mimo to jest z przekonaniem i zaciekle broniony jako zdrowy mechanizm regulacyjnych funkcji gospodarczej państwa nazywana elastycznym rynkiem pracy. Z przekonaniem i publicznie bronią takich zasad przedstawiciele związków wielkiego kapitału i pracodawców. Tzw. Państwowa Inspekcja Pracy została ubezwłasnowolniona.

Brakuje tu znowu głosu elit nauk społecznych i polityki społecznej, które przecież musiały obserwować patologiczne kierunki przeobrażeń prawa pracy. Znowu zwyciężył model nauki milczenia zamkniętej w gabinetach naukowych i nie dostrzegających za procesami prawa i polityki – dramatu człowieka. Komu taka nauka jest potrzebna?

Dramatycznym skutkiem takich masowych form zatrudnienia jest też jeden z najwyższych w Europie wskaźników emigracji Polaków. Obecnie ponad dwa miliony często dobrze wykształconych Polaków pracuje poniżej swoich kwalifikacji w krajach Europy Zachodniej.

Jeśli kolejne rządy są mało wrażliwe na taką utratę kapitału społecznego naszego kraju, to może jednak Kościół zabrałby głos; jeśli już nie w obronie krzywdzonych, to przeciw polskim kapitalistom, którzy bez skrupułów wykorzystują sytuację chorych regulacji prawa pracy i uprawiają bezwzględny, XIX – wieczny wyzysk zniewolonych pracowników.

Etyka polskiego kapitalizmu, a w jeszcze większym stopniu praktyki międzynarodowych korporacji - nawiązują swoją bezwzględną opresyjnością do wzorców pańszczyźnianych. Są polską specyfiką i nadaje się do terapii, ale przede wszystkim do potępienia. Nb. te obce korporacje nigdy nie pozwoliły by sobie na tworzenie takich stosunków pracy w krajach zachodniej demokracji. Przekonały się jednak, że protesty pracownicze nie mają żadnego wsparcia polskich czynników oficjalnych i dlatego są powszechnie lekceważone przez centrale zachodnich krajów. Jest to nowa formuła stosunków pseudo - kolonialnych.

Brakuje nam głosu sprzeciwu i potępienia autorytetów moralnych i władz państwowych w dramacie przemocy rodzinnej, która bardzo często skojarzona jest z alkoholizmem. Alkoholizm przy pozornym potępieniu i rzekomych ograniczeniach korzysta z niezwykłej przychylności władzy dla jego upowszechnienia i niekontrolowanej dystrybucji.

Trudno znaleźć na świecie kraj, a już na pewno nie w Europie, o wyższym nasyceniu siecią dystrybucji alkoholu, zarówno w sensie przestrzennym, jak i w sensie czasowym (najwyższy wskaźnik punktów czynnych 24 h/dobę). Źródło wielkiego dramatu dzieci i kobiet. Dzieci z rodzin naznaczonych alkoholizmem i przemocą podlegają najgorszej formie zgorszenia! One już nigdy nie odzyskają równowagi emocjonalnej. Czy to za mało aby się za nimi ująć? Czy zgorszenie maluczkich nie jest jednym z najcięższych grzechów przeciwko Ewangelii? - pytamy przedstawicieli kościołów, lecz także pedagogów i psychologów, którzy rzeczywistość – owszem, badają, ale nic nie czynią aby ją zmienić!

Zgrozą napawa fakt coraz częściej zdarzających się aktów bestialskich morderstw wobec dzieci a nawet niemowląt. Zgroza obejmuje nie tylko wobec tragedii bezbronnych, ale przede wszystkim zezwierzęcenie młodych rodziców i obojętność sąsiadów! Gdzie leży źródło takich czynów i zdarzeń? Czy nie w systemie edukacji, który zostaje coraz bardziej z ideologizowany a równocześnie obojętny na zjawiska społecznej moralności i mądrego wychowania do sztuki życia rodzinnego, funkcji rodzicielskich, odpowiedzialności za rodzinę i dziecko.

Zapowiedzi „wzmożenia” wychowania patriotycznego, "umowy" między minister edukacji a prezesem IPN o "nowej" nauce historii, to groteskowe praktyki wychowania młodzieży przez zachowania i symbole, które dziś są puste i nie mają żadnej siły kreowania nowoczesnych zasad – źle wróżą zdrowiu społecznemu młodych pokoleń.

Wobec wszystkich tych dramatów społecznych i indywidualnych tragedii świat naszej polityki jest albo obojętny, albo sam je prowokuje. Za większość z nich odpowiada winą umyślną lub ciężkim grzechem zaniechania. Byłoby naiwnością żywić nadzieje, że „elity” polityczne zainteresują społeczne dramaty i losy ubogich i upośledzonych cywilizacyjnie. Całą uwagę kierują zawsze na fobie polityczne, obsesyjne walki, realizację grupowych i partyjnych egoizmów.

Właśnie jesteśmy świadkami takiego spektaklu w wykonaniu partii politycznych, które toczą ze sobą „śmiertelną” walkę, nie wiadomo o co? Bo na pewno nie o skrzywdzone dzieci, upośledzonych pracowników, perspektywy rozwojowe młodzieży, a tym samym kraju. Widzimy przecież, że kolejne ekipy, po sromotnych porażkach wracają do władzy z udoskonalonymi strategiami walki „przeciw” i „o swoje”.

Jedyne elementy optymizmu zatrzymują się na etapie obietnic przedwyborczych. Zamiast przywrócenia opieki zdrowotnej w szkole, czyni się starania o nadanie wychowaniu „narodowego, patriotycznego” charakteru – choć trudno powiedzieć co to znaczy. Zamiast starań o powszechną opiekę przedszkolną, wszak uniwersytet zaczyna się w przedszkolu, na potęgę likwiduje się małe szkoły doprowadzając do kulturowego „stepowienia” środowiska wsi. Zamiast troski o dożywianie dzieci, których przecież ok. 16% w wieku szkolnym jest niedożywionych, likwidowane są szkolne stołówki.

