05 grudnia 2016
Medal Za Zasługi Dla Rozwoju Polskiej Pedagogiki
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN podjął w tej kadencji z inspiracji prof. Marka Konopczyńskiego nową inicjatywę, jaką jest przyznawanie wyróżnienia dla wybitnych uczonych oraz nauczycieli – nowatorów nie będących członkami KNP PAN. Medal ma zasięg ogólnopolski. Medal przyznaje powoływana na kadencję przez Prezydium KNP PAN Kapituła.
Zgodnie z przyjętym Regulaminem do Medalu można zgłaszać UCZONYCH i wybitnych NAUCZYCIELI-NOWATORÓW, których wkład w rozwój polskiej pedagogiki (teoretycznej, jak i praktycznej) zasługuje na najwyższe uznanie. Kandydatów do MEDALU zgłaszać mogą członkowie Kapituły Medalu oraz jej Laureaci, także jednostki organizacyjne uczelni wyższych, które mają uprawnienia do nadawania co najmniej stopnia naukowego doktora, placówki naukowo-badawcze, placówki doskonalenia nauczycieli oraz organy kolegialne stowarzyszeń naukowych.
Wniosek powinien zawierać dane o Kandydacie, krótkie cv oraz uzasadnienie wkładu w rozwój polskiej pedagogiki jako nauki i/lub jako praktyki. Wnioski należy zgłaszać do Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN (Wydział Nauk o Wychowaniu UŁ. ul. Pomorska 46/48; 91- 408 Łódź) w terminie do 30 września danego roku. Rozstrzygnięcie następować będzie do 15 października danego roku.
Po raz pierwszy Kapituła przyznała MEDAL Profesorom, którzy nie tylo są zasłużeni dla polskiej pedagogiki, ale i nadal są aktywni naukowo oraz w kształceniu kadr akademickich (zob. najnowszą publikację każdego z Laureatów):
(fot. A. Obala)
2. Prof. dr hab. Teresa HEJNICKA-BEZWIŃSKA (wnioskodawca: Rada Wydziału Pedagogiki i Psychologii UKW w Bydgoszczy);
Prof. dr hab. Teresa Hejnicka-Bezwińska (ur. 19.03.1941 r. w Osieku n/Notecią), pedagog, naukoznawca, filolog, em. profesor UKW w Bydgoszczy. Po ukończeniu studiów magisterskich w zakresie pedagogiki i filologii polskiej na UMK w Toruniu w 1964 r. w zespole prof. K. Sośnickiego pracowała jako nauczycielka języka polskiego w średnich szkołach zawodowych w Szubinie i Olsztynie.
Z bydgoską pedagogiką (w ramach ówczesnej Wyższej Szkoły Pedagogicznej) związała się w roku 1975 pełniąc przed przejściem w 2004 r. na emeryturę funkcję kierownika Katedry Pedagogiki Ogólnej. W 1980 r. obroniła w UMK w Toruniu rozprawę doktorską pt. „Związek orientacji życiowej z orientacją szkolną i zawodową”, przygotowaną pod kierunkiem Prof. Z. Kwiecińskiego. Problematyce orientacji życiowych Jubilatka pozostała wierna przez całe lata osiemdziesiąte XX wieku.
Habilitowała się w 1992 na Wydziale Historyczno-Pedagogicznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Po pięciu latach, w roku 1997, na wniosek Rady Wydziału Humanistycznego UMK w Toruniu i Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nadał T. Hejnickiej-Bezwińskiej tytuł naukowy profesora nauk humanistycznych. W l. 1999-2015 była członkiem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN pełniąc przy nim zarazem funkcję Przewodniczącej Zespołu Pedagogiki Ogólnej.
Od 1996 r. jest aktywnym członkiem Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego uczestnicząc we wszystkich Ogólnopolskich Zjazdach Pedagogicznych. Za podręcznik akademicki pt. Pedagogika ogólna (Warszawa 2008) otrzymała w 2009 r. nagrodę Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Wypromowała 3 doktorów, wielokrotnie pełniła rolę recenzenta w przewodach doktorskich, habilitacyjnych, postępowaniach o tytuł naukowy profesora.
Najważniejsze prace:
W poszukiwaniu tożsamości pedagogiki. Świadomość teoretyczno-metodologiczna współczesnej pedagogiki polskiej. Geneza i stan (1989);
Orientacje życiowe młodzieży (1991),
Edukacja. Kształcenie. Pedagogika. Fenomen pewnego stereotypu ( 1995)
Zarys historii wychowania (1944-1989). Oświata i pedagogika pomiędzy dwoma kryzysami (1996).
Tożsamość pedagogiki. Od ortodoksji ku heterogeniczności (1997).
Pedagogika ogólna, (2008)
Praktyka edukacyjna w warunkach zmiany kulturowej (w poszukiwaniu logiki zmian) (2015).
3. Prof. dr hab. Ewa MARYNOWICZ-HETKA (wnioskodawca: Dziekan Wydziału Nauk o Wychowaniu UŁ);
Prof. zw. dr hab. Ewa Bożena Marynowicz - Hetka dhc. (ur. 11 grudnia 1946, Łódź), pedagog społeczny, kierownik Katedry Pedagogiki Społecznej UŁ, badania w dziedzinie nauk humanistycznych/ społecznych, w dyscyplinie pedagogika, subdyscyplinie pedagogika społeczna; profesor zwyczajny Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego, doctor honoris causa Uniwersytetu w Ostrawie (Republika Czeska).
Pani Profesor była członkiem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN w l. 2003-2011; od 2006 jest członkiem prezydium Institut Européen de Recherche sur la Formation et ľ Analyse de l` Activité, sieci 28 uniwersytetów europejskich, południowo i północno amerykańskich, powołana przy Conservatoire National des Arts et de Métiers w Paryżu; od 2010 członek zagraniczny Rady Naukowej Wydziału Studiów Społecznych Uniwersytetu w Ostrawie; od 2013 członek Rady Naukowej Katedry UNESCO « Formation et Pratiques Professionnelles », CNAM w Paryżu.
Od 2003 r. jest członkiem zwyczajnym Łódzkiego Towarzystwa Naukowego, sekretarz generalny ŁTN; od 2006 r. prezydentem i członkiem założycielem Stowarzyszenia Europejskiego CERTS; od 2003 r. członkiem zarządu – założycielem Association Internationale Francophone des Interventions Auprés des Familles Séparées (AIFI); członkiem założycielem i prezesem w l. 1991-2011 Polskiego Stowarzyszenia Szkół Pracy Socjalnej; członkiem zarządu od 2005 European Centre Community Education (ECCE); członkiem zarządu od 1989, a wiceprezydentem do 1997 European Association of Schools of Social Work (EASSW).
