23 marca 2020

300 zł za godzinę korepetycji!


Przed nami wzrastająca fala ciężkich zachorowań na koronawirusa, szkoły są zamknięte, duża część uczniów jest odcięta od jakiejkolwiek, a nie tylko od dobrej edukacji, chociaż ta także w warunkach normalnie funkcjonującej szkoły bywa beznadziejna. W sytuacji tak dramatycznej absolwent UAM reklamuje się ze swoim biznesem tak, jakby nie było w tym nic nieprzyzwoitego.

Mam świadomość tego, że na epidemii, podobnie jak na wojnie, dorobią się na ludzkim nieszczęściu różne osoby. Jednak wydawało mi się, że sfera troski o dzieci i młodzież, o ich kulturowe przeżycie nie stanie się okazją do nicnierobienia, pozorowania pracy lub cynicznego wykorzystania tego do własnych zysków. Pewnie pozostanę już do końca naiwnym "harcerzem", który uważa, że czymś naturalnym, niemalże odruchowym, powinna być altruistyczna pomoc innym, tak lekarzom, jak i młodemu pokoleniu skazanemu na domową kwarantannę, stąd mój dzisiejszy wpis.

Poruszyła mnie bowiem eksponowana w mediach społecznościowych oferta osoby, która wykorzystuje szyld szacownego uniwersytetu do powiększania własnych dochodów, mimo iż nie jest już z nim związana, a czyni to pisząc: "Jak dobrze zarabiać na korepetycjach bez względu na przedmiot, którego uczysz nawet bez wychodzenia z domu.

To, że korepetytorzy są jak jedna z najstarszych profesji tego świata, obecni w strefie szarej i jawnej (płacącej podatki), wcale mnie nie dziwi. Jestem jedynie zdegustowany faktem wykorzystywania sytuacji, w jakiej znalazła się młodzież przed egzaminami maturalnymi i dla ósmoklasistów, a rzeczywiście skazana na edukację domową, w tym raczej na samokształcenie.

Korepetytor pisze wprost, bez ogródek: "W obecnej sytuacji zaś niezwykłą popularnością cieszą się korepetycje online – możesz więc zarabiać nie wychodząc z domu! Kup mój poradnik, a dzięki niemu będziesz mógł "ZWIĘKSZYĆ CENĘ ZA GODZINĘ KORKÓW NAWET DO 300 ZŁ! SPRAWIĆ BY UCZNIOWIE POLECALI TWOJE KOREPETYCJE SWOIM ZNAJOMYM".

Nie jest to anonimowa osoba. Pisze o sobie reklamując się:

Nazywam się Kamil Zawadzki i mam ponad 9 lat doświadczenia w udzielaniu korepetycji z języka polskiego. Jestem absolwentem UAM Poznań i zacząłem dawać korepetycje na 3 roku studiów (stanowczo za późno – śmiało można zacząć już na pierwszym roku). Szybko korepetycje stały się moją jedyną pracą na wiele lat. Z czasem miałem więcej chętnych uczniów niż mogłem przyjąć, więc zacząłem podnosić ceny, aby ograniczyć liczbę chętnych. Okazało się, że chętnych wcale nie ubywa, a dzięki wyższym cenom i lepszej organizacji mogłem zwyczajnie pracować mniej a zarabiać więcej. Teraz chciałbym się podzielić z Tobą moimi doświadczeniami.


Nic mi do tego, żeby p. Kamil Zawadzki zarabiał miesięcznie nawet milion złotych płacąc podatki do budżetu państwa. W końcu, to rynek dyktuje mu okazyjne warunki do takiego zarobkowania, a podmiotami tego rynku są także uczniowie, skazani na edukacyjny obciach, kicz, buble, szkolne pozoranctwo lub niemożność, bezradność nawet tych nauczycieli, którym bardzo by się chciało chcieć.

Absolwent UAM tak uzasadnia swoją aktywność biznesową:

"Dlaczego korepetycje to dobry biznes? Jak duży jest rynek i ile można zarobić dając korepetycje? W tej chwili korepetycje są bardzo popularną formą dokształcania się uczniów szkół. Badania ankietowe podają, że około 70% uczniów korzysta z korepetycji. Przerodziło się to oczywiście na sporą konkurencję wśród korepetytorów – nadal najczęściej uczącymi innych są studenci, ale powstaje też coraz więcej firm specjalizujących się w korepetycjach, które czerpią z korepetycji ogromne zyski.

Jak duży jest zatem ten rynek? 1. W roku szkolnym 2019/2020 mamy ponad 4,5 MILIONA wszystkich uczniów szkół (podstawowe + szkoły średnie). 2. 70% z nich jest zainteresowanych korepetycjami. TO PONAD 3 000 000 potencjalnych klientów. Co więcej mamy ponad 250 000 maturzystów i ponad 200 000 ósmoklasistów, którzy zdają egzaminy. Z tej grupy szacunkowo aż 84% uczniów pobiera korepetycje.


22 marca 2020

Menażeria wytwórców uczonej bzdury


Przywołałem w jednym ze swoich postów cytaty z wciąż niespożytkowanej przez uczelnie rozprawy filozofa nauki Mariana Grabowskiego p.t. "Istotne i nieistotne w nauce" (Toruń 2000). Upłynęły już dwie dekady od ukazania się tej książki na akademickim rynku, a osobiście pamiętam spotkanie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN z autorem książki w roku jej wydania. To było fascynujące spotkanie z uczonym, któremu naprawdę zależało na tym, by polska nauka nie generowała banalnych rozpraw na podstawie miernych, a nauczyciele akademiccy nie podejmowali oczywistych problemów badawczych.

To, że w nauce muszą powstawać także mierne prace nie jest możliwe do zahamowania, jeśli młodzi uczeni nie potrafią odróżniać "ziaren od plew". Jak jednak mają to umieć, skoro niektórzy z ich nauczycieli akademickich też tego nie potrafią, albo celowo przymykają na to oczy, bo i sami są producentami lub jako recenzenci promotorami banałów. Książki Mariana Grabowskiego - doktora habilitowanego fizyki teoretycznej, profesora filozofii nie znajdziemy już w bieżącej sprzedaży. Kto by ją wznawiał po latach, skoro "karawana banału i pseudonaukowej menażerii" jedzie dalej?

