05 marca 2017

Sprawozdanie ze sprawozdań


Od góry do dołu, na każdym szczeblu zarządzania szkolnictwem wyższym i nauką każdy kolejny zwierzchnik musi mieć sprawozdanie z wyników pracy czy wykorzystanych środków jemu/jej podległych jednostek (osobowych i zespołowych). Nie wiem, bo już zaczynam się gubić, ile sprawozdań, raportów, wykazów, zestawień musiałem przedłożyć różnym podmiotom zwierzchnim. Każdy chce niemalże te same dane, ale w nieco inaczej zestawionych tabelach, ramach czy kryteriach.

Polska to taki dziwny kraj, w którym największym problemem są oczekiwania kadr kierowniczych wobec powinności sprawozdawania wszystkiego, co tylko jest możliwe. Przodujemy w tym zakresie w Europie, bowiem każdy, kto ma jakąkolwiek władzę, musi mieć ku temu podstawy, a do tego konieczne jest uzasadnienie własnego istnienia i działania.

Rzecz jasna, bez władz i administracji nie da się normalnie funkcjonować w żadnej instytucji, tak więc nie podważam tu potrzeby ich istnienia. Uważam jednak, że mogłyby one podejmować działania kreatywne, stymulujące konieczność wprowadzenia zmian, innowacji, a nie konserwujące i poszerzające zakres reprodukcji papierologii stosowanej.

Nieustannie muszę sprawozdawać ze sprawozdań, składać raport z czegoś, co już zostało wcześniej wytworzone, przekazane tylko dla zupełnie innych celów lub podmiotów. Nie trzeba już prowadzić żadnych badań naukowych w zakresie kapitału społecznego w naszym społeczeństwie, a szczególnie w środowisku akademickim, gdyż jest on chyba już na najniższym poziomie na świecie, a nie tylko w Europie.

Najlepszym wskaźnikiem niskiego wskaźnika kapitału społecznego jest to, że już mało kto komu wierzy czy ufa we wszelkiej sprawozdawczości. Brak zaufania bierze się nie tylko z ludzkich problemów, słabości charakterów, ale i braku kompetencji, ale być może bardziej z nieudolności konstruowania instrukcji dla nauczycieli akademickich w zakresie przygotowywania przez nich pożądanych raportów czy sprawozdań czy braku lepszych narzędzi do tego typu zadań.

Za zupełną paranoję uważam zobowiązywanie wysoko wykwalifikowanych kadr naukowych do tego, by przez kilka dni ślęczały nad sprawozdaniami swoich podwładnych - koleżanek i kolegów z jednostki akademickiej. Zamiast czytać, pisać, prowadzić badania nasi uczeni z jednostek muszą w specjalnie do tego powołanych komisjach ślęczeć nad tysiącami stron sprawozdań wraz załącznikami do nich, by sprawdzić, czy treść jednych zgadza się z treścią (kopią) tych drugich.

Co sprawdzają? Oczywiście załączniki, a więc kserokopie dowodów na to, że ktoś uczestniczył w konferencji, opublikował artykuł, został sekretarzem międzynarodowej debaty, powołano go/ją na członka komisji habilitacyjnej, recenzował doktorat czy wniosek profesorski itd., itd. To ja im serdecznie współczuję, ale myślę sobie zarazem, że mają też to, na co się zgodzili lub czego sami zapragnęli.

Ubolewamy nad wycinką drzew, w wyniku rzeczywiście skandalicznej nowelizacji ustawy ministra J. Szyszko na to zezwalającej każdemu, kto ma na to ochotę na własnym terytorium, ale zarazem nie szanujemy własnego środowiska, tak ludzkiego, jak i przyrodniczego, zobowiązując pracowników do kserowania setek, jak nie w ramach wydziału tysięcy stron dowodów na coś.

