20 września 2014

Życie jako podróż a podróże życia naukowców Letniej Szkoły Młodych Pedagogów


(fot. Prof. Eugenia Potulicka z Wydziału Studiów edukacyjnych UAM w Poznaniu)




Piątkowe obrady XXVIII Letniej Szkoły Młodych Pedagogów KNP PAN w Sandomierzu kończą tygodniowy cykl prac, debat i warsztatów doktorantów, doktorów i profesorów nauk humanistycznych oraz społecznych wokół wspomnianej już wcześniej problematyki autobiograficzno-narracyjnej "OPOWIEM CI O SWOJEJ PASJI - SŁOWEM, DŹWIĘKIEM I OBRAZEM...".

Przedpołudniową sesję otworzyła relacja prof. Eugenii Potulickiej do wybranych spośród wielu, w których była, krajów - Indii i Nepalu. To jest zupełnie naturalne, oczywiste, że pedagog porównawczy nie może prowadzić badań komparatystycznych, pisać czy promować dysertacji naukowych o edukacji w krajach, których nie poznał osobiście lub nie doświadczyli ich kultur podopieczni doktoranci. Prof. E. Potulicka stworzyła poznańską szkołę komparatystyki, która owocuje znakomitymi badaniami i publikacjami ich wyników. Na Letniej Szkole w Sandomierzu poznańska Profesor podzieliła się z nami refleksjami, którym przyświecała kluczowa teza: Podróże pozwalają nam zachwycać się różnorodnością kultur i pięknem przyrody, którym zostaliśmy obdarzeni. W trakcie podróży konfrontujemy własną wiedzę o tym, czego się dowiedzieliśmy o kraju docelowej podróży a tym, czego o nim nie wiedzieliśmy.

Kiedy Profesor zdecydowała się na wyprawę do Indii i Nepalu wiedziała, że jedzie do kraju uduchowionego, szczycącego się filozofią wielkiej kultury. Znała z literatury to, jak kształtują się stosunki społeczno-kulturowe i bieda na świecie. Spodziewała się, że zetknie się z tym zjawiskiem także w tych krajach, ale to, co tam zobaczyła, przerosło jej oczekiwania. Wiedzieć bowiem o nędzy i biedzie to nie to samo, co ją zobaczyć na własne oczy. Szokujące było dla Profesor to, że hinduskie dziecko nie wie, co zrobić z cukierkiem a dziecko w Nepalu kupuje sobie tylko jeden cukierek.


Poruszające nie tylko wyobraźnię, ale przede wszystkim emocje było - dla prof. E. Potulickiej - obserwowanie i doświadczanie niemalże na każdym kroku żebractwa, otaczanie każdego autokaru przez głodne i pobite dzieci. Głęboko zapadł Jej w pamięci widok straszliwie okaleczanych dzieci, by wzbudzały wśród zagranicznych turystów litość, a tym samym mogły zebrać od nich większą kwotę. Widziała dzielnice ogromnej nędzy. W Indii życie toczy się na ulicy – tam się szyje, strzyże, sprzedaje, a nawet załatwia potrzeby fizjologiczne. W dzielnicach biedy nie ma koszy na śmieci, a mężczyźni oddają mocz na ulicy patrząc w twarz innym. Z odchodów krowich niektórzy tworzą materiał budulcowy do swoich lepianek.

Trafiła do państw o strukturze kastowej, która reprodukuje swoją strukturę społeczną, ekonomiczną i kulturową. Kraj który się szczyci że jest tygrysem Azji, nie ma kanalizacji. Wszędzie doznawany brud i ubóstwo były dla niej nie do zniesienia. Nawet paleniska zmarłych wywołują szok, kiedy widzi się niedopalone szczątki ludzkiego ciała. Dlaczego? Także z biedy. Drzewo jest tam bowiem bardzo drogie, a więc i zwłoki są niedopalone. Także tak osławiony w podręcznikach do geografii Ganges jest nieprawdopodobnie brudny. Na ulicach panuje straszny hałas i zgiełk. Riksze są tu środkiem komunikacji, a przejedzie ten, kto głośniej krzyczy.

Indie to kraj głębokiego analfabetyzmu. Istnieją w nim nieliczne szkoły dla elit, w których dzieci wyróżniają się mundurkami i możliwością zdobywania wiedzy oraz umiejętności niedostępnych dla większości. Państwo nie jest w stanie zlikwidować analfabetyzmu. Wszędzie natomiast można spotkać tybetańskich mnichów, u których wielu młodych chłopców pobiera nauki. Rodzina jest tu bardzo patriarchalna. Los kobiety jest godny pożałowania. Jeśli mąż umarł wcześniej, tzn., że żona o niego nie dbała. Są zatem ośrodki dla kobiet żyjących samotnie, a przy tym w wielkiej nędzy.

Nieco więcej optymizmu tchnęła E. Potulicka w relację z Nepalu, gdzie wprawdzie szkoła nie ma ściany od strony ulicy, ale uczęszczające do niej dzieci uczą się w schludnych warunkach. Wiele jednak rodzin żyje w dżungli. Można zatem spotkać po drodze dzieci ulicy, wałęsające się, maluchy bez spodni i majteczek. Znakomity narracyjnie wykład przeplatany był prezentacją zdjęć. Co w nas zmienia tego typu refleksja? Na co zwracamy uwagę, kiedy zamierzamy wyjechać do innego kraju?

Kolejnym gościem referującym swoją pasję o bardziej ekstremalnym charakterze był z wykształcenia geograf a obecnie prof. KUL w zakresie filozofii prawa - dr hab. Krzysztof Wroczyński. Mówił o swojej pasji wspinania się przez 35 lat po wysokich pasmach gór – w Tatrach i Himalajach. Ma za sobą 5 wypraw, w trakcie których zdobył 3 himalajskie szczyty. Na bazie własnej przygody z górami podzielił się uwagami, które wyznaczają trzy etapy dochodzenia do mistrzostwa w tym zakresie:

I etap określił jako techniczny – obejmował on okres młodości, w której uczył się techniki wspinania i nabierał swoistej pasji. Był to dwuletni okres swoistej gimnastyki górskiej.

II etap był czasem uczenia się wędrowania po górach w grupie społecznej. Tu zdobywanie szczytów nie może być traktowane jako akrobatyka na ścianie, gdyż góry są nieprzewidywalne. Konieczna jest zatem zdolność do współpracy z ludźmi i rozwijanie wzajemnego zaufania. On sam terminował u wielkich himalaistów - najpierw w Tatrach, które wcale nie są łatwymi górami. W zetknięciu z nimi poznawał siebie, swoją wydolność fizyczną, sprawność i weryfikował, czy nadaje się do tego sposobu przeżywania świata. Odkrywał nowy świat. Przygotowywał się do wyjazdów pytając Mistrzów o to jak wytrzymać w innym klimacie i warunkach niż te, jakie są w Warszawie. Na lodowcu musiał zmierzyć się w dzień z temperaturą powyżej 25 st., a w nocy spadała ona już do minus 17 st.

Trzeba zatem było hartować swój organizm, przygotowywać go do wyjątkowego wysiłku. Po każdej wyprawie tracił po kilkanaście kg. W górach każdy musi być zdrowy psychicznie, gdyż mogą stać się powodem jego tragedii. W tym pierwszym okresie K. Wroczyński wychowywał się na ideologii romantycznej – na budowaniu w grupie taterników wielkiej przyjaźni.

III etap przypadł na wspinaczkę w Himalajach. Tam już nie wejdzie się po drodze do schroniska. Trzeba umieć znosić wysokość, by nie przeżyć choroby, która może być dla niego śmiertelna. W Himalajach nie ma już romantyzmu. Tam każdy idzie na własną rękę. Wyprawy rozciągają się w przestrzeni gór, bo każdy idzie na własną rękę i odpowiedzialność. Wielkim przeżyciem jest przebywanie przez 7-8 godz. w samotności, gdyż inni albo są poniżej, albo przed nami, powyżej. Gdyby wpadł w szczelinę, to nawet nikt nie wiedziałby o tym. To jest inna poetyka niż ta tatrzańska.

