22 maja 2013
Mechanizm n-1
Ledwo wróciłem do kraju, a tu potworna burza, grzmoty i błyskawice medialne i instytucjonalne, jakie pojawiły się w związku z wyrażeniem przez Zespół ds. Polityki Oświatowej Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN opinii na temat projektu nowelizacji Ustawy o systemie oświaty. Skład tego Zespołu i jego opinie są publikowane na stronie KNP PAN. Przewodniczy mu znakomity ekspert od polityki oświatowej, prof. zw. dr hab. Kazimierz Przyszczypkowski z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu. Członkami Zespołu są: prof. zw. dr hab. Czesław Banach (em. prof. Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie), prof. dr hab. Maria Dudzikowa (em. prof. zw. z WSE UAM w Poznaniu), prof. zw. dr hab. Teresa Hejnicka-Bezwińska z UKW w Bydgoszczy, prof. dr hab. Dorota Klus-Stańska z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego i prof. zw. dr hab. Bogusław Śliwerski z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej oraz Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie.
W zależności od rodzaju projektowanych zmian w polskiej oświacie Zespół wypowiada się na ich temat w zależności od tego, czego one dotyczą. Prof. Maria Dudzikowa od lat pisze znakomite książki na temat polityki oświatowej w kraju, paradoksów i pozorów reform, jakie serwuje polskiemu społeczeństwu MEN. Prof. Teresa Hejnicka-Bezwińska jest autorką wyjątkowych analiz krajowych i światowych raportów oświatowych oraz ewolucji polityki oświatowej w Polsce od końca II wojny światowej po czasy nam współczesne, niezależnie od tego, że jeszcze zajmuje się badaniami w obszarze pedagogiki ogólnej. Prof. Dorota Klus - Stańska z UG jest wybitnym dydaktykiem wczesnoszkolnym, mającym w swoim doświadczeniu nauczycielskim m.in. powołanie do życia w l. 90. XX w. nowatorskiej szkoły, w której program, metody i formy kształcenia odpowiadają najnowszym tendencjom w światowej dydaktyce. To ona też przygotowała opinię na temat ostatniego projektu nowelizacji UoSO.
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN działa społecznie. Jego członkowie nie są pracownikami PAN, ale wybranymi przez środowisko naukowe w tajnych wyborach jego przedstawicielami. Na posiedzenia KNP PAN, które dotyczą kluczowych kwestii dla polityki oświatowej czy naukowej w naszym kraju zapraszani są ministrowie, ale nie mają czasu na uczestniczenie w tego typu debatach. Polityka rządzi się innymi prawami, niż oświata i nauka, o czym znakomicie przed laty pisał filozof edukacji prof. Sergiusz Hessen. Rządzący mają prawo nie akceptować opinii, uchwał czy stanowisk eksperckich, które formułowane są nie na zamówienie władzy, nie na umowę o dzieło ze środków unijnych, ale w trosce o dobro publiczne oraz o jawność wyników własnych badań. Tu nie ma żadnego koniunkturalizmu, manipulacji ani ukrytej gry interesów "sił nieczystych".
Żaden z członków KNP PAN nie ubiega się z tego tytułu, jak ma to miejsce w przypadku niektórych celebrytów medialnych, o znalezienie się na liście wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Żaden z członków tego Zespołu nie jest przedstawicielem ugrupowań politycznych, by móc przypisywać mu działania partyjnie opozycyjne czy ukierunkowane na poprawność polityczną. Na szczęście, w odróżnieniu od polityków, potrafimy odróżnić propagandę od wiedzy o procesach, które są kluczowe dla jakości kształcenia i wychowywania młodych pokoleń.
Wczoraj uczestniczyłem w dwóch, kluczowych dla pracy akademickiej, debatach: na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy brałem udział w zorganizowanej po raz pierwszy przez Instytut Pedagogiki Sesji Naukowej Magistrantów. Napiszę jeszcze o niej odrębnie, bo jest to znakomita inicjatywa włączania młodzieży akademickiej do debaty naukowej na podstawie przeprowadzonych przez studentów ostatniego roku studiów II stopnia badań w ramach ich prac magisterskich. Od 8.30 do 16.00 nieustannie bombardowano mnie telefonami, esemesami, pocztą elektroniczną w sprawie wyrażonej przez członków KNP PAN opinii na temat projektowanej nowelizacji Ustawy o systemie oświaty. Dziennikarze telewizji publicznej niemalże "molestowali" mnie w tej korespondencji o wypowiedź. I tak nie opublikowali jej na antenie. Tylko straciłem czas, zamiast wcześniej dojechać do Torunia, gdzie już o godz. 17.00 miałem spotkanie na Wydziale Pedagogicznym UMK w sprawie nowelizacji ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym.
Zabawne, bo wracając do domu, a miałem jeszcze do pokonania ponad 250 km usłyszałem w Polskim Radiu komentarza dziennikarzy, że jesienią ma być odwołana minister edukacji narodowej Krystyna Szumilas (już prowadzi się wywiady z jej następczyniami), natomiast trzech pozostałych ministrów, w tym MNiSW - ma dobrowolnie podać się do dymisji, by móc startować w wyborach do Europejskiego Parlamentu z list PO. Mój społeczny, bezinteresowny wysiłek, by rozmawiać z nauczycielami akademickimi i doktorantami znaczącego w kraju Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK na temat - także absurdów, jakie mają miejsce w ustanowionym prawie, w tym szczególnie wydanych aktach wykonawczych (można o tym przeczytać w najnowszym Komentarzu do w/w Ustawy profesorów H. Izdebskiego i J. Zielińskiego) i o potrzebie zrównoważonego oraz odpowiedzialnego stosowania prawa w postępowaniach na stopnie i tytuł naukowy, by minimalizować nieuzasadnione straty, być może był czasem straconym. Może nawet i lepiej. Resortem będzie prawdopodobnie kierować już inny polityk, a więc jest nadzieja, że chociaż coś zostanie tu naprawione, zmienione, a my - jak słusznie stwierdził jeden z profesorów - nie zdążymy się jeszcze "ześwinić". Takie czasy.
