Wciąż aktualne jest pytanie: Co by było,
gdyby nie było powszechnej edukacji i gdyby kolejnym generacjom rodziców nie
uświadamiano skutków podejmowanych przez ich decyzji, w wyniku których dzieci
części z nich stają się już jako dorosłe istoty zabójcami innych osób, niestety
także dzieci, a nawet własnych rodziców lub członków rodzin?
Włoska lekarka, a w rzeczywistości pedagog
nowego wychowania na początku XX wieku - Maria Montessori uważała,
że zarówno rezygnacja z przemocy w wychowaniu, jak i uświadamianie
rodzicom/dorosłym następstw popełnianych błędów kumulują się w dziecięcych
sercach, w ich pamięci doznawane radości, miłość, ale też cierpienie,
ból, bezsilność. Wyraziła zatem nadzieję, że świadomość tego faktu (...) otworzy nową epokę w historii ludzkości. Musi
na stałe zagościć w codziennym życiu, stać się czymś więcej niż tylko bronią do
wyrównywania rachunków niesprawiedliwości politycznej i społecznej (S.
Camarda, 2021, s. XXIII).
Dramatyczne dla ludzkości wojny nie uległy
zakończeniu. Montessori zabierała głos na temat losów dzieci w czasach wojny w
latach trzydziestych XX wieku mając w pamięci tragedie i bolesne losy dzieci I
wojny światowej. Potem przyszła II wojna światowa, a właśnie stoimy przed
zagrożeniem trzecią w wyniku napaści 24 lutego 2022 r. wojsk Federacji Rosyjskiej
na suwerenną Ukrainę, której naród dzielnie broni się przed agresorem.
Powracają zatem nie tylko wspomnienia
najstarszego pokolenia Polaków, które pamięta jeszcze okres II wojny światowej i
grabieży oraz gwałtów dokonywanych na naszej ludności cywilnej przez wracające
z Berlina rosyjskie wojska "wyzwoleńcze". Po raz kolejny okazało się,
że edukacja sama w sobie nie jest wstanie stać się wyłącznym czynnikiem zmian
społecznych i kulturowych, w wyniku których dochodzący do władz politycy nie
zaczną ponownie marzyć o wojnie. Jak pisze we wstępie do przekładu wykładów
Montessori sprzed II wojny św. na temat wojny i pokoju oraz losów dzieci i
edukacji Sylwia Camarda:
Przesłanie Montessori
jest i dziś niezwykle doniosłe. Nie gasną kryzysy uchodźcze, trwają starcia
zbrojne, nie słabną polityczne sprzeczności interesów, a od roku młodym ludziom
na całym świecie pandemiczne okoliczności zmieniły pobyt w szkole na cztery
ściany własnego domu. Prawa dzieci - bezbronnych w takich sytuacjach - są
często lekceważone, co bezsprzecznie hamuje ich rozwój fizyczny i
psychiczny (tamże, s. XXIV).
To przesłanie jest jeszcze silniejsze,
skoro matki z dziećmi ukrywają się w schronach przeciwatomowych, w piwnicach,
metrze Kijowa w związku z gradem bomb spadających na ich domy w ostatniej
dekadzie lutego 2022 roku! Tysiące uchodźców z Ukrainy przekracza polską
granicę, by uchronić własne dzieci przed śmiercią, ranami, bólem i cierpieniem
psychicznym z racji nieobecności najbliższych, walczących o wolność członków
rodzin.
Kiedy w 2021 roku Wydawnictwo Naukowe PWN
opublikowało przekład wykładów Montessori na temat wojny i pokoju,
potraktowałem go w kategoriach historii myśli pedagogicznej, która tylko
częściowo może być przydatna w kształceniu przyszłych nauczycieli, wychowawców,
opiekunów, instruktorów czy nawet katechetów. Wydarzenia sprzed tygodnia
potwierdzają, że głęboka myśl humanistyczna jest ponadczasowa. Trochę
tak, jakby miała czekać na swoje uaktualnienie, dostrzeżenie jej na skutek
niecodziennych, niespodziewanych zdarzeń w życiu jakiegoś narodu, a może i
ludzkości.
