25 marca 2018
Parlament Studentów Rzeczypospolitej Polskiej kompromituje się ankietką
Parlament Studentów Rzeczypospolitej Polskiej serdecznie zaprasza młodzież akademicką do wzięcia udziału - jak to określa - w badaniu. Dziwię się, że organizacja na tym szczeblu, która chce reprezentować studentów, wykreowała pseudodiagnostyczne narzędzie. Jak piszą niedouczeni studenci:
Niniejsza ankieta jest jednym z elementów ogólnopolskiej kampanii społecznej na rzecz edukowania i uświadamiania studentów o przysługujących im prawach. Efektem badania będzie raport, mówiący o realnym poziomie przestrzegania naszych studenckich praw w skali całego kraju."
Z przykrością informuję, że kompromitująca to środowisko ankietka nie ma nic wspólnego z badaniami (implicite - naukowymi), a tym bardziej uzyskane dane z odpowiedzi na poniższe pytania nie będą świadczyć o realnym poziomie przestrzegania praw studentów w skali kraju!
Drodzy Parlamentarzyści Studenccy! Strach pomyśleć, jak kolejny z Was znajdzie się w rządzie lub Sejmie.
Najpierw nauczcie się konstruować badania. Skoro sformułowaliście cel badań, jakim jest poznanie realnego poziomu przestrzegania praw studentów, to:
- sformułujcie prawidłowo zmienną - co rozumiecie przez realny poziom przestrzegania praw studentów, określcie wskaźniki tej zmiennej, a dopiero potem skonstruujcie narzędzie badawcze.
Niestety, ale ten kicz ankietkowy jest dobry dla jakiegoś prymitywnego tabloidu , ale nie dla uzyskania odpowiedzi na interesujące was pytanie. Takim narzędziem, jakie opublikowaliście, ośmieszacie kategorię "badań", bo sugerujecie, że będzie to badanie naukowe. Tymczasem taki sondażyk nadaje się może na Kubie albo w Korei Północnej czy na Białorusi, ale nie w rozwiniętym już cywilizacyjnie kraju jakim jest III Rzeczpospolita.
Zacytuję tu tę ankietkę:
Ankieta dot. praw studenta
Pola oznaczone znakiem * są wymagane:
1. Czy zapoznałeś/łaś się z regulaminem studiów obowiązującym na Twojej Uczelni? *
Tak
Nie
2. Czy doświadczyłeś/łaś podczas swoich studiów sytuacji, w której Twoim zdaniem zostały złamane prawa studenta? *
Tak
Nie
3. Jeśli tak, to czego dotyczyła sytuacja?
Pomocy materialnej
Wymian krajowych i międzynarodowych
Indywidualizacji procesu kształcenia
Urlopów podczas studiów
Niesprawiedliwego oceniania
Organizacji egzaminów lub kolokwiów
Dostępu do prac pisemnych
Naliczania opłat
Dyskryminacji
Mobbingu
Procesu dyplomowania
Praktyk
Inne, jakie? Wskaż
4. Czy w przypadku złamania praw zgłaszałeś/łaś komuś swoją sprawę?
Tak
Nie
Jeśli nie, to dlaczego? Opisz
Jeśli tak, to komu?
Władzom Uczelni
Władzom Wydziału
Samorządowi Studenckiemu
Rzecznikowi Praw Studenta na Uczelni
Rzecznikowi Praw Studenta przy PSRP
Innym, komu? napisz
5. Czy problem został rozwiązany?
Tak
Nie
6. Czy Twoim zdaniem na Twojej Uczelni prawa studenta są respektowane? *
Tak
Raczej tak
Nie mam zdania
Raczej nie
Nie
7. Czy słyszałeś/łaś o ścieżkach zgłaszania wniosków i skarg na Twojej Uczelni? *
Tak
Nie
8. Jak oceniasz podejście nauczycieli akademickich do studentów na Twojej Uczelni? *
Pozytywnie
Raczej pozytywnie
Nie mam zdania
Raczej negatywnie
Negatywnie
9. Jak oceniasz podejście pracowników administracyjnych do studentów na Twojej Uczelni? *
Pozytywnie
Raczej pozytywnie
Nie mam zdania
Raczej negatywnie
Negatywnie
Ogłaszam konkurs wśród czytelników: Proszę wymienić podstawowe błędy metodologiczne w konstrukcji tego "badania" i ankiety. W nagrodę za najpełniejszą odpowiedź zamieszczoną w komentarzu pod tym postem (może być anonimowa) prześlę rozprawę naukową, jaką zamówi u mnie zwycięzca wpisu. O tym, który komentarz jest najlepszy, poinformuję w poniedziałek 26.03. br. w komentarzu prosząc zwycięzcę o przesłanie na mój adres elektroniczny danych do wysyłki i oczywiście tytuł pożądanej książki.
