10 stycznia 2019
Poważny błąd głosowań komisji habilitacyjnych i doktorskich
Już jakiś czas temu pisałem o tym, że komisje doktorskie uzurpują sobie nieprzynależne im prawo do podejmowania uchwał po przeprowadzonej obronie rozprawy doktorskiej na podstawie błędnej interpretacji wyników głosowania. Odpowiedzialność za takie decyzje obciąża przewodniczących, ale ofiarami ich mylnej interpretacji wyników głosowań są doktoranci, którzy nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że obronili pracę doktorską, mimo ogłoszenia przez przewodniczącego Komisji Doktorskiej negatywnej konkluzji.
Co gorsza, sytuacja ta pojawiła się w komisjach habilitacyjnych. Przewodniczącymi komisji są profesorowie, którzy - wyłączając profesorów nauk prawnych i administracji - nie muszą znać właściwej interpretacji, skoro ta nie jest in extenso opublikowana w odpowiednim rozporządzeniu.
W związku z tym, że sprawa błędnych interpretacji wyniku głosowania po raz kolejny pojawiła się w odwołaniach do Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów Naukowych od uchwał rady wydziałów czy instytutów naukowych, nie mogę milczeć, przechodzić obok tego obojętnie i nie upowszechnić tak istotnej kwestii.
Na czym polega problem?
Otóż komisje doktorskie czy komisje habilitacyjne mogą ustalać wynik głosowania w sprawie o przyjęcie obrony pracy doktorskiej, w sprawie o skierowanie wniosku do rady jednostki o nadanie stopnia naukowego doktora, czy - jak w przypadku komisji habilitacyjnych - wniosek do rady jednostki o nadanie stopnia doktora habilitowanego bądź o odmowę nadania tego stopnia - tylko i wyłącznie na podstawie zwykłej większości głosów.
Innymi słowy, nie wolno wliczać do wyniku głosowania oddanych przez członków komisji głosów wstrzymujących się jako głosy negatywne.
Liczymy tylko i wyłącznie stosunek głosów ZA do głosów PRZECIW. O wyniku głosowania rozstrzyga większość głosów: albo ZA, albo PRZECIW.
W zależności od tego rozstrzygnięcia komisja rekomenduje radzie jednostki naukowej, która ma stosowne uprawnienie do nadawania stopni naukowych, o nadanie lub odmowę nadania stopnia naukowego.
NIE LICZY SIĘ GŁOSÓW "WSTRZYMUJĄCYCH SIĘ" JAKO GŁOSY PRZECIWNE (NEGATYWNE). Nie wolno dodawać ich do głosów na - NIE.
Dopiero jednostka dysponująca uprawnieniem do nadawania stopnia naukowego doktora czy doktora habilitowanego jest zobowiązana do uwzględnienia głosów wstrzymujących się jako ważących negatywnie wraz z głosami PRZECIW lub pozytywnie, kiedy liczba oddanych głosów ZA jest większa od liczby głosów PRZECIW+WSTRZYMUJĘ SIĘ.
Piszę o tym dlatego, że dziekan jednej z rad jednostek uniwersyteckich przeprowadził głosowanie o odmowie nadania stopnia doktora osobie, której obronę de facto komisja doktorska powinna przyjąć, skoro wynik głosowania - zgodnie z zasadą bezwzględnej większości głosów - był pozytywny. Tymczasem przewodniczący komisji doktorskiej doliczył głosy wstrzymujące się jako negatywne. Co gorsza, poinformowano doktoranta, że obrona pracy doktorskiej nie została przyjęta i taki wniosek będzie rozpatrywany przez radę wydziału.
Co zrobiła rada wydziału? Oczywiście głosowała za odmową przyjęcia obrony pracy doktorskiej, a tym samym za odmową nadania stopnia naukowego doktora osobie, która w świetle prawa - nie wspominając już o dwóch pozytywnych recenzjach - obroniła swoją pracę!
Podstawa prawna (Dz.U. 2003 Nr 65 poz. 595):
Art. 20. 1. Uchwały, o których mowa w art. 14 ust. 2 i art. 18a ust. 11, są podejmowane w głosowaniu tajnym i zapadają bezwzględną większością oddanych głosów przy obecności co najmniej połowy ogólnej liczby osób uprawnionych do głosowania.
09 stycznia 2019
Projekty rozporządzeń MEN nie są czymś nowym, a jednak niektóre budzą niepokój
Na stronie Rządowego Centrum Legislacji pojawiło się z końcem grudnia 2018 r. aż 11 dokumentów, będących projektami wszystkich przekazanych do opiniowania rozporządzeń ministry edukacji narodowej. Komitet Nauk Pedagogicznych jest społecznym konsultantem tych projektów.
