08 kwietnia 2019
Tęsknota do "wodza"
Profesor Zygmunt Mysłakowski opublikował w Krakowie w 1938 roku niezwykle interesujące studium pt. "TOTALIZM CZY KULTURA". Niestety, politycy nie czytają albo czytają wybiórczo, także ci zajmujący się historią, naukoznawstwem, naukami o polityce itp., toteż kształtują opinię publiczną na własnych deficytach kulturowych lub wymyślonych przez siebie kategoriach typu "szumidło".
Przytoczę zatem deformatorom edukacji z Krakowa, Warszawy i Torunia fragment z książki powyższego pedagoga kultury. Warto do niej wracać po kilkudziesięciu latach. W rozdziale pt. "Tęsknota do "wodza" Z. Mysłakowski napisał:
"Jedność wewnętrzną wspólnoty urzeczywistnia się dwiema drogami:
- przez samorzutnie wyrównującą się kulturę, opartą o wielość wysiłków indywidualnych i grup małych a rozszerzającą się przez naśladownictwo, perswazję, dyskusję, rozmowy, poszczególne dążności wychowawcze, twórcze dzieła artystów, pracę uczonych, eseistów, publicystów, filozofów, przez swoiste formy rzemiosła, tradycje obyczaju, obrzędowość, odmiany regionalne kultury ludowej, wreszcie przez kontakt różnych warstw społecznych kulturotwórczych, odrębnych grup społecznych, regionalnych czy etnicznych.
- Druga droga, to droga PROPAGANDY pewnych haseł, wartości, form bytowania przez tych, którzy środki tej propagandy dzierżą w swych rękach. Środkami tymi są: SZKOŁA i SŁUŻBA WOJSKOWA, różnorodne formacje wychowania mas poza szkołą i wojskiem (stowarzyszenia śpiewacze, gimnastyczne, związki o charakterze półwojskowym), obchody świąt i uroczystości, prasa, książki popularne, tanie i masowe, pewne formy życia religijnego, biblioteki publiczne, teatr i kino, częściowo muzea i wystawy dzieł sztuki.
W czasach gdy mechaniczne środki propagandy nie istniały lub też posiadały formy zarodkowe, różnica pomiędzy dwoma sposobami tworzenia się kultury narodowej była minimalna".(s. 62-63).
A jak jest dzisiaj z tą różnicą? Czy tak jak z jednym z gatunków piwa?
07 kwietnia 2019
Nie tylko minister Anna Zalewska opróżniała kosz nauczycielskiej pracy
Nie interesują mnie gry polityczne ani prezesa ZNP - Sławomira Broniarza, ani przewodniczącego Krajowej Sekcji Oświaty NSZZ "Solidarność" - Ryszarda Proksy, bo obaj coś załatwiają ponad to, do czego zobowiązuje ich pełniona funkcja. Jeden od lat wspiera SLD, drugi jest radnym PiS, a więc oskarżanie jednego o działanie polityczne, a drugiemu przypisywanie cnót walczącego o nauczycielską godność jest nieporozumieniem.
Minister Anna Zalewska bezmyślnie i bezkrytycznie wprowadziła deformę ustroju szkolnego na zasadzie kontraktu: ona wdroży oczekiwaną przez część narodu zmianę, a w zamian otrzyma I miejsce na liście do Parlamentu Europejskiego. Opłacało się? Jej tak. Jej przełożeni wywiązali się z danego słowa. Ona także spełniła ich żądania.
Trzeba być pozbawionym wyobraźni, jeśli uważa się, że można zmanipulować wykształcone w III RP środowisko nauczycielskie, szantażować, straszyć i trzymać w upokarzających warunkach pracy, by wbrew jego akceptacji przeprowadzić zmianę ustroju szkolnego do stanu, z którego opuszczenia jednak 2/3 nauczycieli było zadowolonych.
Tym, którzy przeszli do gimnazjów poprawiło się przynajmniej poczucie własnej wartości. Zarabiali równie nędznie, jak ci w podstawówce czy w przedszkolu, ale za to byli profesorami gimnazjum. Polskie władze wydały miliardy złotych na zmianę sieci szkolnej, ich wyposażenie oraz dokształcenie nauczycieli. Środki Europejskiego Funduszu Społecznego przelewane były na konta administracji państwowej, samorządowej, oświatowców, edukatorów a nawet pracowników akademickich, którzy realizowali różne, także nonsensowne projekty edukacyjne.
To wszystko zostało wyrzucone do kosza, zostało wyzerowane jak na pulpicie komputera. Minister A. Zalewska wykonała komendę "wyrzuć do kosza" a następnie "opróżnij kosz". W Polsce bowiem nie szanuje się czyjejś pracy, pieniędzy podatników, poświęconego na udział w zmianach czasu zawodowego i osobistego wielu oddanych im nauczycielom. Ilu nauczycieli zamiast w sobotę i niedzielę radować się własną rodziną zasuwało na kolejny kurs, studia podyplomowe, szkolenia, konferencje, warsztaty... bo przecież Polska wzywa.
