Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej uruchamia kampanię pod takim właśnie tytułem.
W nowej dla środowiska młodych naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego sytuacji nie pozostaje nic innego, jak z jednej strony oczekiwać konkretów od ministra nauki i szkolnictwa wyższego, który obiecał przywrócenie humanistyce polskiej godnego miejsca w finansowaniu badań z tej dziedziny i odbiurokratyzowanie procedur parametryzacyjnych oraz ewaluacyjnych, z drugiej zaś strony bardziej aktywnie włączyć się w nadchodzące wybory organu uniwersyteckiej władzy z zapowiadaną od dwóch miesięcy akcją "Wybierz swojego rektora".
KKHP przygotował list otwarty do Senatów uczelni z apelem o zorganizowanie przestrzeni dla otwartej, publicznej kampanii kandydatów na rektorów. To pierwszy krok w ich nowej akcji. Pragną w ten sposób choć trochę zmienić uniwersytety od wewnątrz. Warto przypomnieć ich pierwszy sukces, o którym pisałem w ub. roku, a związany z wprowadzeniem przez JM Rektora Uniwersytetu warszawskiego klauzul społecznych.
Młodzi naukowcy mają słuszną rację, by powtórzyć ten sukces na większą skalę. Potrzebują naszych podpisów pod petycją i naszej pomocy w zbieraniu podpisów innych osób. Tutaj link z petycją:
Jak napisali Organizatorzy tej akcji:
Organizatorzy zwracają się z prośbą do wszystkich osób zainteresowanych reformą uniwersytetów od wewnątrz, bo ta, jaką zapowiada minister nauki i szkolnictwa wyższego dr Jarosław Gowin dotyczy głownie nowelizacji ustaw akademickich i naukowych. Tymczasem zaczął się w uczelniach publicznych rok wyborczy. Będziemy wybierać rektorów, dziekanów i pozostałe organy akademickiej władzy.
Czy to dobra zmiana? Warto o tym rozmawiać, chociaż obawiam się, że jest już - jak zwykle - przysłowiowa "musztarda po obiedzie", gdyż Senaty uniwersytetów przyjęły uchwały określające tryb i warunki wyborów rektora oraz pozostałych władz uczelnianych. W Łodzi kończą swoją drugą kadencję rektorzy Uniwersytetu Łódzkiego, Akademii Medycznej i Politechniki Łódzkiej. Na ile znam akademickie życie, to "karty zostały już rozdane", chociaż - oczywiście - ktoś może jeszcze wyjąć asa z rękawa.
21 stycznia 2016
20 stycznia 2016
Komu jest (nie-)potrzebne wykształcenie wyższe, a komu potrzebna słowacka docentura?
Kłamstwo ma krótkie nogi, więc prędzej czy później zostanie 'dogonione". Są fakty, których pamiętać nie musimy, szczególnie gdy dotyczą one dat, okresów takiej czy innej aktywności, przynależności do określonych środowisk, zatrudnienia itd. Są rzecz jasna osoby, które mają znakomitą pamięć do nawet najdrobniejszych zdarzeń i osób, ale ja akurat do takich nie należę. Za dużo mam pracy, różnego rodzaju obowiązków, by przywiązywać wagę do szczegółów, aczkolwiek ktoś może powiedzieć, że diabeł tkwi właśnie w nich.
Natomiast nie mam wątpliwości w sprawach, które są jednak kluczowe w moim zawodzie, a więc kiedy zacząłem i ukończyłem studia, jakie, gdzie i na jakim kierunku. Doskonale pamiętam drogę akademickiego awansu - gdzie i jakie uzyskiwałem stopnie naukowe oraz tytuł naukowy, na podstawie jakich osiągnięć oraz kto uczestniczył w tych procesach w roli promotora, recenzenta czy bezinteresownie wspierającego mnie w kwestiach merytorycznych "opiekuna".
Dlatego ze zdziwieniem przeczytałem, że tak głośna w ostatnich miesiącach postać Dyrektora wrocławskiego Teatru Polskiego dopiero po uzyskaniu mandatu posła raczyła poinformować swoich wyborców, że ma wykształcenie średnie, maturalne, bo studiując wcześniej na kierunku kulturoznawstwo nie zakończyła ich uzyskaniem stopnia zawodowego magistra. Jak pan Krzysztof Mieszkowski nie chciał, nie mógł lub nie potrafił, to miał do tego prawo. Nie ma w tym niczego złego.
Podobnie do debaty publicznej wprowadza się krytykę przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Martina Schulza, który nie ma formalnego wykształcenia. Broni go w Onecie lewicowy kolega prof. Tadeusz Iwiński z SLD "(...) każdy z nas zna głupich profesorów i dziesiątki mądrych osób bez wykształcenia."
Czyżby dokonał samooceny? Dopiero co ktoś inny krytykował Marszałka Sejmu, że ma tylko maturę. To w tym przypadku T. Iwiński myślał chyba o nim?
Zostawmy wielką politykę na boku. Otrzymałem informację o wykładowczyniach akademickich, które dzisiaj uzyskają na Słowacji dyplom docenta pracy socjalnej po słowackiej stronie.
Właśnie dzisiaj, w prywatnej wyższej szkole - Vysokej škole zdravotníctva a sociálnej práce sv. Alžbety w Bratysławie (Nám. 1. mája č. 1) - o godz. 9.30 odbędzie się wykład habilitacyjny pani dr Małgorzaty Jagodzińskiej pod tytułem „Interpersonálne, zdravotné a emocionálne potreby obyvateľov Domu sociálnych služieb” oraz obrona jej pracy habilitacyjnej pod tytułem: „Sociálna pomoc pre seniorov ohrozených spoločenským vylúčením v mazowieckom vojvodstve”.
Już o godz. 11.00 odbędzie się wykład habilitacyjny kolejnej Polki - pani dr Kingi Przybyszewskej pod tytułem: „Náhradné rodičovstvo v teoretickej a praktickej perspektíve” oraz obrona pracy habilitacyjnej pt. „Viacdetná a neúplná rodina v sociálnej pomoci. Od diagnózy k činu.”
Obie panie, jak wspomniałem, chcą być docentkami w zakresie kierunku kształcenia, który w odróżnieniu od pedagogiki czy socjologii ma tam zupełnie inny kod nr: 3.1.14 Sociálna práca. Tak więc nie będą mogły wskazywać w swoich oświadczeniach, że są pedagogami społecznymi czy socjologami, bo w świetle także słowackiego prawa nimi nie będą.
Obie panie są starszymi wykładowczyniami w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Płocku. Ciekawe, czy Rektor tej szkoły pokryje koszty tych docentur w łącznej wysokości 16 tys. EURO? Pewnie same zdecydowały o inwestowaniu w dyplom, który w naszym kraju nie odpowiada polskiemu prawu.
Pani dr inż. Małgorzata Jagodzińska uzyskała stopień naukowy doktora nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki na podstawie dysertacji pt. Przygotowanie nauczycieli do nauczania przyrody w szkole podstawowej, którą obroniła w dn. 16.12,2003 w słynnym już Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie. Promotorką tej pracy była pani prof. dr hab. Danuta Cichy.
Pani dr Kinga Przybyszewska jest socjologiem, bowiem w dn. 6 grudnia 2007 r. obroniła swoją dysertację doktorską pt. Świadomość własnej tożsamości społeczno-kulturowej studentów miasta Płocka a ich postawa wobec Unii Europejskiej na Wydziale Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie.
Na stronie PWSZ w Płocku, gdzie pracują obie panie w Instytucie Nauk Humanistycznych i Społecznych - pani dr inż. M. Jagodzińska nie podaje żadnych danych o dokonaniach naukowych, ani też swoich zainteresowaniach badawczych. Podobnie jest z jej koleżanką dr K. Przybyszewską.
Słusznie. Starszy wykładowca nie musi prowadzić żadnych badań naukowych i publikować rozpraw z dyscypliny naukowej. Na jakiej zatem podstawie habilitują się na Słowacji? Zapewne zainteresowani dowiedzą się o tym po ich powrocie do kraju, witając w Instytucie kwiatami, szampanem oraz wzbogaceniem lokalnej biblioteki o wydane na Słowacji jakiegoś ich dzieła.
Jeżeli spojrzymy na strukturę kształcenia w PWSZ w Płocku, to przekonamy się, że ma tam miejsce edukacja na kierunku PEDAGOGIKA, w specjalności - praca socjalna. Ciekawe, bo przecież praca socjalna jest odrębnym kierunkiem kształcenia, a nie specjalnością w ramach dyscypliny naukowej, jaką jest pedagogika. Odróżniają to też sami Słowacy. Tylko w Polsce "kombinuje się" jak może, byle tylko wprowadzić studentów w błąd. Czyżby nie wiedzieli, że do pracy socjalnej zatrudnia się w naszym kraju po kierunku praca socjalna, a nie po tej tzw. specjalności na pedagogice?