Nie zabieram tu głosu w sprawie kryteriów oceniania pracowników czy jednostek naukowych, gdyż temu zagadnieniu Komitet Nauk Pedagogicznych PAN poświęcił nawet specjalną debatę, a jej wyniki znalazły swoje ukoronowanie w publikacjach na łamach Rocznika Pedagogicznego KNP PAN. Uczestniczący w debacie dziekani ze zrozumieniem przytakiwali referującym wyniki badań na temat pseudosu w tym zakresie, po czym wrócili do swoich jednostek i ... kontynuują tę patologię tak, jakby nie można było pracować inaczej, racjonalnie, godnie, sensownie.

To jest paranoja, z którą walczyliśmy w oświacie, kiedy minister edukacji, też profesor - Mirosław Handke - wprowadził system awansu zawodowego nauczycieli, a każdy z nich musiał przygotowywać dla potrzeb oceniającej go komisji kserokopie wszystkiego, co czynił. Przykładowo, jak chciał pochwalić się, że chodził z uczniami do teatru, to przyklejał bilety każdego ucznia jako dowód na to, że w istocie był z nimi na sztuce.

W szkolnictwie wyższym mamy to samo szaleństwo. Kserujemy, powielamy, drukujemy... w nieskończoność pogłębiając nieufność i niszcząc przyrodę.

Tymczasem wystarczyłoby zainwestować w profesjonalny program - bazę danych, który zawierałby wszelkie, konieczne ograniczniki możliwej pomyłki, bo przecież nie sądzę, by którykolwiek z naukowców chciał władze wprowadzać w błąd w swoim sprawozdaniu, a wówczas jednym kliknięciem zwierzchnicy mieliby wydrukowany, a poprawnie skonstruowany raport.

Póki co, jest jak jest. Narzekamy na ministra Jarosława Gowina, że jego inicjatywa odbiurokratyzowania niewiele dała. Nie dała i nie da. Sami stajemy się kreatorami tej patologii.

04 marca 2017

O trudności osiągnięcia doskonałości naukowej


Przywołam główne tezy z referatu Prezesa PAN - prof. Jerzego Duszyńskiego na temat doskonałości naukowej, które zostały przedstawione w Poznaniu w dn. 24 lutego 2017 r., żeby także polscy naukowcy mogli włączyć się do światowej rywalizacji w dziedzinie badań naukowych.

Projektów w tym zakresie i postulatów różnego rodzaju jest mnóstwo i można mnożyć je w nieskończoność. Komisja UE przeznacza na realizację programów 77 miliardów €. (co stanowi 31.7 proc. budżetu H2020), który dzielony jest w następującym zakresie:
- na granty przez Europejską Radę Nauki (ERC) - 13 mld.,

- na mobilność uczonych - 6.2 miliarda €. oraz pozostałe środki na programy:

- Future and emerging technologies i

- Infrastructures (e-infrastructures, ESFRI etc.).

Adresatami programów są trzy kategorie profesorów: wybitni, profesorowie i profesorowie uczelni i instytutów oraz studenci studiów doktoranckich, podyplomowych i II stopnia.

Z danych porównawczych wynika, że polscy uczeni zajmują ostatnie miejsce wśród wnioskodawców o granty (150 wniosków na 10 tys.). Najwięcej korzystają z nich Irlandczycy (1000 aplikacji na 10 tys. naukowców), a dalej są już: Słoweńcy, Duńczycy, Luksemburczycy, Grecy, Estończycy, Portugalczycy, Chorwaci, Łotysze, Francuzi, Litwini, Czesi i Słowacy.

Jak stwierdził prof. Jerzy Duszyński:

Wyłaniający się z globalnych baz bibliometrycznych obraz nauki w Polsce nie jest korzystny. Osłabia to wizerunek kraju, stawia nas w rzędzie krajów o słabym potencjale innowacyjnym. Jedynie konsekwentne promowanie doskonałości naukowej w naszych jednostkach naukowych może to zmienić. Doskonałość naukowa ma wymiar globalny, a co najmniej europejski, bowiem taki wymiar ma współczesna nauka. Inicjatywy, które nie biorą tego pod uwagę, nie wspierają doskonałości naukowej.

