21 września 2024

Prof. dr hab. Agnieszka Cybal-Michalska doktorem honoris causa Ługańskego Narodowego Uniwersytetu im.Tarasa Szewczenki na Ukrainie

 



Ługański Narodowy Uniwersytet im. Tarasa Szewczenki wyróżnił w dniu 18 września 2024 roku najwyższą godnością doktor honoris causa Przewodniczącą Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN prof. dr hab. Agnieszkę Cybal-Michalską. To wielki zaszczyt dla polskiej pedagogiki i pedagożki z Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, której współpraca z ukraińskimi uczonymi została tak znacząco doceniona i uhonorowana.



W miesięczniku Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy (nr 4(73) 2024)  zotała opublikowana nota o członkostwie zagranicznym tej Akademii Przewodniczącej KNP PAN, a zarazem poinformowano społeczność ukraińskich uczonych o jej wyborze na przewodniczącą KNP PAN (na drugą kaencję) i na członkinię Rady Doskonałości Naukowej.      

[foro: "Oswita i suspilstvo, 2024'4(73) s.9] 

Niezależnie od dramatycznych skutków wojny w Ukrainie, która trwa już przeszło dwa lata, życie biegnie dalej a społeczeństwo broni swojego kraju, starając się utrzymać i rozwijać m.in. edukację, szkolnictwo wyższe i naukę. Tym bardziej warto docenić tak znaczący wyraz szacunku i wdzięczności dla (wielko-)polskiej  uczonej ze strony partnerskiego Narodowego Komitetu Nauk Pedagogicznych Ukrainy. Uroczystość musiała jednak mieć zdalny charakter, co w żadnej mierze nie pomniejszało jej rangi. 




 

Z historycznej powinności odnotujmy, że recenzentami w tym postępowaniu byli: 

prof. Vasyl Kremień, dhc mult. - Prezydent Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy 

Prof. Olena Karaman - Rektorka Ługańskiego Narodowego Uniwersytetu im. Tarasa Szewczenki

Prof. Svietlana Sisojeva - Ssekretarz Wwydziału Filozofii Oświaty, członkini NANP Ukrainy.

Laudację wygłosił Przewodniczący Rady Naukowej Ługańskiego Narodowego Uniwersytetu im. Tarasa Szewczenki prof. Vitalij Kuryło.

Serdeczne gratulacje dla wyróżnionej tą godnością Przewodniczącej Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.     

 











(żródło fotografii: 

https://www.facebook.com/profile.php?id=100007572404860)






20 września 2024

Międzynarodowa gra w poszukiwaniu i instalowaniu keszy


 


Polskie słowo kesz pochodzi od angielskiego cache, a oznacza skrytkę. Geokeszing jest grą światową. gdziekolwiek jesteśmy wystarczy, że zalogujemy się w systemie tej gry, a otrzymamy aktywną mapę z lokalizacją keszy na całym świecie, w tym także w okolicy zamieszkanej przez nas czy aktualnie odwiedzanej. Każdy, kto zarejestruje się w tej grze, a jest to gra bezpłatna, w której możemy uczestniczyć niezależnie od wieku, sposobu poruszania się i przemieszczania, może stać się odkrywcą ukrytych w różnych miejscach niespodzianek. 



Nie poszukujemy wirtualnych stworków, ale schowane w różnych miejscach, o różnym formacie i zróżnicowanym stopniu trudności skrytki (pojemniki np. w formie pudełeczka) z niespodzianką dla ich odkrywców. Poniżej przedstawiam na fotografii odkryty wczoraj kesz w województwie łódzkim. Nie zdradzam miejsca, by nie ułatwiać poszukiwaczom jego odnalezienie.  




Od wielu lat należę do społeczności geokeszerów. Zachęcam pedagogów szkolnych i społecznych, pozaszkolnych, ale także pedagogów specjalnych do włączenia się do tej międzynarodowej gry terenowej, która łączy w sobie ruch, twórczą rywalizację, kontakt z naturą, przygodę, zdobywanie wiedzy historycznej i współczesnej o danym terenie. Co ważne, przydatny jest tu dostęp do Internetu, gdyż każdy kesz ma swoje dane lokalizacyjne, pozwalające na jego odnalezienie.

W harcerstwie są od lat prowadzone zawody na orientację (na azymut) wymagające docieranie do celów dzięki przemieszczaniu się terenie za pomocą busoli. Tę funkcje spełnia dziś wiele aplikacji w naszych telefonach, smartfonach.  




Na całym świecie, niemal w każdym jego zakątku są poukrywane przez geokeszerów (ja także nim jestem) skrytki zawierające dziennik do rejestracji przez tych, którzy je odnaleźli. 

Każdego, kto instaluje kesze lub ich tylko poszukuje obowiązują zasady ustalane przez organizatorów tej gry GEOCACHING w miarę rozwoju tej gry i zachodzących w świecie zmian. wszystkich obowiązuje przestrzeganie norm geocachingu, aby ją oraz szanować środowisko, w którym znajdują się skrytki. Dzięki temu gra toczy się od 2000 roku.




Mój przyjaciel, który zainteresował mnie tą grą, odkrył już prawie 900 keszy. Ja mam w swojej kolekcji zaledwie 18, ale za to sam ukryłem dwa kesze, co spotyka się z dużą radością tych, którzy je odnaleźli. Świadczą o tym ich wpisy zarówno w notatniku i na internetowej stronie moich keszy w ramach tej gry. Pamiętajmy jednak, by po odnalezieniu kesza odnotować ten fakt w istniejącym w nim notatniku i ponownie ukryć w tym samym miejscu.




Nie jest ważna pora roku, miejsce skrytki, bowiem to każdy z nas decyduje o tym, czy woli siedzieć w domu, czy iść na spacer. Niektórzy mają dylemat, dokąd iść, skoro zamknięte są sklepy, hipermarkety, a w miejscu zamieszkania nie ma żadnych innych pozadomowych atrakcji, okazji, inspiracji rozwojowych, wyznaniowych, terapeutycznych czy relaksacyjnych. 

Światowy skauting, w tym harcerstwo ma konkurencyjny, oddolny ruch międzynarodowej solidarności i aktywności geokeszerów w świecie onlife.      


