16 maja 2013
Naukowcy nie tylko z państw Unii Europejskiej protestują przeciwko opresji rynku
Może ktoś chciałby zapoznać się z treścią protestu naukowców, dla których niszczenie nauki przez biurokrację unijną i neoliberalną doktrynę polityczną (w tym submisyjne wobec nich postawy rządów państwa członkowskich) powinno skutkować ruchem akademickiego oporu. Treść listu otrzymaliśmy od fizyków teoretycznych (jeden z nich jest z Heildebergu). Dziękuję za jego udostępnienie prof. Marii Czerepaniak-Walczak z Uniwersytetu w Szczecinie. Moim zdaniem zasługuje on na upowszechnienie:
Dear Colleagues,
please consider our initiative which is open on http://support-education-eu.itp.uni-heidelberg.de/
trying to assist education in EU countries under serious economic pressure. We would like to ask you to sign it ,and it would be very helpful if you could forward the above link to people interested in education in your environment - institute,college, school,company,faculty, university...
It would also be very helpful if you could induce people of your acquaintance, especially from afflicted EU countries to provide information about concrete problems in their countries - including financial cuts and mismanagement - and to suggest useful actions which may profit from EU support in order to get a positive gradient again. They could directly write to us as indicated on the home-page.
This initiative is meant to show our concern,to raise awareness,to present a discussion platform, and to suggest possible assistance programs centered on education.This should motivate regional and European authorities to increase the efforts in this direction.
With our best regards, Michael Schmidt and Ion-Olimpiu Stamatescu
Oto pierwsi sygnatariusze protestu: Who has signed "support-education-eu"?
Tymczasem w kraju portal księgarski prezentuje rozmowę Gabriela Leonarda Kamińskiego z prof. dr hab. Lechem Witkowskim na temat rozmijania władzy z autorytetem. Zachęcam do lektury tego wywiadu, bo politycy i tak czytają i oglądają samych siebie. Oto fragmenty na zachętę:
Decydenci, władza i politycy to na ogół niestety zupełnie inny świat niż świat ludzi żyjących książkami, badaniami, ideami, w skupieniu sprawdzanymi, studiowanymi źródłowo. Ten pierwszy to świat blichtru, układów, fałszywych uprzejmości lub pyskówek, medialnych popisów, bezmyślnego albo cynicznego powtarzania banałów albo absurdów jak mantry. Wystarczy sprawdzić ich gospodarkę czasem: kto ile czasu przeznacza na rozwój duchowy, a kto rozpycha się i stabilizuje w mechanizmach marazmu, w których czuje się jak ryba w wodzie. Będę szczery do bólu: dotyczy to niestety także władzy w świecie samej nauki. (...)
********************************************************************************************
Mam dojmujące wrażenie, że politycy się nie uczą, nie potrzebują mądrzejszych od siebie, władza na ogół funkcjonuje nie mając czasu na uczenie się, więc i słuchać uczących się nie muszą ci, którzy zaszczycają, zagajają, czy podsumowują, albo decydują. Im dłużej chcą się trzymać tym mniej czasu muszą ( a nawet mogą) poświęcać na finezję i głębię. Doskonalenie duszy nie zwiększa szans wyborczych czy w układach i bywa już zbędne. Zawsze w końcu, mając większość mogą przegłosować wszystko, a będąc w mniejszości przypisują sobie absurdalne "zbójeckie prawo", pozwalające im być automatycznie przeciw, bo o to rzekomo zawsze w demokracji chodzi. To jest chore. Spełnia się teza Zygmunta Baumana o "końcu kultury uczenia się". Jeszcze jeden powód na obnażenie tego, jak bardzo fikcyjne jest hasło "społeczeństwa wiedzy". (...)
