14 lutego 2024

Pożegnanie wybitnej PEDAGOG profesor HENRYKI KWIATKOWSKIEJ

 


W wieku 84 lat zmarła PROFESOR PEDAGOGIKI, PEDEUTOLOG - autorka znakomitych rozpraw naukowych - HENRYKA KWIATKOWSKA (1940-2024).

W 1999 roku opublikowaliśmy z Bogusławem Milerskim w Leksykonie PWN - Pedagogika noty biograficzne o ówczesnych członkach Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Najczęściej bowiem w leksykografii publikowane są biogramy zmarłych osób znaczących dla kultury, nauki, oświaty, techniki czy gospodarki. Tak wówczas napisaliśmy o znakomitej Uczonej: 

Kwiatkowska Henryka - 2.01.1940 Kąty, pedagog, prof. zw. UW i WSP ZNP; kierownik Pracowni Pedeutologii Wydziału Pedagogicznego UW, wiceprzewodnicząca Polskiego towarzystwa Pedagogicznego, sekr. generalny KNP PAN, przewodnicząca Sekcji Pedeutologicznej KNP PAN; zainteresowania: pedeutologia i dydaktyka; Publikacje: 

„Przeżycie literackie a moralne postawy uczniów” Warszawa 1981; 

„Nowa orientacja w kształceniu nauczycieli” Warszawa 1988; 

„Edukacja nauczycieli. Konteksty. Kategorie. Praktyki” Warszawa 1977; 

„Edukacja nauczycielska wobec zmiany społecznej” (red.), Warszawa 1991; 

„Z zagadnień pedeutologii i kształcenia nauczycieli” (współred. Z T. Lewowickim) Warszawa 1995; 

„Komunikacyjne kompetencje zawodowe nauczycieli”, Warszawa 1997 (współred.  Z M. Szybisz); 

„Źródła inspiracji współczesnej edukacji nauczycielskiej” (współred. Z T. Lewowickim), Warszawa 1997; 

„Edukacja nauczycielska w perspektywie wymagań zmieniającego się świata” Warszawa 1998 (współred. z A. Siemak-Tylikowską i S.M. Kwiatkowskim).     

   Jeszcze do 2019 roku cieszyliśmy się niezwykle aktywną obecnością naukowo-badawczą prof. Henryki Kwiatkowskiej, która uczestniczyła w krajowych konferencjach, recenzowała awansowe rozprawy dla wydawnictw oraz osiągnięcia naukowe naszych koleżanek i kolegów na stopnie naukowe czy tytuł profesora. Była też członkiem Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów. 

Do 2019 roku nie odbył się żaden Ogólnopolski Zjazd Pedagogiczny PTP bez Jej kierowniczej partycypacji, bowiem pełniła przez ponad dwie dekady funkcję wiceprzewodniczącej Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego. Współtworzyła zatem zjazdy od strony organizacyjnej i programowej. H.Kwiatkowska była redaktorką tomu "Ewolucja tożsamości pedagogiki" (Warszawa, 1994), który stanowił zapis plenarnych wykładów i syntetycznych sprawozdań z obrad siedmiu sekcji w ramach pierwszego, przełomowego w postsocjalistycznej Polsce Zjazdu Pedagogów. 

Jak pisała we Wstępie: 

Właściwością współczesnego czasu jest ogromna "chybotliwość" wszystkiego, co dla człowieka jest ważne, wszystkiego co wcześniej, za sprawą właśnie swej rozwojowej stabilności tworzyło nieprzerwaną logikę dziejów, logikę sprawy człowieka. Współczesny człowiek żyje w matni różnorakich niepewności, poczynając od niepewności, co do wyboru własnych ról życiowych, niepewności, co do własnych afiliacji, a także, co do uznawanych wartości. Na naszych oczach dokonuje się zerwanie z linearną koncepcją rozwoju. Obserwuje się "bunt przeciwko porządkowi". Tempo przemian jest tak szybkie, że niejednokrotnie uniemożliwia przewidywanie następnego ruchu (1994, s. 9).       

