09 stycznia 2020

Dzień Nauki Polskiej świętujemy pracą ... dla idei



W dn. 18 grudnia 2019 r. do SEJMU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ IX kadencji na podstawie art. 118 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej i na podstawie art. 32 ust. 2 regulaminu Sejmu wpłynął poselski projekt ustawy: - o ustanowieniu Dnia Nauki Polskiej. Nareszcie ktoś pomyślał o tym, że skoro nauczyciele szkół powszechnych i nauczyciele akademiccy mają Dzień Edukacji Narodowej, to dlaczego nie mieliby mieć swojego dnia naukowcy.

Projekt tekstu Ustawy jest krótki i wymowny:

W celu uznania dokonań polskich naukowców, ich dążenia do poznania prawdy i przekazywanie wiedzy kolejnym pokoleniom oraz dostrzegając fundamentalną rolę nauki w tworzeniu cywilizacji, uchwala się co następuje:

Art. 1.

Dzień 19 lutego ustanawia się Dniem Nauki Polskiej.

Art. 2.

Dzień Nauki Polskiej jest świętem państwowym.

Art. 3.

Ustawa wchodzi w życie z dniem ogłoszenia.

Można będzie tego dnia wręczać naukowcom ordery, odznaczenia i medale, a może i przyznawać im jeszcze inne nagrody czy wyróżnienia pod warunkiem, że nie będą wiązać się z wydatkowaniem na nie środków budżetowych czy samorządowych. Tak wynika z uzasadnienia projektu ustawy: "Projekt ustawy nie pociąga za sobą obciążenia budżetu państwa ani budżetów jednostek samorządu terytorialnego". Święto zatem będzie państwowe, ale ewentualne gratyfikacje z tytułu osiągnięć naukowych mogą być już tylko pozabudżetowe lub symboliczne.


UZASADNIENIE USTAWY

Celem niniejszego projektu jest ustanowienie 19 lutego jako nowego święta państwowego. Dzień Nauki Polskiej stanie się wyrazem najwyższego uznania dla dokonań rodzimych naukowców w ponad 1000-letniej historii naszego narodu i państwa. Co więcej – ich odkrycia nieraz wywierały przemożny wpływ na bieg dziejów całej ludzkości. Wpisują się także w przyrodzone człowiekowi dążenie do prawdy, dobra i piękna – a tym samym poznania i zrozumienia otaczającego nas świata i siebie samych.

Wśród naszych najwybitniejszych naukowców można wskazać m.in. postaci tak wielkiego formatu jak Mikołaj Kopernik, Jan Heweliusz, Ignacy Łukasiewicz, Karol Olszewski i Zygmunt Wróblewski, Maria Skłodowska-Curie, Henryk Arctowski, Ludwik Hirszfeld, Jan Czochralski czy Stefan Banach. Teoria heliocentryczna, lampa naftowa czy odkrycie radu i polonu to tylko kilka przykładów licznych osiągnięć Polek i Polaków będących najlepszą wizytówką naszego kraju.

Przez stulecia nauka stanowiła kluczowy impuls do rozwoju intelektualnego, społecznego i gospodarczego. Działo się tak również w okolicznościach dla naszego narodu skrajnie trudnych. Podczas niszczących wojen, rozbiorów i okupacji nauka odgrywała istotną rolę w kształtowaniu kolejnych pokoleń polskich elit poczuwających się do odpowiedzialności za los wspólnoty. Trudno też przecenić dydaktyczną i formacyjną misję szkół wyższych – począwszy od ufundowanej w 1364
roku Akademii Krakowskiej.

W uznaniu jego wybitnych osiągnięć dla ludzkości wskazuje się dzień urodzin Mikołaja Kopernika – 19 lutego – jako Dzień Nauki Polskiej. Dzień Nauki Polskiej będzie wyrazem najwyższego szacunku dla dokonań polskich naukowców czasów minionych i współczesnych. Stanowić będzie inspirację do pójścia w ich ślady. Wzmocni społeczny prestiż i zainteresowanie nauką.



Ciekaw jestem nowego święta państwowego w dn. 19 lutego 2020 r. - Dzień Nauki Polskiej, które ... nie wiąże się z dniem wolnym od pracy. W dzień świąteczny mamy zatem pracować naukowo wspominając wybitnych uczonych polskich.

Minister obiecywał w tym roku znaczący wzrost nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe. Wprawdzie nie znajdujemy tego w ustawie budżetowej, ale ta władza dotrzymuje obietnic. Musimy tylko uzbroić się w cierpliwość. Zresztą polska nauka nie potrzebuje pieniędzy. My, uczeni, pracujemy dla idei, dążymy do prawdy, a ta nie może być interesowna.

Najważniejsze, żeby okazano nam szacunek. My tego szacować nie będziemy. No, może z wyjątkiem profesorów prawa, którzy wyliczyli, że w wyniku podwyższenia z dniem 1 stycznia 2020 r. minimalnego wynagrodzenia sytuacja w szkolnictwie wyższym i instytutach naukowych uległa pogorszeniu. Profesor zarabia 2,46 płacy minimalnej w stosunku do 2,84 w minionym roku, adiunkt otrzyma 1,8 płacy minimalnej,a miał 2,08.

