24 grudnia 2012
Święta z głębokim i autentycznym przesłaniem
W związku ze zbliżającą się nocą szczęśliwego rozwiązania kieruję do Czytelników, Studentów, Nauczycieli, Pedagogów, Bliskich i Obcych, Przyjaciół i Antagonistów, Naukowców i Oświatowców - najserdeczniejsze życzenia: odczytywania dziecka jako znaku Boga, przychodzącego na świat w uniżeniu i ubóstwie, by stanąć po stronie godności każdego człowieka, o czym tak pięknie pisze Jerzy Libert:
A mały Chrystus smutny w drzwi patrzy i czeka
By pośród witających zobaczyć Człowieka...
Życzę refleksji nad fundamentami chrześcijańskiego życia i wiary, odczytywania betlejemskiej opowieści z Ewangelii, radowania się wspólną obecnością Bliskich, przeżywania tradycji łamania się opłatkiem na znak wspólnoty i przyjaźni, by wypowiadane – być może nawet „milczeniem” - życzenia były wyrazem czułości naszych serc i wrażliwości myśli na drogę, którą każdy z nas podąża ku sobie znanym i stawianym celom. Jak pisał ks. Jan Twardowski:
Oby się wszystkie trudne sprawy
Porozkręcały jak supełki
Własne ambicje i urazy
Zaczęły śmieszyć jak kukiełki.
Sięgnijmy w czasie tych pięknych Świąt do tajemnicy naszego istnienia, uwolnieni od bieganiny za wartościami, z których nie wszystkie stanowią o trwałości i wartości życia. Niech wspólne kolędowanie buduje nasze więzi, a świąteczne ciepło i skupienie odsłania misterium spotkania z Nowonarodzonym. Niechaj wszystkie spotkania niosą radość, spokój, szacunek, życzliwy uśmiech, a także pomocną dłoń, by nie zabrakło ludzkiej obecności i miłości, gdy ta Maleńka Miłość ma zagościć wśród nas. Dużo zdrowia, sił i nadziei na lepsze - a przy tym – jak śpiewa Grzegorz Turnau:
Bądźcie czujni i ostrożni,
Gdy się rodzi Dżizys,
Aby się Wam przy okazji
Nie zakradł gdzieś kryzys,
Jego wcale Wam nie życzę,
Nie życzę nikomu,
I niech Pan nastanie, Radość
I Miłość w Twym domu!
Na Święta Bożego Narodzenia życzę Wam i Najbliższym gwiazdki z nieba, która sprawi, że będziecie zawsze szczęśliwi, uśmiechnięci, spokojni. Niech się Wam darzy!
Dziękuję wszystkim pamiętającym i nadsyłającym swoje życzenia drogą elektroniczną i tradycyjną. Gorące podziękowania kieruję do Czytelniczki bloga, która podzieliła się ze mną wyjątkowym darem, jakim jest zapis w pamiętniku Jej Cioci o wigilijnych tradycjach na Kresach.
Przeczytajcie ten opis, gdyż owe wspomnienia stanowią żywy obraz wyjątkowego miejsca i Ludzi, o których pamięć jest dla nas zadumą nad NASZĄ historią...
"Zawsze był śnieg. Po prostu nie pamiętam Świąt bez śniegu., choinki, ryby, kutii... Zjeżdżała się cała rodzina, więc przygotowania trwały ze 3 tygodnie. Najpierw było świniobicie. Już wtedy wszędzie leżał śnieg i jak się gdzieś sanną jechało to widziało się co raz jakby małe ogniska, gdzie gospodarze słomą opalali świńską szczecinę. W dzieżach, nieckach marynowało się szynki, polędwice, boczek i mięso na kiełbasy. Kiszki piekło się na ciętej słomie żytniej w blachach. Aromaty rozchodziły się w około. Wspaniałe! Częstowało się znajomych, dawało do domu Maryni czy Kateryni, które malowały wapnem ściany czy robiły większe pranie. Gdy listonosz Semcio wracał z pustą torbą też dostawał co tam było.
Ważne żeby wybielić całe wnętrze domu, wyczyścić szyby w oknach, wysmarować naftą ramy okienne, drzwi- wszytko musiało lśnić. Bielizna pięknie uprana i wykrochmalona suszyła się na mrozie w sadzie między drzewami. Przed samymi świętami piekło się cały piec chleba, potem bułki w blachach. Potem makowce, kruche, placki z jabłkami, zawijańce w drożdżowym cieście, pierniki, czasem nugaty i całe stosy pysznych herbatników. Raczej nie było serników bo krowy w zimie już zacielone nie dawały dużo mleka.
Tato przed wigilią przynosił ze stodoły cztery snopy zboża i ustawiał je przy łóżkach. Przy moim zawsze stał snop pszenicy, tak do Sylwestra. Razem ze świerkową choinka roznosiły wspaniały, niezapomniany aromat...
Ryby przywożono ze Zbaraża. Przeważnie szczupaki, przyrządzane "po żydowsku". Kutia - z miodem i bakaliami - musiała być obowiązkowo na polską wigilię i potem na ruską. Tato brał podczas wigilii całą makutrę z kutią i zamachiwał się na sufit. Kutia musiała się do sufitu przykleić - znaczy to, że będzie "pożytek" w nowym roku. Przyklejony wzór zostawał tak aż do następnego bielenia ścian przed Wielkanocą.
Stół, na którym położono siano przykrywano białym obrusem. Na stole paliła się świeca i leżał na talerzu opłatek z grudkami miodu. Ojciec zaczynał od modlitwy, do której klękaliśmy wszyscy wokół stołu. Tato składał każdemu odpowiednie życzenia, wszyscy całowaliśmy go w rękę. Potem siadaliśmy do zupy grzybowej, barszczu z uszkami, ryby, pierogów, gołąbków - wszystkiego po trochu. Po kolacji śpiewaliśmy kolędy i pastorałki a ociec lub brat wynosił bydłu do żłobów opłatek.
Później szło się do wujostwa Soleckich złożyć życzenia i porozmawiać, czy też czego spróbować. Wujek w słomę przyniesioną na podłogę rozsypywał orzechy włoskie, dorzucając po parę grosików i dzieci miały czego szukać. Taka to była zabawa. Pojawiali się też kolędnicy. Przychodzili z szopką. Wbiegał diabeł i Żyd garbaty, często z tego garba wystawała słoma. Na krzesłach dostojnie siadał Herod ze świtą, anioł nad nimi na stołku. Rymowane śpiewanie, dzwoneczki, becząca koza, dużo dowcipnych odzywek, dużo radości i krzyku ale też chwile podniosłe. Dla dzieci egzamin z pacierza i grzeczności. Na koniec wspólna kolęda, poczęstunek i koniecznie nagroda pieniężna.
