02 lutego 2014

Ależ MEN ma podręcznikowego kota... w worku




Dzisiaj powracam do kwestii populizmu ministry oświaty na poziomie socjalistycznych westchnień. Wczorajsza konferencja prasowa pani Joanny Kluzik - Rostkowskiej wraz z wsparciem (równie niekompetentnym) Premiera rządu Donalda Tuska (ten jednak ma prawo być z ludu i dla ludu, chociaż bez wiedzy na określony temat, skoro nawet jego ministra nie ma pojęcia o tym, o czym mówi) była kolejną odsłoną spektaklu manipulowania społeczeństwem. To żałosne, że politykom wydaje się skuteczną propagandowa forma komunikowania się z obywatelami bez rzeczowego wyjaśnienia problemu, który jest przedmiotem debaty.

Ministra edukacji zwołała konferencję prasową na temat "bezpłatnego podręcznika" dla pierwszoklasistów, ale nie pokazała narodowi tekstu projektowanej w tym zakresie ustawy czy rozporządzenia. Podobno jest w opracowaniu, ale urzędnicy jeszcze się nie wyrobili. To za co otrzymują płace? O tej kwestii nie mówi się przecież od tygodnia tylko od kilkunastu lat! Proszę nie wciskać kitu polskiemu społeczeństwu, że nagle w MEN ktoś zaczął pracować nad projektem prawnego rozwiązania tej kwestii, skoro wszystkie poprzednie ekipy właśnie na tak populistycznej idei kompromitowały się i wycofywały z niej bardzo szybko twierdząc, że problem jest zbyt złożony. Obawiam się, że dukająca w czasie konferencji ministra, która nie ma zielonego pojęcia o procesach kształcenia i ich uwarunkowaniach (nie musi, nie od tego są politycy, by byli kompetentni) dobija ten rząd bezmyślnym rozwiązaniem.

Proszę zauważyć, że nikt w tej debacie nie mówi o tym, czym jest podręcznik szkolny, jaka jest jego rola, jak powinien być napisany, jaką powinien posiadać oprawę graficzną, by mógł spełniać nie tylko dydaktyczne, ale i samokształceniowe funkcje w rozwoju osoby uczącej się. Tu w ogóle nie ma kompetentnych wypowiedzi, tylko wprowadza się propagandowe hasełka w stylu, że ma być przede wszystkim jak najtaniej i jak najszybciej. Nic dziwnego, że bardziej przygotowani do tej konferencji dziennikarze (nie po raz pierwszy okazuje się, że mają lepszą wiedzę, niż sam minister edukacji i premier) zadawali pytania, z którymi ministra nie potrafiła sobie poradzić. Właśnie dlatego dukała i prosiła dziennikarzy, by nie pytali o konkrety, gdyż ona ich... nie zna. To była dopiero jedna z wielu konferencji na ten temat, jak stwierdzała po wielokroć, więc jeszcze się dowiedzą.

No to, o co chodziło w czasie tej konferencji? Po co ją zorganizowano, skoro ministra nie ma zielonego pojęcia o tym, o czym powinna mówić? Oczywiście, po to, by powalczyć o wzrost poparcia dla partii władzy w sondażach. Jak się rzuci społeczeństwu informacyjny ochłap w stylu: "- Chcielibyśmy sfinansować obowiązkowy podręcznik tak, aby rodzice mieli do niego dostęp bezkosztowo. Kalkulacje pokazały rzecz druzgocącą, koszt produkcji podręcznika dla pierwszoklasisty nie powinien w żadnym wypadku przekroczyć 10 milionów złotych. Dzisiaj rodzice wydają blisko 140 mln złotych. Tak naprawdę o tę różnicę walczymy, o różnicę właśnie dla rodziców " , to przecież nikt w tym momencie nie sprawdzi, o jakich rodzicach jest tu mowa, skąd się wzięła kwota 140 milionów zł. i jak wyliczyła to ministra lub jej urzędnicy, że koszt wydania podręcznika bezkosztowo powinien wynosić 10 milionów zł dla rodziców? Proszę podać źródła i metodologię tych wyliczeń! Skończcie państwo politycy z tym rzucaniem wielkich i małych liczb w eter, bo bardzo szybko zostaną one zweryfikowane jako kłamliwe, a zatem służące jedynie ,manipulacji politycznej.

Zdaniem Premiera, celem wprowadzenia darmowych podręczników jest uzyskanie porównywalnego jakością materiału za nieduże pieniądze. Każdy, kto wydawał podręczniki, a ja uczestniczyłem w pracy naukowej nad wydaniem 6 tomów podręczników akademickich wie, że koszty wydania jednego podręcznika są zależne od:
- jego formatu: A5, B5 czy inny;
- nakładu;
- objętości;
- rodzaju druku: kolor czy czarno-biały;
- rodzaj oprawy: twarda, szyta czy miękka, klejona, czy np. skoroszyt;
- kosztu dodatku (np. płyta CD lub DVD, jakieś plansze, itp.,);
- honorariów autorskich;
- kosztów recenzji;
- koszty licencji (w podręcznikach to koszt zakupu praw do publikacji zdjęć, grafik, filmów także tekstów innych autorów czy z innych wydawnictw wspierających treść podręcznika np. wiersze, zagadki, ćwiczenia graficzne itp.);
- projekt okładki i layout (makieta środka)
- skład (DTP);
- koszty wydawnicze (samo się nie zrobi; redakcje, korekty, koszty pracowników i in.)
- kosztów promocji: (pamiętamy, że na promocję idei sześciolatek w szkole MEN wydał w jednym roku 31 mln!);
- koszt dystrybucji;
i inne.

Oficyny, z którymi dotychczas współpracowałem lub nadal współpracuję naukowo, nie wydają podręczników szkolnych, ale wiem jako redaktor czy współredaktor takowych dla środowiska akademickiego, z ilu rozwiązań koniecznych dla tego typu publikacji musiałem rezygnować, gdyż zakup licencji na ilustrację, fotografię, schemat, tabelę itp. przekraczał granice wytrzymałości nie tylko wydawcy, ale w konsekwencji także klienta.

Niech ministra J. Kluzik-Rostkowska ujawni wyliczenia rzeczywistych kosztów produkcji. Ta formacja polityczna ma przecież posła Rafała Grupińskiego, który był przez kilka lat prezesem właśnie największego w Polsce wydawnictwa szkolnego i jakoś przez sześć lat rządów PO nie był w stanie przygotować żadnego projektu ustawy. Nawet specjaliści milczą w obozie władzy w obliczu tej populistycznej gry.