Jeśli ktoś będzie chciał, a sądzę że rozwinie się taki spontaniczny ruch akceptacji, to może przesłać z okazji święta wyrazy wdzięczności ministrowi Jarosławowi Gowinowi za stworzenie polskiej nauce wspaniałych warunków. Poczekajmy jeszcze na nowy budżet, bo nadal go nie ma. Nadzieja umiera ostatnia. Kartki z życzeniami wysyłajmy już teraz, bo Poczta Polska potrzebuje na to co najmniej dwa tygodnie. Tu zaszła "dobra zmiana". Grudniowa korespondencja właśnie dociera do mnie w styczniu.

07 stycznia 2020

Odwracamy się od punktu wyjścia?


Na zamówienie wydawcy amerykańskiego Andrzej Janowski napisał w 1991 r. tekst, w którym postanowił wyjaśnić własny udział w ruchu oświaty niezależnej. Jego życie ukształtowała polityka, skoro wychowywał się w czasach hitlerowskiej, a następnie stalinowskiej niewoli. W okresie dorosłości pojawiło się w nim ciśnienie zainteresowania się polityką i zrozumienia tego, co działo się w Polsce, co było "grane" wokół niego. Jak pisał w 1991 r.:

"Ten motyw pojawił się u mnie bardzo wcześnie i trwał bardzo długo. Ten motyw poznawczy był może rezultatem pewnej bezradności wobec wielkiej polityki - gdy nie można zmienić losu, można przynajmniej zrozumieć co się dzieje. Włączenie się w ruch "Solidarności" było dla mnie czymś naturalnym, powitałem ten ruch jako szansę wyzwolenia narodu i wyzwolenia siebie. Było dla mnie oczywiste, że powinienem w nim jakoś uczestniczyć. Jednocześnie było dla mnie równie jasne, że powinienem włączyć się w te dziedziny działań Solidarności, które dotyczą problemów oświatowych. Jako badacz zajmujący się pedagogiką i autor już wówczas kilku książek o tematyce pedagogicznej, wydanych w państwowych wydawnictwach w latach siedemdziesiątych, dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, jakim ograniczeniom i cenzurom podlega refleksja nad oświatą, miałem też już pewne przemyślenia płynące z doświadczeń pewnych, niezbyt zresztą śmiałych, działań pod prąd oficjalnej pedagogiki" (Janowski, Na marginesie oświaty niezależnej, w: B. Krawczyk, Czy polska oświata niezatapialną jest? Warszawa: 1992, s. 9).

Ówczesny działacz oświatowego "podziemia", znakomity profesor pedagogiki psychologicznej czy psychologii pedagogicznej upomina się o kategorię PRAWDY, prawdziwości jako ostatecznej wartości, na fundamencie której można budować oświatę. Sam skłaniał się do poglądu, że (...) można być człowiekiem wolnym w sytuacjach daleko posuniętego zniewolenia zewnętrznego - posiadanie prawdziwego obrazu świata jest elementem tej wolności. (...) wolność wewnętrzna w sytuacji zniewolenia zewnętrznego to nic więcej jak tylko samooszukiwanie się". (Tamże, s. 12)

Zwróćmy uwagę, że to, co było przedmiotem ówczesnej pogardy, a więc cenzura, kłamstwo, rządowa propaganda, obsadzanie na stanowiskach kierowniczych nomenklatury partyjnej, negatywna selekcja do zawodu nauczycielskiego, by sproletaryzowani byli skłonni do konformizmu i nieskorzy do przeciwstawienia się władzy, traktowanie krytycznych, refleksyjnych nauczycieli jako państwowych i społecznych wrogów, analfabetyzm ekonomiczny, zniszczenie samoorganizacji i samorządności obywatelskiej, przetrwało do współczesności. W innej postaci, w innym wymiarze, ale jest wszechobecne.

Zastanawia mnie powód, dla którego można było wykorzystać czas niewoli w PRL jako czas przygotowań do nowego ustroju, wolności, demokracji, a kiedy już się to osiągnęło, móc ponownie je tracić. Może rację ma Andrzej Janowski, który twierdzi, że Polacy (…) nie umieją wykorzystać tych szans „przerw na wolność, jakie od czasu do czasu się pojawiają. (…) jeśli krótkotrwała wolność jest szansą, to dążenie do jej utrwalenia wymaga bardzo dynamicznych działań. Dynamiczne działania można podjąć wiedząc dobrze co należy robić, czyli będąc przygotowanym. Przygotowywać się trzeba i można wcześniej, bo w czasie wolności nie ma czasu, a więc niewola jest wspaniałym okresem do działań przygotowawczych (Tamże, s. 15).

Polacy nie zdążyli zbudować społeczeństwa obywatelskiego, skupiając swoją uwagę i wysiłki na zdobywaniu środków pozwalających im przeżyć, godnie żyć w warunkach gospodarki rynkowej, wzrastającego bezrobocia, nasilających się antagonizmów w stosunkach międzyludzkich, ujawnianej korupcji i moralnym upadku kolejnych elit politycznych. Te bowiem używały moralizującej i pełnej cynicznych obietnic retoryki realizując własne cele dzięki stosowaniu manipulacji politycznej, sztukę instytucjonalnej czy społecznej inżynierii.

