02 sierpnia 2015
Czy Senat szkodliwie poprawia projekt nowelizacji Ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie?
W miniony piątek 31 lipca br. Senat wprowadził poprawkę do projektu nowelizacji Ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie, w myśl której każdy "kto prowadzi promocję 1% podatku dochodowego do osób fizycznych z wykorzystaniem środków finansowych pochodzących z 1% podatku dochodowego od osób
fizycznych, podlega karze grzywny."
Grupa organizacji pozarządowych (Fundacja Akademia Organizacji Obywatelskich, Fundacja BOŚ, Fundacja Batorego, Forum Darczyńców) przygotowała apel o odrzucenie przez Sejm tej poprawki. Poparcie pod apelem jest zbierane na stronie www.ngo.pl, ale można wysyłać go również samodzielnie, szczególnie do Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.
Oto treść powyższego Apelu:
24 lipca br. Senat wprowadził poprawkę do projektu nowelizacji Ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie, w myśl której każdy „kto prowadzi promocję 1% podatku dochodowego do osób fizycznych z wykorzystaniem środków finansowych pochodzących z 1% podatku dochodowego od osób fizycznych, podlega karze grzywny.”
Proponowana poprawka jest świadectwem głębokiego braku zaufania Senatorów do organizacji pozarządowych i zupełnego niezrozumienia realiów, w jakich organizacje funkcjonują: jak pozyskują środki na swoją działalność, w tym środki z wpłat 1 % podatku, jak je wydatkują i jakim wymogom sprawozdawczym podlegają.
Zaproponowana przez Senat poprawka całkowicie ignoruje prace prowadzone od kilku miesięcy w sejmowej podkomisji stałej ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi, dyskusję, jaka toczyła się w środowisku pozarządowym w trakcie prac nad nowelizacją, a w końcu finalne stanowisko wypracowane wspólnie przez stronę parlamentarną, rządową i pozarządową, które kontrolę nad wydatkowaniem środków z wpłat 1% oddaje w ręce obywateli.
W pracach w Sejmie zwyciężyła opinia, że nie kolejne restrykcje i ograniczenia nakładane na organizacje pozarządowe, nie często niedoskonała kontrola państwowa, ale pełna jawność i przejrzystość pozyskiwania i wydatkowania środków finansowych przez organizacje pożytku publicznego, umożliwiająca kontrolę obywateli, jest najefektywniejszym czynnikiem sprzyjającym racjonalnemu i rzetelnemu zarządzaniu finansami, w tym przychodami z wpłat 1%.
Dodatkowo, zwracamy uwagę na niezachowanie zasad poprawnej legislacji i nieprecyzyjność zaproponowanego przez Senat przepisu, który nakładając sankcje karne za prowadzenie niedookreślonych prawnie działań kryjących się pod pojęciem „promocji”, narusza zasadę nullum crimen sine lege certa, wymagającą, aby tego rodzaju przepis prawny dokładnie definiował czyn zabroniony.
W konsekwencji zaproponowany przez Senatorów przepis będzie albo omijany, albo nadużywany przez organy władzy, lub też – w kontekście definicji „promocji” zawartej art. 27c ust. 1 znowelizowanej ustawy - całkowicie zablokuje możliwość informowania o 1%. Podkreślmy również, że wedle art. 4 ust. 1 pkt. 33 ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie jednym z obszarów działalności pożytku publicznego, na który mogą być przeznaczane pieniądze z 1% jest „działalność na rzecz organizacji pozarządowych”, co w oczywisty sposób zawiera w sobie także działania fundraisingowe. Postulat zakazu forsowany przez Senatorów tworzy zatem niespójność w obrębie ustawy.
W dyskusji, która poprzedziła przyjęcie poprawki przez Senat, padały nierealistyczne postulaty pod adresem organizacji pozarządowych, domagające się wydatkowania wszystkich pozyskiwanych przez nie środków wyłącznie na bezpośrednie koszty działalności statutowej, bez ponoszenia kosztów administracji i wynagrodzeń. Organizacje o wysokich budżetach działające na skalę ogólnopolską, lub prowadzące działania za granicą, przedstawiano w negatywnym świetle, przeciwstawiając je działającym „bezkosztowo”, w oparciu o pracę wolontariuszy, organizacjom o skali lokalnej.
Zdaniem Senatorów optymalną formą funkcjonowania organizacji pozarządowych powinna być działalność, która nie niesie ze sobą żadnych kosztów administracyjnych. W dyskusji padały żądania ograniczenia wynagrodzeń pracowników organizacji oraz częstszej i dokładniejszej kontroli działalności fundacji i stowarzyszeń, szczególnie sposobów wydatkowania przez nie pieniędzy. Wskazywano na konieczność zaangażowania samorządów w promocję lokalnych organizacji pożytku publicznego, nie precyzując, na jakich zasadach miałoby się to odbywać oraz nie zastanawiając się nad skutecznością tego typu działań.
Paradoksalne jest to, że proponowana przez Senatorów poprawka w pierwszej kolejności uderzy właśnie w niewielkie organizacje, którym trudno będzie zapewnić sobie środki z innych źródeł po to, aby sfinansować kampanię 1%. Jeśli zostanie przyjęta przez Sejm, nie poprawi sytuacji małych lokalnych organizacji opartych na pracy wolontariackiej, jak chcieliby Senatorowie. Przeciwnie, właśnie one, pozbawione innych „wolnych środków”, które mogłyby zainwestować w prowadzenie kampanii fundraisingowych, mogą stać się pierwszymi ofiarami tej poprawki.
Apelując do Pań i Panów Posłów o odrzucenie poprawki Senatu przypominamy jeszcze raz najważniejsze argumenty, które przemawiają za takim stanowiskiem:
• Prowadzenie kampanii fundraisingowych – czyli także kampanii, których celem jest pozyskanie wpłat 1% podatku od podatników – zawsze pociąga za sobą konkretne koszty. Wszędzie na świecie rekomendowaną praktyką przy prowadzeniu działań fundraisingowych jest przeznaczenie części zebranych środków na prowadzenie kampanii fundraisingowej w kolejnym roku. Tylko takie podejście zapewnić może finansową stabilność, a zatem trwałość realizacji misji organizacji w dłuższej perspektywie. Dla wielu organizacji wpłaty 1% są jedynymi środkami, które mogą przeznaczyć na pozyskanie funduszy na swoją działalność. Rekomendowana przez Senatorów regulacja sprawi, że organizacje nie posiadające rezerw finansowych – a więc przede wszystkim organizacje małe, lokalne - nie będą mogły prowadzić efektywnych kampanii 1%, co jeszcze bardziej zmniejszy ich szanse na pozyskanie tych środków.
