04 lutego 2016
Uczcie tego, co bliskie sercu młodzieży
Całe szczęście, że w Łodzi jest hala koncertowa (Atlas Arena), która spełnia światowe standardy, bo dzięki temu ściągają do naszego miasta - w zależności od tego, kto ma występ - ludzie co najmniej dwóch pokoleń. Koncert znakomitego zespołu rockowego Imagine Dragons, który miał miejsce we wtorek, zgromadził tysiące młodzieży, ale także liczną grupę młodych dorosłych.
Widać było po ich zachowaniach w czasie przerwy poprzedzającej występ, że umówili się na fejsie, jak będą reagować na swojego idola, żeby jak najlepiej zapamiętał pobyt w Polsce i chciał tu jeszcze raz przylecieć. Mieli przygotowane plansze z napisem "LOVE", "WELCOME TO POLAND". W odpowiednim momencie zapalały się w poszczególnych sektorach hali lampki wyciągniętych ku scenie telefonów komórkowych, a młodzi mieli już przed koncertem przećwiczoną "falę" (podnoszenie się osób z kolejnych sektorów z miejsc, z równoczesnym wznoszeniem obu rąk do góry).
Wykonujący muzykę Indie Rock, Indie pop i alternatywny rock lider amerykańskiego zespołu zapewne był zachwycony, kiedy oddawał głos publiczności, by ta, zamiast niego, śpiewała kolejny fragment piosenki. W tym momencie najlepiej było słychać, jak zgromadzeni świetnie opanowali na pamięć teksty wszystkich piosenek tej grupy. Fenomenalny akcent, perfekcyjna znajomość słów i wspaniała, wspólna zabawa.
Można chcieć nauczyć się angielskiego? Można.
Można chcieć śpiewać po angielsku? Można.
Można być dumnym z tego, że jest się Polakiem? Można. Do elementów patriotyzmu nawiązał sam Reynolds, kiedy jeden z utworów wykonał trzymając w ręce polską flagę.
Wcześniej jednak, przed tym utworem powiedział, że uwielbia swój zawód, bo dzięki niemu może swobodnie podróżować po świecie i spotykać się z ludźmi różnych kultur, religii, koloru skóry, poglądów politycznych, których w czasie koncertu nic nie dzieli. Łączy ich za to fascynacja muzyką, sztuką i miłość do własnego kraju. Żadni terroryści - jak dodał - nie zniszczą piękna sztuki muzycznej, a ta będzie dalej służyć temu, żebyśmy solidarnie budowali na tym świecie pokój. To rzeczywiście był piękny, krótki, intensywny przekaz wartości.
Czy wybierający się na ten koncert uczniowie poprosili swojego nauczyciela języka angielskiego, by pomógł im lepiej zrozumieć treść kulturowego przekazu piosenek Imagine Dragons? Czy ktoś ich zapytał, nie o to, którędy idzie się na pocztę, albo gdzie można kupić bułki, tylko jak rozumie tekst piosenki ulubionego zespołu? Być może tak. Wiem, że są tak pracujący z młodzieżą nauczyciele.
Oby częściej uczniowie poznawali wiedzę, język, struktury gramatyczne nie tylko na podstawie podręczników szkolnych, ale właśnie tych tekstów, które są dla nich ważne "tu i teraz", które są przez nich autentycznie przeżywane. A wspólnie z Danem Reynoldsem śpiewali m.in. piosenkę p.t. "Demons":
Tekst piosenki:
When the days are cold
And the cards all fold
And the saints we see
Are all made of gold
When your dreams all fail
And the ones we hail
Are the worst of all
And the blood's run stale
I wanna hide the truth
I wanna shelter you
But with the beast inside
There's nowhere we can hide
No matter what we breed
We still are made of greed
This is my kingdom come
This is my kingdom come
When you feel my heat
Look into my eyes
It's where my demons hide
It's where my demons hide
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide
It's where my demons hide
When the curtain's call
Is the last of all
When the lights fade out
All the sinners crawl
So they dug your grave
And the masquerade
Will come calling out
At the mess you made
Don't wanna let you down
But I am hell bound
Though this is all for you
Don't wanna hide the truth
No matter what we breed
We still are made of greed
This is my kingdom come
This is my kingdom come
When you feel my heat
Look into my eyes
It's where my demons hide
It's where my demons hide
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide
It's where my demons hide
They say it's what you make
I say it's up to fate
It's woven in my soul
I need to let you go
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
When you feel my heat
Look into my eyes
It's where my demons hide
It's where my demons hide
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide
It's where my demons hide
03 lutego 2016
Cofanie w rozwoju ... edukacji
Dwa tygodnie temu, w tygodnika "Polityka" ukazał się artykuł byłej ministry edukacji Katarzyny Hall pt. "Cofanie w rozwoju" (2016 nr 4). Nie powracałbym do niego, gdyby nie fakt, że pani K. Hall nie wyciągnęła ze swojej aktywności żadnych wniosków. Teraz jest moda na krytykę obecnej władzy, a zatem chwyciła wiatr w żagle, by odwrócić uwagę od fatalnej polityki poprzednich rządów. Nie jest pierwszą byłą ministrą, która krytykuje swoją następczynię będąc w opozycji parlamentarnej.
Katarzyna Hall nie może pogodzić się z faktem, że PiS znowelizował z końcem grudnia ustawę oświatową, w wyniku czego powrócono do wieku 7 lat jako odpowiedniego dla rozpoczęcia obowiązku szkolnego. Zarazem podaje, że nowa władza zlikwidowała obowiązek przedszkolny dla pięciolatków. Powtarza już do znudzenia te same - jak to mówi młodzież - "głodne kawałki", że potrzeba obniżenia wieku obowiązku szkolnego wydawała się aż nadto oczywista, a jacyś badacze pedagogiczni (ciekawe jacy?) wskazywali, że dla takiej zmiany z przyczyn demograficznych najlepsze będą lata 2007-2009.. Dobrze, że po raz kolejny polityk PO przyznaje, że wdrażał projekt SLD, bo to tylko potwierdza jak lewicowo-populistyczne były jego korzenie.
Powołuje się na jakichś pedagogów, których zdaniem dzieci nieobjęte wcześniej edukacją przedszkolną zdecydowanie gorzej funkcjonowały w zerówce i późniejszych latach szkolnych. Nie ma na to empirycznego dowodu, ale takie komunały można prawić, bo lud tego i tak nie sprawdzi. W rzeczy samej, nie o dzieci chodzi w tym wieloletnim sporze, który każdej władzy jest na rękę, ale o ustalane w Komisji Europejskiej wskaźniki obowiązkowego objęcia jak najwcześniejszą edukacją przedszkolną dzieci, a najlepiej szkolną. Te, które zbyt późno rozpoczynają swoją przedszkolną karierę, są ponoć gorzej rozwinięte i mają kłopoty z nauką.
Piszę - "ponoć", ponieważ nikt w Polsce nie prowadził badań wzdłużnych (longitudinalnych), a przecież można było na to wydać miliony z dotacji UE zamiast na sondaże opinii rodziców, nauczycieli i dzieci. Tylko po co, skoro można niekompetentnym zlecić fuchę, a potem na podstawie "przykrawanych" do postulowanych przez władzę danych interpretować wyniki zgodnie z zamówieniem politycznym.
Pani K. Hall usilnie chce przekonać Polaków, jaką to była wspaniałą ministrą w wyniku upowszechnienia edukacji przedszkolnej (nie podaje wskaźników tego sukcesu i kryterium ich doboru). Pomija jednak fakt, że to właśnie za jej rządów dostęp do przedszkoli publicznych był ograniczony. Nie było miejsc dla wszystkich dzieci, za to z przyjemnością przyjmowały je przedszkola prywatne, które rozrastały się jak grzyby po deszczu. Cóż z tego, że wyeliminowała konieczność powtarzania nauki tego samego w zerówce i klasie szkolnej? Dlaczego patologię nazywa sukcesem?