Są to następujące dokumenty:
1. Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie kształcenia ustawicznego w formach pozaszkolnych
2. Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie szczegółowych warunków i sposobu oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych
3. Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie zawodów szkolnictwa branżowego
4. Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych
5. Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie zasad organizacji i udzielania pomocy psychologiczno-pedagogicznej w publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach
6. Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie szczegółowej organizacji publicznych szkół i publicznych przedszkoli
7. Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie organizacji roku szkolnego
8. Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie zasad udzielania i organizacji pomocy psychologiczno-pedagogicznej w publicznych szkołach i placówkach
9. Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie typów szkół i placówek, w których nie tworzy się samorządu uczniowskiego
10. Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie rodzajów szkół i placówek, w których nie tworzy się rad rodziców
11. Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniające rozporządzenie w sprawie organizacji roku szkolnego
*****************************************
Są tu projekty rozporządzeń, które uszczegóławiają rozwiązania wewnątrzszkolne na zasadzie naczyń połączonych. Jak ruszy się ścianę nośną, to wali się dom. W styczniu pojawił się projekt kolejnego rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej, tym razem zmieniającego rozporządzenie w sprawie szczegółowych kwalifikacji wymaganych od nauczycieli. Czytać? Nie czytać? Opiniować warto.
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN uwzględniając krytykę w debacie publicznej zapisu § 4 w/w rozporządzenia, które podtrzymuje możliwość organizacji procesu kształcenia w szkole publicznej przez sześć dni w tygodniu, wnosi o usunięcie takiego rozwiązania.
Obywatele, a szczególnie rodzice których dzieci realizują powszechny obowiązek szkolny, nie rozumieją, dlaczego dyrektor szkoły może realizować kształcenie ich dzieci przez 6 dni w tygodniu.
Taki zapis pojawił się już w 2017 r. , na co wówczas nikt nie zwracał uwagi, bowiem nie kojarzono jego przesłanek z próbą rozwiązania przyszłorocznego problemu dwóch roczników absolwenckich – szkół podstawowych i gimnazjów poszukujących miejsca w szkołach ponadpodstawowych.
W dotychczas obowiązującym od dnia 1 września 2017 rozporządzeniu MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ z dnia 11 sierpnia 2017 r. w sprawie organizacji roku szkolnego (Dz. U. poz. 1603) , który został ogłoszony 28 sierpnia 2017 r. już rok temu, wprowadzono taką możliwość:
§ 4. 1. W zależności od warunków pracy szkoły zajęcia dydaktyczno-wychowawcze mogą być realizowane przez pięć lub sześć dni w tygodniu, z uwzględnieniem ust. 2 i 3.
2. Szkoły podstawowe, w których współczynnik zmianowości, oznaczający stosunek liczby oddziałów do liczby pomieszczeń, w których odbywają się zajęcia dydaktyczno-wychowawcze, wynosi co najmniej 2, mogą prowadzić zajęcia przez pięć lub sześć dni w tygodniu przez cały rok szkolny albo stosować - w zależności od pory roku - przemienny system organizacji tygodnia pracy. Decyzje w tych sprawach podejmują dyrektorzy szkół po zasięgnięciu opinii rady szkoły i rady pedagogicznej.
3. Dyrektorzy szkół niewymienionych w ust. 2 decydują o organizacji tygodnia pracy we własnym zakresie, po zasięgnięciu opinii rady szkoły i rady pedagogicznej, natomiast w szkołach prowadzących kształcenie zawodowe, organizujących praktyczną naukę zawodu na podstawie umowy z innymi podmiotami - także w porozumieniu z tymi podmiotami. Dyrektorzy szkół powiadamiają, przed rozpoczęciem ferii letnich, organ prowadzący szkołę, uczniów i ich rodziców o organizacji tygodnia pracy.
Od tego czasu nic się nie zmieniło. Minister edukacji podtrzymuje ten zapis, który przy obecnym stanie świadomości społecznej i prawnej może mieć zupełnie inne konsekwencje w przyszłym roku szkolnym. Jak wskazuje w obecnej nowelizacji minister Anna Zalewska ma ono ponoć służyć prawidłowej realizacji „(…) celów i zadań szkół i przedszkoli, w tym m.in. organizacji tygodnia pracy szkoły, z uwzględnieniem kształcenia w formie dziennej, stacjonarnej lub zaocznej, w tym przypadki, w których kształcenie w formie dziennej może odbywać się przez 6 dni w tygodniu."
Uważamy, że świadomi zagrożeń rodzice mają słuszne prawo do wyrażania sprzeciwu wobec takiej możliwości organizacji zajęć w roku szkolnym. W ten sposób nie należy przerzucać odpowiedzialności na samorządy, a de facto na dyrektorów szkół ponadpodstawowych za rozwiązanie problemu podwójnych roczników absolwentów szkół podstawowych i gimnazjów.