Przed dwunastą wszyscy szli na pasterkę. Jak było bardzo śnieżnie to zaprzęgało się konie w duże sanie. Rozbrzmiewały wspaniałe koncerty, bo było u nas sporo dobrych głosów. Śpiewał chór i cały Kościół. Co rok dochodziła nowa kolęda czy pastorałka a w czasie wojny miały dającą do myślenia treść, przejmującą do głębi znękane w tym czasie serca i dusze. Panowało wielkie zrozumienie, solidarność, patriotyzm najszczerszy..."
23 grudnia 2012
Profil pedagogiczny nauk o wychowaniu
Jeśli pisać w okresie świątecznym o pedagogice, to najlepiej wskazując na rozprawę naukową, która znakomicie wpisuje się w nurt myślenia chrześcijańskiego, a w tym przypadku personalistycznego. Mam tu na uwadze najnowszą monografię naukową, ks. dra hab. Mariana Nowaka, prof. KUL pt. Profil pedagogiczny nauk o wychowaniu. Studium z odniesieniami do pedagogiki pielęgniarstwa (KUL, 2012, ss. 651), która jest dowodem na mistrzostwo akademickiego pisarstwa.
Od kilkunastu lat ks. dr hab. M. Nowak należy do czołówki nie tylko polskiej pedagogiki, gdyż swoim udziałem w międzynarodowych projektach badawczych, w konferencjach zagranicznych staje się ambasadorem najlepiej pojętej humanistyki o polskich korzeniach, kontynuatorem najznakomitszych twórców całego XX wieku, który pogłębia i utrwala jej naukowy status w środowiskach uniwersyteckich i szeroko pojmowanej sferze publicznej. Nic dziwnego, skoro reprezentuje Katolicki Uniwersytet Lubelski, w którym w 1920 r. powstała pierwsza w wolnej II Rzeczpospolitej Katedra Pedagogiki (kierowana przez prof. Zygmunta Kukulskiego (kierował nią do 1939 roku).
Sam zresztą tak o tym pisze w jednym ze swoich artykułów: W nauczaniu akademickim, tradycja ukonstytuowała wielorakie formy i sposoby realizowania zarówno uniwersyteckiej dydaktyki, jak i prowadzenia naukowych poszukiwań: wykłady, konwersatoria, ćwiczenia, podlegające jeszcze dalszym podziałom i zróżnicowaniom (np. wykłady otwarte, kursoryczne, odczyty). (…) To właśnie wspólnota seminarium naukowego najwyraźniej ukazuje, że chociaż wyniki naukowych badań mają ze swej natury charakter obiektywny i rzeczowy, to jednak dopiero wspólnota tego seminarium pomaga dostrzec istotnie humanistyczny wymiar wszelkiej wiedzy: jej znaczenie dla zrozumienia człowieka i wpływ na proces jego dojrzewania. (Wczoraj i dziś pedagogiki uniwersyteckiej, w: Wczoraj, dziś i jutro pedagogiki uniwersyteckiej w świetle twórczości Stefana Kunowskiego, red. K. Braun, M. Łobacz, A. Rynio, Lublin: Wydawnictwo KUL 2010, s. 26).
Rozprawa ks. M. Nowaka stanowi o wyjątkowej wartości warsztatu naukowo-badawczego. W dobie, kiedy coraz częściej mamy do czynienia z marginalizowaniem przez polityków, przedstawicieli innych nauk, władzy, media, także resortu nauki i szkolnictwa wyższego roli humanistyki, w tym szczególnie pedagogiki jako nie-nauki, para-nauki czy niewiele przydatnej praktyce oświatowej i gospodarce wiedzy, podejmuje się trudu wykazania tożsamości pedagogiki rozumianej jako nauka/wiedza o wychowaniu i kształceniu człowieka, jako studium o człowieku (za Mario Gennari). Bierze pod uwagę zarówno specyfikę działalności wychowawczej, dydaktycznej i opiekuńczej, jako przedmiotu badań pedagogiki, jak i myślenia pedagogicznego z jego możliwymi – syntetyzującymi perspektywami i podejściami poznawczymi (profil genetyczny, antropologiczny, historyczny, psychologiczny, społeczny i ekonomiczny) oraz aplikacyjnymi.
Autor tego monumentalnego dzieła odkrywa w ramach prowadzonych przez lata badań z pozycji pedagogiki ogólnej to, co stanowi o istocie, swoistości tej nauki, nawiązując do metodologii badań fenomenologicznych i najlepszych tradycji kontynentalnej Geisteswissenschaftliche Pädagogik, czyli pedagogiki humanistycznej, duchowej, odróżniającej swoje badania od nauk przyrodniczych. Korzysta przy tym z rozwijanego przez siebie paradygmatu badan systemowych, co szczególnie uwidacznia już w samym tytule książki posługując się pojęciem „profil”.
Jego studium jest odsłanianiem profilu pedagogicznego związanego z naukami o wychowaniu na przykładzie działalności pielęgniarskiej, a więc tego zawodu służby publicznej, który jest zbliżony do pedagogicznego jako zaangażowany w służbę drugiemu człowiekowi. Co jest niesłychanie ważne, to przeciwstawia się temu, z czym mieliśmy do czynienia także w odniesieniu do zawodu pedagogicznego, a mianowicie uważaniu go za posługę służebną wobec kogoś (władzy) czy czegoś (systemu ideologicznego), podczas gdy oba zawody są suwerenne.
Jak pisze: Pielęgniarstwo jest elementem systemu ochrony zdrowia i w tym sensie ma też własne cele, zadania i funkcje, wśród których chcemy wyeksponować zwłaszcza funkcję wychowawczą, wyraźnie wprowadzającą pielęgniarstwo w krąg nauk humanistycznych i społecznych, do jakich należy pedagogika. (…) na przykładzie pedagogiki pielęgniarskiej, a zatem refleksji i praktycznej działalności pielęgniarskiej, spodziewamy się dać impulsy do rozważenia możliwości ukazania specyfiki pedagogicznej wiedzy i wychowawczej działalności w ogóle, a nade wszystko uwydatnić i dopomóc w wyodrębnieniu tego, co jest specyficznie pedagogiczne w poszczególnych naukach o wychowaniu i co je ze sobą łączy. (s. 16).
Tej przesłance podporządkował ks. M. Nowak strukturę i treść swojej monografii, której układ jest logiczny i wyczerpujący, a przy tym nowatorski, gdyż nie mający w światowej literaturze swojego odpowiednika. Dzięki tej książce wyniesione są do najwyższej rangi dwie profesje, które z taką łatwością i ignorancją usiłuje się od lat poddawać ekskluzji społecznej i akademickiej. Podnosi się także status nauk o wychowaniu przez wyróżnienie w nim niezwykle trudnych badań i analiz języka pedagogicznego, badań interpretacyjnych oraz badań technologiczno-projektujących procesu wychowania i kształcenia człowieka w toku jego ontogenezy.