Każda formacja polityczna niszczyła to, co tworzyła poprzednia władza. Ci z koalicji "PSL i SLD" zdewastowali w latach 1993-1995 proces budowania oświatowej samorządności i wzmacniania autonomii oraz profesjonalizmu nauczycielskiego. Mieli swoich "wybitnych" ministrów, a jakże - Ryszard Czarny, Jerzy Wiatr. Powiew zatęchłego PRL-u. A gdzież to jest ten wybitny minister PSL? Czyż nie w Parlamencie Europejskim z ramienia... Prawa i Sprawiedliwości?
Politycy PSL współzarządzali oświatą dla własnych zysków z każdą władzą. Co im tam była za różnica. Oni mogli z każdą, byle być przy żłobie, mieć dla swoich stanowiska, funkcje w kuratoriach, delegaturach itd. No i mieli, tak w latach 2001-2005, 2007-2015. Gdzież było ich poczucie odpowiedzialności za polską szkołę? Jakiż to wkład wnieśli w rozwój profesjonalizmu i docenienie pracy polskich nauczycieli???
Prawo i Sprawiedliwość wraz z przydatkami małych formacji prawicowych podobnie postępowało z nauczycielami w latach 2005-2007. Czyż to nie ich ówczesny minister edukacji - Roman Giertych miał za nic polskich nauczycieli? Czy mam cytować jego wystąpienia i przypominać szkalujące polskich nauczycieli także wypowiedzi ówczesnego premiera - Jarosława Kaczyńskiego z tamtego okresu czasu? W historii oświaty nic nie ginie. Pamięć społeczna jest trwała. Nie spali się jej w parafii ignoranta, który zaprzecza nauce społecznej Kościoła katolickiego.
Ministra Anna Zalewska była tak niekompetentna, niedouczona i bez wyobraźni,ale za to pełna pychy, arogancji i wyniosłości w stosunku do większości polskich nauczycieli, także tych w znakomitych gimnazjach katolickich, którzy musieli rozstać się z ciężką, wieloletnią pracą na rzecz formacji młodzieży, że nawet nie rozumie tego, do czego doprowadziła.
Strajk o płace nie jest de facto strajkiem ekonomicznym, chociaż także powodowany jest poczuciem niedopuszczalnej w kraju zmierzającym do konkurowania z rozwiniętymi gospodarczo państwami (O, cóż za niespójność z quasi reformą J. Gowina!!!) degradacji.
TO JEST STRAJK O GODNOŚĆ ZAWODU, O ETOS POLSKIEJ INTELIGENCJI, KTÓRA KSZTAŁCIŁA I CHCE EDUKOWAĆ KOLEJNE POKOLENIA POLAKÓW, ale nie w warunkach ją upokarzających ekonomicznie, pedagogicznie i kulturowo.
Tego Anna Zalewska nie rozumie, bo była tylko i wyłącznie narzędziem w rękach polityków, sprytnie schowanych w murach prezydenckiego pałacu, uniwersytetu czy siedzib partii. Jej bezmyślność i pośredniość działań została odsłonięta już w 2016 r., kiedy przyszła na zaproszenie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.
Nic nie pomogą kosze kwiatów, które wręczają kuratorzy oświaty ministrom i wiceministrom, którzy przyjeżdżają do nich z rzekomym przesłaniem oświatowym i reformatorskim. Nauczyciele widzą ten żałosny teatr, uniżoność, nieadekwatną samoocenę sekretarzy i podsekretarzy stanu. Im się naprawdę wydaje, że są kimś znaczącym, a nie chcą przyjąć do wiadomości służebnej roli wobec obywateli. No to niech dalej tworzą państwo oświatowej służalczości, niech dalej się doceniają, wypłacają sobie premie, bo przecież im wolno, im się to należy.
Ministra Anna Zalewska zapisała się w dziejach oświaty polskiej najgorszymi zgłoskami, bowiem niszczyć można szybko, łatwo, a nawet przyjemnie, za to znacznie trudniej i dłużej coś się buduje. Do czasu, aż przyjdzie kolejna taka ministra, które też wyrzuci to do kosza.
06 kwietnia 2019
Wyszło szydło z worka
No i wyszło szydło z worka. Można było się tego spodziewać, że rządzący już dawno temu podjęli decyzję o minimalnym finansowaniu edukacji publicznej. Tu nie chodzi o nauczycieli, o jakość kształcenia młodych pokoleń, ale o polityczną kalkulację. Władzy nie opłaca się wzmacniać nauczycieli, inwestować w nich, a tym bardziej wspierać Związku Nauczycielstwa Polskiego na czele z prezesem Sławomirem Broniarzem.
