10 października 2015
Nierzetelność akademicka, czyli "akademicki cyrk"
Ta kategoria naruszenia etyki ma swój wyraz w Kodeksie Etyki Pracownika Naukowego, jaki został uchwalony przez Zgromadzenie Ogólne Polskiej Akademii Nauk - w rozdziale pt. "Nierzetelność w badaniach naukowych". Rzecz dotyczy przewinień nauczycieli akademickich przeciwko obowiązującym w środowisku akademickim zasadom etycznym i przyjętym w nim dobrym praktykom.
Rażącym przewinieniem, które w sposób szczególny godzi w etos badań naukowych, jest fabrykowanie i fałszowanie wyników badań oraz plagiatowanie. W powyższym dokumencie wyjaśnia się to następująco:
* Fabrykowanie wyników polega na zmyślaniu wyników badań i przedstawianiu ich jako prawdziwych;
• Fałszowanie polega na zmienianiu lub pomijaniu niewygodnych danych, przez co wyniki badań nie zostają prawdziwie zaprezentowane;
• Plagiatowanie polega na przywłaszczeniu cudzych idei, wyników badań lub słów bez poprawnego podania źródła, co stanowi naruszenie praw własności intelektualnej.
O wszystkich tych kategoriach pisałem już wielokrotnie w blogu. Będę zresztą do nich powracał, bowiem twórczość niektórych Polaków w zakresie nieetycznych zachowań mogłaby być wysoko lokowana w światowych rankingach.
Jednym z takich wytworów kreatywnej pseudonaukowości jest wymyślenie sobie przez tajne grono słowacko-polskich akademików rzekomego wydawnictwa naukowego, które nie istnieje ani jako instytucja, ani jako zbiór publikacji, natomiast jest wykazywane w ich indywidualnych osiągnięciach jako szczególny rodzaj osobistych zasług.
Nawet prof. teologii z Polski, ks. Tadeusz Zasępa (b. rektor Katolickiego Uniwersytetu w Rużomberoku na Słowacji) nie uwierzył swoim współpracownikom oraz "habilitacyjnym klientom" w ich wybitny talent pisarski i naukowy, skoro osobiście udał się do Szwajcarii, by sprawdzić, czy rzeczywiście istnieje tam międzynarodowe wydawnictwo, w którym od pewnego czasu rzekomo publikowali kandydaci do słowackich docentur i profesur.
Wydawnictwo było... wykreowaną fikcją z adresem na poste restante. Ani widu, ani słychu. Za to strona internetowa była i jest piękna - z okładkami książek, radą wydawniczą itd. Ciekawe, ile płacili za udział w tym "cyrku" sami zainteresowani? Czy to było w pakiecie do uzyskania docentury?
Niestety, niektórzy nasi naukowcy też zaczynają kreować niby-naukę, kiedy w komunikatach o organizowanych konferencjach wpisują jako jedną z atrakcji pobranie opłaty od osoby, która zadeklaruje, że nie będzie w niej uczestniczyć, a w zamian za to oferuje jej się opublikowanie artykułu (rzekomego referatu). Tego typu sprawami powinny zacząć zajmować się uniwersyteckie komisje etyki. Chyba, że chcemy mieć "słowackie standardy".
08 października 2015
Narodowy Program Czytelnictwa czas zacząć... ale od MEN
W Polsce od 8 lat mamy rozpoznawalny w terenie trend ubywania bibliotek publicznych. Może zatem dowiedzmy się, co kryje się za tym programem i dlaczego został wyjęty z kapelusza władzy? Czyżby do tej pory polski rząd nie utrzymywał bibliotek publicznych w naszym kraju? Czy dotychczasowy system ich finansowania jest tak zły, dramatyczny, że trzeba połączyć ze sobą cele edukacyjne z celami kulturalnymi? Z jakich środków publiczne biblioteki kupowały książki do swoich placówek?
Przypominam sobie, jak to w tej kadencji PO i PSL podjęły akcję oszczędnościową, która polegała na wymuszaniu likwidacji szkolnych bibliotek. Czy to nie Związek Nauczycielstwa Polskiego protestował przeciwko tej niszczącej akcji MEN? Może najpierw MEN poinformuje społeczeństwo, ile bibliotek szkolnych zostało zamkniętych, zlikwidowanych, i gdzie zostały przekazane ich woluminy? A Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego może pochwali się, ile bibliotek publicznych musiało zniknąć z naszych wsi i miasteczek?
Dobrze, że wreszcie się opamiętano i postanowiono zaplanować (bo z realiami zawsze tego typu obietnice mocno się rozmijają, gdyż nagle pojawiają się jakieś niespodziewane okoliczności) na lata 2016-2020, że (...) z budżetu państwa zostanie przeznaczone 435 mln zł (po 87 mln zł w każdym roku). Samorządy, które chcą wziąć w nim udział, będą musiały dołożyć wkład własny – 231 mln zł. W sumie będzie to ponad 660 mln zł. (...)
W programie wyznaczono trzy priorytety. Pierwszy to zakup nowości wydawniczych do bibliotek publicznych, drugi – poprawienie infrastruktury bibliotek w gminach wiejskich, miejsko-wiejskich lub miejskich do 50 tys. mieszkańców.