Zmarła Profesor była w środowisku akademickiej pedagogiki DAMĄ POLSKIEJ PEDEUTOLOGII. Jej rozprawy naukowe posiadały znakomite analizy teoretyczne, własne modele i wyniki badań, które pozwalały na poznanie i zrozumienie wyjątkowej roli nauczycieli - pedagogów - wychowawców - instruktorów- edukatorów. Genialnie łączyła najnowszą wiedzę z filozofii kształcenia, andragogiki, pedagogiki szkolnej, społecznej z pedeutologią. Referaty i wykłady H. Kwiatkowskiej pobudzały do refleksji, zastanowienia, niosły z sobą nowe impulsy badawcze. 

W najważniejszych seriach wydawniczych ukazywały się tak kluczowe dla pedagogiki rozprawy monograficzne Jej autorstwa, jak: 

* Tożsamość nauczycieli. Między anomią a autonomią (Gdańsk: GWP, 2005); 



* Pedeutologia (Warszawa: WAiP-Grupa Kapitałowa WSiP SA,  2008).



* Uczłowieczyć komunikację. Nauczyciel wobec ucznia w przestrzeni szkolnej, red. H. Kwiatkowska,  (Kraków: Oficyna Wydawnicza "Impuls", 2015). 



Nie ma w kraju badacza nauczycielskiej profesji, który nie sięgałby do monografii H. Kwiatkowskiej. Nie dlatego, że tak należało czynić, ale ze względu na ich merytoryczną wartość, inspirujące własne projekty Jej podejście do badań nauczycieli. Żaden z ministrów edukacji nie skorzystał z mądrości Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, która wykładała także w okresie emerytalnym w WSP ZNP czy w Wyższej Szkole Nauk Społcznych "Pedagogium". Dlaczego?

Wiadomo. Żaden z dotychczasowych ministrów nie życzył sobie naukowej wiedzy na temat nauczycielstwa, bo ta uciskałaby sumienie dewastujących je polityków. Dla H. Kwiatkowskiej istotne było to, by odstąpiono w polityce oświatowej i regulacjach prawnych od podporządkowywania, uprzedmiotowienia nauczycieli na rzecz ich kształcenia i wspomagania przez rządzących "(...) w kierunku drogi do własnej niezależności i indywidualnej odpowiedzialności" (2005, s.9). 

Na szczęście ci, którzy mieli możliwość studiowania pedagogiki pod kierunkiem profesor H. Kwiatkowskiej nabywali kluczowe dla ich ontologicznego bezpieczeństwa w świecie permanentnego ryzyka takie cechy, jak: zaufanie, optymizm i odwaga. Jej troską o nauczycielską profesję była niezależność w rozumieniu wolności obywatelskiej i profesjonalnej. Jak pisała w zakończeniu swojej ostatniej monografii: 

Źródłem rozwoju jest sam człowiek, który potrafi popatrzeć na siebie z dystansem (2008, s. 245). 


Pozostaną z nami dzieła prof. Henryki Kwiatkowskiej i pamięć o jej wkładzie w rozwój polskiej pedagogiki i akademickiego środowiska. Żegnam wspaniałą Uczoną kierując do Najbliższych i b. Współpracowników wyrazy współczucia. 

13 lutego 2024

Kiedy umiera pracownik dziekanatu ...

 





Kiedy umiera pracownik dziekanatu uniwersyteckiego wydziału, mało kto poza jej/jego koleżankami/kolegami z uczelnianej administracji ma tego świadomość. Najczęściej jednak koncentrujemy swoją uwagę i dzielimy się współczuciem z bliskimi osoby zmarłej, jeśli był nią pracownik naukowy. 

To, jak żegnamy zmarłego pracownika administracji, jest także świadectwem uniwersyteckiej kultury, która – jak się wydaje - powoli zaczyna zanikać. Po długiej chorobie zmarła pani Katarzyna Cała, która pracowała w dziekanacie Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego w latach 2005-2020, gdzie zajmowała się obsługą administracyjną studentów.  

To jest niezwykle ważna działalność, która nie ma tak spektakularnego charakteru jak praca dydaktyczna czy naukowo-badawcza, a przecież to od jakości - nie zawsze wdzięcznej - obsługi studentów zależy wizerunek uczelni, jej wydziału i środowiska akademickiego, a nie tylko od sprawności i poprawności archiwizowania dokumentacji związanej z procesem kształcenia.