Przewodniczyła znakomitej serii wydawniczej Biblioteka Pracownika Socjalnego Wydawnictwa Naukowego „Śląsk”(1993-2008); jest też członkiem rady redakcyjnej czasopisma Chemins de Formation, Université de Nantes, Francja (w l. 1999-2006); członkiem komitetu redakcyjnego (od 2005 roku) czasopisma Revue scientifique de l'AIFI, Montreal, Kanada, Wyd. Brylant, Ed. Yvon Blais; redaktorką serii „Szkoły i zespoły naukowe Łodzi akademickiej, przeszłość-teraźniejszość- przyszłość”, Wyd. ŁTN,( od 2010).
Od 2014 r. jest członkiem rady redakcyjnej czasopisma „Chowanna” a od 2014 r. redaktorem naczelnym czasopisma: ”Nauki o Wychowaniu. Studia Interdyscyplinarne” (od 2014). Opublikowała 32 książki (w tym 5 autorskich monografii, 1 współautorską, 26 redaktorskich i współred.); ponad 100 artykułów i rozpraw publikowanych w kraju i za granicą, w monografiach zespołowych i czasopismach.
Najważniejszą pracą autorską jest synteza pedagogiki społecznej, opublikowana w formie dwutomowego podręcznika z pedagogiki społecznej (oraz cykl 30 artykułów opublikowanych po wydaniu podręcznika): Pedagogika społeczna. Podręcznik akademicki, tom 1. Wykład, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 2006 [dodruk : 2007,2009], ss. 575; (red.) Pedagogika społeczna. Podręcznik akademicki, tom 2. Debata, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 2007 [dodruk 2009], ss. 668. Wypromowała 11 doktorów.
4. Prof. Eugenia POTULICKA (Wnioskodawca: Przewodniczący i Wiceprzewodniczący KNP PAN oraz Dziekan Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu);
Prof. dr hab. Eugenia Potulicka (ur. 4 stycznia 1944 r. Hleszczawa) - pedagog, em. profesor zwyczajny Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, kierownik. Zakładu Pedagogiki Porównawczej, twórczyni poznańskiej szkoły pedagogiki porównawczej; Prezes Polskiego Towarzystwa Pedagogiki Porównawczej, założycielka i Prezes Oddziału Poznańskiego Pedagogiki Porównawczej; do 2011 r. członek Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN; stażystka i wykładowca Open University Anglia, University of Birmingham, Freie Universitaet w Berlinie. University of Nottingham w Anglii, University of Southampton i University of Norwich; współorganizator konferencji z pedagogiki porównawczej w Radzie Europy w Strassburgu.
Autorka ponad 100 rozpraw naukowych z pedagogiki szkolnej i porównawczej, w tym przełomowych w III RP monografii: Nowa Prawica a edukacja, tom I-II (Poznań - Toruń 1993; 1996); współaut. J. Rutkowiak, Neoliberalne uwikłania edukacji (Kraków 2010); Systemy szkolne krajów europejskich, red. E. Potulicka, D. Hildebrandt-Wypych, C. Czech-Włodarczyk (Kraków 2012); Neoliberalne reformy edukacji w Stanach Zjednoczonych. Od Ronalda Reagana do Baracka Obamy, (Kraków 2014).
Profesor Eugenia Potulicka zaliczana jest w dziejach współczesnej komparatystyki pedagogicznej do najwybitniejszych jej przedstawicieli. Prowadzone przez Profesor badania w Wielkiej Brytanii, Niemczech i USA stały się naukową odsłoną neoliberalnej polityki oświatowej na naszym kontynencie i w Stanach Zjednoczonych AP. Jej rozprawy naukowe są znakomitą analizą zróżnicowanych podejść do zmian w edukacji w skali makro-mezo-i mikropolitycznej, rozpoznawania strategii reform i innowacji oświatowych, o których efektach (pozytywnych czy negatywnych) świadczą m.in. wyniki międzynarodowych badań osiągnięć szkolnych i kompetencji uczniów (PISA, TIMMS) oraz osób dorosłych (PIAAC).
Profesor Eugenia Potulicka wykształciła młode pokolenie komparatystów w naukach pedagogicznych wymagając zwielokrotnionych umiejętności i wiedzy oraz kompetencji w zakresie języków obcych i umiejętności prowadzenia badań diachronicznych, synchronicznych i funkcjonalistycznych. Stworzyła unikalny na WSE UAM w Poznaniu zespół badaczy komparatystów, których publikacje nagradzane są w kraju.
5. Prof. Zygmunt WIATROWSKI (Wnioskodawca: Rada Wydziału Pedagogiki i Psychologii UKW w Bydgoszczy);
Prof. dr hab. Zygmunt Wiatrowski (ur. 14 kwietnia 1928 w Zagórów, powiat Konin, obecnie Słupca), pedagog, em. profesor pedagogiki UKW w Bydgoszczy. Jest absolwentem studiów pedagogicznych na WSP w Gdańsku. W 1969 r. obronił na Wydziale Humanistycznym tej uczelni pracę doktorską na temat Kształcenie nauczycieli szkół zawodowych w Polsce (promotor – prof. Ludwik Bandura). W 1973 r. uzyskał stopień naukowy doktora habilitowanego na Wydziale Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Gdańskiego w oparciu o pracę Powodzenia i niepowodzenia szkolne pracujących. Tytułu naukowy profesora nadzwyczajnego w dziedzinie nauk humanistycznych z zakresu pedagogiki otrzymał w 1988 r., zaś od 1991 został powołany na stanowisko profesora zwyczajnego w WSP w Bydgoszczy (obecnie UKW).
Ma za sobą pracę na stanowisku nauczyciela w latach 1951-1972 w Ośnie Lubuskim, Zielonej Górze, Żarach Sulechowie oraz jako wizytator ds. liceów pedagogicznych, studiów nauczycielskich i szkolnictwa zawodowego, w Kuratorium Okręgu Szkolnego w Toruniu i w Bydgoszczy. W l. 1951 – 1972 był zatrudniony kolejno w Instytucie Kształcenia Zawodowego w Warszawie; w latach 1974 – 1999 w WSP w Bydgoszczy. W 1976 roku założył i przez wiele lat kierował Zakładem Pedagogiki Pracy, a od 1988 roku Katedrą Pedagogiki Pracy i Andragogiki. Był też dyrektorem Instytutu Pedagogiki i Psychologii (1978 – 1980), Dziekanem Wydziału Pedagogicznego (1980 – 1984), prorektorem ds. nauki (1984 – 1987), prodziekanem Wydziału Pedagogiki i Psychologii (1993 – 1999).
W latach 1990 – 1993 był ekspertem Ministerstwa Edukacji Narodowej w zakresie nauk pedagogicznych. Był też członkiem Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, przez wiele lat członkiem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, a także wiceprzewodniczącym Zespołu Pedagogiki Pracy KNP PAN, kierując w praktyce pracami tego Zespołu. Narodowa Akademia Nauk Pedagogicznych Ukrainy nadała mu w 2007 r. tytuł doktora honoris causa. Po przejściu na emeryturę nadal współpracował ze swoją Uczelnią. Obecne jest zatrudniony w Wyższej Szkole Humanistyczno–Ekonomicznej we Włocławku.
