12 sierpnia 2020

Umberto Eco o imigracji i migracji



W okresie wakacyjnym ukazał się zbiór czterech wykładów wybitnego filozofa, mediewisty, semiologa i badacza kultury masowej Umberto Eco p.t. "Migracje i nietolerancja" w znakomitym przekładzie  Krzysztofa Żaboklickiego (Warszawa, 2020). 

Dwa z nich nie były publikowane we Włoszech. To, co je łączy, to problematyka migracji i nietolerancji, której poświęciłem także uwagę przywołując wcześniej monografię krakowskich psycholożek. Mistrz filozoficznego eseju  podjął kwestię, która na początku XXI wieku wywołała liczne spory nie tylko we Włoszech, a dotyczące przekształcania się europejskiego kontynentu w ziemię obiecaną dla migrantów z krajów Azji, Ameryki Łacińskiej i Afryki. 

Postawa U. Eco wobec tego zjawiska jest zaprzeczeniem radykalnie odmiennego podejścia do wypierania Europejczyków przez ludność różnych ras, koloru skóry, wyznań, jakie prezentowała w swoich studiach Oriane Fallaci. Nie ubolewa nad tym, że wraz z końcem XX w. doszło do wyraźnego zaprzeczenia koncepcji tygla, meling pot, na skutek przemieszania się ze sobą ludzi różnych kultur, narodowości i religii, zaś tym, co ich łączy i umożliwia porozumiewanie się, stał się język angielski.

Jak mówił  w czasie swojego wykładu w styczniu 1997 r. na otwarciu naukowego zjazdu w Walencji: Otóż w Europie wystąpi podobne zjawisko i żaden rasista, żaden tęskniący za przeszłością reakcjonista nie będzie mógł temu zapobiec (s.15). Konieczne jest - zdaniem filozofa - odróżnienie pojęcia "imigracja" od terminu "migracja" ze względu na zachodzące na świecie zmiany w tym zakresie. 

Imigracja jest wtedy, gdy pewna liczba osób (może być znaczna, ale w ujęciu statystycznym bardzo mała w stosunku do liczby ludności krajów, z których pochodzą) przenosi się z jednego kraju do drugiego (jak Włosi i Irlandczycy do Ameryki lub jak dzisiaj Turcy do Niemiec). Imigrację można poddawać kontroli politycznej, ograniczać, popierać, planować i akceptować (tamże). Trudno jest zapanować nad tak naturalnym procesem, natomiast imigranci asymilują się kulturowo w nowych warunkach życia, nie zamierzają zmieniać czy ingerować w jego prawa i obyczaje.    

Natomiast [M]igracja jest wtedy, gdy cały naród przemieszcza się stopniowo z jednego obszaru na drugi (nie ma znaczenia liczba tych, którzy na własnym obszarze pozostają; liczy się to, w jakiej mierze migranci radykalnie zmieniają kulturę kraju, do którego się przenieśli)" (s.15-16). 

Migranci odmawiają przyjęcia kultury narodu kraju, do którego przybywają. Nie akceptują jego tradycji, zwyczajów, języka, kultury itp., gdyż ich celem jest przekształcenie kultury mieszkańców zajętego terytorium. Z tego też powodu ruchy migracyjne są poddawane kontroli politycznej państw, do których obcy zmierzają. 

Zderzenie kultur jest - zdaniem Eco - nieuniknione, czego jesteśmy od co najmniej dekady świadkami w Europie, ale też nie ma możliwości przeciwstawienia się tym procesom. Europa będzie kontynentem wielorasowym albo - jak wolicie - "kolorowym". Będzie tak, jeśli wam się podoba; jeśli wam się nie podoba, będzie nim również (...). Rasiści jednak powinni być (w teorii) rasą wygasającą (s. 18).

Drugi z wykładów U. Eco zatytułowany Nietolerancja jest kontynuacją powyższych analiz i refleksji ze względu na ściśle powiązane ze sobą podtrzymywane jeszcze oparte na doktrynie ideologicznej zasady fundamentalizmu, integryzmu i pseudonaukowego rasizmu, których podstawą jest nietolerancja. Jak pisz Umberto Eco:

Nietolerancja stawia się przed jakąkolwiek doktryną. W tym sensie nietolerancja ma biologiczne korzenie, wśród zwierząt przejawia się jako terytorializm, bazuje na powierzchownych często reakcjach emocjonalnych - nie znosimy ludzi, którzy są od nas różni, gdyż mają innego koloru skórę, gdyż mówią niezrozumiałym dla nas językiem, gdyż  jedzą żaby, psy, małpy, świnie, czosnek, gdyż noszą tatuaże ...  (s.22).

