30 kwietnia 2019

Na marginesie kanciastego "okrągłego stołu"


To nie są czasy powszechnego analfabetyzmu, żeby włączać się w pozorowaną debatę na temat szkolnej edukacji, którą na prędce zorganizował rząd. Sprawujący władzę doprowadzili do największego kryzysu oświatowego w ostatnim dwudziestopięcioleciu III RP i do podważenia autorytetu oraz profesjonalnego zaangażowania setek tysięcy nauczycieli.

Obrady otworzyli prezes rady ministrów Mateusz Morawiecki wraz z b.premier Beatą Szydło, a więc osoby odpowiedzialne za sytuację strajkową. Ponad trzyletnie okłamywanie przez Annę Zalewską - jako ministrę edukacji - polskiego społeczeństwa o rzekomym poparciu nauczycieli i zachwycie obywateli zmianami w szkolnictwie oraz sukcesach w wyniku wymuszonych odgórnie zmian ustrojowych tylko potwierdziło doświadczaną przez uczniów, nauczycieli i rodziców deformę szkolną.

Przed nami jest jeszcze kolejny akt tej deformy, jakim będzie rozczarowanie procesem tegorocznej rekrutacji absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych do wybranych przez nich szkół ponadpodstawowych.

Koalicyjna partia władzy zapomniała, że jej własna ideologia polityczna wymaga szacunku dla elit, dla inteligencji oraz znaczenia kultury, nauki i oświaty w państwie. Jeśli chce się uprawiać lewacki populizm, to postępuje się tak, jak uczyniła to Anna Zalewska i Beata Szydło w pozorowanych negocjacjach ze strajkującą stroną.

Odmawia się związkowcom konstytucyjnego prawa do strajku, zaś przystępujących do niego traktuje się tak samo, jak czynił to reżim PRL w stosunku do ówczesnej opozycji, a więc w stylu "socjalizm-tak, wypaczenia - nie". Zarzutem przedstawicieli władz wobec strajkujących jest polityczny charakter ich protestu, jakby mieli wyzbyć się prawa do walki o własne interesy, zaś w ostatniej fazie I etapu strajku także o własną godność.

Na Zachodzie, w krajach demokratycznych działania związkowe nie ograniczają się do stawiania jedynie żądań pracowniczych, ale także interweniują one w całokształt polityki gospodarczej, społecznej i oświatowej państwa. Tymczasem prezes PiS wyśmiewa się z nauczycieli dla uzyskania poklasku na jednym ze spotkań ze swoimi wyborcami. Taka postawa wskazuje na pozorowaną gotowość władzy do bycia autentycznym partnerem w dialogu ze społeczeństwem i oświatowymi związkami zawodowymi (ZNP i FZZ).


Towarzysze PiS i Zjednoczonej Prawicy zapomnieli o wartościach, które legły u podstaw protestu w latach 1980-1989 przeciwko poprzedniemu totalitaryzmowi. Tegoroczna fasada "Okrągłego stołu" okazała się kanciastym prostokątem władzy, która tak, jak czynił to Edward Gierek w okresie PRL, zorganizowała spotkanie naiwnych (w sensie posiadających szczerą chęć bycia wysłuchanymi), by podzielili się własnymi poglądami. Dla polskiej edukacji nic z tego nie wynika i nie wyniknie.

Podtrzymuje się atmosferę wyśmiewania nauczycieli i przewodniczącego ZNP, bo na coś trzeba wydać publiczne pieniądze. Trolle tylko na to czekają.


Ta formuła nie ma żadnych mechanizmów wykonawczych, egzekucyjnych wobec sprawujących władzę, bo miała tylko i wyłącznie zapewnić partii władzy propagandowy efekt dla podtrzymywanie fałszywego obrazu o jej rzekomej gotowości wprowadzania zmian oraz przykryć efekt niezakończonego sporu z nauczycielami, a nie tylko ze związkowcami reprezentowanymi przez członków ZNP i FZZ.

Strajk nie został zakończony, kluczowy powód jego zaistnienia i nasilenia nie został wyeliminowany. Ten jest zwycięzcą, kto zwycięża ostatni, a zatem żadna ze stron sporu nie ma powodu do ogłaszania czyjegokolwiek sukcesu czy porażki. Od wielu lat ustawicznie przegrywa polska szkoła, bowiem sposób zarządzania edukacją jest katastrofalny.


Dopóki elity polityczne nie uświadomią sobie tego, że to edukacja musi być dobrem ponadpartyjnym, ogólnospołecznym, pozbawionym wpływów każdej partii władzy, co przecież nie oznacza pełnej samosterowności, ale koniecznego wprowadzenia do systemu kontroli społecznej, dopóty będziemy niszczyć z udziałem upartyjnionej i etatystycznej edukacji szkolnej przyszłość kolejnych młodych pokoleń, własnych dzieci i wnucząt.

(źródła memów - Facebook i Twitter)

29 kwietnia 2019

O pograniczu człowieczeństwa


Czas tak wielkiego konfliktu antynauczycielskiego, do którego doprowadziła nieudolna i niekompetentna do makropolitycznego zarządzania szkolnictwem minister Anna Zalewska, sprzyja temu, by sięgnąć do lektur, które łączą w sobie głęboko humanistyczną myśl z realiami naszego świata.

Zachęcam do lektury najnowszej monografii profesora Andrzeja Bałandynowicza pt. POGRANICZA CZŁOWIECZEŃSTWA (Warszawa 2018), do której wprowadzenie napisali Maria Szyszkowska i Krzysztof Czekaj. Mogę przypuszczać, że są to zapewne ich wydawnicze recenzje, choć - co zdarza się absolutnie rzadko - tę książkę opiniowało dla wydawnictwa aż czterech uczonych - specjalistów w zakresie nauk o prawie i nauk pedagogicznych (resocjalizacji). Byli nimi także Czesław Cekiera i Anna Kieszkowska. Potwierdza to zarazem wyjątkową zdolność autora książki do łączenia teorii z praktyką, ale i interdyscyplinarnego podejścia do analizowanych zjawisk społecznych i problemów naukowych.