Nie rozumiem szumu, który powstaje w wyniku konsekwentnych działań akademickiego gremium, z którego opiniami w niektórych kwestiach nikt nie chciał się nawet zapoznać, a są one przecież sukcesywnie przekazywane właściwym adresatom, jak i publikowane dla szerszego odbiorcy. Na stronie KNP PAN są zamieszczane wszystkie komunikaty, wskazujące na treść i zakres działań tego gremium. Rozumiem, że sprawa sześciolatków jest "gorącym kartoflem na patelni debaty publicznej i politycznej", ale przecież opinie naukowców nie są dla władzy istotne, więc nie ma o co kruszyć kopii. Jak stwierdził b. opozycjonista a obecnie przedsiębiorca Władysław Frasyniuk w wywiadzie dla Moniki Olejnik w TVN24 - cytując nieżyjącego już prof. B. Geremka - "nie słuchajcie profesorów, bo oni nie mają nic sensownego do powiedzenia. Tak nam się tylko wydaje, gdyż dysponują większym zasobem słów". Ciekawe, czy ten komentarz dotyczył także autora tej wypowiedzi, skoro sam był profesorem? Czy Frasyniuk nie naruszył jego dobrego imienia? Nagle właściciel przedsiębiorstwa transportowego staje się ekspertem od pedagogiki wczesnoszkolnej? To mamy kolejnego celebrytę od edukacji. To już nie tylko jeden z filozofów kreuje się na znawcę tej problematyki. Teraz nadszedł czas na klasę przedsiębiorców. Tą arogancją wobec ludzi nauki ów interlokutor jedynie potwierdził, że na edukacji zna się każdy, więc nie tylko ma prawo o niej mówić, co mu ślina przyniesie na język, ale i degradować opinie tych, którzy mają w tej dyscyplinie odpowiednie kompetencje. No cóż, psycholog prof. Józef Kozielecki określa kryjący się za tego typu wypowiedziami "mechanizm n-1", to znaczy: "n"= wszyscy są głupi, tylko (-1) nie ten, który tak o nich sądzi.
21 maja 2013
Niecodzienna codzienność Złotej Pragi
Zamieszczam kilka fotografii z moich spotkań z niecodzienną codziennością w stolicy Czech - Pradze:
1) Nosił Pepik Koreankę ...
2) "Rybki" w akwarium, czyli czarne stopy
3) "Szara" uliczka w Pradze ...
4) Malowanie ogniem i pędzlem
5) Poznawanie Pragi z mapą lub w balonie, czyli wielokulturowść
6) Poezja śpiewana i grana
7) Na lotnisku pusty plac zabaw, bo dzieci są już "tabletowe"
8) Czy(m) on tak się zmęczył?
9) Spotkał ją Twardowski
20 maja 2013
Pedagogika (p)o holocauście
Właśnie ukazała się rozprawa dr Aleksandry Boroń z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu pt. Pedagogika (p)o holocauście. Pamięć. Tożsamość. Edukacja, (Poznań 2013, s. 264), w której autorka podejmuje problem o szczególnej wadze, i to nie tylko ze względu na wciąż poddawane szerokim debatom publicznym problemy pamięci o holocauście, ale także na relacje międzykulturowe w polskim społeczeństwie. Od ponad dwudziestu czterech lat wolności społeczno-politycznej i gospodarczej naszego kraju musimy zmierzać się także ze zjawiskami upominania się różnych grup wyznaniowych, narodowościowych, społecznych czy kulturowych o poszanowanie nie tylko ich dziedzictwa, ale także ich praw do własnej odrębności.
Rozprawa poznańskiej pedagog znakomicie wpisuje się w cykl humanistycznych debat: od Theodore'a Adorno – „Wychowanie po Oświęcimiu” po współczesne, nawiązujące do tragicznych skutków wojen międzykulturowych i terroryzmu – „Wychowanie po 11 września”. Słusznie wyostrza się w tej monografii pytanie: Co dalej z pedagogiką (p)o holocauście? Czy jest jeszcze szansa na to, by przywrócić w dyskursie naukowym konieczność kontynuowania debat o istocie wychowania autorytarnego, przemocy w świecie i możliwej jeszcze nań reakcji podmiotów i, instytucji i środowisk odpowiedzialnych za socjalizację dzieci, młodzieży i dorosłych?
Autorka znakomicie przybliża nam znaczenia tak kluczowych pojęć, jak holocaust, zagłada, Szoa, Jizkor. Jej analizy dotyczą wstrząsających wydarzeń, które nie mogą ulec zapomnieniu, upominając się o pamięć społeczną, historyczną oraz refleksję nad odradzającymi się w różnych częściach świata idei czy praktyk wpisujących się w dehumanizację i wciąż przecież mające miejsce akty ludobójstwa. Niezwykle istotne są nie tylko wyjaśnienia kluczowych dla tego dyskursu pojęć, ale i tych uwarunkowań, które w dyskursie naukowym pozwalają nam na zrozumienie, czym był Holocaust i czym staje się we współczesnym świecie. Poznajemy przy tej okazji kulturę żydowską związaną z pamięcią o zmarłych.
