19 listopada 2018
PEDAGOG MAŁGORZATA CYWIŃSKA - PROFESOREM NAUK SPOŁECZNYCH
Po powrocie do kraju dowiedziałem się o wręczeniu przez prezydenta Andrzeja Dudę nominacji profesorskiej pani dr hab. Małgorzacie Cywińskiej . Mianowana Profesor jest kierownikiem Zakładu Edukacji Dziecka na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu oraz od 2011 r. Pełnomocnikiem Dziekana Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM ds. Studenckich Collegium Europaeum Gnesnense w Gnieźnie.
Stopień magistra pedagogiki uzyskała z wyróżnieniem w macierzystej uczelni, z którą jest związana od początku swojej akademickiej drogi, przygotowując pracę dyplomową poświęconą problematyce osób znaczących w życiu dzieci pięcio-i sześcioletnich. Promotorem jej pracy był prof. dr hab. Heliodor Muszyński. W UAM uzyskała też promocję doktorską na podstawie dysertacji pt. Konflikty interpersonalne dzieci pięcio-i sześcioletnich w toku aktywności zabawowej w przedszkolu, którą przygotowała pod kierunkiem także pod kierunkiem swojego promotora broniąc jej w 1994 r.
W 2005 r. pani M. Cywińska habilitowała się na swoim Wydziale w dziedzinie nauk humanistycznych, w dyscyplinie pedagogika na podstawie m.in. monografii habilitacyjnej pt. Konflikty interpersonalne dzieci w młodszym wieku szkolnym w projekcjach i sądach dziecięcych. Recenzentami w jej przewodzie byli profesorowie: Sabina Guz, Andrzej Olubiński i Ewa Muszyńska. Niezależnie od podstawowego miejsca pracy poznańska pedagog pracowała w szkolnictwie niepublicznym: najpierw w l. 2006-2007 w Wyższej Szkole Zawodowej „Kadry dla Europy” w Poznaniu, a w l. 2007-2012 w Wyższej Szkole Pedagogiki i Administracji im. Mieszka I w Poznaniu.
Postępowanie na tytuł naukowy profesora zostało wszczęte przez jej macierzystą Radę w UAM w Poznaniu. Jej osiągnięcia naukowe recenzowali specjaliści w zakresie przedmiotu badań. Pani Profesor opublikowała pod swoją redakcją 5 monografii zbiorowych, przy czym jedna z nich pt. „Sytuacje trudne w życiu dziecka” ma już dwa wydania, co świadczy o jej spójności i wartości merytorycznej.
Tak zwana książka profesorska jest obszerną monografią naukową pt. „Stres dzieci w młodszym wieku szkolnym. Objawy, przyczyny. Możliwości przeciwdziałania” (Poznań 2017). Opublikowała artykuły w pracach zbiorowych, także w języku angielskim i rosyjskim oraz w liczących się czasopismach naukowych z pedagogiki wczesnoszkolnej.
Pani prof. dr hab. M. Cywińska aktywnie uczestniczy w życiu naukowym środowiska pedagogicznego, wygłaszając na konferencjach referaty, współorganizując interdyscyplinarne konferencje naukowe czy uczestnicząc aktywnie sobą w debatach akademickich poza granicami kraju (w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii). Kształci kadry naukowe, gdyż wypromowała już dwóch doktorów nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika, otworzyła jednemu z kolejnych doktorantów otwarty przewód doktorski oraz prowadząc zajęcia na studiach III stopnia.
Pani prof. dr hab. M. Cywińska należy do tych naukowców, którzy niezależnie od badań stricte naukowych ściśle współpracują z środowiskiem oświatowym, nauczycielskim, dyrektorami przedszkoli, dzięki czemu jej warsztat badawczy jest wzbogacany o impulsy z praktyki pedagogicznej, i na odwrót, może dzięki temu upowszechniać w środowisku nauczycielskim najnowsze osiągnięcia nauki. Sprawuje opiekę naukową nad jednym z eksperymentów pedagogicznych w szkole podstawowej w Poznaniu, co świadczy o znakomitym łączeniu wiedzy naukowej z praktyczną.
