13 grudnia 2019

Nie opuszczajcie CHOWANNY


Drodzy Pedagodzy,

Czasopismo „Chowanna” jest w stanie reorganizacji i rozpoczyna nowy etap swojego funkcjonowania. Redaktorem naczelnym periodyku jest prof. UŚ Krzysztof Maliszewski. Przedwczoraj ujawniłem w reakcji na pismo z MNiSW manipulację, jakiej dokonała Komisja Ewaluacji Naukowej lekceważąc rekomendację ekspertów w zakresie podwyższenia niektórym czasopismom pedagogicznym z 20 do 40 lub 70 pkt. Niestety. Żaden z tych periodyków nie uzyskał poparcia a KEN zrównał do 20 pkt. wszystkie z wyłączeniem "Resocjalizacji Polskiej". Nie każdy naczelny ma takie możliwości wpływu na ministra Jarosława Gowina.

Apeluję zatem, PISZCIE JAK NAJLEPSZE ARTYKUŁY TAKŻE DO 'CHOWANNY" mimo tego, że nie otrzymacie za nie nawet 20 pkt.! ZASTOSUJMY OPÓR TRANSFORMATYWNY, POZYTYWNY. PISZMY DO CZASOPISM, KTÓRE NIE ZNALAZŁY SIĘ W WYKAZIE MNiSW, JEŚLI MAMY TROCHĘ WIĘCEJ CZASU, WIĘKSZY POTENCJAŁ NIŻ DOKTORZY, KTÓRZY POTRAFIĄ TYLKO NARZEKAĆ NA RZEKOMĄ NIESPRAWIEDLIWOŚĆ W OCENIE ICH PSEUDO-HABILITACYJNEGO DOROBKU.

„Chowanna” to polskie czasopismo pedagogiczne o interdyscyplinarnym charakterze. Jego podstawowe cele to:

1. łączenie dorobku polskiej myśli pedagogicznej z osiągnięciami krytycznej i zaangażowanej humanistyki współczesnej;

2. tworzenie przestrzeni do prezentacji badań naukowych z zakresu historycznych, filozoficznych, socjologicznych, psychologicznych, kulturoznawczych, artystycznych kontekstów wychowania.

Pismo zostało powołane do istnienia w 1929 roku jako periodyk Instytutu Pedagogicznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Grono redaktorów prowadzących tworzyli uczeni uznawani dziś za klasyków pedagogiki, na przykład:




Zygmunt Mysłakowski,






Henryk Rowid,



Józef Pieter.








Tytuł "CHOWANNA" nawiązuje do znanego z mitologii słowiańskiej imienia bogini-opiekunki oraz do monumentalnego i fundacyjnego dla zaawansowanej polskiej myśli pedagogicznej dzieła Bronisława Ferdynanda Trentowskiego Chowanna, czyli system pedagogiki narodowej jako umiejętności wychowania, nauki i oświaty, słowem wykształcenia naszej młodzieży (1842 r.).

Profil czasopisma to zamierzone odwołanie do dialektycznej oraz osadzonej głęboko w języku polskim, a jednocześnie otwartej na dokonania światowe twórczości Trentowskiego.

„Chowanna” pomyślana została jako pograniczne forum wymiany myśli – łączące w badaniach pedagogicznych tradycję (problematyzowaną) z nowoczesnością (wieloraką).

Zespół Redakcyjny chciałby twórczo zachować ugruntowane w historii czasopisma i jednocześnie aktualne w naszej rzeczywistości zakresy tematyczne, ogniskując podejmowane na jego łamach zagadnienia wokół następujących – ważnych społecznie – kwestii:

• polska myśl pedagogiczna (w kontekście nowoczesnej humanistyki);

• rewizja postaw pedagogicznych (w kontekście zmian społeczno-kulturowych);

• historyczne i współczesne prądy w wychowaniu i edukacji (w kontekście potrzeb nauczycieli i innych podmiotów edukacji);

• demokracja i wychowanie (w kontekście kryzysu kultury demokratycznej).


Jesteśmy przekonani - pisze redaktor naczelny - że jakość dyskursu edukacyjnego w przestrzeni publicznej w dużej mierze zależy od stopnia recepcji znaczących dokonań teoretycznych, dlatego zamierzamy podjąć próbę rewitalizacji debat wokół ważnych książek – zarówno nowości, jak i dzieł klasycznych. Troska o etykę lektury to jedno z zadań, jakie sobie stawiamy, zapraszając do czytania i komentowania istotnych tekstów.

Chcielibyśmy także – w duchu integralności myślenia o człowieku i jego kształceniu – szerzej otworzyć łamy czasopisma na pogranicze nauki i sztuki. Literackie laboratorium doświadczeń egzystencjalnych, badania z zakresu arts based research, analizy wydarzeń kulturalnych etc. to ważne pole wspomagania podmiotów edukacyjnych w wysiłku przeciwdziałania dehumanizacji.


Pedagodzy! Do klawiatur! Piszcie artykuły, recenzje, teksty polemiczne i publikujcie w "Chowannie".

12 grudnia 2019

Diamentowy Grant 2019 nie trafił do żadnego pedagoga młodego pokolenia


Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego opublikowało Wykaz laureatów VIII edycji konkursu w ramach programu Diamentowy Grant. Tym samym grono młodych, najzdolniejszych uczonych liczy już prawie 700 osób.