Wysoką wartość poznawczą wnoszą przywoływane przez A. Boroń poglądy czy sądy teoretyczne nieobecnych i niedostępnych wciąż w kraju tekstów humanistów zajmujących się problematyką zagłady Żydów. Wątki naukowe mieszają się tu z kulturowymi, społeczno-politycznymi, historycznymi, czyniąc z tekstu postmodernistyczną próbę przybliżenia kwestii trudnych i bolesnych w sposób wieloaspektowy. Autorka pozwala nam zrozumieć jakże różne podejścia samych Żydów do Holocaustu, do uwarunkowań ich własnej tożsamości, ale i odsłania egzotyzację tradycji, obyczajów, przekazy literackie i filmowe na ten temat.
Rozprawa ma interesująca strukturę i stylistykę narracji, bowiem Autorka korzysta zarówno z pedagogiki krytycznej, socjologicznych teorii funkcjonalno-strukturalnych, jak i analiz socjokulturowych, nauk o sztuce, teologii i historii, dzięki czemu czyta się tę rozprawę z dużym zainteresowaniem. Aleksandra Boroń stawia ważne pytanie także o to, jak edukować następne pokolenia, jak przechowywać w społecznej pamięci tak tragiczne wydarzenia, by dziedzictwo traumy przeszłości mogło być zarazem źródłem zmiany społecznej w XXI w. Jak stwierdza we "Wstępie": Poprzez analizę przeszłości i konsekwencji zdarzeń jakie miały miejsce w historii można wypracować lub przynajmniej starać się wypracować metody, które zapobiegną masowej społecznej destrukcji, czym niewątpliwie jest zabijanie ludzi. (s.10)
Wyeksponowanie w podtytule trzech kategorii pojęciowych ma tu znaczącą rolę, bowiem wyraźnie utwierdza nas w potrzebie koncentrowania uwagi nie tylko na pamięci, tożsamości, ale i roli edukacji. Niezwykle trafnie dokonuje tu rozróżnienia na pamięć i postpamięć w sytuacji, gdy w ponowoczesnych społeczeństwach nostalgia miesza się z komercją, tragizm ludzkiego życia z codziennymi doświadczeniami o kolejnych wojnach, formach przemocy czy terrorystycznych atakach zamazywanych propagandową „papką” z życia polityków, VIP-ów i młodzieżowych idoli.
Mamy w poprawionej wersji pracy nareszcie bardzo dobrze uzasadnioną metodologię własnych badań. Autorka nie tylko właściwie – chociaż słusznie wybiórczo – przedstawia nam różne podejścia do dyskursów naukowych, ale sama dokonuje takiego wyboru jego rozumienia, który staje się podstawą do jej własnych badań. Książka jest bogata źródłowo, erudycyjna, a przy tym niezwykle wartościowa poznawczo i inspirująca praktykę edukacyjną. Otrzymujemy głęboko pedagogiczne studium o Holokauście, które jest kluczowe dla wychowywania kolejnych pokoleń do cywilizacji miłości i pokoju, a nie śmierci, to piękne upomnienie się o budowanie świata humanistycznego określanego przez Bogdana Suchodolskiego mianem – imperium hominis.
Jest to monografia niezwykle potrzebna w polskim społeczeństwie pedagogom, nauczycielom, by mogli dowiedzieć się, zrozumieć, współprzeżywać znakomicie zrekonstruowane tu kategorie społeczne i krytycznie zastanowić się nad tym, jak włączyć się w bieg zdarzeń powstrzymując w nich, redukując lub sublimując pedagogicznie wciąż obecną przemoc w codzienności życia. Szczególnie teraz, kiedy historiografowie, badacze trendów globalnych, politycznych ostrzegają przed odnawiającą się na kontynencie europejskim falą z jednej strony walki z religijnością, chrześcijaństwem, a z drugiej strony ruchami neonazistowskimi, anarchistyczno-lewicowymi i resentymentem za silnym przywództwem, neo-autorytaryzmem.
18 maja 2013
Gimnazjalista w rodzinie i szkole - jak wychowywać, aby go nie zabić i aby on nie zabił ciebie?
To temat spotkania dla rodziców i nauczycieli w ramach XX Łódzkich Dni Rodziny, które odbędzie się w środę, 22 maja 2013 r. w Centrum Służby Rodzinie w Łodzi, ul. Broniewskiego 1a. Jeśli ktoś jest zainteresowany tym problemem, to może jeszcze zarejestrować swój udział. Spotkania są otwarte, bezpłatne, a przy tym - jak każdego roku - oferują bardzo interesujące wprowadzenia i analizy przez ekspertów z różnych dziedzin.
Często „gimnazjum” i „gimnazjalista” kojarzy się wielu osobom z patologiami, dysfunkcjami, przemocą, uzależnieniami, czy po prostu głupotą. Każdy z nas był kiedyś dzieckiem, które stało się dorosłym. Czy współcześni gimnazjaliści są gorsi, niż 13-16-latkowie kilkadziesiąt lat temu? Może to nie oni mają problemy, ale my po prostu sobie nie radzimy? Organizatorzy zapraszają zatem rodziców i nauczycieli na spotkanie z praktykami, którzy lubią gimnazjalistów, a gimnazjaliści lubią ich.
W programie przewiduje się następujące wprowadzenia - prezentacje:
Godz. 1830 Panel dyskusyjny:
Prowadzenie: Tomasz Bilicki, Centrum Służby Rodzinie w Łodzi
Wychowanie gimnazjalisty – 7 najczęstszych błędów wychowawczych
- Joanna Streit-Wlaźlak, trener-terapeuta umiejętności wychowawczych
Internecie, ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił - o komputerach, Internecie, smartfonach i grach.
- dr hab. Jacek Pyżalski, pedagog z UAM w Poznaniu;
Szkoła to nie WC - gimnazjalista chyba nie musi do niej chodzić codziennie?
- o motywowaniu do nauki i relacji rodziców ze szkołą oraz szkoły z rodzicami.