Wypromował 20 doktorów nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki, 3 Jego uczniów uzyskało stopień doktora habilitowanego nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki, a 1 tytuł naukowy w zakresie nauk społecznych. Jest twórcą bydgoskiej szkoły naukowej pedagogiki pracy, autorem ponad 500 publikacji naukowych, w kraju i poza granicami, w tym m.in.: Myśli i działania pedagogiczne (2001); Powodzenia i niepowodzenia zawodowe (2002), Praca w zbiorach wartości pracujących, bezrobotnych i młodzieży szkolnej (2004), Podstawy pedagogiki pracy (wyd. piąte – 2007), Dorastanie, dorosłość i starość człowieka w kontekście działalności i kariery zawodowej (2009).
6. Prof. Józef GÓRNIEWICZ (Wnioskodawca: Przewodniczący KNP PAN).
Prof. zw. dr hab. Józef Henryk Górniewicz (ur. 7 stycznia 1956 r. w Tucholi) – pedagog, reprezentujący podstawowe dyscypliny nauk pedagogicznych jak pedagogika ogólna, teoria wychowania estetycznego, pedagogika kultury, szkoły wyższej oraz polityka oświatowa; profesor zwyczajny Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, kierownik Katedry UNESCO oraz kierownik Katedry Teorii Wychowania. Od 1999 r. członek Uniwersyteckiej Komisji Akredytacyjnej (w kadencji 2002–2005 jej wiceprzewodniczący); w l. 2000–2005 wiceprzewodniczący Komisji Akredytacyjnej Uczelni Technicznych, a od 2001 r. członek Komisji Akredytacyjnej Uczelni Rolniczych; w l. 2002–2005 – członek Zespołu Bolońskiego przy Prezydium KRASP; w l. 2000–2008 – pierwszy prorektor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie ds. Kształcenia, zaś w l. 2008-2012 rektor UWM w Olsztynie; członek Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN w l. 2008-2011; współorganizator w 1995 r. II Ogólnopolskiego Zjazdu Pedagogicznego w Toruniu oraz największego IV Ogólnopolskiego Zjazdu Pedagogicznego w Olsztynie; członek Towarzystwa Naukowego w Toruniu; członek Zarządu Głównego Akademickiej Komisji Akredytacyjnej Wyższych Szkół Pedagogicznych; wiceprezes European Counsil of High Ability, Nijmegen w Holandii (od 1992-).
Prof. Józef Górniewicz jest autorem ponad 200 prac naukowych z pedagogiki, w tym tak znaczących monografii, jak m.in.: Sztuka i wyobraźnia (Warszawa 1989), Wstęp do pedagogicznej analizy problematyki wyobraźni. Główne stanowiska, idea wyobraźni moralnej, kształcenie (Toruń 1991), Rozwój i kształtowanie wyobraźni dziecka (Warszawa 1992), Szkice z teorii wyobraźni i samorealizacji (Warszawa 1995), Teoria Wychowania. Wybrane problemy (Toruń-Olsztyn 1996), Kategorie pedagogiczne (Olsztyn 1997), Pomiędzy rokiem 2008-2012. Krótkie sprawozdanie z działalności Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, (Olsztyn 2012); współaut. M. Aleksandrowicz, W. Cieszczyński, Aleja ofiar Katyńskich w Kortowie, (Olsztyn 2012), współred.: M. Warmiński, P. Piotrowski Obszary pedagogicznych szans i zagrożeń, (Olsztyn 2013), Szkolnictwo wyższe przekroje współczesnych problemów, (Olsztyn 2013), Memoria Universitatis – pamięć uniwersytetu. Szkice humanistyczne (Toruń 2016).
Profesor Józef Górniewicz należy do grona wybitnych pedagogów. Wielką wagę przykłada do pamięci społecznej i historycznej o uczonych, których dokonania i dzieła stają się źródłem trwania uniwersytetu w jego nowych strukturach i modelach, chociaż On sam jest zwolennikiem modelu humboldtowskiego.
******
Wyróżnionym Profesorom-wybitnym Uczonym składam serdeczne gratulacje, a pedagogów zachęcam do sięgnięcia po najnowsze monografie naukowe Medalistów Polskiej Pedagogiki.
04 grudnia 2016
Myślenie i działanie pedagogiczne
"Myślenie i działanie pedagogiczne w Drugiej Rzeczypospolitej. Esej polityczno-oświatowy" (Warszawa 2016, ss.256) - to tytuł znakomitej książki profesora zwyczajnego Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie Mirosława Stanisława Szymańskiego.
Uwielbiam czytać Jego książki, które wprawdzie pojawiają się na naszym rynku wydawniczym bardzo skąpo i rzadko, ale za to stanowią intelektualny "deser" dla duszy naukowca. Każda z rozpraw kolegi Profesora sprawia, że po jej przeczytaniu jestem spragniony kolejnych analiz i interpretacji dokonań oświatowych minionych pokoleń. Nie ma tu ani spersonalizowanej zajadłości czy wrogości wobec współczesnych, nie spotkamy się w tekstach tego uczonego z próbami wprowadzania do studiów jakichkolwiek subiektywnych problemów osobistych czy kompleksów, tylko spotykamy się z piękną narracją historyczno-społeczną i edukacyjną spraw, wydarzeń, rozwiązań i wybitnych postaci.
Profesor M.S. Szymański pisze o jednym z najciekawszych okresów w dziejach polskiej oświaty bez wdrukowywania czytelnikom jedynie słusznej interpretacji czy kategorii pojęciowych, bo szanując czytelnika otwiera zarazem pole do dalszych badań i recepcji tego, co w okresie dwudziestolecia międzywojennego wciąż wymaga nowych interpretacji, a może i zastosowań w wolnej III RP. Każda strona jego tekstu jest bez tzw. "zadęcia naukowego", toteż fascynuje dbałością nie tylko o język, ale przede wszystkim o prawdę historyczną i pedagogiczną, oświatową i naukową.
Jak stwierdza we "Wprowadzeniu": "Zgodnie z tytułem książka ta traktuje o historii polskiego myślenia i działania pedagogicznego w okresie międzywojennym. (...) okres ten należy do najciekawszych w historii pedagogiki; to wtedy właśnie wypróbowano, a przynajmniej przemyślano wiele nośnych po dziś dzień idei pedagogicznych. Jeszcze stosunkowo do niedawna (...) wolno było pisać w Polsce o tym okresie jedynie z "określonego" (ideologicznie) punktu widzenia, ostatnie ćwierćwiecze przynosi nam wiele prac pisanych z różnych perspektyw - dlaczegóż miałoby zabraknąć mojego pedagogicznego spojrzenia na Drugą Rzeczypospolitą?" (s. 9)
Rzeczywiście, M.S. Szymański nie tylko rzetelnie opisuje i wyjaśnia tylko wybrane fenomeny polskiej pedagogiki szkolnej tego okresu, ale w wyniku zastosowanej metody porównawczej i historycznej okraszonej odwołaniami do literatury pięknej, czyniąc z tej rozprawy wyjątkowe dzieło. Przeczyta je i zrozumie z satysfakcją nie tylko student pedagogiki czy kierunku nauczycielskiego, ale także każdy młody adept nauki, któremu nie powinny być obojętne odkrycia i dokonania minionych pokoleń, by nie wyważał już dawno otwartych drzwi siląc się na rzekomo własną oryginalność.