19 września 2024

Nauka a polityka

 



 W ocenie rozpraw naukowych nie powinno mieć żadnego znaczenia to, czy ktoś jest zwolennikiem jakiejś partii politycznej, ani jego stosunek do wiary lub świeckości. Jedyne, co powinno mieć znaczenie dla oceny ich pracy naukowej, to fachowość, niezależność, zaangażowanie w podjęcie oryginalnego problemu badawczego i uczciwość w jego rozwiązywaniu. W ostatnich latach przekonujemy się, że uczciwość jest nawet ważniejsza w realizacji projektów badawczych bez względu na to, jakie mamy osobiste poglądy i jaką reprezentujemy uczelnię czy akademickie środowisko.

W wyniku walki politycznej w Polsce rozwija się niestety także nauka polityczna, która nie ma nic wspólnego z dyscypliną nauk o polityce. Jest to, niezależnie od dziedziny nauk społecznych, instrumentalne jej traktowanie jako pochodna podporządkowania się części naukowców afirmowanej przez siebie ideologii i interesom partii władzy lub opozycji. Tym zaś zależy na tym, by środkami finansowymi dążyć do utrzymania władzy lub jej odzyskania z udziałem selektywnie traktującym naukę jej dotychczasowym autorytetom. Trudno jednak takie osoby uznawać za autorytety, skoro same zrezygnowały z wolności i imperatywu nieposłuszeństwa wobec tak rozumianego wykorzystywania nauki do pozanaukowych celów.  

Jesteśmy świadkami, ale i aktorami win plemion politycznych, kiedy milczymy, nie reagujemy, nie zwracamy uwagi na patologie. Nie wolno uczonym uczestniczyć w kłamstwie politycznym, jeśli sprawowanie władzy na nim się opiera. Jeśli ktoś potrzebuje czy poszukuje naukowego autorytetu, to niech  sam nim będzie w wyniku uczciwej, zaangażowanej pracy naukowo-badawczej, dydaktycznej i organizacyjnej.

Można zapytać, jak to jest możliwe, że żyjąc w demokracji parlamentarnej niektórzy naukowcy zamykają swój horyzont wiedzy i reakcji na temat patologii w sprawowaniu władzy, deprawowaniu przez nią ludzkich sumień, gdyż zastępuje się autorytet nauki sprytem, pseudonaukową przedsiębiorczością, by utrzymać siebie i/lub swoją instytucję w lepszej kondycji ekonomicznej? Tymczasem to sumienie jest źródłem prawdy, której posiadanie i reprezentowanie w relacjach profesjonalnych i społecznych sprzyja zdobywaniu czy utrwalaniu własnej godności homo amans, homo creator i homo sacer.

Dociekanie prawdy jest przecież obowiązkiem każdego naukowca, toteż nie należy godzić się z tymi, których sumienie w czasach jego deprawowania przez przedstawicieli różnych formacji politycznych ma kalkulacyjny charakter. Nie wolno prawdy czynić przedmiotem politycznych transakcji. Podporządkowujący swoje badania i prezentację ich wyników czynnikom pozanaukowym staje się nie tylko ambasadorem kłamstwa, ale i jego niewolnikiem, gdyż każdy akt jego demistyfikacji musi być prowadzony niejako w imię wolności nauki. 

Uczony powinien być – jak trafnie określał to Józef Tischner – odkrywaną we własnej duszy „gadającą wolnością), co potwierdza zarazem, że jeśli już czemukolwiek się poddaje, to są to wartości absolutne, wyższego rzędu, wyższe od niego samego. W rozmowie m.in. z Jarosławem Gowinem ów filozof mówił o tym, jak ważny jest w życiu elit głos wewnętrzny, kiedy to dajmonion (…) mówi: ”podporządkuj się temu, w czym ty sam jesteś większy od siebie”. „Idź za tym, co w tobie najlepsze”. Ten głos nie może jednak wbijać nas w pychę. Dzięki niemu wchodzimy w służbę. Byt w sobie zaczyna być bytem dla kogoś (Tischner, 1999, Przekonać Pana Boga. Z ks. Józefem Tischnerem rozmawiają Dorota Zańko i Jarosław Gowin, Kraków: Znak).

 

 

 


18 września 2024

Kwartalnik "Studia z Teorii Wychowania" z najwyższą wartością wskaźnika ICV 2023 wynoszącą 100.00

 


Miło mi poinformować, że czasopismo „Studia z Teorii Wychowania" (ISSN: 2083-0998, 2719-4078)” otrzymało od Zespołu Ewaluacji Czasopism Naukowych Index Copernicus International pozytywną ocenę i zostało zaindeksowane w bazie ICI Journals Master List za rok 2023. Na podstawie weryfikacji informacji o funkcjonowaniu czasopisma w roku 2023 wyznaczona została wartość jego siły parametrycznej (wskaźnika ICV).

ICV 2023 = 100.00

Będziemy nadal z zespołem redakcyjnym wzmacniać zasięg oddziaływania kwartalnika, jego potencjał indeksacji w głównych międzynarodowych bazach, tj.: Emerging Sources Citation Index (Web of Science), Scopus, DOAJ oraz ERIH Plus. 

Dziękuję znakomitemu zespołowi Redakcji "Studiów z Teorii Wychowania" oraz współpracującym z nami Recenzentom z całego kraju za perfekcyjną troskę o jakość wydawanych w naszym periodyku artykułów. Kwartalnik ukazuje się systematycznie, toteż życzę dalszej satysfakcji z publikowania na jego łamach artykułów naukowych. Sekretarz  naukowy redakcji prof. ChAT dr hab. Stefan Tomasz Kwiatkowski czyni wszystko, by komunikacja z autorami i recenzentami przebiegała sprawnie. 

Nasz zespół redakcyjny regularnie odbywa spotkania, analizuje i dyskutuje o nadsyłanych rozprawach oraz planuje kolejne wydania. Życzę autorom, recenzentom i moim współpracownikom redakcyjnym dalszej satysfakcji z tworzenia znaczącego źródła wiedzy naukowej z teoretycznych podstaw socjalizacji, wychowania i terapii, które stają się zarazem ważnym czynnikiem w projektowaniu i realizowaniu badań empirycznych. 

       


17 września 2024

Jak wyjść z paraliżu edukacji szkolnej



"Die gelähmte Bildungsrepublik. Plädoyer für eine veränderte Reformpolitik" to tytuł interesującej monografii o reformowaniu edukacji szkolnej w Niemczech. W przekładzie na język polski tytuł książki autorstwa docenta ekonomii, pedeutologa, trenera i doradcy w doskonaleniu zawodowym nauczycieli Heinza Klipperta brzmi: „Paraliż republiki szkolnej. Glossa do zmieniającej się polityki reform”. 

