07 lipca 2024

Kiedy zostanie zlikwidowany w szkolnictwie publicznym socjalistyczny relikt ?

 


 

Mikołaj Pietraszewski zakomunikował zaskakujący wynik badania opinii publicznej na temat oceny zachowania w szkołach: 

"Zdecydowana większość Polaków chce pozostawienia na świadectwie szkolnym ocen z zachowania - wynika z sondażu IBRiS dla Radia ZET. Pomysł minister edukacji Barbary Nowackiej dotyczący likwidacji ocen z zachowania popiera zaledwie co trzeci ankietowany. 9,1 proc. badanych nie ma zdania na ten temat".

Zasadnicza kwestia dotyczy tego, czy należy kierować się w zarządzaniu oświatą publiczną sondażami diagnostycznymi?  Jeśli tak, to znaczy, że nadal w edukacji szkolnej będzie obowiązywać relikt z czasów socjalizmu, jakim jest ocena zachowania uczniów. 

Od dziesiątek lat niewiele się zmienia mimo wyników wielu badań naukowych, wskazujących na nonsensowność tego pseudo pedagogicznego instrumentu, a także pomimo zgłaszanym do MEN przez rodziców różnych szkół publicznych apelom o zlikwidowanie punktowej oceny zachowania dzieci i młodzieży. 

No cóż, wolimy płacić comiesięczny dodatek do pensji (ma ponoć wzrosnąć do wysokości 500 zł) nauczycielom, którym dyrektor szkoły powierzy funkcję wychowawcy klasy. Wszystkie badania naukowe na temat funkcji rzeczywistej tej nauczycielskiej roli wskazują na jej fikcyjny, pozorny charakter. Zdecydowana większość wychowawców klas nie jest wychowawcami tylko nauczycielami swojego przedmiotu, toteż w ramach tzw. godziny wychowawczej zajmują się albo tylko administrowaniem danych i zdarzeń związanych z uczniami przypisanego im oddziału, co nie ma nic wspólnego z procesem wychowania, albo prowadzą lekcję ze swojego przedmiotu czy zajęcia z nim związane np. odpytywanie uczniów nieobecnych na sprawdzianie.

To jest główny powód, dla którego w szkołach nie ma racjonalnie i autentycznie prowadzonego procesu wychowawczego, gdyż pozostali nauczyciele-niewychowawcy klas są z tego zwolnieni. Oni nie muszą reagować, animować, wspomagać, zachęcać, rozmawiać, interesować się uczniem/uczniami, rozmawiać z nimi itp., bo mają wejść do klasy, przeprowadzić lekcję i wyjść, wystawić stopnie ze swojego przedmiotu, wypełniać dokumentację szkolną, by czynić to samo w kolejnym oddziale i/lub szkole. 

NIE-WYCHOWAWCY (w sensie administracyjnym) mogą być lub bywać wychowawcami w sensie społeczno-kulturowym, ale nie muszą, a większość nie ma nawet takiego zamiaru.  Wszyscy aktywizują się lub są aktywizowani w momencie klasyfikacyjnej rady pedagogicznej, w trakcie której mogą podzielić się opinią na temat „swoich” i „nie-swoich” uczniów, chociaż także tego czynić nie muszą. W końcu to nauczyciel-wychowawca wystawia „swoim” podopiecznym ocenę zachowania raz na semestr. 

Nauczyciele doskonale wiedzą, że ocena zachowania nie ma żadnej wartości, żadnego sensu, znaczenia dla zdecydowanej większości uczniów, którzy nie aspirują do najwyższej średniej ocen z przedmiotów (co najmniej 4,75). Jest to bowiem wyjątek w wewnątrzszkolnym ocenianiu, który sprowadza się do wystawienia najlepszym uczniom świadectwa z biało-czerwonym paskiem, jeżeli posiadają co najmniej bardzo dobrą ocenę zachowania. Dla pozostałej większości uczniów, to, czy mają ocenę zachowania bardzo dobrą, dobrą, poprawną, nieodpowiednią czy nawet naganną, w niczym nie zmienia ich statusu, bowiem i tak są promowani do następnej klasy.

Nikogo ta ocena nie interesuje, nie obchodzi, i słusznie. Owszem, skoro jest wyjątek dla „najlepszych” uczniów, to musi być i dla „najgorszych”. Są szkoły, w których dwukrotne otrzymanie oceny nagannej powoduje niepromowanie do następnej klasy. O ile jednak tzw. wychowawcy chwalą się, kiedy wystawiają „swoim” uczniom najwyższe noty i świadectwo, o tyle nie wystawiają oceny nagannej, bo musieliby się z niej tłumaczyć. Byłby to bowiem wskaźnik ich nieudolności wychowawczej. Za co biorą dodatek funkcyjny?                      