06 stycznia 2020

Pedagogom społecznym i rzecznikom dyscyplinarnym w uniwersytetach - ku rozwadze


Aleksander Kamiński napisał w okresie okupacji wyjątkową publikację p.t. "Wielka Gra". Miał nadzieję, że po odzyskaniu wolności także pedagodzy włączą się w naprawę Rzeczypospolitej edukując młode pokolenia w szacunku do wartości chrześcijańskich i do demokracji. Jak pisał:

(…) gdybyś mocno się przejął duchem którejś partii politycznej i wszedł w jej służbę, zdobądź się na najwyższy wysiłek, aby przestrzegać w swym życiu partyjnym ogromnie ważnej zasady: pomimo całej miłości i wiary, jaką darzysz swoją partię - zdobądź się na lojalną postawę wobec wszystkich innych partii, stojących na gruncie niepodległego państwa polskiego. Jedną z najprzykrzejszych właściwości życia partyjnego jest jakieś szatańskie otumanienie mózgów, które czyni z ludzi ongiś rycerskich, honorowych i uczciwych - ogłupiałych fanatyków, którzy we wszystkich innych partiach i stronnictwach politycznych, prócz własnego, dostrzegają tylko podłość i zdradę, fałsz, nikczemne intencje, nieudolność i złą wolę - oraz przekonani są, że najstraszniejsze ruiny i klęski spotkać są gotowe ojczyznę z rąk każdego z ich przeciwników politycznych.

Powtarzam: pomimo całej miłości i wiary, jaką otaczasz własną partię polityczną - zdobądź się na rycerski i lojalny stosunek wobec innych partii. Nawet gdyby programy tych partii, albo ich ludzie ranili głęboko twe poczucie dobra publicznego. Pamiętaj zawsze, że twego przeciwnika politycznego może także samo ranić program twojej partii. I jeszcze jedno: nie wykluczaj z tego kręgu lojalności żadnego stronnictwa stojącego na gruncie niepodległego państwa polskiego. Od najskrajniej lewicowej do skrajnie prawicowej - traktuj wszystkie grupy jako te, w stosunku do których trzeba zdobywać się na lojalność, w stosunku do których trzeba czynić wysiłek zrozumienia ich intencji. (Wielka Gra, Warszawa: NWH 1981, s. 10-11)


Przypomniałem sobie tę myśl w kontekście niezwykle słusznej decyzji Rzecznika Dyscyplinarnego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu - prof. Bogusława Sygita, którą tu przywołam, bowiem w liocu 2019 zająłem tożsame stanowisko w sprawie niesłusznych i bezprawnych decyzji prorektora UMK zawieszających w pracy wybitnego uczonego nauczyciela akademickiego.

Rektor musiał tę decyzję cofnąć, ale postępowanie dyscyplinarne wobec Profesora było nadal prowadzone. Nie po raz pierwszy zresztą ten znakomity pedagog szkolny był poddawany wnioskom dyscyplinarnym za swoje krytyczne opinie czy poglądy. Tak było np. z wnioskiem dr Joanny Grubej (także odrzuconym przez Rzecznika Dyscyplinarnego UMK), która wyraziła swoje oburzenie na listowne zwrócenie jej uwagi przez tego Profesora jako dziekana Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w kwestii niestosownych z jej strony insynuacji w obronie rzekomo jej naukowych osiągnięć jako niedocenionych przez tę Radę (odmawiającą jej nadania stopnia doktora habilitowanego).

Powracam zatem do najnowszej sprawy dyscyplinarnej , by przytoczyć treść przeprowadzonego postępowania wyjaśniającego w sprawie podejrzenia popełnienia przewinienia dyscyplinarnego przez upublicznienie w artykule pt. "Wędrowni gwałciciele" ogłoszonym w tygodniku "Sieci" autorstwa Pana Aleksandra Nalaskowskiego - pracującego jako nauczyciel akademicki w UMK w Toruniu - poglądów, które zostały uznane przez funkcjonującego w kraju stowarzyszenia ("Otwarta Rzeczpospolita", ""Pracownia Różnorodności") jako "atak na społeczność LGBTQ".

Moja reakcja na niesłuszny atak na Profesora A. Nalaskowskiego spotkała się także z krytycznymi uwagami wobec mojej osoby, bowiem zdaniem jednego z czołowych profesorów pedagogiki społecznej - Tadeusza Pilcha powinno się Aleksandrowi Nalaskowskiemu wręcz zabronić recenzowania osiągnięć naukowych kandydatów do awansów akademickich. Kuriozalne, ale prawdziwe. Tak Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów, jak i Rada Doskonałości Naukowej kierują się kompetencjami naukowymi w wyznaczaniu członków komisji habilitacyjnych i recenzentów, a nie sympatiami czy antypatiami o pozanaukowym charakterze.

No więc przytaczam z dokumentu Rzecznika Dyscyplinarnego UMK powody postanowienia w sprawie umorzenia postępowania dyscyplinarnego wobec profesora pedagogiki Aleksandra Nalaskowskiego.

Rzecznik Dyscyplinarny ds. Nauczycieli Akademickich UMK w Toruniu - na zasadzie par. 13 ust.1 pkt.1 rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dn. 25.09.2018 r. w sprawie szczegółowego trybu prowadzenia mediacji, postępowania wyjaśniającego i dyscyplinarnego w sprawach odpowiedzialności dyscyplinarnej nauczycieli akademickich, a także sposobu wykonywania kar dyscyplinarnych i ich zatarciu (Dz.U. 2018. poz. 1843) w zw. z art. 17 par.1.pkt. 2 ustawy z 6 czerwca 1997 - kodeks postępowania karnego (Dz.U.Nr 89, poz. 555 ze zm.)

postanawia:

1. Umorzyć postępowanie wyjaśniające wobec uznania, że czyn nie zawiera znamion przewinienia dyscyplinarnego.

(...)