W kraju sąsiadów po zachodniej stronie Odry szkolnictwo jest ustawicznie reformowane oddolnie z wsparciem krajowych ministerstw edukacji, samorządów, instytucji naukowo-badawczych i podmiotów gospodarczych, w tym banków. W najnowszych planach reform oświatowych zwraca się uwagę na konieczność uwzględnienia poprawy wyników piętnastolatków niemieckich szkół  średnich  na podstawie międzynarodowych badań PISA, ale także na przyjęty przez rząd pakt dotyczący cyfrowej edukacji, likwidację jednego z typów szkół ponadpodstawowych I stopnia, jakimi były szkoły główne (Hauptschulen) czy wprowadzenie do szkół inkluzyjnych nowego programu wsparcia uczniów zaniedbywanych społecznie w ich środowisku życia domowego. 

Podobnie jak w innych krajach, także w Niemczech odczuwane są negatywne dla jakości (wy-)kształcenia młodych pokoleń skutki pandemii Covid-19, ale także sygnalizowane problemy braku nauczycieli i obciążeń zawodowych jeszcze pracujących w szkolnictwie, zniszczenia budynków szkolnych, zbyt wczesne selekcjonowanie uczniów kończących szkołę podstawową czy problem nadużywania mediów cyfrowych przez uczniów w ich codziennej aktywności pozaszkolnej. W setkach szkół, które włączyły się do programu PSE („Pädagogischen Schulentwicklung”) „Pedagogicznego rozwoju szkół”, doszło do wielu korzystnych zmian w kulturze szkolnej nauczania i uczenia się, oddolnie wdrażanych przez nauczycieli innowacji dydaktycznych oraz wzrostu współpracy w zespołach nauczycielskich na rzecz doskonalenia procesu kształcenia. 

Zdaniem autora tej książki, podmiot prowadzący szkołę nie może zmuszać nauczycieli do wprowadzania innowacji, stąd nadal w wielu szkołach brakuje nowego myślenia i działania pedagogicznego. Autor czyni zatem przedmiotem analiz w tej rozprawie kwestie przyczyn, dla których tak trudno jest o szerszy zasięg zaistnienia w szkolnictwie koniecznych reform, zmian edukacyjnych. Nadal aktualne jest poszukiwanie odpowiedzi na pytania: 

„Jak wychowywać demokratów? 

Które struktury ustroju szkolnego sprzyjają partycypacji i samostanowieniu uczniów? 

Jak eliminować niski poziom wykształcenia części społeczeństwa, by dzięki edukacji możliwe było techniczno-gospodarcze unowocześnianie kraju?” (s.13)

Klippert dokonał analizy polityk oświatowych w Niemczech dociekając zgodnie z podejściem krytyczno-konstruktywistycznym powodów, dla których reformy ustroju szkolnego, programów i modeli kształcenia oraz demokratyzacji nie znajdują powszechnego odzwierciedlenia w toku zajęć szkolnych. Tymczasem od połowy lat 70. XX wieku reformy szkolne dotyczyły kwestii, które miały charakter pedagogiczny, ale i społeczno-polityczny, etyczny czy wynikający z teorii kształcenia. 

Określają to nazwy reform: „wspieranie zdolności, wyrównywanie szans edukacyjnych, uczenie się w zespole, poszerzanie kompetencji, indywidualizacja, inkluzja, digitalizacja, współpraca nauczycieli, współdziałanie rodziców, autonomia szkolna” (tamże, s. 19). Jednak rynek pracy od lat upomina się o lepsze przygotowanie uczniów do podejmowania ról zawodowych. Dynamicznie rozwijająca się gospodarka, pojawiające się nowe usługi wymagają dynamicznych zmian w procesie kształcenia młodzieży. 

Oczekuje się od edukacji szkolnej wyższego poziomu osiągania przez młodzież takich kluczowych kompetencji, jak samodzielność, zdolność do podejmowania własnych inicjatyw, pracy w zespole, umiejętność rozwiązywania problemów, umiejętności fachowe oraz związane z pozyskiwaniem, opracowywaniem i wykorzystywaniem informacji, w tym samodzielności w pozyskiwaniu wiedzy naukowej. 

O ile w XX wieku zaliczano do kluczowych kompetencji zawodowych kompetencje zawodowe, umiejętności metodyczno-strategiczne w zawodzie np. umiejętności analityczne, wizualizacyjne, planowania i organizacyjne, kompetencje społeczne, medialne i osobiste, a w tym przypadku otwartość, wytrwałość w dążeniu do celu, kreatywność, umotywowanie, elastyczność, zdolność do samokrytyki, o tyle już w pierwszej dekadzie XXI wieku nastąpiła zmiana. Z badań wynika następujący ich ranking: 

„niezawodność i umiejętności uczenia się (98 proc. wskazań), 

świadomość odpowiedzialności (94 proc.), 

kompetencje matematyczne (91 proc.), 

zdolność do samokrytyki (85 proc.), 

zdolność do rozwiązywania konfliktów (83 proc.), 

zdolność do rozwiązywania problemów (77 proc.), 

elastyczność (76 proc.), 

odporność na trudności (71 proc.), 

samodzielność (62 proc.) 

umiejętność pracy w zespole (56 proc.)” (s. 24). 

            Tego typu dane starzeją się szybciej niż wydaje się autorowi, który je przytacza. Przytaczane przez niego wyniki sondażu sprzed sześciu lat są przestarzałe, toteż nie można traktować jego krytyki jako aktualnej i sensownej. Dynamika zmian także w infrastrukturze cyfrowej jest tak duża, że powyższego rodzaju informacje i narzekania tracą na znaczeniu. 

To także pokazuje, jak bezcelowe jest operowanie odległymi już w czasie danymi, by nie traktować poważnie wyrazów niezadowolenia z niewielkiego poziomu zmian w powyższym zakresie, skoro te mogły już nastąpić zanim ukazała się recenzowana w tym miejscu i momencie książka Klipperta. Sondowanie opinii pracodawców jest być może atrakcyjne dla ekonomistów, ale nie dla pedagogów, którzy muszą brać pod uwagę to, co trwa w dłuższej perspektywie czasowej, co jest niezależne od nastrojów polityków, wahań giełdowych kursów, pandemii czy wojen. 