Tymczasem niech Parlament Studentów Rzeczypospolitej Polskiej wstydzi się swojej - jak określiłby to poeta Jerzy Jurandot "- tfórczości".
24 marca 2018
Choć jednostronne, to znaczące "Metodologiczne Vademecum Badacza Pedagoga"
Nareszcie nestor polskiej pedagogiki, em. profesor UAM w Poznaniu Heliodor Muszyński wydał po wielu latach monograficznej nieobecności w naukach pedagogicznych książkę, na którą sam bardzo czekałem, chociaż nie miałem okazji skierowania swoich oczekiwań do jej autora. Na szczęście prof. Stanisław Dylak namówił Profesora do napisania przewodnika nie tylko dla studentów, ale dla każdego, kto chce zaprojektować i przeprowadzić rzetelne naukowo badania pedagogiczne.
Ostatni raz znaczącą monografię z metodologii badań pedagogicznych wydał H. Muszyński w okresie PRL. O ile straciła ona na aktualności w warstwie filozoficznej (aksjonormatywnej i antropologicznej kulturowo), o tyle jednak wszystkie opisane w niej procedury postępowania badawczego są uniwersalne, ponadczasowe. Na całym świecie tak właśnie prowadzi się badania pozytywistyczne, w paradygmacie ilościowym.
Słusznie zatem H. Muszyński postanowił jednak napisać i wydać książkę, która nie będzie już powrotem do upadłej filozoficznie metodologii pedagogiki okresu quasi totalitarnego, ale stanie się przewodnikiem prowadzącym czytelników - jak pisze we wstępie bezpośrednio do nich: (...) po trudnej drodze, jaką obrałaś/obrałeś, drodze samodzielnego badacza pedagoga, niezależnie od tego, czy efektem Twego wysiłku ma być praca licencjacka, magisterska, doktorska, habilitacyjna lub też autorskie studium badawcze, publikacja, doniesienie czy raport. Nie twierdzę, że jest to droga łatwiejsza. Być może mogłabyś/mógłbyś osiągnąć swój cel mniejszym wysiłkiem, nie stawiając sobie zbyt wysokich wymagań. Wybór należy do Ciebie."(s. 9-10)
Pedagogika na Uniwersytecie Adama Mickiewicza od kilkudziesięciu lat była, jest i mam nadzieję, że nadal będzie wiodącym w naszym kraju środowiskiem naukowym w zakresie m.in. metodologii badań pedagogicznych. Książka prof. Heliodora Muszyńskiego nie jest przypadkowym powrotem tego badacza do problematyki, która - jak wynika także z moich analiz patologii w naukach społecznych - jest koniecznym "kołem ratunkowym" dla wszystkich tych, którym wydaje się, że coś zbadali, coś udowodnili, bo przecież tyle się napracowali, nachodzili, najeździli, rozdali setki a może i tysiące kwestionariuszy ankiet i uzyskali na zawarte w nich pytania jakieś odpowiedzi.
Tymczasem, kiedy rozmawiamy ze sobą w gronie członków komisji habilitacyjnych czy ekspertów Narodowego Centrum Nauki, to stwierdzamy, że poziom planowania, wykonania i przygotowania raportu z badań do upowszechnienia ich wyników jest poniżej wszelkich norm naukowych. Tymczasem czytamy i analizujemy rozprawy doktorów nauk społecznych - socjologów, psychologów, pedagogów! To, co wydali w tak szacownych nawet oficynach akademickich, jak Uniwersytetu Jagiellońskiego czy Uniwersytetu Warszawskiego - że przywołam tylko te dwa - nie zasługuje nawet na miano pracy licencjackiej, a co dopiero mówić o habilitacyjnej!!!
Tak więc,jak mawiał św. Jan Paweł II, kiedy spotykał się z polską młodzieżą - "Jak od Was nie wymagają, to tym bardziej wymagajcie od samych siebie!". Nie zrzucajcie odpowiedzialności za pseudonaukowe rozprawy na recenzenta wydawniczego, na niestaranną korektę wydawnictwa, na to, że rzekomo dysponujecie danymi, ale ich nie opublikowaliście, bo naukę trzeba uprawiać uczciwie, rzetelnie. Czas skończyć z krętactwem, z plagiaryzmem, z nieuctwem!