Nie ulega wątpliwości, że wprowadzanie tych zmian miało charakter tylko i wyłącznie partyjnej gry o władzę, a nie pedagogicznej troski o polskie dzieci, do czego przyznaje się K. Hall pisząc: "Przez ostatnie lata sprawa sześciolatka cały czas była polityczna. Teraz - z politycznych powodów - zawrócono system edukacji do dawnych czasów, bez szukania merytorycznych argumentów, związanych z potrzebami rozwojowymi dzieci, ani prowadzenia konsultacji z eksperckimi środowiskami".(S. 30)
Usprawiedliwianie własnego nieudacznictwa oraz partyjnych, równie niekompetentnych koleżanek (K. Szumilas i J. Kluzik-Rostkowska) jest w tym przypadku powrotem do podtrzymywania mitów i ukrywania własnych działań toksycznych dla jakości polskiej edukacji. Otóż zapomniała pani K. Hall o tym, jak to:
- sprzyjała likwidowaniu szkół właśnie na terenach wiejskich;
- przygotowywała warunki pod prywatyzację sieci szkół w małych środowiskach, którymi potem mogło zająć się nie tylko jej stowarzyszenie;
- poparła milionowe straty na produkcję dydaktycznego bubla, jakim stał się rządowy elementarz;
- niszczyła system jakości kształcenia nauczycieli zmieniając na niekorzyść dla dzieci w wieku wczesnej edukacji wymóg wykształcenia pedagogów z magisterskiego na licencjacki oraz lekceważąc opinie ekspertów wskazujących na to, że nie wolno traktować kształcenia nauczycieli przedszkolnych jako tożsamego (zamiennie) z kształceniem nauczycieli do edukacji zintegrowanej w szkole podstawowej.
Tak więc pseudo-reforma w wykonaniu Katarzyny Hall wprowadzała dzieci do szkół, które były w dużej mierze nieprzygotowane infrastrukturalnie, ale przede wszystkim dydaktycznie. Zmiana wymagała metodycznego doskonalenia nauczycieli do pracy z dziećmi niedojrzałymi do uczenia się w szkole. Nic dziwnego, że buntowali się rodzice i niektórzy naukowcy, bowiem tych strat u ich ofiar już nie da się odwrócić. Co z tego, że w niektórych szkołach pojawiły się w klasach miejsca z dywanikami oraz dostosowanymi do wieku dzieci zabawkami czy placami zabaw. Nadal b. ministra edukacji nie rozumie, że to o wiele za mało na odpowiedzialną wczesną edukację dzieci w przedszkolach i szkołach.
(źródło memu - Facebook)
W pełni zgadzam się z Katarzyną Hall, że rodzice, a przede wszystkim nauczyciele tych sześciolatków, które rozpoczęły edukację rok temu, a mają z nią problemy, nie powinni dopuścić do tego, żeby powtarzały klasę. Byłoby to kompromitacją przede wszystkim szkoły i prowadzącego nauczyciela. Tak więc ratujmy dzieci przed powtarzaniem klasy! Nie cofajmy ich do przedszkola czy oddziału zerowego.
Jeśli chcemy zmieniać system szkolny, to w pierwszej kolejności musimy mieć po swojej stronie nauczycieli i rodziców dzieci. Jest jeszcze jeden, konieczny warunek - trzeba zapomnieć o partyjniackich interesach tylko zacząć myśleć globalnie, ogólnonarodowo, bo nasze dzieci nie są własnością żadnej partii i ustanowionego przez nią rządu.
02 lutego 2016
Czy niektórzy naukowcy nadużywają nauki do celów politycznych?
Pytanie jest retoryczne. Nauki nadużywają także do celów politycznych szczególnie ci, którzy są ściśle powiązani z określoną partią polityczną. Nauka staje się dla nich narzędziem do realizowania przez ich formację polityczną celów bez względu na skutki społeczne, jednostkowe czy materialne.
Właśnie o takich uczonych napisał książkę filozof z Uniwersytetu Cambridge (tak informuje Wydawca na okładce) - Jamie Whyte. Główną tezą jego publicystycznej rozprawki - bo w Cambridge nie ma znaczenia stylistyka narracji, za to wskaźnik cytowań jest dzięki temu u takich autorów bardzo wysoki - jest hipoteza, że prawdopodobnie z tzw. "szlachetnych pobudek" (bo one wcale szlachetne być nie muszą) niektórzy doktorzy nadużywają stopni naukowych do celów politycznych. Wykorzystują wiedzę naukową nie do dociekania prawdy, ale jej głoszenia zgodnie z oczekiwaniami płatnika (pracodawcy).
W Polsce tego typu postawy zostały sklonowane dzięki temu, że naukowcy z poprzedniego reżimu, którzy służyli mu wiernie, przenieśli własne doświadczenia na swoich uczniów (typ - BMW), by dzięki temu korzystać z akademickich przywilejów. Ważne, że można córeczkę lub synka umieścić w wybranym ministerstwie lub spółce Skarbu Państwa, rozstrzygać o wysokości nagród lub dotacji, zostać (euro-)posłem czy (bez-)radnym za cenę dostarczania władzy rzekomo naukowych dowodów na racje podejmowanych przez nie decyzji, zmian czy reform.
Ich wiarygodności nikt nie sprawdza, bo nie jest w stanie, gdyż potrafią doskonale ukryć je za szyldem jakiegoś (najlepiej resortowego) instytutu lub miejscem zatrudnienia i pełnioną w nim funkcją. Są namaszczonymi przez rządzących ekspertami dla władzy, a nie ekspertami w określonej dziedzinie wiedzy, dzięki temu mogą "bezkarnie kłamać" czegoś nie dopowiadając, coś ukrywając czy czymś manipulując. Chroni ich ów szyld, dyplom lub /i władza.
Właśnie dlatego, co bardziej wyczuleni etycznie uczeni, protestują pisząc książki, w których odsłaniają akademickich szalbierców. W kraju na znacznie wyższym poziomie od tego, jaki prezentuje w swojej książce J. Whyte z Cambridge, są rozprawy polskiego politologa - Mirosława Karwata (zob. Sztuka manipulacji politycznej") oraz psychologa Tomasza Witkowskiego pod tytułem "Zakazana psychologia", "Psychologia kłamstwa" czy "Psychomanipulacje". Kto jednak zrobi z nich ściągę dla przeciętnego (statystycznie) obywatela, by nie ulegał kłamstwom polityków? Pewnie przydałyby się ogólnonarodowe programy szkoleniowe z tego zakresu, najlepiej w telewizji publicznej, skoro to medium ma pełnić misję publiczną. Jacek Kurski jednak na coś takiego nie pójdzie.
Dalej zatem będziemy funkcjonować w świecie pełnym kłamstw, ukrytych zaniechać, zaniedbań, perswazji polityków i ich programów politycznych rzekomo dla naszego dobra, w istocie, jego kosztem. Jak pisze Whyte - prawie każda teoria filozoficzna jest przez kogoś akceptowana. Teorie szczęścia czy pomyślności nie są tu wyjątkiem" (s. 150) To, że przeprowadzony przez zespół naukowy pomiar spełnia standardy metod badań statystycznych nie oznacza, że jest on wartościowy, gdyż za ich pomocą można wszystko uwiarygodnić, to, że jedno rozwiązanie jest lepsze od drugiego, jak i to, że to trzecie, jest korzystniejsze od pierwszego.