W ostatnim czasie otrzymałem z dwóch różnych uczelni i środowisk zapytanie, czy jednak nie warto byłoby napisać takiej książki, jak wydana w 2018 r. "Turystyka habilitacyjna Polaków na Słowację w latach 2005-2016" (Wydawnictwo UŁ)?
Pisze do mnie jeden z pedagogów: "Powinno powstać opracowanie badawcze o plagiatach i plagiatorach. Tak jak Pana Profesora "Turystyka habilitacyjne...". Plagiatorzy ze świecznika nie powinni być zatrudnieni w sąsiednim uniwersytecie, akademii czy w PWSZ-etkach, Powinni dostawać wilczy bilet do państwowego szkolnictwa wyższego. Renomowane prywatne wyższe szkoły również powinny zamykać przed nimi drzwi. Wiemy, że tak nie jest. W Polsce panuje fałszywa zmowa milczenia .... i przyzwolenia dla oszustw i oszustów, zwłaszcza z tzw. "świecznika".

Łatwiej nam wyrażać oburzenie z tytułu ujawnionych przez recenzentów czy sygnalistów naukowych oszustów/plagiatorów (co czyni skutecznie od lat prof. Marek Wroński na łamach "Forum Akademickiego"). Dla mnie nie ma to znaczenia, czy doktor habilitowany - plagiator pracy magisterskiej lub czyjejś książki jest członkiem oraz ekspertem PiS-u czy innej formacji politycznej, albo że jest bezpartyjny. Złodziej, to złodziej, co za różnica, jakie preferuje barwy partyjne. Nie ma też powodu, by przyzwalać na zatrudnianie takich osób także w niszowych wyższych szkołach prywatnych. Plagiatorzy mieli się szczególnie dobrze w tych renomowanych, kiedy obowiązywały tzw. minima kadrowe dla kierunków kształcenia. Liczyła się sztuka z dyplomem.

Wracając jednak do nieobecnej w przestrzeni krytyki pseudonauki książki prof. UMK Mariana G. Grabowskiego, przywołam za nim ciekawą, bo ujętą metaforycznie typologię pseudonaukowców. Są to:

1. Ćma - osoba daremnie powracająca i krążąca wokół tego, co ją fascynuje, przyciąga do nauki, ale z racji braku koniecznych kwalifikacji, wiedzy i umiejętności błysk światła nauki ją oślepia, a nawet parzy i niszczy."To przyciąganie i uleganie mu pozostaje w rażącej dysproporcji do samoświadomości własnej "nieprzystawalności" do uwodzącej wartości. Tej świadomości może nie być nawet wcale (...) Ćma gubi się w hierarchizacji kwestii naukowych, a przecież jest nimi zauroczona. Podziwia kompilację, której nie pojmuje, zawiłości, których nie jest w stanie przejrzeć. Uporczywie pcha się w obszary poszukiwań naukowych, gdzie mogłaby być najwyżej admiratorem, ale nie wartościowym badaczem, twórcą(s. 60-61).

2. Kret- to badacz drążący jałowy poznawczo temat, który wydaje mu się interesujący, ale że sam zachwycił się przedmiotem własnych dociekań, nie jest w stanie zdystansować się do nich. "Kret kręci się w kółko. Drąży swoje korytarze nie wiedzieć dla kogo ani po co. "Polubił" swoją ideę, która budzi uśmiechy politowania, gdy po raz n-ty referuje ją na kolejnych konferencjach naukowych. Ma "przeczucie" wagi pomysłu, przekonany jest o jego znaczeniu. Cóż z tego, gdy nikt jej nie kontynuuje, gdy jest pomijana" (s. 65). Profesor Maria Dudzikowa określała takich kretów mianem badaczy "wąsko tunelowych", którzy nie są w stanie spojrzeć szerzej i są bezkrytyczni wobec ujawnianych im słabości czy błędów metodologicznych. Przecież tyle się na drążyli... ;

3. Sapiens vulgaris - to osoba postrzegająca naukę i jej środowisko w kategoriach osobistych korzyści, która nie ma nic wspólnego z umiłowaniem przedmiotu badań, pasją czy fascynacją badawczą. Najczęściej trafia do szkolnictwa wyższego przypadkowo lub w wyniku pozanaukowych interesów, toteż panicznie boi się naukowców z pasją, gdyż sam jej ni e posiada. Taka osoba musi "Zrobić" doktorat, habilitację pod pretekstem pracy naukowej, za wszelką cenę, także utraty własnej godności. To pospolity uczony, który "(...) cynicznie i "na zimno" potrafi deklarować swoją pogoń za naukowa modą po to, by być zapraszanym za granicę do współpracy, na konferencje naukowe, by być "na top[ie". Mało zdolny homo vulgaris będzie rad z pokonania kolejnego szczebla akademickiej kariery i w tym będzie widział swój nadzwyczajny sukces życiowy" (s. 69)

4. Rajski ptak - to osoba inteligentna o ruchliwej umysłowości, pełna fantazji, spekulacji, podejmująca problem badawczy bez głębokiego namysłu, rzetelnej pracy nad jego rozwiązaniem, bardzo powierzchowna w swoich działaniach, najczęściej publikująca w czasopismach popularno-naukowych, by wyrokować o tym, na czym w istocie się nie zna. Nie przeszkadza jej niezobowiązująca i bezpłodna poznawczo działalność, tworząca wiedzę-bezwiedzę, z której nic dla nauki nie wynika. "U uczonego fantasty podziwia się talent, bystrość i żywość umysłu, zdolność szybkiego przyswojenia i "obrabiania" niepewnej naukowej nowinki. Natomiast wynik ich naukowych wysiłków jest zwykle pozbawiony poznawczego znaczenia. Są jak rajskie ptaki (...) nieme. Są piękne, barwnie upierzone, ale bez głosu"(s. 73).

5. Kot - to osoba uporczywie przeceniająca swoje kompetencje, przesadnie podkreślająca własne dokonania, nieznosząca krytyki, narcystyczna, skrajnie egocentryczna i przeświadczona o wadze podejmowanej problematyki. "niejeden uczony jest jak kotek, który lubi swoją skórę, własne futerko. Zabiega o nie. Ono zdobi, ono o nim stanowi. Lasy na karesy żyje tym, co w nim najbardziej zewnętrzne(...). Pragnie pochwał, wyróżnień, uznania. Nie znosi krytyki, jak kot wody. Tę jego "skórę" tworzy mieszanina egotyzmu, zarozumialstwa, próżności. Typ "kotka" to chyba najłagodniejszy przypadek pychy, z jakim można się zetknąć w nauce". (s. 75-76).