O ile z osobami reprezentującymi doktrynalną nietolerancję można rozmawiać, dyskutować, wchodzić z nimi w dialog, o tyle  najbardziej niebezpieczną jest prymitywna nietolerancja, a więc taka, (...) która rodzi się pod nieobecność wszelkiej doktryny, wynika z elementarnych popędów. Dlatego nie daje się jej krytykować i hamować za pomocą racjonalnej argumentacji (s.24).                

Jednak - jak pisze Eco: Najokropniejszą nietolerancją jest nietolerancja biedaków, którzy są głównymi ofiarami różnicy. Wśród bogatych nie ma rasizmu. Bogaci mogą być autorami doktryn rasistowskich, ale to biedni wprowadzają je w o wiele bardziej niebezpieczną praktykę (s.25). 

Koleżankom i kolegom z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego, którzy od kilku lat prowadzą konferencje naukowe poświęcone utopiom,  gorąco polecam trzeci z wykładów Eco p.t. Nowy traktat w Nijmegen. Wprawdzie profesor nawiązuje do zawartego w Nijmegen traktatu pokojowego między Francją, Holandią, Hiszpanią, Brandenburgią, Szwecją, Danią, biskupstwem Muenster i Świętym Cesarstwem Rzymskim, ale  w swej wymowie dotyczy jego esej utopijnego marzenia o zaniknięciu wszelkich konfliktów politycznych, społecznych, zbrojnych, nienawiści i nietolerancji na naszym kontynencie.   

Upamiętniając dzisiaj w Nijmegen pierwszą, utopijną próbę zawarcia ogólnoeuropejskiego pokoju, musimy wypowiedzieć wojnę rasizmowi. Jeśli nie uda się nam pokonać tego odwiecznego wroga, będziemy zawsze w stanie wojny, chociaż złożyliśmy nasz oręż na strychu - ale wiele rodzajów broni jest jeszcze w obiegu, świadczą o tym rzeź na wyspie Utøya i masakra w szkole hebrajskiej we Francji (s.31).   

Eco zapewnia, że walka z nietolerancją nie oznacza konieczności (...) akceptowania każdego światopoglądu i czynienia z relatywizmu etycznego nowej europejskiej religii. Wychowując naszych współobywateli, a zwłaszcza dzieci, w duchu otwartej tolerancji, winniśmy jednocześnie uznać, że  istnieją obyczaje, idee i zachowania, które są i muszą pozostać dla nas nie do przyjęcia.  Istnieją typowe dla dla europejskiego światopoglądu wartości, stanowiące dziedzictwo, którego nie wolno nam się wyrzec (s. 31-32).

Możemy domyślać się, że filozofowi chodzi o wspólnotę wartości chrześcijańskiej, które służą rozróżnianiu dobra od zła. Rolą zatem wychowania i kształcenia młodych pokoleń powinno być kształtowanie u nich arystotelesowskiej cnoty roztropności, phronesis.  W klasycznym znaczeniu phronesis jest umiejętnością zarządzania i narzucania sobie dyscypliny za pomocą rozumu; jako taką ogłoszono ją jedną z czterech cnót głównych i często łączono z mądrością oraz intuicją, z umiejętnością rozróżniania czynów dobrych i złych nie tylko w sensie ogólnym, lecz i w odniesieniu do ich występowania w danym czasie i w danej przestrzeni (s. 32). 

Ostatni esej Eco p.t. Doświadczenia wzajemnej antropologii przypomina mi znakomity projekt gdańskich pedagogów, który był przez nich realizowany w połowie lat 90. XX w. pod kierunkiem prof. Joanny Rutkowiak a dotyczył właśnie uczenia się od outsidera. Nasi naukowcy udali się do zaprzyjaźnionego w Szwecji uniwersytetu, by na podstawie ich obserwacji i wynikających z nich  wniosków autochtoni mogli nauczyć się czegoś nowego, lepiej poznać siebie oraz przyczyny porażek czy błędów w kształceniu nauczycieli. 