Skoro ocena zachowania jest traktowana jako instrument rzekomego nagradzania lub karania uczniów za ich aktywność oraz postawy w szkole i poza nią (ale w ramach zajęć szkolnych), to z psychologii behawioralnej wiemy, że jej odroczenie w czasie nie spełnia swojej funkcji. Skoro środowisko szkolne ma w całym kraju być podporządkowane inżynierii społecznej, a więc manipulacji za pomocą kar lub nagród, to należy ją stosować natychmiast po zaistnieniu określonej reakcji ucznia/-ów (niepoprawnej lub pożądanej), tym bardziej u dzieci i młodzieży, skoro są w fazie anomii lub heteronomii społeczno-moralnej. Politycy oświatowi nie rozumieją, nie wiedzą, że istnieją jeszcze inne psychologiczne koncepcje człowieka i jego rozwoju, które są od dziesiątek lat efektywnie stosowane w niektórych placówkach niepublicznych (szkołach alternatywnych). Nadal zatem mamy behawioryzm w krajowej oświacie publicznej (i to też nie w pełni publicznej).

Pomijam już w tym wpisie kwestie kryteriów, jakie zapisali nauczyciele w regulaminach oceniania zachowania uczniów, bo kompromitują one nie tylko ich jako rzekomo posiadających kwalifikacje pedagogiczne, ale także jako rzekomo nauczycieli. Szczególnie regulacje oparte na systemie punktowym świadczą o głębokiej zapaści rozwojowej tych, którzy je zaakceptowali i stosują w praktyce.   


06 lipca 2024

Polska Korupcja Akredytacyjna

 



Od kilku miesięcy otrzymujemy doniesienia dziennikarzy śledczych na temat korupcji, której beneficjentami okazali się jacyś pracownicy i zapewne też niektórzy eksperci Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Zastanawiam się, jak długo trwał ten proceder w tym urzędzie, którego kadry zamiast stać na straży jakości kształcenia, sprzeniewierzyły dobre imię instytucji państwowej? 

Wielokrotnie podejmowałem w blogu problem zdumiewających wyników akredytacji w szkołach wyższych, które dziwnym trafem otrzymywały pozytywną rekomendację prezydium PKA mimo negatywnych ocen zespołów akredytujących! Zapewne przyczyniło się do ujawnienia tego procederu aresztowanie b. rektora Collegium Humanum. Wydział Teologiczny Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie wszczął postępowanie Pawłowi Cz. w sprawie podejrzenia o plagiat w pracy doktorskiej. 

W łódzkiej "Gazecie Wyborczej" czytam w artykule Piotra Brzózki: 

"CBA zatrzymuje rektora WSBW Krzysztofa G. oraz prorektorkę Izabelę B. w związku z wielowątkowym śledztwem w sprawie zorganizowanej grupy przestępczej działającej na jednej z warszawskich uczelni niepublicznych, a także przestępstw o charakterze korupcyjnym. Zatrzymani zostają również wykładowca Akademii Górnośląskiej w Katowicach oraz pracownik Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa Publicznego i Indywidualnego Apeiron w Krakowie.

Prokuratura stawia im zarzuty przekupstwa oraz płatnej protekcji. Według śledczych mieli oni wręczać od 15 do 200 tysięcy złotych osobom reprezentującym Polską Komisję Akredytacyjną w zamian za korzystne dla uczelni rozstrzygnięcia".

Pracownik czy pracownicy PKA wyłudzali lub otrzymywali wysokie korzyści materialne i nie tylko od b. rektora powyższej "szkółki", ale także od władz innych wyższych szkół prywatnych. Czytam, że także jakaś łódzka szkółka "bezpiecznego gotowania na gazie" zapłaciła za uzyskanie zgody PKA na prowadzenie kierunku studiów. Zastanawiam się, po co utrzymujemy z pieniędzy publicznych  urzędników państwowych w PKA i Ministerstwie Nauki, których kierownictwo nie jest w stanie nadzorować i weryfikować swoich podwładnych? 

Może minister nauki zablokuje wreszcie dalszy rozwój Polskiej Korupcji Akredytacyjnej? Korupcja w PKA nie pojawiła się w ciągu jednego roku. Musiała trwać latami, skoro tak bezczelnie ktoś dawał temu przyzwolenie.      

 

04 lipca 2024

MEN jak oblężona twierdza... ignorantów

 


(foto moje: z galerii sztuki w Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie - cykl PERSONA) 


Tak długo, jak długo jeszcze polska oświata publiczna będzie podporządkowana interesom partii władzy i związków zawodowych, tak długo także urzędnicy Ministerstwa Edukacji Narodowej będą kompromitować władze resortu. Powód tego jest prosty. Jeśli jakiejkolwiek (w sensie politycznym) władzy państwowej zależy na tym, by edukacja publiczna służyła tym, dla których jest zorganizowana, to powinno się ją odciąć od ideokratycznej manipulacji. 

Kształcenie i wychowanie młodych pokoleń wymagają podejścia naukowego, pedagogicznie, w tym dydaktycznie profesjonalnego, a nie ideologicznego. Dopóki nie zostanie to zrozumiane i wdrożone w życie, dopóty z każdą zmianą formacji politycznej w MEN będziemy mieli do czynienia z populizmem, ideowym resetem po poprzedniej władzy, jeśli obecnie jest ona w opozycji. 