Nie mogę pominąć wydawniczego faktu, że niniejsza książka była pisana w pierwotnej wersji dla niemieckiego czytelnika i ukazała się w 2002 r. w nieco innej wersji nakładem Oficyny Boehlau w Kolonii-Weimarze i Wiedniu. Musiało upłynąć kolejnych trzynaście lat, by autor zdecydował się na polską edycję o bardziej rozbudowanych wątkach tematycznych, źródłowych, uwzględniających najnowszy stan badań. Potwierdza tym samym, że nad objętościowo małą książką pracuje się czasami latami, by wielkością swojej jakości wpisywała się w zakres lektur, których nie powinniśmy pomijać.
Rozprawa składa się z czterech studiów naukowych poświęconych ruchom: "nowej szkoły", "samorządów uczniowskich", "wiejskich uniwersytetów ludowych" oraz "przyjaciół dzieci". Każdy historyk, teoretyk wychowania oraz pedagog szkolny czy społeczny znajdzie w tej książce coś dla siebie, co wzbogaci źródłowo dzieje własnej subdyscypliny czy genezy i ewolucji placówek oświatowo-wychowawczych. Kto wie, może niektóre z ówczesnych procesów politycznych stają się dla obecnej władzy wzorem do naśladowania?
Książka M.S. Szymańskiego wzbudzi zapewne także interesującą dyskusję, bowiem nie z wszystkimi tezami autora czy jego wykładnią musimy czy możemy się zgodzić. Autor pominął w polskiej recepcji "Ruchu nowej szkoły" takie polskie odmiany szkoły eksperymentalnej, jak szkoły Planu Daltońskiego czy szkoły steinerowskie. Kiedy zaś wprowadza bardzo interesujące podsumowania zatytułowane "Rzut oka na czasy powojenne", to rzeczywiście wykazuje brak znajomości lektur, a zatem naukową krótkowzroczność. Wydawnictwo, niestety, nie zadbało o rzetelną korektę, toteż częściowo książka jest niestaranna, gdyż w wielu miejscach brakuje przypisów. zdarzają się błędy w nazwiskach (np. Krick zamiast Krieck).
To wydawca powinien dopilnować, by o przywoływanych osobach w tekście z racji ich przejścia do świata zmarłych nie pisać w czasie teraźniejszym z zaznaczeniem w nawiasie jedynie daty urodzenia, bo jest to - jak na esej historyczny - podstawowy błąd (mam tu na uwadze chociażby Ericha Dauzenrotha czy Aleksandra Lewina). Pierwszy film fabularny o Januszu Korczaku nakręcił nie Andrzej Wajda ale Aleksander Ford!
Szkoda, że M.S. Szymański wzmiankuje o Czerwonym Harcerstwie, a zupełnie nie dostrzega nieprawdopodobnie silnego i osadzonego interpretacyjnie w najnowszej wiedzy z nauk pedagogicznych i psychologicznych w tamtym czasie ruchu harcerskiego, a Prawo Harcerskie określa mianem "dziesięciu przykazań". Akurat polskie harcerstwo miało więcej wspólnego z niemieckim skautingiem niż Czerwone Harcerstwo. Czyżby zadecydował tu o przywołaniu tej mało znaczącej organizacji lewicowy sentyment?
Niezależnie od tych uchybień, gorąco polecam tę publikację nie tylko dlatego, że - jak pisze jej Autor - "wiedza (nawet ta elementarna) i świadomość historyczna polskich studentów - podobnie zresztą, jak i niemieckich - pozostawiają wiele do życzenia". (s. 236) Najwyższy czas zgłębiać wyjątkowe dokonania polskiej pedagogiki i jej klasyków oraz mało znanych nowatorów, by przełamać stereotyp sprofanowanej ideologicznie i politycznie wiedzy, która miała czy ma służyć tylko i wyłącznie albo praktykom, albo sprawującym władzę.
03 grudnia 2016
Międzynarodowość konferencji międzynarodowych
W znakomitym filmie komediowym Stanisława Barei i Jacka Federowicza pt. "Poszukiwany, poszukiwana" jest jedna z kultowych już scen, w której "profesor" (w tej roli jest Mieczysław Czechowicz) tak tłumaczy się przed gosposią (gra ją Wojciech Pokora) z pędzenia bimbru:
"Ja pracuję nad doniosłym wynalazkiem! Chodzi o potwierdzenie procentu cukru w cukrze w zależności od podziemnego promieniowania na tym terenie. Bo na przykład w jednym sklepie na półkach po rocznym leżeniu cukier ma 80% cukru w cukrze, a w drugim sklepie ma 90% cukru w cukrze, a sacharyna to ma w ogóle 500% cukru w cukrze. A dzięki mojemu wynalazkowi dojdzie do tego, że w ogóle nie trzeba będzie sadzić buraków na cukier, tyle będzie cukru w cukrze."
Ten cytat doskonale oddaje dylemat, z jakim muszą zmierzyć się nauczyciele akademiccy, których osiągnięcia naukowe mierzone są parametryczną oceną. Władze jednostek akademickich słusznie oczekują od nich, że podając w wykazie udziału w konferencjach międzynarodowych przeprowadzą dowód dotyczący tego, ile międzynarodowości było w międzynarodowej konferencji.
Może bowiem być tak, że w tytule konferencji jest stwierdzenie o jej międzynarodowym charakterze: "Międzynarodowa konferencja...", albo "Międzynarodowe seminarium naukowe...", albo "Międzynarodowy kongres ...", ale w rzeczywistości obcokrajowców - bo o nasycenie nimi programu debat tu chodzi - było tyle, "co kot napłakał".
Jak to jednak sprawdzić? Byłem kilka dni temu na Konferencji Międzynarodowej, a w programie znalazło się kilkanaście osób z zagraniczną afiliacją. W sali obrad ich nie widziałem, w kuluarach z nimi nie rozmawiałem, bo podobno pojechali na zakupy, czy może organizator zorganizował im wycieczkę do stolicy itp. Czy zatem mam prawo napisać w swoim sprawozdaniu, że uczestniczyłem w konferencji międzynarodowej? Ile musi być cukru w cukrze? Ilu obcokrajowców musi być wśród obecnych w czasie obrad obcokrajowców, żebym mógł ze spokojem własnego sumienia odnotować ich międzynarodowy charakter?