Małgorzata Cywińska uczestniczyła w projektach badawczych w ramach grantów NCN oraz kierowała dwoma projektami europejskimi. Jeden z nich - „LANGARD II” jest w trakcie realizacji do 2020 r., a zakończyła projekt „Deutsch-Wegen-Tour” we współpracy z Instytutem Goethe w Warszawie (2011-2016), który dotyczy glottodydaktyki w edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej. Jak każdy badacz odbyła staże naukowe poza granicami kraju współpracując także z uczonymi z Niemiec (Catholic University of Eichstaett-Ingolstadt).
Wykaz ważniejszych monografii zbiorowych i autorskich profesor:
M. Cywińska, Konflikty interpersonalne wśród dzieci, Poznań 1995
M. Cywińska, Konflikty interpersonalne dzieci w młodszym wieku szkolnym w projekcjach i sądach dziecięcych, Poznań 2004
M. Cywińska (red.), Sytuacje trudne w życiu dziecka, Poznań 2008 (wyd. I), 2009 (wyd. II)
M. Cywińska (red.), Być nauczycielem. Kompetencje współczesnego nauczyciela, Poznań 2013
M. Cywińska (red.), Oblicza trudnego dzieciństwa. Konteksty rodzinno – edukacyjne, Poznań 2014
M. Cywińska (red.), Problemy współczesnego dziecka. Wybrane aspekty, Poznań 2014
D. Borecka- Biernat, M. Cywińska (red.), Konflikt społeczny w perspektywie socjologicznej i pedagogiczno – pedagogicznej. Wybrane kwestie, Warszawa 2015
M. Cywińska (red.), Rozwijanie umiejętności językowych i komunikacyjnych dziecka. Wybrane aspekty, Poznań 2016
Wykaz artykułów znajduje się na stronie jej macierzystej jednostki. Była wielokrotnie nagradzana przez Rektora UAM za działalność naukową, dydaktyczną i organizacyjną.
Jej najnowsza monografia pt. "Stres dzieci w młodszym wieku szkolnym. Objawy, przyczyny, możliwości przeciwdziałania” (2017) jest wynikiem wieloletnich badań naukowych dotyczących sytuacji trudnych w życiu dzieci, doświadczaniu przez nie konfliktów i przeżywaniu negatywnego stresu (w świetle koncepcji Jerome’a Kagana). Badaniami objęła 280 dzieci 8-9 letnich, tyle samo ich rodziców i 100 nauczycieli.
Uzyskane dane opracowała z wykorzystaniem metod badań statystycznych poddając je analizie jakościowej z odwołaniami do teorii naukowych oraz przywołując najbardziej charakterystyczne wypowiedzi badanych dzieci. Odzwierciedlają się w nich dramaty współczesnych rodzin, wydarzenia krytyczne jak np. rozwód rodziców, ich kłótnie, choroby osób bliskich czy zmiana miejsca zamieszkania. Z pedagogicznego punktu widzenia niezwykle ważne są jej konstatacje dotyczące strategii radzenia sobie dzieci w sytuacjach wywołujących stres.
(źródło fot.)
18 listopada 2018
Wykaz wydawnictw naukowych jako instrument polityki naukowej państwa
Projekt rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w sprawie sporządzania wykazów wydawnictw monografii naukowych oraz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych został już zaopiniowany przez różne gremia akademickie, zaś resort odniósł się do uwag i propozycji zmian. Projektowane rozporządzenie dotyczy sporządzania wykazów wydawnictw publikujących recenzowane monografie naukowe oraz wykazów czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych.
Widać, jak trudne to zadanie. Jego rozwiązanie będzie rzutować przez lata na ocenę dyscyplin naukowych, a być może także i postępowania na stopnie naukowe czy tytuł naukowy profesora.