• Utopią jest oczekiwanie, że wszystkie organizacje pozarządowe mogą działać efektywnie wyłącznie w oparciu o wolontariat i przeznaczać 100% otrzymanych środków na bezpośrednią pomoc dla odbiorców swoich działań. Do skutecznego i długofalowego rozwiązywania problemów społecznych potrzebne są organizacje, których rola nie ogranicza się do zapewnienia przepływu pieniędzy między darczyńcą a beneficjentem. Organizacje pozarządowe poza działalnością charytatywną świadczą dziś szerokim grupom odbiorców różnorodne usługi wymagające specjalizacji i wysokiego profesjonalizmu. Potrzebują do tego zaplecza administracyjnego (również po to, by sprostać rozbudowanym obowiązkom wynikającym z przepisów prawnych) i odpowiedniej infrastruktury (by zapewnić dobrą jakość usług).
• Niemożliwe jest prowadzenie jakiejkolwiek działalności bez ponoszenia kosztów administracyjnych, w tym kosztów fundraisingowych. Presja wywierana na organizacje, żeby koszty administracyjne pokrywały ze „środków własnych” jest zabójcza dla III sektora. Zamiast zakazywać kosztów pośrednich, należy o nich rozmawiać i uczyć organizacje gospodarności (np. poprzez tworzenie benchmarków). Skąd mają brać środki własne, jeśli nie prowadzą działalności gospodarczej, a środki pozyskane z kampanii fundraisingowych muszą przekazać wyłącznie na bezpośrednią działalność statutową?
• Wysokość kosztów administracyjnych nie jest dobrym miernikiem efektywności organizacji. Ich ciągłe ograniczanie, jak dowodzą wyniki wielu badań , prowadzi do spadku przychodów i niestabilności organizacji, a w konsekwencji do obniżenia jakości usług, zatrudniania osób o niskich kompetencjach do obsługi administracyjnej (księgowej i prawnej). Istotniejszym jest to, czy organizacje efektywnie wydatkują środki przeznaczane na bezpośrednie koszty działalności statutowej, bo to one stanowią zdecydowaną większość wydatków. „Ludzie i społeczności, którym służą organizacje, nie potrzebują niskich kosztów pośrednich, potrzebują dobrej jakości działań”, zwracają uwagę inicjatorzy amerykańskiej kampanii Mit kosztów pośrednich [The Overhead Myth].
• Nacisk na ograniczanie kosztów wynagrodzeń, w tym częste cięcia tych kosztów przy zlecaniu organizacjom zadań publicznych, prowadzi do sytuacji, w której przeważającą formą zatrudnienia w organizacjach pozarządowych stają się umowy śmieciowe.
Liczymy, że nasze argumenty spotkają się ze zrozumieniem z Państwa strony i że inicjatywy obywateli - w tym te organizujące się w formie fundacji i stowarzyszeń - będą mogły liczyć na wsparcie ze strony państwa, przejawiające się m.in. tworzeniem warunków prawnych sprzyjających rozwojowi sektora organizacji pozarządowych, pozwalających na długofalową, skuteczną realizację ich misji, przy zachowaniu dbałości o efektywność i przejrzystość wydatkowania pozyskiwanych środków.
Dla równowagi informacyjnej, bo nie jestem tu kompetentny, komentarz jednego z internautów:
~PRZECIW MITOM, PRZECIW ZAWIŚCI 31.07.2015, 03:22 Senatorowie i niektórzy działacze NGO uważają, że duże bogate organizacje wydają masę pieniędzy z 1% na kampanie promocyjne i dlatego zdobywają tak dużo środków z 1%. Jak się wprowadzi zakaz przeznaczania środków zebranych z 1% to skorzystają na nim małe, lokalne organizacje. Nic bardziej mylnego.
Oto garść danych za 2012 roku. Z danych zamieszczonych w sprawozdaniach OPP publikowanych na stronie MPiPS wynika, że: w 2012 roku 6056 organizacji pozyskało od podatników z wpłat 1% kwotę 452 626 944 zł. Ze środków 1% na kampanię pozyskiwania wpłat 1% wydały 6 597 642 zł, czyli 1,46% kwoty zebranej w 2012. Pozostałe 15 326 745,12 zł przeznaczone na kampanie fundraisingowe pochodziły z innych niż wpłaty 1% środków. Z 844 OPP, które wykazały, że poniosło koszty promocji i pozyskiwania 1%, 357 finansowała je z wpływów z wpłat 1%.
Kampanię pozyskiwania 1 % ze środków innych niż wpłaty 1% pokrywało 487 organizacji. Ponad połowa organizacji ze wszystkich 357, które finansowały kampanie ze środków 1%, przeznaczyła na nią 0,01%-5% (199 organizacji), 65 OPP wydało ok. 5-10% środków pozyskanych z wpłat 1%, a 92 OPP powyżej 10% . Z tych ostatnich tylko 12 OPP wydało od 50 - 100%. Były to kwoty od 482 zł do 1000 zł, tylko w dwóch przypadkach kwoty przekroczyły 10 000 zł. 5213 OPP nie przekazało na kampanię promocyjną ani złotówki. Co interesujące, wśród tych OPP, które nie wydały grosza z 1% na kampanie promocyjną, są organizacje zbierające od lat najwięcej, głównie organizacje prowadzące subkonta.
Poniżej pierwsza 15 –tka rekordzistów za 2012 rok. Jak widać, poza Fundacją Anny Dymnej, Fundacją Rosa, Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami i Dolnośląską Fundacją Rozwoju Zdrowia żadna nie wydała złotówki na kampanię promocyjną ze środków pochodzących z wpłat 1%. Wszystkie - poza Fundacją Rosa - wydały na kampanie niewielki odsetek zebranych wcześniej środków (od 0,37%-3,21%. ) Co więcej, wiele z nich nie wydało na kampanię w ogóle własnego grosza, w tym zajmująca od lat I miejsce na liście Fundacja Zdążyć z pomocą, która zebrała 109 milionów złotych, a na kampanie wydała z innych środków równowartość 0.98% kwoty zebranej w 2012 roku (bagatela 10 milionów). Zajmująca II miejsce w rankingu przychodów Fundacji im. Dr Piotra Janaszka „Podaj dalej” zebrała 14 milionów przy 0% nakładu na promocję. Zajmująca III miejsce Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym "Słoneczko” zebrała 13,5 milionów również nie wydając grosza. Itd., itd.