Trzeci priorytet to rozwijanie zainteresowań uczniów przez promowanie i wspieranie rozwoju czytelnictwa wśród dzieci i młodzieży, w tym zakup nowości wydawniczych. Na ten cel, do 2020 r. – z budżetu MEN – zostanie przeznaczone 150 mln zł.
Tak więc, pojawia się kolejna kampania populizmu przedwyborczego, który akurat nie ruszy obywateli, bo oni już nie czytają książek i czasopism. Czytają teksty w darmowym Internecie i artykuły prasowe on line. Tymczasem brakuje rzetelnego raportu o stanie polskich bibliotek publicznych, także tych szkolnych i realizowanych przez nie założonych funkcji. Diagnozy o stanie czytelnictwa Polaków są paraliżujące, ale też częściowo wymagają rzetelnej interpretacji.
U nas wszystko można upozorować. Jeśli wskaźnikiem przydatności biblioteki szkolnej i jej pracowników ma być liczba wypożyczeni, odwiedzin czytelni itp., to można uzyskać pożądany wynik w bardzo łatwy sposób. Wystarczy zobowiązać uczniów do tego, by wypożyczali książki często, jak najczęściej. Dlatego niektóre dzieci przychodzą do biblioteki z pytaniem: czy może mi pani wypożyczyć jakąś niezbyt ciężką książkę do czytania?
Mamy też wśród nauczycieli - bibliotekarzy klasycznych obiboków, bo to jest fajna fucha, z której dyrektor nie jest w stanie nikogo rozliczyć. Oto jedna z dyrektorek słusznie skarży się na postawę nauczyciela-bibliotekarza szkolnego:
"Dzieciom wypożycza książki. Ustawia ich w kolejkę i od pierwszego odbiera daje drugiemu w kolejce a od drugiego daje pierwszemu. W tamtym roku wywiesił kartkę: Biblioteka nieczynna, bo przygotowywał z dziewczynkami utwory na apel. Wchodzę do biblioteki a na ekranie komputera jakiś model samolotu. Zwracam uwagę, że jest w pracy a to jest jego prywatne zainteresowanie. Odpowiedź- Ja mogę bo nie piję kawy. Powaliło mnie z nóg i wybuchłam. 30 lat to kawał pracy, ale pracował pod skrzydłami swoich rodziców, bo byli kierownikiem ojciec a potem matka dyrektorem. Potem dyrektorka nie pracowała na komputerze, to on siedział i robił za sekretarkę. I tak mu zostało. Nie organizuje projektów, konkursów, wyjazdów dzieci , nie zachęca do czytania. Nie reaguje na moje upomnienia ,nagany rozmowy. Spływa po nim. I jak go zwolnić. Komisja?"
Program popieram, bo będzie kasa na pensje także dla takich "pracowników". Ręczne sterowanie czytelnictwem z Warszawy, zza biurek ministrów będzie kolejną klapą. Pozostaną jednak zakupione książki. Na jak długo i dla kogo?
Tymczasem PKP Intercity uruchomiło już we wrześniu program "Książka w podróży". Może w partyjnych busach kandydatów do Sejmu też są książki? W niektórych zapewne są książeczki ... czekowe.
07 października 2015
Ukazał się nowy numer kwartalnika „Studia z Teorii Wychowania”. Jego edycja zawiera nową propozycję, która – mam nadzieję – zostanie zaakceptowana przez środowisko nauk humanistycznych i społecznych zainteresowane badaniami w zakresie pedagogiki.
Przede wszystkim wraz z 2015 rokiem nasz periodyk stał się kwartalnikiem. Wynika to z wzrostu zainteresowania publikowanymi w nim tekstami, jak i jest następstwem poszerzającego się z każdym rokiem grona naszych autorów, z różnych środowisk akademickich w kraju i poza granicami. To właśnie z tego powodu podjęliśmy decyzję o najbardziej oczekiwanej przez wszystkim dostępności do zawartości czasopisma, które jest indeksowane w znaczących bazach naukowych.
Wprowadzamy nowy dział licząc na to, że spotka się on z dużym zainteresowaniem mimo jego „eksperymentalnego” charakteru. Po raz pierwszy bowiem na jego łamach, z czym nie spotkaliśmy się dotychczas w polskim czasopiśmiennictwie naukowym, ma miejsce DEBATA - DYSKURS – KRYTYKA poświęcona tylko jednej rozprawie naukowej. W tym numerze dotyczy ona najnowszej książki profesora Lecha Witkowskiego, który wyraził zgodę na taką formułę prowadzenia sporu z treścią jego książki.
Po ukazaniu się w ubiegłym roku monografii naukowej Lecha Witkowskiego pt. Niewidzialne środowisko. Pedagogika kompletna Heleny Radlińskiej jako krytyczna ekologia idei, umysłu, wychowania. O miejscu pedagogiki w przełomie dwoistości w humanistyce (Kraków: Impuls 2014) skierowałem do wszystkich jednostek akademickich w kraju zaproszenie do zapoznania się z tym dziełem i napisania przez zainteresowanych recenzji, tekstów polemicznych czy studiów na kanwie tej rozprawy, by możliwa była wreszcie debata nad jedną rozprawą.