(Samo-)kształcenie i (samo-)wychowanie są procesami, które istnieją wbrew nawet najbardziej niekorzystnym uwarunkowaniom politycznym, kulturowym, gospodarczym itp. Zdaniem niemieckiego eksperta szkoła powinna sprzyjać wyrównywaniu szans edukacyjnych dzieci z środowisk o niskim kapitale kulturowym i socjalnym. Zdecydowanie lepiej rozwiązywany jest ten problem w szkolnictwie szwedzkim, fińskim czy kanadyjskim (s.27). 

Wiele dzieci chce się uczyć, ale nie są w stanie, toteż bezmyślnie wkuwają wiedzę, by uzyskać promocję. Nie mogą liczyć na wsparcie nauczycieli, na ich integralne podejście do pracy dydaktycznej, a uwzględniające to, by każdy uczeń mógł dzięki edukacji „umieć-wiedzieć i chcieć” (Können-Wissen-Wollen). 

Z przytaczanych przez Klipperta badań oświatowych wynika, że w wielu niemieckich szkołach nadal przeważa kultura nauczania podającego (paradygmat obiektywistyczny, behawioralny - jak określa go Dorota Klus-Stańska) zamiast orientacji nauczycieli na kulturę uczenia się, a więc na paradygmat konstruktywistyczny. Musi nastąpić przeorientowanie podejścia nauczycieli do procesu kształcenia w kierunku wspierania i wzmocnienia umiejętności uczniów do samodzielnego uczenia się.

Rozbudzenie potrzeb innowacyjności w cyfrowym uczeniu się stanowi nowe wyzwanie dla oświaty. W wielu szkołach nadal brakuje laptopów, tablic interaktywnych, odpowiednich programów do uczenia się oraz bezprzewodowego dostępu do sieci i możliwości korzystania z platform edukacyjnych. Autor podaje dane z 2018 roku, kiedy to tylko 25 proc. uczniów miało dostęp w szkołach do Internetu (s.117). W marcu 2021 roku władze Niemiec zakupiły dla szkół 70 tys. tabletów i laptopów, by  ze względu na pandemię Covid-19 wesprzeć proces kształcenia na odległość (s.119). 

Narzeka się jednak w tym kraju na nieprzygotowanie nauczycieli do pracy z mediami cyfrowymi oraz głęboko zakorzenioną w nich rutyną, ich niechęć do pracy w środowisku cyfrowym. Mimo pozyskania przez rząd 5 mld Euro na współfinansowanie projektów cyfrowej edukacji, władze krajów związkowych traktowały obowiązek ich wykorzystania środków na WLAN jako naruszenie ich autonomii. 

  Indywidualizm stanowi nowe wyzwanie dla edukacji szkolnej, skoro socjolodzy wskazują na rozwój „społeczeństwa indywiduów” (Gesellschaft der Singularitäten). Edukacja szkolna zareagowała nań takimi formami zajęć dydaktycznych, jak swobodna praca, indywidualne planowanie  tygodniowego uczenia się, co ponoć skutkuje wśród uczniów postawami egoizmu i narcyzmu, zaś u nauczycieli wzmacnia poczucie zadowolenia z odciążenia ich od szczególnego angażowania się w organizację lekcji. Problemem niemieckiej edukacji jest niewątpliwie heterogeniczność uczniów, którzy są w oddziałach szkolnych zróżnicowani ze względu nie tylko na płeć, ale narodowość, wyznanie, kompetencje językowe itp. 

Reforma szkolna toczy się w tym kraju pod hasłem „Szkoła dla wszystkich”, traktując inkluzję jako włączanie do zespołów klasowych uczniów nie tylko niepełnosprawnych, ale także reprezentujących całkiem odmienne talenty, zainteresowania, uzdolnienia, poziom wiedzy i umiejętności, socjo-ekonomiczne i zdrowotne uwarunkowania na starcie edukacji szkolnej. Dlatego w polityce reform pojawiło się określenie „uczyć się razem” , chociaż rodzi to dylemat dotyczący tego, czy ma być integracja, czy  może inkluzja. 

Szkolnictwo podlega idei humanizmu i oczekiwaniom  społecznym w zakresie zapewnienia dzieciom równości szans. Edukacja  ma służyć rozwojowi w państwie demokracji. Nauczyciele muszą poradzić sobie z wielobarwnością osób uczęszczających do szkół, z ich jakże zróżnicowanym a przenikającym się pochodzeniem uczniów i ich rodziców, wiarą, mową ojczystą, talentem (s. 39).

 Kluczowym problemem ostatnich dekad stała się konieczność uwzględnienia w reformowaniu szkolnictwa i form kształcenia zbyt dużych obciążeń, z którymi muszą radzić sobie nauczyciele. Coraz więcej problemów stwarzają im w czasie lekcji uczniowie niezainteresowani uczeniem, którzy przeszkadzają innym swoim zachowaniem zakłócają koncentrację uwagi rówieśników w klasie, są agresywni, hałasują, generując napięcia i konflikty w zespole. Nie mogą też liczyć na wsparcie ze strony rodziców takich uczniów. Następstwem przeciążeń nauczycielskich jest syndrom wypalenia zawodowego, zniechęcenie do wprowadzania innowacji dydaktycznych, a nawet nasilające się choroby psychosomatyczne.

            Kolejnym czynnikiem reform powinno być umiejętne przechodzenie nauczycieli od starej rutyny w sferze organizacji i planowania pracy dydaktycznej do nowej rutyny ukierunkowanej na zmianę procesu kształcenia, czynienie pracy lżejszą, bardziej otwartą na współpracę z uczącymi się i tym samym większe oszczędzanie czasu dla siebie, dla własnego rozwoju, do planowania nowych form i metod pracy z uczniami. Strategia uwalniania własnych obciążeń wchodzi jednak w konflikt z ich tradycyjnym, dyrektywnym wykształceniem. Nauczyciele wolą dominować, kontrolować, zobowiązywać i rozliczać uczniów niż  wyzwalać w nich radość uczenia się. 

Rozdział I zamyka refleksja na temat oświaty w XXI wieku, który zobowiązuje szkolnictwo do uwzględnienia w edukacji nowych trendów rozwojowych. Proces digitalizacji, nowe technologie oraz metody pracy w gospodarce wymagają kształcenia nowych umiejętności i sprawności niż dotychczas. Młode pokolenie powinno nauczyć się żyć, pracować i uczyć się, a nie tylko cieszyć się „pięknem nowego świata”, jaki jest jemu dostarczane w mediach społecznościowych jak Facebook, Twitter, WhatsApp, TikTok itp. 

„Jakie kompetencje muszą nabyć uczęszczający do szkół? 