Czemu? Ano działaniami promocyjnymi w tych fundacjach zajmują się beneficjenci 1%, którzy zabiegają o wpłaty 1% na swoje subkonta. Poprawka senacka, oznacza, że na placu zostaną tylko oni plus duże organizacje, które mają środki skądinąd, żeby robić kampanie fundraisingowe. Małe i średnie na pewno na tym nie skorzystają. Wątpiącym polecam zrobienie zestawienia danych ze sprawozdań OPP. Nie kierujmy się zawiścią.
To takie polskie: nie mam ja, niech nie mają inni. Jeśli są patologie, walczmy z nimi. Dzięki kampaniom 1% ludzie dowiedzieli się o istnieniu setek organizacji. Odebranie możliwości prowadzenia ich ze środków 1% utrwali tylko pozycję mocnych, dużych i bogatych.
FUNDACJA DZIECIOM "ZDĄŻYĆ Z POMOCĄ" 109 328 911 zł 0,00%
FUNDACJA IM. DOKTORA PIOTRA JANASZKA PODAJ DALEJ 14 235 272 zł 0,00%
FUNDACJA POMOCY OSOBOM NIEPEŁNOSPRAWNYM "SŁONECZKO" 13 444 965 zł 0,00%
FUNDACJA ANNY DYMNEJ MIMO WSZYSTKO 7 582 628 zł 1,17%
FUNDACJA "ROSA" 7 028 732 zł 17,06%
"FUNDACJA TVN NIE JESTEŚ SAM" 6 951 989 zł 0,00%
DOLNOŚLĄSKA FUNDACJA ROZWOJU OCHRONY ZDROWIA 6 069 899 zł 0,37%
AVALON - BEZPOŚREDNIA POMOC NIEPEŁNOSPRAWNYM 4 867 838 zł 0,00%
FUNDACJA "NA RATUNEK DZIECIOM Z CHOROBĄ NOWOTWOROWĄ" 4 727 480 zł 0,00%
STOWARZYSZENIE RODZICÓW NA RZECZ POMOCY SZKOŁOM "PRZYJAZNA SZKOŁA" 4 568 574 zł 0,00%
STOWARZYSZENIE "SOS WIOSKI DZIECIĘCE W POLSCE" 3 948 258 zł 0,00%
FUNDACJA "DZIEŁO NOWEGO TYSIĄCLECIA" 3 736 895 zł 0,00%
TOWARZYSTWO OPIEKI NAD ZWIERZĘTAMI W POLSCE 3 674 877 zł 3,21%
FUNDACJA WARSZAWSKIE HOSPICJUM DLA DZIECI 3 617 603 zł 0,00%
FUNDACJA WIELKA ORKIESTRA ŚWIĄTECZNEJ POMOCY 3 415 034 zł 0,00% .
Kto postawi kropkę na "i"?
01 sierpnia 2015
Nominacje kolejnych profesorów pedagogiki
(na zdjęciu: nominowana przez prezydenta Bronisława Komorowskiego - prof. dr hab. Barbara Smolińska-Theiss wraz z mężem, prof. dr. hab. Wiesławem Theissem)
Jak zapowiadałem w czerwcu, Kancelaria Prezydenta III RP potwierdziła, że prezydent Bronisław Komorowski postara się wręczyć nominacje profesorskie wszystkim tym kandydatom do tytułu naukowego, których postępowania zostały zatwierdzone przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów i pana prezydenta do czerwca br. Polska pedagogika może być dumna z kolejnych, a nominowanych w dn. 31 lipca 2015 r. profesorów nauk społecznych, wśród których znalazło się dwóch pedagogów.
Pierwszą i jedyną kandydatką do tytułu naukowego profesora z naszego środowiska - w okresie obowiązywania najwyższych wymagań, które złagodziła dopiero nowelizacja ustawy o stopniach i tytule naukowym - jest prof. Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, kierownik Katedry Pedagogiki Społecznej Barbara Smolińska-Theiss. Mało kto zwróciłby uwagę na to, że do października 2014 r. o tytuł naukowy profesora mogły się ubiegać tylko te osoby, które:
1) posiadały osiągnięcia naukowe znacznie przekraczające wymagania stawiane w postępowaniu habilitacyjnym;
2) posiadały doświadczenie w kierowaniu zespołami badawczymi, realizującymi projekty finansowane w drodze konkursów krajowych i zagranicznych;
3) posiadały osiągnięcia w opiece naukowej - uczestniczyły co najmniej trzy razy w charakterze promotora lub promotora pomocniczego w przewodzie doktorskim, w tym co najmniej raz w charakterze promotora, oraz co najmniej dwa razy w charakterze recenzenta w przewodzie doktorskim lub postępowaniu habilitacyjnym;
4) odbyły staże naukowe i prowadziły prace naukowe w instytucjach naukowych, w tym zagranicznych.
W okresie od października 2011 roku do października 2014 r. na nowych zasadach przeprowadzono w całym kraju zaledwie cztery postępowania, w tym jednym z nich było pani prof. Barbary Smolińskiej-Theiss. Niezgoda środowiska akademickiego na tak wysokie progi sprawiła, że minister nauki i szkolnictwa wyższego musiała przeprowadzić w Sejmie nowelizację ustawy, w wyniku której wymagania dla kandydatów na profesorów zostały zmniejszone. Wystarczyła wymiana spójników „i” na „lub”, dzięki czemu kolejni doktorzy habilitowani już nie muszą się denerwować, że radykalnie zmalały ich szanse na awans naukowy.
Piszę o tym, ponieważ wśród tych najlepszych znalazła się w/w pedagog społeczna o niebywale wysokim dorobku naukowym, znakomitych publikacjach, prekursorskich badaniach etnopedagogicznych wśród dzieci mieszkających w małych środowiskach miejskich, także społeczny doradca Rzecznika Praw Dziecka.
Pani Profesor kierowała zespołami badawczymi w kraju i międzynarodowymi, na których realizację uzyskiwała środki w ramach grantów krajowych i zagranicznych. Wypromowała więcej doktorów nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika, niż obowiązywało i tak wysokie minimum.
Nie ma w kraju badacza dzieciństwa, specjalisty w zakresie diagnozowania sytuacji dzieci w życiu rodzinnym, lokalnego czy szkolnego środowiska, który nie znałby rozpraw naukowych Barbary Smolińskiej-Theiss. Każdy, komu bliskie są sprawy dziecka i dzieciństwa musiał zetknąć się z wynikami jej badań czy wysłuchać referatu w czasie konferencji oświatowych lub naukowych.