Redakcja Studiów z Teorii Wychowania jest otwarta na tego typu nową formę poszerzonej i pogłębionej dyskusji nad wybraną książką, która - zdaniem naukowców - nie powinna być obojętna dla środowiska pedagogicznego. Cieszę się, że udało się uruchomić naukowy dyskurs. Już teraz zapraszam do zgłaszania naszej redakcji kolejnej książki, która została wydana w 2015 r., żeby można było zachęcić do podobnej nad nią dyskusji na łamach "Studiów z Teorii Wychowania" w 2016 r.
Kolejną nowością w naszym periodyku jest dział: ROZPRAWY DOKTORANTÓW. Postanowiliśmy otworzyć przestrzeń dla najmłodszych stażem pasjonatów wiedzy, którzy powinni mieć możliwość podzielenia się wynikami własnych badań w ramach ich wcześniejszych, a wyróżnionych w uczelni prac dyplomowych czy podyplomowych. Możemy w każdym numerze przeznaczyć na to odpowiednią przestrzeń, by młode pokolenie miało szansę na włączenie się do najbardziej znaczących i oczekiwanych w nauce zmian, transformacji, dyskursów czy opublikowanie dowodów na ich zaistnienie.
Serdecznie zapraszam do współtworzenia z nami czasopisma, które jest wydawane pod patronatem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN z nadzieją na wzbogacanie pluralizmu w pedagogice otwartej.
06 października 2015
Dlaczego wicedyrektor Departamentu Współpracy Międzynarodowej wydaje zaświadczenia według własnego widzimisię?
W Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego jest Departament Współpracy Międzynarodowej (DWM), a w nim wicedyrektorem jest pani Danuta Czarnecka, która zajmuje się m.in. uznawalnością dyplomów zagranicznych.
Komisja Wyborcza Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk skierowała pismo do minister nauki i szkolnictwa wyższego, w którym informuje, że w trakcie prac tej Komisji - powołanej na mocy Uchwały Zgromadzenia Ogólnego PAN z dnia 6 grudnia 2011 roku, w celu przeprowadzenia wyborów do KNP PAN na kadencję 2015-2018 - napotkała problem związany z formalną i merytoryczną stroną wydawanych przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zaświadczeń ekwiwalencji do dyplomów, uzyskanych przez polskich naukowców w Republice Słowackiej.
Jak się okazuje, w zaświadczeniach występuje równoważność do stopnia naukowego doktora habilitowanego nauk pedagogicznych, którego to stopnia zarówno w dacie wydania zaświadczenia, jak i w chwili obecnej polskie przepisy prawa nie przewidują. W związku z tym występuje wątpliwość czy wspomniane zaświadczenia są ważne z mocy prawa, gdyż nie są oparte na żadnej podstawie formalnej.
Drugi problem dotyczy zaliczania przez panią wicedyrektor dyplomów z zakresu pracy socjalnej do dziedziny nauk społecznych lub dziedziny nauk humanistycznych. Tutaj również nie znajduje Komisja podstawy prawnej do tego typu kwalifikacji, gdyż w Polsce praca socjalna nie występuje w wykazie ani dziedzin naukowych, ani dyscyplin naukowych. Pani wicedyrektor wystawia od lat zaświadczenia, z których część w ogóle nie była tłumaczona przez tłumacza przysięgłego. Sama zatem przypisywała ten sam kierunek kształcenia, z którego Polacy uzyskiwali na Słowacji tytuł naukowo-pedagogiczny docenta raz do dziedziny nauk, innym razem do dyscypliny, z którą wydany tytuł nie ma nic wspólnego itd., albo w ogóle nie określała tożsamości słowackiej habilitacji z polskim odpowiednikiem dyscyplin naukowych.
Trzeba przyznać, że brak kontroli nad poprawnością wydawanych zaświadczeń budzi poważne zastrzeżenia nie tylko wśród członków komitetów naukowych PAN - Nauk Pedagogicznych, Filozoficznych i Socjologicznych. Coraz częściej dziekani wydziałów uczelni akademickich wprowadzani są w błąd przez zainteresowanych tym akademików, którzy przedkładają dowolne tłumaczenia i zaświadczenia, które ze stopniami i tytułami naukowymi w Polsce niewiele mają wspólnego. Minister Lena Kolarska-Bobińska obiecała, że do końca wakacji zostanie wprowadzony aneks do umowy międzyrządowej, który wyeliminuje "turystykę habilitacyjną" niektórych nauczycieli akademickich czy osób ze stopniem naukowym doktora na Słowację.
Jak poinformowała w sierpniu br. Komitet Nauk Pedagogicznych PAN pani wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego dr hab. Daria Lipińska-Nałęcz resort podjął działania mające na celu zmianę postanowień Umowy między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Republiki Słowackiej o wzajemnym uznawaniu okresów studiów oraz równoważności dokumentów o wykształceniu i nadaniu stopni i tytułów uzyskanych w Rzeczypospolitej Polskiej i Republice Słowackiej. W typowej dla urzędu narracji pismo kończy się stwierdzeniem: "Podejmujemy obecnie intensywne prace nad jak najszybszym zakończeniem procedury zawarcia umowy międzynarodowej". Tej samej treści deklarację otrzymaliśmy rok temu.