Andrzej Nowakowski napisał w swoim felietonie (Biblioteka Analiz 2/2014, s. 16): "Swoją drogą polecam MEN-owi zacząć od rozdania za darmo (po uprzednim wykupieniu licencji od WSiP-u) kilkuset tysięcy "Elementarzy" Falskiego. Po pierwsze: byłoby to czytelne nawiązanie do czasów, w których pieniądze nie były aż tak ważne; po drugie: jest to podręcznik ciągle aktualny; a po trzecie: łączy on pokolenia. Któż bowiem nie wspomina z sentymentem Murzynka Bambo i Ali, która ma kota?... Jak się okazuje, dzisiaj też można się nabawić kota.

Podejmowałem już ten temat w blogu. Nie wolno wyjmować drobnego ogniwa z chorego systemu edukacyjnego w naszym kraju, by usiłując je nieco zmodernizować, wmawiać społeczeństwu, że będzie lepiej i taniej. Nie będzie. To, że rodzice uczniów klas pierwszych nie zapłacą ani jednej złotówki za wytworzone badziewie. Podręcznik nie powstaje w 5 miesięcy, więc musi być kiepski, skoro ma być tani. Chyba, że ktoś z MEN już wie, który z obecnych na rynku wydawców ma być zwycięzcą. Wówczas nie będzie to badziewie, bo w końcu od lat nauczyciele pracują z różnymi podręcznikami. To ciekawe, czy wówczas kryteria doboru nie będą rozpisane pod z góry upatrzonego wydawcę? Czy CBA zainteresuje się owym przetargiem?

Rząd wyda na to więcej niż 10 milionów złotych, a nauczyciele nie będą z tego podręcznika korzystać. Dlaczego? Dlatego, że NIE MUSZĄ. Nauczyciele w ogóle nie muszą korzystać z jakichkolwiek podręczników szkolnych zalecanych przez MEN. Mam nadzieję, że nauczyciele nie będą korzystać z podręczników szkolnych, gdyż w świecie multimediów są one tylko jednym z wielu źródeł porządkowania wiedzy, która w części bardzo szybko ulega dezaktualizacji w naukach przyrodniczych, społecznych i humanistycznych. Władze powinny inwestować w elektroniczne środki dydaktyczne, które wcale nie muszą mieć podręcznikowego charakteru. Wystarczy kupić dla szkoły i wypożyczyć każdemu uczniowi, którego sytuacja ekonomiczna w rodzinie jest bardzo zła, tablet z kartą WI-FI, by ten mógł swobodnie, pod kierunkiem nauczyciela sięgać do źródeł wiedzy. W Holandii takim uczniom tablety są wypożyczane albo ich koszt jest rozkładany na raty, by mogli je sobie po 3 latach wykupić. Tam stanowią one własność szkoły. Czas skończyć z podtrzymywaniem z minionej epoki kształcenia off-line na rzecz edukacji z wykorzystywaniem wiedzy w świecie on-line.

Przede wszystkim, czas skończyć z centralistycznym władztwem niekompetentnych urzędników MEN, zlikwidować tę zbyteczną i pasożytniczą instytucję, by zacząć wreszcie inwestować w autonomie szkół i nauczycieli, w samorządność szkolną i jak najwyższe kwalifikacje pedagogów, nauczycieli do pracy w zupełnie nowym świecie, świecie nowych mediów. Kto i kiedy zredukuje pasożytującą biurokraturę, która dzięki socjalistycznym pozostałościom w gmachu na al. Szucha czerpie korzyści z wygodnych posadek, które już od lat nie służą poprawie polskiej edukacji?

01 lutego 2014

Wspomnienie o zmarłej pedagog

Odchodzą z pedagogicznego środowiska akademickiego pracownicy naukowi, którzy - może mniej znani w skali kraju, ale za to wiernie służący swojej macierzystej uczelni - realizowali zadania dydaktyczne, organizacyjne i naukowo-badawcze z pełnym zaangażowaniem i uznaniem współpracowników oraz studentów. Niejednokrotnie znajdujemy w różnego rodzaju opracowaniach czy analizach dane o tym, że pracy naukowej w naukach pedagogicznych podejmuje się mniej kobiet niż mężczyzn mimo tego, iż więcej z nich studiowało na tym kierunku. Kobiety mają jednak znacznie trudniejszą sytuację, kiedy są zarazem żonami, matkami, często pełnią jeszcze szereg dodatkowych ról społecznych. Im rzeczywiście mniej starcza czasu na to, by jeszcze wykraczać w swojej misji poza krąg często lokalnych, regionalnych przestrzeni aktywności zawodowej. Chcą bowiem jak najlepiej i na miarę własnych możliwości rodzinnych, czasowych dobrze i z pasją realizować swoje zadania.

Sądzę, że do takich osób należała dr hab. Jadwiga Suchmiel profesor Akademii Jana Długosza, o której śmierci dowiedziałem się w tym tygodniu dzięki koledze z jej naukowej jednostki. Jak napisali o Niej Bliscy w nekrologu:

Całe życie związana ze swoim ukochanym miastem Częstochową. Tu się urodziła, uczyła, brała ślub, pracowała zawodowo. Stąd odeszła… Od 1960 r. pracowała z młodzieżą i dla młodzieży. W 1972 uzyskała stopień magistra pedagogiki w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Stopień doktora nauk humanistycznych otrzymała w 1979 w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu, a stopień doktora habilitowanego w zakresie historii Polski na Wydziale Humanistycznym w Akademii Pedagogicznej w Krakowie, w 2003 r. Pracowała zawodowo i naukowo ponad 52 lata, nieprzerwanie do ostatniej chwili prowadziła wykłady i ćwiczenia z teorii wychowania oraz historii wychowania, a także seminaria magisterskie. Setki magistrantów… Od 1972 bez przerwy zatrudniona w Wyższej Szkole Pedagogicznej a obecnie Akademii Jana Długosza w Częstochowie – 38 lat pracy w częstochowskiej uczelni… Profesor nadzwyczajny doktor habilitowany Akademii Jana Długosza w Częstochowie, Uniwersytetu Opolskiego, Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzie i Wyższej Szkoły Lingwistycznej w Częstochowie. 9 ostatnich lat była członkiem Senatu w AJD. Członek Komisji Historii Kobiet przy Komitecie Nauk Humanistycznych Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Członek Towarzystwa Historii Edukacji w Warszawie.

Warto dodać, że rozprawa doktorska pani J. Suchmiel, którą napisała pod kierunkiem dr hab. Włodzimierza Lecha Goriszowskiego, nosiła tytuł: "Kierowany proces czytelniczy (młodzieży społecznie niedostosowanej przebywającej w zakładach wychowawczych) - jako czynnik resocjalizacji" i została obroniona w dn. 8 listopada 1979 r. Natomiast dysertacja habilitacyjna została opublikowana pod tytułem: Działalność naukowa kobiet w Uniwersytecie we Lwowie do roku 1939. Na jej podstawie przystąpiła do kolokwium habilitacyjnego w dn. 16 listopada 2001 w Akademii Pedagogicznej im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, na Wydziale Humanistycznym. Uzyskała na tej podstawie, po pozytywnie przyjętym kolokwium, stopień doktora habilitowanego nauk humanistycznych w zakresie historii, specjalność: historia Polski XIX- XX w. Jej książka jest w Bibliotece Uniwersytetu Stanford i Harvard, na co wskazują cytowania amerykańskich naukowców.