Wiedza naukowa musi wychodzić poza czyjąś potoczność. Jak pisze H. Muszyński: "(...) wiedzę naukową tworzy się na podstawie najważniejszych założeń, a zarazem danego nam przez doświadczenie pewnika, że otaczający nas świat jest uporządkowany, a więc że jego zjawiska występują z jakąś dającą się ustalić regularnością. Właśnie ta wszechogarniająca nas regularność nadaje sens uprawianiu nauki. Gdyby w świecie panował chaos, nauka nie byłaby możliwa". (s. 18)
W poglądach poznańskiego pedagoga nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o sposób rozumienia badań pedagogicznych. To, jak pisze o metodyce badań pedagogicznych w paradygmacie obiektywistycznym zasługuje na uznanie i staje się znaczącym wkładem w kształcenie kolejnych pokoleń badaczy.
Niestety, ale nie wykorzystał prof. H. Muszyński czasu transformacji, bo zapewne nie chciał, gdyż od kilkudziesięciu lat nie wyobraża sobie innego podejścia badawczego, jak pozytywistyczne, do tego, by chociaż spróbować zapoznać się z paradygmatem badań jakościowych. Ich dezawuacja jest - z przykrością to stwierdzam - arogancka, bo podyktowana ignorancją i apodyktyzmem metodologicznym, które wykluczają badania stricte filozoficzne w naukach o wychowaniu.
To, jak o tym pisze, de facto źle świadczy o naukowcu, który nie musi przecież przekonywać do badań ilościowych ideologicznymi argumentami z lat 60. XX w. Przywoływanie poglądów Antoniego B. Dobrowolskiego jako wciąż aktualnych, wystawia złe świadectwo Profesorowi, który z uporem ignoranta twierdzi, że od pół wieku w naukach pedagogicznych nie dokonała się zmiana, gdyż są one nadal uprawiane "na modłę filozoficzną" (s. 27) Dziwię się, że można z końcem drugiej dekady XXI wieku publikować tego typu ideologiczne, a zarazem potoczne już argumenty. Jak się nie wie, że się nie wie, to nie należy odtwarzać nieaktualnych już argumentów.
Najbardziej irytujące jest to, że jedyną rozprawę - rzekomo filozoficzną - jaką przywołuje w swoim tekście H. Muszyński- jest rzeczywiście niskiej jakości (bo równie ideologicznie ukonstytuowana) monografia Mirosława Sawickiego pt. "Hermeneutyka pedagogiczna". Musiałbym odesłać H. Muszyńskiego do jednak naukowego studium z hermeneutyki pedagogicznej Andrei Folkierskiej i jej wyhabilitowanych już uczonych, do rozpraw Lecha Witkowskiego czy Bogusława Milerskiego. Rozpraw tych autorów poznański pedagog nie mógłby jednak dopuścić do własnej świadomości jako istotnie znaczących właśnie dla odnowy polskich badań w paradygmacie humanistycznym, gdyż z racji dysonansu poznawczego zaburzyłoby to jego metodologiczną samoświadomość.
To jest zatem największa wada, słabość a nawet kompromitująca tego pedagoga część monografii, która w rekonstrukcji ogniw badawczych w paradygmacie ilościowym zasługuje na pozytywną ocenę. Oczywiście, można dyskutować na temat tego, czy wskazywane przez autora publikacje - jako rzekomo wartościowe dla analizowanych kroków badawczych - jest zasadna, bo każdy może mieć tu swoje preferencje, ale każdy z czytelników swój rozum ma, a dostęp do literatury naukowej nie jest już jak w PRL objęty zakazem i cenzurą.
Szkoda, że podsumowując swoją twórczość naukową profesor Heliodor Muszyński nie zechciał doczytać tego, co we współczesnym świecie (skoro już nie czytuje polskich uczonych) jest wysoce cenione w naukoznawstwie i metodologii badań edukacyjnych. Z jego podejściem do naukowości pedagogiki musielibyśmy powrócić do czasów jedynie słusznych, a wystarczy nam już w tym zakresie pseudoreforma ustroju szkolnego. Polecam autorowi recenzowanej tu rozprawy, jak i jej czytelnikom chociażby kolejne, bo z 2018 r. wydanie podręcznika brytyjskich uczonych, którym nie można zarzucić, że uprawiają pseudonaukę.