Filozof, etyk Maria Szyszkowska (nominowana do pokojowej Nagrody Nobla) dostrzega w dziele A. Bałandynowicza kontynuację jego dotychczasowych badań w uniwersalistycznym nurcie humanizmu epoki klasycznej. To konsekwentne odwoływanie się do platońskich wartości absolutnych - Dobra, Prawdy i Piękna jako fundamentalnych w ludzkim życiu do stawania się w dążeniu do nich OSOBĄ moralną, duchową, rozumną i wrażliwą społecznie. Podziwia odwagę autora w jego zabiegach o pacyfistyczne wychowanie w czasach coraz bardziej perfidnych form i metod niszczenia człowieczeństwa nie tylko w toku ustawicznie toczących się wojen.


Krzysztof Czekaj zaś kieruje swoją uwagę na erudycyjny i profesjonalny charakter antropologicznych studiów A. Bałandynowicza na temat pogranicza człowieczeństwa w wyniku zderzania się ze sobą cywilizacji, kultur, środowisk społecznych i naturalnych w naszym cyklu życia. Podziwia podjęcie przez autora problemów miłości, odpowiedzialności, przyjaźni, pokoju, zdrowia psychicznego, sacrum i profanum, cyberprzestrzeni, łamania kodu etycznego młodzieży, tolerancji itp.

Rzeczywiście, trzeba umieć poznawać świat, że rozumieć i zmieniać jego oblicze w duchu najwyższych wartości. To, co warunkuje wolność jednostki i sztukę korzystania z jej dóbr, to przede wszystkim: "(…) wychowanie rodzinne, wzory osobowe, rzeczywiste autorytety kulturowe, wzorce obyczajowo-kulturowe, religia, stereotypy oraz mitologizacja interpersonalna. Czynniki zewnętrzo-socjalizacyjne mogą przybierać jedynie rolę statycznych symulatorów potęgujących wpływ i znaczenie okoliczności mikrośrodowiskowych na faktyczny integralny rozwój osobowościowy" (s. 19)

Jeśli ktoś jeszcze dzisiaj jest w stanie fascynować się utopią świata bez wojen bez przemocy i międzyludzkiej opresji, to w tej rozprawie znajdzie argumenty na rzecz przeciwstawiania się przez ludzkość wyniszczającym i odczłowieczającym wojnom, które skutkują szeroko rozumianymi zniszczeniami i demoralizacją. Bałandynowicz wprowadza do swoich analiz wartości kulturowe literatury pięknej - poezji, dramatów, kiedy rozważa potrzebę uchwycenia istoty światopoglądu człowieka czy myśl racjonalnego humanizmu wybitnych filozofów naszego kontynentu.

Znakomicie, że A. Bałandynowicz przypomina genialną teorię dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego, który ostrzegał przed psychopatami w strukturach każdej władzy, gdyż to zaburzenie ich osobowości, oparte na silnych stanach popędowych i emocjonalnych, predestynuje ich do panowania nad jednostkami, grupami społecznymi czy społeczeństwami "Zgoda na rządy psychopatów (…) jest aktem przyzwolenia na pozorowaną wspólnotowość żerującą na prawdach egoistycznych i mających wyłącznie wartości subiektywne, a nie afirmujące wartość osoby jako dobra najwyższego" (s. 113).

Dla pedagogów, podobnie jak służb związanych z resocjalizacją, niesłychanie ważne jest "pozytywne infekowanie" swoich podopiecznych takimi wartościami, jak optymizm, odwaga, miłość, współczucie, spontaniczność, wiara, zaangażowanie i równowaga psychiczna. Autor postrzega pacyfizm jako władzę zintegrowanego w swym rozwoju człowieka nad samym sobą, jego jedność z światem przyrody oraz stan relewantny do współczesnego kulturalizmu państwowo-normatywnego.

Powszechna globalizacja i urynkowienie relacji międzyludzkich nie powinny prowadzić do zacierania się granic autonomii jednostki. "Wiedza, kompetencje, umiejętności oraz zainteresowania i zdolności twórcze nie mogą się plasować na poziomie potrzeb minimalnych kształtujących kondycję psychospołeczną osoby" (s. 138). Ważne jest bezpieczeństwo wewnętrzne obywateli oraz zewnętrzne w relacjach z innymi państwami. Jak wynika z mądrości poprzednich pokoleń: Si vis pacem, para iustitiam, czyli jeśli chcesz pokoju, to czyń sprawiedliwie.

To przesłanie przydałoby się także rządzącym w Polsce. "Imperatyw sprawiedliwości związany z ładem społecznym , czyli solidaryzmem wspólnotowym, zakłada konieczność występowania trzech wartości cząstkowych stanowiących o jego istocie Są nimi: uczciwość, pomocowość i skuteczność, które winny zaistnieć we wzajemnych stosunkach między władzą a obywatelami"(s. 143).

Niestety, ale to rządzący naruszają węzeł zaufania i odpowiedzialności, kiedy kierują się w swoich decyzjach przede wszystkim interesem ekonomicznym. Rządzenie przez dzielenie jest upełnomocnieniem wykluczania osób tworząc "(...) tkankę społeczną opartą na dominacji i hegemonii uprzedmiotowienia" (s. 172).

Pedagodzy i socjolodzy znajdą w rozprawie A. Bałandynowicza jego sposób postrzegania uwarunkowań samobójstw i zajmowania przez suicydologów postaw społecznych wobec tych autodestrukcyjnych aktów. Podejmuje też nietypową dla zainteresowań prawników kwestię złożoności życia osób z niepełnosprawnością i ich integracji społecznej. Problem cyberprzemocy jest tu pogłębiony o hipotezy znieczulenia, społecznego uczenia się, sublimacji emocji i kompasu postępowania.

Autor pisze także o szkole jako instytucji generującej przemoc i przestępczość wśród uczniów "problemowych". Powinien jednak wyjść poza dostarczone informacje i dostrzec w tej instytucji także inne czynniki i podmioty warunkujące agresję i naruszanie norm prawnych. Pedagodzy resocjalizacyjnie znajdą w tej publikacji ciekawe programy i projekty pozytywnej resocjalizacji (np. korczakowski pomysł na mediacje; Teaching Family Program, autorski model probacji).

"Odniesienie się do innego człowieka to dialog: inne imię miłości jako zaprzeczenie wrogości, nieufności, a praktykowanie miłości bliźniego" (s. 245). Polecam tę myśl rządzącym w każdej strukturze, instytucji czy społeczności.







28 kwietnia 2019

Co dalej po strajku?