W chodzeniu po górach kluczową rolę odgrywa autorytet. Może być zespół złożony z 9 osób, ale jak nie ma autorytetu, który go poprowadzi, to jest źle. Pasja Profesora była bardzo kosztowna. W okresie PRL trzeba było mieć na nią dużo pieniędzy, stąd wielu alpinistów, himalaistów handlowało alkoholem, żeby zdobyć środki na kolejną wyprawę. Polacy byli w tym wyśmienici. Na zakończenie Profesor przekazał kilka uwag:

1) Postęp techniczny w zakresie wyposażenia zdobywców gór jest wprawdzie w himalaizmie ogromny, ale technika nie zwiększa bezpieczeństwa. Jest tyle samo wypadków, co przed laty.

2) W górach musi być ktoś, kto ma autorytet, kto spaja całość.

3) Kiedy ktoś pyta: Po co się wspinać? - odpowiada Profesor, że jest to najlepszą dla niego szkołą życia, sprawdzania siebie, często w ekstremalnie trudnych warunkach.

W zupełnie inną podróż zabrała nas prof. Maria Dudzikowa, która swoją narrację biograficzną poświęciła książkom jako jej szczególnej miłości. Istotnie, nikt, kto tylko miał okazję spotkać i poznać Panią Profesor, nie zaprzeczy, że nieodłącznym przedmiotem jej pasji są właśnie książki. O ile wcześniej, kiedy była nauczycielką języka polskiego w szkolnictwie państwowym, poświęcała się studiom nad literaturą piękną, o tyle już w roli pracownika naukowo-dydaktycznego nie ma sobie równych w naszym kraju, w środowisku akademickim w monitorowaniu najnowszych rozpraw naukowych z wielu dziedzin nauki. Każdy, kto chciałby dowiedzieć się, co warto przeczytać, kupić/wypożyczyć, a co pozwoliłoby mu/jej na rozwiązanie problemu badawczego, może w całej pełni liczyć na poradę. Nie wiem, czy jest taka problematyka, której kanonicznej literatury nie czytałaby prof. Maria Dudzikowa.

W trakcie swojego wystąpienia poznańska Profesor sięgnęła jednak do głębokich pokładów czytelniczej pasji, jakimi była dla Niej najbliższa rodzina - mama i tata. Przywiozła z sobą "Dziennik Ojca", który został przez niego założony w okresie okupacji hitlerowskiej i był prowadzony do lat niemalże 60.XX w. Ów "Dziennik" Tata zaczął pisać niejako z pozycji narodzonych dzieci, w tym Marii Dudzikowej. Poruszająca to była dla nas lektura, bowiem już od pierwszej strony Jej tata zachwycał się wyjątkową osobowością, naturą, żywotnością, zaciekawieniem, które z biegiem lat przekształciło się w pasję czytania. Profesor odsłoniła w autobiograficznej narracji rodzinne źródła własnej miłości do książek. Odwoływała się do dziennika swojego Ojca oraz wspomnień Mamy, która pisała o tym, jak przechowywali Żydów w swoim domu. Kiedy jeden z uratowanych przyszedł do Mamy by podziękować: „Nie mam Pani co ofiarować, ale żeby Pan Bóg dał , żeby z paninej córki był wielki człowiek, żeby jej pani wszyscy zazdrościli”.



19 września 2014

Dziewięćdziesiąte urodziny Profesora pedagogiki

Profesor Stanisław Kaczor - kolejny z tegorocznych Jubilatów dziewięćdziesięciolatków - urodził się 19 września 1924 roku w rodzinie chłopskiej, we wsi Dzierżąźnia, gmina Krynice, powiat Tomaszów Lubelski. Po wojnie w 1948 r. uzyskał wykształcenie ogólnokształcące a następnie kwalifikacje pedagogiczne. Jeszcze jako nauczyciel niekwalifikowany podjął pracę w Uniwersytecie Ludowym im. M. Rataja w Rachaniach. W latach 1951-1952 Stanisław Kaczor kierował w Opolu szkołą zawodową o profilu artystycznym wspomagając zarazem rozwój oświaty w tym mieście.

W 1952 r. powrócił do Warszawy, kiedy kierowana przez niego placówka została przeniesiona do Turczynka pod Warszawą i tam otrzymała status placówki trzywydziałowej: przyrodniczy, artystyczny i techniczny. W tym czasie nasz Jubilat podjął studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Warszawie, która w późniejszym czasie została włączona do Uniwersytetu Warszawskiego. Tam ukończył w 1959 r. studia na kierunku „pedagogika” z „historią literatury polskiej”.

W 1954 roku S. Kaczor rozpoczął pracę w Liceum Pedagogicznym Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Warszawie jako nauczyciel klas harcerskich (OHPL). Jednocześnie został powołany na nauczyciela przysposobienia wojskowego, co wymagało uzyskania dodatkowych uprawnień w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. W 1959 r. został powołany do pracy w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego na stanowisko wicedyrektora Departamentu Studiów Ekonomicznych i Pedagogicznych. W czasie pracy w tym resorcie uczestniczył w seminariach doktorskich pedagoga społecznego - prof. Ryszarda Wroczyńskiego, a następnie u dydaktyka prof. Czesława Kupisiewicza. Pod kierunkiem także tegorocznego Jubilata, o którym pisałem wcześniej w blogu, w 1971 roku obronił pracę doktorską w dziedzinie nauk humanistycznych z dyscypliny pedagogika w Uniwersytecie Warszawskim uzyskując promocję w lutym 1972 r.


W 1978 roku uzyskał na Uniwersytecie Warszawskim stopień doktora habilitowanego, a od 1983 r. został profesorem tej uczelni. Mianowanie na profesora zwyczajnego nauk humanistycznych otrzymał w 1989 r. W latach 1987-1989 Profesor uczestniczył w pracach Komitetu Ekspertów do Spraw Edukacji Narodowej, którym kierował prof. Czesław Kupisiewicz. Od 1984 r. kierował jako redaktor naczelny czasopismem „Pedagogika Pracy”. Przy Zarządzie Głównym Stowarzyszenia Oświatowców Polskich Stanisław Kaczor opracowywał i wydawał czasopismo „Oświatowiec”. Jest również członkiem Komitetu Naukowego periodyku „Edukacja Ustawiczna Dorosłych”, który ukazuje się od 1993 r., a na liście punktowanych czasopism MNiSW ma 8 pkt.

Prof. Stanisław Kaczor przez kilka lat współpracował z ośrodkami Ukraińskiej Narodowej Pedagogiki. Jako pierwszy z zagranicznych pedagogów został wyróżniony w 2007 r. tytułem doktora honoris causa przez Akademię Nauk Pedagogicznych Ukrainy w Kijowie. Przedmiotem badań naukowych Profesora są takie zagadnienia jak: edukacja dorosłych, dydaktyka szkolnictwa zawodowego, dydaktyka szkoły wyższej, pedagogika pracy. Jego dorobek naukowy obejmuje ponad 250 publikacji z zakresu andragogiki i dydaktyki, w tym prac poświęconych dydaktyce szkoły wyższej.


Jubilat jest autorem i redaktorem kilkudziesięciu pozycji monograficznych m.in, 10 lat w służbie oświaty 1972-1982; Teksty semiprogramowe dla pracujących; Kształcenie i doskonalenie zawodowe w okresie przemian; Kształcenie kursowe dorosłych; Kształcenie zawodowe: elementy diagnozy; Nauczyciel w kształceniu pozaszkolnym dorosłych; Samokształcenie nauczycieli studiujących; Kształcenie zawodowe w wybranych krajach socjalistycznych; Tendencje rozwoju kształcenia zawodowego w krajach gospodarczo rozwiniętych; Wybrane problemy edukacji i eurointegracji, Z metodologii badań oświatowych; Kształcenie i doskonalenie zawodowe w okresie przemian; (red.) Problemy pedagogiki dorosłych w Niemczech.