Samorządy nie zostały wyposażone przez MEN w odpowiednie środki, by wybudować szkoły ponadpodstawowe, zatrudnić w nich konieczne kadry wykwalifikowanych nauczycieli, żeby możliwe było zaspokojenie potrzeb i aspiracji edukacyjnych do wykształcenia średniego tegorocznego pokolenia 15-latków.
W uzasadnieniu projektu nowelizacji rozporządzenia jest mowa o tym, że: „Jednocześnie należy wskazać, że nie ma możliwości podjęcia alternatywnych w stosunku do projektowanego rozporządzenia środków umożliwiających osiągnięcie zamierzonego celu.
Tym samym opinia Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN w/w projektu rozporządzenia MEN z dn. 19 grudnia 2018 r. w powyższej kwestii jest w tym zakresie NEGATYWNA.
08 stycznia 2019
Pedagog - prof. UAM Jacek Pyżalski - nagrodzony przez NASK
Nadzorowany przez Ministerstwo Cyfryzacji państwowy instytut badawczy - NASK nagrodził w dn. 14 grudnia 2018 r. pedagoga, profesora Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu - dr. hab. Jacka Pyżalskiego niezwykle prestiżowym wyróżnieniem.
Nagroda im. Prof. Tomasza Hofmokla przyznawana jest w trzech kategoriach, a mianowicie w kategorii:
- „Innowacje” - otrzymał ją prof. zw. dr hab. Jacek Koronacki - dyrektor Instytutu Podstaw Informatyki Polskiej Akademii Nauk. Specjalizuje się w informatyce stosowanej. Jego zainteresowania dotyczą uczenia maszynowego, zwłaszcza statystycznych systemów uczących się (statystyczna analiza danych wielowymiarowych i statystyczne aspekty wydobywania wiedzy z baz danych –eksploracja danych, data mining); statystycznego sterowania jakością. Jest przy tym inżynierem - humanistą. Publikuje bowiem swoje eseje na łamach "Teologi Politycznej" m.in. o transhumanizmie czy nawet o polityce zagranicznej USA. Kierował Zespołem Wnioskowania Statystycznego a dziesięć lat temu Zakładem Sztucznej Inteligencji.
-
- „Cyberbezpieczeństwo” – otrzymał ją dr hab. Krzysztof Szczypiorski, profesor Politechniki Warszawskiej, polski teleinformatyk i specjalista w dziedzinie zabezpieczeń teleinformatycznych, kierownik i współtwórca Zakładu Cyberbezpieczeństwa w Instytucie Telekomunikacji WEiTI.
"Jego zainteresowania naukowe obejmują: teorię obserwacji zmiany, bezpieczeństwo sieciowe, informatykę śledczą, biały wywiad oraz sieci bezprzewodowe. Jest autor lub współautor ponad 150 artykułów, dwóch patentów (w tym jednego przyznanego) oraz ponad 60 referatów zaproszonych w następujących krajach: Chiny, Japonia, Luksemburg, Polska, Rosja i USA. Od ponad 20 lat pracuje jako niezależny konsultant w dziedzinie bezpieczeństwa sieciowego, telekomunikacji i informatyki, m.in. dla: Cisco, Hewlett-Packard, Kancelarii Sejmu RP, Ministerstwa Finansów, Oracle, Orange, Polkomtel, Polskiej Grupy Energetycznej, PwC, T-Mobile. Członek rady (2012-) Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń (https://www.cybsecurity.org). Senior Member w następujących organizacjach: IEEE (Institute of Electrical and Electronics Engineers) oraz ASR (American Society for Research). W ostatnich latach odkrył nową metodę ukrywania informacji w muzyce tanecznej."
Niniejsza uroczystość miała miejsce w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie w ramach jubileuszowej gali z okazji 25-lecia Instytutu NASK. Takie sukcesy pedagogów cieszą, bo są przeciwieństwem pseudonaukowców z dyplomami. Profesor UAM Jacek Pyżalski należy do I Ligii badaczy o międzynarodowym uznaniu.
07 stycznia 2019
Współ-sprawcy ludzkiej śmierci
Tragedia w Koszalinie, gdzie w Escape Room'ie straciło życie pięć nastoletnich dziewczynek, będzie mieć niewątpliwie swoje dalekosiężne następstwa. Jako pedagog nie mogę przejść obok tego wydarzenia obojętnie, chociaż mam świadomość, że codziennie giną na polskich drogach lub w wyniku przestępstw dzieci, dorośli czy osoby starsze. Grupowa tragedia ma jednak szczególny wymiar, nie tylko ze względu na okoliczności, w których do niej doszło.
