05 kwietnia 2013

Jak czyni się z autora "Szarych Szeregów" - mitotwórcę, antysemitę i homo-(seksualnego)fila




Jeszcze nie przebrzmiały echa uroczystości związanych z 70 rocznicą akcji Szarych Szeregów pod Arsenałem, jeszcze nie wszyscy uczniowie zdążyli przeczytać znakomity zbiór opowiadań (nie reportaży) Aleksandra Kamińskiego pt. "Kamienie na szaniec", jeszcze wspomina się w wielu drużynach i szczepach harcerskich wybitnego Polaka, patriotę, znakomitego profesora pedagogiki i historii ruchów młodzieżowych, a tu pani dr Elżbieta Janicka z Instytutu Slawistyki PAN "odkrywa" prawdę historii. Przepraszam, nie odkrywa prawdy, tylko formułuje swoje hipotezy w taki sposób, by nie było wątpliwości, że jednak coś jest na rzeczy.

Autorka oskarża z pewnością charakterystyczną dla czasów, które wydawało mi się, że już nigdy nie wrócą, a jednak, że Aleksander Kamiński pisząc w 1943 r. "Kamienie na szaniec" był antysemitą, a Rudy i Zośka (za-)pewne byli gejami, tylko nikt tego do dzisiaj nie odczytał. Pani doktor ubolewa, że nigdy nie poddano książki "Kamyka" krytycznej analizie, że (cytuję za mediami):

"(...) przez pół wieku lektura opowieści o Akcji pod Arsenałem była częścią oficjalnej edukacji historycznej i polityki tożsamościowej. Związek Harcerstwa Polskiego kultywował tradycję Szarych Szeregów, organizowano rajdy Arsenał. W 1977 roku na podstawie książki Jan Łomnicki nakręcił film, który zdobył główną nagrodę na festiwalu filmowym w Gdyni i cieszył się wielką popularnością szkolnej widowni. W przypadku +Kamieni na szaniec+ PRL-owski mainstream i opozycja były zgodne, że jest to książka ważna, propagująca właściwe postawy. W 1988 roku Janusz Tazbir, tworząc na łamach "Polityki" listę dzieł – „kamieni milowych polskiej świadomości", z literatury XX wieku umieścił na niej tylko jedną pozycję - właśnie "Kamienie na szaniec".


Może ma nadzieję, że to jej rozprawy historyczne, bo opowiadań chyba nie pisze, znajdą się na liście kamieni milowych polskiej świadomości? Tylko jakiej i czego? Wystarczy "wyciąć" z tekstu odpowiednie fragmenty i poddać je obróbce z perspektywy "feministycznej historii krytycznej", a w jej świetle można sformułować następujące tezy - pewniki:

1) Kamiński był antysemitą:

"Aleksander Kamiński rozpoczął pisanie książki 1 maja 1943 roku. Tego samego dnia na aryjską stronę wyszli wysłannicy Żydowskiej Organizacji Bojowej z informacją, że żydowscy powstańcy są już wyczerpani i proszą AK o pomoc w wyjściu z getta. Kamiński był jednym z trzech kontaktów Żydowskiej Organizacji Bojowej z komendą AK i tym samym człowiekiem doskonale zorientowanym w sytuacji. Wiedział, że prośba żydowskich bojowników pozostała bez odpowiedzi ze strony AK. Tworzył wielki mit polskiego podziemia, patrząc na płonące getto, o którego powstańcach nie wspomniał w tekście. W wersji powojennej dodał lakoniczny dopisek na ich temat."


2) Bohaterowie "Kamieni na szaniec" to geje, skoro tak "Zośka" wspomina uwolnienie "Rudego":

"Wziął moją rękę w swoją dłoń i trzymał mocno. Mówił: "Tadeusz, ach Tadeusz, gdybyś wiedział...+. Skarżył się na ból i mówił: +Tadeusz, jak rozkosznie, jak przyjemnie...". (...) Jęczał z bólu, jednocześnie mówiąc, jak jest szczęśliwy i jak jest rozkosznie. Na chwilę zasnął. Koło 12 Janek obudził się, zawołał mnie, kazał usiąść obok siebie i uścisnąć serdecznie. Te chwile wynagradzały nam wszystko. Potem opowiadaliśmy sobie nawzajem jeden przez drugiego, a bliskość nasza była dla nas prawdziwą rozkoszą. Wreszcie kazał mi się położyć obok siebie, objął mocno głowę i zasnął (...). Mówił, że już będziemy szczęśliwi, że będziemy wreszcie mieszkać razem, że pojedziemy na wieś, gdzie w lecie spędzaliśmy dwa niezapomniane, szczęśliwe dni. (...) Gdy byliśmy razem przyjemność mu sprawiało, gdy trzymałem go za ręce lub gładziłem ręką po głowie. Rozmowa była wtedy była otwarta, szczera i żaden z nas nie krył wtedy swojej niewysłowionej radości i przyjaźni".

I jeszcze: "Ponieważ rozmawiamy w kulturze homofobicznej, gdzie zakwestionowanie czyjejś heteroseksualnej orientacji nie jest konstatacją, lecz denuncjacją, porównałabym Zośkę i Rudego do Achillesa i Patroklesa, pary legendarnych wojowników".



"Na etos "Kamieni na szaniec" - jak twierdzi E. Janicka - warto spojrzeć analitycznie i zastanowić się, co z niego jest sens kultywować, a co powinno być dla odbiorców przestrogą".




Jak to dobrze - pomyślałem - że Aleksander Kamiński nie żyje i nie czyta takich tekstów. Już się niepokoję, co będzie za kilkadziesiąt lat, jak tacy historycy zaczną tworzyć swoje historie, pełne ideologicznej obsesji. Uważajcie, nie piszcie książek czy artykułów w parach, w związkach tej samej płci, bo za jakiś czas wybitny historyk stwierdzi, że byliście homo-, lesbo-, itp., a jak nie uwzględnicie w swoich rozprawach wątków judaistycznych, to staniecie się antysemitami. Albo na odwrót... piszcie o tym i o tamtym, z tym lub z tamtą. Nie ma to znaczenia. Jakoś dopasuje się do tego odpowiednią interpretację.