Młodzi adepci nauki mają pecha, kiedy zetkną się z jedną z takich postaci, jako swoim zwierzchnikiem. Wówczas zostaną pozostawieni samym sobie, gdyż ten, który powinien być dla nich mistrzem, okazuje się, że sam niewiele wie, nie wie, co jest ważne i istotne, nie posiada wiedzy i umiejętności do projektowania i prowadzenia badań naukowych. "Nic nie odmieni faktu, że wspólnota uczonych jest wspólnotą, która w aspekcie poznawczym, a nie użytecznościowym nauki, jedynie sama siebie może oceniać. Nikt z zewnątrz nie ma wystarczających kompetencji. Trzeba lat studiów, pracy, ba, całego życia, by nauczyć się tego, co do formułowania takich ocen jest niezbędne." (s. 133).

21 marca 2020

Mirosława Zalewska-Pawlak z Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego - otrzymała tytuł naukowy profesora



Profesor Mirosława Zalewska-Pawlak jest pedagogiem prowadzącym badania naukowe z teorii wychowania estetycznego, historii współczesnej myśli pedagogicznej i pedagogiki kultury. Ukończyła studia magisterskie na kierunku pedagogika na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Łódzkiego w 1974 r. na podstawie rozprawy z historii wychowania, którą przygotowała pod kierunkiem prof. Eugenii Podgórskiej. W tym samym roku została zatrudniona na stanowisku asystentki-stażystki w Katedrze Historii Wychowania i Oświaty podejmując się badań w zakresie historii wychowania i prowadząc z tego przedmiotu zajęcia ze studentami.

W Uniwersytecie Łódzkim pracuje nieprzerwanie do dnia dzisiejszego, zdobywając pierwszy stopień awansu naukowego pod kierunkiem prof. dr Eugenii Podgórskiej na podstawie rozprawy doktorskiej p.t. Wychowanie estetyczne dziecka w wieku przedszkolnym. Geneza i rozwój problematyki w polskiej teorii pedagogicznej, którą obroniła w 1983 r. na tym samym Wydziale.

Będąc adiunktem przygotowała do druku podoktorską monografię, która po ukazaniu się w uniwersyteckiej serii Acta Universitatis Lodziensis Folia Paedagogica et Psychologica w 1988 r. została wyróżniona nagrodą indywidualną I stopnia Rektora UŁ.

Jeszcze będąc asystentką, w pierwszych latach swojej pracy naukowo-badawczej zainicjowała stałą współpracę z włoskimi profesorami z Uniwersytetu Rzymskiego La Sapienza, która zaowocowała szeroko zakrojoną międzynarodową współpracą naukową, w tym wymianą nauczycieli akademickich i organizacją cyklicznych sesji naukowych na temat roli sztuki w europejskiej integracji kulturalnej.


Znana i ceniona jest w środowisku pedagogicznym jako niezwykle kompetentna specjalistka w zakresie współczesnych teorii wychowania estetycznego, w tym także badań porównawczych nad rozwojem tej dyscypliny w Europie. Prowadziła wykłady gościnne w różnych ośrodkach akademickich w kraju, ale także we Włoszech. Warto przy tym zwrócić uwagę na niezwykłą konsekwencję i logikę dokonań naukowych, które są skoncentrowane na problematyce szeroko rozumianej edukacji estetycznej, w tym wychowaniu przez sztukę dziecka w wieku przedszkolnym czy uwarunkowaniach i ewolucji europejskiej myśli pedagogicznej w tym zakresie.

Dzięki wysokim kompetencjom naukowo-badawczym i językowym, wieloletniej współpracy z najwybitniejszymi przedstawicielami tego nurtu we Włoszech oraz niezwykle rzetelnie prowadzonym badaniom własnym M. Zalewska-Pawlak stała się ambasadorką tej dziedziny wiedzy we współczesnych naukach o wychowaniu poza granicami kraju. Publikowała bowiem swoje studia w pracach zbiorowych pod redakcją wybitnego profesora pedagogiki Giulio Sforza oraz w czasopismach tego kraju.


Znakomicie rekonstruuje metodą historyczną ewolucję istoty, zakresu, struktury i programu kształcenia estetycznego w naszym kraju, ze szczególnym zwróceniem uwagi na edukację literacką, teatralno-filmową, muzyczną i plastyczną. Niezwykle interesujące są jej porównania zachodzących w toku dziejów rodzimych przemian w edukacji estetycznej, potwierdzające europejskie korzenie polskiej myśli pedagogicznej w tym zakresie.

Podejmowała też w swoich pracach wątek oświatowy a dotyczący kwestii wychowania do kultury życia ekologicznego od przełomu lat 60. do lat 90.XX w. zwracając uwagę na jakże często pomijany w krajach Europy Zachodniej problem wychowania do świata wartości etycznych i estetycznych, które kreują pożądany stosunek młodego pokolenia m.in. do otaczającej je przyrody. Swoje badania uzasadnia historycznymi źródłami edukacji kulturalnej w tradycji europejskiej, przybliżając jej współczesnym badaczom na Zachodzie dorobek polskiej myśli i fascynacji wartościami estetycznymi w sztuce i przyrodzie.

Swoistego rodzaju naukowe zobowiązanie wobec włoskich partnerów z tytułu wieloletniej współpracy odwzajemnia prof. M. Zalewska-Pawlak artykułami, które przybliżają polskim czytelnikom genezę pedagogicznej koncepcji sztuki we Włoszech. Myśl bowiem włoskich pedagogów jest wciąż u nas zaliczana do nieobecnych - a przy tym jakże cennych - dyskursów wokół genezy funkcji estetycznych sztuki w wieku XVIII. Ogromnie ważne jest zatem ukazanie przez M. Zalewską-Pawlak roli określonych teorii filozoficznych i estetycznych w powstawaniu koncepcji wychowania i kształcenia w Polsce w tym okresie.

Pani Profesor jest poświęciła swoje analizy współczesnym problemom włoskiej teorii pedagogicznej przybliżając najbardziej nurtujące włoskich naukowców prądy i kierunki pedagogiczne w zderzeniu z orientacjami politycznymi i aksjologicznymi pod koniec XX w. Można je odnaleźć w rozprawach Ireny Wojnar oraz śladowo w przekładzie artykułu Roberto Massy czy wydanej przez UŁ książce z andragogiki włoskiej prof. Olgi Czerniawskiej.