Gdyby negocjacje z rządem prowadziła tylko i wyłącznie Sekcja Krajowej Oświaty NSZZ "Solidarność", której przewodniczy radny Prawa i Sprawiedliwości - Ryszard Proksa, czyli "swój" człowiek, to zapewne nie doszłoby do tak ostrego konfliktu. Jej szef podpisałby każdy warunek. Nie przewidziano jednak niezadowolenia z "ochłapów", jakie proponowała nauczycielom strona rządowa. Nie oszukujmy się, nawet gdyby "Solidarność" walczyła o 1000 zł podwyżkę podstawowej płacy, to i tak byłoby to poniżej godności tej profesji.
Wejście z warunkiem podwyżki płac na minimalnym poziomie 1 tys. zł. przez ZNP było zatem realistycznym postulatem, ale przecież także poniżej poziomu godności tego zawodu. Rządzący mają zatem rację twierdząc, że prezes Broniarz milczał przez tyle lat, to niby dlaczego mieliby ulec właśnie jemu?
SPÓR I ZAPOWIADANY STRAJK OD POCZĄTKU NIE DOTYCZYŁ TROSKI WŁADZ ZWIĄZKOWYCH I RZĄDZĄCYCH O NAUCZYCIELI.
Gdyby bowiem którąkolwiek z tych stron ów los zainteresował naprawdę, to podjęto by rozmowy i przeprowadzono konsultacje dotyczące szeroko pojmowanej pragmatyki i etyki tej grupy zawodowej. Jednak każdej władzy, tak lewicowej, liberalnej jak i prawicowej jest "na rękę" proletaryzacja tej grupy zawodowej, bo ona, co przyznali otwarcie politycy PiS, pozwala na radykalne oszczędności w budżecie państwa do realizowania zupełnie innych, a bardziej opłacalnych politycznie celów.
Szkoły muszą być finansowane z budżetu państwa. To oczywiste. Tym samym trzeba obniżać koszty tak dalece i tak długo, jak tylko się da, a że najwyższe koszty wynikają z powinności płacowych sięgając ponad 80 proc. subwencji oświatowej, to dokładnie tak samo, jak czyni to producent np. obuwia czy energii elektrycznej - tnie się płace i/lub zatrudnia najtańszych pracowników. Liczy się także na to, że i tak wejdą do tego zawodu pasjonaci, mistrzowie, liderzy kształcenia innych, toteż zawsze będzie można ich przywołać, zacytować czy pokazać w TVP jako tych, którzy "nie są tak bezczelni, roszczeniowi jak większość".
NAUCZYCIELE SĄ ZBYTECZNYM KOSZTEM DLA KAŻDEJ WŁADZY TAK W PAŃSTWIE O GOSPODARCE WOLNORYNKOWEJ, JAK I W STEROWANEJ CENTRALNIE (socjalistycznej).
W socjalizmie to jeszcze ukrywano tę strategię poniżania nauczycielstwa ideologią misji, posłannictwa, gwarancji stałej i pewnej pracy, egzekwowanie relatywnie niskiego poziomu wykształcenia, skoro studiować mógł każdy. Studia nauczycielskie zawsze były adresowane do absolwentów z najniższymi osiągnięciami szkolnymi.
Gdyby władze państwowe chciały mieć jak najlepszych nauczycieli w szkołach, to dostanie się na studia musiałoby być obwarowane najwyższym progiem punktowym z egzaminu maturalnego, zaś pierwsza płaca w szkole musiałaby być tak wysoka, żeby absolwenci zabiegali o miejsce pracy. Na kształceniu przyszłych nauczycieli, podobnie jak i na ich wynagrodzeniu znakomicie się oszczędza, bo przecież władzy to się nie opłaca.
Odsłony powyższej postawy wobec nauczycielstwa dokonał dr hab. Andrzej Zybertowicz. Nie jest w tym wprawdzie oryginalny, więc i nie ma zasług odkrywczych w tym zakresie, gdyż już znienawidzony przez PiS Zygmunt Bauman (w odróżnieniu od A. Zybertowicza - czytany i cytowany na całym świecie) na początku lat 90. XX w. tak zdiagnozował sytuację nauczycieli w ponowoczesnym świecie:
"Kiedyś posiadali oni luksus bycia jedynymi odźwiernymi gmachu wiedzy – nie było innej drogi. Dzisiaj są tylko takimi pokątnymi odźwiernymi, bez specjalnego munduru, bez lampasów – bowiem istnieje wiele innych dojść do wiedzy."