Dyskusja w Internecie trwa.


04 kwietnia 2013

Pakiet usług konferencyjno-publikacyjnych, czyli pseudoakademicki tuning



Po co wyższe szkoły prywatne, które nie mają uprawnień do nadawania stopnia naukowego w danej dyscyplinie, organizują konferencje naukowe (oczywiście międzynarodowe (z udziałem trzech "znajomych od kielicha") w hotelu (koniecznie pięć gwiazdek) - w górach, nad jeziorem lub nad morzem, skoro są szkołami zawodowymi? Władze niektórych z nich dlatego tak czynią, bo uważają, że jest to najlepszy wskaźnik na udowodnienie prowadzenia w nich badań naukowych. Nie jest to jednak sprzeczne z ich podstawową funkcją, a więc z kształceniem do zawodu w ramach studiów I i II stopnia? Nie, bowiem Polska Komisja Akredytacyjna wymaga w toku oceny jakości kształcenia zwrócenia uwagi i dokonania oceny działalności naukowej. Eksperci PKA mają zatem oceniać coś, co być nie musi i czym nie są zainteresowani założyciele i władze tych szkół, gdyż nauka, prowadzenie badań musi kosztować, a po co na nią tracić pieniądze?

Wzorem działań rządu, bo przecież przykład zawsze idzie z góry tam, gdzie chodzi o pozór, minimalizację wysiłku a zarazem wzrost korzyści, wykorzystuje się organizowanie konferencji naukowych do dwóch, wzajemnie powiązanych ze sobą, celów - wizerunkowego i komercyjnego. Właściciele tzw. "wsp" sądzą bowiem, że młodzież poszukująca miejsca swoich studiów jest durna. Jak przeczyta na internetowej stronie szkoły informację o organizowanych w niej lub przez jej kadrę konferencjach, albo o tym, w jakich to konferencjach wzięli udział wykładowcy (najlepiej międzynarodowych), to ani chybił, wybierze tę właśnie "wsp" do realizowania aspiracji "edukacyjnych". Po co zatem wydawać kasę na reklamę, skoro można "podrasować" dane o akademickim charakterze szkoły. Oczywiście pseudo akademicki tuning wyraża się w zapewnieniu organizatora, że konferencja będzie miała na celu "wymianę poglądów i doświadczeń związanych z szeroko rozumianymi zagadnieniami w zakresie "X", zaś w centrum zainteresowań stanie się refleksja dotycząca "Y", ale również "Z".

Teraz trzeba pomyśleć o kasie. Nauka nic z takiej konferencji mieć nie będzie, ale właściciel "wsp" powinien. Oto czytam, że studenci pewnej szkoły są nakłaniani do wzięcia udziału w organizowanej przez jej władze międzynarodowej konferencji. Jeśli wezmą w niej udział, a za to zarazem zapłacą, będą zwolnieni z "trudnych" egzaminów. Nie należy jednak pchać się a listę zgłoszeń. To nauczyciele akademiccy wytypują, którzy studenci dostąpią owej łaski. Będą jeszcze musieli za nią zapłacić w ramach tzw. opłaty konferencyjnej np. 100 zł. Dotyczy to także kadr nauczycielskich tej szkoły. Oto pracownicy etatowi i zatrudnieni w ramach umów cywilnoprawnych będą musieli zapłacić 200 zł, pozostali pracownicy naukowi posiadający stopień naukowy co najmniej doktora 250 zł, a jeszcze inni 350 zł.

Już widać, że konferencja musi być "hiciorem". Toż to lepsze od koncertu Stinga czy Bibera! Już widzę te setki zapisujących się do udziału w seminarium czy debacie. Szczególnie studentów, którzy być może wzięliby udział w konferencji, gdyby to im zań zapłacono, ale nie na odwrót.

Organizatorzy wiedzą, że niektórzy nauczyciele akademiccy potrzebują w swoim sprawozdaniu z rocznej działalności wykazać m.in. udział w konferencjach, najlepiej międzynarodowych. Ba, byłoby dobrze, gdyby uczestniczyli w konferencji jako członkowie "komitetu naukowego" konferencji. Nic dziwnego, że w niektórych "komitetach" jest 20 osób. Jeden w nich robi, jak się patrzy, reszta patrzy, jak się robi.

Wszystko to kosztuje. W takim "komitecie", jak w dawnym KC PZPR, umieszcza się tych, którzy wkrótce się odwdzięczą i powołają ich do "komitetu naukowego" konferencji organizowanej miesiąc później przez własną szkołę. Skład jest podobny, chociaż organizator nieco inny. Członkowie "komitetu" mają jednak za zadanie cytować w swoich artykułach fragmenty innych osób z tego grona, najlepiej obcokrajowców, a ci potrafią się im odwdzięczyć.

W konferencji nie trzeba nawet brać udziału, jeśli ktoś chce mieć opublikowany tekst w tomie zbiorowym. Wystarczy, że wpłaci 150 lub 200 zł., a ma zapewniony druk publikacji. Zapewne organizator już umówił się z tzw. "recenzentem", że ten/ta przyjmie każdy tekst do druku. I tak powiększa się "naukawy śmietnik". Tu cennik usług konferencyjno-publikacyjnych jest zróżnicowany. Są takie konferencje, gdzie opłata konferencyjna dla biernego uczestnika wynosi 100 zł, a opłata konferencyjna + publikacja 200 zł. Jeśli ktoś nie chce jechać na konferencję, a zależy mu na publikacji, to płaci 180 zł.

Za drobną opłatą uczestnik może mieć też gwarancje cytowania jego tekstów. Dzięki temu wzrośnie mu indeks H. Jak ktoś ma problem z habilitacją w kraju, nie potrafi nic napisać, to też nie ma sprawy. W niektórych uczelniach w kraju - prywatnych i publicznych (także w uniwersytetach) są dilerzy słowackich docentur. W pakiecie usług, za kilka tysięcy EURO, można mieć wszystko, łącznie z tłumaczeniem streszczeń na język słowacki własnych tekstów. Organizatorzy gwarantują, że nikogo z komisji naukowej nie będzie interesować to, jaki jest rzeczywisty dorobek kandydata. Ważne, by biznes się kręcił.