Ktoś powołał się na jakiś ministerialny standard, jakoby o międzynarodowości konferencji miał świadczyć udział w niej co najmniej 30 proc. zagranicznych gości. Czy chodzi tu o udział czynny , czy może także lub wyłącznie bierny? A jak tymi zagranicznymi uczestnikami debaty są Polacy, którzy czasowo przebywają poza granicami kraju, to też mam ich liczyć jako zagranicznych gości?
Czy przysłowiowa "ilość cukru w cukrze" musi być zaznaczona w programie międzynarodowej konferencji czy też mam załączyć kopię "Listy obecności" pozyskaną z Biura Konferencji a poświadczoną podpisami osób, że istotnie przyjechały z innych krajów i zarejestrowały się na konferencji? Czy będzie to równoznaczne z tymi, którzy przyjechali, ale odsypiali w hotelu długą podróż, nie chciało im się referować, albo nikt ich nie słuchał, gdyż mówili w niszowym języku obcym?
Jak rozwiązać ten dylemat? Być może bardziej międzynarodowa jest ta konferencja, w której uczestniczy 3 zagranicznych, ale za to wybitnych naukowców, aniżeli ta z udziałem 30, ale będących początkującymi naukowcami czy studentami. Jak to rozstrzygać?
Czy mamy kierować się stosunkiem liczby osób z kraju, które są w programie, przyjechały i zreferowały swój temat do przybyłych obcokrajowców, także odnotowanych w programie konferencji, ale nie zabierających w trakcie jej trwania głosu? Czy dopiero od jednej trzeciej tych proporcji liczy się międzynarodowość, czy może wystarczy jedna czwarta zagranicznych gości?
Rozumiem i w pełni akceptuję troskę władz jednostek akademickich o to, by nauczyciele akademiccy nie "wciskali kitu" do swoich sprawozdań. Tylko jak to udowodnić, że tego "cukru w cukrze" było mniej lub tyle, ile trzeba?
02 grudnia 2016
E(x)plory dla młodych badaczy
Fundacja Zaawansowanych Technologii jest organizatorem Konkursu Naukowego E(x)plory, który obejmuje różne projekty z fizyki, informatyki, chemii czy nauk przyrodniczych.
E(x)plory to niezwykły konkurs naukowy dla młodzieży w wieku 13-20 lat, w ramach którego można zgłaszać do 29 stycznia 2017 roku pomysły z różnych dziedzin naukowych. Udział w konkursie jest bezpłatny. Jego główną ideą jest wspieranie zdolnych, młodych naukowców w realizacji innowacyjnych projektów naukowych, a także docieranie do szerokiego grona odbiorców, promowanie kultury naukowej i wzbudzanie naukowej ciekawości świata.
W ten sposób Fundacja zamierza łamać stereotyp, że nauka jest nudna. Im lepiej będziemy popularyzować innowacyjne badania, rozwijać potencjał i pomysły młodych ludzi, tworzyć nowoczesne technologie, tym szybciej Polska zacznie ubiegać się o wyższy status w gronie państw innowacyjnych, a młodzi badacze i konstruktorzy uzyskają należne im uznanie i gratyfikacje.
Jak piszą pomysłodawcy i organizatorzy Konkursu:
E(x)plory to możliwość zdobycia nagród finansowych dla laureatów – nawet 10 000 zł, nagród rzeczowych dla nauczycieli i bonów edukacyjnych dla szkół. Najlepsi młodzi naukowcy będą reprezentowali Polskę na najbardziej prestiżowych zagranicznych konkursach naukowych dla młodzieży, między innymi w USA, Rumunii i Holandii. Uczestnicy Konkursu Naukowego E(x)plory mogą również wziąć udział w stażach badawczo-rozwojowych, które odbywają się w działach badawczo-rozwojowych firm technologicznych oraz instytucjach naukowych.
Ubiegłoroczna edycja E(x)plory cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Do Konkursu Naukowego zgłosiło się ponad 200 najzdolniejszych młodych uczniów z wszystkich regionów Polski, a nasi laureaci zdobyli nagrody na największych światowych konkursach naukowych: Intel ISEF w USA, Infomatrix w Rumunii oraz INESPO w Holandii.
Regionalne Festiwale E(x)plory oraz Finał E(x)plory, który odbył się w Gdyni odwiedziło ponad 4 000 gości, którzy wzięli udział w ponad 90 warsztatach, pokazach naukowych i wykładach. Festiwal wsparło również ponad 60 partnerów ze świata biznesu, mediów i jednostek naukowych.
Mam nadzieję, że powyższy konkurs zainteresuje zdolną młodzież, nauczycieli, a nie TVP1 czy inne służby. Przyznam szczerze, że nie badałem biografii członków Zarządu Fundacji i nie zamierzam tego czynić. Ogromnie cieszy mnie ta inicjatywa.
(źródło: fotografia i warunki konkursu od Fundacji Zaawansowanych Technologii)
01 grudnia 2016
Czy polityk u władzy i/lub jego małżonka może wspierać NGO-sy?
prof. Piotra Glińskiego jako socjologa za dokonania twórcze, badawcze, toteż postanowiłem zobaczyć w TVP wywiad z nim na temat organizacji pozarządowych, o których w ostatnim tygodniu mówiło się w tonacji afer, skandali i rzekomych wyłudzeń środków publicznych. Pisałem przecież o tym, jak zbulwersował mnie atak telewizji publicznej na harcerzy z Warszawy. Nimi można było pomiatać sugerując jakieś podejrzane relacje z władzami Miasta Stołecznego i jego urzędnikami. Nikt ich za to nie przeprosił.
Kiedy jednak redaktor z telewizji postanowił moralnie "grillować" wicepremiera za jego żonę, w której obronie wystąpił publicznie w ub. tygodniu, każdy mógł się przekonać, że władza reaguje dopiero wówczas, kiedy krytyka dotyczy jej bezpośrednio. Poniższy fragment wypowiedzi P. Glińskiego przejdzie do historii jako wskaźnik kosztów uczonego, który stał się dla władzy "towarem", takim samym jak jego żona dla fundacji aplikującej o dotację do MKiDzN pod kierownictwem męża.
Piotr Gliński tak się tym zdenerwował, że odsłonił prawdę o manipulacji medium publicznego, która - zgodnie z moralnością Kalego - nie tyle powinna dotykać "swoich", co być podporządkowana fałszywej przesłance:
"Przykro mi, że w Telewizji Publicznej, po zmianie politycznej, na którą ja harowałem przez wiele lat tego rodzaju zarzuty mnie spotykają, nie wiem, jak mam to rozumieć, to jest jakiś koszmar, dom wariatów. Państwo żeście oszaleli z tymi programami dotyczącymi organizacji pozarządowych, z tymi grafami łączącymi jakieś organizacje, pokazywaniem zdjęć przestępców (....), to wygląda jak listy osób, których się poszukuje.