Może zatem w opublikowanej na stronie resortu Strategii rozwoju szkolnictwa wyższego i nauki na lata 2015- 2030 pani minister dopisze, że już nigdy więcej jej urzędnicy nie będą niszczyć polskiej nauki uznawaniem w dowolny sposób dyplomów Polaków, które uzyskali oni poza granicami kraju na warunkach dalece odbiegających od polskich standardów naukowych, nie wspominając już o europejskich.
05 października 2015
Edukacyjna kampania polityczna na drożdżach populizmu
Minister edukacji narodowej przyspieszyła ze swoją kampanią wyborczą do Parlamentu. Tak to niestety w naszym kraju jest, że jak ktoś jest w strukturach władzy, tym bardziej rządowej, to osobistą kampanię wyborczą ma za darmo, gdyż płacą za nią podatnicy. Każdy wyjazd ministra do dowolnego regionu, każde jego spotkanie z kimkolwiek - ze związkowcami, z uczestnikami jakiejś konferencji oświatowej, z dziećmi w przedszkolu, z rodzicami uczniów wybranej szkoły publicznej czy z radą pedagogiczną szkoły prywatnej, do której posyła się własne dzieci itd., itd., w swej istocie nie służy polskiej edukacji.
Przypomniał mi się jeden z żydowskich dowcipów, bardzo znany, a więc nie muszę go tu wprost cytować, jak to Mosiek narzekał na ciasnotę we własnym mieszkaniu. Wraz z żoną i pięciorgiem dzieci musiał zmieścić się w jednym pokoju. Rabin poradził mu, by wprowadził do swojego pokoju jednego osła. Po kolejnej wizycie Mośka, który utyskiwał, że z osłem jest jeszcze ciaśniej, rabin polecił, by wziął do domu kolejnego osła itd. aż do siedmiu. Kiedy wyczerpany psychicznie Mosiek przyszedł poskarżyć się, że już w ogóle nie ma jak mieszkać i żyć, i chyba się powiesi, rabin zaproponował, by wyprowadził z pokoju wszystkie osły i niech przyjdzie do niego następnego dnia, by zdać relację. Rzeczywiście, kolejnego dnia Mosiek przyszedł do rabina, by mu podziękować za dobrą radę. Teraz, bez osłów, mieszka i żyje mu się cudownie.
Podobną socjotechnikę, czyli manipulację społeczeństwem stosuje niekompetentna ministra edukacji (nie tylko zresztą ona i w tym resorcie), a mianowicie, zezwala resortowi zdrowia na to, by ten zakazał sprzedaży w szkolnych sklepikach tzw. niezdrowych produktów spożywczych oraz żeby w wydawanych dzieciom obiadach nie było soli, pieprzu albo cukru. Kiedy powstanie bunt, sprzeciw lub unaocznione marnotrawstwo (wylewanie setek litrów zupy, której dzieci nie chcą jeść i wyrzucanie do zlewek niedosolonych ziemniaków itp.), nagle pojawia się ZBAWCZYNI - ministra Joanna Kluzik-Rostkowska, która - jak rabin - powiada: "wyrzucimy te zapisy do kosza!", "tak nie wolno! Trzeba dzieciom solić lub słodzić, dać im prawo do zakupu drożdżówek..." i już.
Pewnie sądzi, że ma za sobą kolejny sukces polityczny. Tak myśli i działa rząd, który postrzega swój naród jako ciemnotę. Wstyd mi za taką władzę. Ratujmy dzieci, rodziców i polską edukację przed populistyczną władzą, która kpi sobie z własnego społeczeństwa. Nie o drożdżówki tu tylko chodzi, chociaż jest to dobry przykład, gdyż drożdże ignorancji usiłuje się ukryć pod ideologią populizmu, a więc prymitywnego "kupowania" ze środków publicznych przychylności niekompetentnej władzy. Nie wmówi nam J. Kluzik-Rostkowska, że nie wiedziała, jakie rozporządzenie wyda w powyższej sprawie jej kolega z resortu zdrowia.
Podobnie jest z innymi bublami, które destrukcyjnie wpływają na polską edukację. Nic tu nie pomoże "kupienie" sobie ekspertyz, niestety, także naukowców, gdyż nauka ma to do siebie, że potrafi odsłonić prawdę także ich manipulacji. Za jakiś czas tej władzy nie będzie, ale ich raporty i publikacje są dostępne. Będziemy je przypominać i przywoływać.
Wiemy, czym skutkuje populizm ministry edukacji w przypadku rzekomo darmowych podręczników szkolnych. Nauczyciele nie chcą z nich korzystać, wydawcy, których produkty miały europejski standard właśnie przeprowadzają zwolnienia grupowe, a MEN ukrywa przed społeczeństwem rzeczywiste koszty edycji bubli dydaktycznych z pieniędzy podatników. Wystarczy też zajrzeć do księgarń, żeby zobaczyć jak drogie są zeszyty ćwiczeń do tych MEN-skich knotów. Kto na tym de facto zarobił i dlaczego rodzice i ich dzieci na tym nieustannie tracą? Czekamy na rzetelne badania tych kwestii nie licząc na to, że przeprowadzi je podległy MEN instytut.