Nie przypuszczam, by pomorscy uczeni mieli wiedzę na temat podobnego doświadczenia z lat 80. XX w. francuskich antropologów kultury, którzy zaprosili do siebie kolegów antropologów z Afryki, by podzielili się z nimi opinią na temat tego, jak postrzegają francuską kulturę. Kultury zawsze obserwowały się wzajemnie, lecz na ogół my, ludzie Zachodu, znaliśmy jedynie obserwacje, które sami  czyniliśmy na temat innych (s.35).  Eco dodaje: My, ludzie Zachodu, zauważyliśmy z opóźnieniem, że także inni na nas patrzą (s. 36). 

Znakomicie odsłania włoski filozof wyniki tego transkulturowego doświadczenia prowadzącego do uchwycenia przez obcych różnic kulturowych z ich punktu widzenia. Ich odsłona nie musi skutkować negacją, ale może sprzyjać wzajemnemu  zrozumieniu odmienności kultur oraz akceptacji dla niej. Tępienie rasizmu nie oznacza, że mamy dowodzić i przekonywać, że inni nie są od nas różni; oznacza zrozumienie i akceptację ich różności (s. 41).                 

Ostatni wykład zamyka pięknie sformułowana mądrość Chińczyka - Zhao Tingyanga:

Każda rzecz zmarnieje, jeżeli stanie się dokładnie taka sama z innymi. [...] Dzięki harmonii rzeczy rozkwitają, jednolitość sprawia, że marnieją (s.42). 

Ten jakże niezwykły w swej treści i stylistyce zbiór wykładów wywołał moje doświadczenie z realizowanego na początku lat 90. XX w. wspólnie ze szwajcarskimi pedagogami projektu międzykulturowego uczenia się nauczycieli. W jego ramach najpierw przez dwa tygodnie polscy nauczyciele mieszkali w domach Szwajcarów i wspólnie z nimi, w naturalnych, codziennych warunkach życia i pracy zawodowej uczyli się OBCOŚCI i odkrywali zarazem samych siebie, by przez kolejne dwa tygodnie zaprosić swoich gospodarzy do kraju, do własnego mieszkania i szkoły w podobnym celu. O wieloletnim projekcie pisaliśmy w cyklu rozpraw poświęconych edukacji alternatywnej.   


        
(Uwaga: wszelkie wyróżnienia w cytatach są moje)
  
   

     

  

11 sierpnia 2020

Zapraszam do współpracy młodzież ze szkół ponadpodstawowych w ramach programu "Zdolny uczeń - świetny student"


Nie wiemy, jaka będzie sytuacja w nowym roku akademickim 2020/2021 ze względu na potencjalne zagrożenie wirusem COVID-19 czy jego kolejnymi odmianami.  Uniwersytet działa jednak bez względu na to. Nawet, gdybyśmy mieli prowadzić badania w ograniczonych warunkach czasowych, zdrowotnych i przestrzeni, to jednak nie  zamierzamy złożyć broni.

PEDAGODZY są optymistami. Kto jest pesymistą, to niech pieści swoją depresję, kompleksy czy dalej skrywa nieudacznictwo lub brak kompetencji. 

W Katedrze Teorii Wychowania Uniwersytetu Łódzkiego  planuję co najmniej dwie otwarte dla innych, dla osób spoza UŁ, oferty samokształcenia, partycypacji w projektach badawczych czy podnoszeniu własnych kwalifikacji badawczych w naukach społecznych.  

Pierwszy projekt dotyczy możliwego włączenia się przez młodzież szkół ponadopodstawowych do moich badań  w ramach ogólnouczelnianego programu „Zdolny uczeń świetny student”. 
W roku akademickim 2019/2020 była to już druga edycja tego programu. Jak pisze prorektor UŁ  S. Cieślak: 

Liczymy, że pomimo pandemii, będzie to możliwe. Uczniowie szkół ponadpodstawowych, od trzech lat, na Uniwersytecie Łódzkim mogą realizować program „Zdolny uczeń - świetny student”. Dla przypomnienia - głównym celem programu jest  poszerzenie wiedzy z danego obszaru nauki, którym zainteresowany jest uczeń oraz indywidualna współpraca pomiędzy tzw. opiekunem – nauczycielem akademickim a  uczniem. 

Uczniowie wspólnie z opiekunem – mentorem opracowują  indywidualny harmonogram spotkań, na których realizowane są zagadnienie z danego obszaru nauki. Program realizowany jest przez cały rok akademicki, są to cykliczne spotkania.