W uznaniu zasług została wyróżniona w 2009 r. Honorowym Obywatelem Węgrowa, gdzie przed laty prowadziła w tym mieście stację badawczą Wydziału Pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego. W organizowanych przez nią obozach naukowych uczestniczyły setki studentów, którzy prowadzili w Węgrowie badania naukowe i działania kulturalne. Ich wynikiem było wiele publikacji naukowych, a węgrowscy nauczyciele mogli korzystać ze spotkań z uniwersyteckimi pedagogami.
To Jej zaangażowaniu świat zawdzięcza tak pięknie obchodzony trzy lata temu Rok Janusza Korczaka, w trakcie którego ponownie została wydobyta w dyskursie publicznym uniwersalność myśli i podejścia do dzieci Starego Doktora. Dzięki współtworzonym we wszystkich województwach ośrodkach akademickich w kraju debatach korczakowskich wzrosło zainteresowanie takimi problemami, jak godność dziecka, prawa dziecka i dziecko jako obywatel, wokół których koncentrowały się wszystkie działania uchwalonego przez Sejm RP Roku Janusza Korczaka.
Niewielu jest w Polsce naukowców, którzy potrafią w sposób niezwykle komunikatywny posługiwać się językiem nauk humanistycznych i społecznych opisując i wyjaśniając często złożone procesy wychowawcze. Przywołam zatem w tym miejscu wyjątkowo ważne w dorobku prof. B. Smolińskiej-Theiss rozprawy naukowe:
- Dzieciństwo w małym mieście, Warszawa: Wydział Pedagogiczny Uniwersytetu Warszawskiego 1993;
- Korczakowskie narracje pedagogiczne, Kraków: Oficyna Wydawnicza "Impuls" 2013.
- Dzieciństwo jako status społeczny. edukacyjne przywileje dzieci klasy średniej, Warszawa: Wydawnictwo Akademii Pedagogiki Specjalnej 2014.
W jednym ze swoich artykułów B. Smolińska-Theiss tak podsumowała studium nad korczakowskim przesłaniem dla kolejnych pokoleń:
"Dzisiaj wołamy o szacunek dla praw dziecka do poszanowania jego godności, wartości. Prawa do tego, żeby mogło żyć i rozwijać się na miarę swych dziecięcych sil i możliwości. Żeby nie płaciło takich kosztów cywilizacji, jakie płaci świat dorosłych. Żeby uszanować jego prawo do bycia dzieckiem i życia w dziecięcym świecie."
Drugim wśród nominowanych profesorów był szczeciński pedagog prof. dr hab. Wiesław Andrukowicz z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego. Należy on do grupy tych pedagogów, którzy przeprowadzali postępowanie na tytuł naukowy profesora w jeszcze starszej procedurze, jaka obowiązywała do końca września 2011 r. (z vacatio legis do k. września 2013). Piątkowa nominacja jest świadectwem tego, jak długo trwało to postępowanie, a przecież nie jest to ostatnie, jakie toczy się w tamtej procedurze.
Prof. dr hab. Wiesław Andrukowicz reprezentuje inną subdyscyplinę pedagogiczną, ale również wpisującą się w kanon wykształcenia każdego pedagoga w Polsce, jaką jest dydaktyka. Nominowany profesor ma w swoim dorobku oświatowym zarówno nauczycielskie doświadczenie zawodowe (pracował w szkole podstawowej oraz w średniej), jak i na stanowisku inspektora oświaty i wychowania w Urzędzie Miasta i Gminy w Dobrzanach. Zna zatem szkołę niejako od podszewki i z pozycji nadzoru pedagogicznego. W 1985 r. obronił rozprawę doktorską na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, którą przygotował pod kierunkiem doc. dr hab. J. Parafiniuk-Soińskiej (z WSP w Szczecinie) na temat: Przygotowanie uczniów do samodzielnego uczenia się. W 1994 r. opublikował tę dysertację pt. Struktura czynności usamodzielniających i samodzielnych w procesie uczenia się (Uniwersytet Szczeciński 1994).
Jego rozprawą habilitacyjną była znakomicie napisana książka pt. Szlachetny pożytek. O filozoficznej pedagogice Bronisława F. Trentowskiego (Uniwersytet Szczeciński. Rozprawy i Studia T. (DCCX) 636, Szczecin 2006). Dzięki erudycji, znajomości literatury filozoficznej, psychologicznej, socjologicznej, historycznej i pedagogicznej wypełnił na mapie dyskursów pedagogicznych „białą plamę” przypominając - w zupełnie nowych kontekstach - niezwykle interesujące poglądy tej jakże niedocenianej postaci w polskiej filozofii i pedagogice. Andrukowicz odkrywa nieznane pola dociekań tego filozofa, głęboko analizuje jego myśli i ich związek z ideami czasów jego działalności oraz uwydatnia je w kontekście historyczno-biograficznym. Studia nad myślą B.F. Trentowskiego w odczytaniu W. Andrukowicza potwierdzają jak był on zapomniany czy traktowany w analizach bezkrytycznie.
Jest w jego badaniach wiele wspólnego z tymi, które prowadziła prof. Barbara Smolińska-Theiss, bowiem łamie stereotypy i uproszczenia nie tylko w dotychczasowych odczytaniach dzieł Trentowskiego. , ale też w ich świetle udowadnia jakże aktualnego znaczenia nabierają stwierdzenia tego myśliciela:
¬- danie dzieciom wolności nie wyklucza sprawowania nad nimi nadzoru i odwrotnie, ale i do każdej wolności trzeba dojrzeć;
- w zachowaniach reaktancyjnych bronimy samej możliwości decydowania o swoich wyborach; opór jest uzasadniony, jeśli złamana została zasada ogólnej sprawiedliwości, jeżeli się to wiąże z naruszeniem obowiązujących praw człowieka do własnej godności;
- nie należy dzieciom narzucać ani absolutnej wolności, zwłaszcza gdy jej nie chcą lub nie rozumieją, ani absolutnej konieczności, zwłaszcza jeśli nie grozi to im utratą zdrowia lub życia;
- najlepszą metodą wychowawczą jest dobry przykład oraz stawianie dzieci w sytuacjach, w których uczą się same;
- wychowawcy nie powinni ingerować w sam proces podejmowania decyzji przez dzieci, jeśli wynik antycypowanego stanu rzeczy nie narusza godności innych;
- nie środek między dwoma biegunami, ale krańcowości w swym największym rozkwicie są siłą wszelkiego rozwoju;
- wychowanie dziecka jest tylko dalszym ciągiem wychowania dorosłych;
- im bardziej wola wychowawcy staje się wolą wychowanka i odwrotnie, im bardziej traktujemy go jako równą sobie istotę, tym bardziej stają się oni samodzielni wolni;
- każde życie jest godne najwyższej czci;
- tylko przez wskazanie innego możemy przejść do walki z sobą, do własnego ograniczenia, do względnego zjednoczenia z innymi;
- wychowanie wymaga paradoksalności i niekonsekwencji (np. u wychowawcy łagodność musi być duszą surowości; wychowawca nie powinien być ani tylko autorytarny, ani tylko
liberalny, ani konsekwentny, ani niekonsekwentny; wychowawca może być jednocześnie otwarty wobec konkretnej osoby i mniej lub bardziej wobec niej zdystansowany, wychowawca powinien być zatroskanym, ale jednocześnie nie być całkowicie zrezygnowanym);
- każda jednostronność musi z biegiem czasu zwyrodnieć;
- kto dzieci nie karci wcale, lub też tylko karci, ten ich nie kocha; również nie kocha ich ten, co względem nich jest łagodnością samą, lub też nie zna wcale łagodności;
- nie ma niezdolnych dzieci, są tylko niezdolni wychowawcy, którzy zatracili swój talent, a zwłaszcza możliwości swojej twórczej wyobraźni;
- fantazji dziecięcej nie można hamować i nadmiernie spiętrzać, bo, podobnie jak w wypadku wybudowania zbyt wysokiej tamy na rzece, wybuchnie z jeszcze większą siłą i zrobi więcej szkody, niż wtedy, gdy poddamy ją w miarę rozsądnej regulacji (np. poprzez twórcze inscenizacje, symulacje i eksperymenty sytuacyjne, muzykę, plastykę, poezję); itd.