Ciekawe, jakie znaczenie dla polskiej edukacji miała obecność ministry edukacji na inauguracji roku akademickiego w Warszawskiej Szkole Filmowej? Czyżby liczyła na jaką rolę? Czy może poszukiwała wyborczego wsparcia w tym środowisku? Ciekawe, co myśli pani minister o uczniach szkół ogólnodostępnych, bo o studentach powiedziała w czasie tej inauguracji:
– Kiedy myślimy o studentach medycyny, większość z nas mówi: oni tylko się uczą. Kiedy myślimy o studentach filmówek: oni się bawią. Dla mnie jesteście dostarczycielami emocji. Czekam na więcej. Życzę Wam wszystkiego najlepszego.
Mam nadzieję, że po wyborach ktoś skończy z tą demagogią, populizmem, bo szkoda utrzymywać z pieniędzy publicznych polityków, którzy są toksyczni dla polskiej edukacji. Jak czytam o wystąpieniach ministry edukacji, to mam apetyt na drożdżówkę i coca-colę. Smacznego.
Przypomniał mi się jeden z żydowskich dowcipów, bardzo znany, a więc nie muszę go tu wprost cytować, jak to Mosiek narzekał na ciasnotę we własnym mieszkaniu. Wraz z żoną i pięciorgiem dzieci musiał zmieścić się w jednym pokoju. Rabin poradził mu, by wprowadził do swojego pokoju jednego osła. Po kolejnej wizycie Mośka, który utyskiwał, że z osłem jest jeszcze ciaśniej, rabin polecił, by wziął do domu kolejnego osła itd. aż do siedmiu. Kiedy wyczerpany psychicznie Mosiek przyszedł poskarżyć się, że już w ogóle nie ma jak mieszkać i żyć, i chyba się powiesi, rabin zaproponował, by wyprowadził z pokoju wszystkie osły i niech przyjdzie do niego następnego dnia, by zdać relację. Rzeczywiście, kolejnego dnia Mosiek przyszedł do rabina, by mu podziękować za dobrą radę. Teraz, bez osłów, mieszka i żyje mu się cudownie.
Podobną socjotechnikę, czyli manipulację społeczeństwem stosuje niekompetentna ministra edukacji (nie tylko zresztą ona i w tym resorcie), a mianowicie, zezwala resortowi zdrowia na to, by ten zakazał sprzedaży w szkolnych sklepikach tzw. niezdrowych produktów spożywczych oraz żeby w wydawanych dzieciom obiadach nie było soli, pieprzu albo cukru. Kiedy powstanie bunt, sprzeciw lub unaocznione marnotrawstwo (wylewanie setek litrów zupy, której dzieci nie chcą jeść i wyrzucanie do zlewek niedosolonych ziemniaków itp.), nagle pojawia się ZBAWCZYNI - ministra Joanna Kluzik-Rostkowska, która - jak rabin - powiada: "wyrzucimy te zapisy do kosza!", "tak nie wolno! Trzeba dzieciom solić lub słodzić, dać im prawo do zakupu drożdżówek..." i już.
Pewnie sądzi, że ma za sobą kolejny sukces polityczny. Tak myśli i działa rząd, który postrzega swój naród jako ciemnotę. Wstyd mi za taką władzę. Ratujmy dzieci, rodziców i polską edukację przed populistyczną władzą, która kpi sobie z własnego społeczeństwa. Nie o drożdżówki tu tylko chodzi, chociaż jest to dobry przykład, gdyż drożdże ignorancji usiłuje się ukryć pod ideologią populizmu, a więc prymitywnego "kupowania" ze środków publicznych przychylności niekompetentnej władzy. Nie wmówi nam J. Kluzik-Rostkowska, że nie wiedziała, jakie rozporządzenie wyda w powyższej sprawie jej kolega z resortu zdrowia.
Podobnie jest z innymi bublami, które destrukcyjnie wpływają na polską edukację. Nic tu nie pomoże "kupienie" sobie ekspertyz, niestety, także naukowców, gdyż nauka ma to do siebie, że potrafi odsłonić prawdę także ich manipulacji. Za jakiś czas tej władzy nie będzie, ale ich raporty i publikacje są dostępne. Będziemy je przypominać i przywoływać.
Wiemy, czym skutkuje populizm ministry edukacji w przypadku rzekomo darmowych podręczników szkolnych. Nauczyciele nie chcą z nich korzystać, wydawcy, których produkty miały europejski standard właśnie przeprowadzają zwolnienia grupowe, a MEN ukrywa przed społeczeństwem rzeczywiste koszty edycji bubli dydaktycznych z pieniędzy podatników. Wystarczy też zajrzeć do księgarń, żeby zobaczyć jak drogie są zeszyty ćwiczeń do tych MEN-skich knotów. Kto na tym de facto zarobił i dlaczego rodzice i ich dzieci na tym nieustannie tracą? Czekamy na rzetelne badania tych kwestii nie licząc na to, że przeprowadzi je podległy MEN instytut.