W nocie biograficznej Stanisława Kaczora, którą zamieścił Wincenty Okoń w swoim „Nowym Słowniku Pedagogicznym”, jest też interesująca informacja o tym, że Jubilat jest autorem tomików poezji, co obok pracy naukowo-dydaktycznej jest jego kolejną pasją. Profesor Stanisław Kaczor otrzymał w 2011 r. w ramach dorocznych wyróżnień Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi certyfikat „Ambasador Innowacyjnych Idei i Praktyk Pedagogicznych”.

(na zdjęciu od lewej: Janusz Moos i prof. Stanisław Kaczor)

Tym, którzy uważają, że profesorowie w wieku emerytalnym nie powinni już czynnie uczestniczyć w kształceniu kadr zawodowych i naukowych czy prowadzeniu badań, zaprzecza nasz Jubilat, bowiem – jak wynika z danych ministerialnej bazy kadr naukowych (OPI) - prof. Stanisław Kaczor w wieku 90 lat jest zatrudniony w podlegającym Ministerstwu Edukacji Narodowej - Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie, na Wydziale Pedagogicznym Wyższej Szkoły Społeczno-Ekonomicznej w Warszawie, na stanowisku profesora wizytującego w Wszechnicy Polskiej - Szkole Wyższej Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Warszawie oraz w Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji w Opolu, gdzie na Wydziale Pedagogicznym pracuje w Katedrze Pedagogiki Ogólnej i Badań Edukacyjnych. To właśnie w tej ostatniej uczelni - w dniu 25 września odbędzie się Jubileusz z okazji 90-lecia urodzin prof. zw. dr hab. Stanisława Kaczora.

Życzymy Profesorowi jeszcze wiele lat radości życia i twórczej pracy oraz tak życzliwego wsparcia środowiska akademickiego oraz oświatowego, z jakim zasłużenie spotyka się na co dzień.


(źródła: Informacja Rektora Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu dr hab. Mariana Duczmala, prof. WSZiA w Opolu, „Nowy Słownik Pedagogiczny” Wincentego Okonia; za fotografie dziękuję dyrektorowi ŁCDNiKP w Łodzi - Januszowi Moosowi oraz Sławomirowi Śliwie - prodziekanowi Wydziału Pedagogicznego WSiZ w Opolu).

Opowiadają nam swoje pasje - słowem, obrazem i dźwiękiem

(fot. ks. prof. Marian Nowak - dyrektor Instytutu Pedagogiki KUL; twórca naukowego "serialu" w Sandomierzu)




Pracownicy naukowi Instytutu Pedagogiki Wydziału Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II dokonali czegoś fenomenalnego, niepowtarzalnego, bowiem podjęli się organizacji i nasycenia pedagogiczną pasją uczestników XXVIII Letniej Szkoły Młodych Pedagogów Komitetu Nauk Pedagogicznego PAN. Od poniedziałku do piątku ponad 80 doktorantów, doktorów wraz z doktorami habilitowanymi i profesorami z kluczowych dla rozwoju nauk pedagogicznych akademii i uniwersytetów, w których kształci się na najwyższym poziomie przyszłych pedagogów oraz prowadzi badania naukowe, dzieliło się tym, co czyni ich indywiduami, osobami kreującymi w wyjątkowy sposób szeroko pojmowany świat (re-)socjalizacji, wychowania, kształcenia, opieki, terapii czy wspomagania rozwoju INNYCH.

Letnie Szkoły organizowane są od 1979 r. (z wieloletnią przerwą w okresie upadającego PRL). Od początku transformacji ustrojowej nabrały one zupełnie nowego charakteru - wyzwolonego z podległości wobec jedynie słusznej ideologii i włączającego się do odnowy pedagogiki w III RP. Każda ze SZKÓŁ jest inna, wnosi do pola problemowego badań w naukach humanistycznych i społecznych, do debat naukowych, prezentacji wyników badań z jednej strony coś niepowtarzalnego (ze względu na miejsce i organizatora), z drugiej zaś łączącego potrzebę namysłu, prowadzenia sporów o istotę, znaczenia, sensy, uwarunkowania, przebieg i następstwa procesów edukacyjnych.


W ubiegłym roku debatowaliśmy obradowaliśmy w Wojanowie dzięki naukowcom z Wydziału Nauk Pedagogicznych Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu. Temat wiodący ubiegłorocznej SZKOŁY brzmiał: Między sferą publiczną a sferą prywatną. Tam też zrodziła się potrzeba mówienia w 2014 r. o pasji jako fenomenie, który wpisuje się w życie i działalność wybitnych osobowości.

W ciągu trwających od rana do późnych godzin nocnych warsztatów, sesji, konsultacji, referatów, prezentacji, sesji plakatowych, rozmów i dyskusji pojawia się tak duże natężenie wiedzy oraz ma miejsce tak intensywny przekaz umiejętności metodologicznych, że nie ulega już dla nikogo wątpliwości uniwersalna, ponadczasowa "wartość dodana" Letniej Szkoły, w wyniku której - taką mamy zawsze nadzieję - spełni się teza Leonarda da Vinci: "KIEPSKI TO UCZEŃ, KTÓRY NIE PRZEWYŻSZY SWOJEGO MISTRZA". Właśnie po to organizowane są LSMP KNP PAN, byśmy mogli z tym większą satysfakcją powitać w jej "murach" młodych-dojrzałych. Łza się kręci w oku nie tylko prof. dr hab. Marii Dudzikowej, kiedy gościmy już wśród wykładowców, MISTRZÓW profesorów tytularnych, którzy przed dwudziestu laty zaczynali swoją pracę naukową.

(fot. prof. Stanisław Popek - psycholog UMCS w Lublinie; mówił o istocie i mechanizmach pasji)

Referat prof. Stanisława Popka otworzyło motto Konfucjusza: „Wybierz sobie zawód,który lubisz,a całe życie nie będziesz musiał pracować”. Lubelski psycholog przypomniał, że podstawową odmianą szczęścia człowieka jest właśnie pasja. Jakże wielu myślicieli, filozofów jeszcze w czasach starożytnych twierdziło, że najważniejszą wartością życia ludzkiego jest szczęście. Czyż zatem nie miał racji prof. Władysław Tatarkiewicz, kiedy w swoich dziełach „O szczęściu” (1947) i „O doskonałości” (1976)pisał o szczęściu tych, którzy swoje życie wypełniają pasją obdarzającą także ich bliskich i jej odbiorców wielkim darem. W latach 50. XX w. S. L. Rubinsztejn opracował najpełniejszą teorię, w której opisał i wyjaśnił mechanizm pasji. Można także doszukiwać się najnowszych odsłon uwarunkowań pasji w wynikach badań polskiego psychologa Józefa Kozieleckiego, twórcy transgresyjnej teorii osobowości. To z nich wynika, że najbardziej korzystną sytuację mamy wówczas, gdy aspiracje jednostki w niewielkim stopniu przewyższają poziom możliwości.

Rekonstruując dotychczasową wiedzę psychologiczną prof. S. Popek stwierdził, że pasja określana jest jako:

* wielka zniewalająca miłość,
* źródło radości,
* poczucie spełnienia i samorealizacji,
* także siła aktywności i tworzenia,
* mądre postępowanie i kompetencja,
* cierpliwość, odporność na zmęczenie i stres,
* lekarstwo na nudę i poczucie beznadziejności,
* lekarstwo przeciw wypaleniu zawodowemu,
* poczucie bezinteresowności,
* poświęcenie i determinacja,
* poczucie wolności,
* zanik poczucia czasu,
ale także
* niewola wyobraźni, uzależnienie i zapamiętanie się w sobie,
* namiętność i cierpienie (mania).