M. Zalewska-Pawlak należy do nielicznej grupy znaczących w naszym kraju nauczycieli akademickich, którzy systematycznie, od kilkunastu lat prowadzą rozległe badania metateoretyczne w zakresie wychowania estetycznego oraz szeroko pojmowanej pedagogiki kultury, wypełniając zaniedbany z powodu niedostatecznej bazy teoretycznej w polskich naukach o wychowaniu dyskurs komparatystyczny. Pryncypialne założenia dla metateoretycznego kontekstu badań historycznych i porównawczych współczesnych prądów i kierunków, ze szczególnym uwzględnieniem idei wychowania estetycznego, pozwalają na konstruowanie w miarę jednolitej metodologicznie strategii badań z zachowaniem prymatu analizy historycznej.

Habilitowała się w 2002 r. na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego na podstawie m.in. dysertacji pt. Rola sztuki w wychowaniu. Polska tradycja pedagogiczna. Jej książka mieści się w obszarze badań współczesnej pedagogiki porównawczej, stanowiąc równorzędną część wiedzy profesjonalnej w zakresie syntezy historii myśli pedagogicznej, pedagogiki ogólnej i organizacji szkolnictwa. Skupia się w niej m.in. na szeroko pojmowanej kulturze narodów i ich pedagogicznych osiągnięciach w tej dziedzinie, porównując je z minioną przeszłością oraz odpowiadając na podstawowe problemy i prawidłowości w tej dziedzinie naszego życia. Nawiązuje przy tym do wyróżnionego przez Bogdana Nawroczyńskiego jednego z najważniejszych w świecie, a występujących także w Polsce - prądu myśli pedagogicznej, który został zapoczątkowany na przełomie XIX i XX w. - jaki jest „pedagogika wychowania przez sztukę”.

Dzięki swoim badaniom prof. M. Zalewska-Pawlak kontynuuje zapoczątkowany przez tego wybitnego pedagoga polski, a przy tym jakże odmienny od systematyki niemieckiej czy nawet włoskiej, nurt badań we współczesnej humanistyce. Tak wybitni komparatyści ewolucji współczesnej myśli pedagogicznej, jak: Stefan Wołoszyn, Heinz–Hermann Krüger – profesor Uniwersytetu Marcina Lutra w Halle-Wittenbergu , Herbert Gudjons - profesor Uniwersytetu w Hamburgu czy G. Flores D’Arcais lokują źródła wychowania estetycznego właśnie w pedagogice kultury.

Sięgnięcie przez prof. M. Zalewską – Pawlak do estetyzmu pedagogicznego zwraca uwagę na prąd o obiegu międzynarodowym, zachowujący zarazem wyraźne piętno narodu i państwa, w którym powstał. Wzbogacenie badań o perspektywę historyczną ułatwia zrozumienie współczesnej roli wychowania przez sztukę. Staje się zarazem doskonałym źródłem wiedzy o tym nurcie w sytuacji, gdy wprowadzony do zreformowanej szkoły polskiej pod koniec lat 90. XX w. nowy przedmiot - „sztuka”, potrzebuje do przygotowywania nauczycieli pogłębionej teorii do jego prowadzenia.

To właśnie Bogdan Nawroczyński wskazywał, że chcąc zrozumieć myśli pedagogiczne w początkach wieku XX, trzeba nieustannie sięgać głęboko w wiek poprzedni. Podjęcie zatem badań nad polską tradycją pedagogiczną w obszarze pedagogiki filozoficznej, jest wyraźnym wkładem łódzkiej Profesor w przywrócenie studiom pedagogicznym uniwersyteckiego charakteru, odnajdywaniu zakorzenienia treściowego i formalnego pedagogiki wychowania przez sztukę w szeroko rozumianej humanistyce, czy – jak ujmował to także Florian Znaniecki – w naukach o kulturze. Nie da się spełnić tego warunku bez ujawnienia związków treściowej łączności wiedzy o tej dziedzinie wychowania z wiedzą humanistyczną o charakterze podstawowym.


Profesor M. Zalewska-Pawlak nie pomija przy tym związków formalnych w tym nurcie wychowania troszcząc się zarazem o to, by ukazać pokrewieństwo teorii wychowania estetycznego z dziedziną wiedzy humanistycznej poprzez właściwy sposób jej uprawiania. Umożliwia zrozumienie toczących się w niej sporów włączając się do nich z pytaniami o tożsamość zmieniającej się na przestrzeni dwóch wieków pedagogiki kultury.

Nominowana Profesor wprowadza nas w perspektywę myślową wytwarzaną przez pytania pedagogiczne interesującego ją prądu, a mianowicie:

* Na którym ze środowisk wychowawczych powinien spoczywać szczególny ciężar powszechnej edukacji estetycznej?

* Jeśli miałaby nim być szkoła, to w jakim stopniu kultura estetyczna może być niezbędnym składnikiem powszechnej edukacji?

* Jakie znaczenie odgrywa szkoła w rozwijaniu poczucia piękna?

* Jak powinny przenikać treści i formy wychowania estetycznego do szkół?

* Czy zreformowana estetycznie szkoła może rekompensować braki wyniesione z środowiska rodzinnego?

* Co powinno być źródłem rozwijania wrażliwości na piękno?

* W jakim stopniu ten rodzaj wychowania sprzyja kolejnym reformom edukacji? Jak kształcić dzieci, by nie naruszyć ich podmiotowości, ich prawa do swobodnej aktywności twórczej?

* Kto może być nauczycielem kultury estetycznej? itd.


Od początku istnienia Wydziału Nauk o Wychowaniu UŁ kształci studentów w zakresie edukacji artystycznej, przygotowując ich do pracy w szkole i w środowiskach pozaszkolnych, w rożnych placówkach oświatowo-wychowawczych. Jestem przekonany, że jej absolwenci czynią ze szkoły instytucję pogodną, „radosnego upojenia”, w której dziecko bez przemęczenia, z radością i ochotą garnie się do pracy i nauki (s.90). Ten typ orientacji rozwijany jest głównie w szkolnictwie progresywnym, alternatywnym, „nowego wychowania”.

Wysoce profesjonalne i duchowe przygotowanie nauczycieli do kształcenia estetycznego i wychowania przez sztukę sprawia, że jest twórczy, ale też ma potrzebę ustawicznego kształcenia się. W jej przekonaniu pedagog musi być artystą chwili, aktorem, poetą, swobodnie wykorzystywać do tego celu słowo, gest, a także zdolność rysowania. Jeśli nauczyciel sam nie może być artystą, to niech przynajmniej będzie wrażliwy na piękno. Niechże sam ubiera się czysto, choć ubogo, niech unika rubaszności w ruchach i słowach, niech unika przezwisk.