Ciekawe, jakie znaczenie dla polskiej edukacji miała obecność ministry edukacji na inauguracji roku akademickiego w Warszawskiej Szkole Filmowej? Czyżby liczyła na jaką rolę? Czy może poszukiwała wyborczego wsparcia w tym środowisku? Ciekawe, co myśli pani minister o uczniach szkół ogólnodostępnych, bo o studentach powiedziała w czasie tej inauguracji:
– Kiedy myślimy o studentach medycyny, większość z nas mówi: oni tylko się uczą. Kiedy myślimy o studentach filmówek: oni się bawią. Dla mnie jesteście dostarczycielami emocji. Czekam na więcej. Życzę Wam wszystkiego najlepszego.
Mam nadzieję, że po wyborach ktoś skończy z tą demagogią, populizmem, bo szkoda utrzymywać z pieniędzy publicznych polityków, którzy są toksyczni dla polskiej edukacji. Jak czytam o wystąpieniach ministry edukacji, to mam apetyt na drożdżówkę i coca-colę. Smacznego.
04 października 2015
Autodonosicielstwo
W wieńczącym miniony tydzień wydaniu Dziennika Łódzkiego znalazły się dwa artykuły, które wywołały we mnie mieszane uczucia. Jeden został poświęcony dochodom posłów z naszego regionu. Ma z niego wynikać - jak zostało to wytłuszczone w tytule artykułu - że "Weszli do Sejmu z zerem na koncie, a teraz mają po 200 tysięcy złotych". Okazuje się jednak, że niektórym posłom zmniejszyły się zyski, a innym wielokrotnie wzrosły w stosunku do powyższej kwoty. No i co z tego?
Nie wiem, jak odczytywać dane z "Oświadczeń majątkowych posłów", od jakiego poziomu wzrostu dochodów posłów jest wszystko w porządku, a od jakiego nie jest? Ile i jakiej wartości zegarków mogą posłowie ukryć przed podatnikami, żeby media mogły dokonać oceny ich postaw? Wystarczy zajrzeć do oświadczeń posłów, którzy są np. członkami sejmowej Komisji Edukacji, Nauki itd., by przekonać się, że kokosów na tym nie zarobili.
Nie interesuje mnie to, ile kto zarobił. Niech takimi sprawami zajmują się odpowiednie służby, które i tak nie radzą sobie z korupcją w polskim rządzie i wśród polityków. Dlaczego redaktorzy nie piszą o tym, jakimi byli posłami ci, którym zaglądają do Oświadczeń, czy rzetelnie wywiązywali się ze swoich powinności? Reszta jest mi zupełnie obojętna.
Natomiast zupełnie rozbawił mnie tekst o dyrektorze Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Łodzi, który skierował do dyrektorów szkół ankietkę, by na podstawie przekazanych przez nich danych (donosów na siebie) zadecydować o tym, któremu dyrektorowi przedszkola lub szkoły należy się dodatek motywacyjny i jakiej wysokości, albo się nie należy. Decydować o tym miała odpowiedź (autospowiedź) dyrektorów na pytanie:
Czy pracowała pani/pan:
a) poniżej oczekiwań
b) na poziomie oczekiwań
c) powyżej oczekiwań
d) znacznie powyżej oczekiwań.
Drodzy studenci socjologii, ekonomii, psychologii czy nauk o zarządzaniu - uczcie się na głupocie urzędników, zobaczcie, jak nie należy konstruować pytań i odpowiedzi do wyboru. Pan dyrektor okazał się postacią "poniżej oczekiwań", ale nie ma problemu, bo zapewne dodatek motywacyjny będzie miał "znacznie powyżej oczekiwań". Inna rzecz, że urzędnik magistratu mógłby najpierw sam odpowiedzieć na to pytanie. Ciekawe, jaka byłaby jego odpowiedź.
03 października 2015
Radosne Gaudeamus w Akademii IGNATIANUM w Krakowie
Ponad pół roku temu otrzymałem zaproszenie JM ks. prof. dr. hab. Józefa Bremera SJ - filozofa, kognitywisty oraz Dziekana Wydziału Pedagogicznego ks. dr. Krzysztofa Biela SJ do wzięcia czynnego udziału w uroczystej inauguracji roku akademickiego 2015/2016. Był to dla mnie niewątpliwy zaszczyt. W tej Uczelni byłem bowiem kilkanaście lat temu, kiedy to nie była jeszcze Akademią, tylko powołaną do życia w 2000 r. Wyższą Szkołą Filozoficzno-Pedagogiczną "Ignatianum" w Krakowie. W sześć lat później uzyskała już status Akademii. Nazwa uczelni „Ignatianum” została wprowadzona na początku lat 90. ubiegłego wieku i nawiązuje do założyciela zakonu jezuitów: św. Ignacego Loyoli (Iñigo López de Oñaz y Loyola).