(fot. Kasztelan Zamku Królewskiego w Sandomierzu witał prof. Marię Dudzikową - kierującą po raz dwudziesty pierwszy Letnią Szkołą Młodych Pedagogów KNP PAN)


W tym roku znaleźli się wśród MISTRZÓW profesorowie (a tak niedawno temu uczestnicy LSMP absolwenci studiów magisterskich) z Uniwersytetu Adama Mickiewicza - Agnieszka Cybal-Michalska i z Wydziału Etnologii i Nauk o Edukacji w Cieszynie Uniwersytetu Śląskiego Zenon Gajdzica. Po raz pierwszy gościła wśród tegorocznych MISTRZÓW wypromowana przed kilku miesiącami (także b. "uczennica" LSMP) doktor habilitowana Monika Wiśniewska-Kin z Uniwersytetu Łódzkiego. Narracje o ich naukowej pasji lub analiza istoty tego fenomenu wzbogaciły nas wszystkich intelektualnie, emocjonalnie i duchowo. Bo pasja, to - jak definiuje się jej istotę w Słowniku Języka Polskiego (1980, s. 555) (łac. passio namiętność, cierpienie) jest silnym, namiętnym przejęciem się czymś, zamiłowaniem do czegoś, przedmiotem czyjejś namiętności”, lub jest to „silny gniew, furia”, a w religii „Męka Jezusa opisana w Ewangelii, obrzęd w Wielkim Tygodniu, a także utwór muzyczny (wokalno-instrumentalny) obrazujący mękę Jezusa”.

Jeśli każdy z nas - uczestników XXVIII Letniej Szkoły Młodych Pedagogów KNP PAN w Sandomierzu - miał szansę odniesienia powyższych cech do własnej postawy, zaangażowania, aspiracji i dokonań, to niewątpliwie, bez koncentracji na pasji jako celu życia, sam wpisze ją w jego treść w sposób nieuświadamiany dla siebie, zaś rozpoznawalny przez innych.


(fot. dr hab. Monika Wiśniewska-Kin z pasją mówiła o swojej drodze do naukowych sukcesów)





18 września 2014

Rodzic : ministra edukacji postępuje jak glazurnik






Otrzymałem list od jednego z refleksyjnych i odpowiedzialnych rodziców, którego spotykam na różnych konferencjach naukowych poświęconych edukacji, ale także w prowadzonym przez niego blogu. Pisze do mnie co następuje:

Panie Profesorze, rzeczywiście, monopol MEN i sposób zarządzania edukacją jest zadziwiający. Chyba lepiej byłoby, gdyby pieczę nad oświatą miała jakaś instytucja "niezależna", np. typu Rada Polityki Pieniężnej. Dlaczego o losach mojego dziecka decydują politycy partyjni?

Martwi mnie jedno: brak dyskusji i sporu o edukację w przestrzeni publicznej. Taki spór istnieje. Rodzice, uczniowie i nauczyciele rozmawiają i buntują się "po cichu" - każdy osobno. Wystarczy podsłuchać co mówią rodzice po wywiadówkach, uczniowie w domach i w swoim gronie, nauczyciele w zaufanych grupkach. W mojej szkole spotykamy się po kryjomu, żeby nikt nie dowiedział się, bo to może zaszkodzić. Aż mi wstyd. Ale dobrze, że spotykamy się, bo w ten sposób, tak jak Pan pisze, wzmacniamy siebie i nasze dzieci.

"Wszyscy" słyszą o sporach wokół gender, religii w szkole, pedofilii w kościele, aborcji, homoseksualizmu, inicjatyw Owsiaka, obowiązku szkolnym Elbanowskich. itp.. "Nikt" nie słyszy o sporze o obraz polskiej szkoły, o edukację naszych dzieci. Dlaczego ? W ciągu ostatnich miesięcy obejrzałem przypadkiem i fragmentarycznie dwie niszowe audycje telewizyjne o edukacji. W jednej, profesor Łukasz Turski nawoływał do przewrotu analogicznego jak solidarnościowy. W drugiej, dwóch ekspertów i zwykli słuchacze, bez żadnych emocji, wypunktowali najważniejsze choroby naszych szkół.

Co zrobić, żeby spór o oświatę przedarł się na stałe do mediów? Wydaje mi się, że brakuje nam "sojuszu" ludzi światłych i wrażliwych: zwykłych rodziców + uczniów + szeregowych nauczycieli + ekspertów, ludzi nauki. Każdy mówi w swoim gronie. Te głosy są osobne i za ciche, trzeba je połączyć aby były donośniejsze. Jak to zrobić ? Przykładem pozytywnym jest sojusz ludzi dobrej woli w latach 1980-89. Dlatego też jestem optymistą.

Marzy mi się, abyście Wy - profesorowie, ludzie nauki, humaniści, intelektualiści - byli głośniejsi. To co czytam w Waszych publikacjach jest wspaniałe, a zarazem przygnębiające, ponieważ nie dociera do praktyki szkolnej od 25 lat. Przepraszam za wyrażenie: polska szkoła nie implementuje dobrych idei, pomysłów i praktyk (praktyk sprawdzonych i stosowanych przez wielu wspaniałych i osamotnionych nauczycieli). Te pomysły i tę nieumiejętność doskonale opisują nauczyciele nauczycieli: Dylak, Śliwerski, Kłakówna, Dudzikowa, Melosik, Kwieciński, Żylińska, Robinson, Radziwiłł, Korczak, Montessori, Plutarch, Sokrates, ... (tylko tyle nazwisk zapamiętałem) . Niektórzy są już Świętej Pamięci. To mnie bardzo martwi.

Szkoła mojej córki, najlepsza w regionie, znajduje się kilkaset metrów od siedziby profesora Dylaka. Dzieli ich/nas przepaść. Z wyrazami szacunku
RODZIC

O wspomnianych przez powyższego RODZICA problemach piszemy nieustannie, niektórzy napiętnują władze resortu edukacji, kolejnych premierów i ... , demistyfikują fałszowanie interpretacji danych z badań oświatowych na użytek władzy politycznej itp., ale to jest rzucaniem grochem o ścianę, gdyż – proszę pamiętać – edukacja stała się znakomitym obszarem do wzbogacania się przez pragmatyków dysponujących ogromnym budżetem państwa także na edukację. To oni posługują się kategorią skuteczności, edukacji jako instrumentu, środka, okazji do zysku.

Unia Europejska kieruje wielkie strumienie pieniędzy na edukację, ale o sensowności ich wydatkowania nie decydują pedagodzy, nauczyciele, ale ekonomiści, politolodzy, socjolodzy, osoby spoza branży, które widzą w tym dla siebie kapitalny biznes. Tym samym mamy tu do czynienia z doraźną konsumpcją, która nie zmienia niczego istotnego w polskim systemie edukacyjnym. Nikogo zresztą to nie obchodzi. MEN, ORE i IBE organizują co rusz konferencje w różnych miejscach kraju, w pięciogwiazdkowych hotelach, z dostępem do SPA, posiłków jak w Restauracji "Sowa" dla polityków PO tylko po to, by przekazać ich uczestnikom kwestie zbyteczne, propagandowe, polityczne, ale uzasadniające wydatkowane miliony na pseduoprojekty.

Dlatego tak ważna jest wrażliwość i oddolna, społeczna kontrola rodziców, obywateli w środowiskach szkolnych, by przede wszystkim nie krzywdzono naszych dzieci, by mieć wpływ na formację osobową młodych pokoleń. Z drugiej strony edukacja nie może być pod kloszem, w oderwaniu od obowiązujących reguł życia, bo inaczej dzieci wypadną z gry, na którą są skazane. Trzeba je zatem wzmacniać w radzeniu sobie z tym, co jest konieczne, by nie zatracały przy tym własnego człowieczeństwa, własnych sumień, wrażliwości na dobro i zło. Muszą być świadome zagrożeń, ale zarazem wiedzieć, co będzie stanowić o ich godności, mocy, siły oporu na manipulacje.

Wchodzimy w bardzo trudne procesy. Niestety, jak długo będzie w kraju centralizm oświatowy, tak długo będziemy skazani na socjotechniczne manipulacje władzy, która kosztem edukacji dba o własny wizerunek, niszczy autonomię pracy nauczycieli, nie jest zainteresowana realnym partnerstwem rodziców w szkołach publicznych. Też jestem optymistą. Uważam, że powinniśmy – jako rodzice – stanowić silny opór przeciwko politycznym graczom i wzmacniać dzieci w domu i poza szkołą, jeśli w szkole nie jest to możliwe.