Każde wydarzenie konfliktowe powinno być dobrze przeanalizowane. Społeczeństwo nie ma dostępu do wszystkich ustaleń jednej czy drugiej strony sporu, powodów podejmowania takich a nie innych decyzji. Wiele z nich jest tajna, niedostępna, chyba że służby specjalne zarejestrowały dla kolejnych ekip władzy lub opozycji przebieg rozmów, by w odpowiednim momencie wprowadzić je do obiegu publicznego.

Strona rządowa dysponowała zdecydowanie lepszym aparatem przemocy symbolicznej i jurydycznej (prawnej), toteż aż dziw bierze, że centrum związkowe nie sięgnęło po najlepszych specjalistów w zakresie psychologii perswazji i erystyki. W takim sporze nie ma równych sobie, absolutnie nie ma postrzegania siebie jako partnerów dialogu. To jest mit, którym operowała władza, by dezawuować działania strajkujących jako tych niezdolnych, niegotowych, niechętnych do dialogu.

Tymczasem było odwrotnie. Strona rządowa od kilku miesięcy perfekcyjnie przygotowała wszystkie możliwe kroki, warianty działań, które będzie musiała podjąć, żeby pozbawić wszelkiej skuteczności akcję strajkową. Tego związkowcy nie przewidzieli. Minister edukacji jednak też nie miała świadomości, że po stronie nauczycieli stanie ogromna część społeczeństwa, które nie ulegnie manipulacji medialnej i fałszowaniu rzeczywistości.


W dużej mierze Internet stał się polem wojny informacyjnej i dezinformacyjnej dla każdej ze stron sporu. Tu jednak, mimo zapewne opłacaniu przez rządzących fejkowiczów, obywatele wykazali większą skuteczność w stawianiu oporu kłamstwom, bucie, pogardzie, agresji polityków partii władzy. Polacy są narodem z ogromnym poczuciem humoru. Potrafią wykorzystać metody "małego sabotażu", którymi posługiwały się w czasie okupacji m.in. Szare Szeregi. Techniki stosowania oraz odsłaniania manipulacji są ponadczasowe, uniwersalne a zatem do wykorzystania przez każdą ze skonfliktowanych ze sobą stron.

W piątek miałem przyjemność uczestniczenia w obronie pracy doktorskiej na Wydziale Filozoficzno-Historycznym UŁ pani mgr Agaty Marciniak, która napisała i obroniła znakomitą dysertację pod kierunkiem prof. dr. hab. Andrzeja Indrzejczaka pt. "Analiza chwytów erystycznych w trzech dialogach Platona: Protagorasie, Gorgiaszu i Teajtecie".

Doktorantka wykorzystała do sporządzenia najpierw katalogu chwytów erystycznych z opisanych przez Arthura Schopenhauera, by poszerzyć je o wiedzę współczesną na temat technik komunikacji społecznej Kevina Hogana, Marka Kochana, teorii argumentacji Roberta Mayera czy Krzysztofa Szymanka oraz z psychologów społecznych - Roberta Cialdiniego, Dariusza Dolińskiego oraz Marka Tokarza.

Nauczyciele i komitety strajkowe w gotowości od odwieszenia protestu powinni przede wszystkim nauczyć się tych technik, opanować fortele komunikacyjnej perswazji, by umieć z jednej strony radzić sobie z rozpoznaniem kłamstw i manipulacji strony władzy, ale i zarazem wykorzystać erystykę do przekonania rodziców, uczniów i ich grupy społecznego odniesienia do własnych racji.

Publikacje na temat manipulacji i erystyki są powszechnie dostępne. Nie żyjemy w PRL, ale w państwie zmierzającym do demokracji, do budowania społeczeństwa obywatelskiego i społeczeństwa wiedzy. Trzeba zatem umieć z niej korzystać. Inaczej zawsze ci, którzy chcą oszukać, złamać, wzgardzić, poniżyć stronę przeciwną nie zawahają się przed zastosowaniem technik erystycznych. Te bowiem mogą służyć albo DOBRU albo ZŁU.

Jak pisze Benjamin Constant:

"(...) nieprawdą jest, że interesy rządzących pokrywają się z interesami rządzonych. Bez względu na ustrój polityczny rządzącym, których jest zawsze ograniczona liczba, grozi utrata władzy na rzecz kogoś innego. Zatem leży w ich interesie, by rządzeni nie znaleźli się w rządzie, czyli ich interes jest inny niż rządzonych. " (Zasady polityki, 2008, s. 125).

I jeszcze jedna konstatcja:

"Słabość jakiejkolwiek części rządu jest zawsze złem. Nie zmniejsza ona w niczym niedogodności , których się obawiamy, za to uniemożliwia korzyści, których oczekujemy. Nie stawia żadnych przeszkód uzurpacji, za to osłabia gwarancje - ponieważ uzurpacja dokonuje się środkami zagarniętymi przez rząd, zaś gwarancje wymagają środków prawnych. Tak więc osłabiając rząd, zmuszacie go do agresywności" (tamże, s. 123).

Nie jest zatem tak, że rząd nie jest agresywny, nie stosuje przemocy, bo właśnie tak postępuje, tylko musi temu nadać "szlachetny" wizerunek, a przerzucić całe zło na stronę przeciwną. Trudno w to uwierzyć, ale każda władza, także te minione za poprzednich rządów, szkodzi, krzywdzi jakąś część społeczeństwa, które nie godzi się na jej program i z jej postępowaniem. Skoro lud potrzebuje religii, to i władza będzie umacniać swoją pozycję nawiązując do niej i potencjału także tej władzy.

Jak pisze Constant: "Im bardziej kochamy wolność, im silniej wielbimy idee moralne, tym częściej, by odpocząć od ludzi, szukamy schronienia w wierze w Boga".(Tamże, s. 97).

27 kwietnia 2019

Nauczyciele jak dziurawy kanister, frustraci, bezduszni, bezideowi, partyjni bojówkarze, a nawet Wehrmacht


Wydawało mi się, że się przesłyszałem. W końcu wiek też robi swoje, ale nie. Jednak dla TVPiS premier Mateusz Morawiecki powiedział wczoraj, że nie ma sensu spełnianie roszczeń płacowych nauczycieli, bo byłoby to tak, jak z dolewaniem benzyny do dziurawego kanistra". Szkoda. Po co dawać podwyżki tym, którzy nie idą z pielgrzymką do MEN, by całować minister Zalewską po rękach z nadzieją, że sypnie groszem.