Nie miałem okazji do bezpośredniej współpracy z Panią Profesor Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie, gdyż reprezentowała odmienną od mojej subdyscyplinę badań pedagogicznych. Spotkałem Ją w czasie akredytacji w Akademii kierunku "pedagogika" w 2003 r. i pamiętam, że należała do nielicznych, niezwykle przeciążonych obowiązkami dydaktycznymi nauczycieli akademickich, realizując w ciągu roku aż 480 godzin zajęć, a więc niemalże dwukrotnie. Takie to wówczas były czasy, że na studia pedagogiczne szły "tłumy" maturzystów. Miała jednak jeszcze trochę czasu na prowadzenie badań historycznych, które wymagają często bardzo żmudnych poszukiwań źródeł, danych do rozwiązania problemów badawczych. Historycy tej epoki sięgają do takich Jej artykułów, jak: Fryderyka Sara Lubinger (Lwów 20.04.1870 – ?) Zasłużona wiedeńska lekarka i działaczka społeczna (Prace Naukowe AJD w Częstochowie, „Zeszyty Historyczne", 2006), Galicyjskie żydówki ze stopniem doktora na Uniwersytecie Wiedeńskim do roku 1939, (Prace Naukowe Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. S. Pedagogika, 2005) czy Akademickie Koło Sądeczan (1922-1939), (Rocznik Sądecki, 2005).

31 stycznia 2014

List Otwarty w sprawie opinii podręcznika dla nauczycieli do wychowania w przedszkolach



















Szanowni Państwo,

po zapoznaniu się z treścią Listu Otwartego, jaki został skierowany do mnie przez panią Martę Rawłuszko z Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej oraz za jej sprawą także pozostałych 41 organizacji pozarządowych i jednego nauczycielskiego związku zawodowego (ZNP), przygotowałem odpowiedź jeszcze tego samego dnia. Uważałem jednak, że zgodnie z normami kulturowymi prześlę pisemną odpowiedź drogą tradycyjną (za pośrednictwem Poczty Polskiej) najpierw zainteresowanej i wskazanym do wiadomości także w tym Liście przedstawicielom polityki i władzy państwowej, żeby następnie poinformować o tym opinię publiczną także w tym miejscu.

W dn. 17 stycznia 2014 r. opublikowałem w blogu treść przygotowanej przez Zespół Edukacji Elementarnej pod kierunkiem prof. APS dr hab. Józefy Bałachowicz opinię publikacji dla nauczycieli programu autorstwa Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej, Ewy Rutkowskiej pt. Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć. Po 10 dniach otrzymałem drogą elektroniczną: "List otwarty do prof. dr hab. Bogusława Śliwerskiego Przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk".

Autorka tego listu, włączając jako jego sygnatariuszy aż 41 organizacji, chyba nie zrozumiała treści opinii o publikacji ani też nie doczytała, kto jest jej autorem. Na jakiej bowiem podstawie ów List skierowano do mnie, a nie do pani prof. APS dr hab. Józefy Bałachowicz, czyli autorki Opinii ZEE przy KNP PAN? Czyżby to było takie trudne, czy może w ramach działań dyskryminacyjnych pani Marta Rawłuszko postanowiła pominąć Panią Profesor z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie i jej ekspertów z Zespołu Edukacji Elementarnej przy KNP PAN? A może w jakiejś mierze postanowiła ocenić recenzentkę poza jej plecami, bo nie jest w tym Liście wymieniona nawet jako adresat "do wiadomości"? Przyznam szczerze, że z takimi praktykami dyskryminacyjnymi, mającymi jednoznacznie charakter wywierania presji na kogoś przez słanie skarg do przełożonego, spotykałem się tylko w okresie państwa totalitarnego. Jak widać pewne mechanizmy i przyzwyczajenia są reprodukowane przez kolejne pokolenia osób, tym razem rzekomo angażujących się na rzecz walki z dyskryminacją.

Poniżej przedstawiam in extenso treść Listu Otwartego, w odróżnieniu od liderki antydyskryminacyjnego towarzystwa, która nie raczyła w domenie TEA udostępnić czytelnikom treści opinii pani prof. J. Bałachowicz. Poniżej będzie też moja nań odpowiedź jako Przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Ubolewam, że ktoś, kto mieni się społecznikiem na rzecz działań antydyskryminacyjnych, sam dyskryminuje innych, także w treści tego Listu. To zdumiewające, że pretensje w sprawie eksperckiej opinii, która dotyczyła przecież pozbawionej jakiejkolwiek recenzji naukowej publikacji dla nauczycieli (sfinansowanej ze środków publicznych!) kieruje się do Przewodniczącego Komitetu z insynuacją o mających miejsce manipulacjach itp. Ba, kierując List do władz resortowych usiłuje się dodatkowo wywrzeć na mnie presję. W tym sensie jest to akt godny pożałowania i nie mający nic wspólnego z antydyskryminacyjnymi ideami. Wciąganie do tego politycznego manewru organizacji pozarządowych i związku zawodowego stawia pod znakiem zapytania, czy aby ich liderzy wiedzieli, pod czym się podpisali? A podpisali się pod tym, by możliwe było faszerowanie nauczycieli publikacją z logo instytucji publicznych, pozbawioną jakiejkolwiek recenzji.

Niestety prasa nie opublikowała eksperckiej opinii ekspertów KNP PAN in extenso, ale i KNP PAN o to nie zabiegał. Uważałem, czemu dałem wyraz w komentarzu do artykułu pana Artura Grabka z "Rzeczpospolitej", że sprawą powinna zająć się Najwyższa Izba Kontroli. Sam uczestniczyłem w różnych rolach (w tym także jako ewaluator) w realizacji kilku projektów edukacyjnych ze środków UE, ale niedopuszczalne było, by tzw. produkt finalny, który jest adresowany do beneficjentów, nie był w ogóle ewaluowany! Czyżby to zdenerwowało autorki - ocenianej przecież nie przeze mnie publikacji? Czy pani M. Rawłuszko sądzi, że jak zgromadzi nawet 200 sygnatariuszy swojego listu, to uzyska prawo cenzurowania opinii naukowych w publicystycznej stylistyce?

A teraz ów List Otwarty i przedmiotowa nań odpowiedź:


Warszawa, 27 stycznia 2014 r.