Sprzedajni naukowcy handlują statystycznie upełnomocnionymi opiniami. Oni nie angażują się w odkrywanie prawdy, w jej dociekanie. Właśnie dlatego na temat konieczności i poprawności polityki reform edukacyjnych wypowiada się fizyk, astronom, jak i prezes banku czy poseł na Sejm, bo ma w tym własny interes. To ślizgacze po dziedzinach, w których nie muszą wykazywać się żadną wiedzą, tylko mają błyszczeć złotym zębem władzy.
Jak pisze Whyte:
"W sferze polityki państwa poślizg ekspercki przybiera charakterystyczną formę. Politycy, dziennikarze i lobbyści wydają się wierzyć, że jeśli polityka bierze coś pod uwagę, jak w przypadku zdrowia, edukacji czy zwierząt hodowlanych, to ludzie pracujący w tych sektorach - lekarze, nauczyciel i rolnicy - są ważnymi ekspertami w kwestii tej polityki. Jest to zazwyczaj błędna opinia." (s. 201)
Obserwujmy, na jakich ekspertów polityka rządzących wytworzy popyt. Tymczasem bajka o złym
profesorze i informacyjnie otwartym systemie:
"Był sobie raz jeden profesor, który nie był ani zbyt złym, ani też zbyt dobrym człowiekiem. Szczególnie zły był dla swojego asystenta. Pewnego dnia jego współpracownik zdenerwował się na profesora. Zaczął po kryjomu dodawać do profesorskich doświadczeń jakąś substancję.
Zły profesor uzyskiwał nagle nieoczekiwane wyniki, których jego nauka w żaden sposób nie mogła wytłumaczyć. Był z tego powodu zrozpaczony. Odszedł z uniwersytetu i zaczął w miejscu zamieszkania sprzedawać kwiaty. W ten oto sposób informacyjnie otwarty system zastąpił zmienną - jaką był zły profesor - użytecznym bytem ludzkim."
(M. Disman, Jak se vyrabi sociologicka znalost, Praha: UK 2005, s. 18).
01 lutego 2016
Lutowa polityka oświatowa
Kontynuuję cykl wspomnień, rekapitulacji, przywołań zdarzeń i decyzji politycznych, jakie miały miejsce tym razem w lutym 2015 roku. Być może u wielbicieli i beneficjentów tamtego okresu poruszy ich sumienia, jeśli w ogóle nimi się kierują, a obecną władzę ostrzeże przez szalbierstwem, nieodpowiedzialnością, ignorancją lub arogancją. To, co było dobre, niech wzmacnia poczucie sensu dokonań takich czy innych podmiotów edukacji.
* Luty 2015 r. otworzył problem rzekomego dyskryminowania w polskich przedszkolach i szkołach dzieci-wegetariańskich. Media uwielbiają generalizacje, toteż wytworzyły klimat zagrożenia dla nierespektowania przez organizatorów żywienia dzieci ich kulinarnych standardów i przyzwyczajeń.
Niektórzy dyrektorzy przedszkoli i szkół postanowili ułatwić sobie życie, toteż przyjęcie do placówki poprzedzali obowiązkowym wypełnieniem ankiety z deklaracją na temat wegetarianizmu po to, by nie przyjmować kłopotliwych w żywieniu "klientów". Znaleźli się też wśród nich ortodoksi, którzy żądali zaświadczenia lekarskiego dotyczącego wege-dzieci. Powinien reagować na takie działania organ prowadzący, ale zajęty był profitami po wyborach samorządowych. Rodzice pisali więc skargi do MEN, dzięki czemu ów urząd poczuł się dowartościowany.
* W związku z wypowiedzią pewnej zwycięstwa w jesiennych wyborach do Sejmu minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej, że jedną z pierwszych jej decyzji jako szefowej MEN powinna być ustawa zastępująca Kartę nauczyciela, do powołanego przez związki górnicze i rolnicze Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego podłączył się - tymczasem ostrzegawczo i deklaratywnie - Związek Nauczycielstwa Polskiego, który zdecydowanie sprzeciwiał się zamiarom likwidacji nauczycielskiej ochrony, gdyż zdestabilizowałoby to status zawodowy nauczycieli w Polsce.
Minął rok. Ciekawe, co w MEN kombinują i jakie ma strategie przetrwania nie tylko ten "socjalistyczny" urząd, ale i socjalistyczny związek?
*Wchodzi w życie wymuszona wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego nowelizacja ustawy o systemie oświaty (która to już po 1991 r.?), w której skonkretyzowano zadania organów prowadzących szkoły i placówki oświatowe oraz rolę dyrektorów w kształceniu uczniów ze specjalnymi potrzebami. Zmiana miała pomóc dzieciom ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, by wyrównać ich szanse edukacyjne. Tymczasem wyrównała straty w budżetach samorządowych, które kasę na niepełnosprawne dzieci wydały na swoje cele.
Jedyną korzyścią społeczną było zastąpienie w treści ustawy stygmatyzującego dzieci określenia - upośledzeni umysłowo terminem niepełnosprawni intelektualnie w stopniu x,y,z. Jak widać tego typu regulacje zupełnie nie trafiają do europosła Korwina Mikke, który stosuje w swoich aroganckich wypowiedziach termin "debile".
* Ministra edukacji powierza w MEN swojej koleżance - dziennikarce poseł U. Augustyn, która na edukacji zna się tak, jak Korwin Mikke, ale doskonale potrafi "gospodarować" środkami z budżetu państwa - zadanie, by przekierowała je dla prywatnych podmiotów mających rzekomo służyć poprawie bezpieczeństwa w szkołach. Firmy, które zaoferowały program oceny szkół i placówek systemu oświaty realizujących politykę ochrony dzieci przed agresją i przemocą mogły otrzymać z budżetu państwa nawet 900 tys. zł w 2015 r. i 900 tys. w 2016 r. Jak brać, to brać.
* Trwa akcja obywatelska - na przekór antyobywatelskiej a rządzącej z PSL - Platformy - kierowania przez rodziców listów do posłów, którzy na posiedzeniu sejmu 4-6 marca zajmą się pierwszym czytaniem obywatelskiego projektu ustawy "Rodzice chcą mieć wybór". "Chcecie mieć wybór w sprawie posłania dziecka do szkoły w wieku 7 czy 6 lat? Piszcie!" Z koncertu życzeń nic nie wyszło, zapewne dlatego, że nie załączono posłom płyty zespołu "Skaldowie" z piosenką, której refren brzmiał: "Ludzie listy piszą..." ;
* MEN przeciwstawił rodzicielskiemu ruchowi akcję "Szkoła współpracy", w której nie chodziło o żadną współpracę, tylko o wydanie kasy na lipne szkolenia. Koleżanki wiceminister J. Berdzik z OSKKO odsłaniali prawdę o tym pozoranctwie centralistycznej władzy: "(...) w zachodniopomorskim nieudane szkolenia, niewiele z nich wynikało, wszystkie grupy - nauczyciele, rodzice i uczniowie określili jako stratę czasu.
* Trafia do Polski niewygodny dla władzy Raport OECD - „Education Policy Outlook 2015. Making Reforms Happen”. Wynika z niego, że żadna reforma edukacji nie została uczciwie podsumowana i rozliczona. Eksperci OECD nie mają wątpliwości – żeby skutecznie zarządzać oświatą, trzeba sumiennie recenzować wprowadzone nowości. I dopiero na tej podstawie projektować kolejne reformy. Nie odnotowałem konferencji prasowej premier rządu i wszystkich ministrów edukacji, jak w przypadku prezentacji - równie nierzetelnych interpretacyjnie - wyników badań PISA. Setki milionów złotych poprawiały jedynie prywatną sytuację ich reformatorów.