Edukacja publiczna musi być publiczna, a więc traktowana jako dobro wspólne, ponadpartyjne, bez względu na to, która partia uzyskała prawo do sprawowania władzy. Szkolnictwo nie może być w XXI wieku okazją, środkiem, narzędziem dla ignorantów pedagogicznych, by mogli zaspokajać swoje potrzeby, frustracje czy interesy partyjne. 

Skoro ministrowie jako urzędnicy stają się jedynie urzędasami poprawiającymi sobie dobre samopoczucie i stan własnego konta finansowego, to zapewne nie przejmą się też tym, co tak dobitnie wykazał w swoim felietonie w "Rzeczpospolitej" (29-30.06.2024, s. 40) Mariusz Cieślik pisząc:

"Niby wszystko wokół się zmienia, ale jedno pozostaje niezmienne: polska polityka to świat na opak. Były minister sprawiedliwości znany jest np. z łamania prawa, a nowa minister edukacji to typowy nieuk. (...) Najlepiej, żeby uczniowie brali przykład z Barbary Nowackiej i nic nie czytali poza internetami. Jak widać na jej przykładzie, nieuctwo i ignorancja nie przeszkadzają w Polsce w karierze. A może wręcz pomagają. Jak człowiek nie ma pojęcia, o czym mówi, to mówi z największa pewnością(podkreśl. moje).          

W MEN od 1993 roku obowiązuje klimat "oblężonej twierdzy", to znaczy, że nie można w żadnej mierze przyjmować jakiejkolwiek krytyki naukowej czy racjonalnej w wydaniu publicystycznym. Trzeba bronić tego gmachu i ministrów tak samo, jak broni się księży-pedofilów i nie pozwolić na ujawnianie jakichkolwiek faktów o działalności przestępczej, toksycznej w sensie pedagogicznym. Do tej pory społeczeństwo nie dowiedziało się o ukaraniu b. ministrów, urzędników MEN, CODN/ORE, IBE, CKE itd., bo także w tym resorcie i pod jego kierownictwem od lat obowiązuje norma perska (chowania pod dywan). 

Nie było i nie ma odpowiedzialności urzędników, pracowników podległych MEN za szkody wyrządzane uczniom z tytułu patologicznej polityki oświatowej, w tym także prawnej i związanej z pragmatyką zawodową nauczycieli. Niech dalej tak traktują nauczycielski stan, jak czynią to od lat, a więc skandalicznie nisko go wynagradzając, szczując opinię publiczną na pedagogów, kiedy ci upominają się o godne płace, itp. 

Każda zmiana wymagająca racji dydaktycznych i pedagogicznych, a nie polityczych, w imię interesów światopoglądowych, nie jest brana pod uwagę w tym resorcie, gdyż oznaczałaby zakwestionowanie władztwa. No to niech tak dalej rządzą. Co za różnica, kto jest ministrem, skoro nim być musi? Nawet Andrzej Zybertowicz, którego trudno uznać za sojusznika obecnej władzy, przyznał w wywiadzie dla DGP (2024 nr 101, s. M20), że ignorantów zatrudniano także w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy:

"Niektórzy już zaczynają dostrzegać, że sprawy idą w złym kierunku. Że jest czysto polityczne lawirowanie i zastępowanie ludzi niekiedy mało kompetentnych jeszcze mniej kompetentnymi (...). łatwiej kogoś oszukać, niż spowodować, by przyznał się, że dał się oszukać". 

Naukowcy zaś będą dalej badać, publikować wyniki katastrofalnej sytuacji w oświacie publicznej, a zarazem będą kształcić przyszłe, choć już coraz mniej liczne kadry nauczycielskie do zupełnie innej edukacji. Może kiedyś im się to przyda. Naszym dzieciom, tu i teraz, niestety NIE. Kształcimy jednak, mimo wszystko.    


03 lipca 2024

Jak co kwartał interesujące wydanie rozpraw w "Studiach z Teorii Wychowania"

 



Zgodnie z obowiązującą w redakcji "Studiów z Teorii Wychowania" m.in. zasadą terminowości wydań miło mi jest poinformować, że właśnie ukazał się numer 2(47) 2024 czasopisma, którego tematyka została poświęcona wychowaniu w świetle różnic kulturowych, wyznaniowych, wychowawczych, dydaktycznych. 

Czasopismo zostało opublikowane na stronie internetowej. Pod linkiem https://sztw.chat.edu.pl/resources/html/cms/SUBSCRIPTION znaleźć można pełne wydanie numeru (w wersji pdf), natomiast pod linkiem https://sztw.chat.edu.pl/resources/html/articlesList?issueId=16417 dostępne są poszczególne artykuły wraz z metadanymi.