W tzw. "debacie" - czyli kolejnej fasadzie konsultacji na temat edukacji, skoro obecna reforma jest w opłakanym stanie, gdyż nie udała się minister Annie Zalewskiej - wziął udział dr Jerzy Lackowski - b.małopolski kurator oświaty, który nieco wcześniej stwierdził w wywiadzie dla rmf24 m.in.: System wynagrodzeń nauczycieli wymaga zmian, ale nie tylko w kontekście takim, że pompujemy tam więcej pieniędzy i wszystkim po równo podnosimy. Ten system jest wadliwy z tego powodu, że nie zauważa jakości pracy (...).

Muszę z przykrością powiedzieć, że spora grupa nauczycieli to są osoby, które tylko z nazwy są nauczycielami. Ale też jest dużo większa grupa fantastycznie pracujących osób, która powinna naprawdę zdecydowanie lepiej zarabiać. Ja często powtarzam, że w Polsce żaden minister edukacji, a właściwie trzeba powiedzieć, żaden rząd, bo tego się nie da zrobić tylko siłami jednego ministra, nie zawalczył o dobrych nauczycieli.
.

Skoro tak, to co jeszcze sądzą o polskich nauczycielach reprezentanci partii władzy, politycy PiS i "Zjednoczonej Prawicy" oraz ich apologeci?

* Marszałek Senatu - Stanisław Karczewski: "A ja myślałem, że będą strajkować w wakacje. Powinni” . To ten sam, który kilka dni wcześniej twierdził, (...) że powinno się pracować dla idei. Ja pracowałem dla idei, pracuję dla idei i będę pracował dla idei”;


* Joanna Kopcińska - rzeczniczka rządu powiedziała w programie "Graffiti" w Polsat News: Jeżeli tak by się stało, że przedstawiciele ZNP i Forum nie stawiliby się na tej debacie ("okrągły stół" na Stadionie Narodowym - dop. BŚ), to znaczy, że co innego niż rozwiązanie faktycznie tego dzisiejszego sporu leży im na sercu";

* Antoni Macierewicz - stwierdził w Radiu Maryja: Kierownictwo Związku Nauczycielstwa Polskiego stało się narzędziem bezwzględnej walki politycznej, przedłużeniem czasów komunistycznych i działań wymierzonych w polskość. Walki, która jest gotowa użyć dla własnego politycznego interesu uczniów przeciwko polskości, w walce przeciwko istocie tożsamości narodowej Nie zdawaliśmy sobie sprawy z głębokości zmian, jakie dokonały się w ciągu ostatnich 30 lat w środowisku nauczycielskim. ;

* Fejkowe profile na Twitterze określają nauczycieli mianem: "nierobów", osoby udające nauczycielki,"które nie strajkują,bo są zadowolone z pensji";


* Patryk Jaki - wiceminister sprawiedliwości powiedział podczas porannej rozmowy 23 kwietnia w Radiu Zet: "Nauczyciele w Sosnowcu ustawili szpaler, jak ustawiał Wehrmacht w wielu miastach". Jednak po fali krytyki P. Jaki przeprosił za swoje słowa w Radiu Plus. „Ja porównałem zachowanie, upokarzanie innych szpalerami. To porównanie było złe, ja się z tego wycofuję”;

* Marek Jakubiak (b.poseł partii Kukiz'15) - do nauczycieli: „Jeżeli nauczyciel za mało zarabia, to niech poszuka innej pracy”;

* Prof. UJ Andrzej Nowak: Jestem zszokowany tym, co robi część nauczycieli, uczestnicząc w partyjnej bojówce przeciwko rządowi;

* Barbara Nowak - małopolska kurator oświaty: "Jesteśmy świadkami burzenia ustanowionego naturalnego porządku. Odrzucanie własnych dzieci, jest zjawiskiem znanym w przyrodzie. Eliminacja najsłabszych dla ratowania pozostałych zdarza się wśród zwierząt. (...) Sytuacja strajku, który rozgrywa się poprzez odrzucenie interesu i potrzeb najmłodszych w imię interesu, tych od których dzieci są zależne, jest działaniem antycywilizacyjnym.";

* dr hab. Krystyna Pawłowicz - parlamentarzystka PiS: (błędnie określana jako profesor): zaapelowała do rodziców i maturzystów: Miejcie odwagę bronić się przed oczywistym szantażem i terrorystycznymi metodami tych „pedagogów”! Jak chcecie dalej żyć,pracować, skoro już na starcie pokornie godzicie się na takie lekceważenie Was? ; Wcześniej: "Rodzice,pamiętajcie! Walczcie też sami z postkomunistycznym terrorem ZNP .Nie puszczajcie im tego płazem,bo ich rozzuchwalacie. Oni mają w planie DESTRUKCJĘ Polski,a nie nauczanie,OBALENIE rządu,a nie interes nauczycieli i uczniów";

* dr Jarosław Gowin - minister nauki i szkolnictwa wyższego: "Dziwię się nauczycielom, że strajkują. Gdybym był nauczycielem, być może nie zgadzałbym się z polityką tego rządu, ale nie odszedłbym od moich uczniów, zwłaszcza w czasie egzaminów".

* Tomasz Rzymkowski, poseł ruchu Kukiz‘15 powiedział portalowi wPolityce.pl: "Niestety autorytet nauczycieli w społeczeństwie podupadł. Nie można traktować uczniów jako zakładników. (...) Nie zgadzam się jednak na to, by przyszłość młodych ludzi była traktowana jako karta przetargowa w walce o przywileje finansowe. Te wszystkie szpalery i happeningi odbiją się czkawką środowisku nauczycielskiemu.". Nieco wcześniej, kiedy strajk był w początkowej fazie głosił: "ZNP ma ultrakomunistyczne korzenie. Nie dopuściłbym do tego, aby jedna grupa terrorem wymusiła podwyżki";

* ks. Eugeniusz Szymański - ks. proboszcz kościoła p.w. Miłosierdzia Bożego w Lublinie, w ogłoszeniach duszpasterskich, wyraził określił nauczycieli "mianem obiboków i nierobów". Nauczyciel, który strajkuje, to nie nauczyciel. Powinien tak, jak kiedyś, oddawać życie za uczniów i za ich nauczanie, nie pobierając wynagrodzenia".

* prof. Andrzej Waśko, literaturoznawca, b. sekretarz stanu w MEN w 2007 r., doradca prezydenta RP do spraw wdrażania reformy oświaty - powiedział w rozmowie portalowi wpolityce.pl: "Każdego dnia tego strajku trzeba pytać pana prezesa Broniarza, co mu się udało naprawić w oświacie. W poniedziałek, we wtorek, tak długo, jak będzie strajkował. Dlatego, że to on „naprawia” oświatę i „likwiduje” chaos przy pomocy tego strajku, który wywołał".