Jak widać, los zetknął w czasie tej uroczystości profesorów z odległych od siebie uczelni, którzy na bazie odmiennych źródeł, metodologii badań i przedmiotów zainteresowań wzbogacili polską pedagogikę teoretyczną i praktyczną. Serdecznie im gratuluję!
31 lipca 2015
Czy to są komisyjne przepychanki nauczycieli bez kwalifikacji?
Jeden z ekspertów do spraw awansu zawodowego nauczycieli zwrócił uwagę na zaskakujące "gry towarzyskie" przedstawiciela kuratorium oświaty w jednej z komisji egzaminacyjnych.
W trakcie egzaminu na nauczyciela mianowanego ekspert zwrócił uwagę na to, że kandydatka wprawdzie posiadała dyplom ukończenia studiów kwalifikacyjnych-pedagogicznych, który został jej wydany przez jedną z wyższych szkół prywatnych z woj. dolnośląskiego, ale nie posiadał adnotacji o odbyciu praktyk pedagogicznych.
Wszystko na tzw. froncie było „ładnie opisane”: Osoba X ukończyła studia trzysemestralne, nadające kwalifikacje pedagogiczne. Kiedy jednak zajrzał na odwrotną stronę suplementu, gdzie jest wykaz odbytych zajęć i liczba godzin, nie było tam żadnych danych o odbytych praktykach pedagogicznych. Te zaś w świetle przepisów powinny wynosić 150 godzin. Z innych dyplomów, jakie przedłożyła kandydatka do awansu, także nie wynikał fakt odbycia przez nią jakichkolwiek praktyk.
Poinformował zatem przewodniczącego komisji, czyli osobę z kuratorium oświaty, że złożony przez nauczycielkę dokument nie zawiera adnotacji o odbytych praktykach. Dostał szybką odpowiedź, że przecież ta pani, mogła mieć „zaliczone” praktyki z racji bycia nauczycielką. Ekspert jednak nie odpuszczał, tylko dociekał, jak to jest możliwe, skoro dopiero co skończyła studia kwalifikacyjne, a przecież bez przygotowania pedagogicznego nie powinna była uczyć w szkole? Nie można komuś zaliczyć pracy w szkole jako odbytej praktyki w ramach jakichkolwiek studiów czy kursów.
Pracownik kuratorium stwierdził, że prawnik kuratoryjny tak się "nie czepia”, jeżeli w wykazie na dyplomie kwalifikacyjnym nie ma informacji o odbytych praktykach. Wystarcza mu już samo sformułowanie: "trzysemestralne studia kwalifikacyjne", aby taki „papier” spełniał wymogi formalne. Oznacza to bowiem, że dana osoba nabyła pełne kwalifikacje pedagogiczne.
Przedstawiciel kuratorium oświaty, zamiast stanąć na straży nie tylko prawa, ale i właściwych kwalifikacji nauczycielki, zlekceważył uwagę eksperta twierdząc, że nie ma on głosu ostatecznego w sprawach formalnych. To należy do przedstawiciela kuratorium, a ten z urzędu „dopuszcza” dokumentację, lub nie. Po to jest posiedzenie komisji kwalifikacyjnej, by dokonać właściwej oceny.
Ekspert pyta zatem, czy uczelnia prywatna może wydawać dyplomy, w których stwierdza nabycie kwalifikacji pedagogicznych, lekceważąc powinność odbycia praktyki zawodowej w szkołach? Zaznaczam, że kandydatka na nauczycielkę mianowaną skończyła studia nienauczycielskie, bez kwalifikacji pedagogicznych. Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. O nabyciu kwalifikacji pedagogicznych świadczy nie tylko posiadany dyplom ukończenia studiów kwalifikacyjnych, ale w tym także odbycie praktyki pedagogicznej. Czy zatem przedstawiciele dwóch instytucji wprowadzają kogoś w błąd? Wyjaśnia to poniżej zamieszczony komentarz.
Inna kwestia, która pojawiła się w wyniku obserwacji eksperta, sprowadza się do tego, że zasiadający w niej dyrektor - jako pełnoprawny członek komisji - najczęściej nie zadaje pytania kandydatowi do awansu, by ten nie miał problemu z odpowiedzią. Skoro wystawił mu pozytywna ocenę dorobku, to często nie chce, by nagle okazało się, że nie potrafi odpowiedzieć na proste pytanie. To ciekawe, bo sam w pracy z uczniami chętnie ich przepytuje.
30 lipca 2015
Powody niepokoju w świecie
Zdaniem chińskiego filozofa Moziego(ok. 480-382 p.n.e.) ze Szkoły Konfucjusza (za: JeeLoo Liu, Wprowadzenie do filozofii chińskiej. Od myśli starożytnej do chińskiego buddyzmu, przeł. Mieczysław Godyń, Kraków: Wydawnictwo UJ 2010, s. 122-123)
jest siedem powodów, dla których nie ma na świecie pokoju:
1. Jeżeli każda osoba ma swój własny pogląd na to, czym jest dobro, to im więcej ludzi, tym więcej poglądów.
2. Każdy myśli, że jego własny pogląd jest słuszny, w przeciwieństwie do poglądów innych ludzi.
3. Dlatego gdy jest wiele poglądów, będzie wiele sporów.
4. Słowne spory budzą w sercu urazę.
5. Uraza w sercu zakłóca harmonię w stosunkach międzyludzkich.
6. Kiedy ludzie nie potrafią żyć z sobą w harmonii, doprowadza to do zbrojnych waśni, a w końcu do zamętu na całym świecie.
