15 października 2012

Strategia małych kroków jako czynnik wielkiego sukcesu człowieka


Kiedy dzięki TVN24 oglądałem transmisję ze skoku Felixa Baumgartnera w przestrzeń stratosfery, przypomniała mi się psychologiczna teoria transgresji, którą znakomity polski psycholog Józef Kozielecki stworzył przed laty, odsłaniając mechanizmy decyzyjne ludzi m.in. w sytuacjach ryzykownych. To prawda, że zależą one przede wszystkim od struktury sytuacji ryzykownej, nad której poziomem zagrożenia życia skoczka pracował przez kilka lat cały sztab ludzi - naukowców, psychologów, wykonawców kapsuły i balona. Wyniesiony na wysokość 39 km śmiałek mógł dokonać z tej wysokości wyjątkowego skoku ze spadochronem, pokonując kilka barier i przy tej okazji, także rekordów, w życiu ludzkiego gatunku.

Otóż zdaniem J. Kozieleckiego, szczególną rolę w takich przedsięwzięciach odgrywa osobowość jednostki, w tym takie jej cechy jak odwaga, ambicja, agresywność, poziom radzenia sobie z lękiem czy zdolności do rozwiązywania problemów w sytuacjach trudnych, nieoczekiwanych. To właśnie polski psycholog udowodnił swoimi wieloletnimi badaniami, że człowiek poza czynnościami normalnymi, nawykowymi i powtarzalnymi może podejmować jeszcze działania transgresyjne, które polegają na przekroczeniu granic dotychczasowych osiągnięć materialnych, społecznych, kulturalnych i osobistych, jest zdolny do tego, by wyjść poza to, czym osoba jest i co posiada. Rozszerza swoje terytorium, podbija Kosmos, przeprowadza reformy ekonomiczne, dokonuje odkryć, łamie tabu, próbuje hartować swój charakter. Burzy stare struktury i kształtuje nowe formy, aby zdobywać oraz stworzyć autentyczne wartości.(J. Kozielecki, Wzloty i upadki, Gdańsk 2010, s. 9)

Kiedy F. Baumgartner otworzył swój spadochron w trakcie spadania z prędkością przekraczającą dźwięk, wziąłem głęboki oddech i spokojnie obserwowałem już jak bezpiecznie lądował na Ziemi.
Warto było oglądać od samego początku aż do szczęśliwego finału to zadanie, bo widać było jak ogromną rolę odgrywały w nim efekty uczenia się, wieloletniego treningu, ale i samodoskonalenia bohatera tego wydarzenia. Nieustanne kontrolowanie przez ekspertów z centrum zarządzania projektem Red Bull Stratos każdej sekundy lotu wzwyż, a następnie przygotowywanie się skoczka do wyjścia z kapsuły, by mógł wykonać skok, było realizowane zgodnie z opracowanymi i obowiązującymi w tym celu procedurami. Każdy ruch wynikał z poprzedzających go żmudnych ćwiczeń, a przecież nie byłyby one możliwe do powtórzenia w sytuacji tak silnie obciążającego go psychicznie zadania, które miał i chciał wykonać.

W istocie, to samosterowność F. Baumgartnera, przy zewnętrznym wsparciu wielu osób i sprzętu, zadecydowała w ostateczności o wykonaniu niezwykle ryzykownego zadania. Wielki skok musiało poprzedzić najpierw na Ziemi tysiące małych kroków, by człowiek znalazł w sobie siłę psychiczną do jego wykonania. Kozielecki pisze o strategii "małych kroków", inaczej określanej też mianem strategii inkrementalnej, która w takich przypadkach składa się na końcowy sukces człowieka, bowiem jest obliczona na osiąganie cząstkowych wartości w dłuższym czasie. Osoba wykonuje systematycznie małe kroki, ćwiczenia, działania, które w rezultacie skutkują sukcesem, jeśli wynikają one z integralnego wysiłku - intelektualnego, fizycznego, emocjonalnego i duchowego osoby.


Ponad dwie godziny samego lotu, a tylko kilka minut spadania. Zastanawiałem się, o czym może myśleć w takich chwilach ktoś, kto dokonuje tak wyjątkowej transgresji? Odpowiedź przyszła w pierwszym wywiadzie, jakiego udzielił tuż po wylądowaniu: - Kiedy tam stoisz, na szczycie świata, nie myślisz o pobijaniu rekordów, nie myślisz o danych naukowych. Chcesz tylko wrócić żywy. To wtedy stało się dla mnie najważniejszą rzeczą. Kiedy jednak w wyniku obowiązujących go procedur podjął ostateczną decyzję wyjścia z kapsuły na zewnątrz celem wykonania skoku (mógł przecież wrócić na Ziemię bez jego wykonania), to pojawiła się we mnie ciekawość, o czym myśli w tak progowym momencie. A Felix Bsumgartner to wyjawił: Proszę Boże, nie zawiedź mnie!

I na tym polega różnica między ludźmi, którzy dokonują transgresji, od tych, których na to nie stać, bo wszystko, co nie jest związane z transcendencją, nie jest w stanie pchnąć ich ku tak trudnym wyzwaniom. W tym przypadku nie tyle nie zawiódł Pan Bóg, ile własna wiara, która mu towarzyszyła. Wielkie transgresje muszą być nierozerwalnie związane z wartościami humanistycznymi i sumieniem człowieka, które stają się środkiem siły takiej osoby - jak okazuje się - nie tylko na Ziemi, ale i w stratosferze.

14 października 2012

Drodzy Rodzice, Nauczyciele, Pedagodzy, Wychowawcy, Instruktorzy, Opiekunowie, Katecheci i Trenerzy




W związku z Dniem Edukacji Narodowej składam wszystkim NAUCZYCIELOM, jakimi są rodzice, dydaktycy, pedagodzy, wychowawcy, katecheci, trenerzy, instruktorzy, opiekunowie i in. włączający się w rozwój dzieci i młodzieży - najserdeczniejsze życzenia, by w okresie nieustannych przemian społeczno-politycznych w naszym kraju, możliwa była realizacja zakładanych przez Państwa społecznych, zawodowych i osobistych celów.