Obecna wspólnota akademicka sięga pedagogicznymi korzeniami do tradycji z końca XIX w., kiedy to swoją działalność prowadził ośrodek dydaktyczno-naukowy księży jezuitów. Dzisiaj Akademia IGNATIANUM w Krakowie jest uczelnią kościelną prowadzoną przez zakon jezuitów (Towarzystwo Jezusowe), która działa na prawach uczelni z prawami państwowymi. Dzięki temu studiujący na Wydziałach Filozoficznym i Pedagogicznym studenci pobierają bezpłatnie kształcenie na studiach stacjonarnych.
Nie sądzę jednak, żeby był to jedyny powód ogromnej i wzrastającej z każdym rokiem popularności Akademii. Wszystkie badania socjopedagogiczne oraz analizy wyników egzaminów zewnętrznych w szkolnictwie ogólnodostępnym w naszym kraju potwierdzają, że najwyższe osiągnięcia szkolne uzyskują absolwenci szkół katolickich. To oni poszukują elitarnych uczelni i kierunków studiów. Takie zaś oferuje m.in. IGNATIANUM, które - jak wszystkie szkoły jezuicie na świecie - słynie z prestiżu oraz wysokiego poziomu kształcenia. Zajęcia odbywają się w rozbudowanym w ostatnich latach i zmodernizowanym kampusie przy ul. Kopernika 26. Infrastruktura jest imponująca, a mam tu na uwadze nie tylko przestronne sale dydaktyczne, wyposażone w tablice interaktywne, które będą musiały konkurować z pięknym widokiem na Wawel, ale także w estetycznej przestrzeni otwarte na możliwości stosowania różnych form kształcenia.
Uczelnia kształci na dwóch wydziałach na 9 kierunkach studiów: na Wydziale Filozoficznym jest to dziennikarstwo i komunikacja społeczna; filozofia; kulturoznawstwo i Psychologia, zaś na Wydziale Pedagogicznym – administracja i polityka publiczna; filologia angielska; pedagogika; politologia i praca socjalna. Na niektóre kierunki Akademia przyjmuje więcej kandydatów na studia niż wydziały na dwóch krakowskich uniwersytetach.
Wydział Pedagogiczny posiada uprawnienia do nadawania stopnia doktora nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika, zaś Wydział Filozoficzny – do nadawania stopnia doktora nauk humanistycznych w dyscyplinach - filozofia i kulturoznawstwo. Dzięki temu możliwe jest prowadzenie na Wydziale Filozoficznym studiów III stopnia (doktoranckich). Pamiętam, jak prof. Zbigniew Kwieciński przedstawiał Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów pozytywną opinię o nadanie Wydziałowi Pedagogicznemu uprawnień do przeprowadzania przewodów doktorskich z dyscypliny - pedagogika. Po kilku latach już wiemy, że była to niezwykle trafna decyzja, mimo że jednostka była młoda, "na dorobku" spełniając wszystkie ustawowe kryteria. Często jednak jest tak, że eksperci z pewną nieufnością podchodzą do młodych naukowo środowisk i odmawiają im powyższych uprawnień wskazując, że wniosek do uprawnień do nadawania stopni naukowych jest przedwczesny.
Niemalże z każdym rokiem Uczelnia poszerzała swoją ofertę dydaktyczną elastycznie reagując na zmieniający się rynek pracy, nowe technologie i uwzględniając interdyscyplinarne podejście do badań naukowych. Swoją misję Akademia realizuje w wymiarze edukacyjnym, naukowo-badawczym i (samo-)wychowawczym.
JM Rektor IGNATIANUM ks. prof. dr hab. Józef Bremer SJ otwierając rok akademicki powiedział m.in.:
"Dziś po raz 15 zabrzmi radosne Gaudeamus, inaugurując nowy rok akademicki w naszej Almae Matris. Miniony rok akademicki obfitował w ważne rocznice i wydarzenia: 10. rocznica śmierci, a pierwsza rocznica kanonizacji Ojca Świętego Jana Pawła II oraz 95 rocznica jego urodzin. W uchwale w sprawie ustanowienia roku 2015 Rokiem św. Jana Pawła II podkreślono ogromne zaangażowanie papieża Polaka w proces odradzania się polskiej niepodległości oraz w propagowanie uniwersalnego przesłania o godności i prawach człowieka. Wracając do rocznic pragnę wspomnieć, iż 35 lat temu powstał Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” (1980 r.).
A, gdy chodzi o naszą uczelnię, to 15 lat temu – Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego stwierdził, że ówczesna Wyższa Szkoła Filozoficzno-Pedagogiczna „Ignatianum” w Krakowie spełnia warunki do prowadzenia studiów magisterskich na kierunkach „filozofia” i „pedagogika”. W tym samym roku Kongregacja ds. Edukacji Katolickiej erygowała w Ignatianum Wydział Pedagogiczny oraz zatwierdziła nowy Statut Uczelni.
W roku bieżącym rozpoczął swoją działalność nowy Narodowy Program Rozwoju Humanistyki, odpowiadający na wyzwania polskiej humanistyki i mający wzmocnić jej pozycję międzynarodową. Nasza Uczelnia będzie się starała odpowiedzieć na ten program zgodnie ze swoją misją: „zapewnienia kształcenia opartego na wartościach uniwersalnych oraz najnowszych osiągnięciach naukowych”. Celem tej misji jest: „kształtowanie człowieka dojrzałego intelektualnie, uczuciowo i duchowo, otwartego na wyzwania naszych czasów, a także zdolnego do kierowania się w życiu zasadą „na większą chwałę Bożą'” (Misja Ignatianum).