List otwarty
do prof. dr hab. Bogusława Śliwerskiego
Przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych
Polskiej Akademii Nauk


Szanowny Panie Przewodniczący,

W związku z wydaną przez Zespół Edukacji Elementarnej pod patronatem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN opinii o programie „Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć” autorstwa Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej oraz Ewy Rutkowskiej, zwracamy się do Pana o odniesienie do następujących kwestii.

1. Z jakich powodów opinia ekspertów/ekspertek Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN w recenzji publikacji „Równościowe przedszkole” posługuje się kryteriami oceny programu wychowania przedszkolnego, mimo że jednocześnie stwierdza, zgodnie z faktami i deklaracjami autorek, że recenzowany materiał nie jest programem wychowania przedszkolnego?

Zwracamy uwagę, że jest to zabieg manipulacyjny i nieuczciwy. Recenzja Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, obecnie szeroko przytaczana w mediach, dyskredytuje materiał skierowany do osób dorosłych za pomocą kryteriów oceny ustalonych dla materiałów skierowanych do dzieci w wieku przedszkolnym. Przyjęta metodologia recenzowania jest nierzetelna i w konsekwencji prowadzi do nieuprawnionych wniosków.

2. Zwracamy uwagę, że wprowadzanie treści równościowych i antydyskryminacyjnych do systemu edukacji formalnej jest zgodne z rozporządzeniem w sprawie nadzoru pedagogicznego (Rozporządzenie MEN z dnia 10 maja 2013 roku zmieniające rozporządzenie w sprawie nadzoru pedagogicznego; Dziennik Ustaw z 14 maja 2013 poz. 560.) W wymaganiach formułowanych wobec przedszkoli jako obowiązujący funkcjonuje zapis:

„W przedszkolu są realizowane działania antydyskryminacyjne obejmujące cała społeczność przedszkola”.W obliczu przywołanych zapisów, stoimy na stanowisku, że publikacja „Równościowe przedszkole” ma na celu realizację zapisów polskiego prawa oświatowego – wysiłku, który w obszarze równości płci podejmują niestety nieliczne/nieliczni i który, jak pokazują przywołane przez Komitet Nauk Pedagogicznych PAN badania, pozostaje cały czas niewystarczający dla zmiany dyskryminacyjnego status quo.

3. W recenzji ekspertów/ekspertek Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN pojawia się stwierdzenie, że:
„Problematyka stereotypów płciowych i konsekwencji ich obecności w życiu społecznym jest niezwykle ważna dla edukacji. Liczne polskie badania dowodzą, że nierówne traktowanie płci i umacnianie stereotypowego wizerunku kobiety i mężczyzny zachodzi na każdym szczeblu edukacji (por. badania L. Kopciewicz, M. Chomczyńskiej-Rubachy, M. Karkowskiej, S. Kamińskiej-Berezowskiej, M. Falkiewicz-Szult i in.), a rozpoczyna się już w przedszkolu. Z tego względu uwrażliwienie nauczycieli na powielanie zachowań stereotypowych wobec płci wychowanków, budowanie u nich świadomości mechanizmów dyskryminacji, a w konsekwencji - unikanie w pracy z dziećmi reprodukcji stereotypów związanych z płcią, kształtowanie pozytywnych doświadczeń dzieci w toku wychowania, rozwój indywidualnych zdolności niezależnie od płci, jest niezwykle cenne. Realizacja takich celów ma pozytywny wymiar zarówno społeczny, jak też indywidualny; zabezpiecza sprawiedliwe i demokratyczne stosunki społeczne oraz umożliwia pełną samorealizację jednostki”.

Głęboko zgadzając się z powyższym stwierdzeniem, zwracamy się z zapytaniem o działania podejmowane przez Komitet Nauk Pedagogicznych PAN, mające na celu jak najszersze upowszechnienie odpowiednich materiałów wspomagających uwrażliwianie nauczycieli/nauczycielek na ww. problematykę oraz wspierających ich/je w realizacji ww. celów w edukacji przedszkolnej. Jakie inne podręczniki dla nauczycieli/nauczycielek oraz programy nauczania Komitet Nauk Pedagogicznych rekomenduje w celu „budowania świadomości mechanizmów dyskryminacji” oraz „unikania w pracy z dziećmi reprodukcji stereotypów związanych z płcią” na poziomie przedszkola?
Zwraca naszą uwagę fakt, że Komitet pod Pana przewodnictwem skorzystał ze swojego autorytetu, aby publicznie podważyć wartość jednego z nielicznych równościowych materiałów skierowanych do nauczycieli/nauczycielek przedszkolnych, jednocześnie powstrzymując się od wzięcia odpowiedzialności za zaproponowanie alternatyw i szerokie upowszechnienie lepszych rozwiązań.

Postulujemy skorzystanie z autorytetu społecznego i kompetencji merytorycznych Komitetu do podjęcia konkretnych działań służących zmianie szkodliwych stereotypów płci oraz dyskryminacyjnych zachowań obecnych w edukacji, tak dobrze zbadanych i opisanych przez badaczy i badaczki przywołane w przedmiotowej opinii Komitetu.
Brak konstruktywizmu w recenzji wydanej przez Komitet wydaje się szczególnie rażący w sytuacji, gdy tak wiele realnych działań na rzecz edukacji antydyskryminacyjnej i równościowej w Polsce podejmowanych jest nie przez środowiska naukowe, lecz przez indywidualnych nauczycieli/nauczycielki, organizacje pozarządowe i partnerów społecznych.
Chcemy podkreślić, że jednym z zadań Komitetu jest „opracowywanie nowych koncepcji i propozycji rozwiązań modelowych dotyczących oświaty, kształcenia i doskonalenia kadr naukowych w dziedzinie pedagogiki oraz kształcenia nauczycieli”. Postulujemy więc, aby najbliższe nowe rozwiązanie modelowe dotyczące oświaty, opracowane przez Komitet, dotyczyło przeciwdziałania „nierównemu traktowanie płci i umacnianiu stereotypowego wizerunku kobiety i mężczyzny”, które „zachodzi na każdym szczeblu edukacji”.

4. Zwracamy również uwagę na badania zrealizowane przez Centrum Ewaluacji i Analizy Polityk Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego (raport „Równe traktowanie standardem dobrego rządzenia” pod red. prof. Jarosława Górniaka), które wskazują, że spośród różnych działań równościowych, najwyższy odsetek Polaków i Polek – 84% popiera wprowadzanie nauczania na temat równego traktowania w szkołach. Działania poszerzające wiedzę i podnoszące świadomość na temat równości cieszą się największą aprobatą społeczną.

Z dużym prawdopodobieństwem można więc twierdzić, że szerzej zakrojona i lepiej upowszechniona działalność Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, realizująca zdefiniowane przez Komitet cele odnoszące się do równości płci, byłaby w zgodzie nie tylko z ważnymi demokratycznymi wartościami, ale również odpowiedziałaby na istniejące zapotrzebowanie społeczne wielu rodziców - Polek i Polaków.