7. Tak więc rozbieżność opinii jest przyczyną nieładu na świecie.
W podzielonym świecie nie uzyskamy zgodności poglądów i naukowej wiedzy na temat tego, czym jest pokój, ład, harmonia, co o nim świadczy oraz jaką rolę powinno odegrać w tym zakresie wychowanie? Różnice zdań na ten temat nie są przy tym jedyną przyczyną braku pokoju. Wojny mają zupełnie inne uzasadnienie niż różnica poglądów, które w żadnej mierze nie wiąże się z jakąkolwiek pedagogią. Chyba, że mamy na uwadze proces kształcenia do bycia wojownikiem, żołnierzem, terrorystą czy partyzantem.
W tym zakresie pedagogika okazuje się zbawienna dla polityków, którym zależy na jak najszybszym i jak najskuteczniejszym osiąganiu militarnych celów. Państwo bez wojska, bez broni staje się w tym świecie bezbronne, toteż sięga po pedagogikę w jej dziale teorii kształcenia ogólnego i wojskowego właśnie po to, by mieć zapewnione zaplecze kadrowe, bojowników o obronę własnych granic lub/i powiększanie terytorium własnego kraju.
Jak więc mówić o wychowaniu do pokoju w warunkach tworzenia wyspecjalizowanych placówek oświatowych do uczenia się sztuki wojennej? W takiej sytuacji sięga się po ogólnikowe, potoczne pojmowanie wychowania, kształcenia rozumianego jako czegoś, co jest po prostu godne pożądania.
29 lipca 2015
Długo jeszcze nie wyjdziemy z syndromu homo sovieticus
Czytam prasę czeską, słowacką, niemiecką i polską, gdzie z takim samym natężeniem odnajduję pozostałości utrwalonego w mentalności (postawach) młodych pokoleń syndrom homo sovieticus, mimo że przyszły one na świat w wolnym już od totalitaryzmu kraju.
Polscy maturzyści poradzili sobie z nową formułą egzaminu wewnętrznego informując się o problemach, zadaniach, które były przedmiotem obowiązkowej wypowiedzi. Polak zawsze znajdzie sposób na to, by obejść reguły moralne, nie wspominając już o prawie, czemu najlepsze świadectwo dali w ciągu mijających dwóch kadencji posłowie PO i PSL.
Tak w polskich, jak i słowackich szkołach ministerstwa odkryły zgłoszenie przez dyrektorów placówek większej liczby uczniów, niż faktycznie do nich uczęszczających, a tym samym wyłudzenie dotacji budżetowej. Opinia publiczna w Polsce nie została poinformowana, które ze szkół policealnych wyłudziły w ten sposób dotacje na uczniów i czy ich kierownictwo poniosło z tego tytułu odpowiedzialność karną. Zawsze znajdzie się powód, który usprawiedliwia przekazywanie nierzetelnych danych, szczególnie wówczas, gdy dyrektor jest członkiem partii władzy. Jedna z prywatnych szkół zawodowych na Słowacji wyłudziła z tytułu "martwych dusz uczniowskich" ponad 68 tys. euro.
Polskie prawo przyzwala na szarą strefę pseudoedukacyjną, której charakterystycznym przykładem są liczne firmy oferujące pisanie wszelkich prac na ocenę szkolną czy akademicką, a więc od wypracowań, poprzez prace dyplomowe na różnego rodzaju kursach, studiach podyplomowych, prace licencjackie i magisterskie, aż po rozprawy doktorskie, a nawet habilitacyjne. Powstało już tak wiele "spółdzielni" powyższego typu, że nie ma już możliwości sprawdzenia, kto w istocie jest autorem przedkładanej pracy. "Pisarze" przestali już ordynarnie sprzedawać plagiaty, gdyż zwiększał się poziom ich wykrywalności, toteż przeszli na pracę u podstaw pisząc za uczniów, studentów, doktorantów czy doktorów na zamówienie i na każdy temat.
Ryba jednak psuje się od głowy. Gen oszustwa, cwaniactwa, nieodpowiedzialnej deprofesjonalizacji przenoszony jest z pokolenia na pokolenie, zaś rządzący sami korzystają z usług tzw. doradców na koszt podatników. Po co się uczyć, podnosić własne kwalifikacje, skoro można wejść do polityki i bez adekwatnych do roli kompetencji zarządzać, podejmować decyzje na podstawie zamówionych i opłaconych z budżetu ekspertyz, opinii czy rad. Im większym jest ignorantem minister, tym więcej wydaje z budżetu państwa na zabezpieczenie swojej pustki, braku profesjonalizmu i nie ponosi z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Jak stwierdził prof. Tomasz Nałęcz - "Ubiegający się o reelekcję prezydent musiałby "Bronkobusem" przejechać na pasach dla pieszych zakonnicę w ciąży".
Po co studiować, skoro można wybrać sobie nędzną wyższą szkołę prywatną, która oferuje po dumpingowych cenach tzw. studia kierunkowe i sprzedaż dyplomu, byle tylko ktokolwiek chciał za to zapłacić. Już tylko w niektórych szkołach wymaga się czegokolwiek od studiujących, bo ważne jest, by w ogóle chcieli się zarejestrować. Już nie muszą nawet ranić swoich stóp pokonywaniem drogi do szkoły. Po co mają się męczyć. Niech w tym czasie pracują, najlepiej na czarno, a na koniec semestru przyjdą z dowodem wpłat z tytułu czesnego, by otrzymać wpis i dyplom. Pracę dyplomową zakupią sobie w odpowiedniej firmie.
Po co prowadzić badania naukowe, publikować ich wyniki, by po zgromadzeniu odpowiedniego dorobku ubiegać się o habilitację, skoro można przystąpić do "biura turystyki habilitacyjnej" i za odpowiednią kwotę mieć spełnione wszystkie warunki na zagraniczną "habilitację". Dla niektórych zakup dyplomu jest świetną inwestycją na przyszłość, gdyż i tak przyszły czy obecny pracodawca, jakim najczęściej są wyższe szkoły prywatne lub państwowe wyższe szkoły zawodowe czy marginalne jednostki w akademiach i uniwersytetach, nie będzie oczekiwał twórczej pracy dla dobra nauki, tylko zapewnienia minimum kadrowego, by zarabiać na kolejnych rocznikach studentów studiów niestacjonarnych i podyplomowych. Czarny biznes akademicki ma w Polsce i na Słowacji swoich ojców chrzestnych, którzy bezkarnie grasują po naszym środowisku i niszczą jego fundamenty. Mają swoją ochronę w strukturach władzy i wpływowych politycznie podmiotach ją wspierających. Biznes jest biznes.