Tuningowanie "dorobków" trwa... na dobre i na złe.

03 kwietnia 2013

By dziecko było geniuszem



Książka profesora Uniwersytetu Szczecińskiego - Wiesława Andrukowicza pt. BY DZIECKO BYŁO GENIUSZEM. Wprowadzenie do edukacji komplementarnej (Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012) powinna odegrać inspirującą rolę w debacie na temat ludzkiego geniuszu. jej autor stwierdza już we wstępie: (…) edukacja nie tyle powinna maksymalnie zniwelować różnicę między pragmatykami i teoretykami, twórcami i konformistami, społecznikami i indywidualistami, lecz może i powinna stworzyć warunki i okazje do poznawania i wartościowania na pograniczu osobistego przeżycia i intelektualnego przebudzenia, odtwórczego działania i myślenia oraz odważnej zmiany, tym samym przygotowując jak najbardziej wszechstronnie każdą jednostkę, do zajęcia najdogodniejszego dla niej i dla innych miejsca w społeczeństwie i kulturze.

Zachęca zatem czytelników do tego, by nie zatracili swojej tożsamości, indywiduum, być może nawet drzemiącego w nich geniuszu, tylko aktywnie podjęli wysiłek na rzecz własnej inkulturacji. Wymaga to jednak (…) sięgania po osobiste zadania i sposoby ich realizacji, by jedność nie zgubiła różnicy i odwrotnie, mówiąc inaczej, wymaga to inwestowania w zasoby szeroko rozumianego ludzkiego geniuszu (zbiorowego i indywidualnego, wrodzonego i wypracowanego). Tak ujęta myśl przewodnia projektu badawczego, który został ujęty w formie niniejszej rozprawy, logicznie wpisuje się w merytoryczną konstrukcję każdego z rozdziałów.

Niezwykle ważne jest to, czego nie chcą wciąż dostrzec współcześni badacze procesu dydaktycznego w szkołach, że większość rozpoczynających swoją kilkunastoletnią przecież edukację dzieci z każdym rokiem wytraca, zamiast odkrywać i wzbogacać, poziom własnego potencjału rozwojowego, zdolności czy – jak to określają tez psycholodzy – mocnych stron osobowości (por. m.in. badania Macieja Karwowskiego). Diagnoza Andrukowicza jest porażająca, a przecież nie można się z nią nie zgodzić, że: (…) znakomita większość zdrowych i utalentowanych dzieci, spętanych obrazami intelektualnego ubóstwa swojego najbliższego otoczenia (dziedziczonej bezradności, czy swoistej „deprywacji kulturowej”) żyje do końca swego życia nie swoim (możliwie pełnym) życiem, lecz jego atrapą narzuconą przez mało ambitnych rodziców i otoczenie. Wprawdzie ma ona charakter oczywistości, to jednak przydałoby się potwierdzenie tego stanu rzeczy w przypisie wynikami jakichś badań empirycznych, których dane ilościowe eksponują i wzmacniają powyższą konstatację.

Autor należy do środowiska idealistów pedagogicznych, którzy mają sokratejskie przekonanie, że wiedza o wychowaniu przekłada się na mądrość wychowywania innych. On sam czerpie i (re)konstruuje swoje pedagogiczne credo w oparciu o dzieła minionych, a jakże wybitnych postaci w dziejach filozoficznej i pedagogicznej myśli, wśród których Bronisław F. Trentowski staje się kluczowym autorytetem. Przywołuje nam zarazem nieobecnych w ostatnim półwieczu w refleksji i praktyce pedagogicznej autorów, jak chociażby myśli Edwarda Abramowskiego. Sam nie staje się – gdyby użyć tu określenia Abramowskiego - wampirem słowa, gdyż nie wysysa z badanych przez siebie tekstów wszystkiej krwi, całej ich potęgi twórczej, nie pozbawia nas wszystkich barw i jasności idei, oprowadzając nas niejako po labiryncie myśli, byśmy sami mogli odczytać w nim jeszcze inne jej konotacje. Trafnie odsłania paradoks jedności i zasadniczych różnic między głęboką i powierzchowną strukturą człowieka.

Nie ulega dla mnie wątpliwości, że W. Andrukowicz staje się w naszym kraju wyjątkowym badaczem, analitykiem i komparatystą filozofii wychowania, w tym szczególnie Bronisława F. Trentowskiego, kiedy proponuje nam w kolejnej ze swoich rozpraw odczytanie jej dla ponowoczesnej współczesności. W jego dziele łączy się wyjątkowa pasja poznawania, zgłębiania i eksplorowania dla kolejnych pokoleń myśli tego wybitnego filozofa, by nie umknęła z nich najdrobniejsza, a jakże głęboka idea, której wartość, znaczenie i sens w różnych ich wymiarach można odczytywać w nieskończoność i dla nieskończoności. Tę rozprawę warto wydać właśnie po to, by kolejne generacje humanistów mogły dostrzec na czym polega „rozkoszowanie się rzeczywistością, wydawałoby się, że już minionego dzieła”, jak można w procesie własnej pracy twórczej zastosować jego triadę: przeżycie-przebudzenie-przemiana.