Taka strategia zarządzania krajem jest drogą do jego zniszczenia. Ta klęska może być inna – uwzględniając wszystkie proporcje – niż klęska w XVII wieku, inna niż w XX w., ale wyrazi się w ruinie gospodarczej, jeszcze bardziej masowej emigracji, zatraceniu wartości kulturowej i tradycji historycznej. Polska stanie się obszarem gospodarczym a nie wspólnotą o tysiącletniej kulturze, powiązanej uczuciem jedności, aprobującego uczestnictwa i kultywowania uniwersalnych wartości.

W świetle takich faktów głośne i nachalne podkreślanie „wielkości moralnej” narodu, natrętna polityka szowinistycznej dumy, odradzające się paraprzestępcze organizacje narodowościowe są żałosne i zagrażające ładowi moralnemu społeczeństwa polskiego, który i tak jest dostatecznie sponiewierany.

Obojętność, bezczynność i milczenie – to współudział

Nauka instytucjonalna naszego kraju w odniesieniu do wszelkich wielkich, społecznych problemów przyjęła milczenie jako zasadę swego funkcjonowania. Wdrukowana przez komunistyczny reżim zasada „nie mieszajmy nauki z polityką” wydaje znamienite owoce, a władzy daje wyjątkowy komfort. Jedyna postać mariażu „nauki” z polityką, aprobowaną gorliwie przez prawicę, reprezentuje kuriozalna instytucja zwana Instytutem Pamięci Narodowej, zbudowana na najlepszych wzorach totalitarnych systemów; bolszewickiego i faszystowskiego oraz pomysłach Orwella; swoiste „ministerstwo prawdy”. Jej wyłączne owoce, to krzywda niezliczonych osób i „pielęgnowanie” dorobku archiwalnego komunistycznej policji i opresyjnych instytucji podniesionych do rangi głównych źródeł prawdy o przeszłości.

Najwyższa pora przyjąć za oczywistą inną zasadę uprawiania nauki: świat należy poznawać, ale przede wszystkim należy go zmieniać na lepszy. Janusz Korczak – wielki człowiek i wielki pedagog zostawił nam piękne przesłanie: „nie wolno zostawiać świata takim jaki jest”. Tymczasem orderem Orła Białego prezydent kraju nagradza jednego z wielkich winowajców moralnego sponiewierania tysięcy ludzi przez ogłoszenie tzw. listy Wildsteina jako źródła prawdy o czasach , w których krynicą prawdy były raporty bezpieki. Czy można sobie wyobrazić większy chichot historii?

Dlatego uważamy, że największe autorytety społeczne i moralne, jakimi w naszym kraju są: nauka instytucjonalna i Kościół Katolicki, wobec nieodpowiedzialności klas politycznych, wobec ich niezdolności rozumienia zagrożeń, braku woli działania na rzecz powszechnego dobra – powinny zmienić strategię obecności w przestrzeni społecznej, domagać się w imieniu wartości których są depozytariuszami, w imieniu reguł ładu ewangelicznego, których Kościół jest strażnikiem zaniechania polityki jako walki, a prowadzenia polityki jako służby.

Nic bowiem nie przemówi już do sumienia i rozumu polityków naszej generacji, którzy do perfekcji doprowadzili sztukę politycznego oszukiwania tzw. „elektoratu”, zwanego dziś "suwerenem", poza groźbą utraty poparcia społecznego, czyli utratą władzy. Ten surrealistyczny tryb myślenia widać wyraziście w działaniach najwyższych władz państwa, w działaniach ministrów, kultury, edukacji, wojskowości...

Postulujemy więc powołanie swoistego Trybunału Odpowiedzialności polityków przed narodem, który po każdej kadencji będzie osądzał polityków rządu i najwyższych władz państwa z prawości i wywiązania się z obowiązków nałożonych konstytucją. Osobnicy negatywnie osądzeni nie będą mogli piastować żadnych państwowych i gospodarczych funkcji przez dwie kadencje.

Nie uzdrowimy państwa, nie uratujemy społeczeństwa jeśli nie wprowadzimy żelaznej zasady odpowiedzialności polityków! Sceptykom zostawiam pytanie dlaczego jest martwy tzw. Trybunał Stanu? Oraz pytanie jaki jest cel z wasalizowania Trybunału Konstytucyjnego? Jesteśmy na prostej drodze do modelu władzy autokratycznej, czyli całkowicie nieodpowiedzialnej.

A my mamy prawo oczekiwać, że Kościół przestanie być areną wygłaszanie wezwań do konfrontacji i nawoływań do mobilizacji wobec enigmatycznych wrogów, skoro największym wrogiem Polaków są sami Polacy i ich skrzywione sumienia. Przyjmujemy jako bolesną profanację udostępnianie sanktuarium częstochowskiego gromadom tzw „kiboli”, których ze sportem łączy działalność parakryminalna i nadawania im rangi „prawdziwych patriotów”.

Z niesmakiem przyjmujemy wygłaszanie z murów tego narodowego sanktuarium, przez prominentnych polityków bojowych apeli do walki „z Polakami” inaczej myślącymi. Tworzenie wokół katolickiego radia klimatu wspólnoty jedynych prawomyślnych obywateli, czyli tworzenie przesłanek do podziałów, potępienia, odbierania godności inaczej myślącym. To nie są działania kierowane duchem ewangelii i misją godną tradycji polskiego kościoła, który przez wieki bronił jedności narodu.

Czynne włączenie się do walki polsko–polskiej przez instytucje religijne jest nie do pogodzenia z misją kościoła. Zakulisowe, kameralne potępienie antysemityzmu nie przystoi kościołowi, który wydał Jana Pawła II. Szczególnie w dzisiejszej sytuacji. Nie jest zgodne ze społecznym poczuciem sprawiedliwości suspendowanie księdza zaangażowanego w ruch ekumeniczny i ojcowskie podejście do księży głoszących w Białymstoku nienawiść ideologiczną i publicznie kwestionujących magisterium Papieża – powszechnie uznany na świecie autorytet moralny.