Można nauczyć się od Brytyjczyków, skoro nie chce się czytać polskich autorów, na czym polega naukowość badań jakościowych i jak ją zapewnić, by dociekać prawdy o istocie, przejawach czy następstwach wychowania i/lub kształcenia.
23 marca 2018
Marsz nauki czy nauka w marszu?
Otrzymałem pismo zachęcające do udziału w MARSZU NAUKI. Treść jego jest następująca:
Szanowni Państwo Rektorzy
- członkowie KRASP
W kwietniu w wielu miastach na całym świecie organizowany jest Marsz dla Nauki (March for Science - https://www.marchforscience.com).
Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) w pełni popiera ideę organizowania Marszów dla Nauki, będących wyrazem protestu przeciwko negatywnemu postrzeganiu nauki, dyskredytowaniu, a niekiedy wręcz negowaniu jej osiągnięć, a także przypominających rządzącym i opinii publicznej o kluczowej roli nauki dla rozwoju społeczeństw.
Marsze w polskich miastach odbędą się, tak jak w roku ubiegłym, w międzynarodowym Dniu Ziemi – 22 kwietnia. Wierzymy, że zgromadzą one znacznie większą liczbę uczestników niż w rok temu, kiedy to informacja o tej inicjatywie została rozpowszechniona zbyt późno (w 2017 roku w marszach zorganizowanych 22 kwietnia w różnych miastach na świecie wzięło udział ponad milion osób).
W związku z tym apeluję do Państwa o przekazanie społeczności akademickiej informacji o tej ogólnoświatowej inicjatywie oraz o zachęcenie do włączenia się pracowników i studentów uczelni, którymi Państwo kierują, w organizowanie marszów odbywających się w różnych ośrodkach akademickich w naszym kraju, a także do licznego udziału w marszach.
Z wyrazami szacunku
Prof. dr hab. inż. Jan Szmidt
Przewodniczący KRASP
Organizatorzy udzielają odpowiedzi na pytanie: PO CO TEN MARSZ?
(...) chcemy publicznie poprzeć naukę, która jest filarem ludzkiej wolności i dobrobytu. Jako zjednoczona, różnorodna i bezstronna grupa, wskazująca naukę będącą podstawą dobra wspólnego, wzywamy osoby publiczne, w szczególności liderów społecznych i politycznych oraz ustawodawców do tworzenia prawa opartego na dowodach naukowych, dla dobra interesu publicznego. (...)
Marsz dla Nauki jest afirmacją nauki. Nie dotyczy on jedynie naukowców, ale dotyka bardzo istotnej roli, jaką nauka odgrywa w życiu każdego z nas. Ukazuje potrzebę uszanowania i wsparcia pracy badawczej, która daje nam ogląd na otaczający świat. Jednakże idea marszu wywołała dyskusję, czy naukowcy faktycznie powinni włączać się w działalność społeczną. W dobie niepokojącego trendu podważania konsensusu naukowego i ograniczania znaczenia naukowych odkryć musimy zapytać: czy stać nas na to, żeby nie wypowiedzieć się w obronie nauki?
W obecności prawa ignorującego dowody naukowe i zagrażającego zarówno życiu ludzkiemu jak i przyszłości świata, ludzie nauki pozostawali w milczeniu zbyt długo. Zaistniała tendencja grozi dalszym ograniczeniem możliwości naukowców do prowadzenia badań i informowania o swoich odkryciach. Stajemy przed wizją przyszłości, w której społeczeństwo nie tylko ignoruje dowody naukowe, ale wręcz stara się je całkowicie wyeliminować. Nie możemy sobie pozwolić na to, aby dłużej pozostawać w milczeniu. Musimy w zjednoczeniu wesprzeć naukę
Ustawodawstwo oparte na prawdzie naukowej nie jest kwestią ograniczoną do jednej części sceny politycznej. Ruchy antynaukowe są coraz częściej obecne w przestrzeni publicznej i szkodzą wszystkim, bez wyjątku. Nauka nie powinna służyć niczyim interesom ani też być odrzucana na podstawie osobistych przekonań. W gruncie rzeczy nauka jest narzędziem do poszukiwania odpowiedzi, dlatego jej wpływ na politykę, społeczeństwo i przewodnictwo w podejmowaniu dalekosiężnych decyzji powinny być znaczące.