Niestety, Prezes PAN nie mówił o przyczynach takiej sytuacji polskich naukowców, natomiast chętnie ich zganił en block wskazując, że wprawdzie w Polsce na doskonałość naukową wpływa głównie działalność czterech organów: Komisji Ewaluacji Jednostek Naukowych (KEJN), Centralnej Komisja ds. Stopni i Tytułów Naukowych (CK), Narodowego Centrum Nauki (NCN) i Polskiej Akademii Nauk (PAN), to jednak one same są nośnikiem rzekomej słabości.

Wskaźnik cytowań publikacji ich członków (H-index według Scopus) - jest bardzo niski np. 7 członków KEJN ma H-index =0, a na poziomie do 10 jest 13 członków, zaś 68 członków CK nowej kadencji ma H-index=0, zaś do 10 posiada go kolejnych 54 członków CK na 228. Wśród 365 nominowanych w 2016 r. profesorów H-index=0 dotyczył 155 osób, dalszych 125 osiągnęło próg między H-index= od 1 do 10.

Prezes PAN wyciągnął wniosek, że lista B czasopism punktowanych przez MNiSW w ogóle nie powinna być brana pod uwagę przy wystąpieniach awansowych na stopień doktora habilitowanego lub tytuł profesora. Natomiast przy doborze składu Centralnej Komisji i KEJN powinno brać się pod uwagę jedynie dorobek kandydatów publikowany przez nich na łamach czasopism z listy A, ewentualnie z listy C (czasopisma European Reference Index for the Humanities, ERIH w przypadku badaczy z humanistyki).

Jak widać Prezes proponuje dobieranie członków tego organu (zapewne przez ministra), a nie uzyskiwanie nominacji w wyniku wyborów. Wcale nie jest lepiej w Radzie Narodowego Centrum Nauki, gdzie na 24 członków pięciu ma H-index=0, zaś H-index do 10 wykazuje 4 profesorów. Tu jednak był dobór celowy.

Wyprowadza z tego wniosek, że "NCN, mając strukturę i programy podobne do ERC, w pewien sposób zaspokaja zapotrzebowanie na fundusze dla najzdolniejszych badaczy w Polsce i osłabia naszą skuteczność w wystąpieniach o fundusze europejskie".

Nie można powiedzieć, żeby Prezes PAN omijał własne środowisko. Wykazał bowiem, że wśród 34 członków korespondentów PAN trzech ma H-index=0, a kolejnych sześciu mieści się przedziale H=<10. Niestety, Prezes nie ujawnił, jaki jest H-index członków rzeczywistych PAN? Dlaczego? Nie wiemy. Natomiast pojawił się w wypowiedzi Prezesa kolejny wniosek: Ciała eksperckie (CK i KEJN), nadzorujące i wpływające na doskonałość naukową w Polsce, same powinny mieć doskonały naukowo skład. Powinien zostać dokonany przegląd ich składów pod tym kątem i, tam gdzie to konieczne, powinno się zmodyfikować mechanizmy wyboru członków.

Zapewne możemy spodziewać się koniecznej weryfikacji mechanizmów wyboru członków CK i KEJN. Szkoda, że zabrakło konsekwencji w odniesieniu do pozostałych instytucji i organów. Ponoć ma powstać Uniwersytet PAN. Wówczas przekonamy się o wysokości H-index jego pracowników.

Jeśli o doskonałości naukowej ma świadczyć wskaźnik bibliometryczny, to rzeczywiście Prezes PAN ma rację, tyle tylko że parcjalną.












03 marca 2017

EUROPEAN DOCTORATE IN TEACHER EDUCATION


28 lutego br. gościłem w Międzynarodowym Instytucie Studiów nad Kulturą i Edukacją Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu, gdzie w ramach projektu EDiTE (program Horyzont 2020, działanie Marie-Sklodowska-Curie) poprowadziłem seminarium dla doktorantów. Uczestniczą oni w projekcie European Doctorate in Teacher Education.

Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, bowiem kilka lat temu kształciłem doktorantów pedagogiki na Uniwersytecie Trnawskim w Trnawie na Słowacji, a teraz spotkałem się z grupą studentów z kilku państw we Wrocławiu - m.in.: z Czeskiej Republiki była Lucie Bucharová(University in Hradec Kralove); z Węgier - Tamas Toth (educator in voluntary, pedagogical work with Roma communities as well as an activist in social and political movements of Hungary), z Niemiec - Josefine Wagner (The Free University of Berlin) oraz z polskich uczelni akademickich (DSW we Wrocławiu, Uniwersytet Warszawski, Uniwersytet Wrocławski, Uniwersytet Szczeciński) - Urszula Kłobuszewska, Beata Zwierzyńska, Agata Gajewska-Dyszkiewicz, Monika Rusnak, Beata Telatynska, Agnieszka Licznerska, Anna Babicka-Wirkus.


Całością studiów EUROPEAN DOCTORATE IN TEACHER EDUCATION (EDiTE) kieruje znakomita kadra akademicka: prof. DSW dr hab. Hana Červinková, prof. DSW dr hab. Lotar Rasiński i prof. dr hab. Maria Czerepaniak-Walczak (Uniwersytet Szczeciński). Program tych studiów uzyskał w konkursie Horyzont 2020 najwyższą punktację (129 punktów na 130 możliwych) a tym samym zajął pierwszą lokatę wśród publicznych i prywatnych szkół wyższych naszego kraju oraz - co jest niesłychanie ważne dla potrzeb jego realizacji - otrzymał dotację ministerstwa w wysokości ponad 1,3 mln.

Tego typu studia dla nauczycieli/pedagogów odbywają się - poza DSW we Wrocławiu - jeszcze w takich państwach UE jak Węgry - w Eötvös Loránd University; Portugalia - na The Universidade de Lisboa i Austria - na The University’s of Innsbruck. W trakcie studiów, podobnie jak ma to miejsce w ramach studiów III w Polsce - doktoranci mają wykłady z nauk humanistycznych i społecznych, metodologii badań oraz przygotowują koncepcję badawczą, realizują swój projekt badawczy i powinni je zwieńczyć obroną pracy doktorskiej.


Prowadząc przez 5 godzin wykład wraz z dyskusją (tłumaczony na język angielski) miałem okazję przekonać się, że ten rodzaj umiędzynarodowienia kształcenia młodych ludzi jest obustronnie bardzo atrakcyjny, a zarazem stawia wysokie wymagania akademickim kadrom. Pojawiają się bowiem w trakcie dyskusji niezwykle interesujące pytania i komentarze do przedstawianych treści.



01 marca 2017

Podziękowania prof. Krzysztofa Rubachy



Wróciłem z Wrocławia, gdzie - przy okazji wspólnej rozmowy z JM Rektor Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu - prof. DSW dr hab. Haną Červinkovą - wspominaliśmy - prof. dr hab. Marię Chomczyńską-Rubachę.

Miałem chwilę czasu, by zajrzeć do księgarni, w której zakupiłem tomik poezji pt. "Szepty i szyki" Kamila Zająca (Wrocław 2016). Pochłonąłem jego wiersze w oka mgnieniu, ale ich treść zderzyła się z listem, jaki otrzymałem wieczorem od profesora Krzysztofa Rubachy, w którym prosi o przekazanie Państwu podziękowań za bycie razem z nim bezpośrednio lub pośrednio w tak trudnym i bolesnym dla niego momencie. Oto treść PODZIĘKOWANIA:

Mijają smutne dni od odejścia mojej żony Maji Chomczyńskiej-Rubachy. W tym czasie towarzyszą mi uczucia wdzięczności dla wielu osób z całej Polski, które wyraziły swój żal oraz solidarność ze mną. Szczególnie chciałbym podziękować przewodniczącemu KNP PAN Prof. Bogusławowi Śliwerskiemu za wsparcie, empatię i ciepłe wspomnienie Maji.