Kiedy przyjeżdża do jednostki zespół Polskiej Komisji Akredytacyjnej, to przecież w pierwszej kolejności bada dokumentację związaną z procesem dydaktycznym. Każda/-y z pań/panów pracujących w dziale administracyjnym czy technicznym jest znaczącą osobą, której zaangażowanie w pracę stanowi ważny wkład w sukces jednostki akademickiej, toteż ważne są także warunki pracy, płacy i kultury zarządzania.   

W komunikacie WNoW UŁ pięknie odnotowano:

"Kasia była pracownikiem, matką a przede wszystkim przyjacielem niezwykłym, a Jej niezwykłość przejawiała się każdego dnia w drobnych gestach. Była człowiekiem o wielkim sercu i niezachwianej wierze w dobro. Swoim pozytywnym usposobieniem dodawała otuchy i sprawiała, że zły dzień stawał się dla każdego lepszy. Miała ogromne poczucie humoru. Jej pasja do życia, optymizm i chęć pomocy innym były nieodłącznymi cechami jej osobowości. Jej utrata zostawiła nas w głębokim smutku".


W dniu dzisiejszym -  13.02.2024 r. o godzinie 12.30 pożegnamy członkinię naszej wspólnoty - p. Katarzynę Całą w kaplicy na cmentarzu Doły przy ulicy Smutnej 6 w Łodzi.  

Niech p. Katarzyna Cała spoczywa w pokoju! 

 



(źródło fotografii: https://www.facebook.com/photo/?fbid=887931896675365&set=pb.100063756871707.-2207520000) 

12 lutego 2024

Oświadczenie

 Prof. Bogusław Śliwerski przeprasza dr. Józefa Wieczorka za naruszenie autorskiego prawa osobistego przez brak wymienienia twórcy i źródła rysunku o nazwie „Dr(h)ab.ina akademicka” zamieszczonego bez zgody na blogu 3.01.2021 r. pod adresem https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2021/01/akademickie-kontrowersje-w-2020-roku.html i 19.04.2021 r. pod adresem https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2021/04/o-praktykach-i-wskaznikach-recenzowania.html

Nie ma plagiatu, a miał być?

 



O polowaniu Józefa Wieczorka na nieistniejącego plagiatora pisał w grudniowym wydaniu "Forum Akademickiego" redaktor niezwykle poczytnych artykułów o nieuczciwości akademickiej pan 

dr hab. Marek Wroński


 


 

W miesiąc później ukazał się na łamach tego miesięcznika kolejny artykuł, tym razem dr. hab. Pawła Kosseckiego, prof. PWSTVFiT im. Leona Schillera w Łodzi a specjalizującego się w wycenie praw autorskich, zatytułowany "Ważne inicjały". 

Po długiej i niezwykle ciekawej z punktu widzenia prawa cytatu batalii sądowej dotyczącej sposobu oznaczania rysunków, w tym konieczności zamieszczania imienia i nazwiska twórcy w sytuacji, gdy sam twórca udostępnia rysunek pod pseudonimem Sąd Apelacyjny w Warszawie podzielił wyrażone w apelacji sporządzonej przez mojego pełnomocnika stanowisko, że w sprawie nie doszło do plagiatu oraz do naruszenia prawa powoda do oznaczenia utworu swoim nazwiskiem

Kwestia plagiatu budziła zresztą wątpliwości jedynie u samego powoda – jak zauważył sąd rozpoznający sprawę: 

W niniejszej sprawie nie ma ani jednego elementu świadczącego o naruszeniu prawa do autorstwa utworu od strony negatywnej (art. 16 pkt 1 u.p.a.p.p.). Żaden z przeprowadzonych dowodów a w szczególności wpisy na blogu Pozwanego nie wskazuje, że przywłaszczył on sobie autorstwo cudzego rysunku. Pozwany nie podejmował żadnych działań sugerujących, że to on stworzył ten rysunku, nie umieszczał pod nim swoich podpisów itp.