Licząc na konstruktywny dialog, Z poważaniem, Marta Rawłuszko, Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej i:


1. Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej, Warszawa
2. Amnesty International, Warszawa
3. Centrum Edukacji Obywatelskiej, Warszawa
4. Centrum Inicjatyw UNESCO, Wrocław
5. Centrum Wspierania Partycypacji Społecznej, Gdańsk
6. Ekspedycja w Głąb Kultury, Zabrze
7. Fundacja dla Odmiany, Gdańsk
8. Fundacja Autonomia, Kraków
9. Fundacja Gender Center, Warszawa
10. Fundacja Klamra, Żywiec
11. Fundacja na rzecz Różnorodności Społecznej, Warszawa
12. Fundacja Pozytywnych Zmian, Bielsko-Biała
13. Fundacja Projekt Caracol, Wrocław
14. Fundacja Przestrzeń Kobiet, Kraków
15. Fundacja Rozwoju Dzieci im. Jana Amosa Komeńskiego, Warszawa
16. Fundacja Równość.info, Warszawa
17. Fundacja Równość.org, Kraków
18. Fundacja Trans-Fuzja, Warszawa
19. Grupa Edukatorów Seksualnych PONTON, Warszawa
20. Kampania Przeciw Homofobii, Warszawa
21. Klub Sportowy Chrząszczyki, Warszawa
22. Kolektyw Odrobina Kultury, Warszawa
23. Krytyka Polityczna
24. Kwartalnik kulturalno-polityczny "Bez Dogmatu", Warszawa
25. Nieformalna Grupa Łódź Gender, Łódź
26. Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle'a, Wrocław
27. Partia Zieloni
28. Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego, Warszawa
29. Porozumienie Kobiet 8 Marca, Warszawa
30. Stowarzyszenie Homo Faber, Lublin
31. Stowarzyszenie „Jeden Świat”, Poznań
32. Stowarzyszenie Kobiet Konsola, Poznań
33. Stowarzyszenie Lambda Warszawa, Warszawa
34. Stowarzyszenie na rzecz Kultury i Dialogu 9/12, Białystok
35. Stowarzyszenie Na Rzecz Osób LGBT „Tolerado”, Gdańsk
36. Stowarzyszenie Pro Humanum, Warszawa
37. Stowarzyszenie Rodzin i Opiekunów Osób z Zespołem Downa “Bardziej kochani”, Warszawa
38. Stowarzyszenie Rodzin i Przyjaciół Osób Homoseksualnych, Biseksualnych i Transpłciowych Akceptacja, Warszawa
39. Stowarzyszenie W stronę dziewcząt, Warszawa
40. Związek Nauczycielstwa Polskiego, Warszawa
41. Żydowskie Stowarzyszenie Czulent, Kraków

Do wiadomości:
 Pani Joanna Kluzik-Rostkowska, Minister Edukacji Narodowej
 Pani prof. Lena Kolarska-Bobińska, Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego
 Pani dr Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, Pełnomocniczka Rządu ds. Równego Traktowania
 Pani prof. Irena Lipowicz, Rzecznik Praw Obywatelskich



************************************************************************
ODPOWIEDŹ NA LIST OTWARTY














Warszawa, 28 stycznia 2014 r.

Szanowna Pani
Marta Rawłuszko
Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej


Szanowna Pani,
przesłanie w imieniu aż 41 organizacji pozarządowych (łącznie ze związkiem zawodowym) na adres Przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN Listu Otwartego świadczy o podzielaniu troski o kwestie realizacji idei tolerancji, przeciwdziałania dyskryminacji i równości, także w procesie wychowania przedszkolnego. Właśnie w takim duchu została przygotowana opinia ekspertów zadaniowego Zespołu Edukacji Elementarnej przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN o programie „Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć” autorstwa Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej oraz Ewy Rutkowskiej.

Wśród członków Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN są profesorowie, którzy od kilkudziesięciu lat podejmują w procesie badawczym i kształcenia kadr nauczycielskich oraz pedagogicznych właśnie tę problematykę, jak: Maria Dudzikowa, Zbigniew Kwieciński, Maria Czerepaniak-Walczak, Tomasz Szkudlarek, Edyta Gruszczyk-Kolczyńska, Kazimierz Przyszczypkowski, Dorota Klus-Stańska, Janusz Gęsicki, Józefa Bałachowicz, Mirosław J. Szymański, Barbara Kromolicka, Tadeusz Lewowicki, Zbyszko Melosik, Teresa Hejnicka-Bezwińska, Stefan M. Kwiatkowski, Marek Konopczyński, Henryka Kwiatkowska czy moja osoba. Przewodnicząca zespołu zadaniowego Edukacji Elementarnej przy KNP PAN, specjalistka w zakresie edukacji przedszkolnej - pani prof. APS dr hab. J. Bałachowicz - zgodnie z obowiązującą w Komitecie procedurą - przeprowadziła w środowiskach uniwersyteckich naszego kraju konsultacje naukowe, na podstawie których została przygotowana przez Nią opinia o w/w programie. Jej treść jest rzeczowa, metodologicznie poprawna, zgodna z obowiązującymi w pedagogice przedszkolnej i psychologii wieku dziecięcego standardami wspomagania rozwoju małego dziecka z uwzględnieniem obowiązującego w III RP prawa.

Komitet Nauk Pedagogicznych PAN nie inicjuje i nie zajmuje się ideologicznymi kwestiami, które usiłuje się przypisać ekspertyzie jednego z jego Zespołów, ani też nie zajmuje stanowiska wobec medialnych sporów, jakie są prowadzone przez różne jego strony, gdyż nasi członkowie są naukowcami i dzielą się swoją wiedzą oraz wynikami wieloletnich często badań o najwyższych standardach w kraju. Profesorowie KNP PAN nie przygotowują recenzji pod oczekiwania jakichkolwiek organizacji, partii politycznych czy związków zawodowych, czym odróżnia się od innych graczy w debacie publicznej. Właśnie dlatego zostali powołani do tej struktury społecznej w tajnych wyborach przez całe środowisko akademickie. Stwierdzenie w Liście Otwartym, że Komitet Nauk Pedagogicznych PAN pod moim przewodnictwem (...) skorzystał ze swojego autorytetu, aby publicznie podważyć wartość jednego z nielicznych równościowych materiałów skierowanych do nauczycieli/nauczycielek przedszkolnych, jednocześnie powstrzymując się od wzięcia odpowiedzialności za zaproponowanie alternatyw i szerokie upowszechnienie lepszych rozwiązań” jest zatem więcej niż nieporozumieniem.