Na marginesie- kierownikiem Zakładu Pedagogiki Resocjalizacyjnej, Profilaktyki Społecznej i Pracy Socjalnej jest także polsko-słowacki docent pracy socjalnej (choć o tym nie informuje w OPI), który na stronie tej PWSZ w Płocku afirmuje się jako profesor tytularny, chociaż nim nie jest. No, ale habilitował się w Katolickim Uniwersytecie w Rużomberku, więc być może nie zna różnic w polskich stopniach i tytułach naukowych.
Natomiast nie mam wątpliwości w sprawach, które są jednak kluczowe w moim zawodzie, a więc kiedy zacząłem i ukończyłem studia, jakie, gdzie i na jakim kierunku. Doskonale pamiętam drogę akademickiego awansu - gdzie i jakie uzyskiwałem stopnie naukowe oraz tytuł naukowy, na podstawie jakich osiągnięć oraz kto uczestniczył w tych procesach w roli promotora, recenzenta czy bezinteresownie wspierającego mnie w kwestiach merytorycznych "opiekuna".
Dlatego ze zdziwieniem przeczytałem, że tak głośna w ostatnich miesiącach postać Dyrektora wrocławskiego Teatru Polskiego dopiero po uzyskaniu mandatu posła raczyła poinformować swoich wyborców, że ma wykształcenie średnie, maturalne, bo studiując wcześniej na kierunku kulturoznawstwo nie zakończyła ich uzyskaniem stopnia zawodowego magistra. Jak pan Krzysztof Mieszkowski nie chciał, nie mógł lub nie potrafił, to miał do tego prawo. Nie ma w tym niczego złego.
Podobnie do debaty publicznej wprowadza się krytykę przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Martina Schulza, który nie ma formalnego wykształcenia. Broni go w Onecie lewicowy kolega prof. Tadeusz Iwiński z SLD "(...) każdy z nas zna głupich profesorów i dziesiątki mądrych osób bez wykształcenia."
Czyżby dokonał samooceny? Dopiero co ktoś inny krytykował Marszałka Sejmu, że ma tylko maturę. To w tym przypadku T. Iwiński myślał chyba o nim?
Zostawmy wielką politykę na boku. Otrzymałem informację o wykładowczyniach akademickich, które dzisiaj uzyskają na Słowacji dyplom docenta pracy socjalnej po słowackiej stronie.
Właśnie dzisiaj, w prywatnej wyższej szkole - Vysokej škole zdravotníctva a sociálnej práce sv. Alžbety w Bratysławie (Nám. 1. mája č. 1) - o godz. 9.30 odbędzie się wykład habilitacyjny pani dr Małgorzaty Jagodzińskiej pod tytułem „Interpersonálne, zdravotné a emocionálne potreby obyvateľov Domu sociálnych služieb” oraz obrona jej pracy habilitacyjnej pod tytułem: „Sociálna pomoc pre seniorov ohrozených spoločenským vylúčením v mazowieckom vojvodstve”.
Już o godz. 11.00 odbędzie się wykład habilitacyjny kolejnej Polki - pani dr Kingi Przybyszewskej pod tytułem: „Náhradné rodičovstvo v teoretickej a praktickej perspektíve” oraz obrona pracy habilitacyjnej pt. „Viacdetná a neúplná rodina v sociálnej pomoci. Od diagnózy k činu.”
Obie panie, jak wspomniałem, chcą być docentkami w zakresie kierunku kształcenia, który w odróżnieniu od pedagogiki czy socjologii ma tam zupełnie inny kod nr: 3.1.14 Sociálna práca. Tak więc nie będą mogły wskazywać w swoich oświadczeniach, że są pedagogami społecznymi czy socjologami, bo w świetle także słowackiego prawa nimi nie będą.
Obie panie są starszymi wykładowczyniami w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Płocku. Ciekawe, czy Rektor tej szkoły pokryje koszty tych docentur w łącznej wysokości 16 tys. EURO? Pewnie same zdecydowały o inwestowaniu w dyplom, który w naszym kraju nie odpowiada polskiemu prawu.
Pani dr inż. Małgorzata Jagodzińska uzyskała stopień naukowy doktora nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki na podstawie dysertacji pt. Przygotowanie nauczycieli do nauczania przyrody w szkole podstawowej, którą obroniła w dn. 16.12,2003 w słynnym już Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie. Promotorką tej pracy była pani prof. dr hab. Danuta Cichy.
Pani dr Kinga Przybyszewska jest socjologiem, bowiem w dn. 6 grudnia 2007 r. obroniła swoją dysertację doktorską pt. Świadomość własnej tożsamości społeczno-kulturowej studentów miasta Płocka a ich postawa wobec Unii Europejskiej na Wydziale Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie.
Na stronie PWSZ w Płocku, gdzie pracują obie panie w Instytucie Nauk Humanistycznych i Społecznych - pani dr inż. M. Jagodzińska nie podaje żadnych danych o dokonaniach naukowych, ani też swoich zainteresowaniach badawczych. Podobnie jest z jej koleżanką dr K. Przybyszewską.
Słusznie. Starszy wykładowca nie musi prowadzić żadnych badań naukowych i publikować rozpraw z dyscypliny naukowej. Na jakiej zatem podstawie habilitują się na Słowacji? Zapewne zainteresowani dowiedzą się o tym po ich powrocie do kraju, witając w Instytucie kwiatami, szampanem oraz wzbogaceniem lokalnej biblioteki o wydane na Słowacji jakiegoś ich dzieła.
Jeżeli spojrzymy na strukturę kształcenia w PWSZ w Płocku, to przekonamy się, że ma tam miejsce edukacja na kierunku PEDAGOGIKA, w specjalności - praca socjalna. Ciekawe, bo przecież praca socjalna jest odrębnym kierunkiem kształcenia, a nie specjalnością w ramach dyscypliny naukowej, jaką jest pedagogika. Odróżniają to też sami Słowacy. Tylko w Polsce "kombinuje się" jak może, byle tylko wprowadzić studentów w błąd. Czyżby nie wiedzieli, że do pracy socjalnej zatrudnia się w naszym kraju po kierunku praca socjalna, a nie po tej tzw. specjalności na pedagogice?
Na marginesie- kierownikiem Zakładu Pedagogiki Resocjalizacyjnej, Profilaktyki Społecznej i Pracy Socjalnej jest także polsko-słowacki docent pracy socjalnej (choć o tym nie informuje w OPI), który na stronie tej PWSZ w Płocku afirmuje się jako profesor tytularny, chociaż nim nie jest. No, ale habilitował się w Katolickim Uniwersytecie w Rużomberku, więc być może nie zna różnic w polskich stopniach i tytułach naukowych.
19 stycznia 2016
Seminarium doktorskie i podoktorskie z pedagogiki
W związku z tym, że jeszcze nie wszyscy zainteresowani mają plan zajęć w semestrze letnim, już teraz informuję o uruchomieniu seminarium doktorskiego i podoktorskiego z nauk pedagogicznych, które odbędzie się w dn. 23 lutego 2016 r. w godz. 11.00-14.30 w Katedrze Teorii Wychowania Uniwersytetu Łódzkiego na ul. Pomorskiej 46/48, budynek B, II p.
Zachęcam do udziału w tym seminarium innowacyjnych nauczycieli, wychowawców, pedagogów instytucjonalnych i nauczycieli akademickich. Przedmiotem moich zainteresowań naukowych i kompetencji badawczych są:
1) współczesne teorie, kierunki, prądy, doktryny i ideologie wychowania oraz kształcenia;
2) pedagogika porównawcza oraz makropolityka oświatowa;
3) pedagogika szkolna z pedeutologią;
4) pedagogika ogólna (podstawowe kategorie, fenomeny pedagogiczne, prawidłowości wychowania itp.).