Obecny rok akademicki, obok wydarzeń radosnych i krzepiących, jest także czasem obawy i poczucia zagrożenia, wynikającym z braku stabilności na wschodzie i południu Ukrainy, czy z wojny toczonej na terenach Iraku i Syrii. Napływająca do Europy fala uchodźców stawia nas wszystkich przed nowymi wyzwaniami. Jesteśmy w trakcie nawiązywania kontaktu z Sekretariatem Kardynała i Patriarchy Kościoła maronickiego Morana Mor Bechara Boutros al-Rahi, jak w skromny sposób finansowy wspierać tworzone szkoły w obozach dla uchodźców (1,5 mln uchodźców, 4 mln ludności).
(...)
Trzy miesiące temu (07.07.2015 r.) Papież Franciszek mówił do społeczności akademickiej Uniwersytetu w Quito – stolicy Ekwadoru: iż „[...] musimy pomóc młodym ludziom, by nie identyfikowali dyplomu uniwersyteckiego jako synonimu wyższego statusu, większych pieniędzy, prestiżu społecznego, (…( lecz dyplom powinien być znakiem większej odpowiedzialności”. Zadaniem każdej uczelni wyższej jest uczenie krytycznego myślenia w duchu prawdy i odpowiedzialności za drugiego człowieka, za otaczające nas środowisko społeczne i naturalne. Służąc temu celowi uczelnia niesie otoczeniu światło wiedzy, wzbogaca i pogłębia naukę odkrywa coraz nowe prawdy i tworzy najwyższe wartości intelektualne, które przypaść mogą człowiekowi w udziale.
Przyjęci na I roku studiów młodzi ludzie otrzymali z rąk JM Rektora elegancki długopis z logo Szkoły. Nie jest to w dobie elektronicznych notatników, gadżetów czy laptopów przejaw konserwatyzmu, tylko wskazanie na potrzebę dysponowania środkiem do podpisywania różnego rodzaju umów. Uczelnia jest bowiem jednoznacznie wychylona ku przyszłości z troską o przeszłość, o czym najlepiej świadczyły słowa JM Rektora:
Oczekuję od Ojców Dziekanów i od Państwa Prodziekanów uważnego przyjrzenia się programom na prowadzonych na Ignatianum kierunkach kształcenia. Pragnę abyśmy umacniali istniejące i sensownie tworzyli nowe kierunki studiów, według aktualnych oczekiwań młodych ludzi, a także według potrzeb regionów małopolskiego, śląskiego, jak i całego kraju.
W procesie edukacyjnym musimy poszukiwać takich modyfikacji programów nauczania, abyśmy mogli wyposażyć naszych absolwentów nie tylko w niezbędną wiedzę teoretyczną, lecz także dobrze ich przygotować do pracy zawodowej lub do dalszego kształcenia się.
Studenci, szczególnie kierunków licencjackich muszą w większym stopniu nauczyć się organizacji pracy własnej, uzyskać nasze wsparcie dla swojej przedsiębiorczości i innowacyjności, a także muszą poszerzać swoje umiejętności pracy zespołowej. Wszyscy chcemy bowiem, aby nasi absolwenci nie pracowali w innych zawodach aniżeli w tych, w kierunku których studiowali, aby nie stali w kolejce do urzędów pracy.
Wracając z Krakowa miałem w swej pamięci nie tylko wyjątkowo serdeczny oraz przyjazny styl komunikowania się władz Akademii z młodzieżą, ale także po raz pierwszy usłyszaną w czasie takiej uroczystości pieśń "Bogurodzicy", którą przepięknie zaśpiewał uczelniany chór. Ojciec Rektor zaś skierował do studentów życzenia:
Dzięki wam Uczelnia się odmładza, promieniuje radością, pięknem i optymizmem. Mam nadzieję, że zrealizujecie w jej progach swoje marzenia i plany życiowe, a lata studenckie spędzone na Ignatianum będą stanowić podstawę do sukcesów zawodowych, a zarazem będą w przyszłości mile wspominanym okresem życia.
Życzę Wam, drogie studentki i drodzy studenci, zdobycia głębokiej oraz wszechstronnej wiedzy, która dostarczy wam osobistej satysfakcji i umożliwi wam swobodne poruszanie się na wymagającym rynku pracy lub w dalszej pracy naukowej. Korzystajcie z szerokiej oferty, jaką daje wam nasza Uczelnia i nasze piękne, królewskie miasto Kraków.
Życzę wam nawiązania ciekawych znajomości, zawierania prawdziwych przyjaźni, spotkania miłości swojego życia, a także przysłowiowego łutu szczęścia na egzaminach.
Studentom z zagranicy, którzy wybrali naszą Uczelnię w ramach programu ERASMUS plus życzę, aby czas ten owocował nie tylko w nabywanie wiedzy, ale również w poznanie naszej polskiej kultury, gościnności, zwyczajów a także naszego niełatwego języka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)