Mamy prawo oczekiwać wsparcia w dziele zbudowania państwa jako jednej wspólnoty, państwa rządzonego zasadą solidarności powszechnej i pomocniczości w interesie ubogich i pokrzywdzonych, państwa stojącego na straży powszechnego przeznaczenia dóbr i zasady prymatu człowieka na „świętym” prawem własności , która jak powiedział Jan Paweł II zawsze obciążona jest hipoteką społeczną.

Ale pierwsza troska naszego środowiska musi być skierowana na dobrostan systemu szkolnego, bo od ponad czterech wieków narodowa prawda J. Zamojskiego: "takie będą Rzeczypospolite - jakie ich młodzieży chowanie. ...Nadto przekonany jestem, że tylko edukacja publiczna zgodnych i dobrych robi obywateli" - jest znana każdemu niemal Polakowi. Czas, aby przyswoili ja także politycy!



Ruch Pedagogów Społecznie Zaangażowany
prof. Tadeusz Pilch - przewodniczący
Członek Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN

20 października 2016

Wyższe szkoły prywatne - BŁĄD HTTP 500



Niektórzy twierdzą, że mamy do czynienia ze zjawiskiem WSP jako "wyższych szkół perfidii" albo "wyższych szkół pozoranctwa", bowiem niż demograficzny z pełną brutalnością odsłonił ich rzeczywisty stan od lat przewidywanego upadku. W sieci krążą już nawet wulgarne określenia na "wsp" jako "wspieranie s........ politechnik" czy "wyższe szkoły p.......... .

Właśnie zniknęły z mapy szkolnictwa wyższego dwie wyższe szkoły pedagogiczne - jedna to WSP w Łodzi, a druga to WSP ZNP w Warszawie. Obie miały innych założycieli, podobnie jak i ich rozwój oraz upadek następował w przewidywalnych, ale odmiennych warunkach. Każda z nich powstawała także w innym czasie, bowiem warszawska, związkowa uczelnia została założona w 1995 r., natomiast łódzka w 8 lat później. Nie ma to jednak znaczenia, skoro obie upadły tak nisko, że straciły swój wizerunek w przestrzeni publicznej szybciej, niż ponad 250 innych wyższych szkół prywatnych w kraju.

Nie znam kulis upadku WSP ZNP czy WSP w Łodzi, ale wirtualne media nie szczędzą na ten temat informacji. Rektorami tej pierwszej Uczelni byli tak znakomici dydaktycy z Uniwersytetu Warszawskiego, jak prof. dr hab. Tadeusz Lewowicki czy Stefan Mieszalski. Ten pierwszy jest już od wielu lat na emeryturze, zaś ostatni powrócił na macierzysty Wydział Pedagogiczny UW.

Gorzej stało się ze studentami i pozostałą kadrą akademicką, bowiem władze ZNP zawarły porozumienie z - zaskakująco konkurencyjną jak dotychczas - Warszawską Wyższą Szkołą Humanistyczną im. B. Prusa, która działa od 2002 r. pod tym samym patronem, czyli Związkiem Nauczycielstwa Polskiego przekazując studentów pierwszej szkoły do tej drugiej. Nauczycielski związek zawodowy prowadzi zatem w WWSH kształcenie na kierunku pedagogika, gdzie od początku edukuje się studentów na Wydziale Humanistycznym w zakresie "Kulturoznawstwa" oraz od niedawna także "Diennikarstwa i komunikacji społecznej".


Rekrutuje się zatem kandydatów na studia na nieistniejącym (przynajmniej na stronie szkoły) Wydziale Pedagogicznym, który ma kształcić studentów pedagogiki. Oczywiście, chodzi tu zapewne o kontrakt przeniesienia dotychczasowych studentów WSP ZNP do WWSH im. B. Prusa. Ani studenci, ani ewentualni kandydaci nie znajdą na stronie WWSH informacji o kadrze pedagogicznej, nie wspominając już o dziekanie Wydziału czy programie kształcenia.

Nie wiadomo zatem, czy jest to sztuczny twór, by doprowadzić dotychczasowych studentów pedagogiki z WSP ZNP do końca studiów i wygasić ich kierunek, czy może tli się jakaś iskierka nadziei na odtworzenie pod patronatem ZNP pedagogicznej szkoły wyższej? Prasa i władze Ministerstwa Edukacji Narodowej wykorzystują zaskakującą politykę szkolną władz tego związku zawodowego do walki z jego liderem - Sławomirem Broniarzem. Minister Zalewska użyła nawet upadku WSP ZNP jako dowodu na to, że prezes Związku nie powinien wypowiadać się na temat reform szkolnych w kraju, skoro nie potrafi zadbać o związkową placówkę.

Protestowali przeciwko likwidacji WSP ZNP studenci i nauczyciele akademiccy. Dlaczego Prezes ZNP pozwolił na likwidację jednej, by "wcisnąć" do struktury drugiej szkoły patronackiej "niedokończonych" studentów? Nie wiemy. Jak nie wiadomo o co chodzi, to zapewne poszło o kasę. Wypowiadał się o dziwnych kulisach likwidacji szkoły ZNP jeden ze zwolnionych z pracy profesorów:

To dziwna likwidacja. W połowie czerwca likwidator wchodzi do placówki i umieszcza na tablicy ogłoszeń nowy regulamin uczelni. Nie kontaktuje się w ogóle z władzami akademickimi. Mało tego, wymienia zamki w drzwiach dziekanatu i rektoratu uczelni. Wreszcie wysyła lub wręcza zwolnienia dyscyplinarne wszystkim pracownikom akademickim. Zgodnie ze statutem likwidator ma obowiązek dokonać bilansu zamknięcia szkoły na dzień, w którym przejmuje placówkę. Do tego plan działań, plan wydatków. Nic takiego nie miało dotąd miejsca! A 16 lipca minie miesiąc odkąd likwidator pojawił się w WSP ZNP.