Czemu miało zatem służyć pomawianie mnie o plagiat? Otóż i na to pytanie można znaleźć odpowiedź w uzasadnieniu wyroku:

Powód nie zwrócił się do Pozwanego z odpowiednim żądaniem (mógł łatwo ustalić kontakt w drodze elektronicznej). Zamiast tego wykorzystał całą sytuację do ataku personalnego na Pozwanego na łamach prasy. Wymaga również podkreślenia, że ewidentnym nadużyciem ze strony Powoda jest wykorzystywanie tego zdarzenia do przedstawienia w oczach opinii publicznej Pozwanego jako osobę mającą za nic zasady etyczne pracy naukowej – celem zdeprecjonowania całości jego postępowania. Mówiąc inaczej Powód wykorzystał całe zdarzenie do kolejnego ataku na Pozwanego, z którym toczy boje publicystyczne na temat zwyczajów w środowisku naukowym.  

Stanowisko sądu I instancji potwierdził także sąd odwoławczy, który w ustnych motywach uzasadnienia potwierdził, że o plagiacie nie może być mowy. Na podstawie ustnego uzasadnienia (na pisemne czekam) wydaje się, że podzielił argumentację zawartą w apelacji, że nie można mówić o naruszeniu prawa osobistego do oznaczenia utworu nazwiskiem twórcy w przypadku, kiedy twórca sam udostępnia  swój utwór pod pseudonimem.

Niestety w opisywanej sytuacji sąd dopatrzył się uchybień również po mojej stronie, bo choć przyznał, że użycie rysunku dla zilustrowania opisywanych przeze mnie problemów mieściło się w prawie cytatu, to jednak sposób jego użycia – bez wyraźnego wskazania źródła rysunku - mogło godzić w prawa powoda. 

Mając zatem w pamięci sentencję Andrzeja Frycza Modrzewskiego wyrytą na fasadzie Sądu Okręgowego w Warszawie „Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej" uznałem, że w tej sytuacji zasadnym będzie złożenie stosownego oświadczenia czyniącego zadość wspomnianemu wyrokowi, co też uczyniłem we wcześniejszym wpisie z dn.1 lutego 2024 r. i będę to czynił przez kolejne dwa tygodnie. 

Trochę znudzą się tym czytelnicy bloga, ale należy posypać głowę popiołem i przeprosić, skoro tego domaga się autor, który nie poinformował mnie - co jest w zwyczaju blogowych komentatorów wydarzeń - żebym podał autora i źródło, skoro było jego wytworem. Tak to niestety jest, że jak ktoś via Facebooka i związanego z nim Messengera przesyła do mnie jakieś ilustracje, to powinien podać mi źródło ich pochodzenia. A skoro nikt tego nie uczynił, to trudno. Trzeba ponieść karę za kogoś.     

Osoby zainteresowane analizą polskich prawników - sędziego i mecenasów  na temat tego nietypowego wydarzenia odsyłam do dwóch numerów "Forum Akademickiego" - nr 12/2023 i nr 1/2024. 

Pedagogika nauce i praktycee

 



Dwanaście lat temu ukazał się pierwszy tom z serii autorskich wykładów akademickich z pedagogiki, którego autorem był profesor Czesław Kupisiewicz. Zależało mi na tym, by odnowić spojrzenie na przedmiot naukowych badań tej dyscypliny nauk społecznych w kontekscie najbardziej palących dla praktyki problemów wychowawczych i dydaktycznych. 

W ponowoczesnej dobie naukowa wiedza rozwija się z nieprawdopodobną dynamiką, intensywnością i częstotliwością, toteż coraz trudniej jest adeptom tej profesji odnaleźć się w jej labiryncie. Autorzy tej serii wydawniczej potwierdzają zarówno aktualność przekazywanej nam wiedzy, wartościowe i składające się na jej kanon ponadczasowe wątki, jak i wychodzą w przyszłość z tym, co warte jest zatrzymania, refleksji czy dalszych badań.