Oby w zmaganiach z codziennością oraz z wszelkimi uwarunkowaniami profesji można było mądrze korzystać z uzyskanej przed ponad dwudziestu laty wolności i demokracji, zachować poczucie godności, bezpieczeństwa, satysfakcji, redukując do minimum stres, słabości czy niepowodzenia. Nie po raz pierwszy stają Państwo naprzeciw nowym wyzwaniom i trudom pełnienia swojej misji zawodowej ze świadomością, że tak naprawdę to dzięki ofiarnej, odpowiedzialnej i zaangażowanej pracy w placówkach szkolnych czy opiekuńczo-wychowawczych kształtowane przez Państwa młode pokolenia mogą uczyć się i doświadczać tego, jak się rozwijać, odkrywać i wzbogacać swoje człowieczeństwo, bycie istotą wolną, tolerancyjną, rozwiniętą integralnie – umysłowo, duchowo, społecznie i fizycznie.

Nikt nie obdarzy nas tak niezbędną do pracy pedagogicznej wolnością i twórczością, o ile sami nie podejmiemy wysiłku w tym kierunku. Chcąc się wyzwolić z niewoli zagrożeń, barier, uwiedzenia czy własnych słabości, warto pamiętać o konieczności realizacji wspólnego dobra, jakim jest edukacja dzieci i młodzieży w duchu ponadczasowych wartości chrześcijańskich oraz w zgodzie z potencjałem rozwojowym, potrzebami i zainteresowaniami naszych wychowanków. W zawodzie nauczyciela splatają się ze sobą ścieżki rozwoju dzieci i dorosłych, osobiste i cudze historie życia, wiedza potoczna i naukowa, rutyna i pasja tworzenia, doświadczenie życiowe i normatywne przesłania, zasoby osobiste i aspiracje, konflikty i chęć współdziałania, opór i zawierane kompromisy, wydarzenia ważne i zjawiska banalne, zmieniając nas i naszych podopiecznych często w sposób niezauważalny oraz sprzyjając rozwojowi tożsamości osobowej, społecznej, kulturowej czy/i zawodowej.

Życzę zatem Państwu uruchamiania różnorodnych kompetencji, wykorzystywania swej wiedzy i umiejętności dla dobra innych, pozostawienia trwałych i wartościowych śladów w życiu wszystkich, z którymi będziecie wchodzić we wzajemne relacje. Życzę zarazem dużo osobistej wolności, radości i satysfakcji z pełnionej roli zawodowej, która jest nam dana nie tylko wraz z naturą, ale w porządku doskonałości, to znaczy stopnia uczestnictwa w wolności, jest nam także zadana.


To, co czynimy na co dzień, nie jest na sprzedaż, a jednak - niezależnie od środowiska naszej osobistej aktywności, pracy, misji, poczucia odpowiedzialności, wynagrodzeń rzeczowych i symbolicznych, nastrojów i przeciwności losu oraz różnych osób - w duszach i pamięci społecznej wychowanków pozostaje to, co zostawiamy im z siebie, dzięki sobie. Oby było tego jak najwięcej a wdzięczność z tego tytułu nie wynikała z czyjejś konieczności czy poczucia zobowiązania, ale autentycznego odruchu serca i empatii. Rację ma prof. Łukasz Turski, który w jednym z wywiadów stwierdził:

Łatwiej pokazać (w telewizji) bredzących polityków niż nauczycielkę spod Sierpca, która zna się na asteroidach. Monika Olejnik na pewno nie zaprosi tej nauczycielki - (...) bo pozytywne rzeczy nie mają w mediach wzięcia.

Warto dawać z siebie wszystko, by pomnożone przez każdego słuchacza czy wychowanka "zwróciło się" niepowtarzalną wartością jego biografii, a w następstwie tego służyło także naszemu społeczeństwu, kulturze, cywilizacji.


13 października 2012

Może powstanie w Polsce ruch szkół demokratycznych


O szkołach demokratycznych w świecie pisałem już wielokrotnie. Zorganizowałem także przed kilku laty I Międzynarodową Konferencję Edukacji Demokratycznej w Polsce, w której wzięli udział zarówno nauczyciele i uczniowie słynnej na całym świecie Summerhill z Anglii, jak i twórcy tych szkół wolnych w Niemczech. Od tamtego czasu właściwie nic się w naszym kraju szczególnego nie wydarzyło. Miała powstać taka szkoła w Łodzi, ale jej inicjatorzy napotkali na problemy, które sprawiły, że projekt spełzł na niczym.

Wczoraj otrzymałem informację, że jednak Poznań jest górą, bo właśnie w tym mieście znalazła się grupa pasjonatów przekonanych do idei tych właśnie szkół alternatywnych, które działają pod patronatem European Democratic Education Community UDEC. Powołano w Poznaniu do życia Fundację Edukacja Demokratyczna, która chce otworzyć pierwszą w Polsce "szkołę demokratyczną" na wzór Summerhill i Sudbury Valley. Inicjatorzy alternatywnego (o charakterze naśladowczym) pomysłu pedagogicznego są dobrze do tego przedsięwzięcia przygotowani, a jednocześnie zdeterminowani, o czym świadczy ich strona. Ciekawie prezentują swoje założenia twórcy projektu poznańskiej szkoły, w tym jej cele, zasady organizacji i kształcenia, istotę oraz wartość edukacji w demokracji szkolnej. Przybliżają nam także modele takich szkół w świecie oraz literaturę na ten temat. Ta ostatnia jest o tyle ważna, że mogą i powinni z niej korzystać studenci pedagogiki szkolnej, jeśli chcą wiedzieć, jak może wyglądać szkoła odmienna od powszechnie dominującej w naszym kraju.