W latach 1995 -2015 wypromowałem następujących doktorów nauk humanistycznych/społecznych w dyscyplinie pedagogika:
Na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego:
1. dr Małgorzata Rosin - Nieautorytarna pedagogika Thomasa Gordona w kształceniu wychowawców (obrona pracy doktorskiej - 4 czerwca 1998);
2. dr Joanna Michalak - Poczucie odpowiedzialności zawodowej nauczycieli w kontekście pełnionej przez nich roli społecznej (obrona pracy doktorskiej - 6 czerwca 2002);
3. dr Joanna Szewczyk-Kowalczyk: Szkolne obrzędy i rytuały w kontekście mitycznej podróży bohatera (obrona pracy doktorskiej - 14 czerwca 2002);
4. dr Monika Wiśniewska-Kin: Słownictwo z zakresu życia psychicznego w języku dzieci. Zasób – tworzenie – rozumienie (obrona pracy doktorskiej - 29 kwietnia 2004);
5. dr Magdalena Błędowska - Autorytet wychowawczy w dobie transformacji społeczno-ustrojowej w świetle opinii kandydatów do zawodu nauczycielskiego (obrona pracy doktorskiej – 10 marca 2005);
6. dr Teresa Wejner-Jaworska - Funkcje założone a rzeczywiste egzaminu zewnętrznego dla uczniów szkoły podstawowej (obrona pracy doktorskiej – 10 marca 2005);
7) dr Alina Wróbel - Wychowanie a manipulacja. Konteksty teoretyczne a praktyka pedagogiczna (obrona pracy doktorskiej - 7 lipca 2005);
8. dr Beata Owczarska (Matyjas) - Wewnątrzszkolne doskonalenie nauczycieli jako strategia wdrażania zmian w szkole (obrona pracy doktorskiej - 8 marca 2006);
9. dr Małgorzata Kosiorek - Metateoretyczna analiza współczesnej pedagogiki autorytarnej (obrona pracy doktorskiej - 29 marca 2007);
10. dr Ewa Lewik-Tsirigotis: Kształcenie przyszłych nauczycieli w Kolegium Nauczycielskim w Wieluniu. Oczekiwania wobec roli zawodowej a wymagania reformy (obrona pracy doktorskiej - 10 lipca 2008);
11. dr Katarzyna Szumlewicz - Od Rousseau do Deweya: wątki emancypacyjne w nowoczesnej filozofii wychowania (obrona pracy doktorskiej - 28 maja 2009);
OBRONY Doktorantów Wydziału i na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie:
12. dr Arleta Suwalska - Ideologie edukacyjne jako czynnik zmian w polityce oświatowej Wielkiej Brytanii przełomu XX i XXI wieku (obrona pracy doktorskiej - 3 grudnia 2014);
13. dr Bernadeta Agnieszka Botwina - System wartości młodzieży szkół ponadgimnazjalnych na Podkarpaciu - promotor pomocniczy - dr Sylwia Jaskulska z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu (obrona pracy doktorskiej - 4 marca 2015);
14. dr Aneta Wnuk - Przygotowanie nauczycieli do realizacji zadań z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego - promotor pomocniczy: dr Stefan T. Kwiatkowski (obrona pracy doktorskiej na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie 4 listopada 2015 r.).
Przygotowuje się do obrony pracy doktorskiej na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie pani mgr Magdalena Ostolska, która przygotowała dysertację pt. Efekty wychowania w szkołach waldorfskich w Polsce (promotorem pomocniczym jest dr Marta Kotarba- Kańczugowska z Instytutu Wspomagania Rozwoju Człowieka i Edukacji w APS w Warszawie).
18 stycznia 2016
Bezsensowne wysłuchanie oświatowe
Jakiś czas temu pisałem, dlaczego nie wezmę udziału w wysłuchaniu publicznym, jakie zorganizował m.in. Wydział Pedagogiczny Uniwersytetu Warszawskiego na temat projektowanych przez PiS - i częściowo już wdrożonych - zmian w systemie szkolnym. Jeden z pracowników naukowych podesłał mi link do nagrania tego wysłuchania, którego przebieg i treść potwierdziła słuszność podjętej decyzji. TOTALNA STRATA CZASU. Skoro go jednak straciłem, to podzielę się tym doświadczeniem z innymi.
Nie twierdzę, że w swej całości wypowiedzi uczestników wysłuchania obywatelskiego były bez sensu, bo trzeba byłoby określić, co miałoby być kryterium dla tego typu oceny. Jeśli miałaby być nim - ocena minionych ośmiu lat rządów w MEN polityków PO i PSL - to trzeba przyznać, że odliczyli się niektórzy beneficjenci owych reform. Dominowały tu wypowiedzi "wyczyszczone" z elementów krytyki, bo - jak mówiła pani Dziekan Wydziału na temat opublikowanego "Stanowiska członków Rady" - "Oczywiste, że były różnice zdań, to te fragmenty usuwano".
Na UW było dokładnie tak samo, jak w poprzednim ustroju. Co nie pasuje do obowiązującej doktryny, musi być usunięte. Ponoć powstała (nie wiemy, kiedy i gdzie?) baza raportów naukowych dotyczących polskiej edukacji. To one powinny stać się bazą do refleksji na temat kierunku i metod koniecznych zmian. Zakłada się zatem, że owa baza jest bezdyskusyjna, wiarygodna i politycznie wartościowa. Nie jestem przekonany, skoro duża część tzw. raportów powstawała na zamówienie MEN i była przez ten urząd cenzurowana. Pomijam już kwestie metodologiczne, które - poza obliczeniami statystycznymi - nie najlepiej świadczą o niektórych wykonawcach z naukowymi stopniami.
Kiedy zatem pani Dziekan mówiła o tym, że zmiany w systemie oświatowym "(...) nie powinny być wynikiem pospiesznych decyzji, bowiem nie da się z całego systemu usunąć jeden element, by nie naruszyć całości", to w 100 proc. zgadzam się z tą tezą. Tyle tylko, że urzędnicy i politycy PO i PSL właśnie tak postępowali i jakoś nie przypominam sobie protestów naukowców z tego powodu, i z tego środowiska, poza krytyką ze strony KNP PAN. Czyżby 3 lata temu nie wyjmowano jednego elementu z całego systemu?
W książce państwa Elbanowskich pt. "ratuj maluchy! Rodzicielska rewolucja" (2015) czytam, że MEN zapłaciło naukowcom z UW za przygotowanie ekspertyzy na temat przygotowania szkół do przyjęcia 6-latków (s. 32). Oczywiście ekspertyza była pozytywna.
Absolutnie trafna była też opinia, że (...) trzeba brać pod uwagę opinie ekspertów, praktyków i rodziców, a te są bardzo różne." Należało jednak do niej dodać, że ówczesna władza miała "swoich" ekspertów, rodziców (także obecnych w czasie tego wysłuchania) i praktyków, którym obce były kwestie naukowych uzasadnień, bowiem korzystniejsze okazywało się uzasadnianie zmian wybiórczo dobieranymi poglądami niektórych naukowców. Komitet Nauk Pedagogicznych PAN podkreślał w swoich opiniach podobnie, jak miało to miejsce w wypowiedzi pani Dziekan, że wiek rozpoczynania obowiązku szkolnego jest sprawą wtórną w stosunku do funkcji edukacji wczesnoszkolnej.
Natomiast profesor zaprzeczyła badaniom pracownika UW i IBE (prof. UW R.Dolaty i dra M. Sitka), ale także wynikom badań longitudinalnych prof. Zbigniewa Kwiecińskiego (honorowego przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego) głosząc tezę, że szanse edukacyjne dzieci nie zależą od wykształcenia rodziców. Zupełnie bezkrytyczny wobec manipulacji danymi z-ca dyrektora ds. badawczych IBE dr Michał Sitek nadal głosił tezę o tym, że brakuje mocnych argumentów opartych na badaniach wśród dyskutujących tu. My mamy takich niewiele, ale jak mamy, to rzadko z tego korzystamy. IBE badało 6-latków w 2012 i 2014. Środowisko naukowe ustosunkowuje się bez wnikania w dane.
Nie wiem, czy to jest przejaw intelektualnego autyzmu, arogancji czy dalszej manipulacji opinią publiczną? Opublikowane wyniki rzekomych badań z nauką nie mają wiele wspólnego. Jeszcze do tego pana to nie dotarło.
To prawda, że potrzebna jest w przypadku każdej reformy (...) analiza konsekwencji ekonomicznych i społecznych takiej decyzji". Wiemy jednak, że obniżenie wieku obowiązku szkolnego przez poprzednią ekipę MEN miało spowodować skutki ekonomiczne i społeczne pod pozorem wyrównywania szans edukacyjnych dzieci. O skutkach psychopedagogicznych nie będę tu pisał, bo wielokrotnie wskazywałem na pseudonaukową manipulację, jakiej dopuścili się w tej właśnie kwestii pracownicy Instytutu Badań Edukacyjnych.
Od reformy ustrojowej szkolnictwa pod koniec lat 90. XX w. nie było w Polsce żadnych badań dotyczących sieci placówek wychowania przedszkolnego ani też diagnozy potrzeb i aspiracji rodziców w środowiskach rzekomo zaniedbanych, sprzyjających wykluczeniu społecznemu czy edukacyjnie defaworyzowanych. Z jakiego zatem tytułu państwo miałoby zmusić rodziców czy prawnych opiekunów dzieci od urodzenia do 5 roku życia, aby koniecznie oddali swoje dzieci pod codzienną, instytucjonalną pieczę? Czy nasze dzieci są własnością profesorów UW z ich pedagogicznymi roszczeniami instytucjonalizacji nadopiekuńczości państwa wobec nich, a dla rzekomego ich dobra? Czy ktoś pytał, czy i jaki odsetek rodziców dzieci w wieku 3-5 lat rzeczywiście chce i potrzebuje dostępu do przedszkoli?
Może jednak warto sięgnąć do Konstytucji III RP i Ustawy o systemie oświaty, by doczytać, że państwo ma spełniać rolę pomocniczą, a nie tworzyć po raz kolejny w naszych dziejach "kołchozy" sterowanej przez MEN indoktrynacji. Dlaczego rządzący ukrywają przed społeczeństwem dyrektywy Unii Europejskiej w kwestii wymuszonego zwiększenia liczby dzieci objętych edukacją przedszkolną? Może należy podać te wskaźniki, a nie zasłaniać się naukowcami, którzy - jak prawnicy i marketingowcy - mogą do każdej politycznej tezy "dorobić" właściwą interpretację?