Niniejsza książka rozczaruje tego czytelnika, który oczekuje na podstawie atrakcyjnego jej tytułu gotowych (p)odpowiedzi, wskazówek czy metod, dzięki którym mógłby uczynić ze swojego dziecka geniusza. Autor sam o tym pisze tak: Z jednej strony ma ona prowadzić do ukazania najnowszych tendencji, strategii i technik stymulowania zdolności, a z drugiej strony ma wzbudzić refleksję nad historią tego, co istotne w edukacji człowieka, z jednej strony ma pokazać wielowątkową i wielowarstwową rolę edukowanych, z drugiej strony bardzo złożoną i odpowiedzialną rolę edukujących, w procesie współtworzenia osobowości dziecka na miarę jego talentu, a nawet geniuszu. Jest to rozprawa dla ambitnych rodziców, myślących, poszukujących, zastanawiających się nie tylko nad sensem życia, ale i relacji w nim z własnymi i/lub obcymi dziećmi, dla osób przeżywających świat w sobie i wokół siebie, wymagających od siebie i od innych, przeżywających siebie i innych, a w efekcie także perfekcjorystycznie (K. Wojtyła) zmieniających się w biegu własnego życia.

Warto tę książkę przeczytać właśnie ze względu na bogactwo analizowanych w niej źródeł wiedzy i jej transformacji w projekt ambitnej, otwartej i elastycznej zarazem (auto)edukacji, dzięki której każdy może znaleźć piękno, dobro i mądrość własnego istnienia. Mamy tu bardzo interesującą podróż w krainę filozofii idei oraz uwarunkowań ludzkiego geniuszu, sposobów rozpoznawania jego istoty, prowadzonych na ten temat przez humanistów - od starożytności po czasy nam współczesne - sporów między racjonalizmem a empiryzmem, naturą i kulturą o zakres ich znaczenia. Dopiero dzięki tak historyczno-problemowej i wieloaspektowo ujętej strukturze analizowanych treści widać, jak w różnych epokach opisywano i charakteryzowano te same zjawiska inaczej, jak dociekano prawdy o geniuszu, talencie, zdolnościach człowieka w różny sposób i z odmiennych perspektyw. Tekst znakomicie wpisuje się w programowa reformę szkolnictwa wyższego, gdyż stanowi autorski, oryginalny sposób myślenia o jednym z kluczowych dla procesu kształcenia i wychowania fenomenów, które rzutują na jakość ludzkiego życia.

02 kwietnia 2013

Weryfikacja (byle-)jakości szkolnictwa wyższego?

Władze niektórych wydziałów uczelni publicznych, które mają zbyt mało studentów a za dużo kadr naukowych zaczynają zwalniać nauczycieli akademickich i redukować administrację. Powstaje paradoks liczby osób studiujących na wydziale, który prowadzi niedochodowy dla uczelni kierunek studiów. Jeśli nie ma zainteresowania nim, to w świetle procesów rynkowych wydaje się oczywiste, że utrzymywanie kadr akademickich jest nonsensowne, gdyż dużo kosztuje a korzyści finansowe z tego są niewielkie. Takie jednak myślenie jest dobre w odniesieniu do wyższych szkół prywatnych w dużych aglomeracjach miejskich, które kształcą na kierunkach coraz mniej popularnych, jak np. socjologia, zarządzanie czy pedagogika, a zupełnie jest obojętne ich władzom to, jaką zatrudniają kadrę wykładowców. Ważne, by było spełnione minimum i by nie trzeba było martwić się o jego rozwój naukowy. Ten jest założycielom tych szkół obojętny, bo nie są oni zainteresowani rozwojem nauki, określonej dyscypliny naukowej, ale własnego kapitału.

Odwrotnie jest w uczelniach publicznych, które rozliczane są przede wszystkim w ramach oceny parametrycznej nie z tego, ile kształcą osób i na jakich kierunkach tylko, ile publikują rozpraw zatrudnieni w nich naukowcy, jakie prowadzą badania, czy współpracują badawczo z innymi uczelniami w kraju i na świecie itp. W kategoryzacji jednostek uczelni publicznych nikogo nie obchodzi dydaktyka, gdyż ta jest istotna z punktu widzenia otrzymywanych z MNiSW środków, które są konieczne do minimalnego podtrzymania ich przy życiu. Nie bez powodu termin składania wniosków o przyznanie kategorii naukowej jednostce naukowej oraz przekazywania ankiety jednostki naukowej w systemie teleinformatycznym został przedłużony do dnia 15 kwietnia 2013 r. Pieniądze z budżetu państwa idą za studentem, a nie za wynikami badań naukowych, bo o środki na nie akademicy muszą ubiegać się w krajowych i międzynarodowych konkursach.

Postępuje zatem destrukcja w obu obszarach szkolnictwa wyższego, tak publicznym, jak i prywatnym. Pracownicy naukowi już tracą orientację, co tak naprawdę się liczy: Czy w uczelniach publicznych istotne są wyniki badań naukowych, a w szkołach prywatnych - oszczędnego kształcenia "naiwnych"? Jak pogodzić wzajemnie sprzeczne wymogi, jakie stawia się kadrom akademickim w obu typach uczelni? W szkołach prywatnych jak doktor nie uzyska w odpowiednim czasie habilitacji, to nie ma żadnego problemu, a nawet jest lepiej, bo można podwyższyć mu pensum zajęć w ramach tego samego, a lichego poziomu płac. Jak jest grzeczny, lojalny i dyspozycyjny oraz nie żąda podwyżek, to może pracować w takiej szkole aż do przysłowiowej śmierci. Niech nie narzeka i cieszy się, że ktoś w ogóle chce go łaskawie zatrudnić. W uczelniach publicznych, których jednostki mają uprawnienia do nadawania stopni naukowych, jak nauczyciel nie podwyższa swoich kwalifikacji, nie zdobywa kolejnych stopni czy tytułu profesora, musi liczyć się z koniecznością rotacji, a zatem wyląduje "na bruku".

Rozchodzą się wymagania kadrowe w ramach tzw. minimum dydaktycznego z tymi, które są konieczne do minimum naukowego. Od wielu lat mamy w kraju bałagan w tym zakresie, ale MNiSW nic z tym nie czyni. Dlaczego? Z prostego powodu - musiałoby to uderzyć niszczącą falą dla jednej lub drugiej sfery szkolnictwa wyższego, a politycy rządzącej koalicji nie chcą mieć studentów protestujących na ulicy. Wprawdzie ci już odkryli rzeczywisty do nich stosunek, który sprowadza się do pozorowania partycypowania Parlamentu Studentów RP w współzarządzaniu szkolnictwem wyższym, co ma także miejsce w odniesieniu do wielu innych podmiotów społecznych, akademickich. Można jeszcze zaprosić do gmachu resortu nauki i szkolnictwa wyższego na kawę i miłą rozmowę przedstawicieli organów kierowniczych organizacji studenckich czy akademickich korporacji, by zapewnić o ich podmiotowym traktowaniu, a i tak robić swoje.