Dziękuję zespołowi redakcyjnemu, recenzentom nadsyłanych artykułów i Wydawnictwu ChAT za bezinteresowne wsparcie w przygotowywanie każdego woluminu tak, by ukazał się w odpowiednim dla kwartalnika terminie z zachowaniem najwyższych standardów dla czasopism naukowych. Nie pobieramy żadnych opłat, a wchodzący w skład redakcyjnego zespołu pracownicy naukowi wykonują zadania związane z przygotowaniem i opublikowaniem periodyku w ramach swojego czasu "wolnego", bo poza obowiązkami akademickimi:     

z-cy redaktora naczelnego: prof. Renacie Nowakowskiej-Siucie,

sekretarzowi naukowemu: prof. ChAT, dr.hab. Stefanowi T. Kwiatkowskiemu,

redaktorom: prof. ChAT Bogusławowi Milerskiemu,

                     dr Izabeli Kochan  

Proszę zarazem autorów nadsyłanych rozpraw o wyrozumiałość i cierpliwość w przypadku zakwalifikowanych do druku rozpraw, które muszą czekać na możliwość ich wydania. "Studia z Teorii Wychowania" są kwartalnikiem, a nie miesięcznikiem. Mamy ograniczoną objętość dla każdego numeru. Mam też świadomość, że niektórzy autorzy są rozczarowani odmową przyjęcia ich rozpraw do druku, ale są informowani o powodach tego stanu rzeczy (negatywne recenzje, nieterminowa i niezgodna z wskazaniami recenzentów autokorekta, sprzeczna z profilem tematycznym woluminu problematyka itp.). 

Życzę potencjalnym autorom wykorzystanie wakacyjnego czasu na wgląd do dotychczasowych wydań, by wybrane publikacje stały się inspiracją do własnych projektów badawczych czy polemik.        


02 lipca 2024

Spektakularne odejścia liderów

 



(facebook_1719835241270_7213511831800891043.jpg) 


Spektakularne, bo ogłaszane w mediach społecznościowych, rezygnacje z pracy w szkole publicznej wiodących w swojej placówce nauczycieli, influencerów, osób już niejako publicznie znaczących jak głosy nauczycielskiego sumienia, stały się symbolicznym potwierdzeniem typowo polskiego klimatu oświatowego. Ze szkół publicznych odchodzi każdego roku wysoki odsetek nauczycieli w różnym wieku, z często odmiennych powodów i z mniejszym lub większym zasobem kulturowego kapitału czy osobistych sukcesów (w tym osiągnięć ich uczniów). 

Kto na tym traci? Zapewne niektórzy z opuszczających ów system szkolny tracą stałość zatrudnienia, marne, ale zawsze jakieś dochody, mniej lub bardziej istotne dla nich zabezpieczenia socjalne, a jeśli byli pasjonatami swojej pracy nauczycielskiej, to tracą największą wartość, coś, co jest nieprzeliczalne i niepodzielne, a mianowicie wdzięczność dzieci czy młodzieży za ich poświęcenie, oddanie, autentyczną troskę o ich rozwój.    

Nie ulega zatem wątpliwości, że zawsze i bezwzględnie poszkodowanymi z tytułu odejść ze szkoły znakomitych nauczycieli są uczniowie. Oni nie są brani pod uwagę, bo szkoła jest de facto dla nauczycieli, dla związkowców, dla poprawiających sobie status dyrektorów i ich zastępców, dla administracji i służb technicznych. 

Skoro jest przymus szkolny, to większość "pasożytujących" na tej instytucji nie musi specjalnie się wysilać, angażować, bo to jest samonapędzający się mechanizm jednostronnie przyznawanych korzyści wszystkim pracownikom, ale już nie uczniom. Oni muszą uczęszczać do szkoły nawet wówczas, kiedy zamiast sensownych lekcji mają "czas wolny", bezproduktywne zastępstwa, są zwalniani z powodu nieobecności nauczycieli (wycieczki, choroby, udział w szkoleniach itp.). 

Uczniowie nie mają tu nic do powiedzenia, a tym bardziej ich rodzice, bo skoro nie ma rady szkoły, której gremium mogłoby zobowiązać dyrekcję, organ prowadzący czy nadzór pedagogiczny do interwencji bez obaw ze strony nauczycieli wobec zgłaszających problem, to pozorna edukacja ma się całkiem dobrze. W związku z poważnym brakiem nauczycieli przedmiotów, w tym szczególnie także tych, którzy są oddani swojej pracy, młodzież szkolna doświadcza coraz większych strat w kapitale poznawczym, kulturowym i społecznym.       

Jeśli rodzice nie są w stanie pomóc swoim dzieciom, inwestować w ich rozwój, to coraz większy odsetek uczniów doświadcza bezsensu uczenia się, zniechęca do współpracy, ma poczucie osamotnienia, izolacji, które wzmacniane jest frustracją wypalonych zawodowo nauczycieli i cyberprzemocą ze strony rówieśników. w końcu, jak pisał Neil Postman, uczniowie wolą "zabawiać się na śmierć", skoro nie stwarza im się przestrzeni do realizacji wartościowych zadań.       

Szkoła w sensie systemowym jest dla polityków, dla rządzących, ale także dla kierownictw związków zawodowych i hierarchów Kościoła katolickiego. To oni będą wyszarpywać sobie jak najwięcej z wspólnego sukna, by utrzymać się u władzy lub ją odzyskać. Tu są "konfitury", czemu dał dowód nie tylko poprzedni minister edukacji. Czerpie się te korzyści z mocy prawa, które samu się ustanawia, by w przyszłości uniknąć odpowiedzialności.  