To tak fatalnie pracowali tam akademicy-pedagodzy, że trzeba było ich dyscyplinarnie zwolnić? Co robiły w zakresie nadzoru i kontroli MNiSW i PKA, skoro pojawiały się już kilka lat wcześniej sygnały o problemach tej szkoły?

Kto postanowił studiować w tej tzw. "wsp" to przeczyta płytką charakterystykę kierunku PEDAGOGIKA, która jest ponoć nauką "(...) o rozwoju, wychowaniu oraz kształceniu przez całe życie. Studia w Warszawskiej Wyższej Szkole Humanistycznej Im. B. Prusa zapewnią wszechstronne przygotowanie do pracy z wychowankiem na wszystkich szczeblach szkolnictwa oraz kompetencje niezbędne w procesie edukacji."

Kto po tak ogólnikowej zapowiedzi podjąłby tam studia? Widać, że prowadzący nie mają pojęcia o zatrudnieniu na rynku pracy po pedagogice. Nie podaje się nazwisk kadry akademickiej, a szkoła dostała z MNiSW via PKA zgodę na prowadzenie studiów licencjackich i magisterskich? To już jest tak źle z organami kontroli i oceny jakości kształcenia?


No i mamy drugi przypadek, łódzkiej WSP, która znika z mapy po cichu, w milczeniu, a może i w poczuciu wstydu tych, którzy prawdopodobnie doprowadzili do jej upadku. Zaglądam na resztkę danych o tej szkole i widzę, że w gronie dotychczasowych kadr rektorami byli - doktor nauk medycznych, były profesor UŁ-historyk myśli pedagogicznej (może opisze źródła jej upadku, o ile zachował archiwa), pedagog specjalna - a zarazem dyrektorka przedszkola oraz na końcu gaszący światło, licealny nauczyciel, doktor filozofii.

Na stronie szkoły czytamy: Szanowni Studenci. Samorząd WSP zaprasza na spotkanie z Władzami Uczelni w siedzibie WSP w dniu 08-10-2016 o godzinie 10.00 w auli (sala teatralna). Jednocześnie informujemy, iż w dniach 7-9-10-2016 wszystkie zajęcia są odwołane.


Pod linkiem „Władze WSP” kierowani jesteśmy na stronę "Strategia Rozwoju Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Łodzi na lata 2012-2017". Zdaje się, że misja zakończyła się wcześniej.

W wielu tzw. "wsp" nie pomogły hasła o rzekomych procedurach jakości kształcenia, misji, wizji itp., skoro coraz mniej młodzieży dokonywało wyboru tych placówek jako godnego miejsca własnych studiów. Być może silna konkurencja najlepszej w tym regionie uczelni publicznej - Uniwersytetu Łódzkiego z Wydziałem Nauk o Wychowaniu - sprawiła, że absolwenci szkół ponadgimnazjalnych woleli studia w pewnym i wartościowym kadrowo środowisku akademickim.

Tak kończyć będzie każda "wsp", której założyciel i kanclerz nie inwestowali w jakość zatrudnianych nauczycieli akademickich, w ich niepowtarzalną aktywność, pasję i wartość w nauce, albo jeśli byli nacinani przez pasożytów z dyplomami doktorów czy doktorów habilitowanych, którzy załapywali się na funkcje, do senatów, byle tylko mieć wyższy dodatek przy niskiej jakości własnego zaangażowania i pracy. Kant bywał zatem dwustronny: albo kombinował i wyprowadzał kasę założyciel lub kanclerz (ileż mamy artykułów na ten temat w mediach!), albo pseudonauczyciele wykorzystujący swoje dyplomy do zarabiania i niczego więcej.

Ten okres, wbrew pozorom, jest jednak szczęśliwy dla polskiego społeczeństwa, bowiem odsłania fikcję, pozory, hipokryzję, czarny biznes, cwaniactwo i wzbogacanie się wielu założycieli kosztem troski o akademickość, o naukę i rozwój kadr. Nie ma się co dziwić, że będzie to skutkowało kolejnymi likwidacjami wyższych szkół prywatnych. Zostaną tylko te, których założyciele przez kilkanaście co najmniej lat inwestowali w naukę, badania, współpracę międzynarodową, a nie w infrastrukturę jako ewentualny spadek do kolejnego biznesu, już pozaakademickiego.

Tak, tak, pozostaną tym założycielom budynki, ich wyposażenie, które będą mogli bez płacenia tak wysokiego VAT-u, jak pozostali przedsiębiorcy czy usługodawcy, przekształcić w nowe firmy - hotele, centra konferencyjne, teatrzyki, sale klubowe, restauracje, biura czy kafejki. Tak oto wykorzystano naiwność studentów, teoretyczne państwo, by pod pozorem akademickiego kształcenia rozwijać ewentualnie przyszłościową bazę pod inne interesy.

Studiujący w wielu wyższych szkołach prywatnych nawet nie wiedzą, że być może już są przedmiotem ukrytych transakcji, przetargów, handlu ich "rejestracją" i gwarancjami płacenia czesnego na poczet rychłej wyprzedaży ich "istnienia". W końcu "handluje się sztuką ludzką" zapisaną na studia kierunkowe czy podyplomowe. Zawsze ktoś to kupi. A studiuje ..... .