Marsz dla Nauki broni integralność naukową. Jest jednak małym krokiem w procesie zachęcającym do wykorzystywania nauki w w ramach postępowania legislacyjnego. Rozumiemy, że najbardziej efektywnym działaniem dla obrony nauki jest uświadamianie i mobilizowanie społeczeństwa do docenienia i inwestowania w naukę. Takie cele mogą zostać osiągnięte poprzez edukację, komunikację i wzajemny szacunek pomiędzy naukowacami oraz ich słuchaczami.
Zbyt długo istniał rozdźwięk pomiędzy społecznością naukowców i "resztą społeczeństwa". Zachęcamy naukowców do wyjścia do ludzi, aby dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, a przez to mieć realny wpływ na ich codzienność. Namawiamy ich także do wysłuchania społeczeństwa i rozważenia swojej pracy badawczej i planów naukowych w perspektywie ludzi, którym służą.
Każdy może przeczytać na podlinkowanej przeze mnie stronie o misji tego marszu, celach, zasadach i afirmowanych wartościach. Czytając ten manifest odnoszę wrażenie, że mamy w naukowym środowisku jakąś schizofrenię. Nasuwają się bowiem następujące kwestie:
- Po co KRASP afiliuje MARSZ NAUKI, skoro poparł w całości projekt Ustawy 2.0? Czyż nie jest to w sprzeczności z częścią jej założeń? Co to za schizoidalność postaw? Szef KRASP jest za utrzymaniem nędzy finansowej w szkolnictwie wyższym, ale w tym MARSZU zamierza protestować w związku z ograniczeniem finansowania nauki, które działa przeciwko interesom naszego kraju, a nie każdego! Amerykanie jakoś sobie radzą. Niemcy też nie narzekają. Wystarczy zmienić zasady finansowania uczelni i ich kadr na odpowiadające standardom nauki a nie wygłaszanej i demonstrowanej raz w roku propagandy, by nie trzeba było wychodzić na ulice.
- Ważny postulat, by uczłowieczyć naukę nieco ośmiesza twórców tego MARSZU. Przecież KRASP uczestniczył w tym, przeciwko czemu teraz się oburza, że ponoć tego nie ma. Czy parametryzacja nauki jest jej uczłowieczeniem? Jaki ma sens zapis: "Wprowadzając naukowców do debaty publicznej, możemy pokazać, że naukowcy wywodzą się ze wszystkich środowisk kulturowych, systemów wierzeń, orientacji, płci i umiejętności". Mnie nikt nie musi wprowadzać do debaty publicznej. Dziękuję. Sam to czynię od lat. Bez łaski i bez marszu.
- Organizatorzy piszą: "Kariera w nauce powinna być opcją dla każdego, kogo fascynuje proces poznawczy". To proszę płacić tym, którzy są pasjonatami nauki, a dać instrumenty prawne do rzeczywistej rekonstrukcji uczelni państwowych w tym zakresie, by nie były one przytułkiem dla zagrożonych bezrobociem. Prof. Marek Kwiek wykazał w swoich badaniach, że w Polsce 10 proc. naukowców utrzymuje 90 proc. pozostałych kadr akademickich. Może rektorzy z KRASP zaczną wreszcie interesować się własną, a patologiczną polityką kadrową? Maszerując niczego nie zmienią.
- Organizatorzy Marszu zobowiązują się opowiadać za naukowcami, którzy ponoć są uciszani, będą chronić ich, gdy im się grozi i zapewnić im wsparcie, gdy czują, że nie mogą już służyć swoim instytucjom. Jak? Gdzie? Kiedy? Na Marszu? Jeśli KRASP przygotuje Czarną Księgę uciszanych, usuwanych z uczelni za głoszenie prawdy naukowej, to przyjmę tę deklarację z zadowoleniem. Może przyjrzą się Organizatorzy temu, co ma miejsce w PAN, MNiSW, PKA, NCN, itd.? Ale po co?
- Ważny cel Marszu: "Wyjście zza biurek to nasze wspólne działanie, aby stać się bardziej aktywnymi w naszych wspólnotach i w życiu demokratycznym." Piękne. Już widzę profesorów nauk technicznych, medycznych, przyrodniczych, ekonomicznych jak wychodzą zza biurek w powyższym celu... .