W tak szczególnym dramacie ludzkim odsłaniane są przejawy codziennych spraw, na które nie zwracamy uwagi. Nastolatki chciały sprawić sobie przyjemność i wspólnie cieszyć się urodzinami jednej z nich. Tak oto dzień urodzin stał się zarazem dla nich wszystkich ostatnim dniem ich życia. Nie z ich winy.
Od wielu lat powstają właśnie dla dzieci i młodzieży różne instytucje, placówki, miejsca zabaw, w których mogą aktywnie i radośnie spędzać swój czas wolny, cieszyć się życiem, doświadczyć przygód, doznać nowych wrażeń, sprawdzić swoje umiejętności, być ze sobą i cieszyć się sobą w różnych okolicznościach. Rynek reaguje na tego typu potrzeby, które Jan Szczepański określał mianem "potrzeb otoczkowych", na oczekiwania, pragnienia różnych grup, by zarazem jego organizatorzy mogli na tym zarabiać, czerpać z tego tytułu dochody.
W tym miejscu właśnie zaczyna się próg nieodpowiedzialności, pazerności, zachłanności kosztem nieprzewidywalnych strat na zdrowiu czy życiu ludzkim tak zwanych "klientów". Ileż to już było tragicznych wypadków na placach zabaw, szkolnych boiskach, w ZOO, w wesołych miasteczkach, na torach kartingowych, a nawet w halach targowych czy kręgielniach, a teraz w Escape Roomi'ie, gdzie czekają na miłośników dobrej adrenaliny czy szaleństwa specjalne miejsca, które mają sprzyjać realizacji różnych pragnień.
Kilkadziesiąt lat temu profesor Tadeusz Kotarbiński napisał trakt o dobrej robocie, a przecież tworzył go w czasach, które nie miały wiele wspólnego z wolnym rynkiem, z gospodarką i usługami wolnokonkurencyjnymi. Zawsze, w każdej sytuacji sprawcą utraty zdrowia czy życia staje się człowiek, współtwórca lub kreator zaniechań, oszczędności, cwaniactwa, lekkomyślności, pozbawiony wyobraźni, niewykształcony, pozbawiony wyobraźni.
W pedagogice kategorię sprawstwa i współsprawstwa usytuował jako fundamentalną w procesie wychowania profesor Kazimierz Sośnicki. Wielokrotnie przywołuję ją w swoich analizach istoty wychowania i kształcenia. Psycholodzy zajęli się nią dopiero niedawno. Zawsze jednak lepiej późno, niż wcale. Nie wolno pomijać w edukacji animatorów wolnoczasowych uciech ani filozofii odpowiedzialności, prakseologii, prawa oraz psychologicznych przesłanek sprawstwa.
Edukacja zorientowana na potrzeby rynku, na wąsko pojmowane kwalifikacje pragmatyczne, instrumentalne, na zaspokajanie potrzeb klientów, na materialne zyski staje się edukacją zdehumanizowaną, pozbawiającą młodych ludzi wchodzących na rynek pracy współczynnika humanistycznego. Ten bowiem jest nieopłacalny, bo rzekomo nic nie daje polskiej gospodarce i usługodawcom. W rzeczywistości zaś prowadzi właśnie do takich tragedii.
Może wreszcie zamilkną eksperci, profesorowie ekonomii, polityki czy socjologii, politycy i urzędnicy z obu edukacyjnych ministerstw, którzy od lat forsowali tezę, że to rynek ma warunkować treści kształcenia! Czy rzeczywiście edukacja ma służyć tylko i wyłącznie warunkom gospodarki i usług, za którymi kryją się gigantyczne dochody częściowo zdehumanizowanych oligarchów, przedsiębiorców, usługodawców? Czy nadal mamy zabawiać się na śmierć tylko dlatego, że ktoś lekceważy humanum?
To, co wydarzyło się w Koszalinie jest wielką traumą dla rodziców, rodzin, bliskich, przyjaciół i codziennego środowiska życia młodych ofiar czyjejś złej roboty. W poniedziałek ich wspólnota szkolna boleśnie doświadczy straty koleżanek. Będą musieli nauczyć się z nią żyć, by czynić świat lepszym i niepowtarzalnym w tak okrutnym wymiarze.
06 stycznia 2019
Solidarnościowe manipulacje "oligarchii" związkowej
Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania Solidarności opublikowała 2 stycznia 2019 r. Komunikat następującej treści:
Walczymy o godne płace
Bez godnych płac nie ma mowy o podnoszeniu rangi zawodu nauczyciela. Dlatego „Solidarność” walczy o godne wynagrodzenia dla wszystkich pracowników oświaty. Postulaty
płacowe są dla nas najważniejsze. O kwestiach finansowych nie może jednak samodzielnie decydować minister edukacji. Dlatego KSOiW NSZZ „S” próbuje rozpocząć negocjacje na ten temat z premierem Mateuszem Morawieckim.