Na szczęście są jeszcze w naszym kraju wyższe szkoły przyzwoitości, wyższe szkoły perfekcjonizmu, a więc takie, których założyciele i rektorzy (nawet zmieniający się w ciągu lat ich rozwoju) inwestowali, a nie konsumowali środki z czesnego i kładli duży nacisk na wysoki poziom pracy akademickiej kadr oraz studiujących. Dzięki temu szkoły te uzyskiwały z biegiem lat uprawnienia do nadawania stopni naukowych z różnych dyscyplin, rozwijały nowe kierunki kształcenia i dbały o jak najwyższej jakości kadry naukowe. Na stronach tych uczelni, kiedy będziemy chcieli zobaczyć, kto jest tam wykładowcą, kto rektorem i dziekanem czy kierownikiem zakładu, jaki ma rzeczywisty dorobek naukowy oraz osiągnięcia, nie spotkamy się z komunikatem: BŁĄD HTTP 500.





19 października 2016

O integracji akademickiego środowiska pedagogów


Prof. dr hab. Zbyszko Melosik – wiceprzewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN mówił w czasie lubelskiego posiedzenia o problemach, potrzebie i możliwościach integracji oraz współpracy środowisk akademickiej pedagogiki w kraju.

Od wielu lat konsekwentnie członkowie kolejnych kadencji Komitetu, którym kierował wcześniej prof. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski, a obecnie mam zaszczyt jemu przewodniczyć, koncentrują swoją aktywność na integracji pedagogicznej społeczności uczonych, odwoływaniu się do najwyższych standardów w kształceniu kadr akademickich i prowadzeniu badań.

Jest wśród nas prof. dr hab. Irena Wojnar – nominowana na Honorowego Członka KNP, która akcentuje w swoich rozprawach naukowych i wystąpieniach na naszych konferencjach czy przyjmowanych stanowiskach wobec zachodzących w kraju wydarzeń politycznych postawę moralnego zobowiązania każdego z pedagogów wobec wartości osobowego życia humanum.

Zbyszko Melosik przedstawił w swoim referacie kilka wybranych płaszczyzn istniejącej bądź możliwej współpracy i integracji środowisk akademickiej pedagogiki. Słusznie uważa, że nie bez znaczenia są tu podstawy pożądanej integracji i współpracy – w kontekście pedagogiki jako dyscypliny naukowej i kierunku kształcenia, ale także jako nauki stosowanej w środowiskach socjalizacyjnych, wychowawczych i terapeutycznych.

Miał tu na uwadze następujące założenia:

„1) Nauki o edukacji cechuje pluralizm teoretyczny i metodologiczny, stąd uprawomocnione jest ich prowadzenie z perspektywy różnych paradygmatów, dyskursów i podejść badawczych. Wydaje się, że i tutaj zrezygnowaliśmy w dużej mierze, również i na forum recenzenckim z ostrych polemik, które deprecjonują przeciwne stanowiska jako pozbawione wartości naukowej, etycznej a niekiedy i politycznej.

Rezygnujemy z podnoszenia własnej teorii czy własnego do rangi „jedynie reprezentatywnej”, „totalnej” i „cało¬ściowej” - uznając ją za jedyne i ostateczne kryterium wyjaśniania oraz remedium na polityczne i społeczne problemy współczesności. I również dzięki temu integracja i współpraca jest możliwa – niezależnie od występujących między nami różnic.

2) Nauki o edukacji stanowią interdyscyplinarną dyscyplinę wiedzy, związaną w integralny sposób z innymi naukami społecznymi i humanistycznymi. Wydaje się przy tym, że wygraliśmy już w naszych umysłach walkę z tradycyjnym nawykiem wielu pedagogów polskich „zamykania się w opłotkach”, z postawą pedagogów-geodetów, których głównym celem zdaje się być wyznaczanie granic – stwierdzanie, co należy do pedagogiki, a co już nią nie jest; co można do niej włączyć, a co należy z niej wykluczyć.

Są przy tym nauki o edukacji wspaniałym laboratorium pedagogicznym ale i też społeczno-kulturowym, w którym teoria spotyka się z praktyką społeczną.

3) Warunkiem dynamicznego rozwoju nauk o edukacji jest zachowanie równowagi między orientacją na analizy stricte teoretyczne a badaniami o charakterze empirycznym, przy rezygnacji z jakiegokolwiek poczucia wyższości w tym zakresie. Wydaje się, że ta równowaga w naszej dyscyplinie istnieje.

4) Pedagogika jako dyscyplina naukowa zorientowana jest nie tylko na zdobywanie wiedzy akademickiej o „rzeczywistości edukacyjnej” – ale jest ona także zorientowana na praktykę społeczną i zmianę społeczną, w kontekście tradycyjnych ideałów emancypacji i równości społecznej.

5) Warunkiem rozwoju i zachowania integralności pedagogiki jako nauki i pedagogiki jako praktyki społecznej jest potwierdzenie zasady wolności akademickiej, która odnosi się do wolności w zakresie wyboru przedmiotu i metod badań, jak również upowszechniania ich wyników, prowadzenia zajęć dydaktycznych bez jakiejkolwiek ingerencji bądź cenzury i niezależności uniwersytetu jako całości, zarówno od polityki i polityków, jak i sektora ekonomicznego.

6) Istnieje konieczność zaakceptowania dwóch równoległych celów edukacji uniwersyteckiej – w kontekście kształtowania tożsamości absolwenta.

Pierwszym z nich jest kultywowanie dziedzictwa kulturowego oraz wykształcenie człowieka światłego, mądrego, świadomego siebie obywatela, intelektualisty, zorientowanego na idee i „wartości wyższe”.

Drugim jest przygotowanie młodego człowieka do jego roli profesjonalisty, który będzie posiadał konkretną wiedzę i kwalifikacje, pozwalające mu osiągnąć sukces zawodowy. Te dwa cele dopełniają się wzajemnie.

Niestety, coraz częściej jednak w społecznych debatach redukuje się absolwentów wyłącznie do „kapitału ludzkiego” i siły roboczej. Wielkie korporacje i rządy nie oczekują, że uniwersytet będzie ową „świątynią mądrości”, lecz tylko instytucją usługową, produkującą grupy wydajnych absolwentów.