W swoich publikacjach prof. M. Zalewska-Pawlak przechodzi od fascynacji nowymi ruchami estetyczno–pedagogicznymi w Europie, poprzez ich upowszechnienie i aplikacje w praktyce polskiej szkoły do nowych wyzwań edukacyjnych w demokracji i otwartości na pluralistyczny świat wartości. Ma świadomość sytuacji narastającej w świecie agresji politycznej czy egoizmu prymitywnych postaw konsumpcyjnych.

Potrzeba sztuki w wychowaniu wobec zagrożenia kultem przemocy, ciała i pop-tożsamości, o której pisze w swoich pracach Zbyszko Melosik, jest szczególna właśnie teraz, kiedy doświadczamy braku mocy duchowej, o którą tak silnie dopominał się w swoich dziełach B. Nawroczyński. Dlatego też z dużą satysfakcją duchową czyta się książki i tekstry pomniejsze tej Autorki.

Książkę profesorską można pozyskać w Wydawnictwie UŁ.

20 marca 2020

Pedagog, nasza-akademicka "rzeczniczka" praw dziecka EWA JAROSZ - profesorem nauk społecznych


Ewa Jarosz - z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, która uzyskała rekomendację i poparcie środowisk politycznej opozycji oraz organizacji pozarządowych w wyborach Rzecznika Praw Dziecka, ale musiała je przegrać w starciu z większością parlamentarną obozu władzy, otrzymała decyzję Prezydenta RP o nadaniu Jej tytułu naukowego profesora nauk społecznych.

Nominowana Profesor od ponad dwudziestu lat zajmuje się problematyką krzywdzonego dziecka, ale nie uzyskała poparcia Sejmu, pomimo dwukrotnie wznawianych procedur tylko i wyłącznie z powodu poparcia, jakiego udzielili jej opozycyjni wobec partii władzy posłowie tzw. totalnej opozycji. Świadczy to z jednej strony o wysokim autorytecie naukowym p. Profesor, która nie przynależąc do żadnej formacji politycznej chciała służyć (s-)prawom dzieci w naszym kraju na powyższym stanowisku. Rekomendację poparł także JM Rektor Uniwersytetu Śląskiego.

To tylko potwierdza, nie tylko moje osobiste, ale i środowiska polskiej pedagogiki, przekonanie o tym, że politycy nie kierują się w swoich decyzjach i wyborach kwestiami kompetencyjnymi, merytorycznymi, naukowymi, ale ideologicznymi. Z tym większą więc radością przyjąłem potwierdzenie nominacji profesorskiej, bo polska pedagogika, w tym szczególnie pedagogika społeczna, została wzmocniona Uczoną o znaczącym także społecznie dorobku naukowym.

Przypomnę jedynie, bo w blogu poświęcałem uwagę naszej Profesor z różnych okazji i w ramach także związanych z wyborami RPD wydarzeń, najważniejsze Jej dokonania naukowe:

Ewa Jarosz jest absolwentką studiów pedagogicznych na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki uzyskała w macierzystej uczelni 28 czerwca 1996 r. na podstawie obrony dysertacji doktorskiej p.t. „Wzory reakcji reprezentantów intencjonalnych środowisk wychowawczych na zjawisko przemocy wobec dzieci”. Promotorem rozprawy był prof. dr hab. Andrzej Radziewicz-Winnicki a recenzentami profesorowie: Tadeusz Pilch i Jan Stanik.

Habilitowała się także w dziedzinie nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogika 12 maja 2009 r. przedkładając rozprawę habilitacyjną p.t. „Ochrona dzieci przed krzywdzeniem. Perspektywa globalna i lokalna”. Recenzentami w tym przewodzie byli znakomici profesorowie pedagogiki społecznej: Krystyna Marzec-Holka, Tadeusz Pilch, Barbara Smolińska-Theiss i Andrzej Radziewicz-Winnicki. Warto w tym miejscu odnotować, że niniejsza monografia naukowa uzyskała w 2009 r. prestiżową Nagrodę Łódzkiego Towarzystwa Pedagogicznego im. Profesor Ireny Lepalczyk za najlepszą rozprawę naukową z pedagogiki społecznej.

Profesor Ewa Jarosz wyrastała, rozwijała się i publikowała w najlepszej w kraju Katedrze Pedagogiki Społecznej, biorąc pod uwagę chociażby ten fakt, że objęte przed wielu laty "skrzydłami szefa" panie doktor są już profesorami tytularnymi np. Ewa Syrek lub trwa postępowanie o nadanie tytułu profesora (Ewa Wysocka).


Postępowanie o tytuł naukowy profesora przeprowadziła Rada Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, która posiada pełne uprawnienia akademickie w tym zakresie. Podkreślano w ocenie przedłożonych publikacji znakomite łączenie badań naukowych z projektami interwencji społecznej, by tworzyć świat, w którym są respektowane prawa dzieci, a troska o ich dobro integruje różne siły społeczne i instytucje państwowe na rzecz budowania demokratycznie funkcjonujących wspólnot.

Osiągnięcia naukowe Kandydatki do tytułu naukowego są rzeczywiście imponujące w wymiarze krajowym i międzynarodowym. Jest to zapewne wynikiem odbywanych przez nią staży naukowych w zagranicznych ośrodkach akademickich (Western Galilea College, Akko w Izraelu w 2015 r.; w UNICEF Office of Research – Innocenti we Florencji – 2017; na uniwersytetach w Brnie i Hradec Kralove w Czechach czy Complutense University of Madrid w Hiszpani). Prowadziła wykłady w Australian Centre of Child Protection of the University of South Australia w 2018 r. oraz brała udział w wizycie studyjnej w ONZ w Nowym Roku w 2018 r.


Z racji wysokich kompetencji w zakresie pedagogiki społecznej E. Jarosz wydała 7 raportów z badań ogólnopolskich, które prowadziła w ramach monitoringu Rzecznika Praw Dziecka a dotyczących postaw obywateli wobec przemocy skierowanej na dzieci. Pełniła też w latach 2017-2018 rolę krajowego koordynatora (kierownika) projektu „Non-violent childhoods: moving on from corporal punishment in the Baltic Sea Region” finansowanego przez Komisję Europejską w ramach programu Prawa. Równość. Obywatelstwo 2014-2020.

Pani Profesor jest klasycznym pedagogiem społecznym znakomicie łącząc teorie naukowe z praktyką na rzecz diagnozowania oraz wspomagania dzieci krzywdzonych w Polsce. Od początku swojej kariery naukowej zajmuje się tą problematyką zarówno w ujęciu historyczno-kulturowym, jak i diagnozuje procesy związane z nierespektowaniem praw dziecka przez dorosłych. Wyniki jej badań służą profilaktyce oraz działalności społeczno-oświatowej na rzecz ograniczania i eliminacji przemocy wobec dzieci. Jej diagnozy znakomicie służą rozpoznaniu najbardziej bolesnych egzystencjalnie problemów dzieciństwa zagrożonego przemocą czy też jej doświadczającego.