Uczniowie, którzy zgłaszają się do programu, często nie mają doprecyzowanych zainteresowań,  dlatego chcielibyśmy wyjść im naprzeciw i stworzyć ofertę tematyczno – obszarową (zagadnienia), z której mogliby skorzystać w kolejnym roku akademickim 2020-2021.

W mijającym właśnie roku akademickim, miałem wielką przyjemność współpracować z niezwykle zdolną uczennicą I Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Łodzi - Anastazją Kowalską.  Odpowiedziała na moją ofertę, która brzmiała:  

Refleksyjny pedagog harcerski (temat skierowany do osób zainteresowanych problematyką pedagogiczną, np. instruktorów harcerstwa, uczniów - społecznych wychowawców ZHP czy ZHR, którzy chcieliby pogłębić swoje kwalifikacje w pedagogice).

Okazało się, że p. Anastazja jest instruktorką harcerską, drużynową zuchów, która zgłosiła się do tego programu, gdyż chciała dowiedzieć się czegoś więcej o źródłach metody zuchowej oraz o jej aplikacji w naukach pedagogicznych i oświacie. Opracowaliśmy wspólnie plan badań, na które składała się analiza literatury skautowej i zuchowej od początku tego ruchu aż do czasów współczesnych.

W ciągu kilku miesięcy, mimo pandemii, powstała ciekawa prezentacja i artykuł naukowy, które mogą być zaprezentowane na ogólnouczelnianej konferencji naukowej. Być może dojdzie do tego we wrześniu.

Większość uczniów, która zgłosiła się do tego programu (...) jednak zawiesiła realizację zadań z różnych powodów, ale głównie - braku możliwości przeprowadzania badań w terenie, braku możliwości kontynuacji badań laboratoryjnych, braku czasu i dużego obciążenie uczniów, ale też mentorów zdalną edukacją. Część uczniów realizujących zadania w formie zdalnej, z powodu zawieszenia zajęć na początku pandemii, ma opóźnienie – w tym semestrze nie ukończą projektów, ale są chętni do kontynuowania ich w przyszłym semestrze (...).

Piszę o tym dlatego, że władze UŁ zaproponowały niezwykle wartościowy program, dzięki
któremu naukowcy różnych wydziałów, jednostek mogą udostępnić młodzieży swój warsztat naukowo-badawczy, i to nie na zasadzie "dotknięcia", okolicznościowego spojrzenia (np. w trakcie Festiwalu Nauki czy Otwartych Drzwi), ale autentycznej partycypacji w nim. Warto go zatem kontynuować. 

Twórca tego programu prorektor ds. studenckich - dr hab. Sławomir Cieślak prof. UŁ skierował do wszystkich uczestników tej edycji słowa podziękowania: 

Ja się z Państwem żegnam jako prorektor UŁ, ale zapewniam, że program będzie nie tylko działał dalej, ale będzie się rozwijał i będziemy dalej się spotykać, bez względu na sytuację. Chcę podziękować uczniom za wysiłek włożony w realizację ich pasji. W tym roku były to spotkania online, ale mam nadzieję, że równie wartościowe, jak te tradycyjne. Dziękuję nauczycielom za wspieranie uczniów i za to, że czasem byli Państwo na zajęciach. Dziękuję też rodzicom, że podołali całej logistyce związanej z uczestnictwem w programie... 


Obiecałem kontynuację pracy z młodzieżą w kolejnym roku akademickim. Proponuję młodzieży naszego regionu (woj. łódzkie) od października 2020 r. udział w jednym z dwóch, tematów badawczych: 

1. Harcerstwo między skautową tradycją a zdystansowaną i zróżnicowaną współcześnie aktywnością młodzieży. Badania krytyczne  

2. Szkoła średnia jako laboratorium demokracji. Dlaczego młodzieży brakuje odwagi? 

Czy jednak będą chętni? Tego nie wiem. Każdy wydział proponuje tematy badawcze w ramach własnych dziedzin i dyscyplin naukowych. Do zobaczenia w nowym roku akademickim! 
      



10 sierpnia 2020

Rola światopoglądu i szarej masy w mózgu w świetle analiz i badań psycholożek UJ (cz.3 rec.)