* Dyrektorzy szkół mieli dość kiczowatego jak elementarz - pełnego błędów - Systemu Informacji Oświatowej, który okazał się kolejnym przekrętem tej władzy. Komentowali to następująco: "My piszemy, wściekamy się, wskazujemy konkretne przypadki ewidentnego dyletantyzmu autorów tego BUBLA, a Pani Minister w najlepsze zarzuca nas groźbami: cyt.: Szanowni Państwo Dyrektorzy, w nawiązaniu do komunikatu z dnia 13 października 2014 r. uprzejmie przypominamy, że od 13 stycznia br. do 13 lutego br. będziemy prowadzili weryfikację stopnia zapełnienia bazy danych SIO w zakresie danych identyfikacyjnych i danych dziedzinowych uczniów. Podmioty, w które w tym okresie powinny uzupełnić dane identyfikacyjne i dane dziedzinowe uczniów to: itd., itp. ... A co tu jest do weryfikowania? BUBEL, który stworzyliście? Kończcie i wstydu oszczędźcie!
Nie skończyli. Rządzili jeszcze do października 2015 r. Teraz twierdzą, że było pięknie, mądrze i wspaniale. Nie mają wstydu?
* Ministra Joanna Kluzik-Rostkowska wystosowała list do dyrektorów szkół, by dyrektorzy publicznych liceów ogólnokształcących nie kierowali uczniów na warsztaty "Zrozumieć media", które organizowała Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu - znana jako szkoła ojca Tadeusza Rydzyka. Ministra przytoczyła w swoim piśmie wszystkie możliwe ustawy i rozporządzenia, których naruszenie przez dyrektorów powinno skutkować karą dyscyplinarną.
Ówczesne straty moralne i finansowe zostały już - jak sądzę - wyrównane, bo właśnie Sejm zamierza przeznaczyć 20 mln zł na wsparcie tej znakomitej uczelni. Rektorzy - a raczej biznesowi kanclerze - pozostałych wyższych szkół prywatnych w IV RP zastanawiają się, co muszą zrobić, by też dostać po 20 mln. zł. Moim zdaniem powinni najpierw zrozumieć media.
* Najlepiej zrozumieli media kelnerzy w restauracji "Sowa". Nauczyciele zaczęli upominać się o ich prawo do nagrywania lekcji, w czasie których uczniowie przejawiają naganne zachowania. Szkoda, że MEN nie opublikowało na swojej stronie "mapy szkół przygotowanych do takich nagrań". Rodzice wiedzieliby, do których nie posyłać nieposłusznych bachorów.
* Zdaniem posłów opozycji szkoły nadal nie były przygotowane do kształcenia w nich sześciolatków, a mimo to, koalicja PO-PSL pozytywnie oceniła informację resortu edukacji dotyczącą sześciolatków. W Sejmie IV RP stało się w ub. tygodniu dokładnie tak samo. Opozycja sejmowa PO i PSL stwierdziła, że szkoły są przygotowane na przyjęcie maluchów, a rządzący z PiS pozytywnie ocenili informację resortu edukacji dotyczącą sześciolatków w szkołach. Cóż za konsekwencja.
* Zaczęły upadać wydawnictwa edukacyjne. Niektóre postanowiły podpiąć się pod złą politykę MEN i ogłosiły, jak np. Wydawnictwo Akademickie "Żak" swoją upadłość. Ciekawe, bo akurat ta oficyna nie wydawała podręczników do klas I-III. Chyba, że umknął mojej uwadze jakiś wybitny hit-dydaktyczny albo któryś z naukowców Wydziału Pedagogicznego UW zaczął działać dla konkurencji opłacanej z budżetu MEN?
Inna z oficyn postanowiła "przyłożyć" MEN oskarżeniem władzy o rażące niedociągnięcia w proponowanym uczniom systemie przeprowadzania sprawdzianu szóstoklasistów na 3 miesiące przed zakończeniem przez nich etapu edukacyjnego. To Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe wystosowało petycję do Ministerstwa Edukacji, w której alarmuje, że przeprowadzanie sprawdzianu już 1 kwietnia 2015 roku, czyli trzy miesiące przed zakończeniem roku szkolnego, powoduje skrócenie nauki o 1/3 całego roku, a w konsekwencji „uniemożliwia nauczycielom rzetelne przygotowanie uczniów do pierwszego w ich życiu poważnego egzaminu państwowego”.
Obecna ministra edukacji już podjęła skuteczną walkę z tym systemem likwidując sprawdzian dla szóstoklasistów.
* Centrum Usług Wspólnych, które działa przy Kancelarii Premiera, odpowiadało za druk "darmowego" podręcznika. Budżetowymi pieniędzmi obraca się tu bez przetargu , a nikt nie wie, na co są one de facto wydatkowane. Ciekawe, czy nadal te buble dydaktyczne drukuje się w CUW i co na to CBA?
* W lutym Sejm zmienił zasady oceniania uczniów, tak więc urzędnicy MEN nieustannie potwierdzają racje swojego istnienia i wydatkowania na nich pieniędzy. Właściwie, co miesiąc mogliby nowelizować ustawę, bo jeszcze można wprowadzać zmiany w wyposażeniu w meble, w zakresie oświetlenia klas szkolnych, w wykorzystywanie jedynie właściwych środków dezynfekujących w toaletach, itd., itd. Od tego w końcu jest MEN.
* W ramach ukrytej kampanii przedwyborczej w Katowicach minister Joanna Kluzik-Rostkowska spotkała się w Katowicach z odpowiednio wyselekcjonowanymi nauczycielami i dyrektorami szkół, z samorządowcami i pracodawcami, by rozmawiać z nimi rzekomo z wielką troska o szkolnictwie zawodowym. W Polsce o edukacji się rozmawia, bo jak minister na niej się nie zna, to nie pozostaje mu nic innego do roboty, by mógł pobierać pensję.
* Luty 2015 r. otworzył problem rzekomego dyskryminowania w polskich przedszkolach i szkołach dzieci-wegetariańskich. Media uwielbiają generalizacje, toteż wytworzyły klimat zagrożenia dla nierespektowania przez organizatorów żywienia dzieci ich kulinarnych standardów i przyzwyczajeń.
Niektórzy dyrektorzy przedszkoli i szkół postanowili ułatwić sobie życie, toteż przyjęcie do placówki poprzedzali obowiązkowym wypełnieniem ankiety z deklaracją na temat wegetarianizmu po to, by nie przyjmować kłopotliwych w żywieniu "klientów". Znaleźli się też wśród nich ortodoksi, którzy żądali zaświadczenia lekarskiego dotyczącego wege-dzieci. Powinien reagować na takie działania organ prowadzący, ale zajęty był profitami po wyborach samorządowych. Rodzice pisali więc skargi do MEN, dzięki czemu ów urząd poczuł się dowartościowany.
* W związku z wypowiedzią pewnej zwycięstwa w jesiennych wyborach do Sejmu minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej, że jedną z pierwszych jej decyzji jako szefowej MEN powinna być ustawa zastępująca Kartę nauczyciela, do powołanego przez związki górnicze i rolnicze Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego podłączył się - tymczasem ostrzegawczo i deklaratywnie - Związek Nauczycielstwa Polskiego, który zdecydowanie sprzeciwiał się zamiarom likwidacji nauczycielskiej ochrony, gdyż zdestabilizowałoby to status zawodowy nauczycieli w Polsce.
Minął rok. Ciekawe, co w MEN kombinują i jakie ma strategie przetrwania nie tylko ten "socjalistyczny" urząd, ale i socjalistyczny związek?