Mamy w tej rozprawie przedstawioną złożoność procesu wychowania, a zarazem jak odpowiedzialna i konieczna jest integracja wiedzy na ten temat różnych dyscyplin i perspektyw, by w dialogu inter-i transdyscyplinarnym móc w pełni studiować i jak najlepiej pomagać innym w odkrywaniu i podnoszeniu do najwyższej godności ich humanum. Niezależnie od metahumanistycznego przesłania Autor tej rozprawy pokazuje w jaki sposób można i należy rozwijać tzw. pedagogiki szczegółowe, nadając im klarowny profil i więź z wspólnotą myślenia i badania oraz szeroko pojmowanego działania pedagogicznego. Ma ono bowiem, jak pisał Romano Guardini uwarunkowania zewnętrzne (…) zarówno wobec samego siebie, jak i wobec innych, ma źródło w pewnym impulsie i pewnej energii, pochodzącej z najgłębszej istoty człowieka, a którą – w kontekście wiary religijnej – możemy odnieść ostatecznie do nieskończonego bytu Boga.(s. 46)
Przeprowadzona przez Autora analiza profesji pielęgniarki i pedagoga budzi najwyższe uznanie, bowiem nikt dotychczas nie dokonał w perspektywie świadomości kategorialnej odkrycia ich znaczenia. Wielką sztuką jest odnalezienie w spuściźnie myśli humanistycznej poglądów, które doskonale służą wydobyciu i oszlifowaniu ich znaczeniami wartości postawy służby jako kluczowej dla obu profesji. Ks. dr hab. M. Nowak nie czyni tego jednak językiem propagandy oświatowej, nie ucieka się – jak czynił to np. Mirosław Handke uzasadniając konieczność przeprowadzenia reformy ustrojowej szkolnictwa III RP – do płytkiego pojmowania misji zawodu, ale drąży jego sens, by każdy je wykonujący mógł jeszcze bardziej stawać się i być człowiekiem.
Nic dziwnego, że łączy ów profil z kategorią odpowiedzialności dialektycznej, pisząc: Pedagog staje w owym polu napięcia między człowiekiem a światem, w którym musi on ciągle na nowo wchodzić w odczucia i sytuację młodego człowieka, ale jednocześnie obejmować swoim spojrzeniem całość życiowej drogi człowieka i z tej perspektywy odpowiadać na szczegółowe zadania życiowe ujawniające się w wychowanku, Ta odpowiedzialność przejawia się w specyficznym napięciu powstającym przy wnikaniu w świat młodego człowieka i jednoczesnym dystansowaniu się od niego. (s. 80)
To dzięki tej rozprawie dostrzegamy jeszcze wyraźniej, że nie ma równości w zakresie możliwości tak edukacji, jak i zachowania zdrowia, które często zależą od kontekstu życia społecznego i indywidualnego, często od losu i własnej aktywności jednostki, a nie tylko czy przede wszystkim od profesjonalnego wsparcia. Jakże ciekawie przeprowadza porównanie starożytnej idei paidei z wartością zdrowia i istotą działalności medycznej na rzecz człowieka. Zastosowany rodzaj dociekań, dobór źródeł i myśli oraz stylistyka narracji będąca unikalną formą przekształcania dyskursu medycznego w dyskurs pedagogiczny są tu niepowtarzalne i nie mogą być modelem dla budowania innych dyscyplin szczegółowych, jak np. praca socjalna, chociaż dość łatwo nasuwają się takie otwarcia i ułatwienia metapoznawcze.
Autor potrafi spojrzeć na pedagogikę przez analogię do nauk przyrodniczych i medycznych i na odwrót, pokazując nam jak można poruszać się (…) pomiędzy tym, co indywidualne, a tym, co uniwersalne, pomiędzy wiedzą teoretyczną a działaniem praktycznym, pomiędzy faktami a ideami, pomiędzy oczekiwaniami indywidualnymi a społecznymi. (s. 173) Gorąco tę rozprawę polecam miłośnikom profesjonalizmu i pedagogicznej mądrości.
22 grudnia 2012
Rodzice w "realu" a dzieci w sieci
Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku przesłał mi informację o opublikowaniu na jego stronie raportu z badań gdańskich naukowców p.t. DZIECI SIECI - kompetencje komunikacyjne najmłodszych. Konsultantami byli znakomici eksperci od tej problematyki, profesorowie: Wiesław Godzic, Tomasz Szkudlarek oraz Tomasz Szlendak.
Zwracam uwagę na ten dokument, gdyż wraz z przygotowaniami do Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku rozpoczął się okres ferii dla dzieci i młodzieży szkolnej. Nie ulega wątpliwości, że część z nich już jest w sieci, kiedy rodzice dokonują w realnym życiu zakupów, sprzątają, odnawiają, pakują prezenty (w tym także laptopy, telefony komórkowe, gry elektroniczne itp.) czy ubierają choinkę. No, może tę ostatnią czynność są w stanie ich pociechy same wykonać, gdyż nieodłącznie kojarzy się im to zielone drzewko z miejscem na worek od św. Mikołaja.
Jeśli ktoś znajdzie chwilę czasu, to niech zajrzy na stronę wspomnianego raportu lub ściągnie go sobie na dysk, by poczytać i zastanowić się nad tym, co dalej będzie z socjalizacją naszych dzieci, skoro nie nastąpił zapowiadany na wczoraj koniec świata, a tym samym nie zostaliśmy zwolnieni z włączania się w proces ich rozwoju, edukacji, enkulturacji?
Redaktorzy Raportu "Dzieci sieci" stawiają ważne pytania i formułują na nie swoje odpowiedzi, ale i nowe hipotezy:
- Czy młodzi posiadają umiejętności niezbędne do aktywnego, twórczego i bezpiecznego korzystania z internetu?
- Czy szkoła wspiera ich w odkrywaniu nowych mediów i technologii?
Co zawiera raport „Dzieci sieci – kompetencje komunikacyjne najmłodszych”? Jest to projekt badawczy Obserwatorium Kultury w Gdańsku zrealizowany przez Instytut Kultury Miejskiej i współfinansowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Badanie dotyczyło diagnozy kompetencji komunikacyjnych dzieci w wieku od 9 do 13 lat. Raport jest dostępny na stronie www.dzieci-sieci.pl
„Polskie dzieci, chociaż funkcjonują w świecie sieciowej komunikacji, nie potrafią korzystać z pełni możliwości oferowanych przez internet, nie zawsze uchronią się przed niebezpieczeństwami, nie odkryły jeszcze do końca serwisów społecznościowych i potencjału publikowania własnych treści.” - czytamy w raporcie z badań. Autorzy raportu zauważają na przykład, że „młode osoby dość często bardzo powierzchownie odbierają komunikaty medialne, potrafią na przykład rozpoznać typową reklamę, ale nie wskazując ukrytych w treści linków i innych działań marketingowych”.