Komitet Nauk Pedagogicznych nie został poproszony o napisanie programu wychowania przedszkolnego, tylko o zaopiniowanie takiego, który już został opublikowany a powstał ze środków publicznych. Państwa List nie zawiera merytorycznych argumentów, które odnosiłyby się do treści opinii zespołu ekspertów KNP PAN, toteż nie będziemy z nim polemizować czy odnosić się do jego treści. Przyjmujemy do wiadomości powstałe emocje czy dysonans poznawczy. Z wynikami prac członków Komitetu, jak i jego działalności można zapoznać się w PAN, gdyż każdego roku przedkładamy stosowne sprawozdania.

Z poważaniem

Przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN

prof. dr hab. Bogusław Śliwerski



Do wiadomości:

Pani Joanna Kluzik-Rostkowska, Minister Edukacji Narodowej
Pani prof. Lena Kolarska-Bobińska, Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Pani dr Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, Pełnomocniczka Rządu ds. Równego Traktowania
Pani prof. Irena Lipowicz, Rzecznik Praw Obywatelskich

30 stycznia 2014

Nowa era w polskiej edukacji

























Kartę "pracy" z zeszytu ćwiczeń dla uczniów klasy III szkoły podstawowej gorąco polecam następującym organizacjom, których liderzy nie mają nic przeciwko temu, by w Polsce dopuszczać do użytku szkolnego materiały dydaktyczne bez recenzji naukowej, ba, bez jakiejkolwiek recenzji, także, gdy dotyczy to poradników dla nauczycieli na temat wychowania, a są to:



1. Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej, Warszawa
2. Amnesty International, Warszawa
3. Centrum Edukacji Obywatelskiej, Warszawa
4. Centrum Inicjatyw UNESCO, Wrocław
5. Centrum Wspierania Partycypacji Społecznej, Gdańsk
6. Ekspedycja w Głąb Kultury, Zabrze
7. Fundacja dla Odmiany, Gdańsk
8. Fundacja Autonomia, Kraków
9. Fundacja Gender Center, Warszawa
10. Fundacja Klamra, Żywiec
11. Fundacja na rzecz Różnorodności Społecznej, Warszawa
12. Fundacja Pozytywnych Zmian, Bielsko-Biała
13. Fundacja Projekt Caracol, Wrocław
14. Fundacja Przestrzeń Kobiet, Kraków
15. Fundacja Rozwoju Dzieci im. Jana Amosa Komeńskiego, Warszawa
16. Fundacja Równość.info, Warszawa
17. Fundacja Równość.org, Kraków
18. Fundacja Trans-Fuzja, Warszawa
19. Grupa Edukatorów Seksualnych PONTON, Warszawa
20. Kampania Przeciw Homofobii, Warszawa
21. Klub Sportowy Chrząszczyki, Warszawa
22. Kolektyw Odrobina Kultury, Warszawa
23. Krytyka Polityczna
24. Kwartalnik kulturalno-polityczny "Bez Dogmatu", Warszawa
25. Nieformalna Grupa Łódź Gender, Łódź
26. Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle'a, Wrocław
27. Partia Zieloni
28. Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego, Warszawa
29. Porozumienie Kobiet 8 Marca, Warszawa
30. Stowarzyszenie Homo Faber, Lublin
31. Stowarzyszenie „Jeden Świat”, Poznań
32. Stowarzyszenie Kobiet Konsola, Poznań
33. Stowarzyszenie Lambda Warszawa, Warszawa
34. Stowarzyszenie na rzecz Kultury i Dialogu 9/12, Białystok
35. Stowarzyszenie Na Rzecz Osób LGBT „Tolerado”, Gdańsk
36. Stowarzyszenie Pro Humanum, Warszawa
37. Stowarzyszenie Rodzin i Opiekunów Osób z Zespołem Downa “Bardziej kochani”, Warszawa
38. Stowarzyszenie Rodzin i Przyjaciół Osób Homoseksualnych, Biseksualnych i Transpłciowych Akceptacja, Warszawa
39. Stowarzyszenie W stronę dziewcząt, Warszawa
40. Związek Nauczycielstwa Polskiego, Warszawa
41. Żydowskie Stowarzyszenie Czulent, Kraków
42. Instytut Spraw Publicznych, Warszawa
43. Fundacja REVERS i Fundacja na rzecz Równości z Wrocławia.



29 stycznia 2014

Samorządowy interwencjonizm oświatowy

W Łodzi już trwa spór o to, że władze samorządowe tego miasta postanowiły określić limity klas (a zatem i przyjęć) do istniejących jeszcze liceów ogólnokształcących. Tego typu interwencjonizm jest niczym innym jak socjalistyczną praktyką polegającą na wtrącaniu się władz edukacji w neoliberalną politykę edukacyjną III RP. To, ilu absolwentów gimnazjów, często z okolicznych powiatów, będzie mogło ubiegać się o miejsce w wymarzonej dla siebie szkole, nie zależy przede wszystkim od jej pojemności architektonicznej (chociaż i ta jest - czy tego chcemy, czy nie - ogranicznikiem, bowiem budynki nie są z gumy balonowej), ale od decyzji organu prowadzącego. Ten bowiem określił sztywny limit oddziałów, jakie będą mogły być uruchomione dla przyszłych pierwszoklasistów-licealistów.

Tym samym młodzież już wie, że to nie ona rozstrzyga o tym, gdzie pragnęłaby się uczyć, ale podmioty zewnętrzne. W ten oto sposób powstał nowy ranking liceów, który w pewnym zakresie pokrywa się z rankingiem osiągnięć szkolnych uczniów oraz jedną skupiającą młodzież z egzystencjalnymi problemami. Mamy zatem "szkoły - łodzie flagowe", jak I, III, IV, XII, XIII, XXI XXIV, XXV, XXVIXXXI, XXXII, XXXIII i XLIV LO, w których dyrektorzy będą mieli prawo organizować nabór do maksymalnie pięciu oddziałów nowych klas pierwszych(a w latach ubiegłych było ich w niektórych liceach po sześć) oraz nową w rankingu grupę liceów. W nich będą mogły powstać co najwyżej po cztery takie klasy, po trzy, lub co gorsza - po dwie i .. tylko po jednej. Tak więc na obrzeżach tego przyzwolenia znajduje się np. XXXV LO - szkoła, która miała być już w stanie likwidacji z powodu zbyt małej liczby chętnych do uczenia się właśnie w niej.