Prof. UMK Andrzej Zybertowicz z ponad dwudziestoletnim opóźnieniem, i to w sytuacji tak napiętego konfliktu w kraju, ośmielił się wypowiedzieć baumanowską tezę wprost jako zasadną o polskich nauczycielach. Tu wyszło szydło z worka. Tak myśli o nauczycielach nie tylko doradca Prezydenta RP, który ujawnił w PR w dn. 3.04.2019 r., co tak naprawdę o nich sądzą elity władzy:
„nauczyciele są przegrani, nie tylko w Polsce, z powodów cywilizacyjnych. Nawet gdyby lepiej zarabiali, bo są pewne kraje, gdzie lepiej zarabiają…”.
Odniósł się także do akademickiego kształcenia nauczycieli mówiąc: „Współczesna edukacja, także wyższa, to produkcja frustratów. (...) Bo w ogóle nie mają oni [nauczyciele] przekonania, że uczniowie cenią ich pracę i rolę. Nawet gdyby się bardziej przykładali, to nie są w stanie sobie z tym poradzić”.
Zapewne są to zdania wyjęte przez dziennikarza z kontekstu, ale wypowiedziane przez A. Zybertowicza i opublikowane w mediach, których nie mam zamiaru weryfikować, bo blog nie jest miejscem ku temu. Cytuję zatem za dziennikarzem wypowiedź socjologa o nauczycielach:"Kiedyś byli wyspami wiedzy w morzu niewiedzy. Dziś w morzu fejków są zagubionymi bojkami potrząsanymi przez fale informacyjne. Podpięcie młodych ludzi do smartfonów powoduje, że autorytet nauczycieli odszedł bezpowrotnie w przeszłość. Dziś to frustraci.
Wcale nie trzeba godzić się z powyższą tezą. Wystarczy poczytać książki naukowe na temat autorytetu, jak chociażby rozprawę Lecha Witkowskiego pt. "Historie autorytetu wobec kultury i edukacji", by przekonać się, jak daleko odszedł w swoich opiniach od nauki i kultury, a szczególnie od kulturowego pojmowania nauczycielskiej profesji - Andrzej Zybertowicz. Nie będę mu polecał innych dzieł, bo nie ma czasu na lektury. W końcu politycy też są sfrustrowani MABENĄ.
Można dokonać zmiany społeczno-kulturowej, jeśli nam na niej zależy. W istocie bowiem są w tym zawodzie frustraci, tak samo jak wśród polityków, związkowców, posłów, rządzących, doradców prezydenta, nauczycieli akademickich, kuratorów oświaty, urzędników samorządowej edukacji, radnych itd. Czy to jest jednak powód do tego, by świetnie wykształceni i oddani tej profesji nauczyciele musieli od 30 lat transformacji ustrojowej być tak niegodnie postrzegani i traktowani?
Dobrze, że ust polityka rodzice mogli wreszcie usłyszeć, kim są dla tej władzy nauczyciele. Inni, o znacznie niższych kwalifikacjach i kompetencjach też już wyrażali swoje stanowisko w podobnym stylu.
05 kwietnia 2019
O utopiach, historii politycznej i cynikach w edukacji
W środę odbyła się w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego interesująca, a cykliczna już debata naukowa na temat utopii w edukacji. Podtytuł III Ogólnopolskiej Konferencji brzmiał:"O wyobrażeniach edukacji i światów możliwych w społeczeństwie masowym".
Była to bardzo kameralna konferencja naukowa, ale dzięki temu mocno nasycona kluczowymi dla dzisiejszych czasów sprawami. Jak każda sesja tego typu, także i ta była obciążona dużym napięciem czasowym. Obrady trwały tylko jeden dzień. Na szczęście prowadzący poszczególne sesje zabezpieczyli w ich porządku odrobinę czasu na pytania, odpowiedzi i dyskusję z referującymi.
Pomysłodawcą i kierownikiem interdyscyplinarnej konferencji naukowej jest dr hab. Rafał Włodarczyk prof. Uniwersytetu Wrocławskiego, który przesłał każdemu z nas założenia debaty:
Utopie, rozumiane jako spełniające ludzkie nadzieje wyobrażenia o kondycji możliwych czy przyszłych społeczeństw, stanowią wciąż atrakcyjny obszar badawczy. Obejmuje on zarówno traktaty filozoficzne, pedagogiczne i polityczne, dzieła literackie, filmowe i inne teksty kultury popularnej, wizje człowieka i wspólnoty, jak i ruchy społeczne, projekty edukacyjne czy ideologie. Wysiłek tworzenia tego rodzaju wyobrażeń, wiązany jest z wolą udoskonalania, wychowywania, rozwoju i zmiany, z pragnieniem oraz nadzieją tworzenia wystarczająco doskonałej rzeczywistości.
W ten m.in. sposób poszukujemy punktów odniesienia do dyskusji o współdzielonej przyszłości. Owa przyszłość nie jest bowiem rezultatem samoistnego aktu powstania. Wymaga ona naszego zbiorowego i indywidualnego zaangażowania, zarówno na poziomie artykulacji warunków przyzwoitego życia, jak i społecznej praktyki. Retrospekcja, jakiej dokonujemy w poszukiwaniu źródeł utopijnego myślenia, prowadzi nas jednak częściej do dzieł literackich, niż do rozpraw naukowych, w tym pedagogicznych.