Badacze podkreślają, że „polscy młodzi żyją w momencie przełomowym, odkrywając nowe technologie i łatwo ucząc się posługiwania nimi. Potrzebują jednak wsparcia, które mogłaby im dawać szkoła, być może we współpracy z innymi organizacjami chcącymi zmieniać społeczną rzeczywistość.” Postulują, by szkoły traktowały media nie jako nowoczesny dodatek, ale integralną część działań. Oznacza to między innymi zaprzestanie traktowania kultury jako wąskiej domeny zarezerwowanej dla starszych form medialnych. „Nie sposób kształtować aktywnych obywateli, potrafiących korzystać z mediów, ucząc ich odwoływania się tylko do klasycznych źródeł informacji i rozrywki.” -piszą.
Badanie było realizowane od lipca do grudnia 2012 roku pod egidą Instytutu Kultury Miejskiej w Gdańsku i przy dofinansowaniu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Projekt był realizowany przez interdyscyplinarny zespół badaczy z wielu ośrodków akademickich. W skład zespołu badawczego wchodziły następujące osoby: Piotr Siuda (koordynator projektu), Grzegorz D. Stunża (asystent koordynatora), Anna Justyna Dąbrowska, Marta Klimowicz, Emanuel Kulczycki, Damian Muszyński, Renata Piotrowska, Ewa Rozkosz oraz Marcin Sieńko. Zespół merytorycznie wsparty został radą konsultantów ekspertów, których opinie znaleźć można w raporcie.
Punktem wyjścia projektu badawczego było skonstruowanie modelu umiejętności związanych z posługiwaniem się internetem. Na tej podstawie przeprowadzono badania jakościowe z wykorzystaniem różnorodnych metod: wywiadów, ankiet, obserwacji, netnografii oraz analizy dokumentów. Między innymi badano serwisy społecznościowe takie jak NK.pl i Facebook oraz przeanalizowano 50 programów nauczania przedmiotów obowiązkowych w klasach 4-6.
Raport z badań „Dzieci sieci – kompetencje komunikacyjne najmłodszych” jest dostępny na stronie internetowej www.dzieci-sieci.pl. Ściągnijcie go sobie. Przyda się w rodzinie, w szkole, na uczelni oraz w sieci.
Zwracam uwagę na ten dokument, gdyż wraz z przygotowaniami do Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku rozpoczął się okres ferii dla dzieci i młodzieży szkolnej. Nie ulega wątpliwości, że część z nich już jest w sieci, kiedy rodzice dokonują w realnym życiu zakupów, sprzątają, odnawiają, pakują prezenty (w tym także laptopy, telefony komórkowe, gry elektroniczne itp.) czy ubierają choinkę. No, może tę ostatnią czynność są w stanie ich pociechy same wykonać, gdyż nieodłącznie kojarzy się im to zielone drzewko z miejscem na worek od św. Mikołaja.
Jeśli ktoś znajdzie chwilę czasu, to niech zajrzy na stronę wspomnianego raportu lub ściągnie go sobie na dysk, by poczytać i zastanowić się nad tym, co dalej będzie z socjalizacją naszych dzieci, skoro nie nastąpił zapowiadany na wczoraj koniec świata, a tym samym nie zostaliśmy zwolnieni z włączania się w proces ich rozwoju, edukacji, enkulturacji?
Redaktorzy Raportu "Dzieci sieci" stawiają ważne pytania i formułują na nie swoje odpowiedzi, ale i nowe hipotezy:
- Czy młodzi posiadają umiejętności niezbędne do aktywnego, twórczego i bezpiecznego korzystania z internetu?
- Czy szkoła wspiera ich w odkrywaniu nowych mediów i technologii?
Co zawiera raport „Dzieci sieci – kompetencje komunikacyjne najmłodszych”? Jest to projekt badawczy Obserwatorium Kultury w Gdańsku zrealizowany przez Instytut Kultury Miejskiej i współfinansowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Badanie dotyczyło diagnozy kompetencji komunikacyjnych dzieci w wieku od 9 do 13 lat. Raport jest dostępny na stronie www.dzieci-sieci.pl
„Polskie dzieci, chociaż funkcjonują w świecie sieciowej komunikacji, nie potrafią korzystać z pełni możliwości oferowanych przez internet, nie zawsze uchronią się przed niebezpieczeństwami, nie odkryły jeszcze do końca serwisów społecznościowych i potencjału publikowania własnych treści.” - czytamy w raporcie z badań. Autorzy raportu zauważają na przykład, że „młode osoby dość często bardzo powierzchownie odbierają komunikaty medialne, potrafią na przykład rozpoznać typową reklamę, ale nie wskazując ukrytych w treści linków i innych działań marketingowych”.
Badacze podkreślają, że „polscy młodzi żyją w momencie przełomowym, odkrywając nowe technologie i łatwo ucząc się posługiwania nimi. Potrzebują jednak wsparcia, które mogłaby im dawać szkoła, być może we współpracy z innymi organizacjami chcącymi zmieniać społeczną rzeczywistość.” Postulują, by szkoły traktowały media nie jako nowoczesny dodatek, ale integralną część działań. Oznacza to między innymi zaprzestanie traktowania kultury jako wąskiej domeny zarezerwowanej dla starszych form medialnych. „Nie sposób kształtować aktywnych obywateli, potrafiących korzystać z mediów, ucząc ich odwoływania się tylko do klasycznych źródeł informacji i rozrywki.” -piszą.
Badanie było realizowane od lipca do grudnia 2012 roku pod egidą Instytutu Kultury Miejskiej w Gdańsku i przy dofinansowaniu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Projekt był realizowany przez interdyscyplinarny zespół badaczy z wielu ośrodków akademickich. W skład zespołu badawczego wchodziły następujące osoby: Piotr Siuda (koordynator projektu), Grzegorz D. Stunża (asystent koordynatora), Anna Justyna Dąbrowska, Marta Klimowicz, Emanuel Kulczycki, Damian Muszyński, Renata Piotrowska, Ewa Rozkosz oraz Marcin Sieńko. Zespół merytorycznie wsparty został radą konsultantów ekspertów, których opinie znaleźć można w raporcie.
Punktem wyjścia projektu badawczego było skonstruowanie modelu umiejętności związanych z posługiwaniem się internetem. Na tej podstawie przeprowadzono badania jakościowe z wykorzystaniem różnorodnych metod: wywiadów, ankiet, obserwacji, netnografii oraz analizy dokumentów. Między innymi badano serwisy społecznościowe takie jak NK.pl i Facebook oraz przeanalizowano 50 programów nauczania przedmiotów obowiązkowych w klasach 4-6.