Niektórym liceom przykręcono kurek dopływu, bo zmniejszono limit nowych oddziałów np. z sześciu do pięciu, pięciu do czterech, z czterech do trzech itd. Dyrektorzy jednych szkół średnich już protestują, co jest postrzegane jako oznaka braku solidarności z pozostałymi, którzy też chcieliby kształcić w kierowanych przez siebie placówkach, inni zaś cieszą się, że będą mieli chociaż jeden czy dwa oddziały. Będą mieli? Tak, ale na papierze, bo przecież władze samorządowe nie są w stanie pokierować "strumieniem" kandydatów do tych szkół, do których w ramach pierwszego wyboru zgłosi się zbyt mało kandydatów, by można było uruchomić chociaż jedną pierwszą klasę. Podobnie mogą być sfrustrowani dyrektorzy szkół o tzw. wysokim progu przyjęć, bowiem nie mogą wiedzieć, ilu tegorocznych absolwentów gimnazjów znajdzie się w grupie najwyższych aspiracji i osiągnięć, by ów próg pokonać. Być może będą tworzyć listy rezerwowe, by przyjmować "z łapanki", byle tylko mieć wypełniony limit planowanych oddziałów.

Tak oto szkoły ponadgimnazjalne wchodzą coraz silniej w strategię rywalizacji antagonistycznej, która jest "grą o sumie zerowej", to znaczy, że zysk jednej szkoły jest równoznaczny ze stratą innych szkół. Bunt dyrektorów i rad pedagogicznych jednych liceów z powodu obiecania im w ubiegłym roku zwiększenia limitu oddziałów dla klas pierwszych (a tej obietnicy nie dotrzymano), jest niczym innym, jak z jednej strony próbą wyeliminowania konkurencji za pomocą interwencjonizmu samorządowego, a z drugiej ich ukrytego włączania się w lokalne rozgrywki przedwyborcze, by pomóc lewicy wykosić prawicę, czy na odwrót. Być może zatem nie o dobro uczniów tu chodzi, ani o dobro etyczne (słowność władzy), tylko o wzmocnienie własnego bezpieczeństwa zatrudnienia w zawodzie lub dostanie się do władz samorządowych nowej kadencji. Jak inni będą mieli mniej uczniów, to trudno, niech martwi się przyszła władza o to, co zrobić z nauczycielami i pustoszejącymi budynkami, które trzeba utrzymywać z pieniędzy podatników, płacić za media, utrzymywać kadry administracyjne i nauczycielskie itp., bez względu na to, czy uczniów jest 100 czy 450, albo zaledwie 60.

Do rywalizacji koszącej przeciwnika (wszystko jedno, czy jest nim samorządowa władza, czy kadry innych liceów) wprowadza się argumenty, które de facto nie mają przecież nic wspólnego z wolnościowym prawem młodzieży do wyboru tej a nie innej szkoły. Jak w jednej zabraknie miejsc, to przeniosą się do innej, tylko czy aby dlatego, że rzeczywiście wymarzyli sobie w niej edukację czy - jak sądzą niektórzy nauczyciele - powaliła ich siła i zakres sukcesów, jakie obcy im już uczący się w danej szkole licealiści uzyskali w konkursach czy olimpiadach. Apetyty zresztą rosną w miarę "ględzenia", bo nauczyciele zagrożonego w ub. roku likwidacją liceum, do której nie doszło tylko i wyłącznie w wyniku błędu (a może celowo popełnionego) przez jednego z urzędników Wydziału Edukacji, już podnoszą alarm, że są niesłusznie dyskryminowani prawem do uruchomienia zaledwie jednego oddziału. W ubiegłym roku nie mieli chętnych nawet do jednego, więc skąd są przekonani, że w tym roku będą do nich waliły tłumy pasjonatów uczenia się właśnie w tym, a nie innym LO?

Być może magistrat dobrze oszacował spodziewaną liczbę kandydatów do liceów ogólnokształcących, uwzględniając nie tylko niż demograficzny (w tym roku będzie o ok. 500 kandydatów mniej w stosunku do ubiegłorocznej liczby kończących gimnazja), ale także swoistego rodzaju renesans zainteresowania szkołami technicznymi, zawodowymi czy ruchy migracyjne rodzin z dziećmi w tym wieku. Kto wie, czy interesy gimnazjalistów nie pokrzyżują nawet tak ambitnych planów w zakresie przygotowanej liczby nowych oddziałów? Łódź ulega z każdym rokiem wyludnieniu, gdyż coraz więcej młodych osób wyjeżdża albo do innych miast, albo z rodzicami do innych krajów (za chlebem). Kto jest to w stanie przewidzieć, by po wiosennej rekrutacji zaapelować do kandydatów do samorządów o... zmianę w następnym roku szkolnym poziomu samorządowego interwencjonizmu? Do jesieni będą "gruszki na wierzbie", a po wyborach zacznie się twarda konieczność przygotowywania kolejnych budynków liceów do likwidacji.

A poza tym społeczeństwo zgodziło się na władze polityczne, które promują dominację rynku, interesów gospodarki i przedsiębiorców kosztem (wy-)kształcenia młodych pokoleń. Jeśli minister edukacji w submisji wobec ministra finansów przykręca samorządom kurek z dotacją celową na oświatę, bo władza musi utrzymywać infrastrukturę edukacyjną i realizować konstytucyjne prawo dzieci do publicznej oświaty, ale jak najmniejszym kosztem, to i samorządy zaczynają stosować taktykę godzenia wielu interesów lokalnych.

A może zaniechać interwencjonizmu, jakichkolwiek regulacji formalnych i niech się dzieje wola Nieba. Do którego liceum przyjdą nowi kandydaci, to się ostanie, a może nawet zorganizuje kształcenie na trzy zmiany, byle tylko upchnąć jak najwięcej, a do którego liceum nie przyjdą, to ... też się ostatnie. Populistyczna polityka jest w tym roku w cenie. A kto zapłaci rachunki? ONI.

28 stycznia 2014

Narodowy skandal w planowanym w 2014 r. rozwoju czytelnictwa?

Juliusz Wasilewski pisze pod powyższym tytułem w najnowszym numerze "Biblioteka w Szkole" o tym, jak to nasi politycy postanowili realizować Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa w 2014 r. bez udziału dzieci, młodzieży, szkół i bibliotek szkolnych. Toż to sama esencja teflonowego rządu. Jak trafnie pisze o tym autor felietonu, mamy tu do czynienia z narodowym skandalem w związku z przyjętym przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego planem powyższego anty-rozwoju.

Tego pisma władze MEN nie prenumerują, więc trudno się dziwić, że nie wiedzą, co dzieje się za miedzą, ale i nie muszą, bo w Polsce edukacja została rozparcelowana do różnych resortów, które - zgodnie z ponawianym postulatem polityków i ich idoli - nie przejawiają żadnej współpracy w sprawach fundamentalnych dla wspierania rozwoju młodych pokoleń.