Na medycynie nie ma już tak wielu absolwentów z czerwonym paskiem, laureatów olimpiad, dziedziców rodzinnych tradycji lekarskich czy stomatologicznych. Niestety, tak jak w zawodzie nauczycielskim, nie wszyscy mają powołanie, serce do bycia z pacjentami i dla pacjentów. Każda grupa zawodowa ma swój margines, cwaniaków, pasożytów, niedouczonych, a ksobnych osobników, czerpiących tylko korzyści. Szkolnictwo wraz z jego set-tysięczną grupą urzędników, także w MEN i kuratoriach oświaty, nie jest od nich uwolnione.

----

Panie Profesorze.
Tu jest credo władz oświatowych Bardzo trudno jest polemizować z takim wystąpieniem. To jest taka sama sytuacja, jak spotkanie przeciwnika ze zwolennikiem Peerelu. "Nie było tak źle. Były różne nieprawidłowości, ale spójrz: podnieśliśmy kraj z ruin, ludzie mieli pracę, zlikwidowaliśmy analfabetyzm, itd.".

Na każdy fakt negatywny, miłośnik Peerelu przytoczy jakieś pozytywy. "Jedzenia nie było w bród - ale nikt nie głodował. Pegeery były niewydajne - ale plony wzrastały." Ja to nazywam syndromem Manieczek (pamięta Pan wzorcowy PGR?). Zawsze można znaleźć jakieś jasne punkty i przykłady, nawet na wojnie, nawet w więzieniu.

Trudno polemizować, bo różnimy się światopoglądem i zasadami. Tak samo jak bezowocna była polemika Miodowicza z Wałęsą. Co więcej, wypowiedź ministra jest sprzeczna z zasadami szacunku i dialogu, z zasadami przyzwoitości, z zasadami demokracji, ze zdrowym rozsądkiem. Trudno to wytłumaczyć, bo to jest bardzo subtelne, zapewne nieświadome łamanie tych zasad. Ale postaram się to opisać na blogu.

Mój kolega powiada: nie pytaj glazurnika czy dobrze kładzie płytki, zapytaj jego klientów. Pani minister zachowuje się jak glazurnik, który zachwala swoje usługi. Gdyby dyrygent opowiadał, że jego orkiestra jest wspaniała, ośmieszyłby się. Od tego są muzycy, muzykolodzy, recenzenci i słuchacze. Jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego w mojej szkole trudno jest znaleźć ucznia, który nie bierze korepetycji? Uff, ulało mi się.


17 września 2014

Habilitacja w estetycznych przestrzeniach pedagogiki kultury


Wczoraj odbyło się kolokwium habilitacyjne pani dr Małgorzaty Muszyńskiej z Wydziału Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Toruńska pedagog przedłożyła do oceny swoich osiągnięć naukowych m.in. najnowszą monografię pt. Alegorie w estetycznych przestrzeniach pedagogiki. Dwoistość w ekspozycjach ironicznego alegoryka – Badania jakościowe, (Toruń 2013, ss. 645). Pedagogika zyskała kolejnego samodzielnego pracownika naukowego, który od wielu lat prowadzi badania z pogranicza między pedagogika kultury (w tym teorii i modeli wychowania estetycznego), pedagogiki wczesnoszkolnej oraz w nawiązaniu do nauk współpracujących z pedagogiką jak: estetyka, antropologia kultury, socjologia i psychologia sztuki.

Pani dr hab. Małgorzata Muszyńska jest absolwentką studiów pedagogicznych, które ukończyła na Wydziale Humanistycznym UMK w Toruniu w zakresie pedagogiki nauczania początkowego w 1985 r. Wówczas przygotowała pracę magisterską pt. Uwarunkowania rozwoju zdolności twórczych dzieci w młodszym wieku szkolnym w świetle współczesnych koncepcji wychowania plastycznego, a jej promotorem był prof. dr hab. Stanisław Kawula. Po ukończeniu studiów pracowała do 1988 r. w szkołach podstawowych Torunia, co wzbogaciło jej doświadczenia i kwalifikacje zawodowe, o czym świadczą osiągnięcia jej uczniów w konkursach plastycznych. Wówczas to zastosowała we wczesnej edukacji metody wychowania estetycznego prof. Stefana Kościeleckiego.

Od 1988 r. jest zatrudniona w UMK w Toruniu - najpierw w Zakładzie Pedagogiki Wczesnoszkolnej (kier. Wacław Świątek, Jadwiga Jastrząb), potem w Zakładzie Dydaktyki (kier. Józef Półturzycki), dalej w Zakładzie Animacji Pedagogicznej (kier. Ryszard Łukaszewicz), a obecnie jest w Katedrze Dydaktyki i Mediów w Edukacji na stanowisku st. wykładowcy (kier. Bronisław Siemieniecki). Rozprawę doktorską pt. Kształcenie wspomagające rozwój zdolności interpretacyjnych dzieci 9-10 letnich (na przykładzie metafor) przygotowała pod kierunkiem prof. dr. hab. Aleksandra Nalaskowskiego , zaś recenzentami w jej przewodzie, który został przeprowadzony w Instytucie Badań Edukacyjnych w 1997 r. byli profesorowie: Ryszard Pachociński i Lech Witkowski. Na podstawie obrony uzyskała stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki.

Pani dr hab. Małgorzata Muszyńska reprezentuje w naukach o wychowaniu bardzo wysublimowany styl badań jakościowych i wyjątkowy, a jakże oryginalny styl narracji, którym posługuje się w swoich mikrodociekaniach z biografistyki pedagogicznej. Wierna swojej Uczelni i Wydziałowi, odnosi się w swoich publikacjach do Mistrzów, wśród których nawiązuje do rozpraw swojego promotora prof. Aleksandra Nalaskowskiego. Każda z wydawanych przez nią monografii miała niezwykle znaczących w nauce, a przy tym wymagających i krytycznych humanistów, jak profesorowie: A. Nalaskowski, L. Witkowski, R. Łukaszewicz czy ks. J. Michalski.

Dokonania naukowe pani dr hab. M. Muszyńskiej są imponujące. Należy ona do tych badaczy kultury, którzy – jak określa to prof. filozofii UJ Bartosz Brożek – „tańczą z myślami”. To przecież najwybitniejsi filozofowie ujmowali myślenie za pomocą metafor, a te właśnie stały się początkiem rozwoju naukowego myślenia i pracy twórczej Habilitantki, czego najlepszym dowodem jest wydana przez nią praca podoktorska pt. Metafory w edukacji prymarnej (Toruń: UMK 1999), a później kolejna monografia z wychowania estetycznego pt. Wizualne analogie w edukacji, (Toruń: UMK 2005). W tej ostatniej rozprawie Autorka wprowadza nas w relacje analogiczne między dziełami sztuki i rozpoznawanie figur powtarzalnych w domenach historii sztuki, etnografii, psychoanalizie i antropologii kultury, by opracować na bazie tego procesu własny projekt edukacji estetycznej – jak to określa - „zatroskanej” o rozwój człowieka. Sięgnęła przy tym w konstruowaniu własnej ramy teoretycznej do myśli tak wybitnych filozofów jak Lacan, Žižek, Bachelard, Merleau–Ponty, Heidegger, Kierkegaarda, Eliade czy Jung.

Stopień nasycenia różnorodnością teorii, myśli, poglądów czy wybranych kategorii jest w Jej tekstach często tak silny, a zarazem „mozaikowy”, że odnosi się miejscami wrażenie obcowania z dziełem sztuki łączącym różne techniki i stylistyki (np. jak w assemblage) po to, by pobudzić naszą wrażliwość myśli i estetykę jej kreowania. Postrzegam to jako pewną figurę duchową, która prowokuje nas czasami do sprzeciwu, kiedy odczytujemy ją jedynie w perspektywie zawężonego pola rozumienia teorii wychowania estetycznego. A przecież w publikacjach tej Autorki nie chodzi o teorie same w sobie, ale o dostrzeżenie dramatu ludzkiej egzystencji (słynne określenie Levinasa – dramatis personae) uwikłanej pomiędzy światem duchowym a materialnym, która nie zawsze potrafi wyzwolić się z semiotycznych i konatywnych gier środowiska życia odzierających ją z podmiotowości, własnej godności.