*Wchodzi w życie wymuszona wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego nowelizacja ustawy o systemie oświaty (która to już po 1991 r.?), w której skonkretyzowano zadania organów prowadzących szkoły i placówki oświatowe oraz rolę dyrektorów w kształceniu uczniów ze specjalnymi potrzebami. Zmiana miała pomóc dzieciom ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, by wyrównać ich szanse edukacyjne. Tymczasem wyrównała straty w budżetach samorządowych, które kasę na niepełnosprawne dzieci wydały na swoje cele.
Jedyną korzyścią społeczną było zastąpienie w treści ustawy stygmatyzującego dzieci określenia - upośledzeni umysłowo terminem niepełnosprawni intelektualnie w stopniu x,y,z. Jak widać tego typu regulacje zupełnie nie trafiają do europosła Korwina Mikke, który stosuje w swoich aroganckich wypowiedziach termin "debile".
* Ministra edukacji powierza w MEN swojej koleżance - dziennikarce poseł U. Augustyn, która na edukacji zna się tak, jak Korwin Mikke, ale doskonale potrafi "gospodarować" środkami z budżetu państwa - zadanie, by przekierowała je dla prywatnych podmiotów mających rzekomo służyć poprawie bezpieczeństwa w szkołach. Firmy, które zaoferowały program oceny szkół i placówek systemu oświaty realizujących politykę ochrony dzieci przed agresją i przemocą mogły otrzymać z budżetu państwa nawet 900 tys. zł w 2015 r. i 900 tys. w 2016 r. Jak brać, to brać.
* Trwa akcja obywatelska - na przekór antyobywatelskiej a rządzącej z PSL - Platformy - kierowania przez rodziców listów do posłów, którzy na posiedzeniu sejmu 4-6 marca zajmą się pierwszym czytaniem obywatelskiego projektu ustawy "Rodzice chcą mieć wybór". "Chcecie mieć wybór w sprawie posłania dziecka do szkoły w wieku 7 czy 6 lat? Piszcie!" Z koncertu życzeń nic nie wyszło, zapewne dlatego, że nie załączono posłom płyty zespołu "Skaldowie" z piosenką, której refren brzmiał: "Ludzie listy piszą..." ;
* MEN przeciwstawił rodzicielskiemu ruchowi akcję "Szkoła współpracy", w której nie chodziło o żadną współpracę, tylko o wydanie kasy na lipne szkolenia. Koleżanki wiceminister J. Berdzik z OSKKO odsłaniali prawdę o tym pozoranctwie centralistycznej władzy: "(...) w zachodniopomorskim nieudane szkolenia, niewiele z nich wynikało, wszystkie grupy - nauczyciele, rodzice i uczniowie określili jako stratę czasu.
* Trafia do Polski niewygodny dla władzy Raport OECD - „Education Policy Outlook 2015. Making Reforms Happen”. Wynika z niego, że żadna reforma edukacji nie została uczciwie podsumowana i rozliczona. Eksperci OECD nie mają wątpliwości – żeby skutecznie zarządzać oświatą, trzeba sumiennie recenzować wprowadzone nowości. I dopiero na tej podstawie projektować kolejne reformy. Nie odnotowałem konferencji prasowej premier rządu i wszystkich ministrów edukacji, jak w przypadku prezentacji - równie nierzetelnych interpretacyjnie - wyników badań PISA. Setki milionów złotych poprawiały jedynie prywatną sytuację ich reformatorów.
* Dyrektorzy szkół mieli dość kiczowatego jak elementarz - pełnego błędów - Systemu Informacji Oświatowej, który okazał się kolejnym przekrętem tej władzy. Komentowali to następująco: "My piszemy, wściekamy się, wskazujemy konkretne przypadki ewidentnego dyletantyzmu autorów tego BUBLA, a Pani Minister w najlepsze zarzuca nas groźbami: cyt.: Szanowni Państwo Dyrektorzy, w nawiązaniu do komunikatu z dnia 13 października 2014 r. uprzejmie przypominamy, że od 13 stycznia br. do 13 lutego br. będziemy prowadzili weryfikację stopnia zapełnienia bazy danych SIO w zakresie danych identyfikacyjnych i danych dziedzinowych uczniów. Podmioty, w które w tym okresie powinny uzupełnić dane identyfikacyjne i dane dziedzinowe uczniów to: itd., itp. ... A co tu jest do weryfikowania? BUBEL, który stworzyliście? Kończcie i wstydu oszczędźcie!
Nie skończyli. Rządzili jeszcze do października 2015 r. Teraz twierdzą, że było pięknie, mądrze i wspaniale. Nie mają wstydu?
* Ministra Joanna Kluzik-Rostkowska wystosowała list do dyrektorów szkół, by dyrektorzy publicznych liceów ogólnokształcących nie kierowali uczniów na warsztaty "Zrozumieć media", które organizowała Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu - znana jako szkoła ojca Tadeusza Rydzyka. Ministra przytoczyła w swoim piśmie wszystkie możliwe ustawy i rozporządzenia, których naruszenie przez dyrektorów powinno skutkować karą dyscyplinarną.
Ówczesne straty moralne i finansowe zostały już - jak sądzę - wyrównane, bo właśnie Sejm zamierza przeznaczyć 20 mln zł na wsparcie tej znakomitej uczelni. Rektorzy - a raczej biznesowi kanclerze - pozostałych wyższych szkół prywatnych w IV RP zastanawiają się, co muszą zrobić, by też dostać po 20 mln. zł. Moim zdaniem powinni najpierw zrozumieć media.
* Najlepiej zrozumieli media kelnerzy w restauracji "Sowa". Nauczyciele zaczęli upominać się o ich prawo do nagrywania lekcji, w czasie których uczniowie przejawiają naganne zachowania. Szkoda, że MEN nie opublikowało na swojej stronie "mapy szkół przygotowanych do takich nagrań". Rodzice wiedzieliby, do których nie posyłać nieposłusznych bachorów.
* Zdaniem posłów opozycji szkoły nadal nie były przygotowane do kształcenia w nich sześciolatków, a mimo to, koalicja PO-PSL pozytywnie oceniła informację resortu edukacji dotyczącą sześciolatków. W Sejmie IV RP stało się w ub. tygodniu dokładnie tak samo. Opozycja sejmowa PO i PSL stwierdziła, że szkoły są przygotowane na przyjęcie maluchów, a rządzący z PiS pozytywnie ocenili informację resortu edukacji dotyczącą sześciolatków w szkołach. Cóż za konsekwencja.
* Zaczęły upadać wydawnictwa edukacyjne. Niektóre postanowiły podpiąć się pod złą politykę MEN i ogłosiły, jak np. Wydawnictwo Akademickie "Żak" swoją upadłość. Ciekawe, bo akurat ta oficyna nie wydawała podręczników do klas I-III. Chyba, że umknął mojej uwadze jakiś wybitny hit-dydaktyczny albo któryś z naukowców Wydziału Pedagogicznego UW zaczął działać dla konkurencji opłacanej z budżetu MEN?
Inna z oficyn postanowiła "przyłożyć" MEN oskarżeniem władzy o rażące niedociągnięcia w proponowanym uczniom systemie przeprowadzania sprawdzianu szóstoklasistów na 3 miesiące przed zakończeniem przez nich etapu edukacyjnego. To Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe wystosowało petycję do Ministerstwa Edukacji, w której alarmuje, że przeprowadzanie sprawdzianu już 1 kwietnia 2015 roku, czyli trzy miesiące przed zakończeniem roku szkolnego, powoduje skrócenie nauki o 1/3 całego roku, a w konsekwencji „uniemożliwia nauczycielom rzetelne przygotowanie uczniów do pierwszego w ich życiu poważnego egzaminu państwowego”.