Jak podaje resort:

W tym roku wicepremier Jarosław Gowin przyznał ponad 17 milionów zł na finansowanie projektów wybitnie uzdolnionych studentów studiów jednolitych magisterskich lub absolwentów studiów I stopnia, prowadzących badania naukowe na wysokim poziomie i posiadających wyróżniający się dorobek naukowy. W VIII edycji konkursu zespół ekspertów wyłonił 85 laureatów, których projekty uzyskały ocenę końcową nie mniejszą niż 85 pkt. Otrzymają oni nawet do 220 tys. zł na realizację swoich pierwszych samodzielnych projektów badawczych, trwających od 12 do 48 miesięcy. W trakcie realizacji projektu będą mogli pobierać wynagrodzenie w wysokości do 2500 zł miesięcznie.

Laureaci zostali wyłonieni spośród 243 wnioskodawców w dwustopniowym postępowaniu konkursowym.


Zainteresowanych wykazem odsyłam do strony internetowej. Nie znajdziemy w gronie 13 laureatów z nauk społecznych ani jednego wybitnego badacza z pedagogiki. Inna rzecz, że w obszarze nauk społecznych znalazły się projekty z nauk technicznych. To dziwne, bowiem nie istnieje już klasyfikacja obszarów nauk, ale są jedynie dziedziny i dyscypliny naukowe. Czyżby jakiś urzędnik w MNiSW nie znał własnego prawa?

Jest za to ciekawy projekt z psychologii międzykulturowej p.t. Rozpowszechnienie, uwarunkowania i międzykulturowe zróżnicowanie kompulsywnych zachowań seksualnych. W świetle różnych afer w elitach władzy wydaje się, że wnioski z badań mogą być tu bardzo interesujące. W kontekście noblowskiego wykładu Olgi Tokarczuk ciekawy też będzie wynik badań w ramach projektu: "Wpływ postaci wygenerowanych wirtualnie: ludzkie aspekty botów". Być może rządzący wszelkich opcji politycznych dowiedzą się za trzy lata, po zakończeniu badań, jakie znaczenie powinna mieć w naszym kraju: Legitymizacja prawa karnego w kontekście jego europeizacji. Bariery i perspektywy.

Potencjalni sprawcy wypadków czy katastrof w ruchu lądowym lub lotniczym uzyskają interesującą wiedzę z badań na temat: "Praksje wyobrażeniowe – czy mózgowe podłoże proceduralnych umiejętności kognitywnych jest tożsame z mózgowym podłożem proceduralnych umiejętności motorycznych? – badanie fMRI".

Wszystkim laureatom gratuluję i życzę jak najlepszego wykorzystania środków finansowych do zrealizowania własnej pasji badawczej.

(źródło fot. )

11 grudnia 2019

CZY WSPARCIE = WYPARCIE ?


W dn. 25.09.2019 skierowałem w imieniu władz Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN pismo do ministra Jarosława Gowina, w którym odniosłem się do reakcji wicedyrektora jednego z resortowych departamentów na krytykę nietransparentnej procedury dopuszczenia czasopism naukowych do prac komisji rekomendującej KEN czasopisma do ministerialnego wykazu z możliwością przyznania im od 20 do 70 pkt.

Treść skargi do MNiSW w sprawie wykazu czasopism, w dniu sierpnia 14, 2019 jest tu;

a treść reakcji na odpowiedź znajduje się tu.

Na odpowiedź - tym razem dyrektora Departamentu Nauki p. Bartłomieja Banaszaka - czekałem ponad dwa miesiące. W całości dokument jest opublikowany na stronie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.

Przede wszystkim stwierdza się w nim, że odpowiedź na skargę została udzielona przez właściwą osobę i zgodnie z obowiązująca procedurą, a ponadto "(...) w sposób wyczerpujący odniesiono się do wszystkich przedstawionych w piśmie zarzutów, wskazując równocześnie obowiązujące w tym zakresie regulacje prawne".

Rozporządzenie MNiSW z dnia 7 listopada 2018 r. w sprawie sporządzania wykazów monografii naukowych oraz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych (Dz.U. poz. 2152 oraz z 2019 r. poz. 335), - jednoznacznie wskazuje zakres spraw przekazanych do uregulowania w tym rozporządzeniu oraz wytyczne dotyczące treści tego aktu. Tymczasem delegacja w piśmie z dnia 16 września 2019 r. przesądza , że wykaz , którego sposób sporządzenia określono w ww. rozporządzeniu, obejmuje tylko te czasopisma, o których mowa w art. 265 ust.9 pkt. 2 ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. - Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (Dz. U. poz. 1668, z późn. zm.).

Rzeczywiście, trzeba przyznać tu rację panu dyrektorowi, bowiem zapis w ustawie brzmi jednoznacznie:

2. Ewaluacja obejmuje osiągnięcia wszystkich pracowników prowadzących działalność naukową w podmiotach (...).

9. Osiągnięcie, o którym mowa w ust. 6, może stanowić w szczególności:

1) monografia naukowa wydana przez wydawnictwo publikujące recenzowane monografie naukowe;

2) artykuł naukowy opublikowany w:

a) czasopiśmie naukowym publikującym recenzowane artykuły lub recenzowanych materiałach z konferencji międzynarodowej, ujętych w międzynarodowych bazach czasopism naukowych o największym zasięgu,

b) czasopiśmie naukowym będącym przedmiotem projektów finansowanych w ramach programu „Wsparcie dla czasopism naukowych”, o którym mowa w art. 401.


Ministerstwo poinformowało także w komunikacie z dn. 31 sierpnia 2018 r. o planowanym na przełomie września i października 2018 r. rozpoczęciu naboru wniosków w ramach ww. programu., który wszedł w życie z dn. 20 września 2018 r. wskazując przy tym również, że czasopisma objęte pomocą w ramach tego programu zostaną umieszczone w wykazie czasopism naukowych.