Bibliotekarze szkolni rozpoczęli zbieranie danych, ile pieniędzy przeznacza się z budżetu na zakupy książek, ile sami "organizujemy" darów, a także, jak stare są nasze księgozbiory. Otóż największe kwoty w ramach w/w Programu zostaną przeznaczone na... poprawę infrastruktury bibliotek publicznych (30 mln) i zakup nowości wydawniczych wraz z multimediami dla tej sieci (ok. 23 mln), zaś rynek wydawniczy dostanie dofinansowanie rzędu 7 ml. zł na książki i czasopisma kulturalne.

Proszę sobie wyobrazić, że aż 7 mln zł zostanie wydatkowane na... PROPAGANDĘ, w ramach której będzie się informować społeczeństwo o tym, że ... Program Rozwoju Czytelnictwa jest realizowany i że powinno się czytać! Program nie przewiduje żadnych działań adresowanych bezpośrednio do dzieci i młodzieży, nie przewiduje także pomocy finansowej na zakup nowości wydawniczych dla bibliotek szkolnych (sic!), które nawet nie mogą się ubiegać o takie dotacje. Czyżby w sposób ukryty postanowiono kontynuować ubiegłoroczną akcję likwidowania bibliotek szkolnych? Cóż to, panie Ministrze, społeczeństwo nie widzi, to można to czynić? A gdzież nasi Związkowcy z ZNP, gdzie ministra edukacji? Na nartach w Dolomitach? Co robią posłowie w Sejmie, którzy w dobie kampanii do Europarlamentu będą głosić dobro i troskę o polskie dzieci, o ich wykształcenie?

Czyżby programy rządowe były tworzone pod prywatne spółki, które zarabiają pod szczytnymi hasłami? Kto nimi zarządza? Kto wygrywa przetargi? Wiadomo - beneficjentami nie są dzieci i młodzież. Władza sobie prenumeruje czasopisma i literaturę, więc zatroszczyła się o siebie, o czym pisałem już kilka dni temu. Tak samo jest w pozostałych resortach?

27 stycznia 2014

Światowej sławy socjolog ... z przypadku









Peter L. Berger (amerykański socjolog austriackiego pochodzenia) wydał autobiografię, która jest znakomitą analizą jego drogi do socjologii, do własnej pozycji w tej nauce, ale i w tle także historią dyscypliny naukowej. Dzisiaj należy do jednego z najczęściej cytowanych naukowców w świecie, toteż zapoznanie się z historią jego życia, która zaczyna się tak naprawdę wraz z jego dorosłością pozwala zrozumieć uwarunkowania przebiegu kariery naukowej socjologa. Opowiada on o sobie z całkowitym pominięciem wieku dziecięcego. Odsłania przy tym bardzo konsekwentnie rolę przypadku i umiejętności jego wykorzystania dla własnego rozwoju.

Czytając Bergera przypomniał mi się esej filozoficzny prof. Bogusława Wolniewicza "O idei losu", w której wyróżnił on dwie prostsze idee składowe ludzkiego losu: przeznaczenie (gr. mojra, to, co los nam „przydzielił”) i przypadek (gr. tyche – czyli to, co się nam przytrafia). Los człowieka jest wypadkową tych dwojga. Ktoś odpowie: „Przecież można coś robić!”. Owszem, czasami można. Jednakże to, czy gdzieś można, samo już jest wyrokiem losu, który akurat tutaj zostawił nam jakąś furtkę. (B. Wolniewicz, O Polsce i życiu, 2011, s. 19)

Otóż tak stało się w życiu Petera L. Bergera, którego do napisania historii własnego życia, związanej z początkami rodzenia się jego ścieżki rozwoju i sukcesów w naukach społecznych (a może bardziej nawet w naukach humanistycznych), skłonił zupełny przypadek. Od niego zaczyna zresztą wstęp do autobiografii pt. Adventures of an Accidental Sociologist: How to Explain the World without Becoming a Bore” (2011). Trafiłem na tę książkę w tłumaczeniu na język czeski, bowiem socjologia w tym kraju stoi rzeczywiście na światowym poziomie. W Pradze wydaje się znakomite, rodzime oraz zagraniczne rozprawy i studia badawcze z nauk społecznych i humanistycznych. Te zaś monitoruję i czytam od lat.

Peter L. Berger – jak wspomina w słowie wstępnym – został zaproszony w 2009 r. z wykładem do Budapesztu na Uniwersytet Środkowoeuropejski. Kiedy zapytał organizatorów, o czym miałby mówić, usłyszał, że wszystko jedno, że to zależy od niego. Innymi słowy, niech powie cokolwiek jako ozdoba wielkiej konferencji. Dodali jednak, że nie mieliby nic przeciwko temu, gdyby ten wykład miał charakter „ego-historii”. Pomyślał, że prawdopodobnie pod tym określeniem kryje się oczekiwanie przedstawienia jakiegoś autobiograficznego wątku z jego życia. Tak też uczynił, by sprawić tym nie tylko sobie przyjemność, ale i słuchaczom. Po powrocie z Węgier przystąpił do opisania naukowego życia.

Zacytuję zatem z wstępu odpowiedni akapit, zachęcając państwa do przeczytania książki w oryginale, bo po czesku pewnie niewielu będzie miało taką możliwość:

W tym samym roku, latem miałem rozmowę w Wiedniu z córką mojego przyjaciela. Właśnie zaczęła uniwersyteckie studia na socjologii i była nimi rozczarowana. Przeczytała moją starą książkę „Zaproszenie do socjologii”, toteż oczekiwała poruszających intelektualnie doznań. Zamiast tego strasznie się nudziła. Nie wiem, jakiego rodzaju socjologię wykładano w tamtym czasie na Uniwersytecie Wiedeńskim (kiedy przybyłem po latach do swojego rodzinnego miasta, miałem ważniejsze sprawy do załatwienia, niż kontrolowanie stanu rozwoju austriackiej socjologii). Skoro jednak są tam programy kształcenia, jak w całej Europie czy w Ameryce, to wcale nie byłem zaskoczony, że ta bystra młoda kobieta był znudzona studiami. O socjologii krąży mało dowcipów. Ale jeden z nich wydaje się odpowiadającym tej sytuacji:

Doktor oznajmia pacjentowi, że pozostał mu prawdopodobnie już tylko rok życia. Kiedy chory uporał się z tą dramatyczną diagnozą, pyta go, co by mu doradził.
- Ożeńcie się z socjolożką i przeprowadźcie się do Północnej Dakoty – poradził doktor.
- A to mnie wyleczy?
- Nie, ale ten rok wyda się Panu dzięki temu o wiele dłuższy.
(Dobrodružství náhodného sociologa. Jak vysvětlit svět, a přitom nenudit, tłum. tytułu: Przygody przypadkowego socjologa. Jak wyjaśniać świat a przy tym nie nudzić, Praga 2012, s.5


Ciekawe, czy krążą w Polsce dowcipy o socjologach, pedagogach czy psychologach?