Obecna ministra edukacji już podjęła skuteczną walkę z tym systemem likwidując sprawdzian dla szóstoklasistów.
* Centrum Usług Wspólnych, które działa przy Kancelarii Premiera, odpowiadało za druk "darmowego" podręcznika. Budżetowymi pieniędzmi obraca się tu bez przetargu , a nikt nie wie, na co są one de facto wydatkowane. Ciekawe, czy nadal te buble dydaktyczne drukuje się w CUW i co na to CBA?
* W lutym Sejm zmienił zasady oceniania uczniów, tak więc urzędnicy MEN nieustannie potwierdzają racje swojego istnienia i wydatkowania na nich pieniędzy. Właściwie, co miesiąc mogliby nowelizować ustawę, bo jeszcze można wprowadzać zmiany w wyposażeniu w meble, w zakresie oświetlenia klas szkolnych, w wykorzystywanie jedynie właściwych środków dezynfekujących w toaletach, itd., itd. Od tego w końcu jest MEN.
* W ramach ukrytej kampanii przedwyborczej w Katowicach minister Joanna Kluzik-Rostkowska spotkała się w Katowicach z odpowiednio wyselekcjonowanymi nauczycielami i dyrektorami szkół, z samorządowcami i pracodawcami, by rozmawiać z nimi rzekomo z wielką troska o szkolnictwie zawodowym. W Polsce o edukacji się rozmawia, bo jak minister na niej się nie zna, to nie pozostaje mu nic innego do roboty, by mógł pobierać pensję.
31 stycznia 2016
Konstytuują się zespoły zadaniowe Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN
(fot.1. prof. dr hab. Barbara Smolińska-Theiss)
W dniu 29 stycznia 2016 r. odbyło się pierwsze posiedzenie powyższego Zespołu Pedagogiki Społecznej w nowej kadencji KNP PAN, który powierzył funkcję przewodniczącego pani prof. dr hab. Barbarze Smolińskiej-Theiss. Zgodnie z opublikowanym w Biuletynie Zespołu Pedagogiki Społecznej pod patronatem PAN Apelem-Odezwą Zespołu Pedagogów Społecznych - do środowisk polskiej pedagogiki (31 .01.2016r.) przyjmuje się, że Zespół jest formą społeczności akademickiej, jak i społeczeństwa obywatelskiego i w tej roli ma obowiązek aktywności w obszarze swoich kompetencji i w dziedzinach, które uważa za ważne dla dobra publicznego.
Jak wspomniałem wcześniej, prof. Tadeusz Pilch powołał do życia nowe stowarzyszenie zaangażowanych społecznie pedagogów, co sprawia, że będziemy jako naukowcy i praktycy, jako profesjonaliści i siły społeczne obecni w przestrzeni publicznej troszcząc się o jak najlepszą sytuację i warunki życia osób zagrożonych wykluczeniem społecznym czy już wykluczonych.
Wczoraj obradował także Zespół Pedagogiki Resocjalizacyjnej przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, który wybrał swoje kierownictwo. Jego przewodniczącym w tej kadencji będzie ponownie prof. dr hab. Wiesław Ambrozik z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu.
(fot.2. Prof. dr hab. Wiesław Ambrozik - Zespół Pedagogiki Resocjalizacyjnej KNP PAN)
Natomiast członkowie KNP PAN powierzyli kierowanie Zespołem Pedagogiki Specjalnej pani prof. dr hab. Marzennie Zaorskiej z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Podaję te informacje, żeby zainteresowani wiedzieli, do kogo mogą kierować własną gotowość do współpracy akademickiej w tych zespołach, prowadzić wspólne projekty czy konsultować ekspertyzy dla władz centralnych i regionalnych.
(fot.3. Prof. dr hab. Marzenna Zaorska)
Skoro opublikowałem Stanowisko pedagogów społecznych skupionych w zespole zadaniowym przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, to jestem zobowiązany, po otrzymaniu odpowiedzi z MEN w tej kwestii, udostępnić czytelnikom odpowiedź na odpowiedź.
Prof. Tadeusz Pilch
Przewodniczący Zespołu Pedagogów
Społecznych przy KNP PAN
Warszawa 26.01.2016 r.
Szanowna Pani
Minister Edukacji Narodowej
Anna Zalewska
Proszę przyjąć wyrazy szacunku i podziękowania za list skierowany do naszego Zespołu w dniu 31 grudnia 2015 r., sygnowany nr DJE – DJE. 4023. 2015. AS.
W pełni zgadzamy się z wyrażonymi w nim intencjami Resortu. Deklarujemy pełną gotowość dialogu i współdziałania w dziele doskonalenia systemu szkolnego. Równocześnie niepokoi nas w stanowisku Ministerstwa brak uwagi dla jednej z fundamentalnych kwestii polskiego systemu edukacji – istniejących i nieusuwalnych nierówności dostępu i udziału w systemie kształcenia dzieci ze środowisk, modnie nazywanych – defaworyzowanych.
Jest to stała ułomność polityki ministerstwa oświaty od kilkudziesięciu już lat. Podjęta korekta ustawy oświatowej, nie tylko nie przeciwdziała nierównościom lecz je pogłębi. Twierdzę tak na podstawie kilkuletnich badań prowadzonych na szczególnie dotkniętym socjalnymi przypadłościami terenie - Warmii i Mazur.
Najwyższe w kraju wskaźniki ubóstwa, bezrobocia, rozproszenia osadniczego i zlikwidowanych przed laty PGR – ów pokazują, że dziedziczenie położenia społecznego na tym terenie jest zjawiskiem powszechnym. W środowiskach upadłych PGR – ów, mimo naturalnego ruchu demograficznego dorasta trzecie pokolenie dzieci wykluczonych. I tak jak wszystkie poprzednie rządy, tak i rząd Pani Minister nie czyni niczego, aby to fatum dziejowe przełamać.
Wręcz odwrotnie; cofnięcie obowiązku szkolnego dla tych dzieci jest pogłębieniem ich izolacji kulturowej. Tymczasem jedyną droga awansu cywilizacyjnego jest nauka! Im wcześniejsza – tym rokująca większe nadzieje na sprawiedliwą równość. Chcemy ufać, że ministerstwo pomyśli o realnym programie wyrównywania szans dla wszystkich dzieci.
Na marginesie Pani uwagi o przejrzystości i otwartości naszych działań informujemy Panią, że zanim został wysłany nasz pierwszy list do Pani, każdy z członków naszego zespołu otrzymał załączone, poniżej pismo, dające prawo wyboru obecności lub wycofania swego nazwiska z listy sygnatariuszy naszego apelu. Sugerujemy więc, aby Pani była łaskawa przyjrzeć się raczej intencjom owych skarg/donosów naszych Kolegów na nasze niedemokratyczne praktyki i połączyć ich nazwiska z ewentualną przyszłą suplikacją wobec Pani Urzędu.
Zarazem prof. Tadeusz Pilch skierował pismo do członków Zespołu Pedagogiki Społecznej przy KNP PAN, w którym pisze:
Kierownictwo naszego Zespołu uznało za konieczne zajęcie stanowiska wobec groźby cofnięcia obowiązku szkolnego dla 6 – latków. Decyzja ta jest kontynuacją filozofii naszego działania wyrażającej się w zaangażowaniu w doniosłe dla Polski i naszej przyszłości problemy, porzucenia na zawsze niesławnej praktyki milczenia i obojętności wobec najważniejszych nawet decyzji władzy państwowej i politycznej. Tymczasem wyrażenie stanowiska jest zarówno szansą korygowania niesłusznych decyzji, ale przede wszystkim jest naszą powinnością, którą wynika z naszego naukowego statusu określonego przysięgą doktorską - jeśli czyniona jest w słusznym celu.