Uzasadnienie resortu nauki jest trafne. Stwierdza się w nim bowiem:
Wykaz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych oraz wykaz wydawnictw publikujących recenzowane monografie naukowe są jednymi z ważniejszych instrumentów polityki naukowej, gdyż wpływają na kształtowanie wzorów publikacyjnych w sposób zgodny z celami tej polityki, obejmującymi w szczególności poprawę jakości prowadzonych badań i ich widoczności dla środowiska naukowego. Proponowane w projekcie regulacje stanowią odpowiedź na istotne problemy związane z wzorcami publikacyjnymi polskich naukowców, zwłaszcza:
- niski poziom międzynarodowej widoczności wyników badań,
- presja na wydawanie dużej liczby publikacji o niskim poziomie naukowym, wynikająca z możliwości zastąpienia publikacji w najlepszym czasopiśmie kilkoma publikacjami w dużo gorszych czasopismach,
- deprecjacja monografii jako istotnego kanału publikacyjnego, zwłaszcza w naukach społecznych, humanistycznych i teologicznych.
Pojawi się zatem instrument z jednej strony presji na naukowców, by kierowali swoje rozprawy redakcji naukowej w najbardziej prestiżowych czasopismach i wydawnictwach o zasięgu międzynarodowym, ale zarazem obniży się funkcje aplikacyjne ich treści w instytucjach i przez podmioty spoza środowisk naukowych. Dostosowujemy się do zasady „dziedziczenia prestiżu” wydawnictwa lub czasopisma, która sprowadza się do tego, że artykuł naukowy będzie tyle wart, ile czasopismo, w którym zostanie opublikowany. Podobnie będą ocenia publikacje zwarte. Ich wartość nie będzie zależna od treści, ale od wydawnictwa, które ją wyda”.
Czasopismom, materiałom i wydawnictwom cieszącym się większym prestiżem zostanie przyznana większa liczba punktów, niż tym, które cieszą się mniejszym uznaniem. Oczekuje się, że w powiązaniu z zasadami dotyczącymi ewaluacji jakości działalności naukowej takie podejście będzie motywowało pracowników naukowych do publikowania i redakcji naukowej w najbardziej prestiżowych czasopismach i wydawnictwach o zasięgu międzynarodowym i największym wpływie na rozwój nauki.
Zastanawiam się, czy tego typu rozstrzygnięcie rzeczywiście spowoduje uzyskanie wyższego poziomu międzynarodowej widoczności wyników badań z wszystkich dyscyplin nauk społecznych i humanistycznych? Już widzę prawników publikujących swoje komentarze do ustaw III RP w języku angielskim w prestiżowych wydawnictwach zagranicznych, skoro niektórzy kandydaci do tytułu naukowego profesora nie posiadają nawet krajowych monografii naukowych załączając do oceny swojego dorobku komentarze zamieszczane na łamach codziennych gazet.
Musimy poczekać na ów wykaz, który przygotuje Komisja Ewaluacji Nauki. Stosowanie jednolitych standardów kwalifikowania monografii do publikacji, uniezależnione od opłat za publikacje, daje natomiast gwarancję, że wydawnictwo kieruje się wartością naukową publikowanych monografii i publikuje monografie na najwyższym poziomie (celowo nie wyda publikacji o niższym poziomie naukowym). Jest to istotne dla systemu ewaluacji działalności naukowej, który nie powinien dopuszczać do sytuacji, kiedy publikacja nieprezentująca najwyższego poziomu naukowego otrzymuje najwyższą liczbę punktów.
W rzeczy samej możemy przestać publikować recenzje monografii naukowych, które zostaną wydane w tak namaszczonych oficynach. KEN nie ma przecież instrumentów do kontroli zagranicznych i krajowych wydawnictw pod kątem dbałości o wydawanie książek o najwyższym poziomie naukowym. Wystarczy spojrzeć na polski rynek, by przekonać się, że marki dziedziczące nawet prestiż, wydają rozprawy poniżej naukowych standardów. Na czym zatem będzie oparta ocena wydawców międzynarodowych i krajowych? Czy będzie transparentna?