Jeśli zatem zamieszczam w sieci komentarz o tym, że rezygnujący z pracy liderzy edukacji czynią to, bo zapewne mają nie tylko dość tego, czego doświadczali na co dzień, ale także nie widzą perspektyw na zmianę, nie są dla kierujących szkołami, organów władzy i polityków żadną stratą, to jest to brutalna prawda. Nikt nie jest w oświacie (także w szkolnictwie wyższym) niezastąpiony. Nikogo ni eobchodzą emocje tych, którym zależy na sensie własnej pracy. 

Zasada jest ta sama od wieków: Gorszy "pieniądz" zawsze będzie wypierał lepszy. Odchodzisz? To twój problem. Twója strata lub zysk. Władzy nic do tego. Ba, być może nawet koleżanki i koledzy z rady pedagogicznej ucieszą się z tego odejścia, bo dzięki temu mogą się wreszcie nie przejmować, że będą porównywani z liderami. Ich nieobecność to dla takich osób "zysk".  

Nie ma co utyskiwać na brak reakcji wspierającej tylko dlatego, że otrzymuje się w sieci setki lajków z treścią współczucia i żalu. Żałują ci, którym zależy na takich nauczycielach. Ja też żałuję, że odchodzą, tylko to niczego nie zmienia. Jestem realistą podobnie jak wypaleni już liderzy.                

 


01 lipca 2024

Reset jakości zarządzania Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi

 


PREZYDENT MIASTA ŁODZI ogłosiła w dniu 28 maja 2024 r. KONKURS NA STANOWISKO DYREKTORA W: Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi, ul. dr. Stefana Kopcińskiego 29. Konkurs został przeprowadzony. Pełniąca od września ub. roku obowiązki Dyrektora tej placówki Karolina Południkiewicz nie wygrała konkursu na stanowisko dyrektora przed kilku miesiącami, a po prowadzonej przez siebie działalności w ostatnich dziewięciu miesiącach nie uzyskała votum zaufania w kolejnej edycji tego konkursu. Nadal kieruje tą placówką? 

Jest to zdumiewająca sytuacja, bowiem kierownictwo tak ważnej i znaczącej w całym kraju do września ub. roku łódzkiej placówki oświatowej powierzono osobie, która po raz kolejny nie potwierdziła koniecznych do tej roli kwalifikacji. Władze samorządowe m. Łodzi odpowiadają za destrukcję, za niszczenie kapitału edukacyjnego i kadrowego tej instytucji, o czym pisze w mediach społecznościowych jej były, niezwykle zasłużony dla polskiej edukacji, charyzmatyczny dyrektor Janusz Moos.

Trudno dziwić się rozgoryczeniu poprzedniego szefa tej placówki, skoro - jak pisze - pełniąca obowiązki dyrektora postanowiła zatrzeć ślady dotychczasowych sukcesów pracowników, bowiem zaprzestała:

1. wydawać zeszyty Nauczycielskiego Zespołu Postępu Pedagogicznego,

2. redagowania i upowszechniania:

a) raportów z najważniejszych przedsięwzięć prowadzonych w każdym tygodniu przez pracowników pedagogicznych i specjalistów Łódzkiego Centrum (te raporty były publikowane również w formie książek w cyklach rocznych), 

b) raportów z prowadzonych badań rynku pracy przez Obserwatorium Rynku Pracy dla Edukacji (publikacje książkowe i zeszyty informacyjne), 

c) książek i materiałów informacyjnych, które dotyczą nowoczesnych technologii informacyjnych a były wcześniej opracowywane przez Ośrodek Nowoczesnych Technologii Informacyjnych ŁCDNiKP, 

d) zeszytów Akademii Młodych Twórców i Dziecięcej Akademii Młodych Twórców, 

e) książek publikowanych dla potrzeb krajowych konferencji „Przemiany w edukacji zawodowej w kontekście relacji szkoła-rynek pracy”, 

f) materiałów dotyczących edukacji przedzawodowej, prozawodowej, w tym dotyczące liceum technicznego i szkoły policealnej czy dotyczących modelowania kształcenia w zawodach szerokoprofilowych, w tym materiały tworzone we współpracy z Biurem Koordynacji Kształcenia Kadr,

g) programów kształcenia zawodowego i materiały metodyczne tworzonych w ramach programów UPET-IMPROVE,

h) materiałów dotyczących kształcenia modułowego, zarządzania w edukacji, edukacji humanistycznej, edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej, edukacji matematycznej i innych obszarów kształcenia w różnych typach szkół,

i) materiałów dotyczących doradztwa zawodowego oraz scenariuszy zajęć edukacyjnych,

To, co było przedmiotem podziwu w całym kraju, zostało zaprzestane, a mianowicie organizowanie każdego roku Podsumowania Ruchu Innowacyjnego w Edukacji, konkursach umiejętnościowych i in. 