Nie ma co tu dyskutować a dalej protestować, tylko trzeba przyznać się do "gapiostwa" i uderzyć we własną pierś. Skoro wydawcy nie zapoznali się dokładnie z - nie da się ukryć, jednak mało czytelną regulacją ustawową - i nie wystąpili do MNiSW z wnioskiem o dofinansowanie w ramach konkursu "Wsparcie dla czasopism naukowych", to niech nie wylewają teraz krokodyli łez z powodu pominięcia ich periodyku w tak ważnym wykazie.

Inna rzecz, to czy zasadne było uzależnienie wprowadzenia na listę tylko tych pism, których redakcje wnioskowały o pomoc finansową? Czy rzeczywiście każdy musiał odczytać pojęcie 'WSPARCIE" jako konieczny warunek do znalezienia się w tym wykazie? Jednak pojęcie WSPARCIE nie jest tożsame z pojęciem WYPARCIE, a Komitet Nauk Pedagogicznych PAN zwracał uwagę na ten właśnie aspekt owego wykluczenia!

Jest jednak w odpowiedzi pana dyrektora jedna nieprawdziwa konstatacja. Twierdzi bowiem, że czasopisma, które uczestniczyły w trym programie i zostały poddane analizie oraz wnioskom ocennym innego zespołu eksperckiego, a powołanego spośród profesorów poszczególnych dyscyplin, uzyskały podwyższoną punktację do 70 pkt. w danej dyscyplinie, jeśli zespół doradczy zaproponował zwiększenie o dwa progi punktowe. Co ciekawe, w wykazie zespołu doradców w ogóle nie było periodyku "Resocjalizacja Polska", a tylko jemu podwyższono o dwa progi z 20 do 70 pkt.

Otóż TO JEST WIERUTNE KŁAMSTWO. Przekazałem MNiSW wykaz czasopism, które zdaniem zespołu doradczego MNiSW miały mieć podwyższony próg o jeden lub dwa progi, co nie zostało uwzględnione przez KEN. Proszę zatem nie wprowadzać fałszywych informacji, bo nie ma to nic wspólnego z prawem i sprawiedliwością, a z etyką w szczególności.

10 grudnia 2019

O nauczycielach na Kongresie Łódzkiego Towarzystwa Pedagogicznego



Przewodnicząca Łódzkiego Towarzystwa Pedagogicznego dr Beata Owczarska zorganizowała w Dużej Sali Obrad Rady Miejskiej w Łodzi Kongres Edukacyjny, który w tym roku wieńczy całoroczną działalność społeczno-oświatową pedagogów z regionu łódzkiego.

V Kongres Edukacyjny poświęcony był nauczycielom, a więc jednej z najbardziej ryzykownych, pięknych, ale i niezwykle wymagających profesji, której przedstawiciele walczyli wiosną 2019 r. o zdecydowaną poprawę warunków ich pracy oraz płacy. To, że nauczyciele zostali zdradzeni w kluczowym dla negocjacji z rządem przez jeden ze związków zawodowych mających w nazwie "Solidarność" oraz że nieudolnie była prowadzona przez pozostałe związki akcja strajkowa, nie znalazło swojego odzwierciedlenia we wczorajszej debacie.

Zapewne dlatego, że jej uczestnikami byli głównie dyrektorzy przedszkoli, szkół i placówek oświatowych oraz socjoterapeutycznych, którzy chcąc nie chcąc musieli okazać uległość wobec władz oświatowych jako także członkowie nadzoru pedagogicznego. Być może, gdyby przybyli na obrady nauczyciele, mielibyśmy szansę na poznanie po wielu miesiącach ich postaw wobec wydarzeń, które swoistą traumą zapisały się w ich biografiach.

Kongres był jednak wart partycypacji w jego obradach, gdyż można było skonfrontować z kadrą kierowniczą oświaty w tym regionie analizę naukowej diagnozy stanu nauczycielstwa w Polsce po 30 latach transformacji ustrojowej z wiedzą i refleksją osobistą twórczych, refleksyjnych, (samo-)krytycznych nauczycieli pozytywnie zaangażowanych w swoją rolę. Nie było zatem przedmiotu sporu, gdyż tak akademikom, jak i liderom edukacji zależało na tym samym, a mianowicie na odpowiedzi na pytanie o powody nienajlepszej kondycji nauczycielskiego stanu pod koniec 2019 r.

Uniwersyteccy profesorowie - Jacek Pyżalski (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu) i Piotr Plichta (Uniwersytet Wrocławski) przypomnieli wyniki badań nad obciążeniami zawodowymi nauczycieli, z których w 2010 r. wynikał porażający obraz poczucia u 86% nauczycieli, że obciążenia w ich zawodzie są większe niż w innych profesjach. Był to jednak rok 2010, kiedy to w chaosie urzędniczym PO i PSL usiłowano zaprowadzić obniżenie wieku obowiązku szkolnego, co zresztą zostało wprowadzone po kilku latach, chociaż z fatalnymi następstwami dla ofiar tej pseudoreformy.

Obaj panowie dziwili się, że obecne Ministerstwo Edukacji Narodowej nie jest w ogóle zainteresowane badaniami dotyczącymi kondycji zdrowotnej nauczycieli. Ba, nawet w możliwym do przeprowadzenia w ramach badań PISA wyłączono tę możliwość, żeby... , no właśnie, chyba po to, żeby się nie dowiedzieć i nie móc tym samym poinformować podatników, w jak fatalnym stanie jest to środowisko zawodowe. Słusznie, choć my pedagodzy wiemy to z dzieł m.in. Jana Amosa Komeńskiego, przywoływali wnioski z badań amerykańskich, że głównym czynnikiem różnicującym osiągnięcia szkolne uczniów jest jakość kadr nauczycielskich, w tym ich zdrowie psychiczne i fizyczne.