Rzecznik Dyscyplinarny UMK słusznie zwrócił się do biegłego sądowego z zakresu językoznawstwa i komunikacji społecznej celem wydania opinii w kwestii tekstu Aleksandra Nalaskowskiego w felietonie, w tym użytych w nim zwrotów, wyrażeń i określeń. Biegły ocenił, że użyte przez autora felietonu zwroty w kontekście tego gatunku publicystycznego nie mają charakteru zniesławiającego wyodrębnioną grupę społeczną. Użyte w publikacji zwroty i wyrażenia (np. zgwałcone miasta) mają charakter metaforyczny i odnoszą się do szerzącej się ideologii LGBT i organizowanych marszy równości (...)

Autor posługuje się poprawnym i zrozumianym językiem. Czytelnicy mniej wyrobieni mogą zrozumieć w sposób dosłowny te fragmenty felietonu, w których zostały użyte wyrażenia metaforyczne. W pewnych miejscach tekstu znaczenie użytych wyrażeń wynika również ze stosunków składniowych. Biegły zwrócił uwagę na to, że w procesie komunikowania może zachodzić dekodowanie aberracyjne. Polega ono na tym, że odbiorca przekazu dekoduje jego treść oraz zawarte w nim znaczenia w inny sposób niż to zakładał nadawca. Przyczyną takich nieprawidłowości są odmienne obszary doświadczenia nadawcy i odbiorcy. Różnią się one w zakresie kompetencji językowych, posiadanej wiedzy w jakiejś dziedzinie, ich światopoglądu, systemu wartości itp.

Autor felietonu wyraził swoje prywatne poglądy. Nie wymieniał w tekście swoich funkcji i zajmowanego stanowiska, nie ma też w nim mowy o żadnej uczelni. To, że prof. A. Nalaskowski jest identyfikowany z UMK w Toruniu wynika z faktu, że jest postacią znaną w swoim środowisku oraz w Polsce jako autor publikacji naukowych i innych. Felieton zaistniał w kontekście niezwiązanych bezpośrednio z uczelnią, dlatego należy go potraktować jako wypowiedź prywatną wynikającą z osobistych poglądów i przekonań autora.

Zakończenie felietonu wyjaśnia intencje jego autora i nadrzędny cel opublikowania tego tekstu. Autor zauważa, że jeśli zmieni się tradycyjny porządek społeczny na nowy - propagowany przez środowisko LGBT - nie będzie miejsca na te wartości, na których ukształtowała się pedagogika jako nauka badająca i opisująca ważne obszary społeczne. (...).
.


Przypominam moje wcześniejsze wpisy na temat nieprzemyślanej decyzji władz UMK w sprawie prof. Aleksandra Nalaskowskiego

Protestuję przeciwko zawieszeniu w pracy Profesora Aleksandra Nalaskowskiego. Skandaliczna decyzja Rektora UMK


Szukajcie patologii u siebie, a nie w felietonach uczonych


"Rozmowa z chuliganem"


Wyróżnienie dla Profesora Aleksandra Nalaskowskiego


Poglądy wybitnego pedagoga społecznego Aleksandra Kamińskiego powinny być znakiem dla młodych pokoleń:

"Jedną z najprzykrzejszych właściwości życia partyjnego jest jakieś szatańskie otumanienie mózgów, które czyni z ludzi ongiś rycerskich, honorowych i uczciwych - ogłupiałych fanatyków, którzy we wszystkich innych partiach i stronnictwach politycznych, prócz własnego, dostrzegają tylko podłość i zdradę, fałsz, nikczemne intencje, nieudolność i złą wolę - oraz przekonani są, że najstraszniejsze ruiny i klęski spotkać są gotowe ojczyznę z rąk każdego z ich przeciwników politycznych. (Tamże)"

05 stycznia 2020




W blogu staram się od czasu do czasu przywoływać wypowiedzi, wykłady, referaty moich koleżanek/kolegów-profesorów, którzy od szeregu lat zajmują się filozofią kształcenia, polityką oświatową czy alternatywnymi szkołami we współczesnym świecie, w tym także w Polsce. Dla usatysfakcjonowania prof. Tadeusza Pilcha, który woli - zamiast wykładów prof. Aleksandra Nalaskowskiego - bardziej lewoskrętne prezentacje współczesnej myśli, proponuję dzisiaj wykłady znakomitego uczonego nurtu filozofii krytycznej - profesora Tomasza Szkudlarka z Uniwersytetu Gdańskiego.

Warto poświęcić czas, by wysłuchać jego wykładu, który został zarejestrowany w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie w ub. roku. Pedagog odpowiada nim bowiem na pytanie: JAKI JEST SENS SZKOŁY? a przy okazji: KIM SĄ LUB POWINNI BYĆ WSPÓŁCZEŚNI NAUCZYCIELE? Interesująca jest też faza kierowanych do referującego pytań i jego odpowiedzi na ważne dla nauczycieli kwestie. Jak pisał w jednym ze swoich artykułów wraz Marią Mendel:

"Obecne „czasy kryzysów” to zatem czasy wielogłosu i wielomówstwa. Obok siebie,bez wyrazistej hierarchii i bez kryteriów dopuszczalności i niedopuszczalności, głoszone są dziś ideologie do niedawna dominujące i do niedawna skazane na zapomnienie. Ich związki z określonymi historiami, interesami i grupami zostały rozerwane (i na przykład Polacy mogą wiązać nadzieje na lepszą przyszłość z ideologią symbolizowaną znakiem swastyki), a prawica i lewica co jakiś czas płynnie zamieniając się miejscami w reprezentowaniu interesów biedoty i bogactwa".