Niemalże każda z ekspertyz służyła zmianom regulacji prawnych w naszym kraju oraz interwencjom podmiotów odpowiedzialnych za wspomaganie krzywdzonych dzieci w ich środowiskach socjalizacyjnych.
Do wydanych ostatnio monografii naukowych, które stanowią znaczący wkład w naukę, ale i zarazem wyróżniają Autorkę w akademickim środowisku jako wybitną ekspert, należą m.in.:

Dzieci – ofiary przemocy w rodzinie. Raport Rzecznika Praw Dziecka: Funkcjonowanie znowelizowanej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (Warszawa 2012, – współaut. Anna Nowak);


Przemoc w wychowaniu; między prawnym zakazem a społeczną akceptacją (Warszawa 2015)

Bicie dzieci czas z tym skończyć. Kontestacja kar cielesnych we współczesnym świecie, (Warszawa 2018 – współaut. Marek Michalak).

Wiele pomniejszych publikacji, artykułów znajduje się w dostępnych dla czytelników repozytoriach np. . Można także "spotkać" Profesor na Facebooku .


W środowisku akademickiej pedagogiki cenimy prof. Ewę Jarosz za fundamentalny dla badań eksploracyjnych i aplikacyjnych wymiar jej rozpraw oraz ich znaczenie dla rozwoju polskiego dyskursu naukowego, w tym prawniczego oraz pedagogicznego. Uruchamiały one szereg kampanii społecznych. Wyniki badań były przekazywane rzecznikom praw dziecka w innych krajach oraz międzynarodowym agendom monitorującym zakres różnego rodzaju przemocy wobec dzieci.



Publikacje Profesor są unikatowe i w zasadzie pionierskie w polskiej pedagogice, a wygłaszane przez nią referaty prezentowane były na międzynarodowych kongresach w kraju i poza granicami. Tak jak w socjologii problematyką dzieciństwa zajmuje się Małgorzata Jacyno, tak w pedagogice problematykę dzieciństwa (childhood studies) bada Ewa Jarosz. Jej światowa już pozycja w obszarze pedagogiki społecznej została wyróżniona powierzeniem jej w 2017 r. przez Senat Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie roli recenzentki w przewodzie doktoratu honoris causa nadanego Marcie Santos Pais – Specjalnej Przedstawicielce Sekretarza Generalnego ONZ ds. przemocy wobec dzieci.

Po likwidacji Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego pedagodzy zostali usytuowani na Wydziale Nauk Społecznych, gdzie prof. Ewa Jarosz pełni kluczową rolę jako przewodnicząca Rady Naukowej Dyscypliny Pedagogika w tej uczelni. Sama wypromowała 3 doktorów nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika a pod jej opieką zostały wszczęte 4 przewody doktorskie. Jest też cenioną recenzentką w licznych przewodach doktorskich, habilitacyjnych, recenzentką wydawniczą, a wkrótce będzie mogła oceniać także dorobek naukowy kandydatów do tytułu profesora, czego Jej serdecznie życzę.

19 marca 2020

Komisje habilitacyjne powinny pracować normalnie, czyli online




Zgodnie z prawem od 1.10.2011 r. istnieje możliwość prowadzenia obrad komisji habilitacyjnej online. Jako przewodniczący komisji zobowiązuję sekretarza komisji do tego, by zabezpieczył w siedzibie swojej uczelni dostęp do kodowanej transmisji obrad komisji, dzięki czemu znacznie obniżyły się koszty postępowania habilitacyjnego.

Czterech członków komisji, których wciąż jeszcze wyznacza Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów - w związku z falą wniosków, które składane były do 30 kwietnia 2019 r. - jest spoza uczelni prowadzącej postępowanie a także spoza uczelni zatrudniającej habilitanta, jeśli jego postępowanie prowadzone jest poza nią. Tym samym podmiot prowadzący postępowanie może nie pokrywać kosztów delegacji recenzentów-profesorów, jeśli skorzystają z lokalnych centrów informatycznych w swoich uczelniach!

W sytuacji zagrożenia wirusowego tym bardziej powinniśmy wykorzystywać komunikację elektroniczną rezygnując nawet z łącza kodowanego na rzecz transmisji via aplikacja na domowym laptopie czy komputerze. Trzeba zrobić wszystko, co jest tylko możliwe, by czas przerwy w odbywaniu zajęć dydaktycznych nie zakłócił postępowań habilitacyjnych, gdyż i tak ponad tysiąc osób wciąż jeszcze czeka na rozpatrzenie ich wniosku i ocenę osiągnięć naukowych.

Przypominam: ROZPORZĄDZENIE MINISTRA NAUKI I SZKOLNICTWA WYŻSZEGO z dnia 22 września 2011 r. w sprawie szczegółowego trybu i warunków przeprowadzania czynności w przewodach doktorskich, w postępowaniu habilitacyjnym oraz w postępowaniu o nadanie tytułu profesora:

§ 15.
(...)

2. Obrady komisji habilitacyjnej mogą odbywać się w formie wideokonferencji, chyba że habilitant złoży wniosek o przeprowadzenie głosowania w trybie tajnym, zgodnie z art. 18a ust. 9 ustawy.

Ustawodawca nie określił, za pośrednictwem jakiego komunikatora może być prowadzona wideokonferencja. Dotychczas staraliśmy korzystać z systemu kodowanych łącz Pionier. W sytuacji pandemii można korzystać ze Skype'a, Zoom'a, czy Teams'a.

Jeszcze w kwietniu - jak dobrze pójdzie - Centralna Komisja wyznaczy ostatnie składy komisji habilitacyjnych dla tych kandydatów, którzy składali wnioski do 30 kwietnia 2019 r. Sekcja Nauk Humanistycznych i Społecznych CK zdążyła jeszcze na początku marca br. wyznaczyć kolejną setkę takich wniosków, a czeka kolejna grupa z wszystkich dyscyplin naukowych obu dziedzin. Niektóre sekcje w ogóle nie odbyły w marcu posiedzenia ze względu na pandemię i związane z nią ograniczenie kontaktów.