- Krzysztof Durnaś, dyrektor szkoły
Gimnazjalista = alkohol, narkotyki, agresja? - o demoralizacji oraz odpowiedzialności prawnej młodzieży.
- podinsp. Włodzimierz Sokołowski, funkcjonariusz Policji
Seks i te najstraszniejsze tematy. Mówić, nie mówić? Może lepiej niech powie szkoła? O uczeniu odpowiedzialności i codziennych wyborach.
- Magdalena Ogrodowczyk, doradca rodzinny
Czy parkour, motocykle i wieczorne spacery z kolegami są bardzo niebezpieczne? - o fascynacjach gimnazjalistów i panice dorosłych.
- ks. Michał Misiak, duszpasterz młodzieży.
Po panelu dyskusyjnym (około godz. 20.00), przy kawie i herbacie, indywidualne i grupowe konsultacje z panelistami.
Wstęp wolny.
17 maja 2013
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN o projekcie nowelizacji ustawy oświatowej
w związku ze skierowanym do Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN projektem nowelizacji Ustawy o systemie oświaty, przedstawiam poniżej opinię Zespołu Problemowego ds. Polityki Oświatowej KNP PAN., którą przygotowała prof. dr hab. Dorota Klus-Stańska z Uniwersytetu Gdańskiego.
Jedynym elementem proponowanej Ustawy, który jest korzystny z punktu widzenia edukacji szkolnej i objętych nią uczniów, jest ograniczenie liczby uczniów w klasach I-III szkoły podstawowej do 25. Natomiast całość propozycji obniżenia wieku szkolnego należy ocenić negatywnie. Taka ocena wynika z bardzo licznych przesłanek:
1. Ministerialnej decyzji dotyczącej już wejścia sześciolatków do szkół towarzyszyły i towarzyszą niepokoje społeczne, które osiągnęły zaskakujące rozmiary. Świadczy to dobitnie o niechęci rodziców wobec tej zmiany, a oni właśnie powinni dla rządu stanowić kluczowego partnera w debatach na temat dzieci. W prawdziwie demokratycznym państwie opinie i głosy społeczne, szczególnie te, których zasięg jest tak szeroki, są uważnie brane pod uwagę.
W takiej sytuacji odpowiedź MEN na negatywne reakcje społeczne, która przybrała postać znacznie dalej posuniętych decyzji o obniżeniu wieku szkolnego, jest wyrazem cynizmu i demonstracji skrajnej arogancji władzy.
2. Szkoły nie są przygotowane do przyjęcia młodszych dzieci. Do pewnego stopnia można jedynie wykazać ich względnie dobre wyposażenie materialne, choć z raportu NIK, która wytypowała 32 szkoły z 16 województw wynika, że tylko 6 z nich spełnia oczekiwania.
3. Braki w przygotowaniu szkół pod względem prawnym, kadrowym i organizacyjnym są drastyczne i dotyczą m.in. nauczycieli przygotowanych profesjonalnie do zajmowania się dziećmi w tym wieku, rozwiązań całodziennej opieki, wykraczającej poza plan zajęć, regulacji dotyczących okresu wakacji szklonych, terenów zabaw itd.
4. Szkolnictwo początkowe budzi bardzo wiele zastrzeżeń i niepokojów i to one powinny być przede wszystkim tematem zainteresowania MEN i one powinny być usunięte przed jakąkolwiek decyzją o obniżeniu obowiązku szkolnego. Obraz szkoły, jaki wynika z badań pedagogów wczesnej edukacji (m.in. D. Klus-Stańskiej, M. Nowickiej, E. Gruszczyk-Kolczyńskiej, A. Nowak-Łojewskiej, J. Bałachowicz, M. Wiśniewskiej-Kin, M. Szczepskiej-Pustkowskiej, E. Zalewskiej, M. Żytko, A. Kalinowskiej i wielu innych), jest dramatyczny i ukazuje spustoszenia, jakie wywołuje wczesna edukacja szkolna: skrajne nieprzystosowanie szkoły do młodszych uczniów, przestarzałą metodykę, brak aktywności badawczej na lekcjach, incydentalność współpracy grupowej, stereotypizację postaw społecznych i stygmatyzację odmienności, wydziedziczanie z kultury macierzystej i macierzystego języka, opresyjną dyscyplinę ciszy i znieruchomienia, organizację przestrzeni klasy rodem z XIX wieku, a więc ogólnie: mamy szkołę, która zamiast integrować cokolwiek zgodnie z swoimi założeniami ma charakter dezintegrujący wiedzę i poczucie tożsamości dzieci, obniżający kompetencje społeczne, wywołujący brak poczucia sprawstwa, postawy rywalizacyjne i lękowe.
5. Polska szkoła uprzedmiotawia uczniów, prowadzi wieloletni trening antydemokratycznych wdrożeń z kultem tzw. poprawnej odpowiedzi, traktowanej jako jedyna słuszna, i kolektywnym myśleniem, inercyjnie celebrowanym od czasów komunizmu. Jeśli zestawić to ze stosunkiem Minister K. Szumilas do społeczeństwa, chciałoby się powiedzieć – taka Minister jaka szkoła.
6. Wyniki badań wyników nauczania w klasach początkowych, jakie osiągają oni w badaniach międzynarodowych, są dla Polski kompromitujące. Nasi uczniowie plasują się poza Europą, a relatywnie lepsze rezultaty osiągają w zakresach, których szkoła jeszcze nie realizowała, a więc nie zdążyła wygasić osobistych kompetencji dzieci i ich spontanicznie stosowanych strategii myślenia (to zjawisko znajduje potwierdzenie także w badaniach międzynarodowych, które obejmują wyższe szczeble edukacji – polscy uczniowie są relatywnie najlepsi w zakresie zadań, których szkoła ich jeszcze nie uczyła!).