28 lipca 2015
Nowoczesna ignorancja pl.
W dn. 25 lipca w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej MANGGHA odbył się Kongres Programowy Nowoczesnej, który został poświęcony rzekomo nowoczesnej edukacji. Piszę rzekomo, bowiem wśród dotychczas omawianych przeze mnie tzw. partyjnych kongresów przedwyborczych ten okazał się nowoczesną ignorancją.
Podczas kongresu zaproszeni do plenarnych a syntetycznych wypowiedzi eksperci mieli przedstawić kierunki programowe Nowoczesnej w obszarze edukacji na podstawie... swoich doświadczeń z pracy w branży edukacyjnej. Nic dziwnego, że wskazywali na problemy i szanse, które z ich wąskiej perspektywy i braku kompetencji makrooświatowych potwierdziły jedynie, że mamy do czynienia z kolejną platformą nie tylko antyobywatelską, ale i antynarodową, bo powiązaną ze światem obcego biznesu.
Jak o nowoczesnej edukacji mówi się w muzeum, to znaczy, że duch zgromadzonych w nim eksponatów musiał zaciążyć na uczestnikach dyskursu. Domyślam się, że Ryszard Petru - lider tej formacji - nie mając pojęcia o edukacji - zaprosił na rzekomy kongres osoby, które z edukacją mają wiele i zarazem niewiele wspólnego. Wśród przedstawiających stanowisko byli bowiem: 1) szef firmy szkoleniowej dla komercyjnych przedsiębiorstw; 2) wykładowca matematyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, była nauczycielka matematyki w szkolnictwie ogólnokształcącym, ekspert MEN i OKE i 3) profesor nauk technicznych z AGH, b. dyrektor Narodowego Centrum Nauki.
Jak widać, nie znalazł się w Nowoczesnej ani jeden ekspert z prawdziwego zdarzenia, fachowiec, tzn. osoba, która prowadzi od lat badania naukowe w oświacie i szkolnictwie wyższym i zna oba środowiska edukacyjne nie z perspektywy własnego, wąskiego miejsca pracy, doświadczeń swoich dzieci czy wnucząt, ale ma ogląd całego systemu szkolnego i akademickiego w różnych wymiarach. Tak potocznej debaty, powierzchownej, zbanalizowanej dawno już nie słyszałem, a każdy z zainteresowanych może ją sobie obejrzeć i/lub odsłuchać, gdyż jest dostępna w Internecie.
Przedstawiający swoje stanowisko i poglądy potwierdzili, że z nowoczesnością nie mają nic wspólnego, bo żeby cokolwiek projektować, proponować zmiany, trzeba najpierw posiadać rzetelną wiedzę na temat aktualnego stanu polskiej edukacji (a nie wyrywkowe, często prasowe doniesienia). Tymczasem diagnoza rzekomo nowoczesnych ekspertów była na poziomie studenta pierwszego roku (nie-)stacjonarnych studiów licencjackich. Każdemu coś się widzi, ale najczęściej są to misie, czyli widzimisie.
Jedno nie ulega wątpliwości. Program "Nowoczesnej" jest nienowoczesną ideologią neoliberalną. Jak głosi sam przewodniczący - edukacja jest kluczem do nowoczesnej gospodarki rynkowej. Człowieka jako osoby bio-psycho-społecznej i duchowej, a więc jako podmiotu kultury w tym podejściu nie widać. Jeśli pojawia się troska o każdego, bez względu na wiek, to jako klienta komercyjnych firm szkoleniowych. Edukacja staje się środkiem do podtrzymania do mitu o rzekomo wyższych zarobkach i prosperującym gospodarczo państwie dzięki nowoczesnej, cyfrowej edukacji, najlepiej na odległość.
Powinniśmy zatem tak uczyć, by edukacja była zgodna z potrzebami globalnego rynku pracy. O ile - zdaniem ekspertów tej formacji - rządy PO i PSL doprowadziły edukację do takiego poziomu, że kształcono tanią siłę roboczą dla obcego kapitału a najzdolniejsi emigrowali do innych państw UE lub USA, to teraz mamy kształcić tak, by absolwenci naszych szkół nie pracowali za płace poniżej poziomu ich kwalifikacji.
(źródło memów: Fb)
Zajrzałem na stronę Projekt Obywatelski - NOWOCZESNA POLSKA. Zrozumiałem, dlaczego tak nienowocześnie i nieprofesjonalnie została potraktowana edukacja w czasie kongresu NOWOCZESNYCH, który jej został przecież poświęcony. Być może nie ma ów projekt nic wspólnego z środowiskiem tego Kongresu. Otóż w tzw. programie wyborczym, misji tej partii EDUKACJA jest niczym, wklejką słowną, którą wypadało się posłużyć, ale nie ma ona żadnego znaczenia. Proszę zobaczyć poszczególne sfery rzekomego zła i konieczności jego naprawy:
1. Dlaczego było i jest źle? Odpowiedź z edukacją w tle brzmi:
"•Nie wydajemy dostatecznie dużo pieniędzy na te sfery, które odpowiadać będą w przyszłości za nowoczesność naszego kraju i poziom życia jego mieszkańców:
edukację, naukę, badania i rozwój, skuteczne formy aktywizacji na rynku pracy, nowoczesne technologie. politykę rodzinną."
2. O NAS:
Tu edukacja w ogóle nie występuje. Dlaczego? Z prostego powodu. Jak piszą: "Dopóki nie oddamy władzy w ręce "najlepszych menedżerów" , szanse na usprawnienie działania aparatu państwowego są niewielkie."
3. AKTUALNOŚCI - Kończą się na 25 stycznia br. O edukacji ani mru mru.
4. FORUM - tu nawet nie ma "edukacji".
Skierowałem się na stronę: NowoczesnaPL, gdzie lider oddolnego ruchu głosi! Chcemy, by nasz ruch był naprawdę ruchem oddolnym. Programy partii politycznych są najczęściej tworzone przez polityków i ekspertów w zaciszu gabinetów, bez pytania ludzi o zdanie. Dlatego są często oderwane od realiów i nietrafione. A gdy nie ma dobrej mapy, trudno dojść do celu. My zbudujemy nasz program zmian inaczej – przede wszystkim słuchając Was, i z Waszym udziałem!