Włoska reformatorka, której model edukacji
przedszkolnej i szkolnej oraz pedagogiki leczniczej sprawdził się na wszystkich
kontynentach, także w Polsce, zabierała w latach trzydziestych głos na rzecz
pokoju, który wybrzmiewał zarówno w Międzynarodowym Biurze Oświaty w Genewie,
jak i w czasie wielkich kongresów naukowych dotyczących pokoju w związku z
realnymi wówczas zagrożeniami wojny w Europie. Wzięła udział w europejskim
kongresie pokoju w Brukseli w 1936 roku, jak i rok później w debacie
Międzynarodowej Szkoły Filozoficznej w Utrechcie, gdzie odbywał się Kongres
"Edukacja dla pokoju".
Montessori miała nadzieję, że
prowadzący badania naukowe nad uwarunkowaniami prowadzenia wojen i stanowienia
o światowym pokoju, zdobędą wiedzę, która stanie się ważną dyscypliną naukową.
W Polsce już w okresie PRL Polska Akademia Nauk realizowała projekt
badawczy „Wychowanie dla pokoju”. Nawet w moim Uniwersytecie Łódzkim, na
Wydziale Historyczno-Filozoficznym został powołany w latach 70. XX wieku
specjalny zespół interdyscyplinarny do badań nad pokojem, a w 1982 roku
zostało utworzone Centrum Badań nad Pokojem,
którym kierował prof. Waldemar Michowicz (1929-2005). Po śmierci profesora
poszerzono funkcje badawcze tego Centrum poszerzając je o kwestie
bezpieczeństwa (Centrum Badań nad Pokojem i Bezpieczeństwem im. Profesora
Waldemara Michowicza)[1].
Pogląd
Montessori na wojnę i pokój nie tylko nie stracił na swojej aktualności, ale w
tych dniach nabiera szczególnego znaczenia. Cytuję:
- Używając słowa pokój ma
się na myśli ustanie wojny. Ale to nie jest adekwatny opis
autentycznego pokoju. A co najważniejsze, jeśli wziąć pod
uwagę oczywisty cel wojny, pokój rozumiany w ten sposób stanowi raczej
ostateczny i permanentny triumf wojny. Zasadniczym powodem wojny w
starożytności był podbój nowych terytoriów i wynikający z niego ucisk
całych narodów.
Wprawdzie środowiskiem człowieka nie jest już faktycznie terytorium
fizyczne, a raczej społeczna organizacja sama w sobie, oparta na strukturach
gospodarczych, ale podboje terytorialne nadal uznawane są za prawdziwą
przyczynę prowadzenia wojen, a widmo podboju wciąż mąci w głowach całym
zastępom ludzi, skłaniając ich do paradowania pod sztandarami.
No dobrze, ale dlaczego rzesze mężczyzn maszerują na
spotkanie ze śmiercią, kiedy ich ojczyźnie grozi ryzyko inwazji? I dlaczego nie
tylko mężczyźni, lecz także kobiety, a nawet dzieci, spieszą bronić swojego
kraju? Ze strachu przed tym, co będzie uchodziło za pokój,
kiedy wojna się skończy.
Jak uczy historia ludzkości, gdy zwycięzca umocni już swoją pozycję, pokój
oznacza przymusową uległość podbitych wobec jego dominacji i utratę
wszystkiego, co dla nich ważne - odtąd nie będą już mogli cieszyć się owocami
swojej pracy i swoimi zdobyczami (s. 4-5; podkreśl.
moje).
Istnieje zatem
sprzeczność moralna celów wojny i pokoju. Od lat trzydziestych minionego wieku
upłynęło już prawie stulecie, a my nadal pozostajemy bezradni w sytuacji bycia
skazanymi na władzę, która skrywa rzeczywiste powody prowadzenia wojny
wymykającej się spod jej kontroli. Jak stwierdzają psychologowie, wojna jest w
człowieku, w każdym z nas, toteż nie jest bez znaczenia to, z kim politycy
zawierają sojusze i czy aby nie stanowią one gruntu pod kolejną katastrofę
wojenną. Jakże trafna jest konstatacja Montessori:
Rzesze
moralistów nieustannie powtarzają, że nasz obecny błąd polega na pragnieniu,
aby oprzeć wszystko na ludzkim rozumie, a równie wielu wyraża przekonanie, że
postępu nie można oprzeć wyłącznie na dyktatorskich zapędach rozumu do
rządzenia całym naszym życiem. Każda ze stron jest jednak przekonana, że rozum
jest władcą i triumfatorem dzisiejszych czasów. Tymczasem w rzeczywistości
rozum jest dziś skryty za ciemną chmurą i właściwie poniósł niemal całkowitą
porażkę. (...) Dominującą cechą naszego obecnego stanu
jest zdradliwe szaleństwo i potrzeba niezwłocznego powrotu do zdrowych
zmysłów (s. 12-13).