* Karolina Elbanowska: - "Nauczyciele mają rolę służebną wobec dzieci. Nie może być tak, że za wszelką cenę utrzymujemy dużą liczbę sfrustrowanych nauczycieli kosztem jakości;
* dr hab. Mieczysław Ryba (niewłaściwie tytułowany jako profesor), historyk, radny PiS w sejmiku województwa lubelskiego tak mówił portalowi wPolityce.pl: "Pan Broniarz miał ostre wypowiedzi dotyczące PiS. Był uwikłany w SLD. Pojawiał się na marszach Komitetu Obrony Demokracji. To obniża jego wiarygodność".

* prof. UMK w Toruniu Andrzej Zybertowicz - socjolog, doradca prezydenta tak powiedział o strajkujących nauczycielach: "Kiedyś byli wyspami wiedzy w morzu niewiedzy. Dziś w morzu fejków są zagubionymi bojkami potrząsanymi przez fale informacyjne. Podpięcie młodych ludzi do smartfonów powoduje, że autorytet nauczycieli odszedł bezpowrotnie w przeszłość. Dziś to frustraci;

* Dominik Tarczyński, były asystent egzorcysty, poseł PiS mówił na antenie Polskie Radio 24: "Ten protest jest w pewnym sensie polityczny. OPZZ, który ma korzenie w PZPR jest lewicowy, lewacki".

* Marek Suski poseł PiS, szef gabinetu politycznego premiera: "Nauczyciele dyplomowani zarabiają prawie tyle samo co ... posłowie! (...) Każdy chciałby więcej zarabiać. Nie znam osoby, która by powiedziała, że za dużo zarabia, to zrezygnuje sama... Chociaż posłowie sami sobie obniżyli pensję, ale bez przyjemności".

* Beata Kempa tak oceniła w Polsat News prezesa ZNP: - Myślę że to jest po prostu karierowicz (...) To jest osoba, która pewnie w pierwszej kolejności ma na myśli to, że w Związku (Nauczycielstwa Polskiego) - z tego, co słyszałam, i chyba się nie mylę - są wybory, więc jemu tego typu promocja jest potrzebna. - Mam nadzieję, że jak (Broniarz) zakończy wreszcie swoja procedurę wyborczą, to przestanie zachowywać się w tak nieodpowiedzialny sposób.

* Ryszard Proksa - przewodniczący Sekcji Oświaty NSZZ "Solidarność", czyli ten, który złamał lojalność i solidarność strajkującego środowiska nauczycielskiego podpisując porozumienie z rządem: "Przykro mi, że przez działania ZNP nauczyciele z tego strajku wyszli poobijani i czują się teraz przegrani";

* Janusz Korwin-Mikke tak podsumował obrady "okrągłego stołu": (...) trzeba ,,wyrzucić na zbity pysk” złych nauczycieli i doprowadzić do bankrutowania złych szkół. Wiedziałem, że to będzie parodia okrągłego stołu, ale nikt nie zapowiadał, że to będzie cyrk".

* Adam Bielan - poseł PiS: "Myślę, że ten strajk jest organizowany dokładnie przed wyborami po to, żeby nam zaszkodzić w wyborach. Nauczyciele, którzy słusznie są oburzeni na wysokość swoich płac, powinni zadać sobie pytanie: czy chcą powrotu do władzy ugrupowania, które przez 3 lata dało im podwyżki w wysokości 0 zł .

A jak jest naprawdę? Pisze o tym dr Bogdan Stępień.

26 kwietnia 2019

Koniec czy nowy początek?



Z wczorajszym dniem skojarzył mi się refren piosenki Kuby Sienkiewicza z "Elektrycznych Gitar", który tak śpiewał przed laty:

"To już jest koniec, nie ma już nic,
Jesteśmy wolni, możemy iść
To już jest koniec, możemy iść,
Jesteśmy wolni, bo nie ma już nic
Nie ma już nic, nic, nic, nic
.(...)"

Rada Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego podjęła wczoraj w ramach wolnych wniosków uchwałę popierającą słuszne postulaty nauczycieli w ich staraniach o zmiany systemowe w szkolnictwie. Nie wiedzieliśmy o tym, że w tym samym czasie prezes ZNP Sławomir Broniarz ogłaszał na specjalnie zwołanej konferencji prasowej zawieszenie strajku z dn. 27 kwietnia 2019 r.

Mieliśmy własne sprawy do omówienia i przegłosowania, ale pamiętaliśmy o nauczycielach, których kształcimy na Uniwersytecie Łódzkim, także tych uzupełniających swoje kwalifikacje w ramach studiów niestacjonarnych. Uchwała została przyjęta zdecydowaną większością głosów, bowiem tylko 4 członków Rady w stosunku do ponad 30 wyraziło sprzeciw wobec projektu symbolicznego poparcia nauczycieli, gdyż - jak zakomunikował jeden z nich - są członkami NSZZ "Solidarność" i nie popierają akcji ZNP.

Także Rada Wydziału Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu podjęła w dn. 24 kwietnia 2019 r. Uchwałę w sprawie poparcia postulatów strajkowych pracowników oświaty. Stwierdzono w niej: "Stoimy również na stanowisku, że oświacie potrzebna jest zmiana modelu kształcenia, który będzie wspierał rozwój indywidualny i społeczny zarówno ucznia jak i nauczyciela. Jako eksperci od edukacji oferujemy pomoc w pracach nad przygotowaniem takiego projektu". Odrębny głos braku poparcia zgłosił jeden z jej członków. Naukowcy także różnią się w ocenie wydarzeń.

Nie jestem członkiem żadnego związku zawodowego. Wystarczy zajrzeć do moich publikacji, jak i do wpisów w blogu, by przekonać się, że jestem niezwykle krytyczny wobec różnych akcji lub ich braku ze strony ZNP. Mogłoby się wydawać, że powinienem być zaskoczony tym, że władze tego właśnie Związku zgłosiły mnie i prof. Marka Konopczyńskiego z Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN w Centrum Dialogu Społecznego jako mediatora między stroną rządową i organizatorami strajku, kiedy ważyły się w dn. 18 kwietnia br. losy sprawców i ofiar (przed-)szkolnego strajku.