 

Pojęcie zamknięcia umysłowego jako przeciwieństwo otwartości umysłowej (closed vs open mindedness) przywołały za Miltonem Rokeachem w swojej najnowszej książce psycholożki z Uniwersytetu Jagiellońskiego - Małgorzata Kossowska, Ewa Szumowska i Paulina Szwed.

Otwartość umysłowa jest czymś dobrym, pożądanym, natomiast zamkniętość - czymś niepożądanym, nagannym, albo bowiem ktoś jest otwarty na nowe idee, informacje i gotowy na zmianę swoich poglądów, przekonań, albo nie. 

Zamkniętość oznacza więc skłonność do utrzymywania w umyśle jednego punktu widzenia i przekonanie o jego niepodważalnej prawdziwości, co prowadzi do odrzucenia innych perspektyw. Zamkniętość sprawia, że ludzie wierzą, iż są w posiadaniu prawdy absolutnej, dlatego bezkrytycznie depczą przekonania innych jako z gruntu nieprawdziwe i złe. Obiektywne fakty, racjonalne argumenty, dowody - to wszystko nie ma żadnego znaczenia. Tego się nie dostrzega, to się odrzuca lub tak tym manipuluje, że zdaje się wzmacniać przekonanie wyjściowe. 

Dlatego, poza innymi efektami, zamkniętość prowadzi do szkodliwych sądów o rzeczywistości, utrzymywania czarno-białej wizji świata, zafałszowywania rzeczywistości, niesprawiedliwych ocen innych osób. Jest źródłem stereotypizacji, uprzedzeń, dyskryminacji, a w konsekwencji odmawiania wielu osobom i grupom społecznym prawa do życia [Tolerancja w czasach niepewności, Sopot 2019, s. 11].      

Cały ten akapit jest sprzeczny z wiedzą nauk społecznych na temat socjalizacji, wychowania i inkulturacji. Aż dziw bierze, że uczyniono go fundamentem narracji do prezentacji własnych badań i omawiania cudzych raportów. Panie są za otwartością postaw ludzi w społeczeństwie demokratycznym, ale pod warunkiem, że nie są oni jednoznacznie uformowani światopoglądowo, nie cechuje ich wymiar "ścisłości kulturowej" (tightness), duchowej, aksjonormatywnej, gdyż prowadzi to do powyższych a negatywnych skutków w relacjach interpersonalnych.

Co ciekawe, sugerują, że (...) przez dziesiątki lat wymiar zamkniętości umysłowej wiązano z określonym, to jest prawicowym, konserwatywnym, religijnym światopoglądem (Altemeyer, 1996). My dziś pokazujemy w badaniach to, co Rokeach i inni teoretycy postulowali w swoich analizach już dużo wcześniej: że ideologie te sprzyjają zamkniętości, ale jej w pełni nie tłumaczą. Zarówno osoby o poglądach konserwatywnych, jak i liberalnych mogą być zamknięte na inne idee, szczególnie te niepasujące do ich światopoglądów, mogą selektywnie poszukiwać informacji, które odpowiadają ich przekonaniom, mogą także mieć pewność, że mają absolutną rację. 

Zamkniętość pojawia się i u osób religijnych, i niereligijnych, u tych, które wierzą w zjawiska nadprzyrodzone, i tych, które sobie z tych przekonań kpią, u obrońców praw i zwierząt i  u tych, którzy mają je za nic, u zwolenników diety bezmięsnej ale i u zagorzałych zwolenników spożywania mięsa. I tak dalej, i tak dalej [tamże, s.13].   

Skoro ideologie nie tłumaczą zamkniętości, bo ta dotyka każdego, to badaczki postanowiły skupić się na do tej pory nieznanych jej efektach. Niezależnie od stanu wiedzy naukowej, do której nie wszyscy mają dostęp, a jeśli nawet, to nie muszą jej rozumieć, ludzie wierzą w różne absurdy, podejmują decyzje wbrew istniejącym dowodom naukowym czy faktom ujawnianym przez dziennikarzy śledczych lub aparat bezpieczeństwa państwa. 

Sprawujący władzę w państwie wiedzą, że wystarczy (...) siać zamęt informacyjny i powtarzać "prawdy", które wszyscy znają [s.35], żeby proces poszukiwania informacji przez obywateli był tendencyjny, a więc zamknięty, nienaruszający ich kompetencji umysłowych oraz dotychczasowo zajmowanych postaw wobec świata, innych i siebie. 