Zdaje się, że czeka nasze środowisko poważny konflikt nie tylko interesów, ale także na tle wiarygodności owych ustaleń.
17 listopada 2018
Uczony a polityka
Profesor nauk społecznych Henryk Domański wypowiadał się w 2009 r. na temat zaangażowania się naukowców w politykę, wskazując na obniżenie z tego tytułu poziomu ich wiarygodności wobec ich dotychczasowych osiągnięć naukowych.
Bo wchodząc w politykę, badacz – z konieczności – deklaruje się po czyjejś stronie, angażuje się w rozmaite interesy, może coś chce załatwić, co naraża go na zarzut braku obiektywności, a więc „nienaukowego podejścia”. Konsekwencją tego może być osłabienie jego pozycji naukowej, a poza tym, może obniżać status nauki, jeżeli takich przejść do świata polityki jest dużo. (Z nauki do polityki? Z Henrykiem Domańskim, socjologiem rozmawia Adam Leszczyński, GW 7.05.2009, s. 19)
O ile nie traci autorytetu naukowego profesor medycyny, gdyż zostając ministrem nadal jest szanowany za swoje kompetencje i osiągnięcia naukowe, to już przedstawiciel nauk społecznych ma kłopot. Zajmuje się problemami codziennego życia ludzi, ale wchodząc do polityki musi zaangażować się po stronie partii władzy lub partii opozycyjnej wobec niej, co niemalże natychmiast redukuje poziom zaufania do niego.
Na pytanie o to, jak politycy traktują naukowców, Henryk Domański odpowiedział: W naukach społecznych raczej instrumentalnie, tzn. dla celów doraźnych. Z moich obserwacji wynika, że albo potrzebują dobrego nazwiska i tytułu naukowego w kampanii wyborczej, albo eksperta, który uzasadni ich posunięcia, udzielając np. szybkiego komentarza w TV. (Tamże)
Naukowcy są narażeni na pokusy ze strony władzy, toteż powinni być na nie odporni i trzymać się z daleka, jeśli nie chcą stracić swojej wiarygodności i prestiżu, na który pracowali często wiele lat..
Tymczasem w "Wiadomościach" TVP'1 czy Polsacie profesor H. Domański jest niemalże codziennym komentatorem polityki "dobrej zmiany". Każde medium potrzebuje utytułowanych komentatorów, docinając ich wypowiedzi do programowej tezy politycznej.
Jeśli miałbym oceniać tego typu sytuacje, to tylko w odniesieniu do udziału profesora w audycjach nadawanych "live". Media utrwalają stan postaw naukowców bez możliwości zweryfikowania, czy ich wypowiedź jest rzeczywiście poparciem czy oporem wobec komentowanych zdarzeń.
A jeszcze 9 lat temu ...
16 listopada 2018
Tajni współpracownicy okresu PRL - nie kryć się!
– Nowe przepisy o lustracji na uczelniach odczuć może nawet kilka tysięcy osób, które w czasach PRL współpracowały ze służbami bezpieczeństwa – powiedział w rozmowie z PAP wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego Piotr Müller. Jego zdaniem na uczelniach potrzebna jest dekomunizacja.
Zgodnie z ustawą członkiem rady uczelni, członkiem senatu uczelni, członkiem Komisji Ewaluacji Nauki, Rady Doskonałości Naukowej, Polskiej Komisji Akredytacyjnej czy profesorem tytularnym może zostać osoba, która "w okresie od dnia 22 lipca 1944 r. do dnia 31 lipca 1990 r. nie pracowała i nie pełniła służby w organach bezpieczeństwa państwa (...) oraz nie współpracowała z tymi organami".
Młody prawnik mianowany wiceministrem zamierza dekomunizować szkolnictwo wyższe lokując problem tak zdefiniowanej dekomunizacji w osobach będących nauczycielami akademickimi na stanowiskach kierowniczych, ale w uczelniach państwowych i centralnych organach kontroli (PKA, RDN, KEN). Co ciekawe ustawodawca zupełnie pominął w tym procesie Polską Akademię Nauk!