Kto wie, może każdy członek rządu jest monitorowany przez CBA, CBŚ jak potencjalny przestępca, by nie dał opozycji "amunicji" do "politycznego rozstrzelania" w kolejnych wyborach? Już kilka dni później jeden z tabloidów opublikował artykuł na temat tego, na co przeznaczane są granty Ministerstwa Edukacji Narodowej pod kierunkiem Anny Zalewskiej, a w Twitterze aż od tego huczy:
>
To, że niektórzy politycy lub członkowie ich rodzin wykorzystują fundacje do przelewania na ich konta rzekomej dotacji na cele społecznie aprobowane, nie oznacza, że tego typu patologia dotyczy wszystkich spośród 100 tys. NGO. Dlaczego posłowie, a byli ministrowie czy żony prezydentów angażują się w tego typu działania lub zakładają własne fundacje? To oczywiste, by także mieć z tego dodatkowy dochód, a że uszczknie się jeszcze z budżetu państwa, to przecież kogo to obchodzi?
Kto tworzy fundacje? Minister Katarzyna Hall ma czy nie ma własne NGO? Czy jest w tym coś złego? Ilu posłów PIS czy Polska Razem popiera jawnie lub swoim członkostwem w zarządach/radach programowych jakieś organizacje pozarządowe? Jak poseł PIS Jacek Kurzępa uczestniczy w działalności ZHR, to jest to dla tej organizacji czymś niegodnym? Czy każdy polityk, działacz samorządowy ma wyłączyć się natychmiast ze swojej dotychczasowej aktywności prospołecznej, by nie być posądzanym o transferowanie dzięki niemu (jego/jej nazwisku) środków publicznych na cele społeczne?
Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Nagle PIS otwiera oczy na działalność fundacji, w których radach programowych znalazły się publicznie znane postaci, przynajmniej z nazwiska. Profesor Piotr Gliński - wicepremier koalicyjnego rządu osobiście przekonał się, że kiedy naukowiec włącza się bezpośrednio do realnej możliwości zmiany społecznej, możne przekreślić swoje naukowe dokonania, gdyż w polityce nie ma etyki cnót, tylko jest etyka skuteczności, a ta ostatnia z moralnością niewiele już ma wspólnego. Niby dlaczego nie miałaby fundacja, w której działa (nie zarabia, bo tego nikt nie wykazał) jego żona, miałaby nie otrzymywać dotacji w ramach obowiązujących procedur grantowych/przetargowych na realizację celów statutowych o charakterze non profit?
Sam nie wiem, czy fundacja, która zwraca się do mnie z prośbą o włączenie się do rady programowej (nie do zarządu, bo tu mają zarabiać - jeśli już - jej ludzie) mają dobre intencje, szlachetne pobudki, czy tylko chodzi im o to, by mieć "naiwnego wabika" do powiększania terytorium własnych zysków, w tym także zapewne korzyści dla beneficjentów ich aktywności? Raz zgodziłem się na udział w radzie programowej jednej z edukacyjnych fundacji, ale po roku wycofałem swoje poparcie i obecność, bo nie byłem przekonany co do tego, czy aby nie ma tu miejsca powyższe, a ukryte założenie jej twórców.
Może zatem pseudoafera z NGO ma służyć temu, by wzmocnić atak formacji rządzącej na dezawuację Orkiestry Świątecznej Pomocy i przekierowanie strumienia prywatnych środków finansowych obywateli III RP na inne akcje charytatywne? Czy rzeczywiście Polacy są już tak zmanipulowani, tak nieracjonalnie działający, że dadzą sobie wmówić, na co mogą czy powinni przeznaczać swoje własne środki pieniężne czy dary na charytatywne aukcje?
Nie czekajmy na odgórne, centralistycznie sterowane naszą allocentrycznością, tylko zainteresujmy się tym, co wynika z resztek społeczeństwa obywatelskiego, którego jednym z wielu przejawów jest działalność wszelkich organizacji pozarządowych - stowarzyszeń, fundacji, organizacji dziecięcych i młodzieżowych czy osób dorosłych działających dla dobra wspólnego.
Jeśli mamy jakiekolwiek podejrzenia, wątpliwości, to nie wspierajmy oszustów, wyłudzaczy, cwaniaków, którzy pod pozorem troski o innych, najlepiej potrafią zadbać tylko o siebie. Czy nieprofesjonalny i służalczy manipulacjom dziennikarzyna ma decydować o tym, co jest naszą własnością? To już jest tak z nami źle czy mamy tak dużo, że dopiero politycy muszą nam doradzać, co jest wartościowe, a co nie jest?
Kiedy jednak redaktor z telewizji postanowił moralnie "grillować" wicepremiera za jego żonę, w której obronie wystąpił publicznie w ub. tygodniu, każdy mógł się przekonać, że władza reaguje dopiero wówczas, kiedy krytyka dotyczy jej bezpośrednio. Poniższy fragment wypowiedzi P. Glińskiego przejdzie do historii jako wskaźnik kosztów uczonego, który stał się dla władzy "towarem", takim samym jak jego żona dla fundacji aplikującej o dotację do MKiDzN pod kierownictwem męża.
Piotr Gliński tak się tym zdenerwował, że odsłonił prawdę o manipulacji medium publicznego, która - zgodnie z moralnością Kalego - nie tyle powinna dotykać "swoich", co być podporządkowana fałszywej przesłance:
"Przykro mi, że w Telewizji Publicznej, po zmianie politycznej, na którą ja harowałem przez wiele lat tego rodzaju zarzuty mnie spotykają, nie wiem, jak mam to rozumieć, to jest jakiś koszmar, dom wariatów. Państwo żeście oszaleli z tymi programami dotyczącymi organizacji pozarządowych, z tymi grafami łączącymi jakieś organizacje, pokazywaniem zdjęć przestępców (....), to wygląda jak listy osób, których się poszukuje.
Kto wie, może każdy członek rządu jest monitorowany przez CBA, CBŚ jak potencjalny przestępca, by nie dał opozycji "amunicji" do "politycznego rozstrzelania" w kolejnych wyborach? Już kilka dni później jeden z tabloidów opublikował artykuł na temat tego, na co przeznaczane są granty Ministerstwa Edukacji Narodowej pod kierunkiem Anny Zalewskiej, a w Twitterze aż od tego huczy:
>
To, że niektórzy politycy lub członkowie ich rodzin wykorzystują fundacje do przelewania na ich konta rzekomej dotacji na cele społecznie aprobowane, nie oznacza, że tego typu patologia dotyczy wszystkich spośród 100 tys. NGO. Dlaczego posłowie, a byli ministrowie czy żony prezydentów angażują się w tego typu działania lub zakładają własne fundacje? To oczywiste, by także mieć z tego dodatkowy dochód, a że uszczknie się jeszcze z budżetu państwa, to przecież kogo to obchodzi?