Wiele badań dowodzi, że im wyższy stopień zaufania do swoich poglądów (w ważnych społecznie sprawach, takich jak dopuszczalność aborcji, kontrola dostępu do broni lub obniżenie płacy minimalnej(, tym niższa skłonność do poszukiwania informacji niezgodnych z przekonaniami i krótszy czas spędzany na czytaniu takich informacji (...) [s.36]. 

Zastanawiam się, czy można tak spłycać proces kształtowania się światopoglądu człowieka redukując go jedynie do stopnia zaufania do własnych poglądów na jakiś temat, a całkowicie pomijając proces naśladownictwa, identyfikacji i internalizacji wartości, które są podstawą każdego światopoglądu?  

Światopogląd człowieka to nie to samo co pogląd osoby na jakąś kwestię. W tym zakresie istnieje cała paleta subtelnych odcieni uznawanych, a nie deklarowanych wartości, których nie można sprowadzać do skali "czarne vs białe". Istnieją przecież odcienie czerni i bieli, nie wspominając już o tęczy kolorów. 

W książce pojawiają się tezy, które mają nieuprawniony charakter generalizacji. Oto na s. 39 panie psycholożki piszą: (...) na przykład, obserwowane po katastrofie smoleńskiej nasilenie wśród Polaków przekonań religijnych i negatywnych postaw wobec obcych lub skłonność do ulegania pseudonaukowym wywodom (CBOS, 2010)

Ich zdaniem sprzyja to wzrostowi poparcia dla populistów, którą wykorzystali sprawujący władzę adresując do nich swój program. Oferta ta tłumaczy (np. "Liberalna demokracja jest przyczyną chaosu"), daje poczucie wpływu (np. "Sądy w III RP nie działały, teraz będą") i wzrostu  osobistego znaczenia ("Wstajemy z kolan", "Koniec z pedagogiką wstydu"). Obserwowana zwyżka poparcia dla populistów może także oznaczać, że ich ideologia jest spójna z chronicznie dostępną  wizją świata ich zwolenników, kształtowaną przez media, kościół, rodzinę [s.40]

Widać zatem sprzeczność z tym, o czym pisały wcześniej. Niby dlaczego nie mieliby "nabrać się" na populistyczne oferty władzy liberałowie czy lewicujący obywatele kraju, skoro ich zdaniem dominujący w przestrzeni publicznej dyskurs społeczny wzmacniany jest przyzwoleniem (...) ze strony autorytetów (polityków, hierarchów kościelnych) na treści krzywdzące innych oraz na lekceważący sposób mówienia o innych (...).Tego uczy nas psychologia [tamże].         

Czy rzeczywiście psychologia może formułować aksjomaty w tym zakresie, skoro formułowane przez badaczki UJ sądy mają nienaukowy charakter? Czytamy w ich pracy, że coś "może sprzyjać ...czemuś", "różne motywy mogą sprzyjać kształtowaniu...", "obserwowana zwyżka może oznaczać, że ...", "posiadanie określonych (...) nie oznacza jeszcze, że są one...", "każdy z wymienionych wyżej (...) może wpływać na ..."; "w oddziaływaniu  na .... upatrujemy także możliwości..."; "coś ... zwykle postrzegamy jako  lepsze...";itp. itd.   

Tego typu wiedza, a raczej domysły, przypuszczenia, sądy o jakimś stopniu prawdopodobieństwa wystarczają autorkom do tego, by stwierdzić: 

W Polsce zdaje się to dotyczyć sporej części społeczeństwa. Akcentowanie wartości otwartości i tolerancji było sprzeczne z walczącym Rydzykowym światopoglądem katolickim, a wyznawców tego kościoła wyrzucało poza nawias nowoczesnego państwa. Musiało to doprowadzić do stworzenia antypaństwa, któremu "lud smoleński" wiernie sekunduje. Co więcej, wydaje się, że stale obecne w liberalnym przekazie wykazywanie zacofania cywilizacyjnego Polaków w stosunku do Europy zagroziło fundamentom samooceny i tożsamości społecznej wielu osób. Stąd być może z taką radością przyjęty przez rzesze Polaków koniec "pedagogiki wstydu" i obietnice "powstawania z kolan" [s. 61].  