Koszty nieradzenia sobie przez dużą część nauczycieli z problemami wychowawczymi, rozwojowymi, ale i społeczno-kulturowymi w szkole są trudne do naprawy, gdyż w odróżnieniu od medyków lekarstwem pedagogów nie są leki, ale oni sami. Opracowana przez Pyżalskiego i Dorotę Merecz piramida obciążeń zawodowych wcale nie uległa zmianie, chociaż być może po kolejnej dekadzie nastąpią w jej układzie drobne przesunięcia.


Mimo zapowiedzi, że postarają się pokazać uczestnikom debaty, co wzmacnia nauczycieli w ich pracy, musieli poprzestać na kazusach, gdyż w pedagogice, tak jak w psychoterapii czy klinice medycznej, każdy przypadek jest odrębny, ma swoje biograficzne konteksty i uwarunkowania ich struktur. Konstruowanie zatem jakiejkolwiek księgi recept na rozwiązywanie problemów w szkole jest nonsensowne, aczkolwiek można je ładnie opakować np. w psychologię humanistyczną Carla Rogersa.

Z wspomnianych badań Pyżalskiego i Merecz wynikało, że już w 2010 r. zdaniem 55% nauczycieli tylko nieliczni z ich grona pedagogicznego cieszyli się ich uznaniem. Aż 49% wskazało na to, że tylko nieliczni członkowie rady pedagogicznej pomagali im, gdy musieli wykonać jakąś większą pracę na rzecz szkoły czy podzielili się z nimi inspirującymi pomysłami dydaktycznymi i wychowawczymi.

A niby dlaczego miałoby być inaczej? Polska szkoła jest instytucją w dużej mierze totalną, sterowaną odgórnie przez nomenklaturę partii władzy (lewicowej, liberalnej czy prawicowej) zobowiązującą nauczycieli do realizowania nieakceptowanych przez większość z nich zadań. Jak mówił Dariusz Chętkowski, tylko nieliczni starsi wiekiem i doświadczeniem nauczyciele są szczerze oddani swoim młodszym koleżankom i kolegom, gdyż większość przejawia postawę Schadenfreude (cieszenia się czyimś niepowodzeniem), postawę "psa ogrodnika" (sam nie skorzystam, drugiemu nie dam) lub postawę toksyczną, rywalizacyjną ("Ty masz problem z tym uczniem? Nie rozumiem. Ja takiego nie mam").

To, co zatem pozostaje nielicznym pasjonatom zawodu, to oddolne zaangażowanie się na rzecz kreowania wysp oporu edukacyjnego, wytwarzania w szkołach pól wolności dydaktycznej, albo stosowanie zasad przeżycia w posłuszeństwie, milczeniu, znoszeniu upokorzeń, ignorancji czy absurdów nadzoru pedagogicznego.

Jeszcze są szkoły publiczne, w których odważni a twórczy dyrektorzy potrafią zbudować zespół samorealizujących się w tym zawodzie pedagogów, którzy wbrew, pomimo, a może właśnie ze względu na patologię władzy centralnej starają się chronić dzieci i młodzież przed jej toksynami. Nie mają łatwo, bowiem musza pokonywać nie tylko naturalny opór we własnym środowisku, ale i odpowiednio uzasadniać powody wprowadzanych zmian, innowacji, których skuteczność nie musi przekładać się na najwyższe noty szkolne uczniów. Są tymi, którzy ratują motywacje i aspiracje dzieci do uczenia się, by doświadczając osobistej radości, bezpieczeństwa, wysokiej kultury i satysfakcji z wykonywanych zadań zapamiętały szkołę nie jako więzienie, ale "windę" do ich osobistego szczęścia.

08 grudnia 2019

Tylko nie pisz i nie mów prawdy o pseudonaukowej praktyce diagnostycznej


Od marca 2019 r. oczekuję na ustosunkowanie się pani dr Joanny Grubej do kardynalnych błędów metodologicznych w skonstruowanej i opublikowanej przez nią ankiecie. Przedstawione bowiem przez nią i za jej pośrednictwem także przez media wyniki zgromadzonych danych są kompromitacją osoby ze stopniem naukowym doktora. Nauka polska wymaga spełniania przynajmniej minimalnych standardów metodologicznych. Jeśli już kogoś nie stać na oryginalność, to niech chociaż przestrzega reguł logiki i obowiązujących w diagnostyce standardów. W przeciwnym razie upowszechnia się w sieci - pod szyldem nauki polskiej - błędy, które z nauką nie mają nic wspólnego. Są bowiem pseudonauką.

Przypominam zatem:

Na stronie organizacji pozarządowej niedouczona pani doktor - co wykazała już wcześniej Rada Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu w 2014 r. - opublikowała wyniki badań ankietowych online skierowanych do pracowników naukowych. Ankieta „Habilitacja” dostępna była w internecie od 1 lutego do 15 marca 2019 r. Celem badań było poznanie opinii naukowców na temat:
- wartości i innowacyjności badań prowadzonych podczas postępowań habilitacyjnych oraz pohabilitacyjnych,
- rzetelności i obiektywności postępowań habilitacyjnych,
- praw habilitanta,
- nieuczciwych recenzentów.

Respondenci (niewiadomego statusu, bo przecież w tego typu ankietach nie ma możliwości sprawdzenia wiarygodności danych osobowych), odpowiadali na błędnie skonstruowane pytania rozstrzygnięcia", mając do wyboru trzy odpowiedzi: TAK, NIE, NIE WIEM.

Oto treść ankiety (boldem zaznaczam błędnie skonstruowane pytania):

1. Czy uważasz, że badania naukowe, prowadzone przez adiunktów, przygotowujących się do postępowania habilitacyjnego spełniają warunek innowacyjności i oryginalności oraz przyczyniają się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki?