Wielu profesorów otrzymało już pismo z Kancelarii Prezydenta o nadaniu im przez A. Dudę tytułu naukowego profesora. Są wśród nich także profesorowie pedagogiki. Niezależnie od terminu uroczystego wręczenia im nominacji, poinformuję o tym czytelników bloga w najbliższych dniach.

18 marca 2020

Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego


Przed nami dopiero początek fali zachorowań, toteż nikt już chyba nie wątpi w to, że przedszkola i szkoły muszą być zamknięte na dłuży czas, aniżeli wskazany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej.

Po tygodniu wreszcie opublikowano na rządowym portalu pierwsze materiały dydaktyczne do samokształcenia dla uczniów wszystkich roczników szkolnych. Długo to trwało, ale zawsze lepiej późno niż wcale. Od ogłoszenia przerwy w zajęciach szkolnych resort publikował jedynie wykaz stron internetowych z zamieszczonymi na nich różnymi materiałami dydaktycznymi. Bez składu i ładu.

Tym razem chwalę zaangażowanych w e-edukację specjalistów za to, że nareszcie na stronie www.gov.pl/zdalnelekcje można znaleźć propozycje do uczenia się dla uczniów wszystkich klas szkoły podstawowej i ponadpodstawowej, które są zgodne z aktualną podstawą programową. To treści, które mogą być wykorzystane w trakcie zdalnego nauczania. Nie jest ich wprawdzie zbyt wiele, ale na bezrybiu...


Byłoby dobrze, żeby nauczyciele przejrzeli te materiały i wykorzystali do pokierowania pracą swoich uczniów. Cieszę się, że resort edukacji wreszcie odsłonił małą, ale wartościową cząstkę e-dydaktycznych zasobów.

Gorzej natomiast wypada sam minister - Dariuszu Piontkowskim, który operuje w wywiadach medialnych banałami. Udzielony przez niego jeden z wielu wywiadów odsłania mizerię szefa resortu:

Oto powiada:

Przechodzimy tak naprawdę rewolucję technologiczną. Ta nadzwyczajna sytuacja doprowadziła do tego, że przestawiamy się tam, gdzie jest to możliwe, na pracę zdalną. I to samo trzeba będzie zrobić w edukacji. Nie na stałe, tylko na ten wyjątkowy czas.

Skoro nauczyciele mają się przestawić na e-edukację tylko tymczasowo, na ten wyjątkowy czas, to po co mają się uczyć nowych technik zarządzania informacją, komunikacji online, pośredniej aktywizacji uczniów? Wszystko i tak wróci do "kredy i tablicy". Drodzy uczniowie, zgodnie z dewizą ministra: znowu sobie jakoś poradzić. Rewolucji w edukacji szkolnej nie będzie. Nie martwcie się, wszystko wróci w stare koleiny.

Minister: "Oczywiście. Planowaliśmy szkolenia dla nauczycieli, które bardzo dobrze przygotowałyby ich do pracy zdalnej, do wykorzystania nowoczesnych środków przekazu, do strony e-podręczniki.pl, która moim zdaniem będzie podstawą do tego, aby przygotować zajęcia dla uczniów."

Przez pięć lat planowali i jeszcze w całości nie zrealizowali tego planu! Gdzie jest ta cyfrowa szkoła? Gdzie są wydane na ten program miliony złotych? Szkoła musi być "analogowa", a nie cyfrowa.

Jak powiada minister: "My natomiast teraz staramy się tak zorganizować pracę szkoły, aby uczniowie na tym nie tracili. I wydaje się, że jest to możliwe, bo dziś większość uczniów, większość nauczycieli nawet z domu jest w stanie kontaktować się przez internet." Większość? Czyżby? Nie czytał minister raportu o stanie cyfryzacji szkolnictwa publicznego?

Minister proponuje, by uczniowie sami sięgali (...) do arkuszy maturalnych czy egzaminacyjnych, które były w poprzednich latach, dlatego między nimi podajemy także stronę Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, gdzie dostępne są wszystkie arkusze wraz z rozwiązaniami. Moim zdaniem jest to bardzo dobra forma powtórzenia materiału przed kolejnymi egzaminami.

To po co w ogóle jest szkoła, nauczyciele, urzędnicy resortu edukacji, kuratorzy oświaty itd.? Równie dobrze i bez pandemii uczniowie mogliby sobie sami zaglądać na strony CKE i rozwiązywać testy maturalne czy inne. Tylko kto ich nauczy, kto skoryguje ich niewiedzę, błądzenie, wyrówna ich braki? Sami? Czy na płatnych korepetycjach online?

Oto Klasyka języka centralistycznego urzędnika:

* "Chcemy, aby ...";

* "Komunikaty już poszły do szkół, będziemy je w kolejnych dniach przypominali";

* "I chcemy, żeby ...";

* "Uczniowie mogą przecież ...";

* "Decyzja nie będzie zależała ode mnie, bo ...";

* "My natomiast teraz staramy się tak zorganizować pracę szkoły, aby ...";

* "...ale i my nauczyciele nie powinniśmy...";

* "Dlatego też mówimy, że ...";

* "Przypomnę, że ...";

* "Nie wydaje się ...";

* "Tam, gdzie jest to możliwe,... .

* ...w przypadku nauczycieli, trzeba im dać możliwość ....";

* "Chcieliśmy uniknąć ...";

* "...wprowadziliśmy zapisy...";

* "Na razie widać, że udaje nam się to zrobić...";

Jest też w tym wywiadzie polityczna propaganda, bo takie zapewne ma minister wytyczne. Ma chwalić rząd i jego wyjątkowa sprawność na tle rządów innych państw. I tak nikt tego nie sprawdzi i nie porówna, bo nie ma takich narzędzi. No więc wygłosił: "Na razie widać, że udaje nam się to zrobić. Decyzje rządu wyprzedzają większość decyzji rządów europejskich. Kilka dni temu miałem okazję rozmawiać z ministrami edukacji z całej Unii Europejskiej. Zaledwie 1/3 z nich podjęła podobne decyzje jak polski rząd - niektóre dopiero po decyzji naszego rządu, inne dopiero się nad tym zastanawiają, a niektóre z tych rządów w ogóle uważają, że tego typu decyzje są niepotrzebne. To może się skończyć dla wielu osób tragicznie.
Na szczęście u nas jest inaczej
."

Niechby szef resortu powiedział coś krytycznego na temat katastrofalnego stanu nieprzygotowania szkolnictwa publicznego do edukacji zdalnej, to natychmiast wyleciałby z PiS. A tak ma szansę na jesienną premię.

W tej sytuacji podoba mi się propozycja dydaktyczna katechety w jednej ze szkół podstawowych: Dzień dobry! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! 1P5,7 "Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was".




