19 września 2024

Nauka a polityka

 



 W ocenie rozpraw naukowych nie powinno mieć żadnego znaczenia to, czy ktoś jest zwolennikiem jakiejś partii politycznej, ani jego stosunek do wiary lub świeckości. Jedyne, co powinno mieć znaczenie dla oceny ich pracy naukowej, to fachowość, niezależność, zaangażowanie w podjęcie oryginalnego problemu badawczego i uczciwość w jego rozwiązywaniu. W ostatnich latach przekonujemy się, że uczciwość jest nawet ważniejsza w realizacji projektów badawczych bez względu na to, jakie mamy osobiste poglądy i jaką reprezentujemy uczelnię czy akademickie środowisko.

W wyniku walki politycznej w Polsce rozwija się niestety także nauka polityczna, która nie ma nic wspólnego z dyscypliną nauk o polityce. Jest to, niezależnie od dziedziny nauk społecznych, instrumentalne jej traktowanie jako pochodna podporządkowania się części naukowców afirmowanej przez siebie ideologii i interesom partii władzy lub opozycji. Tym zaś zależy na tym, by środkami finansowymi dążyć do utrzymania władzy lub jej odzyskania z udziałem selektywnie traktującym naukę jej dotychczasowym autorytetom. Trudno jednak takie osoby uznawać za autorytety, skoro same zrezygnowały z wolności i imperatywu nieposłuszeństwa wobec tak rozumianego wykorzystywania nauki do pozanaukowych celów.  

Jesteśmy świadkami, ale i aktorami win plemion politycznych, kiedy milczymy, nie reagujemy, nie zwracamy uwagi na patologie. Nie wolno uczonym uczestniczyć w kłamstwie politycznym, jeśli sprawowanie władzy na nim się opiera. Jeśli ktoś potrzebuje czy poszukuje naukowego autorytetu, to niech  sam nim będzie w wyniku uczciwej, zaangażowanej pracy naukowo-badawczej, dydaktycznej i organizacyjnej.

Można zapytać, jak to jest możliwe, że żyjąc w demokracji parlamentarnej niektórzy naukowcy zamykają swój horyzont wiedzy i reakcji na temat patologii w sprawowaniu władzy, deprawowaniu przez nią ludzkich sumień, gdyż zastępuje się autorytet nauki sprytem, pseudonaukową przedsiębiorczością, by utrzymać siebie i/lub swoją instytucję w lepszej kondycji ekonomicznej? Tymczasem to sumienie jest źródłem prawdy, której posiadanie i reprezentowanie w relacjach profesjonalnych i społecznych sprzyja zdobywaniu czy utrwalaniu własnej godności homo amans, homo creator i homo sacer.

Dociekanie prawdy jest przecież obowiązkiem każdego naukowca, toteż nie należy godzić się z tymi, których sumienie w czasach jego deprawowania przez przedstawicieli różnych formacji politycznych ma kalkulacyjny charakter. Nie wolno prawdy czynić przedmiotem politycznych transakcji. Podporządkowujący swoje badania i prezentację ich wyników czynnikom pozanaukowym staje się nie tylko ambasadorem kłamstwa, ale i jego niewolnikiem, gdyż każdy akt jego demistyfikacji musi być prowadzony niejako w imię wolności nauki. 

Uczony powinien być – jak trafnie określał to Józef Tischner – odkrywaną we własnej duszy „gadającą wolnością), co potwierdza zarazem, że jeśli już czemukolwiek się poddaje, to są to wartości absolutne, wyższego rzędu, wyższe od niego samego. W rozmowie m.in. z Jarosławem Gowinem ów filozof mówił o tym, jak ważny jest w życiu elit głos wewnętrzny, kiedy to dajmonion (…) mówi: ”podporządkuj się temu, w czym ty sam jesteś większy od siebie”. „Idź za tym, co w tobie najlepsze”. Ten głos nie może jednak wbijać nas w pychę. Dzięki niemu wchodzimy w służbę. Byt w sobie zaczyna być bytem dla kogoś (Tischner, 1999, Przekonać Pana Boga. Z ks. Józefem Tischnerem rozmawiają Dorota Zańko i Jarosław Gowin, Kraków: Znak).