Tymczasem literackie utopie dostarczają raczej opowieści o krainach hermetycznych, odizolowanych, niedostępnych, ukrytych czy wręcz tajemniczych. Te „nie – istniejące” miejsca – miejsca, których nie ma, wydają się krainami tylko dla wybranych. Oczywiste przykłady takich enklaw przynoszą klasyczne dzieła Morusa czy Campanelli, a – z bardziej nam współczesnych – warto wspomnieć tę z powieści Ayn Rand Atlas zbuntowany. Umasowienie tego rodzaju utopii wyznaczałoby jej kres, cudowna przystań zniknęłaby z mapy krain niemożliwych.
Klasyczne wizje idealnych społeczeństw, które znamy z literatury i sztuki, to wyobrażenia miejsc elitarnych. To ich hermetyczność i ekskluzywność czyni z nich utopie. Inaczej jednak sprawa może wyglądać wówczas, gdy utopie potraktujemy jako istotną część społecznych praktyk czy pedagogicznego progresywizmu. Ponadto, w perspektywie radykalnych transformacji nowoczesności, tworzenie wyobrażeń wystarczająco doskonałych warunków społecznych ma sens jedynie wówczas, kiedy miałyby one stać się powszechne, a zatem masowe.
Do szczególnych tego przykładów należy zaliczyć funkcjonujące obecnie systemy oświaty, stanowiące następstwo niegdysiejszych wyobrażeń o lepszej edukacji, które wykraczają daleko poza elitaryzm ograniczonych liczebnie społeczności. Należy przy tym dodać, że owo wiązanie utopii i edukacji z masowością nie jest obce zarówno historycznym i współczesnym społeczeństwom demokratycznym, jak i autorytarnym czy totalitarnym.
Aktualnie myślenie utopijne, przedstawiające opis świata w kategoriach wyspy, enklawy, azylu, grupy, dzielnicy, miasta ociera się o eskapizm, a prawdziwe wyzwanie stanowi utopia społeczeństwa masowego z praktyką edukacyjną, która ją czy to wprowadza, czy to reprodukuje. Można zatem zaryzykować twierdzenie, że współcześnie utopia każe nam konfrontować się z zagadnieniem społeczeństwa masowego i różnymi wymiarami globalizacji, a jako taka powstaje w kontekście wyzwań masowości i urzeczywistnia się poprzez umasowienie. Bez tego pozostaje ona tylko kolejną naiwną ideą, którą możemy odłożyć w niepamięć.
Realia polskiej codzienności przewijały się w wypowiedziach osób referujących wyniki własnych badań. Przywołam tu dwa wystąpienia.
Prof. UWr dr hab. Robert Klementowski, historyk zatytułował swój referat: "Polityka pamięci historycznej jako droga do utopii". Jako pracownik Instytutu Pamięci Narodowej wyjaśniał, że kategoria "polityki historycznej" pojawiła się w badaniach naukowych najpierw w Niemczech, w latach 50. XX w. na skutek konieczności rozliczenia się z nazistowską przeszłością.
Dzisiaj, zdaniem tego profesora, używa się określenia "polityka wobec historii" w celach politycznych, by lepiej zarządzać społeczeństwem, prowadzić do przebudowania tożsamości społecznej zmieniając pamięć historyczną o istotnych dla narodu wydarzeniach. Politykom u władzy lub zamierzającym dojść do władzy nie jest obojętne, co obywatele pamiętają, toteż podejmują działania i manipulują m.in. dekonstrukcją miejsc pamięci, wzmacnianiem rytuałów, celebrowaniem tych, a nie innych rocznic, wydarzeń itp. Im bardziej władza jest centralistyczna, tym silniej będzie korzystać z polityki historycznej celem kontrolowania i kolonizowania pamięci społecznej.
Prof. DSW dr hab. Maria Reut w swoim studium filozoficznym pt. "Utopia i krytyka utopii. Interpretacja rozbieżności między "ideałami" i "rzeczywistością" jako punkt wyjścia do rozumienia statusu etyczności" mówiła o tym, jak współcześni cynicy - w odróżnieniu od tych z czasów Starożytności - niszczą przestrzeń wolności, dyskusji, debat publicznych obracając się przeciwko wartościom moralnym, idealistom i mędrcom.