2. Czy uważasz, że badania naukowe, prowadzone przez doktorów habilitowanych i profesorów, spełniają warunek innowacyjności i oryginalności oraz przyczyniają się do wdrażania koncepcji naukowych do rozwoju gospodarki?

3. Czy w Twojej jednostce są osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych, podczas gdy innym osobom odmówiono nadania stopnia doktora habilitowanego mimo dużo większego dorobku?

4. Czy znasz precyzyjnie określone kryteria uzyskania stopnia doktora habilitowanego (czy są one przestrzegane w Twojej jednostce)?

5. Czy znasz osoby (lub czy jesteś taką osobą), którym odmówiono finansowania postępowania habilitacyjnego?

6. Czy uważasz, że uzyskanie stopnia doktora habilitowanego jest uzależnione tylko od osiągnięć naukowych (a nie od pozamerytorycznych, np. od powiązań i układów służbowo-towarzyskich)?

7. Czy uważasz, że habilitant powinien mieć dyrektywne prawo do polemiki z recenzentem?

8. Czy uważasz, że recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych powinni podlegać sankcjom dyscyplinarnym środowiska naukowego za napisanie nierzetelnej recenzji?

9. Czy uważasz, że habilitant powinien mieć prawo do uczestniczenia we wszystkich czynnościach w postępowaniu habilitacyjnym (np. posiedzenia komisji habilitacyjnej, głosowania rady wydziału itd.) oraz do wglądu we wszystkie dokumenty wytworzone podczas postępowania habilitacyjnego?

10. Czy uważasz, że stopień doktora habilitowanego powinien być całkowicie zniesiony?


Moje zdziwienie w tym przypadku wzbudził fakt dużego udziału w wypełnieniu ankiety osób, które - jeśli rzeczywiście są pracownikami naukowymi - udzielając odpowiedzi na powyższe pytania potwierdziły własny analfabetyzm metodologiczny. Chyba, że postanowiły zażartować sobie z autorki tej kiepskiej konstrukcji? Są jednak anonimowe, więc mogą spokojnie spać i douczyć się, jeśli w ogóle rozumieją powody krytyki tej ankiety. Nie chodzi w niej przecież o kwestionowanie sensu diagnozowania opinii nauczycieli akademickich na temat - w tym przypadku - habilitacji, ale o to, w jak błędny sposób zostały sformułowane w tej ankiecie pytania.

Autorka tej pseudodiagnozy stwierdziła, że: "przedstawione badanie nie było badaniem naukowym!" ba, (...) "nikt na jej podstawie nie robi doktoratu, a już z pewnością habilitacji, ani innego stopnia awansu naukowego. Cel zrealizowanego przez Fundację badania internetowego był zupełnie odmienny", bowiem (...) "Celem badania było zebranie opinii naukowców i poznanie nastrojów panujących w środowisku na temat habilitacji".

Nie ma to znaczenia, jakim celom miałaby służyć powyższa diagnoza, gdyż można byłoby je nawet poszerzyć w stosunku do tych, które zostały powyżej przedłożone. Cel poznawczy za pomocą narzędzia diagnostycznego, jakim jest ankieta, musi spełniać przede wszystkim normy poprawności metodologicznej, a jeśli już nie chce się przestrzegać standardów metodologii badań w naukach społecznych, to przynajmniej powinno się kierować zasadami logiki. Jeśli tego nie ma w skonstruowanej ankiecie, to cała diagnoza nie ma żadnej wartości poznawczej, także publicystycznej.

Zwracałem uwagę na treść tej ankietki szczególnie tym, którzy kształcą na studiach doktoranckich młodych naukowców. Powinni bowiem zdać sobie sprawę z tego, z jaką patologią mamy do czynienia w polskiej nauce, z jak niewykształconymi a posiadającymi dyplomy doktora nauk muszą/mogą spotykać się ci, którzy aspirują do tego stopnia. Nawet przy poprawnie sformułowanych pytaniach, co w tym przypadku nie mam miejsca, wartość poznawcza ankiety jest niska.

Jak słusznie pisze w swoich rozprawach z metodologii badań empirycznych Heliodor Muszyński, także sondowanie opinii przez prowadzenie własnych diagnoz jest przede wszystkim aktywnością intelektualną i zarazem twórczą. Skoro konstrukcja ankiety jest patologiczna, to nie trzeba wyciągać daleko idących wniosków na temat jakości powyższej aktywności autorów.

Powinni oni wiedzieć, że formułowanie w narzędziu sondażowym pytań rozstrzygnięcia, a więc pytań sugerujących respondentom oczekiwaną odpowiedź, nie ma wartości poznawczej. Pytania nie mogą sugerować osobom badanym charakteru odpowiedzi. Wprowadzenie zaś do treści pytania więcej niż jedna zmienna powoduje, że badacz nie może dokonać rozłącznej ich analizy. Nie może bowiem stwierdzić, której z nich dotyczy pozytywna lub negatywna odpowiedź. Kłania się tu logika.

To jest elementarna wiedza, której autorka nie posiadła lub ją zlekceważyła. Każde narzędzie diagnostyczne, w tym także tego typu ankieta, musi cechować precyzja i przemyślana poprawność w sformułowaniu pytań. Źle sformułowane pytania, a powyżej je zaznaczyłem, które zawierają podwójną treść, są nielogiczne całkowicie niweczą wartość uzyskanych danych. Właśnie dlatego każdy naukowiec może stwierdzić, że mamy tu do czynienia z bublem diagnostycznym, którego autorem jest niestety osoba ze stopniem naukowym doktora. Jeśli naukowiec popełnia tak elementarne błędy, to jest w świetle naukoznawstwa pseudonaukowcem, gdyż kompromituje reprezentowaną przez siebie naukę wskazując innym, że można ją uprawiać tak patologicznie.