Dziękuję przede wszystkim koleżankom i kolegom, oraz władzom wydziałów z: UMCS w Lublinie, UŁ w Łodzi, UAM w Poznaniu, DSW we Wrocławiu, Akademii Ignatianum w Krakowie, UWM w Olszynie, UW w Warszawie, UŚ w Katowicach i Cieszynie, SWPW w Płocku, UZ w Zielonej Górze, UG w Gdańsku, US w Szczecinie, AP w Słupsku, UM w Warszawie, WSEI w Lublinie oraz UMK w Toruniu.

Krzysztof Rubacha


****

We wspomnianym tomiku poezji jest wiersz pt. "Kondukt żałobny" (s.29), który kończy się piękną strofą:
(...)

jesteśmy niemi jak łabędzie w tańcu

na wodnych wirażach między przęsłami i spojrzeniami.

rozpiętość skrzydeł niekiedy przypomina

o perspektywie nieba i chlebie po wsze dni
".

28 lutego 2017

Z SHUS-em pedagogicznym kłusem



Wesołe jest życie staruszka
Wesołe jak piosnka jest ta
Gdzie stąpnie, zakwita mu dróżka
I świat doń się śmieje: ha ha
Gdzie stąpnie, zakwita mu dróżka
I świat doń się śmieje: ha ha
(...)

śpiewał przed laty Wiesław Michnikowski w Kabarecie Starszych Panów. Tymczasem prof.dr hab.Barbara Kromolicka - pedagog społeczna, b. dziekan Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego - powołała do życia Stowarzyszenie Absolwentów, Pracowników i Przyjaciół Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego "RAZEM" w Szczecinie, w ramach którego studenci, absolwenci, pracownicy, przyjaciele i spolegliwi opiekunowie wyszli naprzeciw osobom starszym, by uczynić ich świat wciąż aktywnym, pełnym życia i osobistej radości.

Wspólnie z członkami szczecińskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Gerontologicznego, Radą ds. Seniorów przy Prezydencie Miasta Szczecin, Uniwersytetem Trzeciego Wieku stworzyli nową koncepcję szusowania w życie. SHUS bowiem jest skrótem nazwy własnej Szczecińskiego Humanistycznego Uniwersytetu Seniora, który stał się zupełnie nową formą współpracy Uniwersytetu z działającymi na rzecz osób starszych organizacjami pozarządowymi, społecznymi, klubami seniora itp.

Wspólnie z Szczecińskim Humanistycznym Uniwersytetem Młodych stworzyli projekt 'RAZEM DLA SENIORA", który jest finansowany ze środków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w ramach Rządowego Programu na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych, który został zapoczątkowany w 2014 r. i będzie realizowany do 2020 r. To nie jest tylko kwestia powszechnie już praktykowanego w szkolnictwie wyższym UTW - Uniwersytetu Trzeciego Wieku- ale coś znacznie szerszego, bowiem nie chodzi tu tylko i wyłącznie czy przede wszystkim stwarzanie osobom starszym okazji do spotkań z nauką przez otwarte dla nich wykłady uczonych różnych dziedzin i dyscyplin.

Celem SHUS-u jest wielostronna aktywizacja osób starszych, stymulowanie ich integralnego rozwoju osobowego, by mogli radzić sobie z codziennymi problemami egzystencjalnymi w ponowoczesnym świecie, często przecież im nieprzyjaznym, nieprzychylnym czy niezrozumiałym ze względu na dynamicznie zmieniające się technologie. SHUS-ując z młodymi pedagogami,specjalistami z zakresu geragogiki, gerontologii czy pracy socjalnej są włączani do systemu ustawicznego uczenia się dla siebie i z myślą o innych, często znajdujących się w trudniejszej sytuacji sąsiadach czy bliskich im osobach.