Rzecz dla mnie oczywista, że nie poświęcą na ten wykład czasu ani sprawujący nadzór pedagogiczny, ani tym bardziej doradcy prezydenta czy premiera, bo oni już wszystko wiedzą i żadna konfrontacja z nauką nie wchodzi tu w grę. Być może wysłuchają tego wykładu nauczyciele, a to tworzyłoby nadzieję, że podtrzymają w sobie samoświadomość uwarunkowań własnej roli zawodowej i zrozumieją powody, dla których sprawujący władzę czynią wszystko, by pozbawić resztki myślących, refleksyjnych pedagogów, nauczycieli autorytetu m.in. przez utrzymywanie ich statusu poniżej poziomu klasy średniej.

Studiującym pedagogikę polecam nie tylko ten wykład, gdyż równie dobrze mogą prześledzić oraz poszerzyć zakres i treść jego konstrukcji z najnowszymi publikacjami Profesora T. Szkudlarka, które są opublikowane w większości w języku angielskim, a więc dla nich nadal niedostępnym, skoro nie są już w stanie przeczytać kilkustronicowych artykułów w języku polskim.

Właśnie o to chodzi - nie tylko polskiej prawicy - by lud nie czytał, nie rozumiał, nie myślał, bo za niego uczynią to sprawujący władzę, dyktując warunki życia i zakres dostępności nie tylko do ograniczonych zasobów dóbr materialnych, ale i kulturowych, a więc także do wiedzy. No to przypomnę, że już starożytni myśliciele stworzyli doktrynę omnipotencji państwa nad jednostką i społeczeństwem. Rządy centralistyczne, autorytarne chętnie po nią sięgają, by uzasadnić własną, etatystyczną politykę nadzoru i sprawowania różnego rodzaju władztwa nad edukacją i jej podmiotami.

Zdarza się, że w niektórych okresach dzieje się to mimo - jak pisał ks. prof. Mieczysław A. Krąpiec - przekazu Ewangelii i wiary, która podkreślała bezwzględny prymat osoby ludzkiej nad państwem. Tym samym obowiązująca w socjalistycznych ustrojach (także realnego socjalizmu) ideologia socjoprioryzmu, etatyzmu i socjocentryzmu (kolektywizmu) nadal ma się dobrze determinując bieg życia ludzkiego Polaków i ich dzieci.

Jak pisze ks. M.A. Krąpiec: (...) państwo jak każdy twór społeczny jest "mocniejsze" od człowieka i może go zniszczyć w sensie dosłownym. Niemniej jednak każdy wie o tym, że swego istnienia nie zawdzięcza państwu. Każdy człowiek wie, że jest samodzielnie istniejącym bytem, a państwo jest "zbiorem" obywateli, powiązanych specjalnymi relacjami, które pomagają lub też utrudniają życie jednostce. Jednostka jest bytem rzeczywistym, substancjalnym, samoświadomym, wolnym, a więc bytem osobowym" (M. A. Krąpiec, Suwerenność... czyja? Łódź 1990, s. 45)

Rządzący edukacją nieprzerwanie od 1993 r. sterują nią tak, jakby mieli prawo na wyłączność ustawicznego reorientowania oświaty raz w jednym, innym razem w drugim czy trzecim kierunku, raz wprowadzać zmiany ustrojowe, by inni mogli - bo też mają prawo - je zmieniać, powstrzymywać czy odwracać. W ten sposób myślenia i politycznej samouzurpacji edukacja przestaje być DOBREM WSPÓLNYM, bo takowe musiałoby być ponadpartyjne, niezależne od jednostkowych różnic w sferze światopoglądowej, religijnej czy przynależności do takich czy innych organizacji.

Na koniec zatem jeszcze jeden cytat z jakże aktualnej rozprawy wybitnego filozofa personalizmu chrześcijańskiego:

"Dobro wspólne pojęte jako cel osobowej działalności człowieka - a więc rozwój osobowy, intelektualny, moralny i twórczy - stanowi bezsprzecznie domenę osobową, do której państwo nie "ma prawa" mieszać się, w tym sensie, jakoby ono miało indoktrynować tę właśnie dziedzinę osobowego życia człowieka. (tamże, s. 51-52)

O ten potencjał naród - prędzej czy później - upomina się w różnych formach własnego zaangażowania. Warto to wiedzieć skoro rządzący po raz kolejny manipulują szkolnictwem przepełnionym naruszając prawa osobowe tych, którzy finansują ich stanowiska i politykę.

Gdyby komuś było mało, to może posłuchać jeszcze zbliżonego problemowo wykładu T. Szkudlarka też wygłoszonego w Centrum Nauki Kopernik, tyle że we wrześniu 2012 r.