Pani dr J. Gruba nie jest jedyną osobą, która popełnia fundamentalne błędy w konstruowanych przez siebie narzędziach diagnostycznych. W jednym z pytań sugeruje, że są takie osoby w naszym kraju, które uzyskały stopień doktora habilitowanego pomimo popełnionych rażących błędów w opublikowanej rozprawie habilitacyjnej. Tych osób jednak ta pani nie tropi, nie ujawnia, nie odsłania ich pseudonaukowej proweniencji, tylko ucieka od odpowiedzialności za własne błędy udając, że ich nie ma albo że być może są nieistotne.

Krytykę patologii trzeba zacząć od własnego środowiska. Inna kwestia, to czy niekompetentni krytycy mogą krytykować innych, skoro nie potwierdzili własnych kompetencji naukowych? To już pozostawiam czytelnikom bloga. Odnoszę wrażenie, że upowszechnia się w naszym kraju przekonanie o bezrefleksyjnej postawie uprawiania krytyki przez tych, którzy nie posiadają minimalnych nawet kompetencji do wypowiadania sądów na określony temat.

Cytat z Olgi Tokarczuk:


Każdy habilitant nie tylko powinien mieć, ale i na szczęście ma w naszym kraju prawo do krytyki i do odwołania się do Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, o ile rzeczywiście posiada naukowe podstawy do argumentowania swoich racji i potrafi je przedłożyć zgodnie z obowiązującym w naukach humanistycznych i społecznych standardem. W metodologii badań empirycznych standardy te obowiązują na całym świecie, a nie tylko w tym czy innym uniwersytecie w naszym kraju.

Doczekaliśmy się czasów IGNORANCJI, POPNAUKI, NAUKOWEGO HIP-HOPU, POTOCZNOŚCI MIESZANEJ Z AROGANCJĄ, BEZWSTYDEM, okresu ANALFABETYZMU OSŁANIANEGO WŁASNYM CYNIZMEM, HIPOKRYZJĄ, NIEADEKWATNĄ SAMOOCENĄ, NIEWIEDZĄ (GŁUPOTĄ) itp. Niech zatem - MIŁOSIERNIE PATRZĄC NA TAK PSEUDOPEDAGOGICZNE DOKONANIA OSÓB ZE STOPNIAMI NAUKOWYMI - "krytykują". Na zdrowie. Może wydzieli się u nich mniej żółci i będą zdrowsze, mimo że mądrości im od tego nie przybędzie. Do tego trzeba jeszcze się uczyć. Najlepiej u mistrzów.

07 grudnia 2019

Powołanie pedagogów do Polskiej Komisji Akredytacyjnej na kadencję 2020-2023


W tym tygodniu otrzymali nominacje członkowskie do Polskiej Komisji Akredytacyjnej nauczyciele akademiccy, których zadaniem będzie ocena jakości kształcenia w szkolnictwie wyższym (państwowym i niepublicznym). Polska Komisja Akredytacyjna (PKA) została powołana jako Państwowa Komisja Akredytacyjna z dniem 1 stycznia 2002 r. na trzyletnią kadencję, obejmującą lata 2002 – 2004, spośród kandydatów zgłoszonych przez uczelnie, Radę Główną Szkolnictwa Wyższego, stowarzyszenia naukowe, zawodowe i twórcze oraz organizacje pracodawców (Dz. U. Nr 65, poz. 385, z późn. zm.).

W toku kilkunastu lat zmieniały się jej zadania i funkcje, w ramach których albo rozszerzano zakres kontroli szkół wyższych, albo go zawężano podobnie jak zmieniano procedury przebiegu akredytacji, zasady przygotowywania przez uczelnie wniosków raportów samooceny czy ustosunkowywania się do wniosków komisji akredytacyjnych. PKA stała się narzędziem władz resortu nauki i szkolnictwa wyższego do kształtowania polityki w tym obszarze. Z każdą kadencją i zmianą ustaw dotyczących szkół wyższych czy pracowników naukowych (np. ustawa o stopniach i tytułach naukowych), a nawet w wyniku nowelizacji rozporządzeń ministra edukacji wprowadzano do regulacji tergo organu zmiany o charakterze merytorycznym (ewaluacyjnym) i administracyjno-prawnym.

Kluczową rolę odgrywają w PKA jej członkowie oraz powoływani do pracy zespołów akredytacyjnych eksperci. Kiedy powstała Komisja wyraźnie określono, iż jej członków musi w niej obowiązywać kadencyjność, czyli aktywność maksymalnie w ramach dwóch kadencji. W którymś momencie norma ta została zniesiona, skoro wśród kolejnego składu członkowskiego są osoby, które były już członkami przez dwie czy nawet trzy kadencje. Jest to zdumiewające tym bardziej, że w sytuacji korporacyjnego składu, a więc pozyskiwania członków PKA ze środowisk będących przedmiotem ich akredytacji, staje się to czynnikiem korupcjogennym w szerokim tego słowa znaczeniu.

Podnoszenie i rozwijanie kwalifikacji oraz kompetencji przez członków PKA, ekspertów i osoby działające na rzecz Komisji wymaga zatem ustawicznych działań ze strony resortu, któremu ona podlega. To, co przed laty mogli badać, analizować i oceniać członkowie komisji (np. kadry akademickie, ich kwalifikacje), po jakimś czasie zostało im odebrane i pozostawione w gestii jedynie pracowników PKA. Jak jednak oceniać jakość kształcenia w sytuacji podzielonego wewnątrz zespołów nadzoru, który wcale nie ma kompetencji do zweryfikowania zgodności czyjegoś wykształcenia i posiadanego dyplomu z rodzajem i przedmiotem prowadzonych zajęć dydaktycznych?