W takim ujęciu, absolwenci mają być dostarczani na rynek w gotowych „pakietach” czy „paczkach”. Mają być wyłącznie łatwymi do zarządzania trybikami ekonomii. Podobna sytuacja może wystąpić w przypadku badań naukowych. Oczekuje się , że profesorowie będą niejako „produkować” wiedzę wyłącznie na zamówienie. Z mojej perspektywy ten redukcjonizm nie może być zaakceptowany.

7) Istnieje konieczność dalszej konsolidacji całej polskiej pedagogiki akademickiej w walce o status/prestiż naszej dyscypliny w ramach nauk społecznych i humanistycznych, a także w szerszym kontekście społecznym; musimy pamiętać, że nie jesteśmy „tylko pedagogiką”, ale „aż pedagogiką””.


Tak szeroko zakreślone fundamenty do rozwoju pedagogiki akademickiej i sprzyjania współpracy między środowiskami uniwersyteckimi odsłaniają zarazem znaczenie takich sfer współpracy i form integracji, których znakomitą egzemplifikacją jest wspólne debatowanie rektorów, dziekanów, dyrektorów instytutów uczelni pedagogicznych z członkami KNP PAN.

Prowadzi to do krystalizacji wspólnych celów i zadań. Spotkania takie dostarczają zarazem wzajemnych impulsów do zarządzania jednostkami akademickimi i wzmacniania wysokiego poziomu postępowań na stopnie i tytuły naukowe.

Jak dodał Z. Melosik w zakończeniu swojego wystąpienia: KNP PAN tworzy niezwykle istotne forum integracji pedagogiki akademickiej i to zarówno w jej kontekście wewnętrznym, jak i w relacjach z szerszym otoczeniem społecznym, w tym politycznym.

„Zespoły i sekcje KNP PAN dostarczają unikatowych możliwości kontaktów i tworzą różnorodne wspólnoty. KNP PAN stał się ważną płaszczyzną ekspresji stanowisk i poglądów polskiego środowiska pedagogicznego wobec problemów edukacyjnych i społeczno-politycznych. W integracji środowiska akademickiego ważną rolę odegrał także współorganizowany z Polskim Towarzystwem Pedagogicznym Ogólnopolski Zjazd Pedagogiczny w Białymstoku”.


Wśród dominujących form współpracy Z. Melosik wymienił:

- przeprowadzanie przez ośrodki naukowe posiadające uprawnienia do nadawania stopnia doktora habilitowanego postępowań dla nauczycieli akademickich z wyższych szkół (głównie niepublicznych i PWSZ), które nie posiadają takich uprawnień. Taka polityka, która w oczywisty sposób – przy zachowaniu odpowiednich standardów – powinna być kontynuowana, zdecydowanie sprzyja rozwojowi pedagogiki akademickiej w skali ogólnopolskiej, poprzez wzbogacanie potencjału kadrowego mniejszych ośrodków.

Rolą naszej korporacji jest wspieranie kolejnych uniwersyteckich jednostek w spełnieniu przez nie odpowiednich kryteriów do ubiegania się o prawa do doktoryzowania oraz habilitowania.

Nie tylko oczywistą, ale i intensywnie realizowaną formą współpracy naszego środowiska jest organizowanie wspólnych konferencji i wydawanie monotematycznych rozpraw zbiorowych, powoływanie międzyjednostkowych zespołów badawczych i występowanie o środki do NCN na finansowanie projektów.
W toku dyskusji prof. dr hab. Roman Leppert zaproponował, by w ramach wymiany doświadczeń akademickich zorganizować seminarium przy KNP PAN dla kierowników studiów doktoranckich. Dzięki temu będzie można skonfrontować wdrażane w uczelniach procedury w zakresie jakości kształcenia młodych uczonych.

Od szeregu lat wspieramy starania redakcji czasopism naukowych o wysoki status ich periodyków przydzielając najlepszym patronat KNP PAN. Mamy zarazem nadzieję, że przełoży się to na liczbę uzyskanych punktów parametryzacyjnych na liście MNiSW. Podwyższony został przez Sekcję ds. Oceny Czasopism KNP PAN próg wnioskowania o taki patronat do co najmniej 8 pkt. w powyższym wykazie.

Przytoczę wreszcie kluczową propozycję prof. Z. Melosika, z którą wystąpił w czasie posiedzenia na KUL-u:

„Jakie główne problemy można dostrzec w kontekście współpracy i integracji akademickiego środowiska pedagogicznego? Pierwszym z ich jest – narzucona odgórnie – rywalizacja o status i środki w ramach parametryzacji oraz ogólnej algorytmizacji oceny placówki, opartej o zmieniające się i często definiowane w sposób wręcz absurdalny kryteria.

W przypadku parametryzacji nasze uniwersytety i akademie rywalizują ze sobą – w ramach jednorodnej grupy odniesienia. Stawka jest wysoka: miejsce w rankingu parametryzacyjnym oraz idąca za tym kategoria i środki finansowe otrzymywane od ministerstwa. Moje obserwacje reakcji władz pedagogiki akademickiej na to współzawodnictwo są jednak optymistyczne. Nasze środowisko jest w mniejszym stopniu konkurencyjne, niż środowisko politechniczne, medyczne, czy choćby mat-fiz-chem.

Trzeba też pamiętać, że w ramach oceny parametrycznej rywalizujemy o kategorię nie tylko ze sobą ale przede wszystkim z ośrodkami akademickimi z innych nauk społecznych oraz nauk humanistycznych. Stąd możliwość wzajemnego wspierania rozwoju i aspiracji jest bardzo racjonalna. Tym bardziej dotyczy to oceny algorytmicznej – odnoszącej się do podziału dotacji podstawowej, tutaj bowiem rywalizują ze sobą całe uczelnie, a nie poszczególne pedagogiki między sobą.