03 stycznia 2020

Życzę nam edukacji jak w Niderlandii

Z dniem 1 stycznia 2000 r. nie wolno już używać nazwy państwa Holandia, gdyż obowiązuje jego właściwe określenie - NIDERLANDIA. Jeszcze kilka lat temu relacjonowałem specyfikę zajęć szkolnych w tym kraju z perspektywy uczennicy, która odwiedziła moją córkę. Miała przy sobie laptop, a w nim zakodowany dostęp do szkolnej platformy. Wówczas opowiadała mi o swojej szkole, własnej edukacji i pokazywała materiały z tej platformy, które dowodziły jej niezwykle pozytywnej opinii.

W jednej z rozpraw Theo M.E. Liketa omawiana jest sytuacja oświaty w Niderlandii, gdzie od 1917 r. istnieje relatywnie wysoka wolność szkół w zakresie: swobodnego kreowania programów kształcenia, zatrudniania nauczycieli w każdej szkole przez jej właściciela, swobodnego wyboru szkoły dla rodziców i uczniów, swobodnego wyboru podręczników i innych środków dydaktycznych. Nadzór pedagogiczny nie dotyczy pojedynczego nauczyciela i nie ma w praktyce uprawnień do pouczania właścicieli szkół prywatnych.

Dlaczego tak bardzo dba się w Niderlandii o wolność systemu szkolnego? Są ku temu trzy najważniejsze przesłanki:

1. Naukowe, pedagogiczne:

• Badania i doświadczenie potwierdzają, że innowacji w szkołach nie da się wprowadzić z góry na dół, gdyż tak nauczyciele jak i szkoły zmieniają się tylko wówczas kiedy są przekonani, że coś powinno się zmienić;

• W otwartej demokracji jest więcej tolerancji na różnorodne koncepcje pedagogiczne i dydaktyczne;

• Rozwój wypróbowanych metod nauczania, które wykreowali różni pedagodzy, doprowadził do legitymizacji różnorodności metod, technik i strategii uczenia się. Szczegółowa reglamentacja stwarza za mało miejsca dla pojawienia się nowych idei i ich wprowadzenia do praktyki;

• W społeczeństwie, w którym szczegółowo określa się sposób rozwiązywania przez nauczycieli problemów, blokowane są racjonalne sposoby rozwiązań;

• Utrzymanie jednostek lekcyjnych w takcie 45-50 minutowym nie odpowiada różnorodności koncepcji dydaktycznych, które mogłyby zaistnieć w praktyce;

• Nie ma właściwie jakiejś słusznej, właściwej, profesjonalnej ewaluacji systemu szkolnego.


2. Społeczne:

• Międzykulturowość społeczności szkolnej stawia przed nauczycielami wysokie i częściowo nowe wyzwania. Potrzebują oni więcej wolności w codziennej praktyce, by realizować swoje dydaktyczne i pedagogiczne zadania;

• Społeczeństwa rozwijają się od tradycyjnych „społeczeństw na rozkaz” (Befehlsgesellschaft) ku „społeczeństwom negocjującym” (Verhandlungsgesellschaft). Nauczyciele są w nich obywatelami, świadomymi politycznie osobami, którzy mogą i chcą wybierać w swojej pracy założenia światopoglądowe i pedagogiczne;

• Internacjonalizacja społeczeństw sprawia, że można się uczyć także od innych krajów. Poszczególne szkoły organizują wymianę ze szkołami z innych krajów.

3. Finansowe:

• Szczególnie rządowi i parlamentowi zależy na lepszym oszacowaniu kosztów kształcenia oraz zaplanowanie ich;

• Pieniądze są lepiej inwestowane i wydawane w skali lokalnej.


Nauczyciele nie są w Niderlandii urzędnikami państwowymi, chociaż w szkołach publicznych zatrudniani są przez władze gminne lub właścicieli szkół. Wynikają z tego istotne zasady:

• nauczyciele nie są odpowiedzialni za swój przedmiot. Tworzą oni zespół, który odpowiada za całą szkołę jako „uczącą się organizację”,

• organizacja wewnętrznej ewaluacji daje kierownictwu szkoły możliwość dobierania zgodnie z kompetencjami i realizacją specyficznych interesów nauczycieli,

• istnieją przepisy regulujące, jak kolegium powinno osiągnąć konsensus, jak rodzice i uczniowie mają w tym swój głos i jak właściciel szkoły w sytuacjach problematycznych ma postępować wobec kierownictwa szkoły.

• skoro nauczyciel zatrudniany jest w szkole na zasadzie otwartego konkursu, to daje to gwarancje, że dostosuje się on tak do profilu, jak i do rady pedagogicznej szkoły,

• permanentna wewnętrzna ewaluacja daje nauczycielom (i kierownictwu szkoły) informację zwrotną o ich pracy. Na tej też podstawie można planować ich doskonalenie zawodowe.

Jak spojrzymy na datę wydania tej strategii obowiązującej już wówczas w Niderlandii polityki oświatowej wobec szkół, to może zrozumiemy, dlaczego polskie szkolnictwo jest opóźnione już o ponad 20 lat w stosunku do tych systemów szkolnych, które nie ulegają politycznemu marnotrawstwu kapitału ludzkiego i jego rozwojowej przyszłości.