Istotnym celem działań PKA jest (...) identyfikowanie zmian o charakterze jakościowym i ilościowym związanych z działaniami i funkcjonowaniem Systemu Zarządzania Jakością, dokonywanie cyklicznej oceny funkcjonowania Systemu Zarządzania Jakością oraz zapewnianie sprawnego przepływu informacji pomiędzy interesariuszami wewnętrznymi i zewnętrznymi" tyle tylko, że w świetle reformy szkolnictwa wyższego proces kształcenia staje się marginalny w uczelniach państwowych, bowiem w nich akademickie kadry obowiązuje przede wszystkim jakość prowadzonych badań naukowych oraz publikowanie ich wyników.

To od oceny parametrycznej dyscyplin, a nie od jakości kształcenia studentów zależeć będzie los wszystkich nauczycieli akademickich w uniwersytetach, akademiach, politechnikach czy państwowych wyższych szkołach zawodowych. Okres wyczekiwania do tej oceny, w wyniku której dyscypliny naukowe (a tym samym ich kadry) zostaną sklasyfikowane jako gwarantujące realizację nabytych już uprawnień do nadawania stopni naukowych albo - w wyniku utraty tych prerogatyw - doprowadzi do masowych zwolnień i przekształceń stanowisk oraz jednostek akademickich.

Kto będzie odpowiadał za ocenę jakości kształcenia na kierunku pedagogika? Wśród 85 członków PKA będą to dwie panie:

17. dr hab. Anna Halina FIDELUS - pedagog Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie,

32. dr Anna KOLA - pedagog, Wydział Filozofii i Nauk Społecznych UMK w Toruniu

Nie jest to łatwa i wdzięczna służba właśnie ze względu na powinność przeprowadzenia rzetelnej diagnozy, opisania faktycznego stanu rzeczy i procesów oraz ich ocenienie, a przecież kierując zespołami ekspertów nie będzie można uniknąć koniecznej konfrontacji funkcji założonych z rzeczywistymi. Warto życzyć członkiniom PKA reprezentującym pedagogikę dużo cierpliwości, wytrwałości i odwagi.



06 grudnia 2019

Łódzkie Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi - edukacyjną "perłą w koronie"



Reforma szkolnictwa zawodowego jest wielką klapą nie tylko tego rządu. Poprzednie też się do niej walnie przyczyniły. Nie można kształcić profesjonalistów zamieniając jedynie nazwę "szkoła zawodowa" na "szkoła branżowa", gdyż od tego nic nie ulegnie zmianie. Wydano dziesiątki tysięcy złotych na nowe szyldy, pieczątki, druki, a nawet zmianę szkolnego bohatera. System polskiej edukacji w wyniku deformy trzyma się resztkami dobrej woli i pasji części nauczycieli i tych, którzy nie mają innego wyjścia. Muszą pracować bez względu na to, jakie będą stawiane im warunki czy ograniczenia.

Minister Anna Zalewska powinna być osądzona przez Trybunał Stanu za zniszczenie ustroju szkolnego, na temat efektywności którego obecny minister edukacji Dariusz Piontkowski kłamliwie mówi, że osiągnięcia polskich piętnastolatków w badaniach PISA 2018 są następstwem tej właśnie zmiany. Na stronie MEN odnotowano jego opinię:

"– Wyniki polskich uczniów w badaniu PISA 2018 lokują ich wśród najlepszych na świecie. To istotna informacja na temat pewnego aspektu polskiej edukacji i powód do dużej satysfakcji. Poprzednia edycja badania PISA zrealizowana wiosną 2015 r. przyniosła wyraźny spadek rezultatów osiąganych przez uczniów z naszego kraju. Wyniki z 2018 roku wskazują zauważalny wzrost, jaki dokonał się w ciągu ostatnich trzech lat".

Czy trzeba być aż tak cynicznym w manipulacji informacją o wynikach PISA, by przypisywać zniszczeniu gimnazjów walor znaczącego wzrostu wiedzy i umiejętności uczniów? Czy z samego faktu, że polską (...) edycję badania przeprowadził zespół naukowców z Instytutu Badań Edukacyjnych, a finansowanie zapewniło Ministerstwo Edukacji Narodowej, mamy wyciągnąć wniosek o mocy sprawczej w doprowadzeniu do poprawy wyników piętnastolatków?

Może minister edukacji przyzna się do tego, że w świetle badan PISA tylko 62% polskich uczennic i uczniów jest zadowolonych z życia? Zajmują trzecie miejsce w Europie, ale od końca. Zostawmy badania PISA, które są fotografią nabywanej latami wiedzy i umiejętności przez młodzież. Została ona wyselekcjonowana do pomiaru w wyniku precyzyjnych ustaleń metodologicznych.

Spełnia się - wydawałoby się, że utopijna w latach 70. XX w. - wizja Ivana Illicha descholaryzacji społeczeństwa tzn. przesunięcia edukacyjnego z państwowych czy samorządowych placówek oświatowych do edukacyjnych ośrodków pozasystemowych, do kształcenia poza formalnym przymusem i jego instytucjonalizacją.

Taką edukacyjną "perłą w koronie" pozaformalnej oświaty jest od ponad 25 lat Łódzkie Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego. W dn. 4 grudnia 2019 r. nastąpiło w nim uroczyste otwarcie z udziałem Rady Społeczno-Doradczej tego Ośrodka nowych stacji techniczno-dydaktycznych". To w tym Centrum pozaformalnej edukacji zdobywają swoje kwalifikacje zawodowe, a także uzyskują potwierdzenie ich nabycia osoby w różnym wieku, a zainteresowane rozwojem własnego profesjonalizmu oraz nabyciem kompetencji zawodowych, które są poszukiwane przez pracodawców.