Raport z badań „Dzieci sieci – kompetencje komunikacyjne najmłodszych” jest dostępny na stronie internetowej www.dzieci-sieci.pl. Ściągnijcie go sobie. Przyda się w rodzinie, w szkole, na uczelni oraz w sieci.
21 grudnia 2012
WYBORY DO CENTRALNEJ KOMISJI NA KADENCJĘ 2013 – 2016
Wybory DO CENTRALNEJ KOMISJI DO SPRAW STOPNI I TYTUŁÓW przebiegały w dwóch etapach. W pierwszym jednostki podstawowe, które dysponują uprawnieniami do nadawania co najmniej stopnia naukowego doktora z dyscypliny pedagogika, bo ta jest przedmiotem mojego zainteresowania, mogły nominować do 16 października 2012 r. dwóch kandydatów – jednego profesora z własnego środowiska naukowego, a drugiego z innej uczelni.
Powołana przez Premiera Komisja Wyborcza na czele z profesorem Januszem Tazbirem jako jej Przewodniczącym, przygotowała na podstawie zgłoszeń - listę kandydatów, po uprzedniej weryfikacji danych i zgodności oświadczeń każdego z kandydatów.
Pedagogice przysługiwały tylko trzy miejsca, a nie jak dotychczas - cztery, toteż przy 18 kandydatach o jedno miejsce ubiegało się sześciu profesorów.
Dla porównania, w socjologii do tej samej liczby miejsc - środowisko naukowe nominowało 8 kandydatów, zaś filozoficzne 12. Z kulturoznawstwa o jedno miejsce ubiegało się pięciu kandydatów, zaś analogicznie z nowej dyscypliny naukowej, jaką są nauki o rodzinie - trzy osoby.
Uniwersytety i akademie z uprawnieniami naukowymi nominowały następujących kandydatów:
1. Chałas Krystyna (KUL Lublin)
2. Chrzanowska Iwona (UAM Poznań)
3. Czerepaniak-Walczak Maria Zofia (Usz Szczecin)
4. Dehnel Piotr (DSW - Wrocław)
5. Górniewicz Józef Henryk (UW-M Olsztyn)
6. Juszczyk Stanisław (UŚl- Katowice)
7. Klus-Stańska Dorota Aleksandra (UG - Gdańsk)
8. Marek SJ Zbigniew Jan (Akademia Ignatianum - Kraków)
9. Marynowicz-Hetka Ewa Bożena (UŁ - Łódź)
10. Muchacka Bożena (UP - Kraków)
11. Nikitorowicz Jerzy (UB - Białystok)
12. Radziewicz-Winnicki Andrzej (UZ - Zielona Góra)
13. Szulakiewicz Władysława UMK - Toruń)
14. Szymański Mirosław Stanisław (UW - Warszawa)
15. Śliwerski Bogusław Marian (APS/ChAT - Warszawa)
16. Theiss Wiesław Tomasz (UW - Warszawa)
17. Walasek Stefania Maria (UWr - Wrocław)
18. Wojciechowski Franciszek (UJ - Kraków)
Po raz pierwszy wybory nie były przeprowadzane przez Centralną Komisję, jak i głosowanie odbywało się wyłącznie drogą elektroniczną od 26 listopada 2012 r. od godz. 6.00 do 10 grudnia 2012 r. do godz. 24.00.
Do każdej z osób znajdujących się na liście wyborców został wysłany list elektroniczny (na adres poczty elektronicznej znajdujący się w systemie wyborczym). Każdy z wyborców – a mógł nim być jedynie profesor tytularny - otrzymał indywidualny link pozwalający na wejście do systemu wyborczego i oddanie głosu.
Aby rozpocząć głosownie, należało kliknąć otrzymany link lub wprowadzić go do przeglądarki internetowej. W celu dodatkowej weryfikacji, system wyborczy poprosił wyborcę o podanie imienia, nazwiska i numeru PESEL. Po pomyślnej autoryzacji, wyborca zobaczył listę dyscyplin wchodzących w skład dziedziny, w której został mu nadany tytuł profesora. Dla każdej z tych dyscyplin, dostępna była karta wyborcza zawierająca listę kandydatów zgłoszonych w danej dyscyplinie oraz maksymalna liczba kandydatów, którą można było zaznaczyć na danej karcie.
W przypadku dziedzin, których brak w obowiązującej w trakcie wyborów klasyfikacji, decyzją komisji wyborczej, przyjęto następujące przyporządkowanie dziedzin (dziedzina, w której został nadany tytuł -> dziedzina wyborcza):
• farmacja -> Nauki farmaceutyczne
• nauki geograficzne -> Nauki o Ziemi
• nauki matematyczno-fizyczne -> Nauki fizyczne, Nauki matematyczne
• nauki o organizacji i zarządzaniu -> Nauki ekonomiczne
• nauki polityczne -> Nauki społeczne
• nauki przyrodnicze -> Nauki o Ziemi
• nauki rolno-leśne -> Nauki leśne, Nauki rolnicze
• nauki towaroznawcze -> Nauki ekonomiczne
• nauki wojskowe -> Nauki społeczne
• sztuki piękne -> Sztuki plastyczne
• wychowanie fizyczne -> Nauki o kulturze fizycznej
czyli osoba, której nadano tytuł profesora w dziedzinie „nauki przyrodnicze" będzie mogła głosować w dowolnej dyscyplinie wchodzącej w skład dziedziny „Nauki o Ziemi".
Wyborca miał możliwość przeglądania kart wyborczych dla wszystkich dyscyplin w ramach tej samej dziedziny nauk, ale oddawał głos tylko dla jednej, wybranej przez siebie, dyscypliny. Wyborca głosował, stawiając na karcie wyborczej znak "X" obok nazwisk i imion wybranych kandydatów, a następnie naciskając przycisk „Głosuj".
Po tej komendzie nie miał już możliwości dokonania korekty czy ponownego wejścia do systemu elektronicznego głosowania.
Piszę o tym dlatego, gdyż być może tego typu wybory stają się doskonałą okazją do testowania przy ich okazji możliwego głosowania w ten sposób w innych wyborach w naszym kraju.
W dniu 18 grudnia 2012 r. Komisja Wyborcza ogłosiła wyniki wyborów dla wszystkich dyscyplin naukowych, które muszą mieć swoich przedstawicieli w Centralnej Komisji zgodnie z przysługującą im liczbą miejsc.
Spośród profesorów pedagogiki w skład Centralnej Komisji na kadencję 2013-2016 weszli – w kolejności otrzymanych głosów – następujący profesorowie:
1. Bogusław Śliwerski
2. Andrzej Radziewicz-Winnicki
3. Wiesław Theiss
Pragnę serdecznie podziękować opiniującym i nominującym wszystkich Kandydatów radom wydziałów oraz profesorom tytularnym, którzy przekazali swój głos wyborczy na kandydatów z pedagogiki za obdarzenie ich zaufaniem i zarazem odpowiedzialnością za troskę o jak najwyższy poziom w odpowiadającej ich powinnościom części procedur postępowań awansowych.