Najważniejsza w dokonaniach naukowych pani dr hab. M. Muszyńskiej jest niewątpliwie ostatnia jej monografia pt. Alegorie w estetycznych przestrzeniach pedagogiki. Dwoistość w ekspozycjach ironicznego alegoryka – Badania jakościowe”. Jest to niewątpliwie jedna z nielicznych rozpraw habilitacyjnych, którą czytać należy tak w warstwie głównej narracji, jak i częstych, a jakże rozbudowanych przypisów rozszerzających. Poziom nasycenia merytorycznego i badawczego w obu strukturach tekstu jest wyjątkowo bogaty, toteż nie można przejść wobec nich obojętnie czy odczytywać je tylko po to, by sprawdzić źródła odwołań do wywołanej myśli, teorii lub własnych refleksji i doświadczeń empirycznych, paraartystycznych.

Mamy tu znakomitą publikację z pedagogiki ogólnej, holistycznej, głęboko zakorzenionej w dziedzictwie humanistycznej myśli wielu pokoleń, a zarazem nadzwyczaj nowoczesną, wykraczającą poza liniową strukturę i stylistykę narracji w ramach jednego nurtu czy paradygmatu badań. Wewnętrzny, duchowy niepokój i pasja poznawcza Autorki dają o sobie znać od pierwszej do ostatniej strony tekstu, który jest kreatywną rekonstrukcją myśli, doświadczeń, przeżyć i zobowiązań wobec edukacji jako kultury wysokiej. Pojawiające się miejscami pytania (np. Co jest przedmiotem procesu ekspresji szkoły? Dlaczego oczekiwana jest uległość, jeżeli wiemy, że człowiek - uczeń, student to uosobobienie sił obecnych i potencjalnych i bezcenna jest jego wyjątkowość? s.41) –nie są jedynie przerywnikiem doznań, ale stały się dla Autorki wieloletnich i żmudnych badań przedmiotem nieustannych poszukiwań racji dla własnej intuicji, bogactwa samo(wy-)kształcenia i kreowanych projektów także w toku edukacji akademickiej.

Czytając tę rozprawę nie można przejść wobec jej treści obojętnie, gdyż każdy znajdzie w niej odniesienia do własnych pól poznawczych, dręczących go wątpliwości czy poczucia sensu dotychczasowego zaangażowania w naukę, oświatę czy związaną z nimi szeroko pojmowaną politykę edukacyjną. Czyż nie taką też funkcję powinna spełniać dysertacja habilitacyjna, niezależnie od udokumentowania procesu konceptualizacji własnego projektu badawczego, realizacji jego założeń, często przecież modyfikowanych w trakcie odkrywania coraz to nowych przesłanek i interpretacji wyników, by mogły one służyć innym, otwierać metaprzestrzeń do dalszych poszukiwań, prowadzenia sporów czy też rozbudzać potrzeby rozwoju ludzkiej duchowości?

Współczesna pedagogika nadal nie jest otwarta na poznawanie różnorodności i niejednoznaczności wiedzy o kształceniu i wychowaniu, gdyż ostatnie dwudziestopięciolecie potwierdziło, jak niewielu zarządzających edukacją publiczną (oświatą i szkolnictwem wyższym) jest gotowych na zmianę siebie samego. Pani dr hab. M. Muszyńska trafnie przywołuje zatem w swoim bogatym studium przejawy twórczego buntu części naukowców w kraju i mało znanych poza jego granicami, które są następstwem niezależnie od siebie, ale paralelnie lub w różnych okresach rozwoju nauk pedagogicznych rozwijanych teorii i prowadzonych dyskursów. Nie znamy się wzajemnie, bo nie znamy swoich tekstów, także z powodu różnic językowych, ale i w kraju, w wyniku nieczytania studiów innych, bo często postrzeganych jako spoza granic własnej subdyscypliny, stajemy się sobie obcy.

W najnowszej rozprawie M. Muszyńska dokonuje interesującej inkluzji wiedzy, naukowych teorii i projektów działań paraartystycznych z badanymi przez siebie tekstami kultury przez – jak pisze: (...)próby wcielania się w różne role i pozycje podmiotu i jego problemów(…) czy też jako odnalezienie „Obcego – w – sobie” w akcie sublimacji abjectu (jej wynikiem może być przebaczenie), w powrocie do stanu idealizacji (…). (s. 21) Przeprowadza nas traktem swoich badań z pozytywistycznego empiryzmu do postmodernistycznego interpretatywizmu, ale przecież żaden z tych paradygmatów nie ulega zatarciu czy wyniesieniu ku centrum. Raczej świadomość tego przejścia ma sprzyjać poszerzaniu pól do konceptualizacji własnych badań jako mających charakter inter- i transdyscyplinarny. Tworzy tym samym swoim bogatym studium historyczno-kulturowym nowe okazje do rozpoznania zajmowanych przez badaczy różnych epok ich własnych, a przecież nie wykluczających pozostałe, pozycji epistemologicznych, by odczytać w sieci rozproszonej wiedzy nowe sensy, znaczenia dla pedagogicznych działań tu i teraz.

Widać wyraźnie, że toruńska pedagog jest przeciwna redukcjonistycznemu podejściu do nauki, w tym także do pedagogiki. Rozwija konwergencyjne myślenie nastawione na wychwytywanie podobieństw, intertekstualnych powiązań między koncepcjami powstałymi „tam i kiedyś” czy „tu i teraz”. Jej własne badania pozwalają na nowo, a miejscami i po raz pierwszy, zaistnieć w naukach pedagogicznych, by wyprowadzić je z przekonania, że jedynie słusznym jest scjentystyczny paradygmat rozwoju wiedzy. Doskonale rozumie, jak bardzo ważne jest rozwijanie krytycznego i konstruktywistycznego zarazem myślenia w pedagogice właśnie na poziomie metasyntez, które otwierają nas na złożoność, wielość, ale i wspólnotowość badań naukowych. Swoim dokonaniem poznawczym M. Muszyńska potwierdza jakże głęboki sens poglądu Z. Kwiecińskiego, że pedagogami stają się nie tylko ci, którzy wytworzyli pozytywistycznie poprawne i zbieżne z atomistycznym, redukcjonistycznym pojmowaniem nauk humanistycznych i społecznych teksty, ale także twórcy dzieł pośrednio odczytywanych jako pedagogie, choć ani sami siebie za pedagogów, ani swych dzieł za pedagogię nie uznawali.(s.72)

Być może po tylu latach wzajemnego otwarcia się (w rozumieniu możliwości prawnej upublicznienia rzeczywistych wyników badań dzięki zniesieniu cenzury) polskiej humanistyki na pedagogikę i pedagogiki na humanistykę jest nieco łatwiej sięgać po narzędzia krytycznego wyrazu i myślenia, to jednak mamy świadomość, że tego typu studiów jest ciągle niezwykle mało. Nie bez powodu środowisko akademickie zdało sobie sprawę z tego, jak bardzo wprzęgnięta w tzw. reformy kształcenia neoliberalna ideologia, niszczy duchowy wymiar rozwoju człowieka, a tym samym i unika badań nad kulturą wysoką lub są one eliminowane przez czynniki władzy jako sprzeczne z polityką poprawności. Pani M. Muszyńska upomina się nie tylko o rozwijanie modeli estetyki możliwości, ale i o odzyskanie poczucia ideału i podejmowanie próby naprawy rzeczywistości w perspektywie refleksji związanych ze świadomością wartościowego istnienia.. s. 47)

Autorka tej monografii zaproponowała m.in. nowe opracowanie "widzenia binokularnego" H. W. Loewalda w interpretacji J. D. Millera. Okazało się ono pomocne w głębszym rozumieniu procesu sublimacji, do którego prowadzi empatia epistemologiczna, a to w niej ma udział dekonstrukcyjna praca alegorii i ironii. Słusznie wprowadzona zostaje do pedagogiki nowa kategoria pojęciowa, jaką jest alegoria, obok takich już pojęć wiążących myśl minionych pokoleń z wyzwaniami ponowoczesnego świata, jak podmiotowość, dwoistość, alternatywność czy dystopia. Alegoria jest odkrywana w każdym z przywoływanych przez M. Muszyńską dzieł jako możliwość, impuls, a może i prowokacja, byśmy mogli zbliżyć się do tego, co naturalne, przeżywane, doznawane przez jego przedstawienie kulturowe.