Potem jest już mowa o umiejętnym podsycaniu w społeczeństwie polskim przez polityków lęków przed uchodźcami, ale i utratą dochodów wynikających z programu 500+. Cytują prasę: Cholera na wyspach greckich, dezynteria w Wiedniu. Różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, a mogą tutaj być groźne" (wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego z 10 października 2015 roku). Nienawistna narracja w Polsce odniosła niebywały skutek [s.62].

Ba, politycy wzbudzają nie tylko lęki, ale i podtrzymują w narodzie niepewność, których źródła zwykle nie są obiektywne. Nieważne, czy rzeczywiście żyje nam się gorzej niż dawniej (PIS przejął władzę w bardzo dobrej sytuacji ekonomicznej), ważne, że nabierzemy przekonania, że tak właśnie jest (wielu Polaków dało się przekonać, że PIS zastał Polskę w ruinie). Nieważne, że przyjmując zadeklarowaną liczbę uchodźców, nawet byśmy ich nie zauważyli, ważne, że ludzie uwierzyli, że uchodźcy zniszczą naszą chrześcijańską kulturę [tamże].

Od czego jest psychologia? Od tego, żeby - jak wynika z prezentowanych przez autorki badań własnych jak i zagranicznych - starać się zmienić sztywność poznawczą Polaków, których cechuje wciąż jeszcze zbyt powszechny konserwatyzm. Wprawdzie przyznają, że religia i przekonania religijne towarzyszą człowiekowi od zarania dziejów i są ważnym elementem ludzkiej historii i kultury, a nawet pełnią pozytywne funkcje w zakresie wzmacniania poczucia własnej tożsamości, przynależności społecznej i kontroli oraz łagodzą wszelkie lęki i redukują wątpliwości, to jednak mają one też negatywne oblicze. 

Psycholożki odsłaniają swoje światopoglądowe przedzałożenia badawcze pisząc o negatywnych następstwach przekonań religijnych Polaków, które to:  [W]ykluczają. Dzielą. Szerzą trwogę. Usprawiedliwiają agresję. W ten sposób wzmacniają i utrwalają konflikty między ludźmi. Niszczącą moc religii obserwujemy w każdym zakątku świata. Doświadczamy jej z cała mocą także we współczesnej Polsce. Badania pozwalają zrozumieć, skąd bierze się ta niszcząca moc religii [s. 93].       

Co jakiś fragment rozprawy starają się jednak ukrywać te przedzałożenia przywołując chyba asekuracyjnie tezę o trudności uwierzenia w to, że jedynie postawy religijne przejawiają się w negatywnych, agresywnych działaniach wobec osób odmiennego światopoglądu, skoro istnieją różne formy niewiary o równie niepożądanych przejawach zachowań społecznych. Jak piszą: 

Wystarczy także spojrzeć  na polskie fora dyskusyjne zwolenników wiary i niewiary (np. fronda.pl i racjonalista.pl), by pewną symetrię w zamkniętości umysłowej i nietolerancji uchwycić [s.95]. To jest jednak fakt publicystyczny a nie naukowy dowód. Nie tylko religijne przekonania umacniają się, kiedy wymagają obrony. 

Podobnie jest  ich zdaniem z przekonaniami świeckimi czy antyreligijnymi, o czym przekonuje nas równie obserwowalny w okresie kampanii prezydenckiej spór o to, czy LGBT to są ludzie czy ideologia. Tym samym (...) także przekonania ateistyczne, pozostające w ciągłym konflikcie z kulturowo dominującym dyskursem, będą nosić znamiona dogmatyzmu [s. 97]. 

Mamy w tej rozprawie bezkrytyczne przywołanie badań neurofizjologicznych R. Kanai, T. Feilden,C. Firth i G. Rees z 2011 r., z których miałoby wynikać, że młode dorosłe osoby (...) o przekonaniach prawicowych i lewicowych różnią się strukturalną budową mózgu w obrębie niektórych ośrodków. I tak osoby deklarujące poglądy liberalne miały więcej istoty szarej w przedniej części zakrętu obręczy kory przedczołowej (ACC), co może oznaczać lepszą tolerancję sytuacji niepewności. Z kolei konserwatyści mieli więcej istoty szarej w ciele migdałowatym, co można interpretować jako większa podatność na strach i zagrożenie. Uważa się, że im więcej istoty szarej w danym ośrodku, tym bardziej jest on reaktywny [s. 102]. 