KSOiW NSZZ „Solidarność” realizuje harmonogram swoich działań. Przypominamy, że 15 stycznia w Warszawie odbędzie się spotkanie Rady Krajowej Sekcji z przewodniczącym Komisji Krajowej Piotrem Dudą. Prawdopodobnie na tym spotkaniu zostaną podjęte kluczowe decyzje wytyczające kierunek działań KSOiW. W ramach naszej akcji informacyjnej planujemy także przekazać paski z wynagrodzeń nauczycieli premierowi Mateuszowi Morawieckiemu. Prosimy sekcje regionalne o ich doręczenie na spotkanie w Warszawie 15 stycznia.
Informujemy również, że nie planujemy wspólnego protestu z ZNP. Trudno wierzyć w dobre intencje organizacji, która straszy sadem KSOiW NSZZ „Solidarność”. Mamy własne pomysły dotyczące stylu prowadzonych negocjacji. Jeśli podejmiemy ostrą formę protestu, będzie on spójny z działaniami Komisji Krajowej, która jest reprezentantem wszystkich członków „Solidarności”. Taką obraliśmy linię postępowania. Mamy plan i go realizujemy.
Prosimy wszystkich członków „Solidarności” pracowników oświaty o cierpliwość i nieuleganie wpływom czy presji innych środowisk.
Olga Zielińska Rzecznik prasowy KSOiW NSZZ „Solidarność”
Otóż władze nauczycielskiej "Solidarności" nie walczą o lepsze płace nauczycieli, tylko o to, by to temu związkowi zawodowemu środowisko zawdzięczało rzekomy postęp w negocjacjach z rządem. To wykluczenie i dzielenie związkowców na lepszych i gorszych, na tych, którzy są godni negocjowania z władzą i tych, którzy są tego niegodni, wyraźnie wskazuje na to, że związkowe elity walczą o własne przywileje, a nie o nauczycieli. To dla nich trampolina do innych awansów i korzyści.
Nauczyciele chcieliby wiedzieć, co oznaczają dla Solidarności i dla ZNP 'GODNE PŁACE"??? Ile powinien zarabiać polski nauczyciel, żeby wreszcie, po kilkudziesięciu latach proletaryzacji tej profesji, ustawicznego manipulowania całym środowiskiem przez de facto oligarchię obu związków zawodowych wreszcie honorowano ich wykształcenie, doskonalenie zawodowe i pracę?
Drodzy związkowcy, polityczni cwaniacy z wysokimi, a zatem godnymi płacami, czy nie uważacie, że najniższa płaca nauczyciela rozpoczynającego pracę w szkole nie powinna być równa średniej krajowej płacy? Kiedy skończycie z oszukiwaniem całego środowiska? Co jeszcze załatwiacie sobie? Kolejne etaty, miejsca na listach wyborczych dla swoich działaczy?
Skończcie z pozorowaniem troski o nauczycieli!!! Wasza symbolika jest już dzisiaj oznaką zdrady, a nie walki o godność nauczycielskiej profesji!
Nie po raz pierwszy został przez związkowców zniszczony ruch protestu tylko po to, by "swoim podwładnym" wykazać, czyje było na wierzchu, kto był bliżej premiera lub ministra. No to zobaczymy, poczekajmy, na ile ceni się pracę nauczycieli?! Obyście nie przeżyli kolejnego rozczarowania, kolejnych argumentów s tylu - "tylko na tyle stać budżet państwa"!
Niestety, ale dopóki środowisko nauczycielskie nie wyzwoli się z pęt manipulacji związkowców żyjących z ustawicznego dzielenia środowiska, dopóki nie stworzy samorządu i niezależnie od wszelkiej władzy nie będzie walczyć o swoje, to zawsze będzie uzależnione od socjotechnicznych manipulacji ZNP i Solidarności.
05 stycznia 2019
Naukowa krytyka nie jest hejtem
Od ponad dwudziestu lat mojej aktywności członkowskiej w Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN uczestniczę niemalże każdego roku w debatach tego gremium, jak i w trakcie różnych konferencji na temat szkolnictwa wyższego i nauki oraz problemów nierzetelności części środowiska akademickiego.