Zapewne powstaną po tej debacie kolejne publikacje. Wówczas będziemy mogli zapoznać się z pełną treścią wypowiedzi jej uczestników, a muszę dodać, że byli nimi także doktoranci z różnych uniwersytetów w kraju. To oznacza, że wątki humanistyczne nadal są ważne dla przedstawicieli nauk społecznych, a nawet jeszcze bardziej uczulają ich na skrywaną przez sprawujących władzę lub opozycję socjotechnikę władztwa politycznego opartą na cynicznej grze przeciwko jakiejś części społeczeństwa.
04 kwietnia 2019
Ewaluacja i rywalizacja w ramach dyscyplin naukowych powinna być także jednorodna w NCN
W związku z wdrażaną w życie Konstytucją dla Nauki, w świetle której jednostką analizy będzie poszczególny naukowiec, który przypisany jest do dyscypliny naukowej, dziedziny i obszaru, a tym samym na tej podstawie każda z opublikowanych przez niego publikacji będzie klasyfikowana adekwatnie do ustalonych przez MNiSW kryteriów (wykaz punktowanych wydawnictw i wykaz czasopism naukowych), Komitet Nauk Pedagogicznych PAN złożył do ministra nauki i szkolnictwa wyższego wniosek o zmianę zasad ubiegania się uczonych o środki w Narodowym Centrum Nauki.
Skoro ewaluacji podlegają dyscypliny naukowe, to w ten sam sposób powinny być traktowane wnioski o granty w Narodowym Centrum Nauki, to znaczy że konkursy powinny odbywać się nie w ramach grup dyscyplin, ale tylko i wyłącznie w ramach poszczególnych dyscyplin. Nie powinno być tak, że kategoria naukowa będzie przyznawana w ramach jednorodnych dyscyplin naukowych, ale o środki na badania naukowe uczeni mają ubiegać się w ramach grup dyscyplin naukowych.
Reforma powinna być spójna we wszystkich zakresach.
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN apeluje zatem o rzetelne i adekwatne do zasad ewaluacji w nauce procedowanie konkursowe w NCN. Mamy nadzieję, że system ewaluacji i związane z jego wynikami finansowanie nauki będzie odbywać się w warunkach izomorficznych, w sposób niesprzeczny z prawem każdej dyscypliny do weryfikowania projektów zgodnie z obowiązującą w nich metodologią badań naukowych.
03 kwietnia 2019
Nauczycielski ruch obywatelskich debat o edukacji, czyli NoE w akcji
Nie po raz pierwszy w dziejach naszej oświaty wyłania się w wyniku narastającego kryzysu i konfliktów społecznych ruch obywatelskiego namysłu nad tym, ku czemu zmierza polska edukacja, jakie będą losy jej uczniów, nauczycieli, ale i rodziców powierzających im swoje pociechy?
Idea i sposób jej realizacji są niezmiernie interesujące, bowiem unika się tu walki o parcjalne rozwiązania w edukacji, załatwienie jakiejś jednej sprawy, ale konstruuje przestrzeń medialną, sieciową do bezpośrednich spotkań i debat bez udziału tych, którzy ustawicznie nami manipulują, a więc bez udziału władz oświatowych. Tym wystarczą pozorowane konsultacje, organokracja pospolita włączająca w to naiwną lub równie cyniczną młodzież, która załatwia przy tej okazji swoje nadzieje na awans w misiewiczowskim stylu.
OBYWATELE wreszcie chcą RATOWAĆ POLSKĄ EDUKACJĘ, poczynając od poważnych, a otwartych debat na jej temat, gdyż bez dobrej diagnozy, samoświadomości toksyczności istniejącej pod ponad 25 lat socjotechnicznej polityki władz resortu edukacji nie można zrozumieć barier, przeszkód, pułapek i mitów czyniących dzieci i młodzież zakładnikami patologii.
Odsłona rzeczywistych motywów zdumiewającego zaangażowania się Anny Zalewskiej w deformę szkolną, wbrew racjom stanu polskiego szkolnictwa i jego dotychczasowych osiągnięć, potwierdzają to, co miało miejsce także w działaniach poprzednich ministrzyc edukacji. Była minister Krystyna Szumilas raczyła wyrazić zdziwienie wobec silnych protestów i oporowej determinacji nauczycieli w kraju, chociaż sama przyczyniła się do podobnych, tyle tylko, że lekceważyła rodziców.
Dziennikarz stacji RMF - Patryk Michalski stwierdził, że "Wybór Anny Zalewskiej na "jedynkę" PiS-u w okręgu obejmującym Dolny Śląsk i Opolszczyznę to element porozumienia z Jarosławem Kaczyńskim - (...) ta w zamian zgodziła się zostać minister edukacji i twarzą reformy edukacji.
Niezależnie zatem od losów politycznych p. minister, obywatel zaczynają wreszcie rozmawiać ze sobą o edukacji. Oto ich przesłanie:
Narada Obywatelska o Edukacji to lokalne, międzyśrodowiskowe spotkania odbywające się w możliwie podobnym czasie i w możliwie wielu miejscach w Polsce dotyczące:
* aktualnej sytuacji w oświacie
* wspólnego namysłu nad kondycją szkoły i potrzebnymi kierunkami zmian (proponujemy 5 kluczowych pytań)
* wstępnej listy kluczowych postulatów wykraczających poza kwestie płacowe.