Zamieszczone na stronie klipy filmowe znakomicie ilustrują rozwiązania dydaktyczne, wychowawcze i społeczne szkół demokratycznych, a uczestnicy tegorocznej VII Międzynarodowej Konferencji "Edukacja alternatywna - dylematy teorii i praktyki", którą organizuje Wydział Pedagogiczny Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie wraz z Domem Spotkań z Historią będą mieli okazję do wysłuchania referatu-prezentacji jednego z członków tej Fundacji. Może odkryje nam rąbek tajemnicy, jak dalece posunięte są prace na rzecz uruchomienia szkoły demokratycznej w Poznaniu?

Czekam z niecierpliwością na pierwsze relacje z zajęć w tej szkole. Dopiero wówczas będę przekonany, że nie pozostaje ona tylko w sferze fascynacji ideą, ale jest wdrażana w polskich realiach oświatowych. Oby się ten projekt wreszcie powiódł!

12 października 2012

Rynkowe kształcenie dla rynku pracy, czyli do niczego

Przeglądając różne raporty na temat rynku pracy w Polsce, w tym tak ogólnokrajowe, jak i regionalne dochodzę do wniosku, że kształcenie akademickie do tzw. rynku pracy jest edukacją do niczego, w podwójnym tego słowa znaczeniu.

Po pierwsze, jest edukacją do czegoś, co tak szybko się zmienia, że kiedy nasi absolwenci kończą swoje studia po 3 latach z dyplomem licencjata, to tego już nie ma. Nie ma nie po trzech latach, ale często po jednym sezonie, po jakiejś fazie wzrostu lub załamania gospodarki, w wyniku czego rynek oczekuje specjalistów z zupełnie innych branż, specjalności, niż te, które dominowały w okresie rozpoczynania przez młodzież studiów.

Po drugie, kształcimy do niczego, czyli niewłaściwie, bowiem operacjonalizacja celów w ramach Krajowych Ram Kwalifikacyjnych jest podporządkowana sztywno określonym wskaźnikom, zawartym w rozporządzeniu minister nauki i szkolnictwa wyższego. Heteronomia nauczycieli akademickich sprowadza się do tego, że w ramach planowanych do realizacji zajęć dydaktycznych przyporządkowują maksymalnie 3-5 wskaźników, które mają świadczyć o opanowaniu przez studiujących określonej wiedzy, umiejętności i kompetencji społecznych. Ten system nie przewiduje poszerzania wskaźników i nie liczy się z oczekiwaniami studiujących. Wspomniane mierniki są im bowiem strukturalnie narzucone.

Pracodawcy oczekują od kandydatów do pracy co najmniej trzech kategorii kompetencji:

1. Samoorganizacyjnych, dotyczących organizacji własnej pracy, przejawiania inicjatywy, zaangażowania, terminowości oraz wysokiej motywacji do pracy (50% wskazań pracodawców);

2. Interpersonalnych, związanych z umiejętnością nawiązywania kontaktów społecznych, z innymi ludźmi (45% wskazań pracodawców);

a dopiero na trzecim miejscu:

3. zawodowych, które są właściwe dla każdej profesji i związane są ze specyfiką czynności, jakie powinni wykonywać (38% wskazań).

Po co zatem wciskać kit pracownikom uniwersytetów, politechnik i akademii, że profesjonalna wiedza jest najważniejsza, skoro ta okazuje się najmniej oczekiwaną przez pracodawców?

W czasie rozmowy z koleżankami i kolegami z uczelni pojawiła się konstatacja, że tak dyrektywnego sterowania edukacją przez władze państwowe nie było już od lat 70. XX w., kiedy to w epoce Edwarda Gierka panował duch centralistycznego indoktrynowania młodzieży dla potrzeb rozwijającego się społeczeństwa socjalistycznego. Dzisiaj, zamiast socjalizmu jako celu kształcenia, mamy zmieniający się dynamicznie rynek pracy, który właściwie nie potrzebuje specjalistów, bo Ci jeszcze dorabiają do swoich lichych emerytur i mogą służyć własnym doświadczeniem oraz wiedzą uzyskaną w klasycznym modelu edukacji - niedouczonym inżynierom, lekarzom czy rolnikom, bo ci powinni przede wszystkim umieć pracować w grupie, lojalnie i posłusznie wykonywać polecenia pracodawcy i znać języki obce. A co z resztą?

Jakoś to będzie. Właśnie zakończony przed tygodniem remont jednego z głównych skrzyżowań, strategicznych dla tranzytowego ruchu przez Łódź, udowodnił, że pracownicy posiadali umiejętność pracy w grupie (a jakże, grupowa niekompetencja utrudnia ustalenie odpowiedzialnych za partactwo), posługiwali się językiem obcym (nieustannie słychać było łacinę kuchenną: "Ku...", " Ty h....", Ja to pie..." itd.) oraz są niezwykle lojalni. Właśnie stwierdzono, że trzeba ponownie zrywać nawierzchnię, zablokować przejazd i poprawiać efekty pracy "do niczego". Płacą za to podatnicy. Wcześniej ktoś płacił za kształcenie zawodowe i studia tych inżynierów, budowlańców, drogowców.

Żegnający się z urzędem Prezydenta Republiki Czeskiej Vaclav Klaus, który przybył do Polski celem odebrania tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, zwrócił uwagę na coś niezwykle istotnego, ale jak to wypowiedział, to szybko się poprawił, by nie urazić słuchaczy. Podzielił się bowiem swoim wielkim rozczarowaniem politycznymi i gospodarczymi zmianami w swoim kraju, ale i w świecie. Jego zdaniem, "żyjemy w o wiele bardziej socjalistycznym, centralistycznym, etatystycznym, mniej wolnym i mniej demokratycznym społeczeństwie" w porównaniu do wyobrażeń sprzed lat, jakimi kierowały się społeczeństwa wyzwalające się z tamtego ustroju. Wprawdzie Prezydent V. Klaus zastrzegł, że nie mówi o Polsce, bądź Czechach, ale o Europie i Zachodzie, ale czyż nie miał racji, że dotyczy to tak jego ojczyzny, jak i naszej?