Publikujemy nasz list, który wyślemy do Pani Premier, do Pani Minister, odpowiednich komisji sejmowych, oraz do bliźniaczych Zespołów KNP PAN – z listą nazwisk naszego Zespołu. Może się jednak zdarzyć, że nie każdy(a) z kolegów/koleżanek podziela nasze stanowisko. Prosimy wówczas o poinformowanie o wycofanie swojego podpisu pod naszym apelem/protestem. Zostawiamy w tej kwestii pełną dowolność decyzji. Również, jeżeli odbiorca/odbiorczyni biuletynu nie odnajdzie swojego nazwiska na liście, a chciał(a)by podpisać się pod nim, prosimy o wiadomość w tej sprawie. Na Wasze decyzje czekamy do środy, godz. 9:00.
W imieniu Zarządu Zespołu
Tadeusz Pilch
W dobie demokracji elektronicznej, trudno o bardziej znamienny gest poszanowania autonomii osobowej członków dowolnego zespołu, a szczególnie zespołu rozproszonego po całym kraju, w kilkudziesięciu instytucjach. Podzielając całkowicie Pani troskę o przejrzyste, otwarte i demokratyczne procedury działania, nie mogę uznać trafności Pani uwagi w odniesieniu do naszej działalności!
Z wyrazami głębokiego szacunku!
Tadeusz Pilch
Przewodniczący Zespołu Pedagogów Społecznych
Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk
Profesor WSIiE TWP w Olsztynie
29 stycznia 2016
Po raz pierwszy minister edukacji odpowiedziała na stanowisko jednego z zespołów KNP PAN
Profesor dr hab. Tadeusz Pilch otrzymał odpowiedź na przesłane przez kierowany przez niego Zespół Pedagogiki Społecznej przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN stanowisko w sprawie wdrażanych przez obecny rząd zmian oświatowych. Tego jeszcze nie było.
W ciągu ostatnich ośmiu lat Komitet Nauk Pedagogicznych kierował do MEN ekspertyzy, opinie, uwagi dotyczące projektowanych reform czy nowelizacji ustaw oświatowych. Nigdy nie otrzymaliśmy żadnej na nie odpowiedzi, ani nawet zwykłego maila, że w ogóle nasza ekspertyza dotarła do tego urzędu. Nie było ani słowa "dziękuję", ani "pocałujcie nas .....". W tym przypadku milczenie nie oznaczało złota, tylko tombak, czyli arogancję władzy.
O stanowisku Zespołu Pedagogiki Społecznej pisałem w blogu cytując jego treść oraz podając nazwiska sygnatariuszy. Niektórzy oburzyli się, gdyż niczego nie podpisywali i wcale nie popierali przesłanej do MEN opinii. Nie moja jest to sprawa. Muszą wyjaśnić to we własnym gronie. Być może prowadzący Zespół profesorowie powinni poprawić komunikację z naukowcami własnego środowiska. Chodziło przecież o pedagogów społecznych, którzy zwrócili uwagę resortu edukacji na potencjalne straty, jakich doświadczą dzieci w środowiskach szczególnie zaniedbanych, defaworyzowanych w wyniku zmiany wieku obowiązku szkolnego.
Minister edukacji Anna Zalewska - z uwagą zapoznała się z opinią Zespołu, odpowiadając na list. Zgadza się z twierdzeniem pedagogów społecznych, (...) że współczesna pedagogika, a zatem szkoła, podkreśla indywidualny rozwój, uzdolnienia, możliwości i potrzeby każdego dziecka, a uspołecznienie szkoły i elastyczność rozwiązań systemowych jest zasadniczym wyzwaniem polskiej oświaty.
Dalej pisze co następuje:
"Ale należy też zaznaczyć, że stale zmieniające się potrzeby uczniów, rodziców oraz konieczność sprostania otaczającej rzeczywistości społecznej sprawia, że żadnych rozwiązań systemowych nie można uznać za ostateczne.
W Państwa opinii większość rodziców - ponad 78% - popiera spełnianie obowiązku szkolnego przez dzieci sześcioletnie. Zatem ta większość dokona od września 2016 roku wyboru, ale zmienioną ustawą o systemie oświaty zabezpieczone zostaną potrzeby rodziców, którzy uznają, że edukację powinny rozpoczynać dzieci siedmioletnie.
Przypominam, że jednym z najistotniejszych dokumentów regulujących kwestie organizacji kształcenia i wychowania dzieci w formach zapewniających im realizację obowiązku szkolnego i obowiązku nauki jest ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (Dz.U. z 2004 r. Nr 256, poz. 2572, z późn. zmianami).
Zgodnie z przepisami wspomnianej ustawy, system oświaty zapewnia w szczególności:
- realizację prawa każdego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej do kształcenia się,
- dostosowanie treści, metod i organizacji nauczania do możliwości psychofizycznych uczniów, a także możliwości korzystania z opieki psychologicznej i specjalnych form opieki dydaktycznej,
- wspomaganie przez szkołę wychowawczej roli rodziny.
Za szczególnie ważną należy uznać rolę i wolę rodziców w procesie kształcenia dzieci. W przypadku obniżenia wieku obowiązku szkolnego od szóstego roku życia ta wola i rola rodziców nie była respektowana w należyty sposób.
w związku z powyższym zakres zmian w ustawie o systemie oświaty uwzględnia zdanie rodziców, którzy protestowali przeciwko obniżeniu wieku szkolnego podpisując się pod obywatelskimi projektami ustaw przywracających obowiązek szkolny od 7 roku życia. Protesty te rodzice wyrażali w roku 2012 i 2015. Swoje stanowisko rodzice wyrazili także we wniosku o referendum edukacyjne w 2013 r.
(...)
Pragnę zauważyć, że protestując przeciwko obniżeniu wieku obowiązku szkolnego rodzice i specjaliści zwracali uwagę przede wszystkim na:
- emocjonalne problemy dziecka,
- nieprzygotowanie infrastruktury części szkół na przyjęcie 6-latków,
- oparcie dużej części pracy dydaktycznej z 6-latkami na pakietach edukacyjnych i podręcznikach, wymuszającej długotrwałe siedzenie przy stolikach,
- niedostosowanie opieki świetlicowej do potrzeb emocjonalnych młodszych dzieci."
W ciągu ostatnich ośmiu lat Komitet Nauk Pedagogicznych kierował do MEN ekspertyzy, opinie, uwagi dotyczące projektowanych reform czy nowelizacji ustaw oświatowych. Nigdy nie otrzymaliśmy żadnej na nie odpowiedzi, ani nawet zwykłego maila, że w ogóle nasza ekspertyza dotarła do tego urzędu. Nie było ani słowa "dziękuję", ani "pocałujcie nas .....". W tym przypadku milczenie nie oznaczało złota, tylko tombak, czyli arogancję władzy.
O stanowisku Zespołu Pedagogiki Społecznej pisałem w blogu cytując jego treść oraz podając nazwiska sygnatariuszy. Niektórzy oburzyli się, gdyż niczego nie podpisywali i wcale nie popierali przesłanej do MEN opinii. Nie moja jest to sprawa. Muszą wyjaśnić to we własnym gronie. Być może prowadzący Zespół profesorowie powinni poprawić komunikację z naukowcami własnego środowiska. Chodziło przecież o pedagogów społecznych, którzy zwrócili uwagę resortu edukacji na potencjalne straty, jakich doświadczą dzieci w środowiskach szczególnie zaniedbanych, defaworyzowanych w wyniku zmiany wieku obowiązku szkolnego.