Co to za dekomunizacja, czy deesbekizacja, skoro to właśnie w wyższych szkołach prywatnych III RP zagnieździły się postaci współpracujące w okresie PRL ze Służbą Bezpieczeństwa lub będące funkcjonariuszami tych służb? Skąd wiadomo, czy w PAN nie ma byłych tajnych współpracowników i donosicieli SB? A może właśnie dlatego pominięto tę szlachetną z nazwy i założonych funkcji instytucję?
Konstytucja dla Nauki jest w swoich skutkach de facto nie tylko podtrzymaniem szkół prywatnych w każdej WSI, ale i ich założycieli, beneficjentów wskaźnika Gowina. Skoro uniwersytety, politechniki, akademie mają przyjmować na tyle mało studentów, by przypadało ich 13 na jednego nauczyciela akademickiego, to wiadomo, że dziesiątki tysięcy uda się do sfery niepublicznej szkolnictwa wyższego. Tam zapłacą za kształcenie i w niektórych miejscach za jego (byle-)jakość. Towarzysze z SB już dawno temu przyuczyli się do swoich ról, a niektórzy nawet uzyskali w krajowych uczelniach, ale i na Słowacji, na Ukrainie czy w Rosji tytuły naukowe.
Wiceminister zapytany, czy ma sens wprowadzanie takich przepisów dopiero teraz, powiedział, że tak. Wyliczył: – Załóżmy, że w 1989 r. ktoś miał 30 lat, robił już karierę na uczelni i był donosicielem. Dziś taka osoba ma 59 lat. Ma przed sobą jeszcze wiele lat pracy na uczelni. A osoby w takim wieku często pełnią znaczącą rolę w szkolnictwie wyższym – powiedział. (...) Pytany, jak dużej grupie osób nowe przepisy utrudnią karierę akademicką Piotr Mueller skomentował: "Nie mamy takich danych, bo nie mamy jak ich zebrać. Ale myślę, że to może dotyczyć nawet kilku tysięcy osób w kraju".
Zaczyna się gonienie Króliczka, a tymczasem młodzież obejmie kierownicze stanowiska, bo urodziła się po 1989 r. No i dobrze.
15 listopada 2018
Jak to dobrze, że polski rząd wspiera realizację strategii badawczej prywatnego uniwersytetu
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego publikowało listę uczelni, które uzyskały finansowanie w ramach programu Regionalna Inicjatywa Doskonałości (RID). Nie ma wśród nich ani jednego projektu, który byłyby przedmiotem wniosku jednostek akademickich kształcących studentów i doktorantów na kierunku pedagogika czy odpowiedzialnych za rozwój naukowy kadr naukowych dla tej dyscypliny.
Nie wiemy, ile było wniosków, które zostały zgłoszone do finansowania, natomiast z zamieszczonej listy wynika, że jedynie 30 podmiotów uzyskało środki finansowe na realizację własnych programów.
Z nauk społecznych jedynie SWPS Uniwersytet Humanistycznospołeczny z siedzibą w Warszawie otrzymał prawie 12 mln złotych na realizację zadania: "Wsparcie realizacji strategii badawczej SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego w latach 2019-2022 w obszarze nauk społecznych (psychologia, socjologia, nauki o polityce).
To ciekawe, że uczelnie niepubliczne narzekają na brak wsparcia ich działalności akademickiej ze strony państwa, a tu - proszę bardzo - prywatny Uniwersytet otrzymuje od podatników 12 mln. złotych. Z funduszy strukturalnych na badania naukowe SWPS uzyskał ponad 30 mln. zł., a w konkursach resortowych, a potem w NCN na realizację aż 335 grantów naukowych łącznie otrzymał ponad 32 mln zł.
Czas się uczyć od "najlepszych", tyle tylko że oni odeszli z uniwersytetów państwowych właśnie do SWPS. Taki jest znak czasu.