Niestety, nie znalazłem informacji, ile istoty szarej i gdzie jest ona umiejscowiona mają osoby o przekonaniach lewicowych, świeckich, a ile nacjonaliści i anarchiści. Może ktoś złoży do NCN wniosek badawczy w tym zakresie. Mamy w rządzie wielu młodych wiceministrów i dyrektorów departamentów a w Sejmie i poza nim osoby o wyraźnie sprofilowanym światopoglądzie, toteż należałoby ich mózgi zbadać, by potwierdzić lub obalić powyższą pseudonaukową tezę.  

Nie rozumiem, dlaczego autorki twierdzą, że przywołując wyniki badań naukowców z innych państw o odmiennych kulturach, ustrojach politycznych i stanie gospodarki twierdzą, że przedstawiły w ten sposób (...) liczne dowody na istnienie silnych związków między przekonaniami  konserwatywnymi lub prawicowymi a niepewnością i lękiem [s.106]? Dla mnie nie są to dowody, ale eklektyczne doniesienia z różnych badań, różnych ośrodków naukowych, prowadzonych w różnym okresie czasu itd., a więc nieprzystające do sytuacji w Polsce.

Powinniśmy martwić się, że u władzy są konserwatyści, gdyż z badań Kossowskiej i Sekerdej wynika, że (...) siła wiary w Boga korelowała pozytywnie z unikaniem niepewności, a także  częściowo, aczkolwiek istotnie, pośredniczyła w relacji między unikaniem niepewności a nietolerancją [s.121]. To oznacza, że są oni skłoni ograniczać swobody obywatelskie, polityczne, społeczne i ekonomiczne (...)  tym, którzy w imię wolności jednostki sprzeciwiają się panującemu porządkowi lub kwestionują status quo [tamże]. 

Psycholożki dają wyjaśnienie, dlaczego w czasie kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy jego sztab postawił na kwestie, które już wcześniej zostały niejako "udowodnione" w toku badań psychologicznych.  Otóż w 2015 r. badania tych pań (...) potwierdziły związek siły wiary w Boga i  unikania niepewności oraz uprzedzeń wobec grup, których wartości mogą zagrażać wartościom religijnym. Dokładniej mówiąc, wiara w Boga tym razem w pełni pośredniczyła między potrzebą unikania niepewności (potrzebą domknięcia poznawczego) oraz homofobią, seksizmem i nietolerancją wobec osób wyznających inną religię [tamże].         

No i proszę. Było o zagrożeniu ideologią LGBT? Było. Było o zagrożeniu seksualizacją dzieci w przedszkolach i szkołach? Było. Było o niszczeniu symboli kultu religijnego? Było. To jak miał przegrać Andrzej Duda, skoro polskie społeczeństwo jest w swej większości konserwatywne? 

Profesor Andrzej Rychard wielokrotnie komentował przegraną opozycji tym, że ona w ogóle niczego się nie nauczyła i nie uczy. Nie wyciąga żadnych wniosków z dotychczasowych porażek, a wystarczyłoby poczytać chociażby prace psycholożek z UJ, a nie politologa Marka Migalskiego.

Jeśli narzekamy na samosprawdzające się hipotezy, to w przypadku tych badań z takimi własnie mamy do czynienia. Może ktoś mnie przekona, że jest inaczej. Wolę zatem prace normatywne, bo przynajmniej wiadomo, kto je pisze i z jakiej pozycji oraz do czego chce nas namówić, zachęcić , czym zainteresować. 

Formułowanie sądów na podstawie zbadania testami (nawet w warunkach eksperymentalnych) ponad trzystu jakichś osób, które nie stanowiły reprezentatywnej próby, budzi niedosyt i zarazem niepokój, że psychologia polityczna staje się stricte polityczną o niskim stopniu wiarygodności poznawczej. 

Wartość badań może jedynie służyć politycznej wojnie między zwolennikami ideologii lewicowej i konserwatywnej.Ci pierwsi uwierzą, że głoszą prawdę, ci drudzy odkryją w nich banalną, powierzchowną i pseudonaukową strefę ideologicznego (z-)gniotu. Co z tego, że wyniki uzyskano za pomocą naukowych metod? W ten sposób można wykazać, że na UJ studiują też półanalfabeci, bo w świetle testów są katolikami. Jak to dobrze, że mają lewicowych profesorów, którzy zamiast dociekać prawdy, wzmacniają potoczne stereotypy.