Rozszerzoną koncepcję wychowania estetycznego autorka osadza głęboko zarówno w naukach o sztuce, filozofii, jak i psychologii. Już we wstępie zapowiada, że będzie to monografia teoretyczno-empiryczna. Część badawcza w paradygmacie jakościowym stanowi egzemplifikację teorii odsłaniając zarazem ich walory eksplikacyjne i interpretatywne oraz wnosząc istotny wkład w ponowoczesne nauki o wychowaniu. Zastosowany tu typ badań metateoretycznych wskazuje na wyraźny związek awangardy artystycznej z ponowoczesnością, w której modernistyczne metanarracje niejako rozpływają się w zmiennych i wielokształtnych kontekstach parcjalnych narracji. Słusznie przywołana w tej publikacji Anna Zeidler – Janiszewska pisała z postmodernistycznej perspektywy, że sztuka (...) nie przynosi już prawdy o świecie, lecz zmienia się w jedną z alternatywnych rzeczywistości, o własnych założeniach oraz własnych mechanizmach „uprawdziwiania” i samoodtwarzania; z porządku reprezentacji przenosi się w porządek symulacji.

Muszyńska znakomicie odsłania nam tajemnicę i niewyczerpalność znaczenia alegorii ujawniając jej genealogię i różne wymiary oraz jej powiązania z filozofią i psychologią. Dzięki tej analizie, miejscami także krytycznej refleksji sprzyja lepszemu zrozumieniu struktur intelektualnych i estetycznych, podkreślając ich naturę znacznie bardziej skomplikowaną niż proste posługiwanie się ich nazwą. Naczelną myślą zaproponowanych przez nią badań jakościowych jest to, że człowiek nie tkwi w kulturowo stanowionych rolach, normach, symbolach, znaczeniach (co wpisywałoby się w paradygmat normatywny), ale sama edukacyjna interakcja czy wywiad z ironicznym alegorykiem może być traktowana jako doświadczenie estetyczne i zarazem proces interpretacyjny. Podmiot badań pani dr hab. M. Muszyńskiej nigdy nie jest całkiem otwarty (dostępny, jawny), toteż musi być odtworzony (zrekonstruowany) także poprzez interpretację. To poznanie jest zasługą hermeneutyki, by można było docierać do intencji interlokutora, do jego wypowiedzi, której znaczenia muszą być najpierw odkryte poprzez interpretację.

Przybliżenie polskiemu czytelnikowi metodologii opartej na praktyce sztuki i edukacji (a/r/tografia) jest niewątpliwym wkładem w rozwój współczesnej pedagogiki. Przedstawione w rozdziale 8 założenia badań jakościowych stanowią w tej pracy dzięki swoistego rodzaju „perełką poznawczą”. Dotychczasowe teorie wychowania estetycznego zostają wzbogacone o awangardę nie tylko sztuki, ale i metodę „żywego badania” (living inquiry) jako doświadczenia estetycznego, związanego z procesem nadawania znaczeń i ze świadomością rozumienia sztuki (...). (s. 346) Przeprowadzenie własnych badań jakościowych ze studentami na bazie konceptu widzenia binokularnego a dotyczących spostrzegania przez nich dwu światów: zewnętrznego, realnego a krytykowanego i świata idei (ich iluzji), a więc przez odwołanie się do doświadczeń estetycznych studentów w powiązaniu z myśleniem krytycznym, sprzyjało wygenerowaniu z ich wypowiedzi typologii alegorii na podstawie ekspozycji wizualno-tekstowo-ewokatywnej.

Mamy zatem znakomitą, pierwszą badawczo aplikację idei dwoistości, dualizmu i ambiwalencji autorstwa Lecha Witkowskiego. Zamieszczone w rozprawie prace plastyczne uczestników badań budzą najwyższe uznanie i podziw, jak wspaniałe można osiągnąć efekty w edukacyjnym spotkaniu, które nie mieszczą się we wskaźnikach KRK, natomiast odsłaniają nam jakże głęboki wymiar duchowych doznań kandydatów do pedagogicznej profesji. Przykładowo, wypowiedź uczestniczki wywiadu na temat powszechnie zakorzenionego kłamstwa w relacjach międzyludzkich jest czymś niezwykle subtelnym, ale jakże autentycznie przeżywanym, co potwierdził – chociaż jest to przypadkowa zbieżność w czasie wypowiedzi prof. Marcina Króla na temat kłamstwa w życiu codziennym i dyskursie publicznym generacji III RP. Oto interlokutorka stwierdza na podstawie obserwacji, które poczyniła w związku z zadanym jej procesem pracy twórczej przez M. Muszyńską: (...) ludzie kłamią. Kłamią w różnych sytuacjach, głównie przejawia się to tym, że jak opowiadają jakieś historie,, bardzo ubarwiają rzeczywistość. (...) Myślę, że robią to dlatego, żeby być bardziej akceptowanym społecznie, bardziej jakby pożądanym, bo często boją się tego. Że ich prawdziwa twarz, prawdziwa osobowość nie zostanie przez ludzi doceniona i nie zostanie zaakceptowana przez społeczeństwo” (s. 596).

Tymczasem M. Król pisze m.in. Jeżeli polityk dla zdobycia władzy gotów jest zaprzedać dusze diabłu kłamstwa, a my na to nie reagujemy, to znaczy, że stajemy się wspólnikami kłamstwa”. Otóż rozprawa dr M. Muszyńskiej dowodzi także w warstwie jej swoistego rodzaju doświadczenia quasi eksperymentalnego, że być może nowe pokolenie zamknie kartę kultury kłamstwa, będącej zapewne jeszcze pochodną syndromu homo sovieticus także wśród elit naszego społeczeństwa. Chciałbym, żeby moje dzieci miały szanse spotkania na swojej drodze życia takiego nauczyciela akademickiego.

16 września 2014

Co mogą stracić nauczyciele, rodzice i uczniowie?


Nie tak retoryczne pytanie zadają dziennikarze "GazetaPraca.pl". Oni zapytali "Co mogą stracić nauczyciele?", by ostrzec prawie pół miliona profesjonalistów, że rządząca koalicja partyjna PO i PSL zamierza rozmontować Kartę Nauczyciela dopiero po wyborach samorządowych. Są w błędzie. Karta zostanie "zdegradowana" po wyborach prezydenckich i parlamentarnych w 2015 r., jeśli nie dojdzie do tych drugich znacznie wcześniej. A ja dodatkowo pytam, co mogą stracić rodzice i uczniowie?

Nie po to ministra Joanna Kluzik-Rostkowska "pisze" - jak twierdziła w Sejmie - podręczniki do klas II i III, by narażać się nauczycielom. Nie po to zabiera głos, gdzie tylko się da (z przeświadczeniem wyćwiczonym przez specjalistów od PR), że to dzięki niej rodzice zaoszczędzili ponad 45 mln. PLN, skoro MEN wydał na elementarzowy "twór" zaledwie 75 mln. PLN.

Ten eleMENtarz jest - zdaniem ministry i premiera - najlepszy na świecie, bo który był tak, jak ten, poddany ostrej krytyce i mimo wykazanych patologii w jego powstaniu oraz błędów - został wydany, wydrukowany i nawet osobiście dowieziony do szkół przez niektórych kuratorów oświaty? No niech ktoś wskaże, który? stwierdziła nasza ministra: 60 tysięcy osób weszło na stronę. Było kilkaset opinii. Ten podręcznik naprawdę nie budzi złych emocji

Och, jacy zdolni są dzisiejsi, postmodernistyczni i popkulturowi autorzy, że wysiłkiem zbiorowym poradzili sobie z 600 opiniami! Doprawdy, żaden dotychczasowy elementarz, nawet ten Mariana Falskiego z "Alą, co ma kota", nie miał w ciągu kilkudziesięciu lat obecności w szkołach aż tylu recenzji! No, ale to był przedwojenny profesor, więc musiał być kiepski. Nie oglądał serialu o "Kiepskich".