Czyżby uniwersytety państwowe spasowały i nie aplikowały o środki na wsparcie realizacji strategii badawczej w naukach społecznych? Czy może kluczowe są tu zupełnie inne czynniki, które rozstrzygają o składaniu wniosków i przydziale środków?
Jak słyszę o tym, że za rządów Platformy Obywatelskiej tego typu rozstrzygnięcia nie były transparentne, to zdaje się, że mamy kontynuację tej samej polityki finansowania prywatnego biznesu. Uniwersytety państwowe coś marnie wypadają w naukach społecznych.
Powody tego stanu rzeczy po części odsłonił minister Jarosław Gowin pytany przez "GW" o nakłady na naukę. Powiedział, że jeśli chcemy być krajem dynamicznie się rozwijającym, musimy określić "ścieżkę szybkiego dojścia do poziomu wydatków na naukę w wysokości przynajmniej 1 proc. PKB".
Chyba ministrowi wydaje się, że przy 1 proc. PKB będzie w uczelniach państwowych lepiej. Naiwny czy wciska nam kit? Na tym poziomie finansowania nauki nie dogonimy Zanzibaru. Z całym szacunkiem dla tego kraju.
14 listopada 2018
Znika poprzedni serwer Ministerstwa Edukacji Narodowej, podobnie jak zniknął Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Gdyby nauczyciele nie wiedzieli, na co wydawane są w oświacie środki publiczne, to przede wszystkim warto odnotować miliony na zakup nowych mebli i dywanów w resorcie edukacji, a obecnie na konstrukcję i upublicznienie nowej strony resortu. Tak czyni każda zmiana władzy w resorcie.
Strona MEN jest już w kolejnej odsłonie, mimo że po objęciu sterowania ministerstwem przez Annę Zalewską taka zmiana miała już miejsce. Tym razem MEN zszedł już z własnego serwera: www.men.gov.pl na rządowy https://www.gov.pl/web/edukacja.
Podobnie stało się z portalami pozostałych ministerstw - z wyłączeniem, zapewne tymczasowo, Ministerstwa Finansów. Wszystkie resorty mają tę samą, infantylną ikonografikę oraz eleganckie portrety ministra, wiceministrów i dyrektora biura.
Tego typu zmiany centralizujące i ujednolicające komunikację ze społeczeństwem nabierają jednoznacznie propagandowego charakteru. Proszę zauważyć, że już nie znajdziemy na tej stronie MEN archiwum danych, programów, projektów, które były realizowane za poprzednich rządów. Wszystko zostało zmienione a obywatelom pozostaje tylko i wyłącznie dobra zmiana. Kończy się w ten sposób możliwość porównywania czegokolwiek z czymkolwiek, co nie wiąże się z obecną władzą.
Odcięcie jest pełne. Słusznie. Po co mają rodzice czy inni zainteresowani czytać o sukcesach z lat minionych nauczycieli, uczniów czy samorządowców. Jeszcze chcieliby prawdziwej reformy ustrojowej. Ta bowiem, z którą mamy do czynienia, jest powrotem do czasów PRL i lat 90. XX w.
Zastanawiam się, co by było, gdyby każdy uniwersytet zmieniał swoją stronę po wyborze nowego rektora a szkoła po zmianie dyrektora.
Na szczęście naukowcy mają metody badania źródeł na ten temat, więc nie będzie im to przeszkadzało we własnej pracy. Nauczycielom zaś jest i tak już wszystko jedno, bo w gruncie rzeczy największe nauczycielskie związki zawodowe pozostawiły ich i całe szkolnictwo na pastwę prawicowej formacji rządzącej, która traktuje oświatę jako przedłużone ramię władzy państwowej i ideologicznej (politycznej) nad częścią społeczeństwa.
13 listopada 2018
Minister Jarosław Gowin ma wyrzuty sumienia
Sądziłem, że ministrem jest się po to, by realizować ustawowe funkcje, a nie epatować własnymi wyrzutami sumienia, które niczego nie zmieniają w polskiej rzeczywistości akademickiej. Na wyrzuty sumienia nie ma żadnego lekarstwa. Dobrze, że ktoś je posiada, ale jak na wicepremiera rządu to jednak są one marne, niewidoczne.