Kto tworzy fundacje? Minister Katarzyna Hall ma czy nie ma własne NGO? Czy jest w tym coś złego? Ilu posłów PIS czy Polska Razem popiera jawnie lub swoim członkostwem w zarządach/radach programowych jakieś organizacje pozarządowe? Jak poseł PIS Jacek Kurzępa uczestniczy w działalności ZHR, to jest to dla tej organizacji czymś niegodnym? Czy każdy polityk, działacz samorządowy ma wyłączyć się natychmiast ze swojej dotychczasowej aktywności prospołecznej, by nie być posądzanym o transferowanie dzięki niemu (jego/jej nazwisku) środków publicznych na cele społeczne?
Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Nagle PIS otwiera oczy na działalność fundacji, w których radach programowych znalazły się publicznie znane postaci, przynajmniej z nazwiska. Profesor Piotr Gliński - wicepremier koalicyjnego rządu osobiście przekonał się, że kiedy naukowiec włącza się bezpośrednio do realnej możliwości zmiany społecznej, możne przekreślić swoje naukowe dokonania, gdyż w polityce nie ma etyki cnót, tylko jest etyka skuteczności, a ta ostatnia z moralnością niewiele już ma wspólnego. Niby dlaczego nie miałaby fundacja, w której działa (nie zarabia, bo tego nikt nie wykazał) jego żona, miałaby nie otrzymywać dotacji w ramach obowiązujących procedur grantowych/przetargowych na realizację celów statutowych o charakterze non profit?
Sam nie wiem, czy fundacja, która zwraca się do mnie z prośbą o włączenie się do rady programowej (nie do zarządu, bo tu mają zarabiać - jeśli już - jej ludzie) mają dobre intencje, szlachetne pobudki, czy tylko chodzi im o to, by mieć "naiwnego wabika" do powiększania terytorium własnych zysków, w tym także zapewne korzyści dla beneficjentów ich aktywności? Raz zgodziłem się na udział w radzie programowej jednej z edukacyjnych fundacji, ale po roku wycofałem swoje poparcie i obecność, bo nie byłem przekonany co do tego, czy aby nie ma tu miejsca powyższe, a ukryte założenie jej twórców.
Może zatem pseudoafera z NGO ma służyć temu, by wzmocnić atak formacji rządzącej na dezawuację Orkiestry Świątecznej Pomocy i przekierowanie strumienia prywatnych środków finansowych obywateli III RP na inne akcje charytatywne? Czy rzeczywiście Polacy są już tak zmanipulowani, tak nieracjonalnie działający, że dadzą sobie wmówić, na co mogą czy powinni przeznaczać swoje własne środki pieniężne czy dary na charytatywne aukcje?
Nie czekajmy na odgórne, centralistycznie sterowane naszą allocentrycznością, tylko zainteresujmy się tym, co wynika z resztek społeczeństwa obywatelskiego, którego jednym z wielu przejawów jest działalność wszelkich organizacji pozarządowych - stowarzyszeń, fundacji, organizacji dziecięcych i młodzieżowych czy osób dorosłych działających dla dobra wspólnego.
Jeśli mamy jakiekolwiek podejrzenia, wątpliwości, to nie wspierajmy oszustów, wyłudzaczy, cwaniaków, którzy pod pozorem troski o innych, najlepiej potrafią zadbać tylko o siebie. Czy nieprofesjonalny i służalczy manipulacjom dziennikarzyna ma decydować o tym, co jest naszą własnością? To już jest tak z nami źle czy mamy tak dużo, że dopiero politycy muszą nam doradzać, co jest wartościowe, a co nie jest?
30 listopada 2016
Profesor Marek Konopczyński w gronie INFANTIS DIGNITATIS DEFENSORI
Miło mi poinformować, że profesor pedagogiki resocjalizacyjnej, wiceprzewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN - Marek Konopczyński został odznaczony przez Rzecznika Praw Dziecka Odznaką Honorową za Zasługi dla Ochrony Praw Dziecka, która jest darem wdzięczność za jego działalność w duchu korczakowskiej pedagogii, a więc troski o prawa dziecka, ich poszanowanie i respektowanie w różnych dziedzinach naszej codzienności.
Odznaka jest polskim odznaczeniem resortowym, które zostało ustanowione 15 lutego 2013 rozporządzeniem Prezydenta RP, a otrzymują je osoby za szczególne osiągnięcia w dziedzinie ochrony praw dziecka. Zgodnie z prawem Odznaka jest jednostopniowa i może być nadana tej samej osobie tylko raz. W przypadku profesora M. Konopczyńskiego została mu wręczona przez Rzecznika Praw Dziecka Marka Michalaka.
Dotychczas wyróżnienie to otrzymało 58 podmiotów, bowiem są wśród odznaczonych nie tylko działacze na rzecz ochrony praw dziecka, ale także organizacje pozarządowe. W tym miesiącu grono osób wyróżnionych Odznaką Honorową za Zasługi dla Ochrony Praw Dziecka zostało powiększone jeszcze o takich pedagogów, jak: Małgorzata Gryń-Chlebicka, Alicja Matysik, Sławomir Moczydłowski oraz Romuald Sadowski.
Na stronie licowej widnieje ujęte na wprost przedstawienie portretowe Janusza Korczaka okolone wypukłym przerwanym u dołu napisem majuskułowym w języku łacińskim: INFANTIS DIGNITATIS DEFENSORI (OBROŃCY GODNOŚCI DZIECI). Na stronie odwrotnej, okolonej wypukłym majuskułowym napisem: RZECZNIK PRAW DZIECKA przerwanym u dołu wypukłym monogramem z liter RP, widnieje pośrodku stylizowany wizerunek drzewa z młodym pędem u dołu.
Wszystkim wyróżnionym serdecznie gratuluję.
Pragnę zarazem dodać, że w tym właśnie roku Komitet Ochrony Praw Dziecka obchodzi swoje 35-lecie zaś Rzecznik Praw Dziecka ma za sobą 15 lat bardzo zróżnicowanej i efektywnej działalności, a funkcję tę wcześniej pełnili: Marek Piechowiak, Paweł Jaros i Ewa Sowińska. Z tej też okazji odbyła się w Auli im. Janusza Korczaka Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej jubileuszowa konferencja pt. „Prawa dziecka w teorii i praktyce”.
29 listopada 2016
Wywiadówka
Młodsza córka zapytała mnie, co to znaczy, że idę do szkoły na wywiadówkę? Odpowiedziałem, że jest to spotkanie nauczyciela-wychowawcy klasy z rodzicami wszystkich uczniów. Dawniej na tego typu zebrania rodzice byli wzywani, a dzisiaj są na nie zapraszani. Kultura.
W poprzednim ustroju w domach nie było telefonów, bo czekało się na uzyskanie zgody na zainstalowanie aparatu i otrzymanie numeru nawet 10 lat (sic!). Taki ludzki był ten socjalizm, który nadal reprezentują niektórzy politycy w naszym Sejmie. W PRL nie można było zadzwonić do szkoły czy nauczyciela, by zapytać o stan osiągnięć szkolnych dziecka lub umówić się na bezpośrednią rozmowę.
Trzeba było dotrzeć do szkoły i rozmawiać z kadrą pedagogiczną w czasie, który jej odpowiadał.