********************************************************************************************
W świecie coraz bardziej ostentacyjnie nonszalanckim kulturowo, narcystycznym, a z drugiej strony manipulującym demokracją w trybie budowania obwarowań proceduralnych, zwalniających z myślenia, z odpowiedzialności, coraz trudniej natrafić na jednostki chcące się liczyć z powagą, głębią namysłu, gotowych rozważać dylematy, zawieszać własne pewności czy roszczenia, podejmować wysiłki rozpoznawania złożoności, inwestować we własny rozwój. Nie darmo też wręcz humorystycznie brzmią rozmaite biurokratyczne ustalenia eurokratów, czy parametryzacje, wygodne i często zabójcze. Szaleństwo ciułania punktów, jako podstawy rzekomo koniecznej do miarodajnej oceny, powoduje, że więcej się dostaje punktów za tekst artykułu w uznanym czasopiśmie niż za wiele lat powstającą monografię. Wygoda zwolnienia z myślenia i zastępowanie własnej odpowiedzialności szaleństwem sztywnych wyznaczników stają się chorobą, a nawet stanem patologicznym chronionym już systemowo. (...)
********************************************************************************************
Proszę nie zapominać, że z jednej strony jesteśmy jeszcze spadkobiercami PRL, ale już pracujemy na swoją zgubę rozmaitymi rozwiązaniami neo i pseudo-liberalnymi. Nadal działa mechanizm: nie narażać się krytyką, bo od nich zależy nasza dotacja ministerialna. Świat nauki, czy lepiej: instytucji naukowych, nie wyłączając uniwersytetów pełen był zawsze ludzi żerujących na autorytecie 'świątyni wiedzy', karierowiczów mylących kapitał władzy i układy z kapitałem symbolicznym. Nie wiem czy tak jest we wszystkich naukach, ale w środowiskach które znam, pełno jest po dziś osób, także we władzach akademickich, potwierdzających kopernikańską zasadę, że pieniądz gorszy wypiera lepszy. Miernota się rozpiera i staje hamulcowymi, za wygodnym przyzwoleniem słabej, czy tylko chcącej spokoju, większości. (...)
********************************************************************************************
Oczywiście do żadnego ministerstwa się nie wybieram, bo szkoda mi czasu. Reformę Ministerstwa trzeba by zacząć od przyjęcia do jego pracy aksjomatów chroniących przed rozpasanym szaleństwem ręcznego sterowania obrosłym biurokratyzacją i niemądrym formalizmem. Na zatrzymanie pędzącej "szalonej lokomotywy" nigdy nie jest za późno, choć może być bliżej do katastrofy. Po pierwsze, trzeba by uznać podmiotowość korporacyjną środowiska nauki, a nie widzimisię władzy. Niemal się robi obecnie pewne, że jak Pani Minister coś podpisze to wyjdą absurdy, a jak dostanie lepszą i gorszą propozycję to wybierze gorszą, z punktu widzenia oczekiwań środowiska, nawet tak miarodajnego jak PAN, czy CK. (...) Za chwilę to będzie świat pełen orwellizacji, czyli nazywania na papierze sytuacji tak, jak chce Ministerstwo i jego kontrolerzy z Polskiej Komisji Akredytacyjnej i to niezgodnie ze stanem faktycznym. Opowieści o tym jak się sprawdza i czego się wymaga od uczelni wyższych w ramach tzw. kontroli zaczynają krążyć jak dowcipy, rzecz tylko w tym, że dość ponure. Nikt nie pyta o poziom kształcenia, a nalega się na tony bibuły łatwej zresztą do preparowania dla cyników. Świat cynizmu to chyba tu lepsze określenie niż świat głupoty. Ale nie wiem, które jest bardziej adekwatne. W każdym razie, zbyt często cofamy się ze śpiewem na ustach o postępie. Wiele szans przegrywamy na naszych oczach i z naszym udziałem. Tymczasem dominuje zarządzanie katastrofą oswojoną jako codzienność, wystarczająca jeśli przesunie się granicę zapaści, lub ją zakamufluje. Jako całość, dajemy niestety na to przyzwolenie.