W jednym z wpisów z dn. 4 czerwca 2024 roku b.dyrektor J. Moos pyta: "Co jeszcze można zlikwidować w Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego?

Od września 2023 roku w Centrum zlikwidowano:

1. Podsumowania Ruchu Innowacyjnego w Edukacji, odbywające się przez 36 lat, w tym procesy nagradzania najwyższym trofeum statuetką „Skrzydła Wyobraźni” zaprojektowaną w ŁCDNiKP,

2. System Zarządzania Jakością ISO potwierdzony certyfikatem Polskiego Centrum Badań i Certyfikacji w Warszawie,

3. Sesje plenarne wszystkich pracowników oraz raportowanie ich działalności w cyklach tygodniowych i miesięcznych,

4. Samodzielność pracowników w wytwarzaniu pomysłów rozwiązań problemów edukacyjnych,

5. Grupowe rozwiązywanie problemów,

6. Opracowania metodyczne i różne publikacje wydawane przez ŁCDNiKP, w tym cykl „Najlepszy z najlepszych”,

7. Czasopismo „Dobre Praktyki. Innowacje w Edukacji” i zwolniono z pracy szczególnie zasłużonego sekretarza redakcji Tomasza Misiaka, redaktora artykułów i opracowań edukacyjnych,

8. Katalogowanie dobrych praktyk i zwolniono z pracy Grażynę Adamiec – głównego redaktora 43 katalogów,

9. Plansze, plakaty, podziękowania i certyfikaty zawieszone na ścianach instytucji, informujące o historii Centrum,

10. Radę Programową ŁCDNiKP,

11. Akademię Twórczego Dyrektora Szkoły,

12. Procesy modelowania edukacji konstruktywistycznej i kształcenia modułowego oraz wdrażania do praktyki założeń tutoringu,

13. Współpracę z pracodawcami,

14. Prezentacje szkół w Studiu Telewizyjnym ŁCDNiKP,

15. Konkurs Prezydenta Miasta Łodzi „Pracodawca Kreujący i Wspierający Edukację” o statuetkę „Łódzkie Łabędzie”, zaprojektowaną w ŁCDNiKP,

16. Zlikwidowano udział pracowników Centrum w prowadzeniu konferencji dotyczących technologii informacyjnych, metod kształcenia stymulujących aktywność uczących się i nowych modeli edukacji,

17. ZLIKWIDOWANO DOBRY KLIMAT TWÓRCZEJ PRACY I WZAJEMNEGO ZAUFANIA!

Czy coś jeszcze można zlikwidować?" 

To są niepokojące doniesienia, które świadczą o tym, że dzieje się coś niedobrego. Pełniąca obowiązki dyrektora przyczyniła się zatem do całkowitego zignorowania wieloletniej tradycji symbolicznego docenienia uzdolnionych uczniów, wybitnych nauczycieli-innowatorów i nauczyciele-nauczycieli oraz przedstawicieli firm wspomagających rozwój i innowacyjność kształcenia ogólnego oraz zawodowego. 

Jak widać, łódzka lewica, która odpowiada za edukację, prowadzi do zniszczenia placówki, której kadry pedagogiczne uzyskiwały najwyższe w kraju laury, certyfikaty i wyróżnienia w zakresie jakości usług publicznych na rzecz edukacji. Czyżby łódzcy samorządowcy zamierzali kontynuować tę deformę? 

Jedynym znakiem zmiany w ostatnich miesiącach było logo tej placówki. Jak widać p.o. dyrektora dokonała resetu także w przestrzeni symbolicznej.      

 

30 czerwca 2024

Zatruwacze nauki

 




 

 

Niektórzy pseudonaukowcy karmią się na co dzień awersyjnymi emocjami, których ucieleśnienie w postawach wobec innych profesor Uniwersytetu Pomorskiego Monika Jaworska-Witkowska określa mianem osobowości wampirycznych. Nie potrafią, nie chcą przyjąć do wiadomości, zrozumieć i zaakceptować faktu, że ich osiągnięcia nie mają nic wspólnego z nauką, a powinny mieć, skoro legitymują się pierwszym stopniem naukowym - doktora. 

Niestety, nie u każdego skrót "dr" przed nazwiskiem znaczy doktor. Czasami - jak powiadał prof. Karol Kotłowski - znaczy dureń. Może nie używałbym tak drastycznego określenia w odniesieniu do konkretnej pseudonaukowczyni czy konkretnego pseudonaukowca, gdyż mają intelektualne prawo do nieogarniania stanu naukowej wiedzy. 

Niektórzy są nieprzemakalni, niewyuczalni, ale wydaje im się, że jak będą uprawiać krytykanctwo akademickie, rzekomo w trosce o to, by w środowisku naukowym były osoby uczciwe, rzetelne, posiadające znaczące osiągnięcia naukowe, to  nikt nie zainteresuje się brakiem ich własnych dokonań, kompetencji. Oczekują zaakceptowania ich jako "uczonych" z nadzieją, że recenzenci założą na oczy klapki, by skonkludować pozytywnie opinię o ich nienaukowych wytworach.