Wolontariat ma tu dwoisty wymiar i zakres oraz wielopokoleniową strukturę działania, dzięki czemu także młode pokolenie uzyskuje mentorskie wsparcie ze strony osób starszych nie oczekujących przecież jakiejkolwiek gratyfikacji materialnej czy symbolicznej. Tu ma miejsce wzajemna wymiana doświadczeń, dzielenie się wrażliwością, duchowym bogactwem, a jeśli jest też takie oczekiwanie, to i konkretna wiedzą czy umiejętnościami.

Wykłady SHUS są tak intrygujące, że przychodzi na nie kilkaset starszych osób. Przykładowo:

- dr hab. Anna Murawska, prof. US - "Nadzieja matką głupich - spory wokół nadziei";

- prof. dr hab. Zdzisław Kroplewski - "Dojrzałość: osobowość, religijność";

- dr hab. Agnieszka Chlebowska, prof. US - "Czy kobieta jest człowiekiem? - dziewiętnastowieczny dyskurs na temat nierówności płci";

- prof. dr hab. Mirosław Rutkowski - " Co to jest tolerancja?" itd. itd.

Seniorzy mogą też korzystać z form warsztatowych, w trakcie których mają możliwość doświadczania i praktykowania i twórczości, "podróżowania w czasie", pogłębiania międzypokoleniowej świadomości związanej z prawami człowieka, doskonalenia sztuki pomagania innym czy czerpania z potencjału młodych lub ofiarowania im własnego kapitału społecznego czy intelektualnego.


Także na Wydziale Humanistycznym prof. Barbara Kromolicka wraz z dr Beatą Bugajską utworzyły Zachodniopomorskie Forum Liderów UTW, w ramach którego wzmacniają swoje inicjatywy społeczne regionalne Uniwersytety Trzeciego Wieku w całym województwie, a jest ich już łącznie ze stowarzyszeniami UTW aż 27. To przy nich działają zespoły zainteresowań jak grupy teatralne, turystyczno-krajoznawcze, fotograficzne, filologiczne, informatyczne, kultury fizycznej (gimnastyka rozciągająca i rekreacyjna, Nordic Walking, Pilates/Zumba), rękodzielnicze, ceramiczne, wikliniarskie, kulinarne, muzyczne, filmowe, brydżowe, kosmetologiczne, zielarskie itp.

Troska o własne zdrowie, wzbogacanie kulturowe, rozwijanie własnych pasji i rozwój zainteresowań czynią osoby starsze radosnymi, spełniającymi się w sposób aktywny w codziennym życiu. Dla chętnych organizowane są Turnusy Aktywizacji Seniorów, w trakcie których mogą nauczyć się tego, jak stać się liderem i mentorem w lokalnym środowisku życia, by w nim organizować osobom z grupy wiekowej 60+ zajęcia, inicjować powołanie do życia klubów, kół, sekcji czy innych form organizacyjnych sprzyjających ich aktywizacji i integracji społecznej.

Nie ma się co dziwić, że Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Szczecińskiego jest oblegany przez kandydatów na studia, bo wielu młodych może tu spotkać się także ze swoimi bliskim, sąsiadami czy ich przyszłymi współtwórcami środowiska społecznej aktywizacji. W trakcie studiów pedagogicznych wielu studentów pędzi z SHUS-em pedagogicznym kłusem do celu, jakim jest uzyskanie autentycznych kompetencji profesjonalnych i społecznych. Po takich spotkaniach mogą sobie nucić:

Wesołe jest życie staruszka
Gdzie spojrzy, tam bóstwo co krok
Tu biuścik zachwyci, tam nóżka
bo nie ten, bo nie ten już wzrok
Tu biuścik zachwyci, tam nóżka
bo nie ten, bo nie ten już wzrok




27 lutego 2017

Dekalog BELFRA

Pan Michał Augustyn, który ma w swoim doświadczeniu zawodowym także pracę w szkołach publicznych, tak się zdenerwował rozchwianiem morale koleżanek i kolegów z pracy, że postanowił upomnieć się o minimum kultury nauczycielskiej. Nadał swojemu przesłaniu miano "Dekalogu Belfra" i - jak dodaje - sam go stosował w swoim życiu zawodowym. Prowadzi własny blog, w którym od czasu do czasu zamieszcza własne refleksje, komentarze, własne teksty piosenek i wiersze.