Jaką rolę może jeszcze odgrywać w ich życiu elastyczność, otwartość i całożyciowe uczenie się? 

Z jakimi zagrożeniami i wyzwaniami spotykają się młodzi w nowych mediach, w Internecie? 

Ile czasu będą spędzać w przyszłej pracy a tym samym jaką rolę będzie odgrywać umiejętność korzystania z czasu wolnego? 

Jakie znaczenie będzie miała partycypacja, solidarność i samostanowienie w pięknym świecie nowych komputerów i automatów? 

Czy stracą na znaczeniu zasady pisania, czytania i liczenia? (…) 

   Szkoła powinna rozwijać u uczniów umiejętność radzenia sobie z niepewnością, rozwijać u nich otwartość, samodzielność, kreatywność, tolerancję i kompetencje do współpracy oraz wyrażania własnych poglądów” (s.48). W szkołach należy pobudzać u uczniów zaciekawienie, eliminować z zajęć nudę, a zatem przekształcać w nich kulturę kształcenia.

  Rozdział II dotyczy historii reform oświatowych w ostatnim sześciu dekadach, a więc od lat 60. XX wieku. Autor syntetycznie omawia kolejno wprowadzane reformy w ustroju szkolnym (podział na trzy typy szkół – podstawowe i średnie I oraz II stopnia), reformy podstaw programowych kształcenia ogólnego i zawodowego, innowacyjne podejście do kształcenia nauczycieli, powołanie zintegrowanych szkół kształcenia holistycznego, pojawienie się rozwiązań eksperymentalnych w szkolnictwie publicznym np. Laborschule w Bielefeld, fascynacja innowacjami dydaktycznymi i wzrost zainteresowań modelami szkół pedagogiki reformy np. szkoły steinerowskie, szkoły montessoriańskie, planu jenajskiego i redukowanie orientacji na reformy odgórne typu top-down. 

To jest niewątpliwie zwrot ku szkołom autonomicznym czy częściowo autonomicznym, ku rozwijaniu różnych modeli szkół przyszłości. Wymagało to konstruowania w tych szkołach własnych programów kształcenia i ewaluowania jakości tego procesu oraz zwrócenia uwagi na zaniedbania wychowawcze uczniów. 

Niewątpliwie szokiem były wyniki badań PISA w 2000 roku, bowiem lokowały umiejętności nastolatków na 22 miejscu wśród wyników piętnastolatków z 32 państw należących do OECD. Okazało się wówczas, że aż 23 proc. uczestniczących w tym pomiarze piętnastolatków osiągnęło najniższy poziom kompetencji – 1 (na skali od 1 do 5), a dalsze 10 proc. nie osiągnęło nawet tego poziomu. Zmusiło to władze szkolne do zmian  w paradygmacie kształcenia, rewizji kultury organizacyjnej i dydaktycznej szkół w kierunku zwiększania samodzielności uczenia się, zwiększania autoodpowiedzialności i współpracy uczniów, wprowadzania modułów zajęć (ścieżek) międzyprzedmiotowych oraz aktywizowania współpracy nauczycieli w zespołach. 

W pierwszej dekadzie XXI wieku rozwija się nowy model szkoły całodniowej, w której organizacja zajęć szkolnych i pozalekcyjnych sprzyja wyrównywaniu szans edukacyjnych wspieraniu dzieci w rozwijaniu ich zainteresowań i talentów. Jednak z badań Klausa Klemma z 2013 roku dotyczących poziomu osiągnięć uczniów szkół całodziennych i pozostałych w sferze kompetencji kognitywnych wykazały, że nie są one lepsze u uczniów szkół całodziennych od pozostałych. Jedynie zmniejszył się  odsetek uczniów niepromowanych do klas wyższego stopnia (s. 104-105). 

Nie bez znaczenia dla roli edukacji jest uwzględnienie w niej specyficznych potrzeb uczniów wybitnie uzdolnionych, a do takich zalicza się tych o ilorazie inteligencji powyżej 130. W Niemczech jest ich ok. 2 proc. (s.108). To im oferuje się wsparcie stypendialne, możliwość uczenia się w klasach starszych niż ich wiek życia, a nawet tworzy się szkoły lub klasy dla najzdolniejszych uczniów, by umożliwić im zarazem dostęp do laboratoriów uniwersyteckich. Dla najzdolniejszych uczniów organizowane są także obozy w kraju i poza granicami oraz zachęca się ich do udziału w olimpiadach przedmiotowych. 

Podsumowując powyższy okres reform autor stwierdza, że system szkolny nie zmienił się znacząco, podobnie jak nie uległy  i wzrostowi osiągnięcia szkolne uczniów, gdyż te są zdeterminowane przede wszystkim środowiskiem ich pochodzenia i poziomu wsparcia w nim. „Nie zmieniły się także zbytnio lekcje. Wprawdzie wprowadzono nowe podstawy programowe kształcenia ogólnego, nowe cele uczenia się, standardy edukacyjne, plany kształcenia i programy w zakresie digitalizacji, zaistniały nowe metody aktywizujące jak metoda projektów, pracy zespołowej, swobodnej pracy, nowe pomoce dydaktyczne  wspomagające indywidualizację uczenia się, to jednak nadal dominuje nauczanie podające, frontalne, skoncentrowane na realizacji treści. Innowacyjność nauczania i uczenia się nie stały się codziennością” (s. 120-121).

Rozdział III recenzowanej książki dotyczy przyczyn porażek w polityce reform szkolnych. Ustrój szkolny jako subsystem podlega tak różnym czynnikom, że niezwykle trudno jest je z sobą zsynchronizować. Szczególnie trudna jest synchronizacja reform szkolnych z polityką reform w kraju, ich nieprzejrzystością oraz procesami globalizacji, gdyż musi ona uwzględnić typy szkół, poziomy kształcenia, przedmioty szkolne, prawo oświatowe, zarządzanie szkolnictwem, rozwój szkół i ich finansowanie aż po kwestie kształcenia i doskonalenia zawodowego nauczycieli. 

„Wielu aktorów sceny politycznej kieruje się zasadą minimalizowania ryzyka – „Lepiej jest nic nie robić, niż na skutek pojawienia się zarzutów o popełnionych błędach ryzykować niezadowolenie społeczne, bunt” (s.126). 