Oczekiwania rynku pracy są pochodną także regionalnych uwarunkowań, jak np. położenie geograficzne (w tym lokalizacja w stosunku do głównych szlaków transportowych,sieć kolejowa, lotnicza,jakość dróg itp.), nasycenie uczelniami wyższymi o odmiennych ofertach kształcenia, zróżnicowanie struktury produkcji w województwie, lokalizacja znanych i cenionych w regionie pracodawców (marek), strukturalne możliwości przyciągania inwestorów (np. Specjalna Strefa Ekonomiczna), stan lokalnej gospodarki, sieć sektora usług, stan infrastruktury społecznej (bazy edukacyjnej), dysproporcje w wyposażeniu miast i wsi (np. gaz, kanalizacja itp.), stopa rejestrowanego bezrobocia, itp. Popyt na pracę wiąże się z zapotrzebowaniem gospodarki na potencjał ludzi zdolnych do jej wykonywania. W praktyce jest on równy liczbie miejsc pracy, jakie są oferowane kandydatom lub osobom już ją wykonujacym.

Podobnie jest z podażą pracy, która jest częścią zrealizowanego i niezrealizowanego popytu na pracę, przy czym o równowadze można mówić, kiedy ma miejsce zrealizowanie obydwu wymienionych kategorii jako tożsamościowo równych. Zjawisko równowagi na rynku pracy ma miejsce wówczas, kiedy zgłaszane przez pracodawców zapotrzebowanie na pracowników odpowiada liczbie i strukturze (np. wyksztalcenia, płci, ale i tzw. miękkich kompetencji) osób chętnych do pracy.

11 października 2012

Przedszkola za złotówkę


Zbliża się przemówienie premiera Donalda Tuska w Sejmie, więc marketingowcy przystąpili do pracy i ocieplają wizerunek tego rządu jak tylko się da. W Światowym Dniu Zwierząt pojawiło się na biurku Premiera jego zdjęcie z ukochanym psem - "Szeryfem". Dziennikarze zaczęli się zastanawiać, czy był to spontaniczny gest czy zaplanowana kampania ocieplania wizerunku premiera?

Nie jest to ani pierwsza, ani jedyna próba "ocieplania wizerunku" polityków, którzy są negatywnie postrzegani przez wzrastającą część społeczeństwa, o czym świadczy spadek notowań władzy na giełdzie opinii publicznej. Od wielu lat nikogo już nie dziwi traktowanie polityka jak każdego innego towaru konsumpcyjnego, który trzeba dobrze sprzedać. Jeśli godzi się na to, to wpisuje się albo w kult jednostki albo potencjalną śmieszność, która stanie się szybko przedmiotem żartów, dowcipów czy innych form degradacji. Nie przypuszczałem jednak, że do tego typu praktyk ucieknie się jakiś marketingowiec Ministerstwa Edukacji Narodowej, który zapewne przekonał panią minister do opublikowania na głównej stronie resortu jej fotografii, pięknie zresztą dopracowanej, ale o zdumiewającej wielkości. Zdjęcie pani minister zajmuje swoją powierzchnią 2/3 obrazu strony internetowej MEN na monitorach.

Pani Krystyna Szumilas nie tylko delikatnie uśmiecha się do nas, ale i ma w tle zapisane przesłanie do narodu: "Chcę wspomóc rodziców, tak, aby dotacja skutkowała obniżeniem opłat". Pod jej wolą jest obietnica: "W budżecie na 2013 rok znajdzie się aż 320 mln zł, które trafią do samorządów i będą przeznaczone na edukację przedszkolną". Nie wydaje mi się, by ten przekaz adresowany był do rodziców, gdyż oni w gruncie rzeczy w ogóle nie zaglądają na stronę MEN. Skierowany jest raczej do samorządowców, którzy od ponad roku protestują przeciwko zbyt niskim dotacjom na prowadzenie przedszkoli i szkół publicznych.

Przygotowywana przez MEN nowelizacja ustawy o systemie oświaty ma ponoć na celu wsparcie samorządów w prowadzeniu zadań związanych z wychowaniem przedszkolnym oraz umożliwić przeznaczenie z budżetu państwa większych dotacji dla gmin, co równocześnie ma skutkować obniżeniem opłat za przedszkola dla rodziców oraz zwiększeniem miejsc w tych placówkach.

Jak informuje MEN pod fotografią swojej szefowej: Zmiany w ustawie o systemie oświaty mają przyczynić się do systematycznego zwiększania dostępności wychowania przedszkolnego. Zakończony, we wrześniu 2016 roku, proces zmian zapewnieni wszystkim dzieciom w wieku 3-5 lat uczestniczenie w wychowaniu przedszkolnym. Docelowo projekt przewiduje, że od września 2015 r., każda godzina pobytu dziecka w przedszkolu - ponad bezpłatny wymiar ustawowy (co najmniej 5 godzin) - będzie kosztowała maksymalnie 1 złoty. Już od września 2013 r. za szóstą i siódmą godzinę w przedszkolu rodzice będą płacili maksymalnie 1 zł, a od września 2014 roku - także za ósmą.


Być może zatem monstrualnych rozmiarów portret uśmiechniętej pani minister jest jednym z tych zabiegów marketingowych, który ma nie tyle przekonać rodziców do poparcia jej polityki, ile postraszyć samorządowców, że jak będą dalej upierać się przy swoich roszczeniach finansowych, to napuści się na nich rodziców. Nic nie brzmi tak dobrze w populistycznym sensie, jak hasło: "przedszkole za złotówkę". Kto będzie sprawdzał, co kryje się za wyróżnionymi w obietnicy 320 milionami zł.? Na co de facto mają być przeznaczone te środki? Czy także na dotacje dla przedszkoli niepublicznych? Wprawdzie, jak twierdzą marketingowcy, dobre hasło polityka to połowa sukcesu, ale samorządowcy już wyliczyli, że kryje się za nim tani chwyt propagandowy.