7. Poprawę wyników naszych starszych uczniów, jaką możemy obserwować w ostatnich edycjach badań międzynarodowych PISA) poprzedził lawinowy wzrost korepetycji i prywatnych kursów, jaki miał miejsce po wprowadzeniu egzaminów zewnętrznych do naszego systemu oświatowego. Każdy kto chce odnieść jakikolwiek sukces w polskiej szkole, uczęszcza na prywatne zajęcia, bo szkoła jest okazuje się niewydolna. Na korepetycje uczęszczają już uczniowie klas początkowych! Czy niedługo pójdą na nie 6-latki i ich młodsze rodzeństwo? Jeśli dodamy do tego niespotykane w innych krajach rozmiary prac domowych (które zawłaszczają niemal cały wolny czas, jaki powinien być spożytkowany na przeżywanie dzieciństwa), oczekiwanie ze strony szkół, że rodzice będą pomagać dzieciom w ich odrabianiu (co w innych krajach traktowane jest jako oszustwo edukacyjne) oraz fakt znacznego zróżnicowania wyników nauczania przez środowisko zamieszkania (znacząco lepsze wyniki osiągają uczniowie z dużych ośrodków, w których mamy do czynienia ze skupieniem inteligencji oraz infrastruktury edukacyjnej i kulturalnej), staje się jasne, że polscy uczniowie uczą się nie w szkole, ale poza szkołą, dzięki dramatycznemu wysiłkowi finansowemu polskich rodzin. Natomiast uczniowie z obszarów deprywacji edukacyjnej i środowiskowej są skazani na klęskę szkolną i wykluczenie kulturowe.
8. Dlatego właśnie, choć idea obniżania wieku szkolnego jest trafna w swojej istocie, jednak przed jej wdrożeniem konieczne jest bardzo poważne zreformowanie działania szkoły. W takiej sytuacji jak obecnie, dzieci, które na poziomie przedszkoli mają jeszcze szansę rozwoju poznawczego, społecznego i emocjonalnego, znajdą się w placówkach, w których wsparcie tego rozwoju jest więcej niż problematyczne.
9. Zrzucanie obowiązku zapewnienia warunków do znacznie wcześniejszej edukacji na barki gmin dowodzi rażącej nieodpowiedzialności Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wprowadzanie nieprzemyślanych reform, których koszty ponoszą inni, jest przejawem bezmyślności, niedojrzałości politycznej i niebezpiecznego społecznie braku zdolności do przewidywania. Musi prowadzić do dalszego obniżania jakości pracy szkół, zwłaszcza na terenach uboższych, pogłębiających się różnic edukacyjnych i drastycznego wzrostu rozwarstwienia społecznego.
Jedynym elementem proponowanej Ustawy, który jest korzystny z punktu widzenia edukacji szkolnej i objętych nią uczniów, jest ograniczenie liczby uczniów w klasach I-III szkoły podstawowej do 25. Natomiast całość propozycji obniżenia wieku szkolnego należy ocenić negatywnie. Taka ocena wynika z bardzo licznych przesłanek:
1. Ministerialnej decyzji dotyczącej już wejścia sześciolatków do szkół towarzyszyły i towarzyszą niepokoje społeczne, które osiągnęły zaskakujące rozmiary. Świadczy to dobitnie o niechęci rodziców wobec tej zmiany, a oni właśnie powinni dla rządu stanowić kluczowego partnera w debatach na temat dzieci. W prawdziwie demokratycznym państwie opinie i głosy społeczne, szczególnie te, których zasięg jest tak szeroki, są uważnie brane pod uwagę.
W takiej sytuacji odpowiedź MEN na negatywne reakcje społeczne, która przybrała postać znacznie dalej posuniętych decyzji o obniżeniu wieku szkolnego, jest wyrazem cynizmu i demonstracji skrajnej arogancji władzy.
2. Szkoły nie są przygotowane do przyjęcia młodszych dzieci. Do pewnego stopnia można jedynie wykazać ich względnie dobre wyposażenie materialne, choć z raportu NIK, która wytypowała 32 szkoły z 16 województw wynika, że tylko 6 z nich spełnia oczekiwania.
3. Braki w przygotowaniu szkół pod względem prawnym, kadrowym i organizacyjnym są drastyczne i dotyczą m.in. nauczycieli przygotowanych profesjonalnie do zajmowania się dziećmi w tym wieku, rozwiązań całodziennej opieki, wykraczającej poza plan zajęć, regulacji dotyczących okresu wakacji szklonych, terenów zabaw itd.
4. Szkolnictwo początkowe budzi bardzo wiele zastrzeżeń i niepokojów i to one powinny być przede wszystkim tematem zainteresowania MEN i one powinny być usunięte przed jakąkolwiek decyzją o obniżeniu obowiązku szkolnego. Obraz szkoły, jaki wynika z badań pedagogów wczesnej edukacji (m.in. D. Klus-Stańskiej, M. Nowickiej, E. Gruszczyk-Kolczyńskiej, A. Nowak-Łojewskiej, J. Bałachowicz, M. Wiśniewskiej-Kin, M. Szczepskiej-Pustkowskiej, E. Zalewskiej, M. Żytko, A. Kalinowskiej i wielu innych), jest dramatyczny i ukazuje spustoszenia, jakie wywołuje wczesna edukacja szkolna: skrajne nieprzystosowanie szkoły do młodszych uczniów, przestarzałą metodykę, brak aktywności badawczej na lekcjach, incydentalność współpracy grupowej, stereotypizację postaw społecznych i stygmatyzację odmienności, wydziedziczanie z kultury macierzystej i macierzystego języka, opresyjną dyscyplinę ciszy i znieruchomienia, organizację przestrzeni klasy rodem z XIX wieku, a więc ogólnie: mamy szkołę, która zamiast integrować cokolwiek zgodnie z swoimi założeniami ma charakter dezintegrujący wiedzę i poczucie tożsamości dzieci, obniżający kompetencje społeczne, wywołujący brak poczucia sprawstwa, postawy rywalizacyjne i lękowe.