Po opublikowaniu przeze mnie - nie po raz pierwszy zresztą w tym miejscu, jak i na łamach czasopism naukowych czy w książkach - krytycznych, ale naukowo uzasadnionych recenzji fatalnych, kompromitujących autorów rozpraw rzekomo naukowych, otrzymuję list, którego autorem jest profesor tytularny. Pisze w nim:
Równocześnie apeluję o pilne zorganizowanie: dyskusji, konferencji, sesji.... poświęconej jakości uprawianej przez nasze środowisko nauki. Postulat ten jest wynikiem przeczytania ostatnich fragmentów blogu Pana Przewodniczącego! Nie kwestionując konieczności troski o jakość badań i twórczości w pedagogice, wyrażając aprobatę dla krytycznych opinii o recenzentach - profesorach w procedurach awansowych, ze zdumieniem i pewnym niesmakiem przyjmuję"rozprawianie" się Profesora (...) z młodymi, początkującymi uczonymi!
To przecież specyficzny styl niszczenia ludzi. Taki dyskurs jest zbliżony formą i możliwościami reakcji do internetowego hejtu. (...) Postuluję, aby KNP w pilnym trybie zajął się fundamentalnymi kwestiami jakości naszej dyscypliny. Przez ponad 50 lat funkcjonowania dydaktycznego w nauce, nie pamiętam takiego stylu "doskonalenia" dyscypliny!
Otóż, pragnę przypomnieć, że Komitet Nauk Pedagogicznych PAN każdego roku podejmuje powyższe kwestie. I co? I nic! To jest jak rzucanie grochem o ścianę. Zatroskani o naukę uczeni mogą sobie dyskutować, a ich koleżanki czy koledzy i tak postąpią na odwrót. Video meliora proboque, deteriora sequor!
Nie będę więc już takich debat prowadził, ani w nich uczestniczył, bo szkoda na to mojego czasu. Wystarczy, że poświęcam go młodym uczonym, którzy przyjeżdżają z całego kraju na seminaria, by wspólnie dyskutować o metodologicznych problemach i trudnościach badań naukowych, poddawać krytycznej, a zatem i przyjacielskiej analizie projekty rozpraw naukowych, wniosków badawczych itp.
Jeszcze przez dwa lata będę mógł zdawać sprawozdanie ze stanu awansów naukowych w naukach humanistycznych i społecznych właśnie dla dobra młodych uczonych, którzy nie są jeszcze zdemoralizowani przez część kadr akademickich. Ważne jest, by wiedzieli, że patologia jest zawsze tylko marginesem, który może się rozrastać, jeśli nie będziemy o nim pisać i mówić oraz jemu przeciwdziałać.
Zaskakuje pogląd o rozprawianiu się z młodymi początkującymi uczonymi. Może ów krytyk ma na myśli siebie i swoje doświadczenia? To niech nie projektuje ich na mnie, tylko uważnie wczyta się w treść recenzji. Autorzy ocenianych rozpraw nie są młodzikami, początkującymi asystentami, którzy dopiero zaczynają się uczyć naukowego rzemiosła, a wolałbym - sztuki. Od nastu lat mają stopień naukowy doktora! Są pracownikami naukowymi. Proszę nie wprowadzać w błąd szacownego gremium.
W moich analizach ma miejsce krytyka ich rozpraw. Trudno, bym pisał recenzję naukową o wyimaginowanej książce wyimaginowanego autora! Chyba tego by ów krytyk nie chciał? A może jednak? Może powinna obowiązywać cenzura, jak w PRL?
Chyba krytyk nie rozumie, czym jest hejt, a czym krytyka naukowa. Otóż hejt jest «obraźliwym lub agresywnym komentarzem zamieszczony w Internecie». W nauce nie ma miejsca na hejtowanie.
Przypominam zatem profesorowi, który nie znosi krytyki naukowej, że obowiązują członków komitetów naukowych Polskiej Akademii Nauk w szczególności zasady ustanowione przez Zgromadzenie Ogólne tej korporacji. Wybiorę tylko te, które są adekwatne do omawianej tu sytuacji:
KODEKS ETYKI PRACOWNIKA NAUKOWEGO - opracowany przez Komisję do spraw etyki w nauce i uchwalony przez Zgromadzenie Ogólne Polskiej Akademii Nauk w dniu 1 grudnia 2016 r.
2. Wartości etyczne, standardy rzetelności naukowej oraz dobre praktyki w nauce uwydatniają etyczną i społeczną odpowiedzialność naukowców. Naukowcy muszą być świadomi swej szczególnej odpowiedzialności względem społeczeństwa i ogółu ludzkości.
(...)
4. Zachowywanie w nauce wysokich standardów ma zasadnicze znaczenie nie tylko dla utrzymania wewnętrznej spójności nauki, ale i dla jej wiarygodności i społecznego autorytetu. Dbałość o autorytet i nieuleganie naciskom jest ważne dla zachowania przez ludzi nauki społecznego zaufania.
