W minionym tygodniu w Senacie RP odbyła
się międzynarodowa konferencja korczakowska z udziałem uczonych, którzy w
korczakowskim duchu są zatroskani o losy dzieci na świecie, o ich prawo do
godność, szacunku, miłości, integralnie pojmowanego rozwoju i samorozwoju. Nie
znam treści obrad, więc się nie odnoszę do nich, ale jak widać problematyka
praw dziecka wciąż jest aktualna.
110 lat temu Feliks
Konieczny publikował na łamach katolickiego czasopisma
"Słowo" cykl artykułów, które miały za zadanie powstrzymanie
oświeceniowej, zachodnioeuropejskiej i polskiej myśli humanistycznej nurtu
NOWEGO WYCHOWANIA. Teksty te zostały zamówione przez redakcję, co tylko
potwierdza hipotezę, że rozwijająca się na przełomie XIX i XX wieku pedologia,
interdyscyplinarna nauka o dziecku, musiała zderzyć się z doktrynalną,
ideologiczną przeciwwagą.
Każda epoka ma swoje koncepcje, modele,
teorie, doktryny wychowawcze, wśród których ciesząca się zainteresowaniem ze
względu na swoją oryginalność, nowość interpretacyjną czy normatywną może
budzić opór. Nic dziwnego, że uruchamia wobec niej krytykę, odmienne spojrzenie
czy nawet jest wobec niej radykalnie przeciwstawna.
Przypomnę zatem kluczowe tezy
antypajdokraty Feliksa Konecznego (1862-1949), który nie był
pedagogiem tylko historykiem, profesorem
Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, autorem kilkudziesięciu
rozpraw z tej dyscypliny wiedzy także normatywnej, a więc i ideologicznej.
Niejako przy okazji swoich badań historiozoficznych podjął problemy wychowania
i kształcenia młodzieży, gdyż nie akceptował trendów, idei, które docierały do
kraju będącego pod zaborami. Jedna z krakowskich oficyn wydała zbiór artykułów
F. Konecznego w tomiku, dzięki czemu nie musimy ich poszukiwać w bibliotekach,
gdyż nie byłoby to łatwe zadanie.
W procesie kształcenia ważne jest jednak,
by podejmować studia nie tylko dociekające istoty i zakresu rozwoju jakiejś
myśli społecznej, ale także kwestionujące ją, by każdy mógł sam ją osądzić.
Przyjrzałem się minionej narracji, by zobaczyć, co z niej jest dzisiaj
wydobywane na jaw przez ortodoksyjne środowiska konserwatywne. Pedagodzy
powinni wiedzieć, że korzenie współczesnej krytyki w polskiej debacie
publicznej pedagogiki dziecka mają swoje korzenie m.in. w artykułach F.
Konecznego.
Co rozumiał F. Koneczny przez pajdokrację?
Rozumiem więc przez
pajdokrację nie sam udział młodzieży w życiu publicznym, lecz wywieranie wpływu
na kierunek tego życia, występowanie z programami działania i to skuteczne,
tak, iż młodzież przeprowadza swą wolę w polityce narodowej - a więc
radzi (s.7).
Autor nie podejmował w swoich pierwszych
artykułach kwestii pajdokracji w edukacji szkolnej, tylko analizował jej obecność w
życiu politycznym kraju. Koneczny uważał, że angażowanie się młodzieży w
politykę państwa nie jest jej suwerennym działaniem, tylko dziełem osób
starszych, a zatem jest niebezpieczne dla niej samej.
Młodzież o własnych
siłach nie potrafi utrzymać ani nawet tradycji życia akademickiego, a cóż
dopiero narzucać ogółowi programy polityczne! (s.8)
Młodzież idzie na lep
doktryn i programów słabszych, nadaje rozgłos "politykom",
pozbawionym zmysłu politycznego, którzy zyskują następnie zwolenników i wśród
dorosłych, wśród mniej dojrzałych politycznie (s.21).