Studenci chcieliby pełnego wdrożenia w toku kształcenia idei KRK, a więc uwzględnienia w programach i procesie kształcenia, obok przekazywania aktualnej wiedzy, także kształcenia umiejętności praktycznych i kompetencji społecznych. Władze resortu nie zamierzają jednak tego finansować.
Tym samym studenci będą owe umiejętności zdobywać "na sucho", czyli w trakcie wykładów, albo w ramach poszerzonych liczbowo grup ćwiczeniowych/warsztatowych. Tak już jest w większości tzw. "wsp". Umiejętności nie zdobywa się w grupach liczących 50 osób, chyba że chodzi tu o sztukę pozorowania, to wówczas grupy mogą liczyć nawet 200 i 300 osób. Im więcej osób uczestniczy w zajęciach, tym są one tańsze, a o oszczędności przecież tu chodzi, a nie o rzeczywiste kształcenie. Dobra jakość musi kosztować, byle nie budżet państwa i byle nie właściciela wyższej szkoły prywatnej.





01 kwietnia 2013

Edukacyjny śmigus-dyngus




Rozprawa Elżbiety Siarkiewicz, Ewy Trębińskiej-Szumigraj, Darii Zielińskiej-Pękał pt. Edukacyjne prowokacje. Wykorzystanie etnografii performatywnej w procesie kształcenia doradców, (Oficyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2012) jest wynikiem dydaktycznej inspiracji, jaka pojawiła się dzięki pasji nauczycieli akademickich, poszukujących nowych form wspomagania procesu studiowania w ramach prowadzonych przez siebie zajęć ze studentami. Tylko ktoś, kto tak właśnie podchodzi do swojego zawodu i chce w nim rozmiłować swoich studentów, wpada na pomysł, który otwiera zupełnie nowe podejścia do analizowania problemu andragogicznego doradztwa. Jedna metafora wzmacnia w tej narracji inną metaforę tylko po to, by podkreślić poziom zaangażowania naukowców w otwieranie refleksyjnej przestrzeni do dialogu o kluczowych dla interesującej ich dyscypliny wiedzy problemów. Jest to rozprawa z pogranicza pedagogiki szkoły wyższej, w tym szczególnie - dydaktyki szkoły wyższej i andragogiki.

Nie jest to książka stricte naukowa, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że w dużej mierze autorki skupiają się na odnowieniu tradycyjnej dydaktyki, którą już same są znużone, kreując nowe formy i metody aktywizujące obie strony procesu kształcenia. Nie można jednak odmówić jej naukowej narracji i treści, gdyż autorki doskonale wykorzystują najnowsze teorie nauk społecznych do wyjaśniania i interpretowania analizowanych procesów kształcenia oraz ich dydaktycznych efektów. Tego typu prac jest na naszym rynku niewiele.

Są tu omówione zajęcia ze studiującymi poradnictwo, które trafnie nawiązują do pedagogiki Gestalt, konstruktywizmu, happeningu, sztuki performance, do elementów dydaktyki przez przeżywanie, by zachęcić kandydatów do zawodu do aktywnego uczenia się. Mamy tu bardzo ciekawą prezentację założeń i sprawdzonych już form realizacji projektu dydaktycznego, którego głównym przesłaniem jest aktywizacja studentów do uczenia się w działaniu i przez jego przeżywanie, doświadczanie i wzbudzanie autorefleksji. Jest to niesłychanie ważne i cenne, by w toku edukacji wyczulić kandydatów do tego zawodu na umiejętne poznawanie wiedzy. Szczególną zaletą tego tomu jest zachęcanie edukatorów do kształcenia umiejętności dostrzegania i rozumienia problemów społecznych w toku i dzięki zabawom, które stają się źródłem płodnych konwencji, pozwalających na rozwój ich (także przypadkowych) uczestników.

Znajdziemy w niniejszej publikacji odpowiedź na pytanie, jak stać się konstruktywistycznym nauczycielem. Autorki pokazują nam swój warsztat od kuchni, dzieląc się nie tylko osobistymi wrażeniami, odwołując do założeń naukowych z obszaru pedeutologii czy andragogiki, ale także prezentując fragmenty uzyskanych efektów w postaci plakatów, wypowiedzi studentów itp. Ze zdumieniem odkryjemy w proponowanych projektach gry i formy prace, które od stu lat realizowane są w ruchu skautowym (harcerskim). Ci, którzy mają to doświadczenie społeczne w swojej biografii, natychmiast uchwycą sens i socjalizacyjną wartość proponowanych zajęć. Gry dydaktyczne są bowiem doskonałą symulacją procesów i zdarzeń, dzięki którym możemy sprawdzać swoją gotowość do profesjonalnego czy społecznego działania, bez realnych szkód dla jego obiektów. Stosowane są w kształceniu sił zbrojnych, kadr menedżerskich jak i służb społecznych czy polityków. Przywrócenie im należytego miejsca także w pedagogice akademickiej jest powrotem do wielokrotnie już realizowanych metod aktywizujących młodzież w procesie studiowania. Etnografia performatywna jest niewątpliwie tą, która ma na celu kształcenie holistyczne, integralne, by w procesie uczenia się procesy intelektualne były równoważone z cielesnym doświadczaniem świata innego człowieka. Jest to także niewątpliwie interesująca kulturowo wymiana doświadczeń i podejmowanie dzięki nim świadomego dialogu.