Właśnie dlatego nadałem tej serii tytuł: PEDAGOGIKA NAUCE I PRAKTYCE, bo każdy z autorów pracując nad zakresem tematycznym własnej subdyscypliny naukowej, łączy w akademickim i podręcznikowym zarazem przekazie teraźniejszość z przyszłością, która na naszych oczach i tak staje się już przeszłością. Na tym jednak polega istota nauki, że ścigamy się z temporalnym wymiarem naszej aktywności zawodowej i społecznej, zachowując dla kolejnych pokoleń to, co jest ponadczasowe. Zarazem dzielimy się tym, co może sprzyjać dalszemu rozwojowi pedagogiki jako szeroko pojmowanej nauki nauk o wychowaniu i edukacji.

Szczególny urok i naukowa wartość autorskich wykładów akademickich polega na tym, że są one swoistego rodzaju „akademicką robinsonadą”. Gdyby bowiem każdy z tych autorów wbrew własnej woli wylądował na samotnej wyspie, to zapewne tą wiedzą dzieliłby się z innymi samotnikami, poszukującymi drogi do prawdy o wychowaniu, kształceniu, opiece, terapii czy resocjalizacji. Lektura zachęca do wspólnej debaty, krytyki i recenzji, które nie tylko autorom pomagają w doskonaleniu własnej twórczości.

Po edycji zbiorowych podręczników akademickich przyszedł czas na autorskie konstrukcje i rekonstrukcje współczesnej wiedzy pedagogicznej w ramach poszczególnych subdyscyplin nauk o wychowaniu. Trzeba spojrzeć na ten rodzaj pracy naukowej jak na swoiste teksty kulturowe, które pozwalają na opis i wyjaśnianie różnych stanów oraz wizji świata kształcenia i wychowania, opieki i resocjalizacji, terapii i diagnozy jako czegoś obiektywnie rozwijającego się od szeregu lat, a nawet wieków i jako coś naturalnego w naukach społecznych.

Tom Czesława Kupisiewicza "Z dziejów teorii i praktyki wychowania" jest propozycją symbolicznego wsparcia warsztatu teoretycznego, metodologicznego i metodycznego kolejnych pokoleń badaczy, których wykładnikiem są syntetyczne formy przedstawiania wiedzy legitymizującej przyjęty w środowisku uczonych jej porządek czy przynajmniej realizującej nowy sposób postrzegania dorobku danej dyscypliny. Każdy z autorów mógł wybrać własny styl i strukturę wprowadzania czytelników w tajniki reprezentowanej przez siebie wiedzy pedagogicznej.

Czesław Kupisiewicz był członkiem rzeczywistym Polskiej Akademii Nauk, profesorem Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego oraz kierowanej przeze mnie Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Łodzi. Wybitny dydaktyk, komparatysta i historyk myśli pedagogicznej, wydawca i redaktor przekładów najznakomitszych ekspertów światowej pedagogiki dokonał rzetelnego i arcyciekawego studium historyczno-porównawczego powszechnych dziejów myśli i praktyki wychowania.

Historia jest wędrówką w przeszłość, by możliwe było zrozumienie teraźniejszości i myślenie o przyszłości. Potocznie mówi się o tym, że historia jest sztuką życia, ale, jak wykazują badania historyków w różnych regionach świata, ludzie ciągle popełniają błędy, mimo, że gromadzona od tysiącleci wiedza powinna być skarbnikiem wielu, rozpoznanych już przyczyn i mechanizmów, które prowadzą do porażek.

Zachęcam do korzystania z rozprawy Cz. Kupisiewicza, której  autor wydobywa z dziejów wychowania to, co buduje nadzieję i napawa optymizmem w naszej pracy. Widać wyraźnie, jak zmieniały się myśli, idee i praktyki wychowania. Skupienie narracji na ewolucji idei sprawia, że zachowane zostały zdobycze minionych pokoleń oraz ich odpowiedzi na pytania pierwsze. Czy tego chcemy, czy nie, w jakimś stopniu uczestniczymy w przebiegu procesów oświatowych, w wychowywaniu własnych dzieci, kształceniu kolejnych pokoleń Polaków, toteż książka wprowadza nas w to, co jest trwałą wartością pedagogii.