10) odwaga w sprzeciwianiu się poglądom sprzecznym z wiedzą naukową oraz praktykom niezgodnym z zasadami rzetelności naukowej; (...)
11) troska o przyszłe pokolenia naukowców przejawiająca się nie tylko w staraniach o rozwój naukowy swoich uczniów, ale także we wpajaniu im obowiązujących standardów oraz norm etycznych.(...)
Warto to przeczytać ze zrozumieniem, zaakceptować wreszcie i zinternalizować, by nie bronić kiczu, pseudonaukowych bubli, za których treść odpowiedzialność ponoszą ich autorzy, recenzenci wydawniczy oraz niedouczeni lub naruszający zasady etyki członkowie stosownych gremiów naukowych. Koniec. Czas postawić przysłowiową kropkę nad "i" zrywając z hipokryzją i interesami podmiotów niszczących polską pedagogikę.
Może się to profesorowi nie podobać, ale niech nie ucieka się do zacytowanej tu nienaukowej argumentacji, tylko spróbuje metodologicznymi standardami obronić pozorność badań naukowych niemających nic wspólnego z rzetelnym procesem poznawczym. Profesorze drogi, warto po 50 latach zmienić styl obrony pedagogiki jako nauki. Najwyższy czas!
04 stycznia 2019
Mistrzostwo naukowej niekompetencji
Zapewne cykl prezentacji najgorszych rozpraw z pedagogiki będę kontynuował, bo przecież powinniśmy uczyć się na własnych oraz cudzych błędach. Skoro mają powstać w uniwersytetach szkoły doktorskie i kolegia, to niech mają źródła do własnych badań i kształcenia doktorantów oraz świadomość tego, jak dalece mogą niektórzy samodzielni pracownicy naukowi kompromitować siebie, środowisko akademickiej pedagogiki i własną dyscyplinę, nie wspominając już o uczelni.
Nierzetelność naukowa nie jest w naszym kraju poddawana krytyce, jeżeli nie mamy do czynienia z plagiatem. Tymczasem nauce grożą w znacznie większym zakresie rozprawy, które rzekomo są naukowe, ale z nauką niewiele mają wspólnego, poza może tym, że ukazały się w oficynach najczęściej na zasadzie zlecenia druku z pozytywną recenzją wydawniczą, a ich autorzy zostali namaszczeni na doktorów habilitowanych przez uniwersyteckie jednostki akademickie.
Dzisiaj prezentuję monografię, której szerszą uwagę poświęcam na łamach kwartalnika Dolnośląskiej Szkoły Wyższej "Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja". Interesuje mnie tylko i wyłącznie metodologia badań autorki książki - Pauliny Formy pt."Dziecięca kreacja biografii w rodzinach wielodzietnych" (2016, UJK), bowiem stanowi przykład na to, jak nie należy ich konceptualizować, prowadzić a następnie publikować uzyskane wyniki.
Zawarte w takich rozprawach fundamentalne błędy metodologiczne otwierają przestrzeń do krytycznej dyskusji i oceny niezależnej od tej, jakiej być może dokonały rady wydziałów mające w tym zakresie stosowne uprawnienia.
Wątpliwości budzi już tytuł książki, który jest nieadekwatny do prezentowanych w niej treści. Wskazuje bowiem, że centralną oś analizy stanowić będzie tworzenie przez dzieci własnej biografii („dziecięca kreacja biografii…”). Tymczasem problem główny, który stanowił podstawę założeń badawczych, brzmi w tej pracy odmiennie w dwóch miejscach.
Najpierw rzekomo problem główny został sformułowany następująco: "Jaki jest obraz dzieciństwa w rodzinie wielodzietnej oraz jakie czynniki środowiska rodzinnego i pozarodzinnego/szkolnego kształtują dziecięcą kreację biografii?" (s. 133) Natomiast już kilkanaście stron dalej mamy jeszcze dwa (sic?!) główne problemy badawcze: "Jaki obraz dzieciństwa przedstawiają studenci pochodzący z rodzin wielodzietnych? Jakie czynniki/warunki środowiska rodzinnego i pozarodzinnego stanowiły podstawę dziecięcej kreacji ich biografii?" (s.151). To tak teraz można konstruować projekty badawcze?
Paulina Forma nie rozwiązała poprawnie żadnego z tych problemów. Trudno, by tak się stało, skoro sama nie wiedziała, co w istocie jest dla niej pytaniem głównym. Można byłoby wnioskować, że swoje badania lokuje w paradygmacie badań jakościowych, biograficznych. Trudno jest jednak rozstrzygnąć ten dylemat, bowiem w rozdziale III „Teoretyczne i metodologiczne ramy badań” pisze:
"W niniejszej pracy nie prowadziłam badań stricte biograficznych, a wykorzystałam jedynie ich elementy, jako materiał uzupełniający, pomocniczy w opisie dzieciństwa dzieci z rodzin wielodzietnych i dziecięcej kreacji biografii." (s. 131-132). Zasadnicze poszukiwania zostały skierowane nie tyle na biografie badanych studentów, ile na uwarunkowania procesu, w którym one powstają.