Drugim podstawowym problemem, który może niekiedy dzielić pedagogiczne środowisko akademickie jest odmienność poglądów na kontrowersyjne kwestie, głównie na styku pedagogiki i polityki, zazwyczaj w kontekście narzucanych przez kolejne rządy rozwiązań systemowych lub konkretnych decyzji.

Mam jednak wrażenie, że i tutaj zasada integracji zdecydowanie przeważa nad zasadą odmienności czy konfliktu. Występujące między nami różnice mają charakter sytuacyjny, odnoszą się do konkretnych spraw. A różnice w interpretowaniu konkretnych wydarzeń czy konkretnych rozwiązań są naturalne. Nad wszystkim dominuje (jednak) poczucie wspólnoty.


Wiceprzewodniczący KNP postulował pogłębianie istniejących i rozwijanie dalszych form współpracy pedagogiki akademickiej, których „celem jest dalsza integracja środowiska – w kontekście identyfikacji z jasno wyróżnionym polem problemowych oraz z całą strukturą instytucjonalną pedagogiki akademickiej”.





18 października 2016

Komitet Nauk Pedagogicznych obradował na KUL-u


Wydział Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie przyjął w swoich gościnnych progach członków Komitetu Nauk Pedagogicznego PAN oraz rektorów, dziekanów i dyrektorów instytutów pedagogicznych z akademickich uczelni państwowych i niepublicznych w kraju. Tradycją stały się organizowane przez KNP PAN co 2 lata wspólne posiedzenia z elitą kadr zarządzających jednostkami organizacyjnymi uniwersytetów, akademii, które kształcą i promują naukowców w dziedzinie nauk społecznych w dyscyplinie PEDAGOGIKA.

Po kilku tygodniach nowej kadencji władz uczelnianych (2016-2020) postanowiliśmy wspólnie spotkać się w pięknej auli Centrum Transferu Wiedzy KUL, by przez dwa dni rozmawiać, dyskutować i dzielić się dobrymi praktykami w zakresie zarządzania kształceniem i stymulowania rozwoju naukowego kadr akademickich dla naszej dyscypliny oraz konsultowania projektowanych reform w szkolnictwie wyższym.

Gospodarze naszego posiedzenia obchodzą w tym roku 35-lecie powołania do życia Instytutu Pedagogiki. Byliśmy na Wydziale, który ma kategorię A prowadząc 10 kierunków studiów, 13 kierunków studiów podyplomowych i dysponując uprawnieniami do nadawania stopnia naukowego doktora habilitowanego z psychologii i socjologii, a dodatkowo do nadawania stopnia naukowego doktora z pedagogiki.
(fot. Dziekan Wydziału Nauk Społecznych KUL - ks. prof. KUL Stanisław Fel)

Wszystkich uczestników przywitały władze KUL w osobach pani Prorektor ds. Kształcenia dr hab. Iwony Niewiadomskiej, prof. KUL, Dziekana Wydziału Nauk Społecznych KUL ks. dr hab. Stanisława Fela, prof. KUL i dyrektora Instytutu Pedagogiki - ks. prof. dr hab. Mariana Nowaka. Było nam o tyle łatwiej odnosić się do aktualnej polityki MNiSW oraz posłów-naukowców, że przyjął nasze zaproszenie i przez dwa dni uczestniczył w obradach prof. SWPS dr hab. Jacek Kurzępa - znakomity socjolog będący zarazem posłem w tej kadencji Sejmu RP z ramienia Prawa i Sprawiedliwości.

Wspólne debatowanie członków KNP PAN z rektorami, dziekanami i osobami odpowiedzialnymi za kierowanie jednostkami akademickimi jest najlepszym świadectwem nie tylko trwałej instytucjonalizacji i zakorzenienia się naszej dyscypliny naukowej w uniwersytetach i akademiach czy najlepszych – elitarnych już szkołach niepublicznych, ale także dowodem na to, że doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, z jak poważnymi problemami przychodziło i przyjdzie nam się zmagać w kolejnych latach naszej działalności.

Dziękując już na wstępie Pani Prorektor oraz ks. Dziekanowi Wydziału Nauk Społecznych KUL za wsparcie w zorganizowaniu i osobisty udział w posiedzeniu Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN z udziałem profesorów, którzy są rzeczywistymi współsprawcami istotnych rozwiązań dydaktycznych i naukowo-badawczych w polskich uczelniach, wyraziłem zarazem nadzieję, że jako pedagodzy nie tyle nie damy się zaskoczyć patogennym procesom i wydarzeniom w szkolnictwie wyższym czy związaną z nimi polityką, ale będziemy potrafili im przeciwdziałać i radzić sobie z wspólnymi dla nas problemami.

Tegoroczne posiedzenie Komitetu Nauk Pedagogicznych nawiązało do poznańskiej inicjatywy i tradycji zapoczątkowanej przez b. dziekanów, profesorów Wiesława Ambrozika i Zbyszko Melosika, a kontynuowanych przez profesorów z Wydziału Pedagogiki i Psychologii UMCS w Lublinie - Ryszarda Berę oraz b. Dziekan Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego - Barbarę Kromolicką.

Organizujemy tego typu debaty co najmniej raz na dwa lata, by wspólnie konsultować najtrudniejsze problemy i wyzwania, z jakimi powinniśmy czy musimy sobie radzić we własnych uczelniach. Nie spotykamy się przecież po to, by cokolwiek ujednolicać, standaryzować czy tworzyć jakąś nową formę uzgodnień.

Komitet Nauk Pedagogicznych PAN jest organem przedstawicielskim całego środowiska, skupiającym autorytety naukowe różnych subdyscyplin nauk o kształceniu i wychowywaniu, powołanym w tajnych wyborach po to, by służyć swoją mądrością i zaangażowaniem całemu środowisku akademickiemu w Polsce. Po wielu latach zaangażowanej działalności profesorów i członków-specjalistów KNP PAN już nie odczuwamy marginalizacji czy automarginalizacji pedagogiki jako nauki.