Nauczyciele mieli jednak jeszcze dodatkowy obowiązek pedagogicznego kształcenia (czytaj - indoktrynowania) rodziców, czyli ich pedagogizowania. Być może niektórzy politycy, ale i uczeni innych dyscyplin tkwią jeszcze w tamtej epoce sądząc, że nadal tak jest lub być powinno.
Dzisiaj jednak mamy piękne czasy! Szkoła, jej pedagogiczny personel już nie wzywa rodziców na wywiadówkę, nie zmusza do udziału w rzekomej rozmowie, tylko zaprasza w swoje progi tych, którzy mają na to czas i ochotę. Wprawdzie jeszcze nie we wszystkich placówkach ma to miejsce, bo są takie szkoły gimnazjalne czy średnie II stopnia, w których wychowawca sprawdza listę obecności rodziców na zebraniu.
Szczególnie sprawdzanie obecności rodziców staje się dla nich krępujące, kiedy na domiar wszystkiego siedzą w ławkach, w których na co dzień są ich dzieci. Musi jeszcze upłynąć trochę czasu zanim dyrekcje szkół i nauczyciele zrozumieją, że wiek XX jest już za nami i nie ma sensu tworzyć i podtrzymywać modusu władztwa w relacjach z rodzicami. Dziwne, że jeszcze nie dotarło mentalnie do wszystkich nauczycieli, że to oni są dla naszych dzieci i dla nas, a nie na odwrót. Warto przeczytać Konstytucję III RP i Ustawę o systemie oświaty!
Dzisiaj wywiadówki bezpośrednie zostają częściowo wypierane przez tzw. wywiadówki wirtualne. Są nimi elektroniczne dzienniczki, do których dostęp mają mieć tylko rodzice (otrzymują specjalny kod dostępu), by przeczytać w dogodnym dla siebie momencie systematycznie zamieszczane przez wychowawcę i innych nauczycieli informacje na temat osiągnięć szkolnych dziecka oraz uwagi dotyczące jego postawy wobec uczenia się, koleżanek i kolegów z klasy, w stosunku do nauczycieli, zachowania w szkole itp. W takim dzienniczku odnotowane są informacje na temat nieobecności dziecka w szkole, w tym także tych, które nie zostały usprawiedliwione przez rodziców.
Nowe technologie znalazły swoje zastosowanie w szkolnej edukacji przerzucając ciężar odpowiedzialności za treść komunikatów, informacji na nauczycieli, a szczególnie na wychowawcę klasy. To oni muszą regularnie zamieszczać w wirtualnym dzienniczku najnowsze informacje, komentować zaistniałe w klasie czy w szkole wydarzenia, przekazywać rodzicom komunikaty, a nawet wysyłać dodatkowe wiadomości e-mailem, bo - ja się okazuje - niektórzy rodzice w ogóle nie korzystają z nowoczesności z bardzo różnych powodów np. braku dostępu do sieci, braku sprzętu, nieumiejętności obsługiwania wirtualnej aplikacji, braku czasu, zainteresowania dzieckiem itp.
Wzajemna komunikacja między nauczycielami a rodzicami za pomocą wewnętrznego systemu przesyłania wiadomości właściwie czyni zebrania face to face nonsensownymi, gdyż wychowawca klasy nie jest w stanie przekazać rodzicom więcej danych czy informacji od tych, jakie możliwe są do zakomunikowania droga elektroniczną. Chyba, że ma pomysł na zupełnie inną formę spotkań bezpośrednich.
Ba, jeśli szkoła dysponuje rozbudowanym oprogramowaniem wirtualnych wywiadówek, to poza dwukierunkowym przekazem informacji (rodzice także mogą tą drogą komunikować się z nauczycielami) możliwe jest także uruchomienie wirtualnej interakcji, zainicjowanie wideokonferencji, wprowadzenie forum dyskusyjnego czy nawet czatu. Tego typu rozwiązania sprzyjają pośredniej, ale mimo wszystko wizualnej komunikacji nauczyciela z rodzicami czy rodziców między sobą.
Im więcej danych otrzymują rodzice drogą elektroniczną, tym bardziej zbyteczne okazują się tradycyjne wywiadówki lub trwają one bardzo krótko, gdyż rodzice dysponują już większością danych o swoim dziecku, o programie kształcenia, wymaganiach lub osiągnięciach czy jego zachowaniach.
Kiedy otrzymuję zaproszenie na wywiadówkę do szkoły, to pojawia się pytanie - po co mam do niej jechać, tracić czas na dojazd, na uczestniczenie w zebraniu, w czasie którego przekazywane informacje można byłoby równie dobrze przesłać korespondencją seryjną do każdego rodzica via dziennik wirtualny?
Jak się okazuje, nie wszyscy rodzice są wirtualnie aktywni, toteż wolą raz w semestrze przyjść do szkoły, wysłuchać, zanotować i wrócić do domu.
Nauczyciel-wychowawca ma okazję do bezpośredniego poznania rodziców, skomentowania w czasie odczytywania listy obecności (co za tradycja?): "że córka jest do pani podobna jak dwie krople wody". Niektórzy rodzice dowiadują się, że wprawdzie jeszcze ani razu nie zalogowali się w e-dzienniku, ale za to ich dziecko "odwiedziło" tę strefę ponad 300 razy. Ciekawe, skąd miało kod dostępu?
Nie mogę narzekać. Mnie podobają się bezpośrednie wywiadówki szkolne (kontaktowe), a nie wirtualne, bo przynajmniej mogę poznać wychowawcę czy innych nauczycieli mojego dziecka. Inna rzecz, że nic z tego dla zmiany jakościowej nie wynika. Kiedy bowiem rodzice zaczęli narzekać na jedną z nauczycielek, która jest prawdopodobnie mocno wypalona zawodowo a dzieci przeszkadzają jej w pracy, to na obliczu uroczej wychowawczyni wymalowała się obawa, jak ma o tym powiedzieć koleżance z pokoju nauczycielskiego?
Czy można zwrócić uwagę innemu nauczycielowi, że jego postawa jest dla rodziców i uczniów oburzająca? Czy wypada? A może wychowawca klasy powinien tylko delikatnie zasugerować rodzicielski niepokój, byle tylko ta pani nie wpadła w szał i nie "wykosiła" całej klasy? Śmieszno i straszno!
Rzeczywiście, gdyby to było zapisane w e-dzienniku, to być może wychowawca musiałby przekazać stanowisko rodziców dalej, a tak, to może, ale nie musi. Śladu nie będzie. Rodzice zaś pogadali, ponarzekali i rozeszli się do domów.
Zapewne nie wiecie, że minister edukacji Anna Zalewska też musi chodzić na wywiadówki ... do Prezesa partii, który ją osadził na tym stanowisku. Ostatnio zadeklarowała dla TVN24: "mam wsparcie prezesa". Nie ujawniła jednak, czy wywiadówka była face to face, czy wirtualna.
Subskrybuj:
Posty (Atom)