Nie obchodzą mnie rzekome wyrzuty, bo trzeba mieć sumienie, by o nich mówić. W taki sposób to każdy minister może tłumaczyć albo własną nieudolność, albo pozoranctwo, albo słabość własnej pracy. Ta ostatnia jest o tyle zdumiewająca, że w końcu Jarosław Gowin jest wicepremierem rządu. Jak widać kiepskim, skoro po trzech latach urzędowania usiłuje przekonać środowisko akademickie do zmian w nauce i szkolnictwie wyższym, byle tylko one nie kosztowały, byle tylko akademicy nadal godzili się być prekariatem wśród wszystkich innych uczonych państw OECD i należących do Unii Europejskiej.
Rozumiem, że ministrowi 17 tys. nie starcza do końca miesiąca. Nie dziwię się, ale wciskaniem kitu dziennikarzom, że "Rząd przewiduje w przyszłorocznym budżecie łączny wzrost wydatków na naukę o blisko 2 mld zł., z czego ponad 1,3 mld. zł są to środki z funduszy unijnych. Oprócz tego wydamy obligacje skarbu państwa o łącznej wartości 3 mld zł., co oznacza, że zrost nakładów wyniesie w sumie prawie 5 mld. zł.To znacząca skala" (GW 29.10.2018, s. 7) nie zmieni się sytuacji na lepszą.
Przepraszam, ale dla kogo jest to znacząca skala? Dla "swoich" zatrudnianych w paranaukowych fundacjach, dla działaczy partii władzy? Dla kogo pytam? Co mnie obchodzi wzrost nakładów nawet w wysokości 5 mld zł, skoro i tak nie ma to żadnego przełożenia na honorowanie pracy naukowo-badawczej przez władze mojego państwa?!!! Kiedy skończy się ta PRL-owska propaganda? Na miesiąc przed przyszłorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego czy do Sejmu?
Ile wyniesie kiełbasa wyborcza MNiSW? Komu rzuci się pod stół kości, które już zostały obgryzione przez władzę? Jak długo kolejny rząd będzie oszukiwał własne środowisko i społeczeństwo o rzekomym wzroście nakładów? Przewidywaniami ministra J. Gowina rachunków nikt nie opłaci, obligacjami skarbu państwa rektorzy nie pokryją kosztów prowadzenia uczelni państwowych.
Może czas zająć się nauką i szkolnictwem wyższym naprawdę, a nie dla kreowania własnego wizerunku i wzmacniania formacji partyjnej? Ile jeszcze utalentowanej młodzieży musi wyjechać z Polski, żeby minister zszedł wreszcie na ziemię z propagandowej platformy? Doprawdy, nostryfikowani w kraju akademicy z Ukrainy nie podwyższą statusu naukowego naszych uczelni.
Widzimy to po słowackich docentach w wielu dziedzinach nauk. Tylko nieliczni włączyli się w pracę naukowo-badawczą. Minister J. Gowin ma zasługi w zablokowaniu turystyki habilitacyjnej na Słowację tyle tylko, że dzięki Konstytucji dla Nauki promowani doktorzy na Słowacji, w Bułgarii czy Rumunii mogą być zatrudniani na w naszych uczelniach, bo nie ma konieczności habilitowania się w naszym kraju i nostryfikowaniu ich dyplomów.
U nas już tak jest, że jak się zamknie otwór z jednej strony, to wycieknie z drugiej. Już w PRL naśmiewano się z tego, że nie ma takiej rury, której się nie da odetkać. Do tego jest właśnie potrzebne MNiSW. Tu nikt nie miał i nie ma wyrzutów sumienia. Wiadomo z badań prof. Marka Kwieka, że tylko 10 proc. kadry naukowej przyczynia się do osiągnięć swoich jednostek i własnej dyscypliny. A w MNiSW? Może i sumienie ministra jest na poziomie 10%?
Subskrybuj:
Posty (Atom)