Jeszcze kilka lat temu nie mówiło się o nasilających się trudnościach z dostępem do wody pitnej, ale już 3 lata temu dyrektor powyższego Centrum Janusz MOOS po przeprowadzeniu gruntownych diagnoz na regionalnym rynku pracy oraz wysłuchaniu ekspertów postanowił zainwestować w przygotowanie, zakup wyposażenia i wyszkolenie edukatorów do utworzenia nowej stacji dydaktycznej - AKWATRONIKA. W ciągu jednego roku odnotowano w Polsce spadek ilości wody o 20%, a to oznacza, że narasta problem z dostępem do niej. Hiszpanie mają 12 tys. zbiorników na wodę, a my mamy ich zaledwie 11.


Troska o wodę jest kluczowa dla naszego życia, a ilość wirusów, bakterii w wodzie jest przeogromna. Musimy zatem inwestować w infrastrukturę wodną oraz kształcenie kadr do pracy w systemie poboru, oczyszczania, uzdatniania i transportu wody z zastosowaniem najnowocześniejszych systemów sterowniczych. Utworzono zatem stanowiska mechatroniczne, które w jednym miejscu, w skali mikro, odtwarzają cały proces pozyskiwania wody pitnej.

Uczący się w swoim czasie wolnym mogą właśnie w tym miejscu zdobyć konieczne kwalifikacje do pracy w powyższym systemie, rozumiejąc jego funkcje, potencjał, warunki działania i doświadczając także w symulacyjnych warunkach zagrożeń, z jakimi będą mogli się spotkać na różnych stanowiskach pracy.


Znakomici pedagodzy-informatycy państwo Anna i Jarosław Koludowie wymyślili oryginalną, innowacyjną pomoc dydaktyczną do nauki programowania. Sami ją wyprodukowali. Dzieci już w wieku przedszkolnym mogą zrozumieć dzięki niej, na czym polega kodowanie i programowanie "bez prądu". W czasie zajęć mają bowiem możliwość poprzez działanie zapoznania się z możliwościami wykorzystania różnorodnych (typowych i nietypowych) pomocy dydaktycznych w rozwijaniu myślenia komputacyjnego. Objęcie ofertami zajęć wszystkich grup wiekowych sprawia, że ŁCDNiKP stanowi istotny czynnik w walce z wykluczeniem cyfrowym części Polaków.

Powołane do życia Studia Aktywności Dzieci i Nauczycieli oferują zajęcia z cyklu "Doświadczamy i eksperymentujemy", w trakcie których wykorzystuje się konstruktywistyczną strategię dochodzenia do wiedzy. Zajęcia w dziecięcej Akademii Młodych Twórców w sekcji Badaczy i Odkrywców prowadzą nauczycielki edukacji wczesnoszkolnej.

Zobaczyliśmy też zupełnie nową stację dydaktyczną, w której jest możliwość mechatronicznego projektowania nowych materiałów odzieżowych przewodzących ciepło czy pozwalających na zakodowanie w nich danych cyfrowych. Stacja nosi zatem nazwę przyszłościowej specjalności profesjonalnej: TEKSTATRONIKA.

Mówiliśmy w toku dyskusji o konieczności likwidacji w szkolnictwie podziału na przedmioty, by miało w nich miejsce uczenie się interdyscyplinarne, konstruktywistyczne. Najwyższy czas likwidować dychotomię kształcenie ogólnego i kształcenia zawodowego. Już od przedszkola dzieci powinny doświadczać mechatroniki, uczyć się przez działanie, laboratoryjnie, eksperymentalnie doświadczając skutków realizacji własnych projektów poznawczych.


Nasze dzieci są ciekawe świata, wspomagają też w procesie uczenia się nauczycieli, bo wiele uczą się same od siebie. Za mało wychodzą ze szkoły do zewnętrznego świata. Nie powinno się zabraniać dzieciom korzystania w szkołach z telefonów komórkowych, gdyż dzięki nim mogą ćwiczyć koncentrację uwagi oraz rozwijać nowe kompetencje, które będą im potrzebne w przyszłości. Znakomicie potwierdzają sens pracy z tym medium nauczyciele "Budzącej się szkoły" (SP nr 81 w Łodzi).

W ŁCDNiKP powstała stacja dydaktyczna kształcąca specjalistów do naprawiania i obsługi samochodów z nowoczesnym rozwiązaniem napędzania (napęd elektryczny). Jak wskazywano w debacie, nie ma w Polsce rozwiniętej infrastruktury i wykształconych ludzi, którzy będą wiedzieli, jak naprawiać te samochody. Programy kształcenia nie przewidują takich treści. Trzeba też przygotować nauczycieli.

Łódź może być dumna z ŁCDNiKP, które stanowi od lat wyspę nowoczesności dydaktycznej, gdzie ma miejsce kształcenie od podstaw w zakresie nowoczesnych technologii i ich wdrażania, a zgromadzony w jednym miejscu najnowocześniejszy sprzęt mechatroniczny budzi podziw zagranicznych gości. Są tu obrabiarki sterowane cyfrowo, symulatory do wyposażenia inteligentnych domów czy urządzenia pozwalające symulacyjnie uczyć się diagnozowania problemów technologii w budownictwie czy logistyce. Napawa to nas optymizmem.

Tymczasem w publicznym szkolnictwie branżowym brakuje wysokiej klasy nauczycieli. Budżet na wyposażenie tych szkół w nowoczesne pracownie dydaktyczne lokuje nas na szarym końcu wśród państw UE. Niskie płace dla nauczycieli powodują, że nie trafią do szkół branżowych najzdolniejsi absolwenci studiów inżynierskich z kwalifikacjami pedagogicznymi. Po co mieliby w nich pracować, skoro czeka na nich wielokrotnie wyższa pensja w sektorze prywatnym, rzemieślniczym i produkcyjnym?