W wyniku prowadzonej od dłuższego czasu korespondencji z autorem utwierdziłem się przekonaniu, że nie jest tak źle z naszymi nauczycielami, skoro sami sobie wyznaczają imperatyw społeczno-moralny. Pan Michał Augustyn nie jest ani jedyny, ani pierwszy, a jednak - jako rodzic - słusznie oczekuje od nauczycieli zaangażowanego profesjonalizmu, bez względu na warunki pracy. Belfer - jak twierdzi - ma zawsze być belfrem. W każdych okolicznościach.

Dekalog Belfra:


1. Wiem, co robię, po co, jak i kiedy. Jestem belfrem świadomym każdego celu założonego przez podstawę programową, wpisanego do programu nauczania i przygotowanego przez ze mnie planu wynikowego.

2. Dydaktyka i pedagogika to moje religie. Znam ich święte księgi i wielkich teologów. Jestem ich skromnym kapłanem; korzystającym z wielkiego dorobku tych, którzy wiedzieli jak uczyć i wychowywać.

3. Lekcja jest święta. Mam ją zaplanowaną w każdym detalu. Nawet jeżeli pozwalam sobie i uczniom na improwizację, w każdej chwili mogę wrócić do schematu, który mnie nie więzi, ale umożliwia realizację celów, o jakich nie zapominam nigdy.

4. Bez względu na to, jaką relację wybiorę: czy jestem bardziej trenerem, czy członkiem „Stowarzyszenia umarłych poetów”, ja odpowiadam za realizację celu; przed uczniem, rodzicem, sobą samym, swoim przełożonym i całą globalną społecznością szkolną.

5. Będąc podmiotem, permanentnie samodoskonalącym się, świadomym siebie i świata poza mną, wiem, że moją rolą jest służba uczniowi; w tym sensie jestem tylko instrumentem - godzę się z tym.

6. Ciągle sprawdzam, czy osiągnąłem założone cele; porażki rozkładam na czynniki pierwsze, szukając ich racjonalnych wytłumaczeń i nie godzę się z nimi łatwo; zostałem powołany do zwycięskich krucjat, a nie rozpamiętywania klęsk.

7. Nie wolno mi uczyć i wychowywać do miałkości, brzydoty, ignorancji i zła. Realizując postawione przede mną cele, pamiętam, że służę uniwersalnym wartościom: wiedzy, dobru i pięknu.

8. Powierzając mi wychowanie i wykształcenie dzieci, dano mi wielką władzę; nie przepełnia mnie strach płynący z obawy, jak wiele mogę popsuć; jestem uskrzydlony wizją tego, jak wiele mogę dokonać; pamiętam zawsze, że delikatne są skrzydła uczniów moich, woskiem sklejone i nie zabieram ich w loty zbyt blisko Słońca.

9. Buduję mosty między dyscyplinami, szukam komplementarności, wiem, że nauczany przeze mnie przedmiot jest tylko jednym z wielu; nie wolno mi przyzwyczaić ucznia do fragmentarycznego oglądu świata; nie wolno mi pozwolić, by nie rozumiał kontekstu; gdziekolwiek, kiedykolwiek się znajdzie, ma zobaczyć całość, a nie tylko część, która leży w jego zainteresowaniu, którą być może uczynił swoim zawodem i powołaniem.