Zamieszczenie konspektów zajęć w powyższym nurcie i klimacie, duchu refleksyjnej zabawy czyni tę książkę niezwykle ważną inspiracją do konstruowania własnych ich odmian, projektów czy nowych metod kształcenia. Biorąc pod uwagę autentyzm, kreatywność i pedagogiczną wartość zawartych w tej książce projektów, można stwierdzić, że czytając o nich, stajemy się niejako uczestnikami dydaktycznego koncertu. Całość znakomicie spina teoretyczna analiza konstruowania poradniczych doświadczeń i umiejętności, zachęcając zarazem każdego, kto stanie się w tym zakresie profesjonalistą, do pogłębiania swoich kompetencji, refleksyjnego odwoływania się do własnych doświadczeń, badań, superwizji czy społecznej wymiany myśli i doświadczeń.

Jak dla mnie jest to pedagogiczny śmigus-dyngus na tych, którzy tkwią w starych schematach kształcenia andragogów.

30 marca 2013

Na te piękne Święta Wielkiej Nocy




Święta Wielkiej Nocy są dla wielu z nas okresem szczególnego rodzaju spotkań z Źródłem Istnienia, z Stwórczą Siłą, ale i z Bliskimi, dzięki którym budujemy DOBRO naszego życia. Może właśnie w tych dniach uświadomimy sobie, jak bardzo jesteśmy naznaczeni Tym, który choć jest Wielkim Nieobecnym, to jednak wraca do nas mocą radości i wartości życia.

Życzę zdrowych, spokojnych i pełnych nowych doznań Świąt Zmartwychwstania Pańskiego! Niech mimo trwającej zimowej aury sprzyja ona bliskim naszym sercom spotkaniom, a dzieląc się świątecznym jajkiem życzmy sobie tego, co ono symbolizuje od dawien dawna, a mianowicie nadzieję na lepsze, być może także inne wartości, które wpiszą w nasze życie żywotność, nową energię, siłę, początek i nieśmiertelność. Radości, szczęścia i spokoju oraz słonecznej aury na wszystkie następne dni.

Wesołego Alleluja!



Dzielę się życzeniami, jakimi już obdarzyli mnie Przyjaciele, Znajomi, Współpracownicy, Studenci i Czytelnicy:


Z okazji Świąt Wielkanocnych

Życzę wszystkiego tego, co od Boga pochodzi,

Oby skrzydła wiary przykryły kamienie zwątpienia

i uniosły serca ponad przemijanie.

Wesołego Alleluja!

**************



Życzę ......

pełnych miłości i nadziei
w zdrowiu i radości
rodzinnych Świąt Wielkanocnych
smacznego jajka i mokrego Dyngusa
mnóstwo wiosennego optymizmu
oraz samych sukcesów.

***************

zdrowia i radości z przeżywania Świąt Wielkiej Nocy, spokoju, pogody ducha i wspaniałych chwil w rodzinnym gronie

***************

chociaż tą drogą chciałbym przekazać wdzięczność i szacunek wobec podejmowanych przez Pana Profesora działań na rzecz dobra polskiej nauki, a pedagogiki w szczególności. Dziękuję! Proszę też przyjąć moje życzenia wielkanocne. Panu Profesorowi oraz najbliższym życzę, by zmartwychwstały Pan umacniał czynione dobro,
wskazywał drogę i udzielam mocy do trwania w Jego służbie przez służbę ludziom. Z zapewnieniami o modlitwie i pamięci.

***************
z okazji Świąt życzę Panu Profesorowi i całej Rodzinie Wiosennej Radości Wielkanocy, miłości niesionej przez Zmartwychwstałego, wypełniającej serce po brzegi

***************
Wszystkim Przyjaciołom najlepsze życzenia z okazji zbliżających się Świąt Wielkiej Nocy

***************

przesyłamy najlepsze życzenia na Święta Zmartwychwstania Pańskiego dla Ciebie i Twych Bliskich, oraz garść myśli na Święta wypisanych z wciąż aktualnych tekstów księdza Konstantego Michalskiego.

"Święto Zmartwychwstania umieszcza Kościół w niedzielę po pierwszej pełni wiosennej dlatego, że chce mu dać jako tło odradzającą się przyrodę na znak, że mimo prymatu ducha, między przyrodą a duchem istnieje ścisły związek. Jak duch boży unosił się niegdyś nad chaosem światowym, tak dzisiaj razem z Nim unosi się nad przyrodą duch ludzki".

"M. Bierdiajew zauważył, że komunizm umiał wejść na drogę najgłębszych tęsknot człowieka rosyjskiego. W duszy tego człowieka wiecznie odzywała się idea zmartwychwstania i transfiguracji całego stworzenia. [...] Istotnie komunizm wyzyskał ideę transfiguracji, by wprowadzić ustrój sowiecki na tory mesjańskie, na których miała ludzkość dążyć do
swego zbawienia" .

"w ujęciu chrześcijańskim nigdy nie może zniknąć osobowość ludzka w jakiejkolwiek całości, jak znika kropla w morzu, czym innym jest indywidualizm, czym innym chrześcijański personalizm. Personalizm wskazuje w duszy ludzkiej na szczyt, gdzie się pali życie duchowe przez myśl i wolę. Jednak i tu zyskuje, kto traci, gdyż rozpalona
przez szczyt swej duszy miłością z góry osobowość wchodzi w społeczeństwo jak gorejąca pochodnia, która roztacza wkoło siebie ciepło i blaski, a nie duszące dymy" .
*************


Zdrowych, pogodnych Świąt Wielkanocnych, pełnych wiary, nadziei i miłości. Radosnego, wiosennego!!!!!!!! nastroju, serdecznych spotkań w gronie rodziny i wśród przyjaciół oraz Wesołego Alleluja!

**************

z okazji Świąt Wielkanocnych życzę rodzinnego ciepła, spokoju ducha, nadziei na wiosnę wokół nas i w nas samych. Niech Zmartwychwstanie daje nam siłę i wiarę w niezmienne zwycięstwo Dobra i Pokoju.

****************

życzę Panu Radości Świąt i Dobra płynącego z Wielkiego Czasu.