20 grudnia 2012
W TYM ROKU ZRÓB DZIECKU PREZENT… Z SIEBIE
Piszę o niezwykle ważnej inicjatywie łódzkiego środowiska, które pod hasłem:
W TYM ROKU ZRÓB DZIECKU PREZENT… Z SIEBIE
stawia nas-rodziców przed jakże ważnym pytaniem:
Ile kosztujesz mamo? Ile kosztujesz tato? Czy aż tak drogo?
Jak w pedagogice Marii Montessori - dzieci apelują do dorosłych:
Dajesz mi prezenty, a mnie brakuje tylko Ciebie
Między innymi takie hasła pojawią się na kilkumetrowym telebimie, który w piątek, 21 grudnia, praktycznie w przeddzień Świąt Bożego Narodzenia, stanie w centrum Łodzi, na skrzyżowaniu ul. Sienkiewicza i al. Piłsudskiego.
Przez cały dzień mają łodzianom przypominać o tym, co dla każdego, nie tylko podczas Świąt, powinno być najważniejsze – o najbliższych, o rodzinie, a szczególnie o dzieciach, które niczego nie pragną tak bardzo, jak towarzystwa swoich rodziców. Wolontariusze będą rozdawać przechodniom ulotki, zachęcające do spędzania czasu razem; nie tylko w formie zabawy, ale także wspólnej pracy.
Akcję „Podaruj dziecku szczęśliwą rodzinę” organizuje Archidiecezjalny Ośrodek Adopcyjny w Łodzi we współpracy z Urzędem Marszałkowskim – Regionalnym Centrum Polityki Społecznej w Łodzi. Ośrodek chce także przypomnieć o dzieciach, które te Święta spędzą w domach dziecka, o tych, które czekają czasem zbyt długo na adopcję. W przeprowadzeniu akcji pomagają: Caritas Archidiecezji Łódzkiej i Konwent Bonifratrów w Łodzi.
W briefingu prasowym przed telebimem udział wezmą:
1. Witold Stępień – Marszałek Województwa Łódzkiego
2. Krzysztof Kwiatkowski – Poseł na Sejm RP
3. Marcin Mastalerek – Poseł na Sejm RP
4. Iwona Śledzińska-Katarasińska – Posłanka na Sejm RP
5. Tomasz Kacprzak – Przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi
6. Anna Mroczek – Dyrektorka Regionalnego Centrum Polityki Społecznej w Łodzi
7. ks. prałat Stanisław Kaniewski – Diecezjalny Duszpasterz Rodzin
8. Tomasz Bilicki – dyrektor Archidiecezjalnego Ośrodka Adopcyjnego w Łodzi.
A propos dziecięcej codzienności!
Ukazała się przepięknie wydana i merytorycznie wyjątkowa książka profesor Doroty Żołądź-Strzelczyk i dr Katarzyny Kabacińskiej - Łuczak z Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu pod tytułem: "Codzienność dziecięca opisana słowem i obrazem. Życie dziecka na ziemiach polskich od XVI do XVIII wieku" (Wydawnictwo DIG, Warszawa 2012).
Autorki odsłaniają znaczenie dzieciństwa przez pryzmat różnych źródeł pisanych, materialnych i ikonograficznych. Ta rozprawa jest wyjątkowa dzięki temu, że głównym źródłem wiedzy o świecie dziecka tamtych epok jest ikonografia staropolska oraz opracowania z zakresu historii sztuki. Dzięki ich badaniom poznajemy takie aspekty życia dzieci, jak swoistość ich ubioru (koszulki, fartuszki, sukienki, czapeczki, szelki, szarfy, stroje odświętne itp.), otaczające je w środowisku życia przedmioty, meble, przyrządy i naczynia do karmienia (np. łóżeczka, pościele, siedziska, naczynia do mycia i kąpieli, ręczniki, grzebienie, nocniki itp.), ale i zabawki.
Z fragmentów obrazów obie badaczki "wyłuskują" dla nas wydarzenia, procesy czy stany codziennego życia jak choroby, nieszczęścia, obyczaje czy zachowania związane z kultem religijnym, życiem rodzinnym oraz zachodzącymi w tych środowiskach relacjami z światem dorosłych i przyrody. Całość jest przepięknie ilustrowana odkrytymi i w wielu przypadkach po raz pierwszy opublikowanymi ilustracjami, które pozwoliły na rekonstrukcję wybranych sfer życia dzieci.
Recenzję tej ksiązki znajdziemy na stronie portalu księgarskiego. Gorąco tę pracę polecam, jako znakomity dar nauki dla każdego pedagoga, który pracuje z dziećmi, a dla badaczy życia dzieci i dzieciństwa w szczególności.
19 grudnia 2012
Kosmetologia oświatowa
jest pochodną lekceważenia roli edukacji narodowej w naszym kraju przez najwyższe czynniki władzy. Tak było, jest i obawiam się, że nadal, długo jeszcze będzie. Nie wyszliśmy z syndromu homo sovieticus, z pozostałości po systemie totalitarnym, w którym urząd władzy był ponad obywatelem, ponad człowiekiem. Teraz to bycie ponad wyraża się w realizacji chaotycznych, przypadkowych działań programowych (akcja goni akcję, jeden konkurs drugi konkurs, itp.), prawnych (nieustanne zmiany w prawie oświatowym) i propagandowych (pisałem o tym wczoraj), dyktowanych m.in. doraźnymi interesami i roszczeniami różnych lobbystów, znajomych "królika", a osłanianych pseudo konsultacjami oraz pozorowaniem troski o dziecko i jego rodziców.
Wypuszczona z MEN "jaskółka" o projekcie nowelizacji rozporządzenia o pomocy psychologiczno-pedagogicznej w publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach", które wydała jeszcze w poprzedniej kadencji Katarzyna Hall, a teraz zamierza zmienić jego główny sens Krystyna Szumilas, jest bardziej odwetem w toczonej od dawna "walce" między obiema paniami o prymat i zapis w dziejach urzędu oświaty, aniżeli zmianą zorientowaną na uczniów o szczególnych potrzebach rozwojowych i egzystencjalnych. Jak się nie ma perspektywicznego pomysłu na edukację, jak się nie ma środków na jej właściwy rozwój, gdyż bezużytecznie konsumuje się pomoc unijną, jak się nie uwzględnia procesów makrooświatowych, jak i mikrooświatowych, tylko poszukuje rozwiązań dających się odgórnie narzucić nauczycielom i zobowiązuje do kontroli ich przestrzegania posłusznych sobie urzędników, to głównymi czynnikami sprawiającymi, że duża część dzieci i młodzieży jeszcze czegoś się uczy, ma aspiracje, rozwija swoje talenty i zaspokaja najważniejsze potrzeby rozwojowe - są rodzice i nauczyciele, a nie MEN i podległe mu kuratoria oświaty. Tu wyraźnie rozmija się prawo z życiem.