Czynnikiem hamującym innowacyjność w edukacji jest strategiczna naiwność wielu polityków, którzy sądzą, że wystarczy dać właściwe impulsy, by szkolna rzeczywistość zmieniła się zgodnie z ich oczekiwaniami. Każda odgórna próba (top-down) narzucenia czy zobowiązania do wprowadzenia zmian w szkołach generuje opór, gdyż zderza się z przyzwyczajeniami, tradycją, niezadowoleniem. 

Potrzebna jest tu inna strategia „Change-Management”, która obejmuje trzy fazy: 

1) fazę rozmrażania potencjalnych aktorów zmiany, by mieli odwagę na ich wprowadzenie, 

2) fazę wdrożenia zmian  dzięki zmianie postaw, wypróbowaniu nowych wzorów działania i 

3) fazę konsolidacji innowacji, jej zinternalizowania (127-128). 

Mało jest jednak innowacyjnych nauczycieli w szkołach, gdyż natrafiają oni na wyhamowywanie ich pasji do zmian we własnym środowisku nauczycielskim. Przecenia się także ich możliwe promieniowanie na nauczycieli innych szkół.

Innym czynnikiem hamującym reformy wewnątrzszkolne jest natura ludzka, postawy, światopogląd nauczycieli i rodziców uczniów, ich system wartości, przyzwyczajenia, selekcyjne podejście do uczniów, których dzieli się na elity, przeciętnych i miernych podtrzymując czy reprodukując stratyfikację społeczną. 

Co zdumiewa, to niezadowolenie tego eksperta z federalistycznego ustroju państwa i tym samym także szkolnictwa. Zdaniem Klipperta, w każdym z szesnastu krajów związkowych edukacja podlega odmiennym wpływom rządzących tam partii politycznych i organów samorządowych prowadzących szkoły. Ustalony przez rząd krajowy kierunek zmian natrafia zatem na odmienne regulacje i walkę o władzę w poszczególnych Landach. „Typowe dla federalizmu niemieckiego jest lawirowanie rządzących w stylu „jeden krok naprzód i trzy czwarte do tyłu, trochę na prawo i trochę na lewo” (s.134).

Powodem zanikania reform jest także odejście ze szkół innowatorów na emeryturę czy zmiana ich zatrudnienia, a więc nieobecność tych, którzy mogliby przekonywać do innowacji. Brak kontynuatorów sprzyja podtrzymaniu tradycyjnych procesów dydaktycznych. 

Nie bez znaczenia dla zanikania innowacji w szkolnictwie jest zmienność polityk oświatowych. Podobnie jak formułowanie przez tzw. designerów reformy abstrakcyjnych koncepcji, które wpisywane są do planów reform, ale pozbawione są odniesień do ich praktycznego zastosowania w szkołach. Nie wiadomo bowiem, jak należałoby je realizować, co sprawia, że ich kreatorzy doświadczają porażek. 

Powstające szkoły eksperymentalne, modelowe rozwiązania innowacyjne czy pilotażowe projekty wygasają, gdyż trudny jest transfer ich rozwiązań do innych szkół. W szkole, w której jakiś nauczyciel angażuje się w oddolną innowację, pojawiają się grupy nauczycieli bojkotujący nowatora, by nie byli z nim porównywani. 

Polityką oświatową rządzi populizm a gotowość do wewnątrzszkolnych innowacji osłabia biurokratyzacja i niedofinansowanie szkoły. Brakuje w szkołach nauczycieli, a ci którzy są w nich zatrudnieni, nie uzyskali w toku kształcenia zawodowego odpowiednich dla myślenia i działania innowacyjnego kompetencji.

Rozprawę zamyka rozdział o potrzebie uwzględnienia w oświacie zrównoważonego rozwoju szkół. Będzie to możliwe dzięki tworzeniu sieci nauczycieli nowatorów, instytucjonalizacji metod działań innowacyjnych w każdej z nich. Kierownictwo szkoły jest odpowiedzialne za rozwój innowacyjności. Każda zmiana wymaga jednak czasu, gdyż nie da się jej osiągnąć w ciągu kilku miesięcy. Niepokojące są prognozy Klipperta, z których wynika, że do 2030 roku zabraknie w tym kraju 150 tys. nauczycieli (s.166). 

Autor książki zaproponował wzór na czynniki warunkujące zaistnienie możliwości, przydatności i efektywności zmian w edukacji (interdependencja):  Ib= F(U, N, M, H, P, B, S), gdzie

Ibto gotowość do innowacji

U – wsparcie z zewnątrz i odgórne,

N – zapotrzebowanie, przydatność

M – chęć nauczycieli do współpracy

P – efektywne seminaria, warsztaty itp.

B – pomoc w uczeniu się i w pracy

S – optymizm, odczucie satysfakcji (s.168).

Klippert opracował własną koncepcję edukacji, która skoncentrowana jest na dydaktyce szkolnej. Słusznie uważa, że skoro nie da się uniknąć wielu a pozaszkolnych barier zmian w edukacji szkolnej, to trzeba rozwijać koncepcje reformowania zajęć (Unterrichtsentwicklung). Jego koncepcja szkoły jak domu uczenia się (Haus des Lernens)  została zilustrowana  na s.173. 

 Rolą państwa byłoby przebudowanie dotychczasowego systemu kształcenia nauczycieli, kadr kierowniczych szkół i ich doskonalenia, by zapewnili w swoich szkołach godziny odprężenia uczniów od stresów, serwis mediów i pomocy dydaktycznych, zatrudnienie więcej nauczycieli, specjalistów i pracę w zespołach wspierających ich pracę, lepsze wyposażenie w media cyfrowe oraz modernizację prawa oświatowego (s.178). 

Zainteresowanych metodyką wprowadzania zmian zgodnie z tą koncepcją odsyłam do książki. Uwzględniają one bowiem zarządzanie innowacyjnością w szkołach, w tym organizacją planu zajęć oraz włączaniem do tego procesu uczniów i ich rodziców. Słusznie uważa, że skoro relatywnie powiodły się reformy systemowe w Finlandii, Szwecji i Kanadzie, to znaczy, że warto podjąć systemową zmianę także w Niemczech. Zadaniem władz państwowych jest wspieranie i ułatwianie pojawiania się reform wewnątrzszkolnych, jednak w pierwszej kolejności należy zadbać o nauczycieli. Bez nich żadna reforma się nie powiedzie.

  

 

16 września 2024

O szansach na bycie superproduktywnym naukowcem po doktoracie

 



Profesor Marek Kwiek wraz dr. Wojciechem Roszką opublikowali wyniki kolejnych badań Big Date wyłaniając z bazy Scopus  99 000 polskich naukowców i 935 000 ich polskich publikacji z ostatniego półwiecza - 72 000 artykułów z dziedzin STEMM, które wydało 4 200 polskich naukowców z habilitacją (ale bez profesury tytularnej). Tym samym analizowane dane o rozprawach dotyczyły ich dorobku sprzed i po habilitacji.