17 marca 2020

Uniwersytety jako przedsiębiorstwa produkcyjne


Profesor Marek Kwiek stawia w swoim artykule w Nauka i Szkolnictwo Wyższe (1-2/2019) pytanie: Kim są najbardziej produktywni polscy naukowcy w niezróżnicowanym i niekonkurencyjnym systemie nauki? Jedno nie ulega wątpliwości, a mianowicie to, że opublikowanie tekstu na łamach tego periodyku radykalnie obniża poziom produktywności autora, gdyż NiSW nie znajduje się w wykazie czasopism punktowanych. Jeszcze do końca 2018 r. czasopismo to znajdowało się w wykazie B, co skutkowało przyznaniem autorom 6 punktów. Od 20019 r. jest już tylko marne 5 punktów.

No tak, ale tekst M. Kwieka nie jest marny, co tylko potwierdza paradoks, z którym muszą żyć naukowcy w naszym kraju (w odróżnieniu np. od uczonych z innych krajów UE). Ci, którzy są tytanami pracy naukowej, mają wysoką produktywność publikacyjną, mogą pozwolić sobie na zamieszczanie artykułów nawet w takich czasopismach jak powyższe. I całe szczęście, że to czynią, bo inaczej musielibyśmy poszukiwać analiz tego badacza w periodykach zagranicznych (np. Scientometrics 2018).

To, czym zajmuje się prof. M. Kwiek ma charakter analiz danych statystycznych, których dokonuje na polskiej próbie liczącej 3700 osób – na tle porównawczym z produktywnością naukowców z pozostałych 10 krajów europejskich (17000 osób). Do badań pobrał górne 10 procent polskich naukowców akademickich pod kątem ich produktywności, by poszukać predyktorów przynależności do tej grupy. Zastanawia się nad tym, co ich wszystkich łączy? Jak pracują? Czym różnią się od pozostałych naukowców? "Produktywność jest tu funkcją liczby publikacji i ich jakości (quantity and quality)."

Wniosek z badań płynie dość oczywisty, a mianowicie, że ci, którzy piszą dużo i dużo publikują są najczęściej cytowani (ich rozkład jest zawsze wysoce asymetryczny), podobnie jak ci, którzy mało piszą i niewiele publikują nie osiągają większych sukcesów w nauce, gdyż nie są cytowani. Nie jest to jednak gra o sumie zerowej, jak sugeruje to w swoich wnioskach prof. M. Kwiek, bowiem w nauce nie ma blokad na publikacje. Wydaje się nawet fatalne naukowo rozprawy, obciążone poważnymi, fundamentalnymi wprost błędami metodologicznymi czy/i teoretycznymi. Nie jest zatem tak, że jak pseudonaukową książkę opublikuje jeden uczony, to już pozbawi wydania książki drugiego. Ta zasada ma rzecz jasna miejsce jedynie w czasopismach, i to głównie ze względu na ich objętościowy limit. Te także publikują buble.

Poznański pedagog uważa jednak, że mała produktywność jednych powoduje z czasem pogłębianie się nierówności w dostępie do zasobów (środków, ludzi, infrastruktury i czasu przeznaczonego na badania), a dalej także prowadzi do nierównomiernej dystrybucji zasobów, co – pogłębia początkową nierównomierność osiągnięć. Trzeba zatem coś uczynić w naszych uczelniach, by słabszych "wyciągać za uszy" do góry, by nie pogłębiali nierówności, tylko stawali się akademickimi stachanowcami. Tyle tylko, że niektórzy nie potrafią, nie mogą, nie chcą, nie są w stanie. Produkcyjnie biedni stają się coraz biedniejsi. I co z tego?

Ano nic. Rektorzy, dziekani czy dyrektorzy instytutów naukowych - zainfekowani polityką socjalną i relacjami towarzyskimi z nieproduktywnymi nauczycielami akademickimi - utrzymują "proletariuszy" na stanowiskach adiunktów, a nawet awansują ich na stanowiska profesorów uczelnianych, gdyż nie chcą, by uniwersytet stawał się przedsiębiorstwem produkcyjnym. Pomogła im w tym nowelizacja ustawy prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (KDN), w wyniku której produktywność naukowa została radykalnie i strukturalnie zmniejszona!

W artykule M. Kwieka zawarte są interesujące dane. Okazuje się bowiem, że wśród naukowców (...) połowa z tych, którzy nie współpracują międzynarodowo, również nie współpracuje w kraju. Efekt ten jest zróżnicowany w różnych dziedzinach; około dwóch trzecich miejscowych w naukach humanistycznych i społecznych nie współpracuje ze sobą również w kraju – innymi słowy, w miękkich dyscyplinach akademickich dominuje model „samotnego uczonego” (63,3% miejscowych w tych dyscyplinach nie prowadzi również współpracy krajowej w badaniach). Największy odsetek naukowców współpracujących ze sobą na poziomie krajowym dotyczy nauk przyrodniczych (71,6%). (s. 75) Jest to skorelowane z publikowaniem własnych rozpraw w języku obcym.

Naukowcy nie mają publikować dużo, tylko jeden tekst rocznie, ale za to w wysoko punktowanym wydawnictwie lub czasopiśmie naukowym. Co z tym faktem uczyni prof. M. Kwiek za kilka lat? Zapewne dojdzie do wniosku, że w wyniku "reformy" nastąpił totalny krach na giełdzie akademickiej produkcji.

Inna kwestia, to problem indywidualnego awansu naukowego. Ten wymaga wysokiej produktywności i cytowalności rozpraw. Jak zarządzający uczelniami sięgną do artykułu M. Kwieka, to być może czeka nas poważna zmiana w akademickiej polityce kadrowej oraz zwiększenia nakładów na badania naukowe w fazie preparacyjnej, konceptualizacyjnej. Autor łamie istniejące błędne przeświadczenia na temat tego, że im młodszy naukowiec, tym jest większy poziom internacjonalizacji jego badań.

Tak nie jest. Co jest równie ciekawe, to uchwycenie empiryczne zależności między wiekiem, a nawet płcią uczonego a także jego produktywnością. Otóż przechodzenie na emeryturę profesorów w wieku 65/67 lat pogłębi kryzys w sferze produktywności i internacjonalizacji nauki.Poza uczelniami, na emeryturze prowadzą badania na własny koszt lub kształcą w szkołach prywatnych, ale nie liczą się już w ocenie i prestiżu uczelni państwowych, z której odeszli. Kto na tym traci?