5. Polska szkoła uprzedmiotawia uczniów, prowadzi wieloletni trening antydemokratycznych wdrożeń z kultem tzw. poprawnej odpowiedzi, traktowanej jako jedyna słuszna, i kolektywnym myśleniem, inercyjnie celebrowanym od czasów komunizmu. Jeśli zestawić to ze stosunkiem Minister K. Szumilas do społeczeństwa, chciałoby się powiedzieć – taka Minister jaka szkoła.
6. Wyniki badań wyników nauczania w klasach początkowych, jakie osiągają oni w badaniach międzynarodowych, są dla Polski kompromitujące. Nasi uczniowie plasują się poza Europą, a relatywnie lepsze rezultaty osiągają w zakresach, których szkoła jeszcze nie realizowała, a więc nie zdążyła wygasić osobistych kompetencji dzieci i ich spontanicznie stosowanych strategii myślenia (to zjawisko znajduje potwierdzenie także w badaniach międzynarodowych, które obejmują wyższe szczeble edukacji – polscy uczniowie są relatywnie najlepsi w zakresie zadań, których szkoła ich jeszcze nie uczyła!).
7. Poprawę wyników naszych starszych uczniów, jaką możemy obserwować w ostatnich edycjach badań międzynarodowych PISA) poprzedził lawinowy wzrost korepetycji i prywatnych kursów, jaki miał miejsce po wprowadzeniu egzaminów zewnętrznych do naszego systemu oświatowego. Każdy kto chce odnieść jakikolwiek sukces w polskiej szkole, uczęszcza na prywatne zajęcia, bo szkoła jest okazuje się niewydolna. Na korepetycje uczęszczają już uczniowie klas początkowych! Czy niedługo pójdą na nie 6-latki i ich młodsze rodzeństwo? Jeśli dodamy do tego niespotykane w innych krajach rozmiary prac domowych (które zawłaszczają niemal cały wolny czas, jaki powinien być spożytkowany na przeżywanie dzieciństwa), oczekiwanie ze strony szkół, że rodzice będą pomagać dzieciom w ich odrabianiu (co w innych krajach traktowane jest jako oszustwo edukacyjne) oraz fakt znacznego zróżnicowania wyników nauczania przez środowisko zamieszkania (znacząco lepsze wyniki osiągają uczniowie z dużych ośrodków, w których mamy do czynienia ze skupieniem inteligencji oraz infrastruktury edukacyjnej i kulturalnej), staje się jasne, że polscy uczniowie uczą się nie w szkole, ale poza szkołą, dzięki dramatycznemu wysiłkowi finansowemu polskich rodzin. Natomiast uczniowie z obszarów deprywacji edukacyjnej i środowiskowej są skazani na klęskę szkolną i wykluczenie kulturowe.
8. Dlatego właśnie, choć idea obniżania wieku szkolnego jest trafna w swojej istocie, jednak przed jej wdrożeniem konieczne jest bardzo poważne zreformowanie działania szkoły. W takiej sytuacji jak obecnie, dzieci, które na poziomie przedszkoli mają jeszcze szansę rozwoju poznawczego, społecznego i emocjonalnego, znajdą się w placówkach, w których wsparcie tego rozwoju jest więcej niż problematyczne.
9. Zrzucanie obowiązku zapewnienia warunków do znacznie wcześniejszej edukacji na barki gmin dowodzi rażącej nieodpowiedzialności Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wprowadzanie nieprzemyślanych reform, których koszty ponoszą inni, jest przejawem bezmyślności, niedojrzałości politycznej i niebezpiecznego społecznie braku zdolności do przewidywania. Musi prowadzić do dalszego obniżania jakości pracy szkół, zwłaszcza na terenach uboższych, pogłębiających się różnic edukacyjnych i drastycznego wzrostu rozwarstwienia społecznego.
16 maja 2013
Naukowcy nie tylko z państw Unii Europejskiej protestują przeciwko opresji rynku
Może ktoś chciałby zapoznać się z treścią protestu naukowców, dla których niszczenie nauki przez biurokrację unijną i neoliberalną doktrynę polityczną (w tym submisyjne wobec nich postawy rządów państwa członkowskich) powinno skutkować ruchem akademickiego oporu. Treść listu otrzymaliśmy od fizyków teoretycznych (jeden z nich jest z Heildebergu). Dziękuję za jego udostępnienie prof. Marii Czerepaniak-Walczak z Uniwersytetu w Szczecinie. Moim zdaniem zasługuje on na upowszechnienie:
Dear Colleagues,
please consider our initiative which is open on http://support-education-eu.itp.uni-heidelberg.de/
trying to assist education in EU countries under serious economic pressure. We would like to ask you to sign it ,and it would be very helpful if you could forward the above link to people interested in education in your environment - institute,college, school,company,faculty, university...
It would also be very helpful if you could induce people of your acquaintance, especially from afflicted EU countries to provide information about concrete problems in their countries - including financial cuts and mismanagement - and to suggest useful actions which may profit from EU support in order to get a positive gradient again. They could directly write to us as indicated on the home-page.
This initiative is meant to show our concern,to raise awareness,to present a discussion platform, and to suggest possible assistance programs centered on education.This should motivate regional and European authorities to increase the efforts in this direction.
With our best regards, Michael Schmidt and Ion-Olimpiu Stamatescu
Oto pierwsi sygnatariusze protestu: Who has signed "support-education-eu"?