Indywidualne dzieje każdego z nas, towarzyszących nam zdarzeń i procesów, są zarazem historią naszych wychowawców, nauczycieli, środowisk czy instytucji, które też mają swoją przeszłość. Odtwarzanie prymarnych źródeł i zmienności wychowania, osób i wydarzeń, które wywarły spiralnie kumulatywny i największy wpływ na współczesne postawy szeroko pojmowanych pedagogów, stało się możliwe dzięki syntetycznej umiejętności rozpoznawania przez Kupisiewicza zmiennych o doniosłym znaczeniu dla całego świata. 

Nie jest to pierwsza tego typu analiza. Nieco wcześniej wydał on bowiem w tej samej Oficynie swoje szkice z dziejów dydaktyki, pokazując tym samym, jak bardzo ścisły jest związek między tymi dwoma, fundamentalnymi dla naszej nauki, procesami. Nie ma kształcenia bez wychowania, i na odwrót. 


Tym razem Czesław Kupisiewicz wydobywa z genezy i ewolucji nauki o wychowaniu perełki myśli, wydarzeń i procesów oraz informacje o ich twórcach, które w różnych regionach geograficznych świata, w różnych okresach ludzkiej cywilizacji i społeczno-politycznych przemian społeczeństw na różnych kontynentach, rzutowały na rozwój człowieka i jego kultury. W każdym jego zakątku ktoś, kogoś i w jakiś sposób wychowywał, formował czy wspierał rozwój, ale są też przykłady negatywnych praktyk w tym zakresie, które w tej rozprawie nie mają miejsca, gdyż została ona napisana zgodnie z pozytywistycznym paradygmatem badań. 

Niech inni teraz dociekają, w jakim zakresie mieliśmy do czynienia z odstępstwami, wypaczeniami czy patologiami, z którymi warto w przyszłości także się rozprawiać, by ostrzegać przed negatywnymi konsekwencjami ludzkich błędów mimo ich (wy-)kształcenia. Piękne i profesjonalne wydanie rozprawy przez Oficynę Wydawniczą IMPULS w Krakowie czyni transmisję nauki nie tylko atrakcyjną, ale i estetyczną z możliwością wykorzystania zastosowanych form edytorskich w kształceniu na odległość, bezpośrednim czy w samokształceniu.

11 lutego 2024

Oświadczenie

 Prof. Bogusław Śliwerski przeprasza dr. Józefa Wieczorka za naruszenie autorskiego prawa osobistego przez brak wymienienia twórcy i źródła rysunku o nazwie „Dr(h)ab.ina akademicka” zamieszczonego bez zgody na blogu 3.01.2021 r. pod adresem https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2021/01/akademickie-kontrowersje-w-2020-roku.html i 19.04.2021 r. pod adresem https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2021/04/o-praktykach-i-wskaznikach-recenzowania.html


Nie ma plagiatu, a to pech



O polowaniu Józefa Wieczorka na nieistniejącego plagiatora pisał w grudniowym wydaniu "Forum Akademickiego" redaktor niezwykle poczytnych artykułów o nieuczciwości akademickiej pan 

dr hab. Marek Wroński

 

W miesiąc później ukazał się na łamach tego miesięcznika kolejny artykuł, tym razem dr. hab. Pawła Kosseckiego, prof. PWSTVFiT im. Leona Schillera w Łodzi a specjalizującego się w wycenie praw autorskich, zatytułowany "Ważne inicjały". 




Po długiej i niezwykle ciekawej z punktu widzenia prawa cytatu batalii sądowej dotyczącej sposobu oznaczania rysunków, w tym konieczności zamieszczania imienia i nazwiska twórcy w sytuacji, gdy sam twórca udostępnia rysunek pod pseudonimem Sąd Apelacyjny w Warszawie podzielił wyrażone w apelacji sporządzonej przez mojego pełnomocnika stanowisko, że w sprawie nie doszło do plagiatu oraz do naruszenia prawa powoda do oznaczenia utworu swoim nazwiskiem

Kwestia plagiatu budziła zresztą wątpliwości jedynie u samego powoda – jak zauważył sąd rozpoznający sprawę: 

W niniejszej sprawie nie ma ani jednego elementu świadczącego o naruszeniu prawa do autorstwa utworu od strony negatywnej (art. 16 pkt 1 u.p.a.p.p.). Żaden z przeprowadzonych dowodów a w szczególności wpisy na blogu Pozwanego nie wskazuje, że przywłaszczył on sobie autorstwo cudzego rysunku. Pozwany nie podejmował żadnych działań sugerujących, że to on stworzył ten rysunku, nie umieszczał pod nim swoich podpisów itp.