Jest wprost odwrotnie. Jesteśmy zapraszani do najważniejszych debat naukowych i politycznych w kraju, by - niezależnie od pełnionych ról i funkcji – dokonać krytycznej i szczerej diagnozy najbardziej niepokojących zjawisk czy istniejących rozwiązań, by znaleźć wspólną podstawę do solidarnego przeciwstawiania się patologiom, a zarazem do promowania i upowszechniania nauki i modeli jej kształcenia o jak najwyższych standardach.
(fot. Członek Prezydium KNP PAN - ks. prof. dr hab. Marian Nowak)

Pedagog brzmi dumnie, a efekty naszych badań naukowych są wreszcie dostrzegane, powszechnie cenione i szanowane przez przedstawicieli innych nauk. Korzystajmy z dostępu do środków finansowych na badania w ramach grantów europejskich, Narodowego Centrum Nauki i Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, niezależnie od wielu innych funduszy centralnych i regionalnych, które pedagodzy mogą i często znakomicie wykorzystując do poprawy infrastruktury dydaktycznej, reform oświatowych czy prowadzenia badań podstawowych lub stosowanych.

Zależy nam na tym, by młode pokolenia badaczy, nasi doktoranci, pracownicy pomocniczy – adiunkci i wykładowcy – uwierzyli, że ich nadzieje, marzenia i aspiracje naukowe mają sens i mogą się spełniać w realnych warunkach instytucjonalnej pedagogiki, pedagogiki adekwatnej, prospektywnej i zaangażowanej, że nie zostaną spopielone przez demagogicznych krytyków, chociaż rzadkie, to jednak nadal niechlubne praktyki akademickie (zaniedbania, zaniechania, pozory i mistyfikacje itp.), którymi niesłusznie obciąża się całe nasze środowisko.

Dzięki wystąpieniom profesorów - członków KNP PAN: Stefana M. Kwiatkowskiego (Rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie), Barbary Kromolickiej, Marka Konopczyńskiego, Zbyszko Melosika, ważnym merytorycznie wprowadzeniom do dyskusji ze strony posła Jacka Kurzępy czy prof. Bożeny Muchackiej (członek Polskiej Komisji Akredytacyjnej) mogliśmy spojrzeć na stan pedagogiki końca 2016 roku, po 27 latach jej odradzania się w pluralistycznym i otwartym społeczeństwie oraz wielości teorii, nurtów czy praktyk.

Wielokrotnie przywoływana była potrzeba krytycznego odniesienia się do wydarzeń w szeroko pojmowanej edukacji także w związku z wyzwalaniem się pedagogiki z sideł monocentrycznej ideologii socjalistycznej i etatystycznych oraz submisyjnych praktyk w stosunku do władzy, by te postawy nie odradzały się w ich nowej, a ukrytej postaci, chociaż nadal w służbie już nowych jej interesariuszy.

W kolejnym wpisie przywołam najważniejsze kwestie z naszej dyskusji.

16 października 2016

Gimnazja wobec wdrażanej przez PIS zmiany ustroju szkolnego



Wspólnie z Fundacją INNOPOLIS, której przewodniczy mój Doktorant mgr Tomasz Bilicki i środowiskiem uniwersyteckim (m.in. UAM - prof. UAM Jacek Pyżalski, UŁ) przygotowujemy na 30 listopada br. w Łodzi debatę poświęconą gimnazjom - ich uczniom, nauczycielom i rodzicom - w świetle wyników badań naukowych.

Pomysły na zmianę ustroju szkolnego w naszym kraju szczególnie w kontekście likwidacji gimnazjów są przedmiotem sporu, który przybiera miejscami bardzo powierzchowny charakter. Nie rozmawia się w sposób pogłębiony, oparty o dane dotyczące dotychczasowego funkcjonowania tych szkół, ich przestrzeni społecznej, kulturowej w kontekście kluczowych dla nich podmiotów i grup: uczniów, rodziców, nauczycieli, samorządowców.

W publicznej dyskusji słychać często zgeneralizowane, a uproszczone argumenty dotyczące „trudnego wieku”, przemocy rówieśniczej, złych/dobrych wyników dydaktycznych. Stwierdzenia te albo nie opierają się o żadne wyniki badań, albo bazują na wybiórczych, arbitralnie dobranych danych.

Podczas naszej sesji chcemy stworzyć okazję do merytorycznych i pogłębionych analiz. Zaprosiliśmy do wystąpień czołowych naukowców zajmujących się ważną problematyką, której znajomość sprzyja poważnej dyskusji o funkcjonowaniu gimnazjów w polskim szkolnictwie.

Wystąpienia będą dotyczyć m. in. następujących obszarów: Funkcjonowanie polskiego ustroju szkolnego na tle rozwiązań światowych i europejskich, uspołecznienie gimnazjów, zachowania ryzykowne (w tym online) gimnazjalistów, funkcjonowanie i kompetencje nauczycieli gimnazjów, wyniki w nauce – jakość dydaktyki w gimnazjach oraz uspołecznienie szkół gimnazjalnych.

Wystąpienia stanowić będą empiryczną bazę do rzeczowej i konstruktywnej dyskusji na temat mocnych stron i problemów gimnazjów w kontekście proponowanych zmian.

Serdecznie w tym miejscu zapraszam zainteresowanych aktywnym udziałem w tej debacie nauczycieli akademickich, pracowników ośrodków doskonalenia nauczycieli, absolwentów pedagogiki-badawczy w ramach prac dyplomowych tego środowiska szkolnego itp. do zgłaszania swoich propozycji wystąpień, głosów polemicznych, komunikatów z badań. Zależy nam na tym, by nie sięgać do historii, przesłanek oświatowych, ale chcemy przywołać wyniki badań z ostatnich pięciu lat.