Minister edukacji Anna Zalewska - z uwagą zapoznała się z opinią Zespołu, odpowiadając na list. Zgadza się z twierdzeniem pedagogów społecznych, (...) że współczesna pedagogika, a zatem szkoła, podkreśla indywidualny rozwój, uzdolnienia, możliwości i potrzeby każdego dziecka, a uspołecznienie szkoły i elastyczność rozwiązań systemowych jest zasadniczym wyzwaniem polskiej oświaty.
Dalej pisze co następuje:
"Ale należy też zaznaczyć, że stale zmieniające się potrzeby uczniów, rodziców oraz konieczność sprostania otaczającej rzeczywistości społecznej sprawia, że żadnych rozwiązań systemowych nie można uznać za ostateczne.
W Państwa opinii większość rodziców - ponad 78% - popiera spełnianie obowiązku szkolnego przez dzieci sześcioletnie. Zatem ta większość dokona od września 2016 roku wyboru, ale zmienioną ustawą o systemie oświaty zabezpieczone zostaną potrzeby rodziców, którzy uznają, że edukację powinny rozpoczynać dzieci siedmioletnie.
Przypominam, że jednym z najistotniejszych dokumentów regulujących kwestie organizacji kształcenia i wychowania dzieci w formach zapewniających im realizację obowiązku szkolnego i obowiązku nauki jest ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (Dz.U. z 2004 r. Nr 256, poz. 2572, z późn. zmianami).
Zgodnie z przepisami wspomnianej ustawy, system oświaty zapewnia w szczególności:
- realizację prawa każdego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej do kształcenia się,
- dostosowanie treści, metod i organizacji nauczania do możliwości psychofizycznych uczniów, a także możliwości korzystania z opieki psychologicznej i specjalnych form opieki dydaktycznej,
- wspomaganie przez szkołę wychowawczej roli rodziny.
Za szczególnie ważną należy uznać rolę i wolę rodziców w procesie kształcenia dzieci. W przypadku obniżenia wieku obowiązku szkolnego od szóstego roku życia ta wola i rola rodziców nie była respektowana w należyty sposób.
w związku z powyższym zakres zmian w ustawie o systemie oświaty uwzględnia zdanie rodziców, którzy protestowali przeciwko obniżeniu wieku szkolnego podpisując się pod obywatelskimi projektami ustaw przywracających obowiązek szkolny od 7 roku życia. Protesty te rodzice wyrażali w roku 2012 i 2015. Swoje stanowisko rodzice wyrazili także we wniosku o referendum edukacyjne w 2013 r.
(...)
Pragnę zauważyć, że protestując przeciwko obniżeniu wieku obowiązku szkolnego rodzice i specjaliści zwracali uwagę przede wszystkim na:
- emocjonalne problemy dziecka,
- nieprzygotowanie infrastruktury części szkół na przyjęcie 6-latków,
- oparcie dużej części pracy dydaktycznej z 6-latkami na pakietach edukacyjnych i podręcznikach, wymuszającej długotrwałe siedzenie przy stolikach,
- niedostosowanie opieki świetlicowej do potrzeb emocjonalnych młodszych dzieci."
28 stycznia 2016
Akademickie Centrum Kreatywności
Właśnie zakończył się interesujący, bo eksperymentalny projekt pedagogiczny, którym kierowała prof. dr hab. Ewa Filipiak (fot.) z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. W pięciu bydgoskich szkołach podstawowych specjalnie przygotowany do tego zespół naukowców i nauczycieli realizował model kształcenia według koncepcji Lwa S. Wygotskiego.
Tak właśnie należy wprowadzać zmiany edukacyjne w naszym szkolnictwie, jak zaproponowali to bydgoscy uczeni i nauczyciele wczesnej edukacji. Jeśli bowiem chcemy reformować szkołę, to musimy czynić to z udziałem przygotowanych do tego nauczycieli - refleksyjnych, innowacyjnych, z pasją i gotowych na poświęcenie własnego czasu. W ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego powstało przy Uniwersytecie wzorcowe centrum kształcenia nauczycieli - promotorów zmiany edukacyjnej.
Wprawdzie po zmianie rządu i po zakończeniu finansowania tego projektu ze środków unijnych obawiam się, że nie będzie już tak łatwo, ale warto zapoznać się z założeniami, przebiegiem i wynikami tego eksperymentu, bo warto podtrzymać jego niezaprzeczalne walory. Tak piszą o własnych dokonaniach i związanych z tym osiągnięciach dzieci i nauczycieli twórcy projektu:
Głównym zamierzeniem projektu było opracowanie (testowanie i popularyzacja) innowacyjnego modelu pracy nauczyciela/studenta z uczniem w oparciu o koncepcję Lwa S. Wygotskiego. Obszarem badań uczyniono okres wczesnej edukacji i specyfikę przygotowania nauczyciela do pracy z dzieckiem w tym etapie, stanowiącym fundament dalszej edukacji. To właśnie pierwsze lata pobytu dziecka w szkole utrwalają nawyki myślenia i rozumienia, przesądzają o dalszej karierze ucznia.
Nauczyciele I poziomu edukacji muszą być wsparciem dla dziecka w nauce kreatywności i twórczego rozwiązywania problemów. Konieczna jest zmiana sposobu ich kształcenia, ich filozofii myślenia. Studenci - beneficjenci projektu uczestniczyli w cyklu warsztatów, podczas których rozwijali kompetencje „nauczyciela - kreatora nauczania rozwijającego”. Byli przygotowywani do rozwijania i wdrażania u dzieci myślenia twórczego, krytycznego, problemowego i projektowego. Rozwiną także umiejętność uczenia we współpracy oraz reagowania na potrzeby ucznia.
Autorem koncepcji i kierownikiem projektu ACK była prof. dr hab. Ewa Filipiak (Dyrektor Instytutu Pedagogiki, kierownik Katedry Dydaktyki i Studiów nad Kulturą Edukacji Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy). Koordynatorem: dr Ewa Lemańska-Lewandowska. Zespół badawczy tworzyli: dr Małgorzta Wiśniewska, mgr Joanna Szymczak, mgr Adam Mroczkowski, mgr Goretta Siadak. Ekspertami w projekcie byli: prof. Pentti Ensio Hakkarainen, dr Milda Bredikyte (reprezentanci ISCAR), prof Anna I.Brzezińska.
Triadową grupę projektową stanowiły 3 zróżnicowane zespoły: (1) zespół naukowo- badawczy Katedry Dydaktyki i Studiów nad Kulturą Edukacji Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, (2) zespół nauczycielek-interwencjonistek, (3) zespół studentów kierunku Pedagogika Wczesnoszkolna Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
Zespoły te tworzyły bazę dla konstruowania przestrzeni społecznej sieci uczenia się, dzięki której uczestnicy mieli możliwość doświadczania autentycznego współtworzenia wiedzy w edukacyjnym działaniu, pogłębionego transferu pomiędzy Nowicjuszem (studentem) a Ekspertem (nauczycielem). Zaangażowane uczestnictwo studentów w projekcie przyczyniło się do zainicjowania zmiany ich filozofii edukacyjnej, rozumienia zmiany edukacyjnej, wejścia w rolę promotora zmian.
Zachęcam do zapoznania się z dwiema publikacjami, które zostały nieodpłatnie udostępnione na stronie projektu. Niezależnie od tego, czy w którejś ze szkół podstawowych ktoś będzie chciał niejako powtórzyć ten projekt, mogą z jego przesłanek skorzystać wszyscy, którzy studiują pedagogikę wczesnoszkolną (kształcenie zintegrowane) oraz kształcący ich akademicy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)