Narada Obywatelska to bezpośrednia - prowadzona twarzą w twarz - rozmowa:
* odbywająca w przestrzeni publicznej, ale możliwie blisko miejsca zamieszkania uczestników;
* dotycząca spraw publicznych;
* ustrukturyzowana;
* prowadzona pomimo różnic opinii i w poszukiwaniu tego co łączy;
* toczona z szacunkiem dla siebie nawzajem;
* umożliwiająca udział każdemu i każdej, dla kogo temat jest ważny i bez względu na jego/jej formalną pozycję;
* odbywająca się w podobnym czasie w wielu miejscach w Polsce.
Zasady Narad Obywatelskich to skromność i prostota środków, oddolny charakter, ponadpartyjność, wolontarystyczne zaangażowanie, transparentność procesu, czytelność reguł, przewidywalność, jednorodność formatu, decentralizacja, troska o rzetelność, konkluzywność, skuteczność.
O czym będziemy rozmawiać? W trakcie narady będziemy rozmawiać o 5 zagadnieniach/pytaniach:
1. Czego uczy szkoła? Do czego przygotowuje?
Uczniowie mają różne cele – niektórzy studiowanie, inni przygotowanie do praktycznego zawodu. Dla jednych szkoła ma dostarczać przede wszystkim wiedzy inni chcieliby, żeby także wychowywała - kształtowała charakter. Jedni uznają, że szkoła ma przygotowywać do spełniania oczekiwań “innych” - rynku pracy, społeczeństwa, państwa, inni - że powinna przede wszystkim pobudzać marzenia i talenty samych uczniów i wspierać ich rozwój - ale szkoła musi służyć wszystkim. Zastanówmy się, jak łączyć dobre przygotowanie do obowiązkowych egzaminów z rozwijaniem osobistych zainteresowań. Jak umożliwić wszystkim odnoszenie sukcesów i odkrycie swoich mocnych stron, czy organizować uczniowską samopomoc, a może zajęcia pozalekcyjne?
2. Jak uczymy i wychowujemy? Jak motywujemy do nauki? Jakich doświadczeń dostarczamy?
Chociaż pierwszymi i najważniejszymi wychowawcami są rodzice, szkoła też odgrywa rolę w procesie wychowania, opisaną w dokumencie zwanym „programem profilaktyczno-wychowawczym”. Rodzice powinni uczestniczyć w opracowaniu tego programu dla swoich dzieci i określić, jakie punkty są ważne. Ale samo szkolne życie powinno stwarzać okazję do „wychowania w praktyce” – warto zebrać praktyczne pomysły, jak to zrobić, by te okazje były autentyczne i by uczniowie chcieli się w nie angażować.
3. Jaka jest rola szkoły w społeczności lokalnej?
Szkoła może być ośrodkiem życia lokalnego, miejscem, w którym chętnie przebywa się poza godzinami lekcji – w którym spotykają się wszyscy mieszkańcy. Może być otwarta do późnego wieczora. Co może się tutaj dziać, kto może być organizatorem popołudniowego życia szkoły i w jaki sposób może taka sytuacja zmienić na lepsze szkolną edukację?
4. Jaki jest kształt wewnętrznych relacji w szkole: w trójkącie nauczyciele – uczniowie – rodzice?
Dobre relacje to podstawa skutecznej współpracy. Czy warto wypracować jakieś „reguły gry”, które by pomogły te relacje nawiązać i utrzymać? Jaka rola w tworzeniu szkoły powinna przypaść samym uczniom? Co do powiedzenia powinni mieć rodzice? Jak budować dobre relacje wewnątrz każdej z grup i pomiędzy nimi? Wszyscy pewnie zgodzą się, że powinny być oparte na szacunku i wzajemnym słuchaniu, ale jak zrobić to w praktyce? Przez regulaminy czy przez szkolenia? A może przez wspólne działania?
5. Jaka jest pozycja nauczycieli? Jakie oczekiwania w stosunku do nich?
Tradycyjnie nauczyciel ma „realizować program, oceniać sprawiedliwie, informować radę i rodziców, wspierać ucznia w rozwoju psychofizycznym”. Jakie punkty znalazłyby się w zakresie obowiązków formułowanych przy udziale uczniów i rodziców? Warto też się zastanowić, w jakich warunkach poszczególne wymagania są realne.