Młodzież była zatem środkiem do realizacji
politycznych ambicji osób dorosłych - prowokatorów, uwodzicieli, pochlebców,
ambitnych miernot, ale i osób zacnych, które są zatroskane o umocnienie jakiejś
idei. Czy młodzież jest podatna na propagandę polityczną zorientowaną na
przyszłość jej życia? Koneczny uważał, że nie, że jest ona równa zeru (s.9).
Kto zatem popierał pajdokrację ponad sto lat temu? (...) winciarze, którzy pragną, żeby im podnieciła nerwy nowa
pajdokracja. Pielęgnują też pajdokrację stronnictwa, a nie tylko bez korzyści
dla siebie, ale skracając sobie przez to życie (tamże).
Z pajdokracją - jak przekonuje F. Koneczny
- należy walczyć, by uniemożliwić młodzieży interesowanie się kompetencjami
politycznymi (...) i zaprzestać organizować ją politycznie, a ośmieszać
takich, którzyby tego nie zaprzestali (s.10). Historyk przewidywał
wyplenienie pajdokracji w ciągu kilku lat, co spaliło na panewce. Starsi
powinni tłumić wszelkie zachcianki młodzieży do interesowania się
sprawami publicznymi, gdyż to jej nie przystoi, a nawet jest dla niej
niebezpieczne.
Rolą prokuratorów miało stać się
podejmowanie walki ze stowarzyszającą się młodzieżą w celach politycznych, by
przypisując jej charakter spisku, a wydatkując na walkę w tym celu środki finansowe,
uniemożliwić jego dalszy rozwój. Dziecięce "spiski",
powstające partenogenetycznie, odznaczają się tym, że zawsze nakładają na
członków obowiązek uczenia się rzeczy polskich obszerniej, ponad program
szkolny, podczas "gdy organizacjom" sztucznym, wywoływanym przez
agitatorów, książka śmierdzi (s.12).
Koneczny dzieli się obserwacją z
akademickiego środowiska, które dowodzi spiskowej bierności studentów. Są oni bowiem zajęci wkuwaniem, zdawaniem egzaminów, a po studiach rozjeżdżają się po
świecie. Ba, studenci nie są zainteresowani nawet tradycją swojego środowiska. Choćby
więc nawet większa połowa danego pokolenia akademickiego zrzeszyła się,
postanawiając wpłynąć na życie publiczne - nie sprawi nic a nic (s.13).
Skoro studenci nie mieli chęci ani czasu na polityczne zaangażowanie, to historyk wyciągnął wniosek, że: (...) właściwi pajdokraci nie są wcale młodzieńcami! (s.14). Pajdokrację wywołują i upowszechniają świadomie i nieświadomie, uczciwie i nieuczciwie ludzie starsi, jacyś najmici, którzy chcieliby, żeby młodzież miała jak największy wpływ na społeczeństwo (s.15).
Nie bez wielkiej racji psychologicznej
szpiegostwo o prowokatorstwo zatrudnianym bywa najbardziej wśród młodych,
zapalnych głów. Z reguły wystarczy młodzieży schlebiać, żeby ją pozyskać (tamże).
Zdaniem ówczesnego historyka, to starsi
haniebnie wykorzystują młodzież do realizacji własnych, niecnych zamiarów
politycznych. Młodzież nie powinna angażować się politycznie, gdyż występowałaby
wówczas przeciw własnemu narodowi, z zarozumialstwa także przeciwko
społeczeństwu. Skoro zaś przyznajemy młodzieży - choćby milcząco -
prawo do akcji politycznej, na nic wszelka dysputa z nią co do rodzaju i
sposobu tejże akcji. Znajdzie się zawsze wielu, którzy w końcu dadzą się młodzieży
przekonać czy porwać - i pajdokracja gotowa (s.18).
Młodzież nie jest rękojmią przyszłości, a
więc błędnie szafuje się porzekadłem, jakoby przyszłość narodu zależała właśnie
od młodzieży. Podobnie przesądem jest [p]owszechne mniemanie, że kto trzyma młodzież w swym ręku,
ten rozporządza przyszłością (...)(s. 24).
Ciekawe, co sądzą o dzisiejszej młodzieży i jej politycznych aspiracjach oraz braku zaangażowania w sprawy publiczne juwentolodzy w naukach społecznych?