Prof. Krzysztof Konarzewski okazał się tu mistrzem analogii, bowiem przyrównał odwracających stan psychopedagogicznej normalności do "strażaków, którzy sami podpalają las, by potem jechać do pożaru i go gasić". Tego typu działania określił mianem "interesownego szkodnictwa" ."Nie pochwalamy ale wiemy, po co on to zrobił. Mamy w MEN do czynienia ze szkodnictwem bezinteresownym. Nie mówi jednak, po co to się robi. PiS walczy z Tuskiem, bo to on zdecydował o sześciolatkach."
Zgadzam się z profesorem, że to władze PO i PSL popełniły kardynalny błąd każąc dostosowywać się niedojrzałym do uczenia się w szkole dzieciom do tej instytucji, zamiast uczynić odwrotnie. Potwierdził znane nam od lat fakty: Oddziały są duże, nauczyciele są zmęczeni, jest problem świetlic, cateringu, ale ... to są dwa przejściowe lata. Potem miało być w porządku. Odcinalibyśmy kupony od zmiany. Przez dwa lata cierpiałyby dzieci, rodzice, ale mamy teraz lepszy system szkolny, bo te placówki się zmieniły. Fajnie. W końcu przez dwa lata nie cierpiałyby dzieci profesora. Nikt mu nie zapewni, że będzie to, co miało być.
Powinny być żłobki i przedszkola w każdym środowisku życia Polaków, w którym na podstawie analiz demograficznych i badania potrzeb instytucjonalnej opieki zapewnia się do nich dostęp, bez względu na stopień ubóstwa czy zamożności. Płacimy podatki, więc mamy prawo oczekiwać wywiązania się samorządów i warunkujących ich budżet władz państwowych z powinności wobec podatników. Nie trzeba tu "wciskać kitu" na temat wyrównywania szans edukacyjnych, bo wyrównywać można co najwyżej asfalt, jak się go dobrze wyprodukuje i położy. Przyjdzie walec i wyrówna. W edukacji nikt niczego nikomu nie wyrówna. Czas przestać podtrzymywać mit dla celów odmiennych od możliwości jego spełnienia.
Oczywiście, nie mogło zabraknąć na tym spotkaniu w UW pani Ligii Krajewskiej, prawej ręki b. minister edukacji Katarzyny Hall, która trafnie przedstawiła się sama jako "gorszy sort Polaków". Miało być dowcipnie, ale okazało się prawdziwe, skoro postanowiła bronić biznesu swojej pryncypałki narzekając ironicznie na to, że "ludzie wychodzą z radości na ulice. Zmniejszono teraz o 22 mln. dotację na dzieci w edukacji domowej.". Nagle MEN pozbawiło nieuzasadnionych dochodów panie, które nadużyły szyldu edukacji domowej do zupełnie innych celów. W świetle powyższego hipokryzją jest kończący wypowiedź apel tej pani: "Nie krzywdźmy dzieci, które niczemu nie zawiniły."
Spotkali się i rozeszli. Nic z tego nie wynika, ani dla oświaty, ani dla polityki, ani dla prawa, ani dla rodziców, ani dla dzieci.
(źródło: memów politycznych - Facebook)
17 stycznia 2016
Ruch Pedagogów Społecznie Zaangażowanych
Wieloletnie - a jakże skuteczne działania kontestujące wdrażane przez poprzednią formację rządzącą zmiany oświatowe - Karoliny i Tomasza Elbanowskich w ramach uruchomionej przez nich rodzicielskiej rewolucji "ratuj maluchy!" tak się spodobały Polakom, że od kilku tygodni otrzymuję informacje o kolejnych ruchach społecznego oporu. Tym razem kontestowana jest obecna formacja rządząca. To oznacza, że wchodzimy wreszcie w fazę demokracji partycypacyjnej, a nie tylko podtrzymywanej pseudodemokracji o charakterze proceduralnym.
Od ponad 26 lat prowadzę badania w działaniu, diagnostyczne, optymalizujące i makropolityczne w zakresie destrukcji demokracji w polskim systemie szkolnym i zarządzaniu nim, które potwierdzają znikome zainteresowanie Polaków sprawami edukacji jako dobrem wspólnym. Nareszcie jednak obywatele zaczęli się naprawdę interesować sprawami publicznymi, skoro różne środowiska inicjują kolejne debaty, fora, protesty, upowszechniają swoje poglądy i opinie w mediach elektronicznych (królują memy polityczne), a nawet powołują do życia nowe organizacje pozarządowe. Coś zatem drgnęło w naszej niedojrzałej demokracji.
Dzisiaj dzielę się pozytywną informacją o tym, że został zarejestrowany przez członka Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN - prof. dr. hab. Tadeusza Pilcha Ruch Pedagogów Społecznie Zaangażowanych. Pomysł na jego powstanie wcale nie zrodził się w wyniku zmiany rządu i transformacji społeczno-politycznej po ostatnich wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Pierwsze posiedzenie Ruchu nie jest podyktowane niepokojem, jaki mógł powstać w wyniku konieczności przyjrzenia się przez zaniepokojonych naruszaniem standardów prawa unijnego w Polsce komisarzy UE.
W dniach 31 maja - 2 czerwca 2015 r. miała miejsce w Lipowym Moście k/Białegostoku ogólnopolska konferencja naukowa pedagogów społecznych, która obradowała pod hasłem: „Pedagog jako animator w przestrzeni życia społecznego”. Konferencję zorganizował Zakład Pedagogiki Społecznej z Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku, zaś jej końcowym postulatem była zapowiedź prof. Tadeusza Pilcha podjęcia prac mających na celu powołanie stowarzyszenia zwykłego p. n. Ruch Pedagogów Społecznie Zaangażowanych.
Osoby zainteresowane poparciem tego stowarzyszenia, zadeklarowały to w toku obrad własnoręcznym podpisem na listach członków założycieli oraz w okresie późniejszym. Już wówczas środowisko akademickich pedagogów dostrzegało złą sytuację w kraju, szczególnie związaną z zaniedbaniami ówczesnych władz państwowych w dziedzinie ochrony najsłabszych, wykluczonych lub zagrożonych wykluczeniem społecznym dzieci, a także źle wprowadzanymi tzw. reformami edukacyjnymi.
W efekcie podjętych przez pedagogów społecznych działań Biuro Administracji i Spraw Obywatelskich Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy zaświadcza, że w dniu 9 listopada 2015 roku Prezydent m. st. Warszawy został poinformowany w trybie art. 40 ust. 3 ustawy z dnia 7 kwietnia 1989 r. – Prawo o stowarzyszeniach (Dz. U. z 2015 oz. 1393 j.t.) o utworzeniu stowarzyszenia zwykłego p. n. Ruch Pedagogów Społecznie Zaangażowanych. Wyżej wymieniona organizacja została wpisana do ewidencji stowarzyszeń zwykłych tut. Biura pod poz. 1493. Przedstawicielami reprezentującymi stowarzyszenie są Tadeusz Pilch oraz Tomasz Sosnowski.
Podając powyższą informację do publicznej wiadomości członków/założycieli – profesor Tadeusz Pilch informuje, że w dniu 29 stycznia 2016 roku w siedzibie Wyższej Szkoły Nauk Społecznych „Pedagogium”, w Warszawie (ul Marszałkowska 115, aula nr 106) odbędzie się zebranie konstytuujące, które wybierze władze stowarzyszenia, przyjmie dokumenty statutowe, określi kierunki działalności.
W tym samym dniu i w tym samym czasie odbędzie się zebranie sprawozdawczo – wyborcze Zespołu Pedagogiki Społecznej działającym przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN. Kierownictwo Zespołu Pedagogów Społecznych KNP PAN i dwaj formalni przedstawiciele reprezentujący Stowarzyszenie Zwykłe p.n. Ruch Pedagogów Społecznie Zaangażowanych: Tadeusz Pilch oraz Tomasz Sosnowski uznali, że występuje niemal całkowita tożsamość członkostwa w obu organizacjach. W związku z tym uważają, że z racji powyższej tożsamości oraz zbieżności programowej obu organizmów, dla sprawności organizacyjnej i oszczędności wysiłku Szanownych Pań i Panów członków obu organizacji – przynajmniej początkowa część zebrań konstytutywnych może zostać połączona. W dalszej części obrady obu organizacji zostaną rozdzielone.
Zaproszenie jest otwarte, toteż zainteresowanych inauguracyjnym spotkaniem nowego w NGO - Ruchu Pedagogów Społecznie Zaangażowanych - niniejszym o tym informuję. Przypominam zarazem, że odbywający się ponad dwa lata temu Zjazd Pedagogów Społecznych przyjął i skierował do ówczesnych władz państwowych stanowisko, które nie znalazło żadnego oddźwięku. Życzę owocnych obrad i skutecznych działań dla dobra najsłabszych członków naszego społeczeństwa.