Oczywistologia ubierana jest w treść kolejnych zapisów prawnych, przy czym jedni ministrowie stosują wariant jawnie autorytatywny, dyrektywny, wprost traktując przedszkola i szkoły jako folwarki do własnego panowania, a inni czynią to w sposób zawoalowany, mówiąc o tzw. trosce o dzieci, nauczycieli czy odbiurokratyzowanie codziennej pracy pedagogów, a w istocie utrzymują zasady i mechanizmy władztwa w stylu "top-down". Z jednej strony uwalnia się ich od zbytecznych czynności, ale pozostawia wiele innych zakresów nadkontroli i odgórnie sterowanej selekcji. Zmiany w centralistycznie zarządzanym systemie oświaty, a z takim mamy do czynienia w Polsce od 1993 r., mają zatem zawsze charakter mniej lub bardziej, ale jedynie słusznych rozwiązań, które musi nadzorować armia tysięcy urzędników. Dlatego nieustannie i naprzemiennie - jak kończy swoją centralistyczną misję jeden minister, to jego następca musi temu zaprzeczyć, zacząć to burzyć, rozstrajać, by jego rozwiązania mogły na tym tle okazać się czymś zbawiennym.
Za każdym razem, po zmianie władzy w MEN, kolejny minister jest zbawcą edukacyjnego świata. To on ma dopiero stać się tym, który zaprowadzi oczekiwany ład, coś wreszcie zmodernizuje, ulepszy, poprawi. Czasami poszukiwanie własnej tożsamości ministerialnej trwa dłużej, ale "ogorzali" w swoich rolach urzędnicy co jakiś czas podsuwają władzy pomysły wyciągane raz z jednej, a raz z drugiej szuflady, których nie udało się wprowadzić lub zablokować w czasie tej czy innej kadencji ich resortowego zwierzchnika. Autorem zbiorowym projektu zmian powyższego rozporządzenia jest Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kierowniczej Kadry Oświatowej, które było bezradne w zablokowaniu w poprzedniej kadencji jego treści (autorstwa K. Hall). Teraz nadarzyła się okazja, by odwołać zapisane w nim rozwiązania, nieco nawet je skorygować, uzupełnić, chociaż pochodzą one z zupełnie innej bajki, innego świata szkoły.
Problem polega na tym, że to jest nieustanna "kosmetologia oświatowa", zastępowanie jednego lakieru utwardzającego władztwo innym, tyle, że może bardziej kolorowym. Sięga się wówczas po "zmywacz" wybranych regulacji i nakłada na oczyszczoną powierzchnię "nowy lakier" - doraźnie, do zdarcia lub do złamania. Słusznie zatem K. Szumilas zakomunikowała dziennikarzom, że główną przesłanką nowelizacji rozporządzenia jest to, by biurokracja nie przysłaniała i ograniczała autentycznej pomocy uczniom. "Chcę, by nauczyciele mieli więcej czasu na udzielanie pomocy, na bezpośrednią pracę z uczniem, dlatego proponuję zmianę rozporządzenia". To może tak pani minister przejrzałaby ustawę o systemie oświaty oraz wszystkie przypisane jej rozporządzenia, by dokonać w nich raz na zawsze korekt, które sprawią, że nauczyciel nareszcie będzie miał święty spokój od nieustannie narzucanych mu odgórnie regulacji, i tak jak lekarz odpowiedzialnie i profesjonalnie udziela swoim pacjentom pomocy, tak i on będzie mógł wreszcie sam rozstrzygać o tym, jak, gdzie, kiedy, jak często, z kim, dzięki czemu i komu, po co, dlaczego, w jakim celu oraz z zastosowaniem jakich środków ma odpowiedzialnie kształcić i wychowywać powierzone mu dzieci czy młodzież.
Jak nauczyciel będzie potrzebował pomocy specjalisty, to nawiąże z nim kontakt, byle tylko ten był w jego środowisku. Jak będzie potrzebował dodatkowej wiedzy czy umiejętności, to wystarczy, że będzie wiedział która placówka za to odpowiedzialna oferuje odpowiednie kursy, konsultacje czy szkolenia. Musi mieć na to środki, czas i poczucie sensu, że warto z tego skorzystać nie dlatego, że będzie catering, rozdadzą finansowane ze środków unijnych notatniki, długopisy i przenocują go w pięciogwiazdkowym hotelu. Niestety, w oświacie mamy zatrudnionych więcej urzędników, niż profesjonalistów do wsparcia nauczycieli w realizacji zadań dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych przez nauczycieli. Nadzorowanie nie jest żadną sztuką, nawet w tak dynamicznie rozwijającym się bałaganie prawnym w naszej edukacji. Od niego jeszcze nic nie uległo poprawie, poza osobistą sytuacją sprawujących je osób.
K. Hall zaprzecza jednak sobie, kiedy stwierdza, że jej rozporządzenie wcale nie zmuszało do biurokratyzacji, skoro prowadziło do patologii oświatowych. Sama to przyznaje, dokonując w gruncie rzeczy samooceny skutków własnych działań:
- Wystarczyło zapisać wnioski i plan pracy na zwykłej kartce papieru. Pracę trzeba planować i dokumentować, nie ma innego wyjścia. Sęk w tym, że w rozporządzeniu nie było wzorów takiej dokumentacji. Uznaliśmy, że każda szkoła może sobie opracować własne. Niestety, przy tej okazji wyrósł wokół szkół interes. Sytuację wykorzystały różne firmy i sprzedały szkołom wzory, formularze - czasem skomplikowane i niemądre. Narzekają na to nauczyciele. Zgadzam się, że to patologia. Źle działa system szkoleń dla nauczycieli - na zasadzie głuchego telefonu. Przy tym, niestety, niektórzy nauczyciele i dyrektorzy szkół skupiają się głównie na tym, jakie papiery trzeba wypełnić, żeby się wykazać przed ewentualną kontrolą. Tymczasem ważne jest przede wszystkim jak najlepsze zauważenie potrzeb każdego dziecka i to przez wszystkich jego nauczycieli. Zaplanowanie z nim pracy tak, aby na każdej lekcji naprawdę miało szansę się rozwijać.
Szkoła będzie z pasją, tylko wówczas, gdy urzędujący ministrowie zastanowią się nad tym, jakie muszą być stworzone warunki, by ona w ogóle była możliwa. Kto to powiedział, że "z zawiązanymi skrzydłami nie da się latać" czy - "Dopóki sami jesteśmy w kajdanach, to nie możemy dać dzieciom wolności"?