10 października 2012

Wielokulturowość, ekumenizm, tolerancja, interdyscyplinarność i krytycyzm myślenia zakorzenione w wartościach chrześcijańskich

to niezwykle spójne wartości społeczności akademickiej Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, która w dn. 9.10.2012 r. inaugurowała rok akademicki 2012/2013. Była to symboliczna uroczystość (zajęcia toczą się już od 1 października), bowiem przypadła na ten sam dzień, w którym w Watykanie biskupi uczestniczący w synodzie na temat nowej ewangelizacji alarmowali, że Europa traci swą chrześcijańską pamięć, a coraz częściej ma miejsce w różnych krajach świata m.in. dyskryminowanie katolików, zafałszowywanie obrazu wiary w mediach i nieskuteczny jej przekaz w społeczeństwach ponowoczesnych.

W przypadku mojej Uczelni, która ma dwa Wydziały: Teologiczny, z pełnymi uprawnieniami akademickim do nadawania stopni naukowych i Pedagogiczny – prowadzący studia magisterskie na dwóch kierunkach: pedagogika oraz praca socjalna, uroczystość miała szczególnie podniosły charakter. Dla mnie była to już druga inauguracja roku akademickiego, po wcześniejszej w Akademii Pedagogiki Specjalnej, która potwierdziła jak wielką wagę przywiązuje się w stołecznych uczelniach publicznych do podkreślania nie tylko godności akademickiej, ale i solidarności władz tych uczelni we wzajemnym okazywaniu sobie szacunku i wspólnym zabieraniu głosu w sprawach kluczowych dla procesu dydaktycznego i naukowo – badawczego. Nie bez powodu i nie z racji jakiejś kurtuazji w obu inauguracjach uczestniczyli rektorzy czy prorektorzy wszystkich warszawskich uczelni publicznych.

Pięknie podziękował im za obecność JM Rektor ChAT – dr hab. Bogusław Milerski prof. ChAT, wskazując na wielki honor i zaszczyt, jaki został okazany obecnością rektorów, arcybiskupów i biskupów różnych Kościołów, działaczy społecznych - tej właśnie społeczności akademickiej, która świętuje niemalże 90-lecie akademickiego kształcenia teologów w uniwersyteckiej przestrzeni kulturowej i społeczno-politycznej Polski, w toku już czwartej formacji ustrojowej.

Każde z wystąpień było pełne autentycznej refleksji, podkreślającej powagę namysłu nad sprawami szkolnictwa wyższego i egzystencji człowieka zanurzonego w „płynną rzeczywistość”. Nie obyło się bez podziękowań dla rektorów ChAT minionych kadencji, w tym szczególnie dla Abp prof. dr hab. Jeremiasza Jana Anchimiuka, który doprowadził do otwarcia nowych kart w rozwoju tej uczelni. Mam tu na uwadze m.in. powołanie nowego Wydziału - Pedagogicznego, jak i uzyskanie dzięki wsparciu MNiSW oraz Prezydent m.st. Warszawy działki pod budowę własnej siedziby ChAT na Bielanach.

Wszystkich zgromadzonych w czasie tej uroczystości zainteresowały słowa JM Rektora Bogusława Milerskiego, który przypomniał, że Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie jest publiczną uczelnią o charakterze akademickim i ekumenicznym. Została założona w 1954 roku, jednak geneza kształcenia realizowanego w Akademii jest związana z Uniwersytetem Warszawskim, którego częścią były: studium teologii ewangelickiej i studium teologii prawosławnej. W 1922 roku, a więc przed 90 laty, studium teologii ewangelickiej zostało przekształcone w samodzielny wydział – podstawową jednostkę organizacyjną uniwersytetu. Dzisiaj możemy więc obchodzić swoisty jubileusz kształcenia uniwersyteckiego w Rzeczypospolitej, uznającego wielość tradycji wyznaniowych i nawiązującego do tzw. złotego wieku kultury polskiej – wieku otwartości, dialogu i tolerancji.

Inauguracja roku akademickiego stanowiła swoistego rodzaju jubileusz unikatowego kształcenia wielokulturowego i wielowyznaniowego, które zostało włączone w obieg i rozwój kultury polskiej. Pracownicy naukowi ChAT kierują się bowiem w swoich badaniach naukowych krytycznym interesem poznawczym odwołując się do dorobku tradycji teologicznych oraz nauk pokrewnych. Współcześnie nie można uprawiać teologii bez językoznawstwa, historii, filozofii, socjologii, psychologii, nauk o kulturze i pedagogiki. Właśnie dlatego kształcenie studentów ma tu charakter międzynarodowy (dzięki współpracy m.in. z Uniwersytetem w Bonn i we Freiburgu) i interdyscyplinarny.

W dalszej części swojego stanowiska JM Rektor ChAT odniósł się do nieuzasadnionego, a katastrofalnego w dalekosiężnych skutkach, podporządkowywania polityki szkolnictwa wyższego wymogom gospodarki rynkowej, parametryzacji wszystkiego i skupiania uwagi głównie na tym, co jest wymierne, z naruszeniem wartości kulturowych, humanistycznych. Jak stwierdził:

Ostatnio w wielu mediach pojawiły się, często radykalne, oceny polskiego systemu kształcenia wyższego. Główny zarzut dotyczył zbyt nikłego ukierunkowania kształcenia na potrzeby rynku pracy. Polemika z utylitarnym, instrumentalnym pojęciem kształcenia wyższego została wyrażona podczas wielu tegorocznych inauguracji roku akademickiego, i to zarówno w wystąpieniach samych rektorów, jaki i wykładach profesorskich. Podkreślano, że kształcenie wyższe nie może zostać zredukowane do odpowiedzi na bieżące potrzeby rynku pracy, lecz musi przygotowywać studenta do funkcjonowania w społeczeństwie na kolejne dziesięciolecia. Powinno go wyposażyć w możliwe uniwersalne umiejętności odnajdowania się w sytuacjach zawodowych i społecznych, których tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć.