Nie daj Panie Boże, żeby profesorowie napisali negatywną recenzję. Fatalnie dla oceniających, jeśli pseudonaukowe publikacje i quasi eksperymentalne prace oceniający uznają za szkodliwe naukowo, oświatowo czy  terapeutycznie. Tego pseudonaukowczyni czy pseudonaukowiec nie są w stanie tolerować. Przecież oni wiedzą lepiej niż profesorowie uczelniani lub tytularni oceniający ich prace. 

Co pozostaje takim pseudonaukowcom? Wypaczona emocja, jaką jest zawiść, złośliwa wypowiedź, zemsta, odraza, nienawiść, pogarda itp. No, mogą jeszcze wcielić się w skórę publicystów, obrońców tak samo "skrzywdzonych" autorów pseudonaukowych rozpraw. W końcu w kupie jest raźniej, a że "śmierdzi..."? Nie szkodzi. Ważne, że dobrze się sprzedaje. 



(źródło:Fb)

W społeczeństwie niewiedzy ignoranci ze stopniem naukowym znajdują poparcie, bo niekompetentni, pozbawieni odpowiednich kwalifikacji nie są w stanie ocenić, czy to, co pseudonaukowcy opisują na stronach swoich tekstów, w sieci jest prawdą czy też nią nie jest. Na szczęście takich pseudonaukowców jest margines. Po to są szkoły doktorskie, by wspierać w rozwoju naukowym tych, którzy faktycznie chcą się nauczyć, poznać warsztat badań naukowych w swojej dziedzinie i dyscyplinie.   

Z tego też powodu wolę czytać artykuły eksperta, uczonego, ale i dziennikarza dra hab. Marka Wrońskiego, który każdy z prezentowanych przez siebie przypadków pseudo akademickiej aktywności, nieuczciwości opiera na rzetelnych danych, wiarygodnych źródłach, wielokrotnym i wielostronnym sprawdzeniu opisywanych zdarzeń. Ostatnio apelował na łamach "Forum Akademickiego", by minister nauki odwołał przewodniczącą Rady Młodych Naukowców ze względu na jej postawę rzucającą "(...) światło na zachowania tych młodych naukowców, których  pęd do kariery realizowany z naruszeniem dobrych praktyk naukowych, nie powinien być akceptowany przez środowisko naukowe" (LINK).



O tym pseudonaukowi publicyści nie napiszą, ale może poczytają pod tym tekstem taki wpis: 

~M.K. 27.06.2024 13:36

"Bardzo ciekawa sprawa. Gratuluję Panu prof. Wrońskiemu wnikliwej analizy dokumentacji i wytrwałości w piętnowaniu nieuczciwości w nauce. Jest Pan jedną z niewielu osób, które rzetelnie i z zaangażowaniem poświęcają się tym trudnym sprawom.

Bardzo ciekawy artykuł, ale równie ciekawe są komentarze. Czytając je pobieżnie można dojść do zaskakujących i niepokojących wniosków. Po pierwsze (zaskakujące): młodzi naukowcy z uwagą śledzą treści publikowane w FA i natychmiast biorą ożywiony udział w dyskusjach. 

Po drugie (niepokojące): „młodzi” czytają dwa, czasem trzy zdania z artykułu i natychmiast korzystają z możliwości wyrażenia w dyskusji zdania, że miejsce „starych” jest na stosie lub szafocie i to jak najszybciej, bo są niepotrzebni i źli. 

Po trzecie (również niepokojące): chętnie donoszą na swoich Kolegów, którzy też kombinują i idzie im to dobrze, więc nimi należy się zająć (odwracanie uwagi?). Odnośnie do ostatniego punktu – prof. Wroński i bez donosów tym się właśnie zajmuje, więc życzę wielu sił i czasu, a może będzie lepiej.

Nawet pobieżna lektura komentarzy pokazuje jednak, że zarówno treść jak i forma oraz czas pojawienia się większości wpisów jest typowa NIE dla naukowców (bez różnicy młodych czy starych), ale dla bywalców innych portali. Skąd się tu wzięli – nie będę spekulować.

Z moich dość już długich doświadczeń wynika, że pobieżne (zaskakujące i niepokojące) wnioski są jednak błędne. Wielu młodych naukowców pracuje rzetelnie, szanuje zasady etyczne, korzysta z doświadczeń starszych kolegów, a inspiracje są wzajemne. Często też młodzi ludzie nie chcą angażować się w konflikty i stronią od współpracy z osobami etycznie wątpliwymi, co pobrzmiewa również w jednym z komentarzy.

Wracając jednak do dr Witkowskiej-Piłaszewicz – myślę, że niewiarygodnie rozległa działalność publikacyjna nie zasłużyłaby na uwagę prof. Wrońskiego, ma w tej kwestii szeroki wybór kandydatów. 