18 grudnia 2012
Jak MEN reklamuje nocną porą „oświatowy bubel”
Jestem w Lublinie po dość męczącej nocną porą podróży. Następnego dnia mam spotkanie z kadrą naukową Wydziału Pedagogiki i Psychologii UMCS. Włączam telewizor o godzinie 00.30, by dowiedzieć się, jakiej mogę spodziewać się tego dnia pogody, gdy pojawia się w programie TVP2 blok reklamowy. Gdybym był w domu, to w ogóle nie zwróciłbym nań uwagi, gdyż nie znoszę reklam ani w tv, ani w Internecie, ani w radiu, ani w prasie. Jak czegoś potrzebuję, a odczuwam brak informacji, to wiem, gdzie ją znaleźć. Nie musi mi wydawca „wciskać kitu”, bo przecież duża część reklamowanych produktów należy do najmniej wartościowych, dlatego trzeba się jakoś ich pozbyć.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy w bloku reklamowym przed projekcją - znakomitego zresztą filmu fabularnego reż. Doroty Kędzierzawskiej p.t. „Wrony” (polecam go pedagogom społecznym i teoretykom wychowania!!! a zatem i studentom pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej, społecznej, pracy socjalnej itp.) – pojawił się spot reklamowy Ministerstwa Edukacji Narodowej. Krótki, banalny, naiwny, a zatem w jak najmniejszym stopniu przekonujący do „produktu tzw. reformy strukturalnej”, jaką jest obniżenie wieku obowiązku szkolnego.
Reżyser tego spociku przedstawia bawiące się na dywanie w przedszkolu dzieci (to sugestia, że w przedszkolu dzieci się nie uczą, tylko marnotrawią czas własnego rozwoju), spośród których jedna z dziewcząt bierze do ręki kredę i mówiąc: „ Mam sześć lat. Chcę iść już do szkoły!” apeluje do swoich (dzieci? rodziców?). Na to chłopczyk podnosi głowę i uśmiechnięty mówi: „Ja też chcę do szkoły”. Po czym pojawia się narracja kobiety (to chyba nie jest jednak głos ani Katarzyny Hall, ani Krystyny Szumilas: - Sześć lat to wiek, w którym dziecko najintensywniej przyswaja wiedzę. Poślij sześciolatka do pierwszej klasy. Więcej informacji znajdziesz na stronie: www.men.gov.pl”
Kto ogląda telewizję po godz. 24.00? Ilu rodziców mających dzieci w przedziale wiekowym 5-6 lat z zapartym tchem oczekuje na przekaz medialny Ministerstwa Edukacji Narodowej nocną porą, by dzięki temu przekonać się do oczekiwanego przez władze wcześniejszego skierowania dzieci sześcioletnich do szkół podstawowych? Ciekaw jestem, co uzasadnia emitowanie po godzinie duchów w programach telewizji publicznej potrzeby posyłania sześciolatków do szkół? Po co MEN reklamuje w nocy ducha zmian po godz. 24.00? Komu i czemu ma to służyć? Czy warto wydawać pieniądze publiczne w tak nonsensowny sposób? Chyba, że jest to już ostatnia deska ratunku?
Zaglądam na stronę MEN. W bocznej kolumnie, na lewym marginesie jest okienko p.t. „Mam sześć lat, chcę poznawać świat! Idę do szkoły”, którego treść ma zachęcić niezdecydowanych rodziców do zapoznania się z argumentacją resortu edukacji. Właściwie, po takim spocie telewizyjnym każdy rodzic, który jeszcze nie zapisał swojego przyszłorocznego sześciolatka do szkoły, powinien mieć wyrzuty sumienia. Jak można robić dziecku taką krzywdę. Ono samo z siebie mówi i apeluje, ba, wprost żąda: „Ja chcę…!”, więc nie wolno mu odmówić. Dobrze, że w Roku Janusza Korczaka dzieci miały głos i miały prawo do jego wydania chociaż w takim spocie, to będą mogły na starość odtwarzać go swoim prawnuczkom i prawnukom odsłaniając tajniki sfilmowanej „szczerości”.
Po wejściu na powyższą stronę znajdujemy w samym centrum ważne komunikaty władzy:
1) Sześciolatki w szkole - dobre praktyki w działaniach samorządów
którego treść nie pozostawia wątpliwości, że ma charakter nieliczenia się ani z rodzicami, ani tym bardziej z ich dziećmi w sytuacji, gdy są oni przeciwni wcześniejszemu obowiązkowi szkolnemu.
„Obniżenie wieku szkolnego to jeden z obszarów, w którym istotne jest wspólne, kompleksowe, sprawne i przemyślane działanie. Takie działanie uznaję za konieczność w kontekście roku 2014, kiedy wszystkie dzieci sześcioletnie w Polsce rozpoczną edukację szkolną.”
Obniżenie wieku obowiązku szkolnego jest w świetle tej treści koniecznością, a nie wewnętrzną radością samych dzieci, a zatem komunikat zaprzecza spotowi, na który zapewne wydano dużo pieniędzy tak na jego produkcję, jak i wielokrotnie więcej na jego emisję w nocy.
2) Sześciolatki gotowe do szkoły, szkoły gotowe na sześciolatki - rozpoczyna się II edycja konkursu „Mam 6 lat"!
Z treścią tego komunikatu mam już problem, ponieważ zawiera on sugestię, która nie jest przez wszystkich jego odbiorców rozpoznawalna jako próba indoktrynacji. A jest on następującej treści: W 90 procentach polskich szkół są już sześciolatki.
Konstrukcja tego zdania nadaje się na ćwiczenia z logiki dla studentów pedagogiki. No tak, ale logiki już nie ma, bo przecież usunięta została wraz z likwidacją standardów kształcenia, które zastąpiły KRK.
Jak rozumieć zdanie, które jako pierwsze wprowadza w treść całego komunikatu? Zapytałem o to przypadkowych dorosłych, z którymi podróżowałem pociągiem. Większość moich rozmówców mówiła tak: „To oczywiste. Już 90% dzieci sześcioletnich uczęszcza do szkół w Polsce”. Tylko nielicznie byli bardziej refleksyjni i stwierdzali, że „wprawdzie w 90% szkół są już sześciolatki, ale nie wynika z tego, ilu ich jest”. A ilu jest? Nie wiemy, bo to z tego zdania nie wynika. W jednej szkole jest dwóch sześciolatków (na 46 w rejonie danej szkoły i w tej grupie wiekowej, a w innej cała klasa lub kilkanaścioro.
Być może takie reklamy pojawiają się w ciągu dnia, może nawet i w programach radiowych. Nie wiem. Jak już pisałem, mam na ten typ propagandy alergię. Po nocnym spocie MEN jest ona jeszcze większa, nie tylko na tę formę przekazu.
Jak komuś jest mało, to może obejrzeć takich spotów więcej, a nawet "lokowanie produktu" w serialu "M jak miłość".
Subskrybuj:
Posty (Atom)