Któż mógłby się spodziewać, że nie tylko jego praca została przez MEN skiepszczona. Na śmietnik historii edukacji wczesnoszkolnej wyrzucono ponad 20 autorskich elementarzy. No i dobrze. Po co zaśmiecać wielością, jak powracamy do wymarzonej przez naród jedności, spokoju i dobrobytu.

Protestowało Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne w Warszawie przeciwko ustawie podręcznikowej, rzekomemu plagiatowi jego publikacji itp. Cóż za problem? Władza jest gotowa na ustępstwa. Załagodziła konflikt ocierając dyrekcji łzy rzuceniem na ochłap prawa do dystrybucji MEN-skiego "wytworu". No niech ktoś powie, że MEN prowadzi niewłaściwą politykę?

W końcu, bez przetargu znalazły się wydawnictwa, które wydały w czasie wakacji komplet zeszytów (ćwiczeniówek) z adnotacją na okładce "Dostępne w ramach dotacji MEN". Czy resort edukacji wyraził na to zgodę? Zweryfikował, ocenił przydatność? Nie, bo i po co? Niech lud przyjmie z dobrodziejstwem "elementarza zapewnienie o nieodpłatnym dostępie do tych materiałów. Wydawca nie skłamał. Wydawca prawidłowo napisał, że są one "dostępne w ramach dotacji MEN", a ta wynosi 50 zł. na każdego pierwszoklasistę. Niech no tylko szkoły zakupią inne pomoce. Przecież wiadomo, że są droższe i nie mają na okładkach logo "elementarza".

Tylko dziennikarze z "Gazety Wyborczej" wyśledzili (ach, jacy oni są szybcy), że ponoć są takie szkoły publiczne, w których ten wybitny elementarz zamyka się w szafkach na klucz, by nie uległ zniszczeniu. Słusznie. Ja bym nawet oprawił chociaż jeden egzemplarz w każdej szkole w złote ramki, by rodzice składali pod nim kwiaty wdzięczności.

15 września 2014

XXVIII Letnia Szkoła Młodych Pedagogów KNP PAN




Królewskie miasto Sandomierz staje się w tym roku stolicą młodych naukowców w dyscyplinie pedagogika, którzy przybyli już do pięknego miasta południowo-wschodniej Polski z wszystkich ośrodków akademickich w naszym kraju. Letnie Szkoły są wyjątkową formą tygodniowych spotkań, debat, rozmów, konfrontacji, warsztatów, wykładów i prowadzonych spontanicznie dyskursów naukowych w służbie nauk pedagogicznych oraz szeroko pojmowanej praktyki oświatowo-wychowawczej.

Organizatorem tegorocznej LSMP KNP PAN są pracownicy naukowi Instytutu Pedagogiki oraz władze Wydziału Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie, na czele z dyrektorem Instytutu - wybitnym pedagogiem ogólnym i teoretykiem wychowania chrześcijańskiego ks. prof. dr. hab. Marianem Nowakiem oraz dr Dorotą Bis, dr Katarzyną Braun i ks. dr Markiem Jeziorańskim. Po raz dwudziesty pierwszy SZKOŁĄ kieruje prod.dr hab. MARIA DUDZIKOWA (wiceprzewodnicząca Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN).

Temat przewodni tegorocznych studiów brzmi: „Opowiem wam o swojej pasji: słowem, obrazem, dźwiękiem…”. Leżące u jego podłoża cele będą realizowane w trzech blokach tematycznych:

A. Jak pasja jest/może być wpisana w kulturę świata akademickiego, jego etos i wartości? Jak stajemy się pasjonatami? W czym się to przejawia? Jak zarażać pasją?

B. Jak integralnie i interdyscyplinarnie odkrywać znaczenie pasji w kontekście roli i profesji związanej z zaufaniem publicznym? Jakie są pedagogiczne uwarunkowania zaangażowania oraz konstruowania autorskiej sztuki jego narracji?

C. Jakie bywają pułapki i wynaturzenia pasji? Dlaczego potrzebna jest interdyscyplinarna refleksja w analizowaniu pasji?


Każdy z bloków tematycznych będzie otwierać narracja jednego z zaproszonych profesorów, samodzielnych pracowników naukowych, by po niej młodzi naukowcy mogli odsłaniać swoje pasje, sposób ich badania, opisywania, wyjaśniania itp. Program Szkoły jest bardzo bogaty, toteż zainteresowani mogą się z nim zapoznać na właściwej stronie. Przewiduje następujące narracje/prezentacje:
- o istocie i mechanizmach pasji (prof. Stanisław Popek, UMCS)

- o emancypacji jako źródle i efekcie pasji (prof. Maria Czerepaniak-Walczak, USz)

- o swoich doświadczeniach: dlaczego ludziom potrzebna jest pasja (dr hab. prof. APS Maciej Tanaś, APS)

- czy i jak można zarażać pasją (prof. Wiesława Limont, UMK)

- dlaczego i jak pasja bywa towarem i o innych wynaturzeniach (dr hab. prof. AUM Marek Krajewski, UAM)

- jak być uczonym z pasją (ks. prof. Michał Heller, UPJP2)

- o harcerstwie. Moja droga do pedagogiki jako pasji (prof. B. Śliwerski, CHAT/APS)

- jak obserwując swojego syna zostałam pedagogiem z pasją (Dorota Klus-Stańska, UG).

- o swojej miłości - książkach (prof. Maria Dudzikowa, UAM)

- jak z niepełnosprawnymi żeglować z pasją (prof. Amadeusz Krauze, UG)

- być kapelanem więziennym - między misją a pasją (ks. prof. Marian Nowak, KUL)

- o pasji towarzyszenia w cierpieniu (o. dr Filip Buczyński, KUL)

- o poszukiwaniu harmonii: o moich dwóch muzach (prof. Janusz Kirenko, UMCS)

- dlaczego zasypiam z filmem francuskim a nie przy jego oglądaniu (prof. Agnieszka Cybal-Michalska, UAM)

- o śniegowej kuli. O swoich podróżach (prof. Eugenia Potulicka, UAM)

- Himalaje – moja pasja (dr hab. Krzysztof Wroczyński, KUL)

Ponadto w programie XXVIII LSMP zaplanowane zostały warsztaty fotograficzne, muzyczne, dydaktyczne, kulturoznawcze prowadzone przez profesjonalistów. Wszystkie wystąpienia koncentrują się wokół autorefleksji na temat bycia w drodze do pasji; w poszukiwaniu pasji; dzielenia się pasją; powrotom do pasji czy o pasji, której nie ma.

Z powodów losowych nie będą mogli spotkać się z nami prof. dr hab. Aleksander Nalaskowski z UMK i dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz z DSW we Wrocławiu. Liczymy na ich udział w przyszłorocznej XXIX Letniej Szkole Młodych Pedagogów, którą będzie organizować Wydział Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Kolejna SZKOŁA będzie dotyczyć fenomenu pracy człowieka nad sobą, jego samowychowania.

Dotychczas nikt nawet nie skojarzył, że to miasto jest określane mianem "mały RZYM", gdyż podobnie jak stolica Włoch jest ulokowane na siedmiu wzgórzach. W materiałach krajoznawczych eksponuje się wyjątkowe walory Sandomierza jako miasta, w którym odbywają się liczne wydarzenia kulturalne , naukowe i sportowe. Nieustannie przyciąga ono ludzi kreatywnych, zafascynowanych idealnym połączeniem w mieście tego co w nim jest niezmienne od wieków, a mimo wszystko może być postrzegane jako środowisko bliskie ponowoczesności.

Gall Anonim zaliczył w swojej "Kronice" Sandomierz do jednej z trzech królewskich siedzib. Miasto nietuzinkowych krajobrazów obrośnie jako skarbiec legend i mitów również w te, które pozostawią po sobie MŁODZI NAUKOWCY - pedagodzy, psycholodzy, filozofowie, teolodzy, a więc wszyscy Ci, którym bliski jest świat humanum i wartość jego rozwoju - per aspera ad astra.