Gorąco popieram tę inicjatywę, gdyż jest klasycznym i wiarygodnym przejawem rozwijania się społeczeństwa obywatelskiego, zwiększania poziomu partycypacji każdego z nas w tym, co jest finansowane z naszych podatków. To obywatele utrzymują minister edukacji, która powinna służyć społeczeństwu, w tym szczególnie objętym obowiązkiem szkolnym uczniom i odpowiedzialnym za ich rozwój - nauczycielom.
Czas przywrócić w edukacji NORMALNOŚĆ, bo patologii mamy już dość na co dzień.
WSKAZÓWKI DLA ORGANIZATORÓW I MODERATORÓW LOKALNYCH NARAD OBYWATELSKICH O EDUKACJI (NOOE)
02 kwietnia 2019
Etyka wydawców a jej brak u niektórych recenzentów
Cieszy fakt, że oficyny uniwersyteckie publikują na swoim portalu ZASADY ETYKI PUBLIKACYJNEJ.
Tak np. Wydawnictwo UŁ informuje, że stosuje najwyższe standardy publikacyjne i kieruje się w swojej misji przestrzeganiem zasad etyki. W przypadku stwierdzenia nierzetelności naukowej dokumentuje wszelkie jej przejawy oraz informuje odpowiednie podmioty.
To, na co mogą wydawcy mieć wpływ, to zobowiązanie do zagwarantowania pełnej oryginalności dzieła, a także do unikania takich zjawisk, jak:
* plagiat, czyli przywłaszczenie cudzego utworu w całości bądź w części,
* autoplagiat (zduplikowanie publikacji), czyli opublikowanie własnego utworu w całości lub w części w więcej niż jednym wydawnictwie.
Dzięki temu można uniknąć takich nieprawidłowości, jak autorstwo widmo (ang. ghost authorship), czyli pominięcie w wykazie autorów osób, które przyczyniły do powstania prac oraz autorstwo gościnne lub grzecznościowe (ang. guest authorship), czyli przypisanie autorstwa osobom, które nie mają wkładu w przedłożone opracowanie.
Do innych zjawisk, które (…) są w sprzeczności z zasadami etyki publikacyjnej, należy sfabrykowanie danych, czyli oparcie pracy naukowej na nieprawdziwych wynikach badań.
Problem jednak jest po stronie nie tylko autorów rozpraw, ale przede wszystkim recenzentów wydawniczych. Redakcja musi polegać na rzetelności i uczciwości recenzenta, którego najczęściej wskazują sami autorzy. Poziom etycznej deregulacji jest tu jednak tak wysoki, że dopiero na etapie naukowej oceny publikacji tak przełożeni nauczyciela akademickiego, jak i czytelnicy jego/jej rozpraw dowiadują się, że zostali oszukani, wprowadzeni w błąd. Recenzje koleżanki czy kolegi autora książki są w wielu przypadkach nierzetelne, sprzeczne z naukowymi standardami. Ktoś sobie "załatwił" pozytywną recenzję, a "załatwiacz" chętnie przyjął z tego tytułu honorarium sądząc zapewne, że zrobił swoje, a reszta go/ją nie interesuje.
Nie po raz pierwszy spotykam się w komisji habilitacyjnej czy z wnioskiem profesorskim, w którym przedłożono do oceny monografie o żenująco niskim poziomie merytorycznym, w tym metodologicznym. Ryba psuje się zatem od głowy, od tego, który dopuszcza na rynek wydawnictw naukowych rozprawę, która nie spełnia nawet minimalnych standardów. Kiedy Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów prowadzi kontrolę poprawności i jakości przewodów doktorskich i/lub habilitacyjnych, to okazuje się, że i członkowie szacownych rad wydziałów bezkrytycznie akceptowali rozprawy z fundamentalnymi błędami merytorycznymi i metodologicznymi, nadając ich autorom stopień naukowy doktora.
W kilka czy kilkanaście lat później tak niedouczony doktor przedkłada do wniosku habilitacyjnego rozprawy reprodukujące te same błędy i braki. Skoro udało się raz, to dlaczego nie miałoby się powieść i po raz drugi? Kiedy jednak komisja habilitacyjna, a potem właściwa rada wydziału powstrzymuje takiego nieuka na drabinie akademickiej, cóż mu pozostaje - albo przyjęcie do wiadomości ze zrozumieniem i poprawienie własnego warsztatu naukowego, albo założenie własnej strony z utyskiwaniem na całe zło tego świata. Wówczas obowiązuje teoria spiskowa i poczucie niezasłużonej krzywdy, skoro ma się nieadekwatną samoocenę.
Gorzej, kiedy ci profesorowie, którzy wiedzą o tej patologii, nadal utrzymują dewiantów w stanie dobrego samopoczucia. Tym samym niszczą gałąź drzewa mądrości, na której jeszcze siedzą. Wkrótce bowiem z niej spadną razem z tymi, którym załatwili pozytywne recenzje.
Na szczęście nauka broni się przed patologią wysoką jakością większości swoich kadr i ich publikacji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)