Tymczasem w kraju portal księgarski prezentuje rozmowę Gabriela Leonarda Kamińskiego z prof. dr hab. Lechem Witkowskim na temat rozmijania władzy z autorytetem. Zachęcam do lektury tego wywiadu, bo politycy i tak czytają i oglądają samych siebie. Oto fragmenty na zachętę:
Decydenci, władza i politycy to na ogół niestety zupełnie inny świat niż świat ludzi żyjących książkami, badaniami, ideami, w skupieniu sprawdzanymi, studiowanymi źródłowo. Ten pierwszy to świat blichtru, układów, fałszywych uprzejmości lub pyskówek, medialnych popisów, bezmyślnego albo cynicznego powtarzania banałów albo absurdów jak mantry. Wystarczy sprawdzić ich gospodarkę czasem: kto ile czasu przeznacza na rozwój duchowy, a kto rozpycha się i stabilizuje w mechanizmach marazmu, w których czuje się jak ryba w wodzie. Będę szczery do bólu: dotyczy to niestety także władzy w świecie samej nauki. (...)
********************************************************************************************
Mam dojmujące wrażenie, że politycy się nie uczą, nie potrzebują mądrzejszych od siebie, władza na ogół funkcjonuje nie mając czasu na uczenie się, więc i słuchać uczących się nie muszą ci, którzy zaszczycają, zagajają, czy podsumowują, albo decydują. Im dłużej chcą się trzymać tym mniej czasu muszą ( a nawet mogą) poświęcać na finezję i głębię. Doskonalenie duszy nie zwiększa szans wyborczych czy w układach i bywa już zbędne. Zawsze w końcu, mając większość mogą przegłosować wszystko, a będąc w mniejszości przypisują sobie absurdalne "zbójeckie prawo", pozwalające im być automatycznie przeciw, bo o to rzekomo zawsze w demokracji chodzi. To jest chore. Spełnia się teza Zygmunta Baumana o "końcu kultury uczenia się". Jeszcze jeden powód na obnażenie tego, jak bardzo fikcyjne jest hasło "społeczeństwa wiedzy". (...)
********************************************************************************************
W świecie coraz bardziej ostentacyjnie nonszalanckim kulturowo, narcystycznym, a z drugiej strony manipulującym demokracją w trybie budowania obwarowań proceduralnych, zwalniających z myślenia, z odpowiedzialności, coraz trudniej natrafić na jednostki chcące się liczyć z powagą, głębią namysłu, gotowych rozważać dylematy, zawieszać własne pewności czy roszczenia, podejmować wysiłki rozpoznawania złożoności, inwestować we własny rozwój. Nie darmo też wręcz humorystycznie brzmią rozmaite biurokratyczne ustalenia eurokratów, czy parametryzacje, wygodne i często zabójcze. Szaleństwo ciułania punktów, jako podstawy rzekomo koniecznej do miarodajnej oceny, powoduje, że więcej się dostaje punktów za tekst artykułu w uznanym czasopiśmie niż za wiele lat powstającą monografię. Wygoda zwolnienia z myślenia i zastępowanie własnej odpowiedzialności szaleństwem sztywnych wyznaczników stają się chorobą, a nawet stanem patologicznym chronionym już systemowo. (...)
********************************************************************************************
Proszę nie zapominać, że z jednej strony jesteśmy jeszcze spadkobiercami PRL, ale już pracujemy na swoją zgubę rozmaitymi rozwiązaniami neo i pseudo-liberalnymi. Nadal działa mechanizm: nie narażać się krytyką, bo od nich zależy nasza dotacja ministerialna. Świat nauki, czy lepiej: instytucji naukowych, nie wyłączając uniwersytetów pełen był zawsze ludzi żerujących na autorytecie 'świątyni wiedzy', karierowiczów mylących kapitał władzy i układy z kapitałem symbolicznym. Nie wiem czy tak jest we wszystkich naukach, ale w środowiskach które znam, pełno jest po dziś osób, także we władzach akademickich, potwierdzających kopernikańską zasadę, że pieniądz gorszy wypiera lepszy. Miernota się rozpiera i staje hamulcowymi, za wygodnym przyzwoleniem słabej, czy tylko chcącej spokoju, większości. (...)
********************************************************************************************
Oczywiście do żadnego ministerstwa się nie wybieram, bo szkoda mi czasu. Reformę Ministerstwa trzeba by zacząć od przyjęcia do jego pracy aksjomatów chroniących przed rozpasanym szaleństwem ręcznego sterowania obrosłym biurokratyzacją i niemądrym formalizmem. Na zatrzymanie pędzącej "szalonej lokomotywy" nigdy nie jest za późno, choć może być bliżej do katastrofy. Po pierwsze, trzeba by uznać podmiotowość korporacyjną środowiska nauki, a nie widzimisię władzy. Niemal się robi obecnie pewne, że jak Pani Minister coś podpisze to wyjdą absurdy, a jak dostanie lepszą i gorszą propozycję to wybierze gorszą, z punktu widzenia oczekiwań środowiska, nawet tak miarodajnego jak PAN, czy CK. (...) Za chwilę to będzie świat pełen orwellizacji, czyli nazywania na papierze sytuacji tak, jak chce Ministerstwo i jego kontrolerzy z Polskiej Komisji Akredytacyjnej i to niezgodnie ze stanem faktycznym. Opowieści o tym jak się sprawdza i czego się wymaga od uczelni wyższych w ramach tzw. kontroli zaczynają krążyć jak dowcipy, rzecz tylko w tym, że dość ponure. Nikt nie pyta o poziom kształcenia, a nalega się na tony bibuły łatwej zresztą do preparowania dla cyników. Świat cynizmu to chyba tu lepsze określenie niż świat głupoty. Ale nie wiem, które jest bardziej adekwatne. W każdym razie, zbyt często cofamy się ze śpiewem na ustach o postępie. Wiele szans przegrywamy na naszych oczach i z naszym udziałem. Tymczasem dominuje zarządzanie katastrofą oswojoną jako codzienność, wystarczająca jeśli przesunie się granicę zapaści, lub ją zakamufluje. Jako całość, dajemy niestety na to przyzwolenie.