16 stycznia 2016
List Otwarty socjologów do wicepremiera Piotra Glińskiego w sprawie demokracji
Jak to dobrze, że w obecnym rządzie nie ma profesora pedagogiki, tylko wicepremierem został socjolog - prof. dr hab. Piotr Gliński, bo już widzę oczami wyobraźni, ileż to listów różnych środowisk pedagogicznych czy związanych z naukami pedagogicznymi wypłynęłoby na powierzchnię publicznej debaty w trosce o uwzględnienie słusznych postulatów. Wystarczy, że pedagodzy anonimowo zasypują różne instytucje własnymi frustracjami czy problemami, oczywiście w duchu prawa i sprawiedliwości. Jak naukowiec staje się wykonawcą doktryny politycznej, to nie ma wyjścia, musi narazić się wszystkim tym, którzy są jej przeciwni. Być może znajdą się przy takiej okazji także i takie osoby, które zechcą załatwić swoje osobiste animozje, interesy lub problemy. Tych motywacji nikt nie jest w stanie udowodnić komukolwiek.
W poprzedniej kadencji władz państwowych mieliśmy protesty komitetów naukowych Polskiej Akademii Nauk, którymi nikt się specjalnie nie przejmował. Pozostawiły jedynie swój ślad na stronach portali internetowych czy publikacji lub sprawozdań. Tak było z krytyczną opinią Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN w sprawie sprzecznego z psychologią rozwojową, pedagogiką wczesnoszkolną i stanem rozwoju polskiej pedagogiki przedszkolnej tzw. reformą obniżenia wieku obowiązku szkolnego. Komitet Nauk Pedagogicznych publikował opinie swoich ekspertów w różnych sprawach, w tym dotyczące:
programu autorstwa Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej, Ewy Rutkowskiej pt. Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć,
propozycji „Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie podstawy programowej wychowania przedszkolnego oraz kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół” – projekt z dnia 6 lutego 2014 roku. (W tym przypadku należy dodać, że uwagi dotyczące podstawy programowej edukacji wczesnoszkolnej w zasadniczej części zostały uwzględnione).
projektu Ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz ustawy o systemie informacji oświatowej w sprawie zapewnienie bezpłatnego podręcznika dla wszystkich uczniów,
projektu rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie szczegółowych kwalifikacji wymaganych od nauczycieli oraz określenia szkół i wypadków, w których można zatrudniać nauczycieli niemających wyższego wykształcenia lub ukończonego zakładu kształcenia nauczycieli (projekt rozporządzenia z 30 marca 2015 r.)
oraz
Komunikatu Komisji Parlamentu Europejskiego w sprawie Strategii jednolitego rynku cyfrowego dla Europy (dla Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego).
Nie zdarzyło się nam kierować Listu Otwartego do premiera czy wicepremiera rządu. W tym roku pojawił się w środowisku akademickim już drugi protest dotyczący konfliktu politycznego między rządem a Trybunałem Konstytucyjnym. Pierwszy sformułowało środowisko profesorów prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Uniwersytetu Śląskiego przeciwko podpisaniu przeciwko aktom " bezprecedensowego łamania podstawowych zasad Konstytucji RP przez większość parlamentarną oraz Prezydenta Rzeczypospolitej".
Jak skomentował to prof. dr hab. Andrzej Nowak:
„Żałuję bardzo postawy prawników z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wystarczy porównać dumę Harvardu, Yale czy Princeton w momencie, gdy absolwent którejś z tych uczelni otrzymuje najwyższy urząd w państwie. Wszystko to pokazuje mentalność ludzi, którzy uważają się za właścicieli III RP."
W innym wpisie profesor A. Nowak zwrócił się również do tych, którzy protestują przeciwko rządowi w ramach ruchu KOD, mówiąc: „Mam do dzisiejszych aktywistów pluszowego Komitetu Obrony Demokracji, małą, ale stanowczą prośbę. Zapytajcie sami siebie: czy pamiętacie, że jesteście Narodem, dumnym ze swej ponadtysiącletniej tradycji, czy macie szacunek dla martyrologii, bez której nie byłoby tej III Rzeczypospolitej, czy czujecie więź z rodakami?”
Natomiast najnowszy protest wyszedł z środowiska socjologów i jest następującej treści:
Prof. dr hab. Piotr Gliński
Wiceprezes Rady Ministrów
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego
LIST OTWARTY
Szanowny Panie Profesorze,
Zwracamy się do Pana jako badacza i byłego przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, którego jest Pan wieloletnim członkiem i na której czele stał Pan z powodzeniem w latach 2005–2011. Czyniąc to mamy na względzie demokratyczną przeszłość PTS, a także przywiązanie do wartości społeczeństwa obywatelskiego, znane i szeroko podzielane w naszym środowisku. Jedną z nich jest szacunek dla prawa oraz procedur jego tworzenia i zmiany.
Z niepokojem obserwujemy ostatnie działania rządu oraz większości parlamentarnej dotyczące Trybunału Konstytucyjnego. Nasze wątpliwości budzi kwestia ich zgodności z zasadami demokracji i rządów prawa, takimi jak skrupulatne przestrzeganie procedur decyzyjnych, prowadzenie merytorycznej i rzetelnej debaty publicznej, poszanowanie trójpodziału władzy i reguł przyzwoitej legislacji. Jesteśmy przeświadczeni, że na straży tych zasad powinny stać nie tylko organizacje społeczne, ale przede wszystkim naczelne organy państwa.
Dlatego – jako Kolegę i ważnego przedstawiciela obozu władzy – wzywamy Pana do refleksji i publicznego wyjaśnienia wątpliwości dotyczących okoliczności uchwalenia poprawek do ustawy o Trybunale Konstytucyjnym:
Czy pospieszna procedura legislacyjna, uniemożliwiająca debatę z udziałem przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego i przeprowadzona w sposób utrudniający społeczną kontrolę służy demokracji w Polsce?
Czy właściwe jest, że ustawa określa minimalny czas trwania postępowania przed Trybunałem na trzy miesiące, podczas gdy procedura jej uchwalenia – od wpłynięcia projektu do Sejmu do publikacji – trwała zaledwie 10 dni?
Czy procedowanie w okresie świątecznym kontrowersyjnych rozwiązań ustrojowych – gdy uwaga wielu ludzi skupia się na rodzinie i odpoczynku, a nie sprawach państwowych – sprzyja debacie publicznej? Czy jej rozwijaniu służy ignorowanie negatywnych opinii organizacji zrzeszających ekspertów – w przypadku Trybunału Konstytucyjnego stowarzyszeń reprezentujących środowiska prawnicze?
Sprawa Trybunału wzbudziła wielką społeczną aktywność, przejawiającą się w spontanicznych protestach obywatelskich. Rządząca większość może odrzucać argumenty protestujących, czy jednak służy rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego publiczne przypisywanie im niskich motywacji albo przedstawianie ich jako ofiar manipulacji?
Mamy nadzieję, że podziela Pan Profesor nasze przeświadczenie, że rozwiązania ważne dla środowisk, z którymi jest Pan dziś związany, nie mogą być wcielane w życie w sposób niezgodny z Konstytucją i powinny być przyjmowane w innym trybie. Ufamy, że pogłębiony namysł nad naszymi pytaniami sprawi, że w przyszłości proces legislacyjny nie będzie budzić kontrowersji, które stały się udziałem ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.
List podpisali:
Jarosław Kilias, Warszawa
Mikołaj Pawlak, Warszawa
Krzysztof Podemski, Poznań
Grażyna Skąpska, Kraków
Jan Winczorek, Warszawa
Anna Badowska, Londyn
Wojciech Burszta, Warszawa
Mirosław Chałubiński, Warszawa
Mikołaj Cześnik, Warszawa
Hanna Dębska, Kraków
Krzysztof Gorlach, Kraków
Mateusz Halawa, Warszawa
Iwona Jakubowska-Branicka, Warszawa
Krystyna Janicka, Warszawa
Krzysztof Jasiecki, Warszawa
Anna Kokocińska, Poznań
Maciej Kokociński, Poznań
Michał Kotnarowski, Warszawa
Sergiusz Kowalski, Warszawa
Anna Kubiak, Łódź
Paweł Kubicki, Warszawa
Jacek Kucharczyk, Warszawa
Agnieszka Kwiatkowska, Warszawa
Andrzej Kwilecki, Poznań
Maria Libiszowska-Żółtkowska, Warszawa
Grzegorz Makowski, Warszawa
Paweł Maranowski, Warszawa
Małgorzata Mazurek, Nowy Jork
Ewa Michna, Kraków
Władysław Misiak, Warszawa
Małgorzata Molęda-Zdziech, Warszawa
Janusz Mucha, Kraków
Marta Olcoń-Kubicka, Warszawa
Małgorzata Ornoch-Tabędzka, Poznań
Piotr Ostrowski, Warszawa
Hanna Palska, Warszawa
Barbara Pawłowska, Poznań
Barbara Pasamonik, Warszawa
Mirosław Pęczak, Warszawa
Barbara Pogonowska, Poznań
Jacek Raciborski, Warszawa
Wojciech Rafałowski, Warszawa
Dorota Rancew-Sikora, Gdańsk
Ireneusz Sadowski, Białystok
Przemysław Sadura, Warszawa
Kazimierz M. Słomczyński, Warszawa
Jan Sowa, Kraków
Renata Suchocka, Poznań
Antoni Sułek, Warszawa
Urszula Swadźba, Katowice
Krystyna Szafraniec, Toruń
Zbigniew Szczypiński, Gdańsk
Maria Szmeja, Kraków
Elżbieta Tarkowska, Warszawa
Tomasz Warczok, Kraków
Andrzej Waśkiewicz, Warszawa
Katarzyna Warmińska, Kraków
Jacek Wasilewski, Kraków
Joanna Wawrzyniak, Warszawa
Iwona Zielińska, Warszawa
11 stycznia o 9:30 list ze wszystkimi podpisami został złożony w biurze podawczym Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
W poprzedniej kadencji władz państwowych mieliśmy protesty komitetów naukowych Polskiej Akademii Nauk, którymi nikt się specjalnie nie przejmował. Pozostawiły jedynie swój ślad na stronach portali internetowych czy publikacji lub sprawozdań. Tak było z krytyczną opinią Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN w sprawie sprzecznego z psychologią rozwojową, pedagogiką wczesnoszkolną i stanem rozwoju polskiej pedagogiki przedszkolnej tzw. reformą obniżenia wieku obowiązku szkolnego. Komitet Nauk Pedagogicznych publikował opinie swoich ekspertów w różnych sprawach, w tym dotyczące:
programu autorstwa Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej, Ewy Rutkowskiej pt. Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć,
propozycji „Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie podstawy programowej wychowania przedszkolnego oraz kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół” – projekt z dnia 6 lutego 2014 roku. (W tym przypadku należy dodać, że uwagi dotyczące podstawy programowej edukacji wczesnoszkolnej w zasadniczej części zostały uwzględnione).