****************

Wesołego Alleluja! Radosnych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego oraz Błogosławieństwa Bożego. Niech Zmartwychwstały Chrystus prowadzi przez życie w radości pokoju

****************
Z okazji Świat Wielkiej Nocy proszę o przyjęcie najlepszych życzeń i serdeczności, zdrowia i radości ze świętowania w gronie Rodzinnym w słonecznej atmosferze i bliskości. Życzę także odpoczynku od trudów codzienności. Świąteczne serdeczności dla Twoich Najbliższych!

****************

życzę Panu Profesorowi i Bliskim Osobom zdrowych i spokojnych Świąt Wielkanocnych, pełnych rodzinnej miłości i radości, kolorowych pisanek, wiosennej nadziei z „odrobiną” Dyngusowej wody, szczęścia, słońca, dobrej energii i spełnienia marzeń.

***************


Zdrowych, Wesołych i słonecznych (chociaż w sercu) Świąt, oraz smacznego tradycyjnego jajeczka i baby wielkanocnej

***************
Niech blask i radość wielkanocnego poranka niosą na naszą codzienność: RADOŚĆ, POKÓJ i NADZIEJĘ. Niech zmartwychwstały Chrystus towarzyszy naszym wędrówkom do Emaus

****************


Święta Wielkanocne są nadzieją dla człowieka, że po trudach ziemskiego życia przejdzie do wieczności i zmartwychwstanie...Tu jest istota zbawienia, naszej wiary i egzystencji... Niech Chrystus Zmartwychwstały da nadzieję i siły do życia, niech w Sercach zagości Pokój i Miłość-

****************

Wbrew panującej za oknem pogodzie przesyłam Tobie i Twoim Najbliższym najlepsze życzenia świąteczne pełne wiosny i radości

***************

Z okazji Świąt Wielkanocnych, życzę wszelkich łask Bożych, pogodnych, zdrowych Świąt i pomyślności w życiu osobistym.

****************

w okresie pasyjnym, w tym szczególnym czasie przygotowań do Świąt Wielkiej Nocy życzę wszystkim nadziei Zmartwychwstania; ufności że to, co wydaje się w życiu niemożliwe, stało i ciągle staje się możliwym. Wszystkim życzę wyciszenia, a Tym z Państwa, którzy Wielkanoc obchodzą już teraz – radosnych i błogosławionych Świąt,

***************

dobrych i błogosławionych Świąt Zmartwychwstania, dużo radości i spokoju oraz odczytania znaków nadziei i wiary. Niech otacza Pana życzliwość, miłość i piękno.
I niech wreszcie nastanie wiosenna aura, aby jeszcze bardziej rozświetlić ten świąteczny czas.

***************

Na te piękne Święta Wielkiej Nocy życzymy Tobie i Twoim Najbliższym wielu łask Bożych, radości w sercu i wiosennej zieleni w głowach.

****************


Jezus zmartwychwstał, dlatego wesoły nam dzień dziś nastał. Chrześcijanie niosą światu tę radosną nowinę. Jezus zmartwychwstał, dlatego chrześcijanin może pokonać to wszystko, co wiąże się z umieraniem, otrzymuje bowiem światło i moc do tego, żeby nie uciekać od krzyża. Co więcej, przeżywając cierpienie z wiarą, może doświadczyć radości nowego życia. Chrześcijanin świętuje to nowe życie, które rodzi się pośród cierpienia, ukazując światu chwalebny krzyż Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, i obwieszcza światu przesłanie życia. Niech Jezus Chrystus będzie dla nas wszystkich źródłem radości pokoju serca, mocnej wiary i nadziei oraz wszelkich łask doczesnych i wiecznych.

******************

Baranku wielkanocny coś wybiegi z rozpaczy

z paskudnego kąta

z tego co po ludzku się nie udało

prawda że trzeba stać się bezradnym

by nielogiczne się stało

Baranku wielkanocny coś wybiegł czysty

z popiołu

prawda że trzeba dostać pałą

by wierzyć znowu



Jan Twardowski


Spokojnych, słonecznych świąt przepełnionych rodzinną atmosferą

*******************


Wielkanoc 2013

Błogosławieństwa Bożego, Wszelkiego dobra od Boga i od ludzi, Wielu pięknych łask duchowych, Umocnienia w wierze, Wzrastania w nadziei, Wydoskonalenia w miłości - na Święta Zmartwychwstania Pana naszego Jezusa Chrystusa, Zwycięzcy śmierci, piekła i szatana - Zbawiciela świata, wszystkiego dobrego –

*******************

na Święta życzę Tobie i Twoim bliskim pogody, radości. miłości i nadziei.

*******************
Jest właśnie ta przedranna chwila,

Kiedy świt czysty, świeży, boski,

Wykwitający z pąku nocy

Jest lżejszy niźli dzienne troski …..”



Leopold Staff Nazajutrz

Z nadchodzącymi świętami Wielkiej Nocy pozwalam sobie złożyć życzenia wszelkich łask, tak wszystkim przecież potrzebnych. Niech czas Zmartwychwstania, niosący tyle nadziei, pozwoli popatrzeć z uśmiechem na trudy i kłopoty, wierząc, że właśnie teraz, w tej wyjątkowej chwili wokół nas pojawi się więcej dobra i piękna. Byśmy z nich czerpali inspirację dla dalszych naszych działań, czyniąc je potrzebnymi i pełnymi radości.

*******************


Z okazji ŚWIĄT WIELKANOCNYCH wszystkiego co najlepsze … codziennie dużych i małych radości oraz nadziei … aby przyszłość omijały trudy i zwątpienia …
Ciepłego spojrzenia na nadchodzące dni

*******************


Na przedprożu Zmartwychwstania czuwajmy, przeciwnie niż straże z fresku Piera della Francesca z San Sepolcro, by pełni Radości doświadczyć! Niech Zwycięzca "śmierci, piekła i szatana" hojnie Ciebie i Twoich Najbliższych obdarowuje, tak w Dni Świąteczne, jak i każdy kolejny dzień!