Bardzo ciekawie został zaprojektowany sposób wyrażenia głównych wartości tego ruchu, którymi są:
1. Nowoczesność - Chcemy żyć w nowoczesnym, dobrze zarządzanym i funkcjonującym kraju. Mamy jasną wizję, jak współtworzyć sprawnie i sprawiedliwie działające państwo, społeczeństwo i rynek.
2. Wolność - Wolność i możliwość realizacji indywidualnych marzeń to dla nas nadrzędna wartość. Chcemy państwa respektującego wolność i różnorodność obywateli oraz przywrócenia wolności gospodarczej.
3. Rozwój - Dążymy do tego, by młodzi mieli lepsze perspektywy, przedsiębiorcy - możliwość lepszego działania, a wszyscy obywatele - lepsze życie. Wierzymy, że wspólnie możemy zdziałać w Polsce znacznie więcej.
4. Zaangażowanie - Angażujemy się w zmiany społeczne, bo mamy doświadczenie, energię i entuzjazm. Chcemy, by do polskiej polityki wróciła odwaga realizacji marzeń i wiarygodność.
i
5. Odpowiedzialność - Pragniemy Polski, w której ludzie biorą odpowiedzialność za siebie, swój rozwój, swoje otoczenie, a także za swoje słowa. Chcemy, aby do życia publicznego wróciła wizja, przyzwoitość i szacunek.
Widać od poprzedniego roku pewien postęp, bowiem w teleologii tego ruchu zapisano m.in.:
1.Naszym celem jest społeczeństwo nowoczesne i otwarte, opierające swój byt ekonomiczny o innowacyjną przedsiębiorczość. Społeczeństwo ludzi wykształconych zgodnie z wyzwaniami nowoczesności. Społeczeństwo otwarte na Europę i świat. Społeczeństwo aktywnych, uczestniczących w zmianach i rządzeniu państwem obywateli.
(...)
6.Chcemy szkół i uczelni dostosowanych do potrzeb nowoczesnej gospodarki oraz rynku pracy. Systemu, który uczy praktycznych umiejętności, rozwiązywania problemów i współpracy.
Jest wreszcie Deklaracja Programowa tego Ruchu. To mieszanka socjalizmu (późnego Gierka) z neoliberalizmem, w której całkowicie pomija się istotę kształcenia i wychowania dzieci i młodzieży. Więcej uwagi poświęca się szkolnictwu wyższemu, niż wcześniejszym etapom, które są przecież dla niego kluczowe, fundamentalne. Ignorancja totalna. Nie znam autorki działu - Joanny Szmidt, która - jak wnoszę - opracowała tę część programu. Zapewne nie jestem tak nowoczesny.
27 lipca 2015
Kto znajdzie moje kesze?
Ponad rok temu polecałem świetną zabawę krajoznawczo-zwiadowczą, która na świecie nosi nazwę - geocaching. Uczestniczą w niej rodziny, indywidualiści, członkowie różnych grup społecznych, organizacji, ale i doraźne zespoły ludzkie.
Ktoś wpadł na banalny pomysł, by połączyć fascynację młodych ludzi terenoznawstwem z umiejętnością wykorzystania nawigacji do poszukiwania interesujących miejsc. Wystarczy zarejestrować się na ogólnoświatowej stronie www.geocaching.org (są tu dostępne informacje w różnych językach, także w polskim), by móc nie tylko poszukiwać wspólnie z córką nowych „keszy” tam, gdzie będziemy przebywać.
Łączymy się ze stroną geocaching via Internet, by sprawdzić, gdzie znajdują się w miejscu naszego czasowego lub stałego pobytu skrytki i ruszamy w drogę. Nie jest do tego potrzebna żadna organizacja, struktura hierarchicznej nadrzędności czy podległości, gdyż zbieraczem keszy może być każdy tak długo, jak tylko chce i nie musi mieć do tego niczyjego pozwolenia.
Są już jej różne odmiany, ale w Internecie każdy zainteresowany znajdzie jej genezę oraz zasady udziału w niej. Każdy może stać się założycielem, twórcą keszy (tak nazywa się skrytka) i/lub ich odkrywcą. Sam zacząłem od poszukiwania keszy w regionie łódzkim, które zostały ukryte w różnych miejscach, w niezwykle zmyślny sposób. Później postanowiłem z córką założyć własne skrytki. Oto kilka odnalezionych przeze mnie skrytek:
W okolicach Łodzi są ukryte już dwa moje kesze, które można spróbować znaleźć. W każdym są czekające na znalazcę gadżety, z których może sobie jakiś zabrać na pamiątkę, ale też powinien pozostawić kolejnym odkrywcom własny. W tej ogólnoświatowej grze terenowej czekają przeróżne „skarby”, które zostały ukryte przez geokreciarzy (geocachersów) w różnych miejscach miast, wsi i okolic.
Geokesze są niemalże wszędzie - w lasach, na polach, wzdłuż dróg czy pod mostami itp. Na całym świecie zarejestrowano ich już ponad 2,5 miliona aktywnych skrytek oraz ponad 6 milionów geocacherów. Jestem jednym z tych sześciu milionów. W Polsce jest ponad 23 tys. keszy. Najwięcej keszy jest ukrytych na terenie Niemiec, ale też w Japonii. Polska dołącza do krajów, w których z każdym rokiem przybywa kilkadziesiąt nowych keszy.
(fot. Tak może wyglądać geokesz)
Przed rozpoczęciem wyprawy warto wybrać sobie skrzynkę lub skrzynki, których będziemy szukać, a możemy tego dokonać w serwisie internetowym. Jeśli uda się wam zaleźć skrzynkę i weźmiecie z niej GeoKreta, GeoLutina, Travel Buga czy Geocoina, to należy to zarejestrować w odpowiednim serwisie internetowym. Po odnalezieniu skrytki (kesza), otwieramy ją i odnotowujemy w logobook swój kod rejestracyjny oraz godzinę odkrycia. Następnie zamykamy pojemnik i chowamy w tym samym miejscu, w którym go znaleźliśmy.
(fot. Wpis do notatnika - logobook jest dowodem jego odkrycia)
Zainteresowanych tą wirtualno-realną przygodą odsyłam na stronę międzynarodową oraz krajową . Znajdą tam wiele ciekawych informacji, w tym jakie obowiązują w tej grze zasady, jak się zarejestrować, jak szukać skarbów i co zrobić po ich odnalezieniu, a także o tym, jak samemu założyć geoskrytkę dla kolejnych kretów.
Życzę udanej przygody, odkrycia nie tylko geokeszy ale i interesujących miejsc ich usytuowania. Niektóre są bardzo trudne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)