15 maja 2013
Resetowanie kadr akademickich wyższych szkół prywatnych
Wielkie miasta kuszą tegorocznych maturzystów ofertami niepublicznego kształcenia akademickiego lub wyższego zawodowego, bowiem założyciele wyższych szkół prywatnych („wsp”) bazują w nich w dużej mierze na akademickiej tradycji, jaką tworzą od lat uczelnie publiczne - uniwersytety, politechnika czy akademie. Mimo, iż tylko nieliczne tzw. "wsp" spełniają warunki zbliżone do uniwersyteckich, to i na ich statusie usiłują zyskiwać mali konkurenci. Im mniejsza jest wyższa szkoła prywatna, im mniej prowadzi kierunków studiów, tym mniej ma studentów i tym "gorszą" może mieć kadrę kształcącą. Właściciele zatrudniają w nich bowiem jak najtańszą "siłę roboczą", byle obniżyć koszty kształcenia i prowadzenia biznesu. Ministra Barbara Kudrycka poszła im nawet na rękę, bo obniżyła wymogi tzw. minimum kadrowego i w szkołach prywatnych, które kształcą na kierunkach o profilu zawodowym można zatrudniać (do 50% stanu kadrowego) zamiast jednego profesora - dwóch doktorów, a zamiast jednego doktora - dwóch magistrów. Prawda, że to wszystko jest w trosce o wyższą jakość kształcenia?
To zresztą z uczelni publicznych pochodzi najczęściej kadra w tzw. "wsp", ale jeszcze tylko do końca września br. Od października zacznie obowiązywać prawo o szkolnictwie wyższym, które po pierwsze przyzwala pracownikom naukowo-dydaktycznym uczelni publicznych na pracę w maksymalnie dwóch szkołach wyższych, a po drugie senaty uczelni publicznych przyjmują w swoich statutach zasadę niewyrażania przez rektorów/dziekanów zgody na wykonywanie pracy przez ich naukowców w szkolnictwie prywatnym w tym samym mieście. Tak więc, akademicy mogą sobie dorobić w innej szkole wyższej pod warunkiem, że będzie ona poza strefą tzw. konkurencji.
Ciekawe, co wydarzy się w październiku br. Czy takie regulacje ograniczą zatrudnianie się nauczycieli akademickich w szkolnictwie prywatnym? Czy może doprowadzą do tego, że część profesorów i doktorów opuści mury macierzystych uniwersytetów czy akademii, by podjąć pracę w jakiejś wyższej szkole prywatnej jako ich podstawowym miejscu pracy? Już mamy pierwsze ruchy kadrowe w szkolnictwie wyższym. Właściciele wyższych szkół prywatnych nawet nie ujawniają swoim dotychczasowym pracownikom, że wkrótce się z nimi rozstaną. Jak już nie będzie zajęć dydaktycznych, studentów, otrzymają oni do domu list polecony za potwierdzeniem odbioru, w którym będzie wypowiedzenie z pracy z dniem 30 września br. Oni już poza ich plecami szukają tańszych i bardziej uległych nauczycieli "akademickich", byle tylko spróbować jeszcze rywalizować o studentów I roku z uczelniami publicznymi. Te bowiem będą miały dość wysokie koszty studiów niestacjonarnych, a zatem można nawet dumpingową wysokością czesnego spróbować wyrwać im trochę studentów, a potem się zobaczy...
Potem zatrudnionym nauczycielom właściciel szkoły prywatnej nie będzie płacił regularnie pensji, zredukuje wszystkie możliwe koszty (częściowa wyprzedaż majątku - infrastruktury, nieregulowanie płatności w ZUS, obniżanie pensji pracownikom - aneksem po kilku miesiącach od podjęcia przez nich pracy itp.) Cała para pójdzie w public relation, czyli internetową propagandę. Ta właściwie niewiele kosztuje. Nie opłaca się zamieszczać ogłoszeń w prasie czy innych mediach, bo wiadomo, że kandydaci poszukujący taniej oferty nie czytają gazet i nie mają czasu na słuchanie radia. Można im zatem wciskać na stronie internetowej szkoły kit, operować skanami dokumentów (np. akredytacja PKA, certyfikat "Szkoły z...", albo "Szkoły bez..." itp.), zdjęciami z konferencji (ponoć naukowych), wydawnictwami (ponoć też naukowymi) i zrealizowanymi projektami unijnymi, marszałkowskimi czy międzynarodowymi. Nikt nie sprawdzi, że projekty już są historią podobnie, jak kadra, która je realizowała, a w tych szkołach już nie pracuje.
Ministra Barbara Kudrycka informuje o tym, że już (w połowie maja) trafiły do uczelni publicznych dodatkowe pieniądze na pensje pracowników naukowych. Ponoć Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego liczy, że jeszcze w maju trafią one bezpośrednio do pracowników. W kolejnych latach pieniądze na podwyżki pensji nauczycieli akademickich mają nieco szybciej trafić na uczelnie niż tegoroczna dotacja. Tu obowiązuje prawo, a w szkolnictwie prywatnym dobra lub zła wola pracodawcy, jego otwarte i szczere działania prawne albo manipulacje i ukryte interesy. Życzę zatem udanych wyborów i trafnych decyzji, tak pracownikom jednego, jak i drugiego sektora. Oby ten ostatni nie okazał się sekatorem i nie zresetował czyjegoś dorobku.
Subskrybuj:
Posty (Atom)