Na udział naukowców nie zgodziła się strona rządowa potwierdzając tym samym, jak bardzo obawiała się obecności w negocjacjach tych, którym nie można wmawiać fałszywych, zmanipulowanych danych o nauczycielskich zarobkach, o statusie zawodowym nauczycieli, o rzekomej trosce władzy o uczniów, o wspaniałych sukcesach Anny Zalewskiej itd., itd.

Naukowcy - reprezentowani przez Komitet Nauk Pedagogicznych PAN - nie zostali też zaproszeni na posiedzenie tzw. "okrągłego stołu". Zaproszenia skierowano do wybranych uczelni i wybranych przez władze osób. To dobrze, że odbędzie się przedmajówkowy festyn polityczny na Stadionie Narodowym. Każde miejsce i debata o edukacji, o polskiej szkole, o jakości kształcenia, o sytuacji uczniów itd. ma sens dla tych, którzy je organizują.

Różnimy się w swoich opiniach, osądach, ocenach bieżących wydarzeń, ale z naukowego punktu widzenia nie można analizować procesów reform szkolnych i zmian wewnątrzszkolnych z perspektywy jedynie byłego ucznia, rodzica, beneficjenta jakiejś władzy itp. W nauce obowiązują zasady doboru źródeł i metody ich badania, w tym opisywania, wyjaśniania i interpretowania faktów, zdarzeń czy procesów. Tego zaś w czasach postprawdy i politycznych manipulacji żadna władza nie potrzebuje, także ta sprawowana przez poprzednich ministrów edukacji.

W debacie publicznej każdy może sięgać po dowolne źródła uzasadniające postawę wobec minionych wydarzeń, które przez 18 dni poruszały opinię publiczną. Jedni będą ZA, inni PRZECIW, jeszcze ktoś stwierdzi, że nadal nie wie, o co chodzi. Życzymy każdej społeczności owocnych obrad. Tym jednak różnią się one od naukowych debat i konferencji, że w universitas nie obowiązuje osobiste widzimisię każdego, kto ma jednostkowe, profesjonalne czy potoczne doświadczenia.

Strajk został zawieszony.

Od przyszłego poniedziałku czekają uczniowskie środowiska kadry nauczycielskie, które są rozbite, poobijane, znieważane przez różne osoby. Szkoła zatem nie będzie już taka sama, chociaż nadal jest tą samą dla jej wszystkich podmiotów placówką. Nastąpiła bardzo bolesna odsłona rzeczywistych postaw, oczekiwań, aspiracji, zależności, wartości, światopoglądów, która bezcześciła resztki edukacyjnych wspólnot.

Rządzącym zależało na efekcie propagandowym, a nie na uczniach, bo gdyby było inaczej, to nie dopuściliby do sytuacji, w wyniku której wprawdzie "załatwili" ósmoklasistom i gimnazjalistom możliwość zdania egzaminów zewnętrznych, ale całkowicie okazał się im obojętny los kilku milionów uczniów pozbawionych prawa do uczenia się. Podzielono zatem uczniów na "lepszych" i "gorszych", "swoich" i "obcych", tych, dla których coś się "załatwi", "wymusi", "wyegzekwuje" i tych, o których nawet nie wspomniano.

Rząd nie zapewnił większości uczniów konstytucyjnego prawa do realizacji obowiązku szkolnego. Liczył na silny protest rodziców, którzy musieli zapewnić swoich pociechom właściwą opiekę. Nawet procedowana w dn.25.04. br. w Sejmie nowelizacja ustawy Prawo Oświatowe dotyczyła tylko i wyłącznie maturzystów. A co z pozostałymi milionami dzieci i młodzieży?

Władza straciła szacunek w dużej części nauczycielskiego środowiska, także tego, które na nią głosowało, zawierzyło jej zaspokojenie potrzeb związanych z możliwością jak najlepszego wypełniania własnych powinności zawodowych. Nauczyciele dowiedzieli się, że mają milczeć, pokornie czekać na łaskę pańską, bo dla sprawujących władzę się nie liczą.

NAUCZYCIELE nie są wielką liczbą, statystycznie godną uwzględnienia w polityce rządu. Co innego osoby na emeryturze, które codziennie mają czas na oglądanie Wiadomości TVP. Ich jest prawie 10 mln. Do tego doszła zmasowana akcja dezawuowania ich statusu, poniżania, ośmieszania, wyszydzania, kwestionowania ich wiarygodności itd., itp.

Nie ulega dla mnie wątpliwości, że z dniem 1 września 2019 r. uczniowie nie spotkają już więcej swoich mistrzów, a nauczyciele swoich nauczycieli, ale kogo to obchodzi... Niektórzy odejdą z tego zawodu, a na ich miejsce przyjdą lub nie przyjdą inni. Zamykane są oddziały szpitalne w związku z brakiem pielęgniarek, lekarzy - specjalistów. Spójrzmy prawdzie w oczy - kto jeszcze uczy nasze dzieci teraz, a kto ich będzie uczył w nowym roku szkolnym, kto jeszcze jest dyrektorem przedszkola czy szkoły, a kto już nigdy więcej nim być nie zechce.

To są jednak dla rządzących MAŁE LICZBY. NIE MA LUDZI, a w tym przypadku - NIEZASTĄPIONYCH NAUCZYCIELI. Są jednak wyjątki- to fatalni ministrowie edukacji. Ci są niezastąpieni ... .


25 kwietnia 2019

Jak minister Anna Zalewska (z-)łamała prawo oświatowe


Rodzice ósmoklasistów i gimnazjalistów mogli odetchnąć wraz ze swoimi pociechami. Ich dzieci zostały dopuszczone do egzaminów zewnętrznych. Przystąpiły do sprawdzianu wiedzy w atmosferze wyczekiwania na właściwy dzień i godzinę, z jakże typowym dla tego typu zdarzeń stresem, napięciem, dla wielu także z poczuciem niepewności, czy aby dadzą sobie radę.

Każdy egzamin jest jakąś niewiadomą, chyba że ktoś został do niego rzetelnie przygotowany, to nie odgrywa ona aż tak istotnej roli. Nie ulega wątpliwości, że w gronie zdających byli tacy, którzy nie musieli przejmować się tym, jaki będzie poziom trudności, gdyż z każdym byli w stanie sobie poradzić. Tak też się stało.