**************


Radosnych i pięknych, spędzonych w gronie najbliższych, ale i przenikniętych namysłem nad znaczeniem we własnym życiu
Świąt Wielkiej Nocy, aby stały się dla nas źródłem Wielkiej Mocy zmieniania tego świata na lepszy.

****************

Zdrowych, Pogodnych Świąt Wielkanocnych, pełnych wiary, nadziei i miłości. Radosnego, wiosennego nastroju, serdecznych spotkań w gronie rodziny i wśród przyjaciół
oraz wesołego "Alleluja":)

****************


Z okazji Świąt Wielkanocnych, życzę Panu, rodzinie, krewnym i znajomym: zdrowych, pogodnych Świąt pełnych wiary, nadziei i miłości. Radosnego, wiosennego nastroju,
serdecznych spotkań w gronie rodziny oraz wesołego Alleluja.

***************

Wielkanocne serdeczności! Życzę Panu, by zdrowie, szczęście, ludzka przychylność i pogoda ducha nie opuszczały Pana na przednówku!

**************

wesołych i pełnych miłości Świąt Wielkanocnych oraz błogosławieństw Zmartwychwstałego Chrystusa

***************


















29 marca 2013

Edukacja filozoficzna w teorii i praktyce



Rozprawa Krzysztofa Ślezińskiego pt. Edukacja filozoficzna w teorii i praktyce (Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2012) nie jest pierwszą zachętą filozofa do zainteresowania nauczycieli możliwością zainteresowania uczniów treściami filozoficznymi w ramach procesu kształcenia – jak sobie sam to przypisuje, ale niewątpliwie jest w ostatnich latach jedną z najciekawszych rozpraw na ten temat. Nie jest to bowiem tylko książka o tym, jak dzisiaj należałoby kształcić filozoficznie, ale tak naprawdę jak kształcić ogólnie, wszechstronnie, a przy tym czynić ten proces ważnym ze względu na sens społecznego, kulturowego, ale i jednostkowego życia każdego z naszych uczniów. Jest to książka znakomicie łącząca ewolucję myśli filozoficznej, a zarazem rodzenia się nauki i myślenia naukowego, pozwalając na zrozumienie okoliczności wyłaniania się metod poznawania świata i ich implikacji dla rozwoju cywilizacji ludzkiej. Z pracy tej studiujący pedagogikę mogą uczyć się historii kształcenia i wychowania, która jest tu ciekawie wyłożona, konkurując z ostatnią publikacją Czesława Kupisiewicza pt. Z dziejów teorii i praktyki wychowania (Kraków 2012). Książka Ślezińskiego jest poświęcona dziejom dydaktyki filozofii, dzięki czemu możemy przekonać się, jaka jest geneza kształcenia filozoficznego, kim byli prekursorzy jej różnych metod i form oraz jak ona ewoluowała w toku dziejów powszechnych.

Jest to niewątpliwie erudycyjna rozprawa, bogata źródłowo i zaskakująca błyskotliwą refleksją filozoficzną. Struktura pracy jest logiczna, głęboko przemyślana, a prowadzona argumentacja miejscami wręcz pasjonująca. Można w niej odczytać nie tylko zamiłowanie do filozofii, ale i do sztuki jej uprawiania w procesie kształcenia. Co ciekawe, wiele z przywołanych w analizie historycznej metod, nadal stanowi wyzwanie dla nauczycieli, którym zależy na jakości wykształcenia młodzieży. Mam zatem nadzieję, że tak, jak odrodziła się chęć aktywnego i rozumiejącego przeżywania najważniejszych wydarzeń historycznych w dziejach naszego narodu, czego najlepszą egzemplifikacją są różnego rodzaju turnieje rycerskie czy inscenizacje historyczne z udziałem amatorów, tak i dzięki tego typu publikacjom pojawi się moda na wypróbowywanie często już zapomnianych form i metod pracy intelektualnej z uczniami typu questio, disputatio czy quaestiones de quolibet. Czyż filozofia nie mogłaby być odtrutką na ponowoczesną, popkulturową banalizację wiedzy, nauki i edukacji?

Tekst jest napisany jasno, rzeczowo, kompetentnie, a przy tym bardzo przystępnie i w sposób zachęcający do czytania. Zastosowana narracja ma autorski charakter, nie powielając istniejącego schematu w większości podręczników z historii filozofii. Bogactwo wykorzystanych źródeł wiedzy, ich różnorodność, pozwoliły na zbudowanie niezwykle interesującej relacji z historii przekazywania przez mistrzów kolejnych epok wiedzy filozoficznej młodszym pokoleniom. Co ważne Autor potrafi zaciekawić czytelnika interpretacjami wydarzeń, z którymi nie spotka się w innych rozprawach z dziejów filozofii. Doskonale ilustruje i wyjaśnia powody, dla których odkrywane przez klasyków filozofii metody poznawania świata wpisywały się w następujące po nich spory, dyskusje, ale i praktyczne zastosowania.

Z tekstu książki Krzysztofa Ślezińskiego wyłania się pasja kształcenia i rozwijania myślenia młodych ludzi tak, by w przyszłości stali się oświeconymi, a więc jak najlepiej wykształconymi osobami, podmiotami, kreatorami własnego życia w służbie ponadczasowych wartości. Propozycje kształcenia filozoficznego, wzbogacone o model filozofii dla dzieci, nawiązują także do rodzimych doświadczeń. Znakomicie, że Autor przywołał teorię kształcenia wielostronnego Wincentego Okonia, a przy tym klasyczny model edukacji wzbogaca o najnowsze podejście z wykorzystaniem najnowszych technologii komunikacyjnych (m.in. e-learning, b-learning, network teaching). W części dydaktycznej nauczyciele znajdą bardzo dobre wsparcie teoretyczne i metodyczne do kształcenia filozoficznego. Z niektórych analiz mogą też skorzystać studiujący na humanistycznych kierunkach, gdyż znajdą w tej pracy ciekawy rozdział (5.3.4) o tym, jak należy analizować teksty filozoficzne, a także jak można sprawdzać u uczących się rozumienie i umiejętność analizy tekstu, pojęć czy kierunków filozoficznych.