Z powyższym korelowało dowartościowanie kształcenia ogólnego, dzięki któremu student może nabyć umiejętność interpretowania otaczającego go świata i reagowania na różne wyzwania gospodarcze i społeczne. Za znanym aforyzmem można powtórzyć, że prawdziwe wykształcenie to jest to, co pozostanie, gdy człowiek zapomni o tym wszystkim, czego nauczył się w szkole, a więc o wszystkich utylitarnych umiejętnościach nabytych w toku edukacji. Utożsamiając się w pełni z tego typu tezami, chciałbym sformułować dodatkowe argumenty w tej materii. Państwa obecność w tak specyficznej uczelni jest bowiem dobrą okazją do postawienia pytania o uprawomocnienie i sens kształcenia na poziomie wyższym, zwłaszcza kształcenia humanistycznego.

Niewątpliwie, konstytutywną podstawą działalności każdej szkoły wyższej o charakterze akademickim jest prowadzenie badań naukowych i dydaktyki. W praktyce życia społecznego jest to w sposób oczywisty przesłanka konieczna, ale – jak powiedziałby logik – nie jest to przesłanka wystarczająca. Każda uczelnia pełni bowiem wiele funkcji ważnych społecznie i kulturowo: wyrównuje szanse edukacyjne, jest miejscem socjalizacji i enkulturacji do życia wspólnego, prowadzi kształcenie ustawiczne, integruje wspólnotę.

Z tej perspektywy Chrześcijańska Akademia Teologiczna nie tylko realizuje priorytety polityki państwa demokratycznego, a mianowicie: ideały sprawiedliwości społecznej i równomiernego rozwoju, lecz jest również miejscem, w którym głos obywateli RP, przynależących do grup mniejszościowych, może zostać wyartykułowany i wprowadzony do dyskursu społecznego. Uczelnia kształtuje bowiem refleksyjną i krytyczną podmiotowość i emancypację. W tym sensie jest ona znakiem pluralistycznego i obywatelskiego społeczeństwa polskiego. Wyraża ona prawa Kościołów i ich członków do podmiotowości i obecności w obszarze symbolicznym – społecznym i kulturowym.

Akademia pełni również istotne funkcje w zakresie alfabetyzacji religijno-kulturowej. Religia jest istotnym elementem życia społecznego. Z tego też względu państwu, a szerzej – instytucjom odpowiedzialnym za kształt życia społecznego, nie powinna być obojętna jakość religijności obywateli. Budowanie społeczeństwa demokratycznego nie jest bowiem możliwe na bazie religijności zamkniętej, fundamentalistycznej i integrystycznej. W czasach, w których religia może być niebezpieczna, stając się instrumentem w realizacji niereligijnych celów, formowanie świadomości ekumenicznej i swoista alfabetyzacja wiary stają się jednym z najważniejszych zadań, i to nie tylko w wymiarze typowo religijnym, lecz również w znaczeniu społecznym.

Przeciwdziałanie analfabetyzmowi religijnemu i kształtowanie religijności otwartej nie może jednak zostać sprowadzone do głoszenia abstrakcyjnych idei. Z tej perspektywy w interesie państwa i społeczeństwa jest wspieranie konkretnych postaci praktycznej realizacji owych idei. Do takich instytucji niewątpliwie należy Chrześcijańska Akademia Teologiczna. Jest ona bowiem nie tylko miejscem głoszenia idei ekumenicznych, lecz również ich praktykowania, z wszelkimi związanymi z tym korzyściami i trudnościami. Innymi słowy, szczególne znaczenie Akademii polega na tym, że ona nie tylko propaguje ideę przyszłej integracji społecznej, lecz jest konkretnym, współczesnym przykładem przeżywanej, pluralistycznej wspólnoty, jest współczesnym urzeczywistnieniem idei „universitas”.
(...)

Ks. prof. i Rektor ChAT - B. Milerski przywołał myśl wybitnego filozofa Schleiermachera, który w swoich dziełach podkreślał, że: (...) wolność badań naukowych i ich holistyczny charakter nie są jedynie wyrazem ludzkiej ciekawości poznawczej, lecz również leżą w podstawowym interesie państwa. I nie jest to interes prymarnie gospodarczy! Czytamy tam: Państwo może istnieć wyłącznie w oparciu o wielość poznania, które przybliża się do całości. Państwo szlachetne nie istnieje inaczej, jak tylko wtedy, gdy poszukuje ogólnych sensów istnienia w obszarze wiedzy. Państwo opiera się na języku. W języku legitymizowane są jego poczynania. Dbałość o język i przekazywane w nim wykładnie świata jest tym, co spaja państwo i naukę. Tam, gdzie zasypia rozum, budzą się demony ...

I tak zataczamy koło: państwo – kierując się w polityce oświatowej interesami efektywności, praktyczności, wydajności, produktywności czy wymierności – nie może zrezygnować z kształcenia humanistycznego. Inaczej bowiem podważyłoby rację własnego istnienia. Gerhard Ebeling, klasyk hermeneutyki, w następujący sposób opisał zadania i charakter kształcenia humanistycznego, kształcenia o ludzkim obliczu: „W świecie, w którym coraz bardziej uczymy się ujmować w liczbach nie tylko naturę, lecz również człowieka i jego społeczne relacje, musimy zreflektować się, aby człowiek nie został przekształcony w seryjny produkt, w element jakiejś maszyny, lecz aby wpierw został w sposób ludzki ukształtowany (...).

Do prawdziwego kształcenia humanistycznego przynależy kontakt z przekazywaną historią. Nie oznacza to jednak ani bezkrytycznej stronniczości w zaciszu jednej tradycji (...), ani historycznego przeładowania pamięcią przeszłości, której związek z życiem zanika bądź wręcz umyślnie zostaje zastopowany. Na myśli mamy natomiast otwartość na doświadczenia, które przerastają własną teraźniejszość, a zarazem – jako doświadczenia przypominane – teraźniejszość tę poszerzają, pogłębiają, wzbogacają, czynią piękniejszą, bardziej znaczącą i poważniejszą.