Jednakże w podrozdziale poświęconym materiałom biograficznym „w obiektywie metodologicznej analizy” stwierdza: "Odnosząc się do metodologicznych i pedagogicznych materiałów biograficznych, pragnę zaznaczyć, że w niniejszej analizie są one wykorzystane do opisu wewnętrznego wymiaru dzieciństwa w rodzinie wielodzietnej. Na tym etapie rozważań sklasyfikowałam zjawiska i procesy o charakterze ponadindywidualnym (wewnątrzrodzinnym) w paradygmacie biograficznym. Świadomie przywołując materiały biograficzne, (…) wskazałam na metodę biograficzną i triangulację (porównując wiedzę uzyskaną z wielu źródeł)." (s. 133)
Zostawmy zatem na boku ten chaos i sprzeczność sądów na temat zastosowanej metody badań i powróćmy do głównych problemów badawczych. Jest ich tyle, że też można stracić orientację, co tak naprawdę interesowało autorkę tych badań. Badaczka bowiem stwierdza, że w gruncie rzeczy jej projekt ma swoje uprzednie rozstrzygnięcie, tylko trzeba jakoś to potwierdzić. Pisze bowiem w rozdziale metodologicznym:
"Analizując materiały źródłowe, przyjęłam, że główny problem badawczy będzie oparty na tezie, iż studenci (dzieci) z rodzin wielodzietnych konstruowali i konstruują swoją biografię, korzystając z szans i warunków życia oraz edukacji, jakie stworzyło im i nadal stwarza środowisko rodzinne, a tym samym statutowa przynależność do rodziny wielodzietnej (więzy, powiązania rodzinno-społeczne). W tym układzie duża rodzina jest kapitałem, z którego dziecko czerpie, budując swoją biografię." (s. 150)
Tym samym uwidoczniono w rozprawie, że na dwa pytania dopełnienia, wymagające zatem poszukiwania, odkrywania zmiennych niezależnych, autorka już znała odpowiedź. Wynika to także, a przecież jest to fundamentalnym w tym przypadku błędem metodologicznym, z przyjętych przez nią zmiennych niezależnych, którym przypisuje desygnaty bez zrozumienia, czym jest desygnat pojęcia. Skoro bowiem wyróżnia zmienne niezależne, to jej problem badawczy powinien być sformułowany w formie pytania zależnościowego. Na s. 153 jest wykaz zmiennych niezależnych, które w przyjętych przez nią problemach badawczych nie występują. Skąd zatem je wzięła? Chyba z chmury.
Podobnie jest ze zmienną zależną. Pani P. Forma pisze o tej zmiennej: "(…) swoją zmienną zależną uczyniłam dziecięcą kreację biografii, określaną poprzez zasoby wewnątrzrodzinne, doświadczenia rodziny jako wspólnoty realizującej proces wychowawczo-socjalizacyjno-edukacyjny, warunki życia, wychowania, socjalizacji i edukacji dzieci w rodzinie wielodzietnej. Desygnaty i wskaźniki tej zmiennej zamieszcza w tabeli na s. 152. Tak np. wskaźnikiem zmiennej niezależnej dziecięcej kreacji biografii jest troska rodziców o wychowanie i socjalizację oraz edukację dzieci(!).
Obłęd. Gdyby ktoś nie wiedział, czym jest „dziecięca kreacja biografii” i jakie są jej wskaźniki, to tego się nie dowie. Równie absurdalne są wskazane jako desygnaty pojęcia „dziecięca kreacja biografii”: troska rodziców o wychowania i socjalizację oraz edukację dzieci, zainteresowania rodziców sprawami nauki dziecka itd. (Ibid.) Tym samym przyjęte i opublikowane przez autorkę założenia badawcze są wskaźnikiem jej niewiedzy metodologicznej.
Analiza uzyskanych przez P. Formę danych liczbowych i jakościowa wyników z przeprowadzonej diagnozy nie ma żadnej wartości naukowej. Może służyć publicystyce, ale nie pedagogice jako nauce.
Dobrze, że książka jest niedostępna, a wydana zapewne dla zupełnie innych celów. Niestety, musiałem ją przeczytać, stąd wyróżnienie za mistrzostwo niekompetencji. Złoty MEDAL BUBLA pedagogicznego. Wcześniejsze monografie tej autorki są tylko potwierdzeniem przysłowia o Jasiu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)