(źródło: (T. Liket, Niederlande, w: H.Döbert, G. Geißler, Schulautonomie in Europa. Umgang mit Thema, Theoretisches Problem, Europäischer Kontext, Bildungshistorischer Exkurs, Baden-Baden: Nomos Verlagsgesellschaft 1997)

31 grudnia 2019

Koniec roku nie likwiduje pseudonauki


W sylwestrowy dzień pracują jeszcze niektóre placówki oświatowe oraz uczelnie. Rozmawiam z dyrektorem jednej ze szkół branżowych, który właśnie pokazał mi ankietę, jaką otrzymał z jednego z ośrodków akademickich w kraju. Ankieta dotyczy kompetencji zawodowych nauczycieli. SZOK. Ponoć skierował ją do nauczycieli i dyrektorów szkół branżowych jeden z profesorów, zajmujących się pedagogiką pracy.

Błędy metodologiczne w tej ankiecie są jeszcze gorsze, niże te, z którymi spotkałem się w ankiecie dr Joanny Grubej ze Śląska. Nie przypuszczałem, że jeszcze może być w kraju ktoś, kto nie tylko ma wyższy stopień ignorancji, a ponoć i tytuł naukowy, ale i może być takim pseudonaukowcem, by w sądach skali postaw umieścić błędnie nie dwie zmienne, ale nawet pięć. To już jest szczyt pseudonauki. Co gorsza, w narzędziu tym niektóre sądy zawierają błędy ortograficzne. Czyżby ów profesor, którego nazwiska nie chciano mi zdradzić, posłużył się konstrukcją niedouczonego studenta? Czy może wzorował się na ankiecie pani działającej na rzecz polskiej nauki?


Może dr J. Grubej uda się dotrzeć do tej ankiety, to będzie miała okazję do zadośćuczynienia własnym błędom publikując rzetelną krytykę na ten temat. Tymczasem, za taką naukę - dziękuję! PSEUDOWISSENSCHAFT-NEIN. DANKE!

Niech ten rok już się skończy a inni niech przestaną przysyłać mi takie buble, bo przestanę wierzyć w jakąkolwiek moc sprawczą wiedzy. Wstyd i hańba pogłębione ignorancją, głupotą, niewiedzą nie znajdą żadnego usprawiedliwienia. Nie powstrzyma mojego oporu na to żadna fundacja, żadne stowarzyszenie pedagogów społecznych, recenzent z tytułem profesora, czy tym bardziej doktor posiłkujący się prawnikami.

Życzę zatem N(auk)owego Roku 2020!

30 grudnia 2019

Co wynika z funkcjonowania Kodeksu etyki pracownika naukowego?



W okresie wolnym od zajęć, a przygotowując rozprawę poświęconą współczesnej polityce oświatowej, sięgnąłem do autobiograficznej rozmowy Marka Bartosika z profesorem prawa, byłym prezesem Trybunału Konstytucyjnego, byłym Rzecznikiem Praw Obywatelskich - Andrzejem Zollem. Edukacji niemalże w ogóle nie poświęcono uwagi, mimo iż w dotyczącym wspomnień okresie życia i aktywnej działalności eksperckiej oraz profesjonalnej profesora oświata była targana różnymi kryzysami.

Jedynym wątkiem, na który zwrócono uwagę, było wytłumaczenie się przez A. Zolla jako prezesa Trybunału Konstytucyjnego z braku prawniczej krytyki wprowadzenia do szkół obowiązku zapewnienia uczniom lekcji religii przez rząd Tadeusza Mazowieckiego, który wprowadził go nie ustawą, ale instrukcją. No, ale jak pamiętam, był to także czas falandyzacji polskiego prawa, a Tadeusz Mazowiecki na krótko przed śmiercią przyznał bezprawność tego aktu.

Natomiast przykuł moją uwagę w tym wywiadzie fragment wypowiedzi dotyczący problemów etycznych środowiska akademickiego. "W komisji spotykamy się z wyrachowanymi sposobami podwyższania sobie pozycji w rankingu. Najpowszechniejsza jest "spółdzielnia". Kilka osób umawia się tak: "Ja powołuję się na twoje publikacje w każdym artykule, ty w każdym artykule cytujesz mnie. I już nasza pozycja rośnie. "Spółdzielnia" oczywiście może być wieloosobowa. Inny problem to dopisywanie się do publikacji. Ta feudalna praktyka przetrwała, niestety, z czasów PRL i dzisiaj także tego typu postawy trafiają do naszej komisji. Staramy się z tym walczyć poprzez ujawnianie i piętnowanie" (A.Zoll, M. Bartosik, Od dyktatury do demokracji. I z powrotem. Autobiograficzna rozmowa o współczesnej Polsce, Kraków, 2017, s. 226-227).

W czasie posiedzenia Rady Dyscypliny Pedagogika mówiłem o tym, że z jednej strony mamy do czynienia z powyższa patologią wśród przedstawicieli głównie nauk medycznych, przyrodniczych i technicznych, gdzie rzeczywiście ma miejsce niejako administracyjne dopisywanie profesorów czy doktorów do artykułów młodszych pracowników naukowych. W pedagogice nie ma takich przypadków, natomiast należałoby zmienić indywidualistyczny tok przygotowywania projektów badawczych na grupowe, intra-i interdyscyplinarne, by zacząć jednak prowadzić badania zespołowe, a tym samym także zespołowo publikować rozprawy z wynikami badań.