projektu Ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz ustawy o systemie informacji oświatowej w sprawie zapewnienie bezpłatnego podręcznika dla wszystkich uczniów,
projektu rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie szczegółowych kwalifikacji wymaganych od nauczycieli oraz określenia szkół i wypadków, w których można zatrudniać nauczycieli niemających wyższego wykształcenia lub ukończonego zakładu kształcenia nauczycieli (projekt rozporządzenia z 30 marca 2015 r.)
oraz
Komunikatu Komisji Parlamentu Europejskiego w sprawie Strategii jednolitego rynku cyfrowego dla Europy (dla Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego).
Nie zdarzyło się nam kierować Listu Otwartego do premiera czy wicepremiera rządu. W tym roku pojawił się w środowisku akademickim już drugi protest dotyczący konfliktu politycznego między rządem a Trybunałem Konstytucyjnym. Pierwszy sformułowało środowisko profesorów prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Uniwersytetu Śląskiego przeciwko podpisaniu przeciwko aktom " bezprecedensowego łamania podstawowych zasad Konstytucji RP przez większość parlamentarną oraz Prezydenta Rzeczypospolitej".
Jak skomentował to prof. dr hab. Andrzej Nowak:
„Żałuję bardzo postawy prawników z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wystarczy porównać dumę Harvardu, Yale czy Princeton w momencie, gdy absolwent którejś z tych uczelni otrzymuje najwyższy urząd w państwie. Wszystko to pokazuje mentalność ludzi, którzy uważają się za właścicieli III RP."
W innym wpisie profesor A. Nowak zwrócił się również do tych, którzy protestują przeciwko rządowi w ramach ruchu KOD, mówiąc: „Mam do dzisiejszych aktywistów pluszowego Komitetu Obrony Demokracji, małą, ale stanowczą prośbę. Zapytajcie sami siebie: czy pamiętacie, że jesteście Narodem, dumnym ze swej ponadtysiącletniej tradycji, czy macie szacunek dla martyrologii, bez której nie byłoby tej III Rzeczypospolitej, czy czujecie więź z rodakami?”
Natomiast najnowszy protest wyszedł z środowiska socjologów i jest następującej treści:
Prof. dr hab. Piotr Gliński
Wiceprezes Rady Ministrów
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego
LIST OTWARTY
Szanowny Panie Profesorze,
Zwracamy się do Pana jako badacza i byłego przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, którego jest Pan wieloletnim członkiem i na której czele stał Pan z powodzeniem w latach 2005–2011. Czyniąc to mamy na względzie demokratyczną przeszłość PTS, a także przywiązanie do wartości społeczeństwa obywatelskiego, znane i szeroko podzielane w naszym środowisku. Jedną z nich jest szacunek dla prawa oraz procedur jego tworzenia i zmiany.
Z niepokojem obserwujemy ostatnie działania rządu oraz większości parlamentarnej dotyczące Trybunału Konstytucyjnego. Nasze wątpliwości budzi kwestia ich zgodności z zasadami demokracji i rządów prawa, takimi jak skrupulatne przestrzeganie procedur decyzyjnych, prowadzenie merytorycznej i rzetelnej debaty publicznej, poszanowanie trójpodziału władzy i reguł przyzwoitej legislacji. Jesteśmy przeświadczeni, że na straży tych zasad powinny stać nie tylko organizacje społeczne, ale przede wszystkim naczelne organy państwa.
Dlatego – jako Kolegę i ważnego przedstawiciela obozu władzy – wzywamy Pana do refleksji i publicznego wyjaśnienia wątpliwości dotyczących okoliczności uchwalenia poprawek do ustawy o Trybunale Konstytucyjnym:
Czy pospieszna procedura legislacyjna, uniemożliwiająca debatę z udziałem przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego i przeprowadzona w sposób utrudniający społeczną kontrolę służy demokracji w Polsce?
Czy właściwe jest, że ustawa określa minimalny czas trwania postępowania przed Trybunałem na trzy miesiące, podczas gdy procedura jej uchwalenia – od wpłynięcia projektu do Sejmu do publikacji – trwała zaledwie 10 dni?
Czy procedowanie w okresie świątecznym kontrowersyjnych rozwiązań ustrojowych – gdy uwaga wielu ludzi skupia się na rodzinie i odpoczynku, a nie sprawach państwowych – sprzyja debacie publicznej? Czy jej rozwijaniu służy ignorowanie negatywnych opinii organizacji zrzeszających ekspertów – w przypadku Trybunału Konstytucyjnego stowarzyszeń reprezentujących środowiska prawnicze?
Sprawa Trybunału wzbudziła wielką społeczną aktywność, przejawiającą się w spontanicznych protestach obywatelskich. Rządząca większość może odrzucać argumenty protestujących, czy jednak służy rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego publiczne przypisywanie im niskich motywacji albo przedstawianie ich jako ofiar manipulacji?
Mamy nadzieję, że podziela Pan Profesor nasze przeświadczenie, że rozwiązania ważne dla środowisk, z którymi jest Pan dziś związany, nie mogą być wcielane w życie w sposób niezgodny z Konstytucją i powinny być przyjmowane w innym trybie. Ufamy, że pogłębiony namysł nad naszymi pytaniami sprawi, że w przyszłości proces legislacyjny nie będzie budzić kontrowersji, które stały się udziałem ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.
List podpisali:
Jarosław Kilias, Warszawa
Mikołaj Pawlak, Warszawa
Krzysztof Podemski, Poznań
Grażyna Skąpska, Kraków
Jan Winczorek, Warszawa
Anna Badowska, Londyn
Wojciech Burszta, Warszawa
Mirosław Chałubiński, Warszawa
Mikołaj Cześnik, Warszawa
Hanna Dębska, Kraków
Krzysztof Gorlach, Kraków
Mateusz Halawa, Warszawa
Iwona Jakubowska-Branicka, Warszawa
Krystyna Janicka, Warszawa
Krzysztof Jasiecki, Warszawa
Anna Kokocińska, Poznań
Maciej Kokociński, Poznań
Michał Kotnarowski, Warszawa
Sergiusz Kowalski, Warszawa
Anna Kubiak, Łódź
Paweł Kubicki, Warszawa
Jacek Kucharczyk, Warszawa
Agnieszka Kwiatkowska, Warszawa
Andrzej Kwilecki, Poznań
Maria Libiszowska-Żółtkowska, Warszawa
Grzegorz Makowski, Warszawa
Paweł Maranowski, Warszawa
Małgorzata Mazurek, Nowy Jork
Ewa Michna, Kraków
Władysław Misiak, Warszawa
Małgorzata Molęda-Zdziech, Warszawa
Janusz Mucha, Kraków
Marta Olcoń-Kubicka, Warszawa
Małgorzata Ornoch-Tabędzka, Poznań
Piotr Ostrowski, Warszawa
Hanna Palska, Warszawa
Barbara Pawłowska, Poznań
Barbara Pasamonik, Warszawa
Mirosław Pęczak, Warszawa
Barbara Pogonowska, Poznań
Jacek Raciborski, Warszawa
Wojciech Rafałowski, Warszawa
Dorota Rancew-Sikora, Gdańsk
Ireneusz Sadowski, Białystok
Przemysław Sadura, Warszawa
Kazimierz M. Słomczyński, Warszawa
Jan Sowa, Kraków
Renata Suchocka, Poznań
Antoni Sułek, Warszawa
Urszula Swadźba, Katowice
Krystyna Szafraniec, Toruń
Zbigniew Szczypiński, Gdańsk
Maria Szmeja, Kraków
Elżbieta Tarkowska, Warszawa
Tomasz Warczok, Kraków
Andrzej Waśkiewicz, Warszawa
Katarzyna Warmińska, Kraków
Jacek Wasilewski, Kraków
Joanna Wawrzyniak, Warszawa
Iwona Zielińska, Warszawa
11 stycznia o 9:30 list ze wszystkimi podpisami został złożony w biurze podawczym Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
15 stycznia 2016
Gimnazja już nie znikną z naszego ustroju szkolnego
Dzisiejszy wpis jest odpowiedzią na jeden z wielu listów, jakie otrzymuję w sprawie projektowanej przez PiS likwidacji gimnazjów. Zaczną może od treści korespondencji:
Witam Panie Profesorze. Miałam przyjemność być Pana "uczennicą" w dobrych, dawnych czasach. Brzmi bajkowo, ale gdy wracamy do miłych wspomnień, to nasuwają się refleksje i tęsknoty do tego, co było bardzo miłe. Pozwoliłam sobie do Pana napisać, gdyż przeczytałam, że będzie Pan doradcą w sprawie tworzącego się "nowego pomysłu na polską oświatę". W swojej karierze zawodowej pracowałam w szkole podstawowej, a gdy nastał czas zmian w gimnazjum.