10. Nie jestem sam dłużej niż chwilę, może dwie. Przy mnie są koledzy, przełożeni, instytucje, uczniowie moi i ich opiekunowie. Realizując założone cele i biorąc za nie odpowiedzialność, nie zapominam o tym, że szkoła nie jest zbiorem samotnych monad; inni członkowie szkolnej społeczności też nie pozwalają mi o tym zapomnieć.


26 lutego 2017

Wędrujący doktorat


W jednym z uniwersytetów został wszczęty przewód doktorski z dyscypliny ujętej przez b. minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbarę Kudrycką w dziedzinie nauk społecznych. Doktorantka intensywnie przygotowywała swoją rozprawę, ale w międzyczasie promotor wszedł w jakiś konflikt społeczny z członkami macierzystej rady wydziału, w wyniku którego odszedł z tej uczelni. Doktorantka wpadła w rozpacz, bo nagle straciła opiekuna.

Polak jednak potrafi wyjść z każdej sytuacji. Jej promotor zatrudnił się w innym uniwersytecie na przeciwległym krańcu kraju i... zamiast wystąpić do poprzedniej rady z wnioskiem o zamknięcie przewodu, zlekceważył ów fakt, by otworzyć w swoim nowym miejscu pracy akademickiej przewód swojej dotychczasowej doktorantki na ten sam temat. Tyle tylko, że już nie podjął się roli promotora, ale uzgodnił ze swoim kolegą, że ten powoła go na recenzenta.

Tak też się stało. Kobieta dokończyła swoją dysertację na ten sam temat, tyle że już w innym uniwersytecie i ją szczęśliwie obroniła. Nauka na tym nie straciła. Pojawił się jednak dylemat natury formalno-prawnej. Jakże to ta sama osoba mogła obronić pracę doktorską na ten sam temat, który został przecież przyjęty przez jedną radę wydziału i z wskazaniem na konkretnego profesora, a podjęty już w innej uczelni przy nieprzypadkowej zamianie ról?

Każdy wszczęty przewód doktorski powinien zostać zamknięty, jeżeli promotor rezygnuje z opieki w danej jednostce akademickiej. Można rzecz jasna podjąć go ponownie, ale nie w tak pokrętny sposób.

No cóż, nie mówmy o upadku etosu nauczycieli akademickich, tylko o jego braku u części z nich. Takich niegodnych uniwersytetu czy akademii i postaci jest więcej. Ostatnio spotkałem się z analizą rozprawy doktorskiej, której autor nie tylko dokonał ordynarnego plagiatu, ale podał zarazem fałszywe informacje w rozdziale metodologicznym o rzekomo przeprowadzonej kwerendzie literatury w instytucji, która w ogóle w ogóle nie istniała pod wskazaną przez niego nazwą.

Coraz częściej zastanawiam się, czy aby w "wyścigu szczurów" po stopień lub tytuł naukowy nie biorą udział gracze "fałszywymi kartami", mali oszuści, cwaniacy, którzy obronili prace doktorskie na określony temat, a potem zmienili lekko tytuł i już w kilka lat później złożyli wniosek o habilitację?

Czy rady wydziałów są rzeczywiście odporne na te matactwa, krętactwo, fałszerstwa, kumoterstwo, pseudonaukowe sitwy? Jak to jest możliwe, że ktoś tak bezceremonialnie i bez zażenowania kradnie czyjąś własność, publikuje książkę bez znajomości źródeł wiedzy na dany temat, popełnia mnóstwo błędów merytorycznych, źle sporządza przypisy a recenzent wydawniczy nie zwraca uwagi na wady konstrukcyjne rozprawy, subiektywizm tez, publicystyczny język, potoczną stylistykę itp.?

Tak, to jest możliwe, gdyż w uniwersytetach, akademiach a szczególnie w państwowych i prywatnych Wyższych Szkołach Zawodowych pracują także - choć na szczęście w mniejszości - doktorzy, doktorzy habilitowani i profesorowie, którzy własne stopnie czy tytuł naukowy uzyskali w pokrętny sposób. Czym zatem mają promieniować na innych, jak nie właśnie reprodukcją matactw?