Jak piszą "było to  badanie longitudinalne kariery naukowej w wymiarze temporalnym, które pozwoliło na prześledzenie publikacyjnych osiągnięć naukowców od 30. roku życia do 70-tki, a więc od ich pierwszej do ostatniej publikacji. Badacze zastosowali podejście decylowe – produktywność naukowców została przypisana do 10 decyli, od najniższego (dolnych 10% naukowców pod względem produktywności publikacyjnej) do najwyższego (górnych 10% naukowców po tym samym względem). Uszeregowali wszystkich od decyla 1 do decyla 10.

Interesowało ich pytanie: Czy jakiemuś polskiemu naukowcowi udało się przeskoczyć z decyla 1 po doktoracie do decyla 10 po habilitacji – czy to w ogóle jest możliwe? Wiara w naukowców podpowiada, że tak, że wszystko jest przecież możliwe… . Analogicznie, czy można spaść z decyla 10 do decyla 1, najniższego? A zatem w jakiej mierze polscy naukowcy są przypisani (przez siebie – swoje publikacje) do swoich ról publikacyjnych? jak bardzo są produktywni naukowo? 

Czy (młodzi) doktorzy habilitowani mogą się wybić – radykalnie – powyżej swoich wcześniejszych osiągnięć publikacyjnych? Twarde dane pokazują jasno, że nie mogą!" 


Zachęcam do przeczytania tekstu wszystkich tych, którzy interesują się polityka naukową i szkolnictwa wyższego. Kluczowe jest bowiem pytanie: czym ma być a czym jest tzw. produktywność naukowa w sytuacji, gdy do ewaluacji dyscypliny wystarczy tylko jeden slot (jedna publikacja) rocznie? Inna rzecz, że do awansu naukowego to kryterium w ogóle się nie nadaje. Jest czynnikiem hamującym rozwój naukowy nauczycieli akademickich, w tym także ich produktywność. 


 W dniu wczorajszym Profesor Marek Kwiek przesłał informację, że właśnie ukazał się w „Innovative Higher Education” (39 stron) na temat produktywności naukowców po doktoracie i po habilitacji – z pytaniem, czy w ogóle możliwe są radykalne zmiany produktywności? Czy naukowcy słabi publikacyjnie – mogą po latach stać się silni publikacyjnie? (M. Kwiek, W. Roszka (2024). Are Scientists Changing their Research Productivity Classes When They Move up the Academic Ladder. Innovative Higher Educationhttps://doi.org/10.1007/s10755-024-09735-3 ) 

 

Tak więc, drodzy naukowcy, nadchodzi kolejny rok akademickiej "produkcji" w Sciences! W humanistyce i naukach społecznych mamy znacznie poważniejsze zadania, które wykraczają poza ramy powyższego wyścigu "producentów nauki", gdyż nasze badania mają służyć kulturze i społeczeństwu.  



(Foto: Ateny  - BŚ) 

15 września 2024

Intelektualiści i pseudointelektualiści

 


 

Upadek arystotelesowskiej idei polityki jako racjonalnej troski  o dobro wspólne sprawia, że jest ona traktowana przez dążących do władzy lub ją pełniących jako znakomity sposób na zadbanie o dobro "własne". Co gorsza, coraz częściej zabierają głos w sprawie tej drugiej grupy elit naukowcy, dla których ta kwestia być może nie jest głównym przedmiotem ich zainteresowań badawczych. Niektórzy nawet pobierają honoraria za niemal codzienne komentowanie wszelkich spraw z życia kraju, byle tylko można było zasłużyć się płatnikom. Natomiast mądrzy intelektualiści wyrażają swój sprzeciw wobec panoszenia się głupich w rządowej, samorządowej, sejmowej, a więc publicznej polityce krajowej czy nawet międzynarodowej. 

Czytamy o tym w wydanej w Polsce książce Thomasa Sowella - amerykańskiego ekonomisty o poglądach podobno badziej libertariańskich niż konserwatywnych, chociaż w trosce o naukę bliższy jest tym ostatnim. Należy przecież do grona tych autorów, którzy nie chcą milczeć w powyższej kwestii. Już w pierwszym zdaniu "Przedmowy" wyraża następujący pogląd: "Prawdopodobnie nigdy w dziejach ludzkości intelektualiści nie odgrywali w społeczeństwie większej roli niż obecnie. (...) ich wpływ na kierunek ewolucji społecznej może być znaczący, a nawet decydujący. Wpływ ten zależny jest rzecz jasna od okoliczności - między innymi od tego, czy dany intelektualista cieszy się swobodą i wolnością propagowania swoich idei, czy też może jest jedynie trybikiem aparatu państwowej propagandy, jak ma to miejsce w krajach totalitarnych" (s. 11).

Na dowód tej tezy autor niniejszej publikacji przytacza za profesorem z University of Columbia komentarz o niektórych utalentowanych poetach i dziennikarzach, którzy usprawiedliwiali zbrodnie tyranów koniecznością przyjęcia innej (rzekomo właściwej) perspektywy ich oceny. Sowell nie adresuje swojej książki do intelektualistów, ale do przeciętnych - w sensie statystycznym - czytelników, obywateli demokratycznego kraju, by spróbowali zrozumieć intelektualistów, którymi są osoby zajmujące się zawodowo ideami jako takimi. 

"Intelektualistami będą - zdaniem Sowella - więc pisarze, uczeni i tym podobni" (s.17). Trzeba ich odróżniać od tzw. gadających głów w mediach audiowizualnych. Nie jest intelektualistą ta osoba, która od idei - i na ideach się kończy  z przeświadczeniem o własnej nieomylności wprowadza określone idee w życie publiczne, a więc jest inżynierem społecznym, manipulatorem dusz ludzkich. "Praca intelektualisty  zaczyna się od idei - i na ideach się kończy" (s. 18). Oceniając sytuację w szkolnictwie wyższym w USA autor tej książki uważa, że nauczyciele akademiccy na wydziałach socjologii czy psychologii są bardziej zorientowani lewicowo. W Polsce nie prowadzi się badań na ten temat, by ich wyniki nie były wykorzystane przez partię władzy czy opozycji w dezawuowaniu autorytetów naukowych.       