Do prawdziwego kształcenia humanistycznego przynależy następnie to, co jest owocem kontaktu z historią (...), a mianowicie zdolność do porównywania, rozróżniania, rozgraniczania, niuansowania, a tym samym to, do czego ciągle nie przywykliśmy, to jest do gotowości do rozumiejącego spotkania i – co przysparza trudności – praktykowania sprawiedliwości wobec tego, co wychodzi nam na przeciw. Do prawdziwego kształcenia przynależy także to, co – parafrazując znaną wypowiedź Alberta Schweitzera o szacunku wobec życia – można określić szacunkiem wobec języka: refleksyjnym, skrupulatnym, troskliwym obchodzeniem się ze słowem, w świadomości tego, jak jednym słowem możemy zniszczyć i jak jednym słowem możemy pomóc i coś polepszyć”.



Po uroczystej imatrykulacji studentów I roku głos zabrał przewodniczący samorządu studenckiego (student V roku teologii ewangelickiej) - Tymoteusz Bujok. Po raz pierwszy spotkałem się z tak niezwykle dojrzałą, głęboko osobistą wypowiedzią, która poruszyła wszystkich uczestników tej uroczystości. Przytoczę ją w całości, by oddać dosłownie nie tylko jej treść, ale i głęboki sens, który jak w sztafecie stał się zobowiązaniem dla kolejnych pokoleń młodzieży włączającej się w proces własnej i wspólnotowej zarazem edukacji:

Magnificencjo Księże Rektorze, Wysoki Senacie, Szanowni Profesorowie i Wykładowcy, Ekscelencje, Magnificencje, Szanowni Państwo, Drodzy Studenci i Koledzy. To dla mnie bardzo wielki zaszczyt móc w imieniu wszystkich studentów skierować kilka słów do tutaj zebranych, zwłaszcza do studentów I roku, którzy wstępują do naszej wspólnej rodziny akademickiej.

Pamiętam doskonale moją pierwszą inaugurację roku akademickiego i uczucia, jakie mi wtedy towarzyszyły. Pewien psycholog powiedział kiedyś, że tylko dwie grupy ludzi są całkowicie wolne od lęku: zmarli i szaleni. Ponieważ nie należę do żadnej z tych grup (przy czym nie mam pewności co do tej drugiej) oczywiście bałem się, miałem pewne obawy, czułem się niepewnie. Czy zostanę przyjęty przez kolegów, czy sobie poradzę z nauką, czy sprostam wszystkim wymaganiom i wyzwaniom?

Ale początek studiów to nie tylko negatywne emocje. Z pierwszej inauguracji pamiętam także bardzo pozytywny impuls, który do tej pory pomaga mi stawić czoło wyzwaniom , które wydają się o wiele za duże. Otóż, kiedy wnoszono sztandar, jak to m miało miejsce i dzisiaj, skojarzyłem to wydarzenie z pewnym wersetem, do którego chciałbym teraz nawiązać. Jest to fragment psalmu dwudziestego, który brzmi:” Będziemy się weselić ze zwycięstwa twego i w imię Boga naszego wznieśmy sztandary! Niech Pan spełni wszystkie prośby twoje!”

Sztandar od zawsze służył ludziom jako pewien punkt orientacyjny, który pozwalał zebrać się w jednym miejscu i podążać w jednym kierunku, Służył jako coś, co informuje wszystkich wokół, nierzadko przeciwników o naszej przynależności, tożsamości. Sztandar wreszcie mobilizował, dodawał otuchy i odwagi.

Jako chrześcijanie mamy przywilej wznosić sztandar naszego Boga i cieszyć się z Jego zwycięstwa. W związku z tym życzę wszystkim, a w szczególności pierwszorocznym, aby Bóg dodawał wam siły i odwagi. Życzę Wam, aby nabywaniu wiedzy, której jest tak wiele do zdobycia na naszej uczelni, towarzyszyło nabywanie mądrości. Życzę wam, obfitego Bożego błogosławieństwa. Życzę wreszcie nam wszystkim, tak jak to też robi psalm dwudziesty, aby Bóg, w tym nowym roku akademickim spełnił wszystkie nasze prośby. Dziękuję.


Inaugurację zamknął fascynujący wykład Abp prof. dr hab. Jeremiasza Jana Anchimiuka na temat "Świętość jako realizacja wolności". Była w nim mowa m.in. o wolności Adama, o Bogu jako Stróżu wolności człowieka i o drodze odzyskiwania wolności. Wolność jako pojęcie i jako opis stanu człowieka zajmuje istotne miejsce w systemach filozoficznych i koncepcjach politycznych. Jest stawiana jako wartość nadrzędna w koncepcjach praw człowieka, dlatego tak często pojawia się w środkach masowego przekazu. Zapewnienie życia w wolności lub jej przywrócenie jest celem różnorodnych zadań, często również wojennych. Hasło wolności używano i wykorzystuje się do uzasadnienia rewolucji, przewrotów politycznych, działań wojennych. (...) wolność i świętość traktowane sa często jako różne, albo nawet sprzeczne cele w życiu człowieka. Wolność to przecież w naukach teologicznych przyczynek do poszukiwania odpowiedzi na pytanie o przyczyny zła. W dalszej części wykładu była mowa o różnorodności opinii i odczytań Biblii, ale jedno nie budziło w debatach teologicznych żadnej wątpliwości, że Bóg tworząc człowieka, obdarzył go wolnością.

Ważne było przesłanie JM Rektora ChAT, które kończyło Inaugurację roku akademickiego 2012-2013:

Szkoły wyższe odnajdują swoją podstawową legitymizację w badaniach naukowych i działalności dydaktycznej. Zarazem jednak spełniają dodatkowe funkcje społeczne. Dzięki działalności naukowej i dydaktycznej uczelni tworzeni są nie tylko „produktywni fachowcy”, lecz również – co jest zasadniczym interesem państwa – w sposób odpowiedzialny są kształtowane procesy upodmiotowienia jednostek i grup społecznych, alfabetyzacji i rozumienia i komunikowania świata humanum. Z tej perspektywy mogę tylko wyrazić nadzieję, że nowy rok akademicki będzie czasem rozpoznania przez polityków dodatkowych funkcji szkół wyższych w nowoczesnym społeczeństwie.