W gimnazjum pracowałam 10 lat. Obecnie pracuję jako pedagog w szkole podstawowej. Nikt, nas praktyków, pedagogów nie słuchał, że gimnazjum jest pomyłką. Przedstawicielka ministerstwa przekonywała nas o jedynej słusznej racji. Jestem przeciwna gimnazjom, ale w sumie, po analizie stwierdzam, że "obroniły" się i radzą sobie całkiem nieźle. Według mnie, uwzględniając obecny system wychowawczy (brak opieki w domu, internet, brak komunikacji bezpośredniej, brak ideałów) należałoby raczej wprowadzić ekspertów do szkół, którzy będą prowadzić zajęcia socjoterapeutyczne, podejmą działania względem rodziców itp.
To pozwoliłoby nie rujnować tego co zrobione, a pozwoliłoby zadbać o to, co jest na niskim poziomie. Ale z władzą się nie dyskutuje bo i też nie ma po co, kiedy został już obrany jedynie słuszny cel. W tym wypadku powrót do szkół ośmioletnich. Panie profesorze, jako pedagog, praktyk i obserwator obecnych zachowań uczniów i ich rodziców uważam, że szczególnie istotnym jest uwzględnienie w polityce oświatowej wprowadzenie do szkół terapeutów, socjoterapeutów, psychologów. Dydaktycy sobie poradzą , bo przecież mamy wykwalifikowaną kadrę i tu nie ma problemu.
Natomiast specjalistów, którzy mogliby pomóc w sferze wychowawczej jest zdecydowanie mniej. Dzieci wchodzą w okres dojrzewania i to właśnie im i ich rodzicom niezbędna jest pomoc. Czasami odnoszę wrażenie, że z dziećmi zdecydowanie szybciej można nawiązać kontakt i uzyskać zaplanowane efekty niż z ich rodzicami.
Panie profesorze być może wyrzuci Pan do kosza mój list i potraktuje, jak kolejne "trucie". Czułam jednak wewnętrzną potrzebę wyartykułowania tego, co istotne w sferze wychowawczej w dzisiejszej szkole. Jeśli uzna Pan, że warto się nad tymi kwestiami pochylić, to będzie mi bardzo miło.
Nie wyrzucam listów do kosza, chyba że są pełne nienawiści (hejtu), podłych insynuacji czy manipulacją. Warto przeciwstawić się nieprzemyślanej, a populistycznej propozycji likwidacji gimnazjów, która pojawiła się w ferworze przedwyborczej kampanii. Kiedy bowiem doszło do pierwszych, a stanowczych deklaracji o gotowości wdrożenia w życie obietnicy politycznej, nagle zaczęliśmy myśleć o całym systemie szkolnym, jego ustroju, strukturze, a także funkcjach poszczególnych typów szkół.
Moim zdaniem nie dojdzie do likwidacji gimnazjów, by powrócić do ośmioletniej szkoły podstawowej. Chyba, że rząd dostrzeże wariant czeski, który polega na tym, że uczniowie dziewięcioletniej szkoły podstawowej mogą już po ukończeniu piątej klasy przenieść się do gimnazjum (szkoły ponadpodstawowej oferującej wykształcenie ogólne). Mogą też przejść do gimnazjum po siódmej lub dziewiątej klasie. Tym samym mają czas na dojrzewanie do decyzji, czy są zainteresowani wykształceniem ogólnym, proakademickim, czy jednak wolą skorzystać z ofert jednego z typów szkół ponadpodstawowych o profilu zawodowym, artystycznym czy rzemieślniczym.
Uczenie się w czteroletnim gimnazjum (po 5 letniej szkole podstawowej) traktowane jest w Czechach jak uczęszczanie do szkoły średniej I stopnia, po której można kontynuować kształcenie ogólne w szkole średniej wyższego stopnia, jaką będzie albo edukacja w dwu-lub czteroletnim gimnazjum, albo w 3 lub 4-letniej średniej szkole zawodowej. Innymi słowy można uczęszczać do tzw. wieloletniego gimnazjum, w którym edukacja trwa 8 lat i kończy się maturą, albo uczyć się w dwu lub czteroletnim gimnazjum, po którym można przejść do średniej szkoły zawodowej (zasadniczej lub technicznej).
Pokazuję bardzo skrótowo zróżnicowany ustrojowo czeski system szkolny, by uwydatnić co najmniej dwie jego istotne cechy, a mianowicie: próg selekcyjny do szkoły średniej pierwszego lub drugiego stopnia może być opóźniany lub skracany adekwatnie do potencjału i aspiracji osób uczęszczających do szkoły podstawowej oraz mają oni w swoim ustroju aż trzy typy gimnazjów. Między każdym typem szkoły ma miejsce drożność wewnętrzna i zewnętrzna, tak więc uczniowie mogą zmieniać zarówno typ szkoły, jak i profil własnej edukacji z ogólnej na pro zawodową lub zawodową i odwrotnie.
Nie chodzi mi o naśladowanie rozwiązań naszych południowych sąsiadów. Proszę jednak zauważyć, że Czesi nie zmienili swojego systemu szkolnego pod wmawianą nowym państwom członkowskim w Unii Europejskiej rzekomą powinność dostosowania się do ustrojów szkolnych państw Europy Zachodniej. To tylko my musimy być bardziej święci od Papieża.
Nic dziwnego, że już protestuje wobec pomysłu wyeliminowania z systemu szkolnego gimnazjum Episkopat Polski, który jest zachwycony elitarnym poziomem kształcenia właśnie w katolickich gimnazjach. Likwidacja tego typu szkoły zrujnowałaby już rozwinięte tradycje, które mają swoje korzenie nie w reformie M. Handke, ale znacznie wcześniej. To właśnie niepubliczne, a wyznaniowe gimnazja zyskały na tym, że mogły wprowadzić i przywrócić do programów oraz metodyki kształcenia takie rozwiązania, które wpisują się w edukowanie przyszłych elit polskiego państwa. Dotyczy to także najlepszych publicznych gimnazjów w ośrodkach wielkomiejskich.
Gimnazjum nie powstało dopiero w 1999 r., w ramach reformy ustroju oświatowego wdrażanej pod kierunkiem ministra Mirosława Handke jako objawienie czegoś nowoczesnego. Pierwsze gimnazja powstawały prawie pięć wieków temu, W 1519 r. biskup J. Lubrański ufundował w Poznaniu gimnazjum akademickie, które stało się żywym ośrodkiem studiów humanistycznych. Od połowy XVI w. powstawały szkoły ariańskie oraz protestanckie (luterańskie, kalwińskie, braci czeskich), uzyskując często poziom akademicki (np. w 1535 r. powstało Elbląskie Gimnazjum Akademickie, w 1551 gimnazjum w Pińczowie, w 1558 Gdańskie Gimnazjum Akademickie, w 1568 Toruńskie Gimnazjum Akademickie).
W XVII w. dominującą rolę w zakresie szkolnictwa średniego uzyskały szkoły jezuickie, cechujące się bezpłatnością nauki, dbałością o budynki szkolne i ich wyposażenie w pomoce dydaktyczne oraz bardzo dobrym przygotowaniem nauczycieli. W tym okresie zaczęły także powstawać szkoły pijarskie, początkowo jako bezpłatne szkoły elementarne, a w drugiej połowie XVIII w. jako średnie o wysokim poziomie kształcenia. W wieku XVII i pierwszej połowie XVIII konserwatyzm szlachty, toczące się wojny, kasata zakonu jezuitów przez papieża Klemensa XIV, w tym zamknięcie licznych kolegiów i konwiktów jezuickich stworzyło przesłanki do przejęcia zadań oświatowych przez państwo i zapoczątkowania reformy szkolnej.