Czemu miało zatem służyć pomawianie mnie o plagiat? Otóż i na to pytanie można znaleźć odpowiedź w uzasadnieniu wyroku:

Powód nie zwrócił się do Pozwanego z odpowiednim żądaniem (mógł łatwo ustalić kontakt w drodze elektronicznej). Zamiast tego wykorzystał całą sytuację do ataku personalnego na Pozwanego na łamach prasy. Wymaga również podkreślenia, że ewidentnym nadużyciem ze strony Powoda jest wykorzystywanie tego zdarzenia do przedstawienia w oczach opinii publicznej Pozwanego jako osobę mającą za nic zasady etyczne pracy naukowej – celem zdeprecjonowania całości jego postępowania. Mówiąc inaczej Powód wykorzystał całe zdarzenie do kolejnego ataku na Pozwanego, z którym toczy boje publicystyczne na temat zwyczajów w środowisku naukowym.  

Stanowisko sądu I instancji potwierdził także sąd odwoławczy, który w ustnych motywach uzasadnienia potwierdził, że o plagiacie nie może być mowy. Na podstawie ustnego uzasadnienia (na pisemne czekam) wydaje się, że podzielił argumentację zawartą w apelacji, że nie można mówić o naruszeniu prawa osobistego do oznaczenia utworu nazwiskiem twórcy w przypadku, kiedy twórca sam udostępnia  swój utwór pod pseudonimem.


Powodowi zależało na tym, by "zrzucić mnie z akademickiej drabiny", o czym pisał wielokrotnie. Nawet została powiadomiona Rada Doskonałości Naukowej o rzekomym plagiatorze w jej gronie. Jednak na zapytanie Sędziego, który wydał wyrok, RDN otrzymała powyższą - jednoznaczną odpowiedź. NIE MA PLAGIATU.   

Niestety w opisywanej sytuacji sąd dopatrzył się uchybień również po mojej stronie, bo choć przyznał, że użycie rysunku dla zilustrowania opisywanych przeze mnie problemów mieściło się w prawie cytatu, to jednak sposób jego użycia – bez wyraźnego wskazania źródła rysunku - mogło godzić w prawa powoda. 

Mając zatem w pamięci sentencję Andrzeja Frycza Modrzewskiego wyrytą na fasadzie Sądu Okręgowego w Warszawie „Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej" uznałem, że w tej sytuacji zasadnym będzie złożenie stosownego oświadczenia czyniącego zadość wspomnianemu wyrokowi, co też uczyniłem we wcześniejszym wpisie z dn.1 lutego 2024 r. i będę to czynił przez kolejne dwa tygodnie. 

Trochę znudzą się tym czytelnicy bloga, ale należy posypać głowę popiołem i przeprosić, skoro tego domaga się autor, który nie poinformował mnie - co jest w zwyczaju blogowych komentatorów wydarzeń - żebym podał autora i źródło, skoro było jego wytworem. 

Tak to niestety jest, że jak ktoś via Facebooka i związanego z nim Messengera przesyła do mnie jakieś ilustracje, to powinien podać mi źródło ich pochodzenia. A skoro nikt tego nie uczynił, to trudno. Trzeba ponieść karę za kogoś.

Proszę nie przesyłać mi obrazków, tym bardziej kiczowatych, bez podania źródła i autora. Teraz czytelnicy bloga muszą przez 2 tygodnie poradzić sobie z na(za-)rzutem i moimi przeprosinami.        

Osoby zainteresowane analizą polskich prawników - sędziego i mecenasów  na temat tego nietypowego wydarzenia odsyłam do dwóch numerów "Forum Akademickiego" - nr 12/2023 i nr 1/2024.