Potrzebna jest pedagogika pokoju, która zwróci się ku
dziecku, bowiem to ono jest źródłem i kluczem do zidentyfikowania przyczyn
prowadzonej przez niektórych polityków polityki wojny (wojny wewnętrznej,
światopoglądowej, kulturowej, albo wojny zewnętrznej, terytorialnej,
gospodarczej). Trzeba odejść od wychowywania w posłuszeństwie, uległości wobec
władzy, która umacnia się w relacjach międzyludzkich poniżaniem jednych, a
wywyższaniem drugich, aczkolwiek nielicznych. Niestety, ale jak pisze
Montessori, to edukacja szkolna staje się środowiskiem poniżania uczniów, ich
godności, wbijania w nich kompleksów.
Uczeń, którego ciągle się zniechęca i ogranicza, w efekcie traci wiarę w
siebie. Doskwiera mu poczucie paniki znane pod nazwą płochliwości - brak
pewności siebie, który u dorosłego przybiera formę frustracji i uległości; taka
osoba nie potrafi się oprzeć niemoralnym działaniom. Posłuszeństwo wymuszone na
dziecku w domu i w szkole, posłuszeństwo, które nie uznaje rozumu ani
sprawiedliwości, przygotowuje dorosłego, żeby godził się na wszystko (...).
A ten i wiele innych rodzajów warunkowania wzbudzających poczucie
niższości, toruje w umysłach sparaliżowanych dorosłych drogę dla postawy
bezmyślnego szacunku, a właściwie niemal bezrefleksyjnego bałwochwalstwa wobec
przywódców publicznych, którzy w oczach obywateli stają się zastępczymi
nauczycielami i ojcami, a więc postaciami, które dziecko musiało uznać za
nieomylne ideały. Tym samym dyscyplina staje się niemal synonimem
niewolnictwa (s. 18-19).
Gorąco
polecam ten wyjątkowy zbiór wykładów włoskiej pedagog, która burzy mity o
wychowaniu i stosowanych w nim środkach mających zapewnić dzieciom jako
przyszłym dorosłym czas pokoju. Odsłania zdolność każdego dziecka do rozwoju w
sobie istoty ludzkiej, która w odpowiednim środowisku wychowawczym
doświadczając miłości i wolności może być nadzieją i chwałą nie tylko dla
rodziców, nauczycieli, ale i ludzkości. Zmiany społeczne są możliwe,
jeśli zaczną się od życia dzieci w pokoju, w poszanowaniu ich godności, a nie do
prowadzenia ustawicznych walk o przetrwanie.
Czytając eseje
Montessori odnoszę wrażenie, jakby pisała je wczoraj, a dzisiaj opublikowała je
w sieci. Wynika z nich, że społeczeństwa nie dają sobie czasu na wychowanie
dzieci w pokoju, w kulturze przynależnej im godności ludzkiej, przez co trwa
pokoleniowy wyścig z czasem, w którym wojna w różnych formach i zakresach objawia się szybciej niż zakorzenienie
w ludzkości pokoju.
Poruszanie tematu edukacji dla pokoju w tak krytycznym momencie, gdy społeczeństwo żyje w ciągłym strachu przed wojną, może wydać się najbardziej naiwnym rodzajem idealizmu. Mimo wszystko uważam, że położenie fundamentów pokoju przez edukację to najskuteczniejsza i najbardziej konstruktywna metoda przeciwstawiania się wojnie, ponieważ dzisiejsze potrzeby obywateli w żadnej mierze nie uzasadniają konfliktu zbrojnego, a wojna nie daje im nawet najmniejszej nadziei na poprawę własnego losu (s.40).
---------
[1] https://www.wikiwand.com/pl/Waldemar_Michowicz