Pozostały jedynie emocje związane z klimatem społecznym, atmosferą przypominającą zmagania dorosłych ponad głowami i sercami ich uczniów. Nie musiało do niej dojść. To wiemy. Strajk jest najwyższym stopniem protestu, do którego nie powinni dopuścić rządzący. Jeśli zatem do niego doszło, to - czy tego chcemy, czy nie chcemy, czy jesteśmy ZA czy PRZECIWKO obecnej władzy - pełną winę za stan napięcia ponosi strona rządowa.

To nie jest tak, że minister Anna Zalewska została czymś zaskoczona, czegoś się nie spodziewała. Nie zdała najważniejszego egzaminu, który rozstrzygał o tym, czy powinna przejść do następnej klasy. Jeżeli minister od samego początku swojej pracy w resorcie ma negatywny stosunek do nauczycieli, a miała, to trudno, by w momencie najważniejszego sprawdzianu solidnie przygotowała się do niego.

Postępowanie Anny Zalewskiej przypomina ucznia przed egzaminem, który zamiast się uczyć postanowił przygotować sobie ściągi.

On nie musi niczego umieć. On musi liczyć na łut szczęścia, że akurat wiedza konieczna do udzielenia poprawnej odpowiedzi na pytanie egzaminacyjne znajdzie się na jego ściądze. Trzeba tylko odpowiednio ją skonstruować, ukryć i w odpowiednim momencie po nią sięgnąć. Taki uczeń-cwaniaczek, kombinator musi też liczyć na to, że w sytuacji wskazania w teście na jedną z odpowiedzi ktoś mu pokaże na palcach - a, b czy c, podrzuci ściągę, podpowie.

Minister edukacji doskonale wiedziała od pierwszych miesięcy prowadzonych przez siebie pseudokonsultacji z środowiskiem nauczycielskim, że nie ma w nim poparcia, nie znajdzie akceptacji dla zniszczenia ich kilkunastoletniej pracy pedagogicznej w gimnazjach i liceach. Zalewska doskonale zdawała sobie sprawę, a pomogli jej w tym stratedzy w gronie doradców, że tę pseudoreformę musi wprowadzić siłą, bezwzględnie eliminując jakikolwiek opór zewnętrzny, formalny.

Nie miała z tym żadnego problemu, gdyż jak dysponuje się w Sejmie i Senacie większością, a po stronie władzy wykonawczej jest także prezydent, to można uchwalić każde prawo, nawet najbardziej nonsensowne. Tak też stało się z prawem oświatowym. Rządzący przeprowadzili ustawę "Prawo oświatowe" z pełną świadomością, że nie znajduje ona poparcia wszystkich czy nawet większości nauczycieli, a więc tych, którzy mają/muszą ją wdrażać w życie.

Podobnie postępowały poprzednie formacje rządzące, co w żadnej mierze nie usprawiedliwia obecnej, ale powinno służyć głębszej autorefleksji tych, którzy wypracowali mechanizmy i formy lekceważenia obywateli/rodziców i przedmiotowego traktowania uczniów. Prawica szła do władzy z obietnicą prawa i sprawiedliwości, tymczasem w przypadku m.in. egzaminów zewnętrznych sama to prawo złamała, także własne regulacje prawne.

Gdyby jakikolwiek organ sprawdził rzeczywiste dokumenty osób uczestniczących w powyższych egzaminach zewnętrznych, to zapewniam, że część spośród nich nie mogła mieć spełnionego najważniejszego wymogu, jakim jest posiadanie kwalifikacji pedagogicznych. Od lat otrzymuję od absolwentów różnych specjalności po ukończonych studiach na kierunku pedagogika rozpaczliwe listy z zapytaniem: Jak to jest możliwe, że oni ukończyli studia pedagogiczne, a dyrektor szkoły czy przewodniczący Komisji w sprawie awansu zawodowego nauczycieli podważa je twierdząc, że owych kwalifikacji nie posiadają.

Większość absolwentów studiów pedagogicznych nie posiada kwalifikacji pedagogicznych w rozumieniu aktu prawa wykonawczego wydanego przez ministra edukacji narodowej. Jeśli zatem w powyższych komisjach egzaminacyjnych na zasadzie ratowania sytuacji (a w istocie łamania strajku) zasiedli absolwenci pedagogiki nienauczycielskiej np. po pedagogice resocjalizacyjnej, opiekuńczo-wychowawczej, kulturalno-oświatowej, specjalnej, terapeutycznej, leczniczej itd., itp., a zasiedli, to z mocy prawa egzamin powinien być unieważniony.

Czy niekompetentna minister edukacji i ignoranci w gronie jej urzędników oraz doradców mogli to przewidzieć i anulować ową normę prawną w związku z sytuacją wyższej konieczności? Niech wypowiedzą się na ten temat prawnicy. Tego nie uczyniła. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. Społeczeństwo nie orientuje się w szczegółach prawa oświatowego, więc przyjęło do wiadomości, że każdy, kto ma dyplom absolwenta studiów pedagogicznych posiada kwalifikacje pedagogiczne.

Gdyby minister Zalewska uwolniła ów zapis prawny tylko dla zastępczych członków komisji egzaminacyjnych (a tak uczyniła implicite), to otworzyłaby przysłowiową puszkę Pandory, bowiem natychmiast setki nauczycieli, którym nie tylko w tym roku szkolnym odrzucono wniosek awansowy właśnie z powodu braku kwalifikacji pedagogicznych, a nawet zwolniono ich z pracy w przedszkolu czy szkole, natychmiast udałyby się do sądu i wygrałyby proces o dyskwalifikację ich wykształcenia oraz pozbawienie prawa do awansu czy nawet pracy.

Wielokrotnie pisałem o tym problemie:

* Czy inżynier może być nauczycielem wczesnej edukacji?

* Kluczowa dla kształcenia nauczycieli w Polsce ekpertyza profesorów z Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN

* Kwalifikacyjne zamieszanie

* Nie wiedziały gały, co studiowały


Sytuacja strajku skłania absolwentów różnych kierunków studiów do znalezienia sobie pracy w szkole, mimo braku stosownych kwalifikacji. Oto przykład jednej z takich osób:

"Mam pytanie będąc dr socjologii i mgr ekonomii ze stażem pracy powyżej 5 lat w szkole wyższej. Mogę bez przygotowania pedagogicznego (kursu pedagogicznego) uczyć w podstawówce? Jeżeli tak to jakich przedmiotów. Posiadam certyfikat z języka angielskiego B1. Czy bez przygotowania pedagogicznego mogę uczyć wyżej niż podstawówka? W miejscowości gdzie mieszkałam przez długi okres mamy problem tego typu, że duża część dzieci była na zwolnieniach lekarskich i nie mają ocen.