Gimnazjum jako typ szkoły akademickiej pojawiło się w 1932 r. w wyniku tzw. jędrzejewiczowskiej reformy ustrojowej oświaty polskiej, która ustaliła nową strukturę systemu szkolnego. To do niej też nawiązał b. minister edukacji M. Handke (rządy AWS), kiedy przekonywał Sejm o potrzebie zmiany ustroju szkolnego. Szerzej na temat gimnazjów w III RP piszę w innym miejscu, więc nie będę się tu powtarzał.
Witam Panie Profesorze. Miałam przyjemność być Pana "uczennicą" w dobrych, dawnych czasach. Brzmi bajkowo, ale gdy wracamy do miłych wspomnień, to nasuwają się refleksje i tęsknoty do tego, co było bardzo miłe. Pozwoliłam sobie do Pana napisać, gdyż przeczytałam, że będzie Pan doradcą w sprawie tworzącego się "nowego pomysłu na polską oświatę". W swojej karierze zawodowej pracowałam w szkole podstawowej, a gdy nastał czas zmian w gimnazjum.
W gimnazjum pracowałam 10 lat. Obecnie pracuję jako pedagog w szkole podstawowej. Nikt, nas praktyków, pedagogów nie słuchał, że gimnazjum jest pomyłką. Przedstawicielka ministerstwa przekonywała nas o jedynej słusznej racji. Jestem przeciwna gimnazjom, ale w sumie, po analizie stwierdzam, że "obroniły" się i radzą sobie całkiem nieźle. Według mnie, uwzględniając obecny system wychowawczy (brak opieki w domu, internet, brak komunikacji bezpośredniej, brak ideałów) należałoby raczej wprowadzić ekspertów do szkół, którzy będą prowadzić zajęcia socjoterapeutyczne, podejmą działania względem rodziców itp.
To pozwoliłoby nie rujnować tego co zrobione, a pozwoliłoby zadbać o to, co jest na niskim poziomie. Ale z władzą się nie dyskutuje bo i też nie ma po co, kiedy został już obrany jedynie słuszny cel. W tym wypadku powrót do szkół ośmioletnich. Panie profesorze, jako pedagog, praktyk i obserwator obecnych zachowań uczniów i ich rodziców uważam, że szczególnie istotnym jest uwzględnienie w polityce oświatowej wprowadzenie do szkół terapeutów, socjoterapeutów, psychologów. Dydaktycy sobie poradzą , bo przecież mamy wykwalifikowaną kadrę i tu nie ma problemu.
Natomiast specjalistów, którzy mogliby pomóc w sferze wychowawczej jest zdecydowanie mniej. Dzieci wchodzą w okres dojrzewania i to właśnie im i ich rodzicom niezbędna jest pomoc. Czasami odnoszę wrażenie, że z dziećmi zdecydowanie szybciej można nawiązać kontakt i uzyskać zaplanowane efekty niż z ich rodzicami.
Panie profesorze być może wyrzuci Pan do kosza mój list i potraktuje, jak kolejne "trucie". Czułam jednak wewnętrzną potrzebę wyartykułowania tego, co istotne w sferze wychowawczej w dzisiejszej szkole. Jeśli uzna Pan, że warto się nad tymi kwestiami pochylić, to będzie mi bardzo miło.
Nie wyrzucam listów do kosza, chyba że są pełne nienawiści (hejtu), podłych insynuacji czy manipulacją. Warto przeciwstawić się nieprzemyślanej, a populistycznej propozycji likwidacji gimnazjów, która pojawiła się w ferworze przedwyborczej kampanii. Kiedy bowiem doszło do pierwszych, a stanowczych deklaracji o gotowości wdrożenia w życie obietnicy politycznej, nagle zaczęliśmy myśleć o całym systemie szkolnym, jego ustroju, strukturze, a także funkcjach poszczególnych typów szkół.
Moim zdaniem nie dojdzie do likwidacji gimnazjów, by powrócić do ośmioletniej szkoły podstawowej. Chyba, że rząd dostrzeże wariant czeski, który polega na tym, że uczniowie dziewięcioletniej szkoły podstawowej mogą już po ukończeniu piątej klasy przenieść się do gimnazjum (szkoły ponadpodstawowej oferującej wykształcenie ogólne). Mogą też przejść do gimnazjum po siódmej lub dziewiątej klasie. Tym samym mają czas na dojrzewanie do decyzji, czy są zainteresowani wykształceniem ogólnym, proakademickim, czy jednak wolą skorzystać z ofert jednego z typów szkół ponadpodstawowych o profilu zawodowym, artystycznym czy rzemieślniczym.
Uczenie się w czteroletnim gimnazjum (po 5 letniej szkole podstawowej) traktowane jest w Czechach jak uczęszczanie do szkoły średniej I stopnia, po której można kontynuować kształcenie ogólne w szkole średniej wyższego stopnia, jaką będzie albo edukacja w dwu-lub czteroletnim gimnazjum, albo w 3 lub 4-letniej średniej szkole zawodowej. Innymi słowy można uczęszczać do tzw. wieloletniego gimnazjum, w którym edukacja trwa 8 lat i kończy się maturą, albo uczyć się w dwu lub czteroletnim gimnazjum, po którym można przejść do średniej szkoły zawodowej (zasadniczej lub technicznej).
Pokazuję bardzo skrótowo zróżnicowany ustrojowo czeski system szkolny, by uwydatnić co najmniej dwie jego istotne cechy, a mianowicie: próg selekcyjny do szkoły średniej pierwszego lub drugiego stopnia może być opóźniany lub skracany adekwatnie do potencjału i aspiracji osób uczęszczających do szkoły podstawowej oraz mają oni w swoim ustroju aż trzy typy gimnazjów. Między każdym typem szkoły ma miejsce drożność wewnętrzna i zewnętrzna, tak więc uczniowie mogą zmieniać zarówno typ szkoły, jak i profil własnej edukacji z ogólnej na pro zawodową lub zawodową i odwrotnie.
Nie chodzi mi o naśladowanie rozwiązań naszych południowych sąsiadów. Proszę jednak zauważyć, że Czesi nie zmienili swojego systemu szkolnego pod wmawianą nowym państwom członkowskim w Unii Europejskiej rzekomą powinność dostosowania się do ustrojów szkolnych państw Europy Zachodniej. To tylko my musimy być bardziej święci od Papieża.
Nic dziwnego, że już protestuje wobec pomysłu wyeliminowania z systemu szkolnego gimnazjum Episkopat Polski, który jest zachwycony elitarnym poziomem kształcenia właśnie w katolickich gimnazjach. Likwidacja tego typu szkoły zrujnowałaby już rozwinięte tradycje, które mają swoje korzenie nie w reformie M. Handke, ale znacznie wcześniej. To właśnie niepubliczne, a wyznaniowe gimnazja zyskały na tym, że mogły wprowadzić i przywrócić do programów oraz metodyki kształcenia takie rozwiązania, które wpisują się w edukowanie przyszłych elit polskiego państwa. Dotyczy to także najlepszych publicznych gimnazjów w ośrodkach wielkomiejskich.
Gimnazjum nie powstało dopiero w 1999 r., w ramach reformy ustroju oświatowego wdrażanej pod kierunkiem ministra Mirosława Handke jako objawienie czegoś nowoczesnego. Pierwsze gimnazja powstawały prawie pięć wieków temu, W 1519 r. biskup J. Lubrański ufundował w Poznaniu gimnazjum akademickie, które stało się żywym ośrodkiem studiów humanistycznych. Od połowy XVI w. powstawały szkoły ariańskie oraz protestanckie (luterańskie, kalwińskie, braci czeskich), uzyskując często poziom akademicki (np. w 1535 r. powstało Elbląskie Gimnazjum Akademickie, w 1551 gimnazjum w Pińczowie, w 1558 Gdańskie Gimnazjum Akademickie, w 1568 Toruńskie Gimnazjum Akademickie).
W XVII w. dominującą rolę w zakresie szkolnictwa średniego uzyskały szkoły jezuickie, cechujące się bezpłatnością nauki, dbałością o budynki szkolne i ich wyposażenie w pomoce dydaktyczne oraz bardzo dobrym przygotowaniem nauczycieli. W tym okresie zaczęły także powstawać szkoły pijarskie, początkowo jako bezpłatne szkoły elementarne, a w drugiej połowie XVIII w. jako średnie o wysokim poziomie kształcenia. W wieku XVII i pierwszej połowie XVIII konserwatyzm szlachty, toczące się wojny, kasata zakonu jezuitów przez papieża Klemensa XIV, w tym zamknięcie licznych kolegiów i konwiktów jezuickich stworzyło przesłanki do przejęcia zadań oświatowych przez państwo i zapoczątkowania reformy szkolnej.
Gimnazjum jako typ szkoły akademickiej pojawiło się w 1932 r. w wyniku tzw. jędrzejewiczowskiej reformy ustrojowej oświaty polskiej, która ustaliła nową strukturę systemu szkolnego. To do niej też nawiązał b. minister edukacji M. Handke (rządy AWS), kiedy przekonywał Sejm o potrzebie zmiany ustroju szkolnego. Szerzej na temat gimnazjów w III RP piszę w innym miejscu, więc nie będę się tu powtarzał.
Subskrybuj:
Posty (Atom)