09 października 2012

Nauczyciele, nie lenić się, tylko po godz. 15.00 do pracy!


Jeżeli został dobrze zarejestrowany przez dziennikarza Gazety Prawnej pogląd Prezesa ZNP Sławomira Broniarza, jakoby należało zmienić model kształcenia nauczycieli na taki, który pozwoli jednemu pedagogowi uczyć kilku przedmiotów, to chyba po raz pierwszy mamy do czynienia w dziejach związków oświatowych z faktem poparcia związkowego dla radykalnego zwiększenia bezrobocia w tej grupie zawodowej. Czyżby prezes ZNP był za takim rozwiązaniem? Gdyby je wprowadzić, to z biegiem lat należałoby systematycznie zwalniać nauczycieli z pracy, bo jeden mógłby pracować za trzech a nawet pięciu.

Już nawet nie chcę podpowiadać prezesowi i władzom MEN, że jest taki model alternatywnego kształcenia na świecie, sprawdzony od 90 lat, w ramach którego jeden nauczyciel naucza wszystkich przedmiotów od I klasy do X, by przed maturą kontynuowali to kształcenie specjaliści przedmiotowi. Taki model będzie właśnie prezentowany w czasie VII Międzynarodowej Konferencji „Edukacja alternatywna – dylematy teorii i praktyki”, jaka odbędzie się w Warszawie w dn. 19-21.10.2012 r. Nie wiedziałem, że jesteśmy tak aktualni z projektami prezesa ZNP.

Powróćmy jednak do rzeczonego wywiadu prezesa - chyba największego - związku zawodowego w kraju, który stwierdził:

- Wyobrażam sobie, że nauczyciel do godz. 14 pracuje w szkole, a od godz. 15 w ramach pensum zajmuje się np. pracą z osobami bezrobotnymi, niesamodzielnymi, wykluczonymi społecznie. Jest do tego lepiej przygotowany niż urzędnicy. To wymagałoby od nauczycieli rewolucji mentalnej, ale uważam, że to dobry pomysł.



Teraz przynajmniej wiemy, jak pojemny jest nauczycielski zawód. W związku z planowanym przez MEN podwyższeniem nauczycielom szkolnictwa publicznego czasu pracy w ramach godzin dydaktyczno-opiekuńczych tak, by właściwie byli oni w ciągu tygodnia przez 40 godzin w szkołach, mamy propozycję ZNP zwiększenia tych zadań o kolejne. Po lekcjach nauczyciel miałby godzinę na spożycie kanapki, bo na obiad do domu i tak już nie zdąży, skoro już od godz. 15.00 ma pracować z bezrobotnymi. Ja proponuję rozwinąć ten pomysł dla dobra państwowego budżetu, by od godz. 17.00 nauczyciel pracował z bezdomnymi, a między 18.00 a 20.00 jeszcze mógł dorobić w ramach nadgodzin jako streetworker w pracy z dziećmi ulicy tak, by mogły one już po „Dobranocce” pójść spać, skończywszy jarać skręta.

Można też wprowadzić trzyzmianowość w pracy nauczycieli wydłużając zadania tej służby publicznej na pełnienie dyżurów nocnych np. w patrolu bezpieczeństwa osiedlowego czy gminnego, czyhając za śmietnikiem na ewentualnych chuliganów czy rozbójników. Sądzę, że zawód nauczycielski zyska na tym w opinii społecznej, bo wreszcie będziemy mieli prawo czuć się nie tylko lepiej wykształconymi, ale i pielęgnowanymi oraz chronionymi społecznie. Proponuję rządowi D. Tuska i W. Pawlaka natychmiastowe przystąpienie do realizacji tego projektu, póki jest nań zgoda prezesa ZNP, póki się nie rozmyśli. Deficyt budżetowy zostanie bardzo szybko zniwelowany.

Nareszcie rząd będzie miał sukces oświatowy, bo od 5 lat są same kryzysy , błędy i kolejne skandale przetargowo-konkursowe. Wyobraźcie sobie państwo, jak w Polsce będzie dobrze. Zostaną zlikwidowane urzędy pracy, bo tym mogą zajmować się po godzinach dydaktycznych tzw. nauczyciele zawodu. Kto, jak nie oni, lepiej wie, czym jest zawód i jak go zdobyć oraz jak go wykonywać? Równocześnie będzie można zlikwidować wszystkie placówki pomocy społecznej, bo przecież tymi sprawami mogą się zająć nauczycielki przedszkoli – oczywiście też po swoich zajęciach w placówce – czy nauczyciele świetlic, pedagodzy i psycholodzy szkolni, ba, nawet wicedyrektorzy szkół mogliby pracować po godzinach. Kto zna lepiej problemy rodziny, jak nie nauczyciele, którzy opiekują się dziećmi w toku ich obowiązkowej edukacji? Jedyny kłopot, to jak pomóc rodzinom bezdzietnym? Nie ma problemu. Są nauczyciele bezdzietni i to oni powinni być „rzuceni na front” pomocy społecznej” po swoich szkolnych zajęciach.

Sądzę, że nie ma potrzeby pozostawiania policji na łasce losu i jej resortu. Można przeszkolić nauczycieli "przysposobienia obronnego" czy "edukacji do bezpieczeństwa", by po godzinach pracy zajęli się zadaniami drogówki czy obyczajówki. Nareszcie polska młodzież będzie nie tylko wyedukowana, ale i społeczeństwo stanie się dzięki dodatkowym zadaniom nauczycieli bardziej obywatelskie. Wreszcie moglibyśmy zaangażować pracowników kuratoriów oświaty czy MEN do bardziej wydajnej służby publicznej, powierzając im po godz. 15.00 zadania związane z nadzorem ruchu komunikacji miejskiej, kolejowej, autobusowej, budową metra czy podziemnej stacji Łódź Fabryczna. Dlaczego tylko nauczyciele mają pracować od godz. 15.00, chociaż górnej granicy prezes ZNP nam nie podał. A szkoda, bo osobiście bardzo Go lubię i cenię.