Osobiście odmawiam dopisywania mnie do rozpraw, gdyż nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, w której nie jestem rzeczywistym współautorem jakiejś części wspólnego tekstu, a miałbym widnieć jako jeden z autorów. Widzę za to ogromną korzyść we wspólnym konstruowaniu i pisaniu tekstów, które stają się dzięki temu bogatsze, pełniejsze czy pozwalają na wielostronny opis i interpretację określonego problemu. Interesująca była moja współpraca nad wspólną książką z Tomaszem Szkudlarkiem, kiedy na początku lat 90. XX w. postanowiliśmy przybliżyć pedagogikę krytyczną i antypedagogikę. Kilka lat później Tomasz Szkudlarek wydał znakomitą rozprawę ze Zbyszko Melosikiem p.t. "Kultura, tożsamość i edukacja. Migotanie znaczeń" (Kraków: Impuls 1998), która zawierała zapis tekstu na płycie DVD, by zachęcić czytelników do ingerowania w treść. Każdy mógł wczytać sobie tę rozprawę nanosząc w niej własne zmiany i interpretacje.

Kilka tygodni temu ukazała się wspólna z Krzysztofem Maliszewskim (Uniwersytet Śląski) i ks. Dariuszem Stępkowskim (Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego) książka p.t. "Istota, sens i uwarunkowania (wy)kształcenia "(Kraków: Impuls 2019), w której łączymy perspektywy odczytywania tego fenomenu we współczesnej pedagogice. Takie "dopisywanie" jest w humanistycznym podejściu badawczym niezwykle cenne.

Warto zajrzeć na stronę Komisji Etyki PAN, by przekonać się, że są w akademickim środowisku sprawy, którymi ona w ogóle się nie zajmuje, gdyż nie ma właściwych ku temu kompetencji, jak np. zarzuty o korupcję pracowników naukowych, konflikty interpersonalne w uczelniach czy naruszanie praw pracowniczych. Może natomiast zajmować się takimi sprawami, jak: konflikt interesów, ewentualne fałszowanie wyników badań, podejrzenie popełnienia plagiatu, retrakcja publikacji, zastrzeżenia do opinii recenzentów, naruszenie prawa do tajemnicy korespondencji czy udział uczonych w debatach publicznych.

W tej ostatniej kwestii A. Zoll mówił: (...) wprowadziliśmy zasadę, że profesor nie może, występując publicznie, używać swego tytułu naukowego dla nadania rangi wypowiedziom na tematy, które nie są związane z jego zawodowymi kompetencjami. Nie można więc, jeśli jest się na przykład profesorem medycyny, mówić o astronomii, wykorzystując dla uwiarygodnienia swych tez o kosmosie dorobek w medycynie. To jest nadużycie, wprowadzanie opinii publicznej w błąd" (S. 226).

Tym samym jeśli profesor nauk społecznych zwraca uwagę osobie reprezentującej tę samą dyscyplinę i dziedzinę naukową, że naruszyła elementarnymi błędami status naukowca, gdyż kompromituje nimi naukę, nie narusza etyki nauczyciela akademickiego, a wprost odwrotnie, wskazując na pseudonaukową praktykę pod szyldem działania na rzecz nauki polskiej, staje w obronie naukowych standardów. Warto mieć to na uwadze, bowiem nadal pani dr Joanna Gruba nie przeprosiła opinii publicznej za swoje skandaliczne błędy metodologiczne w skonstruowanej przez siebie i opublikowanej ankiecie, na podstawie której sformułowała nieuprawnione wnioski.

Posiłkowanie się w niesłusznej obronie atakiem na krytyka, recenzenta jest równie kompromitujące, gdyż argumenty ad personam tylko potwierdzają jej brak kompetencji. A szkoda. Był czas adwentu, Bożego Narodzenia, kiedy to można było naprawić własne grzechy. Będę zatem o nich przypominał, by moi studenci i doktoranci nie powtarzali konstrukcji pytań w ankietach, które są wadliwe. Może to stwierdzić każdy socjolog, filozof nauki, logik, a nawet początkujący prawnik, bo chyba miał w czasie studiów logikę. Nie warto zatem kompromitować kancelarii adwokackich broniąc osoby o takim braku kompetencji metodami, które w prawie nie zasługują na szacunek i profesjonalne uznanie.

Profesor Andrzej Zoll zwraca uwagę w sprawozdaniu prac swojej komisji, że za często spotyka się z publicznym podważaniem autorytetu naukowego innych naukowców, a więc z postępowaniem uchybiającym obowiązkom i godności zawodu nauczyciela akademickiego. Co jednak mają oni czynić, kiedy takie praktyki stosują osoby ze stopniem naukowym doktora nauk, ale już niepracujące w zawodzie nauczyciela akademickiego?


Liczący 21 stron Raport Komisji etyki pracownika naukowego za rok 2018 (PAN) jest rzeczywiście ważnym i potrzebnym dokumentem w korygowaniu postaw i działań niektórych nauczycieli akademickich. Na szczęście stanowią oni margines, ale sam fakt wskazania na zakres patologicznych lub niesłusznie o to oskarżanych działań i zachowań niektórych osób pozwala na doskonalenie kultury akademickiej. Co ważne dla mnie, wśród kilkudziesięciu spraw, które zostały wymienione w tym sprawozdaniu, tylko jedna dotyczy pedagogiki i została przez Komisję odrzucona. Polecam jej treść, by uświadomić nie tylko niekompetentnym doktorom nauk, że istnieją jednak granice rzekomo naukowej krytyki tych,którzy sami nie nabyli stosownych kompetencji.