Wszyscy żyją tylko tym i się boją, że dzieci nie będą mieć promocji do następnej klasy. Nikt nie wie, kiedy protest się zakończy. Ja od 1 maja nie mam pracy. Myślę o zgłoszeniu się na zastępstwo, szybko się uczę, a w administracji zarabia się podobnie. Poza za tym, można było strajk zorganizować inaczej, lub w innym czasie."

Nieodpowiedzialne zarządzanie ustrojem szkolnym już uczyniło wiele złego. Przed nami dalsza destrukcja, bo władza nie rozumie, jak już zniszczyła etos nauczycielskiej pracy swoją deformą, a co dopiero mówić o pozorowanych negocjacjach w stylu "okragły stół". Na to nie dał się nabrać nawet prezydent Andrzej Duda wraz z małżonką (b.nauczycielką(.

Dymisji czy odwołania minister edukacji nie będzie. W III RP tylko M. Handke miał odwagę i godność ministra.

(źróło: mem FB) 

24 kwietnia 2019

EduAkcja pomaga strajkującym nauczycielom


Ciekawe, że portal EduAkcja, który udostępnia nauczycielom wychowania przedszkolnego informacje o programach szkoleń online, opublikował także materiały informacyjne dotyczące uwarunkowań i ewentualnych następstw ich uczestniczenia w strajku szkolnym. Nauczyciele pytają, co dalej?

Jak postępować w sytuacji, kiedy strajk został złamany przez związkowców Sekcji Oświaty NSZZ "Solidarność", co wykorzystały władze państwowe udrażniając możliwości zastąpienia w czasie egzaminów zewnętrznych osobami z rzekomymi kwalifikacjami pedagogicznymi? W takiej sytuacji jest kilka wyjść, które będą miały swoje konsekwencje tak dla strajkujących, jak i niestrajkujących, dla uczniów, jak i ich rodziców:

1) nie rezygnować z akcji strajkowej i ją kontynuować,

2) przerwać strajk na jeden dzień sklasyfikowania maturzystów przez ich macierzyste rady pedagogiczne, a następnie powrócić do kontynuowania akcji strajkowej.

3) zawiesić strajk do końca sierpnia br., by odwiesić go z dniem 1 września 2019 r. aż do spełnienia postulatów płacowych. W tym wariancie nauczyciele powinni stanąć po stronie uczniów, także tych, którzy wciąż nie realizują obowiązku (przed-)szkolnego.

4) złożyć wypowiedzenie z pracy w przedszkolu/szkole i poszukać sobie innej, lepiej płatnej pracy.

5) w wyborach podziękować tym, którzy taki zgotowali nam los.

Ani tzw. 'Okrągły stół", ani rekonstrukcja rządu niczego nie poprawią w życiu nauczycieli. Fasada, manipulacja, zmasowana akcja propagandowa strony rządowej (włącznie z usłużnymi hejterami) wymagają sięgnięcia po inne środki walki o poprawę m.in. standardu życia i pracy nauczycielskich elit. Tym nie byli i nie są zainteresowani sprawujący władzę od 1993 r. Strajk uświadomił społeczeństwu nędzę obu stron, chociaż w różnych wymiarach i zakresach.

Tak dla nauczycieli, jak i innych pracowników oświaty powstał materiał w odpowiedzi na nauczycielskie rozterki, wątpliwości, zapytania czy potrzeby. Opracowano go na podstawie wypowiedzi osób uczestniczących w programie edukacyjnym EduAkcja (https://www.edu-akcja.edu.pl/). Musicie państwo sami ocenić przydatność tych porad.

Autorzy tych porad odpowiedzieli na najczęściej powtarzające się pytania natury prawnej dotyczącej okresu strajku. Wywiady z radcą prawnym w formie wideo dostępne są bezpłatnie na fanpage EduAkcja. Jednak jest on dostępny tylko tym, którzy mają facebookową aplikację i są tam zarejestrowani:

Odcinek 1. "W jaki sposób strajk wpływa na przebieg stażu nauczyciela?

https://www.facebook.com/programeduakcja/videos/346464015981809/

Odcinek 2. "Co z wynagrodzeniami za okres strajku?"

https://www.facebook.com/programeduakcja/videos/613941955737048/

Odcinek 3. "Czy dane osobowe strajkujących nauczycieli muszą trafić do SIO?"

https://www.facebook.com/programeduakcja/videos/695583094190199/

Odcinek 4. "Co z klasyfikacją i ważnością egzaminów?"

https://www.facebook.com/programeduakcja/videos/2300609343595993/

Dla osób nieposiadających konta na Facebooku, udostępniono materiał na Vimeo (odpowiednik YouTube), niewymagający logowania, pod linkami:

Odcinek 1. "W jaki sposób strajk wpływa na przebieg stażu nauczyciela?

https://vimeo.com/331406572

Odcinek 2. "Co z wynagrodzeniami za okres strajku?"

https://vimeo.com/331407466

Odcinek 3. "Czy dane osobowe strajkujących nauczycieli muszą trafić do SIO?"

https://vimeo.com/331407691

Odcinek 4. "Co z klasyfikacją i ważnością egzaminów?"

https://vimeo.com/331407907

Nie są to łatwe i oczywiste kwestie, skoro środowisko nauczycielskie podjęło na taką skalę akcję strajkową po raz pierwszy od 1993 r. Ponad ćwierć wieku temu były zupełnie inne warunki gospodarcze, polityczne, społeczne i kulturowe, które rzutowały na sytuację nauczycielskiego stanu. Pamiętam jak prof. Leszek Balcerowicz zapewniał na początku lat 90. XX w., że Polacy dogonią w standardach życia i wynagrodzeń obywateli krajów Europy Zachodniej w ciągu 20 lat. Minęło znacznie więcej. Prognoza się nie sprawdziła w opłacanym z budżetu państwa środowisku nauczycielskim i akademickim.

Ciekawe, ile jeszcze lat musi upłynąć, żeby sprawujący władzę zaczęli naprawdę, a nie deklaratywnie dostrzegać i doceniać rolę kadr kształcących młode pokolenia, opiekujących się dziećmi, upowszechniających kulturę także u ludzi dorosłych?