Tych, którzy nie traktują idei jako wartości autotelicznej, jako ens per se, tylko wykorzystują je instrumentalnie a zarazem posiadają mniejszą wiedzę w ramach swojej dyscypliny naukowej, Sowell określa mianem pseudointelektualistów. To ktoś, kto jest płytki, powierzchowny lub nieuczciwy w swoim zawodzie czy aktywności publicznej, a zatem nie zasługuje na miano intelektualisty. Pseudointelektualistą jest osoba, która w swoich wypowiedziach, komentarzach publicznych wykracza poza reprezentowaną przez siebie dziedzinę wiedzy. Jest nią także wówczas, kiedy wytwarza lub nawet tylko promuje idee antyintelektualne.  

Bycie intelektualistą nie jest tożsame z byciem członkiem tej grupy społecznej, która jest określana mianem inteligencji, na której spoczywa niejako obowiązek czy rola upowszechniania lub wcielania w życie idei wytworzonych przez intelektualistów. Do inteligencji Sowell zalicza zatem tzw. "satelitów intelektualistów" (s.21), a więc nauczycieli, sędziów, dziennikarzy, działaczy społecznych i politycznych.  

O wartości intelektualisty/-ki rozstrzyga wiarygodność i prawdziwość przedstawianych przez niego/nią idei, a ta musi być poddana empirycznym kryteriom zewnętrznym wobec niej. Intelektualiści nie ponoszą jednak odpowiedzialności za głoszenie swoich idei, toteż moga być impregnowani na krytykę publiczną. 

"Ci z intelektualistów, którzy ubóstwiali Stalina, gdy w czystkach likwidował miliony ludzi i tłamsił najlżejsze drgnięcie swobody, nie zostali zdyskredytowani" (s. 24). Podobnie jest współcześnie, kiedy to część rosyjskich intelektualistów i inteligencji popiera politykę inwazji Putina na Ukrainę. 

Sowell podejmuje istotną kwestię dotyczącą osób podejmujących decyzje, które mają wpływ na życie społeczeństwa czy jakiejś jego części, środowiska, funkcjonowanie instytucji publicznych. Decydentami nie powinni być ci, "(...) którzy nie mają ani doświadczenia, ani ich to wszystko bezpośrednio nie dotyczy. (...) Jeśli rozszerzymy definicję wiedzy, włączając w nią wiedzę przyziemną, której obecność lub nieobecność jest sprawą istotną i często kluczową, okaże się, że osoby szczycące się tytułami doktorskimi są w większości, tak samo jak inni ludzie,  ślepi i głusi na rzeczy niezwykle istotne , jako że żaden człowiek nie jest w stanie posiadać wiedzy na poziomie umożliwiającym podejmowanie decyzji w imieniu całego społeczeństwa. Możliwe jest co najwyżej decydowanie o sprawach będących znikomym wycinkiem szerokiego spektrum ludzkich spraw" (s. 35). 

Tymczasem nie tylko w Polsce jako jednym z posttotalitarnych krajów socjalistycznych decydentami m.in. w ministerstwach, spółkach Skarbu Państwa były lub są osoby-politycy, które bez wahania można zaliczyć do pseudointelektualistów i nieprofesjonalistów. Ci zaś kierują się w swoich decyzjach częściowo ignorancją, uprzedzeniami, stereotypami, preferowanym światopoglądem a więc i ideami, wartościami, które podlegają wpływom grupowego myślenia i lojalnego działania. Jakże trafnie konstatuje autor tej książki takie postawy,  pisząc:  

"(...) znacznie łatwiej jest koncentrować władzę, niż koncentrować wiedzę. Dlatego inżynieria społeczna tak często odnosi skutki odwrotne od zamierzonych, a wielu despotycznych władców doprowadziło swoje narody do totalnej ruiny" (s. 36).  Do ruiny można doprowadzić także szkolnictwo, służbę zdrowia, system emerytalny czy sądowniczy w danym kraju. 

Nie jest prawdą, że działające w społeczeństwie otwartym organizacje pozarządowe, fundacje czy ruchy społeczne są w swojej działalności bezstronne, wolne od realizacji ukrytych interesów osobistych,  więc i wiarygodne. "To jedno z wielu wyobrażeń, jakie nie jest w stanie przetrwać konfrontacji z rzeczywistością - ale, niestety, rzadko kto je w ten sposób weryfikuje. Pomijając interesy własnych ekspertów - zamiast innych mechanizmów ekonomicznych bądź społecznych - za pomocą których wpływają  na kształt istotnych decyzji, istnieje wiele dowodów potwierdzających, że  tak naprawdę oni także kierują się uprzedzeniami" (s. 42). 

W Polsce też są takie organizacje, czego dowodem są pseudonaukowe fundacje, strony wyrotowanych z uczelni pseudonaukowców, których założyciele czy  "eksperci" przygotowują i publikują zmanipulowane przez siebie wypowiedzi, dokumenty, komentarze, żeby stanowiły zasłonę dymną własnych stanowisk podszytych uprzedzeniem, ignorancją czy "zemstą" za niepowodzenia w postępowaniach awansowych czy w pracy zawodowej. 

"Jak neurochirurg może wytłumaczyć się z tego, co robi, komuś, kto nie ma pojęcia ani o mózgu, ani o chirurgu?" - pyta Sowell, a ja mogę per analogiam zapytać: Dlaczego profesor ma nie odmówić poparcia wniosku komuś, kto ubiega się o stopień doktora, doktora habilitowanego czy o tytuł profesora, skoro ten popełnia w swoich rozprawach fundamentalne błędy metodologiczne czy jest najzwyczajniej w świecie naukowym ignorantem? Rzeczywiście, ignorancja stała się także w środowisku akademickim chlebem powszednim,  usiłując wypierać i zastępować wiedzę odwoływaniem się do administracyjnych czy sądowych procedur. 

Sowell jako autor przywołanej dziś książki słusznie wskazuje na nieuprawnione, niepokojące cytowanie przez część intelektualistów danych statystycznych, by demonizować ich znaczenie w ujęciu komparatystycznym tak, jakby miało być obojętne to, w jaki sposób zostały one uzyskane, przy pomocy jakich narzędzi oraz jak dalece pomijają odmienność ustrojową, kulturową. demograficzną, gospodarczą itp. wymienianych państw czy analizowanych środowisk. Rzeczywistość nie przystaje do wskaźników idealnego świata, podobnie jak niewiele ma wspólnego z manipulacją pseudointelektualistów.