Dr Witkowska-Piłaszewicz jest jednak szczególna z uwagi na pełnione funkcje. Pisało o tym FA, nic więc dziwnego, że red. Wroński przyjrzał się promowanej osobie. Ponadto, niewiarygodnie szybka ścieżka kariery i „nadęcie” swoich osiągnięć nastąpiło z naruszeniem praw innych osób. Stąd właśnie ona wygrała plebiscyt na bohatera publikacji.

Pozostaje brak reakcji władz SGGW. W tym przypadku mam nieco odmienne zdanie. JM Rektor wiedział o sprawie, bo zlecił przeprowadzenie postępowania (zgodnie z procedurą). Tak, wiedział w momencie podpisywania decyzji, jednak podpisuje ich bardzo wiele, więc nie dziwię się, że kilka miesięcy później to już umknęło, a trudno zakładać, że pracownik oszukuje Magnificencję (o ile dobrze pamiętam, kandydaci zgłaszają się sami, od rektora może być potrzebna jedynie rekomendacja). Teraz jednak już wiadomo.


Patologie są w nauce obecne i pewnie nie da się ich wyeliminować. Przeoczenia też się zdarzają. Ważna jest jednak reakcja na patologię. Jeśli wskazana patologia spotka się z odpowiednią reakcją, to patologii będzie mniej. Popieram apel prof. Wrońskiego" (podkreśl.-moje).

W związku z komentarzem Redaktor Naczelnego Forum Akademickiego w powyższej sprawie, przytaczam go w całości: 

 Opublikowano: 2024-07-15

"Czasami bywa za wcześnie

Ostatni artykuł Marka Wrońskiego z cyklu „Z archiwum nieuczciwości naukowej”, zatytułowany „Ambitne kadry naukowe”, okazał się być opublikowany przedwcześnie, a komentarze autora nietrafne.

Autor opisał historię kariery naukowej dr Olgi Witkowskiej-Piłaszewicz, badaczki z obszaru nauk weterynaryjnych ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, przewodniczącej Rady Młodych Naukowców, zwłaszcza jej podejście do habilitacji w niespełna dwa lata po doktoracie oraz toczące się w stosunku do niej postępowanie dyscyplinarne, bowiem postawiono jej kilka zarzutów nierzetelności akademickiej.

Na portalu www.forumakademickie.pl tekst ukazał się 24 czerwca (pod tytułem: „Marek Wroński: Apeluję o odwołanie przewodniczącej Rady Młodych Naukowców”), a już tydzień później postępowanie zostało rozstrzygnięte. Dr hab. Paweł Obstawski, prof. SGGW, przewodniczący składu orzekającego uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej, uniewinnił młodą badaczkę od postawionych zarzutów. Przez wielu termin publikacji artykułu został potraktowany jako próba ingerencji w przebieg postępowania. Nie to jednak było intencją autora i redakcji.

Obserwując tę sprawę, trwającą od połowy 2021 roku, a w sensie dyscyplinarnym od postanowienia o wszczęciu postępowania w styczniu 2023 roku, doszliśmy do wniosku, że należy się jej przyjrzeć, choćby ze względu na pozycję dr Olgi Witkowskiej-Piłaszewicz. Autor dochował rzetelności, ponieważ oprócz zgromadzenia dokumentacji sprawy przed publikacją artykułu zwrócił się też do samej zainteresowanej i do przewodniczącego rady dyscypliny weterynaria o komentarz, którego nie uzyskał. Indagowani nie skorzystali z okazji poinformowania autora o bliskim rozstrzygnięciu sprawy. Ale jeszcze jedno uzasadnia zajęcie się tą sprawą: głosowania w połowie 2021 roku za zgodą na otwarcie przewodu habilitacyjnego (16 – nie, 2 – tak, 7 wstrzymujących się) i nad odmową przeprowadzenia przewodu (20 – za, 1 – nie, 2 wstrzymujące się) pokazują, że niemal cała rada dyscypliny uznała, że ta habilitacja nie powinna być procedowana z powodu niejasności w dorobku kandydatki.

Gdybyśmy wiedzieli, że rozstrzygnięcie jest bliskie, materiał nie zostałby opublikowany, a na pewno nie w takiej postaci. Teraz czekamy na sentencję i jej uzasadnienie, które pokaże, co naprawdę się stało. Panią Doktor przepraszam za niewłaściwy i przedwczesny werdykt – tak przez wielu czytelników, w tym Rektora SGGW prof. Michała Zasadę, artykuł został odebrany, co świadczy o zbyt małej uwadze, jaką redakcja przyłożyła do niektórych komentarzy autora. Mogły one także rzutować na opinię o władzach uczelni, które też przepraszam.

Natychmiast po orzeczeniu o niewinności dr Olga Witkowska-Piłaszewicz opublikowała na portalu forumakademickie.pl pod artykułem Marka Wrońskiego obszerny komentarz, w którym poinformowała o uniewinnieniu i przedstawiła swój punkt widzenia na całą tę ciągnącą się za nią przez trzy lata sprawę. Jeśli Pani Doktor wyrazi chęć przedstawienia swojej perspektywy również w „Forum Akademickim”, udostępnimy łamy miesięcznika.

Piotr Kieraciński, redaktor naczelny „Forum Akademickiego”