Wracam do swojej pracy naukowej, społecznej, dydaktycznej i organizacyjnej. Mam dość takiego kiczu politycznego. Marsz kojarzy mi się zbyt militarnie. Czyżby nazwa tego aktu wynika z faktu, że na wojsko wydajemy w Polsce wielokrotnie więcej niż na naukę? Dziękuję. Wolę pracę u podstaw od obłudy polityków (także ze stopniami i tytułami naukowymi) w nauce i w organach różnych władz.
A tak w ogóle, to o jakiej demokracji marzą organizatorzy Marszu i w jakim zakresie nauka jest "istotną cechą działającej demokracji"? Przecież przegłosować można dzisiaj każdy bubel i demokratycznie poprzeć awans każdego pseudonaukowca.
22 marca 2018
Komitety Wydziału I PAN Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN przerywają (z-) mowę milczenia i arogancji władz odpowiedzialnych za naukę
Z takim przesłaniem Komitet Nauk Pedagogicznych PAN otrzymał w ostatnich dniach wsparcie w sprawie, która zapewne jest już w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego przesądzona, ale nie można milczeć i zaniechać działań, bo środowisko akademickie jest przekonane, że wszystko jest w porządku a władza działa na rzecz dobra (czyjego?).
Przypominam zatem, że KNP PAN jeszcze w październiku 2017 r. przyjęło stanowisko krytyczne wobec planów naszego resortu zlikwidowania listy czasopism krajowych jako niegodnych dalszego ich preferowania punktami, które przyznał prawie 3 lata temu po raz ostatni Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych. Przyznał, i zamilkł. Wygodna to rzecz. W ten sposób można udawać, że nie ma problemu, że to jacyś nieudacznicy usiłują utrzymać punktację czasopismom naukowym wykazu B i C! Ba, nawet ośmielają się upominać redakcje powstałych kilka lat temu czasopism o przyznanie im punktów parametrycznych.
Naszym Stanowiskiem z dnia 4 listopada 2017 r. zainteresował się Komitet Językoznawstwa Polskiej Akademii Nauk (zajmujący w ostatniej parametryzacji w Wydziale I Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN pierwszą pozycję! Drugie miejsce miał nasz Komitet) oraz Komitetu Nauk o Kulturze PAN. W piśmie do Wicepremiera Jarosława Gowina członkowie Komitetu Językoznawstwa wyrażają zaniepokojenie decyzją władz odpowiedzialnych w Polsce za rozwój nauki dotyczące polskiego czasopiśmiennictwa naukowego z dziedziny nauk humanistycznych i społecznych.
Przywołują w piśmie zaskakującą w tym zakresie decyzję władz Polskiej Akademii Nauk, które zaprzestały z rokiem 2018 dofinansowywania ze środków Akademii najważniejszych polskich periodyków językoznawczych, indeksowanych w szeregu baz o międzynarodowym zasięgu i obecnych na ministerialne liście B z liczbą 12-13 punktów (po protestach środowiska wykonanie decyzji odroczono o rok, ale samą decyzję utrzymano w mocy), teraz z kolei planuje się likwidację czasopiśmienniczej listy B.
Tzw. ministerialna lista B jest podstawową trybuną wypowiedzi polskich badaczy pracujących w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych. Czasopisma naukowe z tej listy skierowane są do trzech adresatów:
1. do rodzimego środowiska pracowników nauki w odnośnych dyscyplinach wiedzy
2. do rodzimych odbiorców spoza środowiska stricte naukowego (do wykładowców, nauczycieli, studentów, popularyzatorów wiedzy itp.) orz
3. do naukowych środowisk zagranicznych (nie tylko zresztą polonistycznych czy, szerzej, slawistycznych), w których znajomość języka polskiego jest niemała i dorównuje zainteresowaniu historią Polski, jej kulturą i językiem.
Przeprowadzona niedawno ewaluacja polskich czasopism naukowych pokazała, że wielki wysiłek ich redakcji doprowadził w ciągu ostatnich paru lat do znacznego podniesienia poziomu polskiej periodyki naukowej i wydatnego zbliżenia jej do europejskich standardów, są też polskie czasopisma językoznawcze, które same taki standard wyznaczają.
Likwidacja listy B byłaby zniweczeniem tego wysiłku, przyniosłaby trudne do zmierzenia szkody w swobodnym wewnętrznym i zewnętrznym obiegu polskiej myśli naukowej, miałaby też wymierne a fatalne skutki wizerunkowe w odbiorze Polski za granicą.
Niedawna decyzja władz PAN o zaprzestaniu finansowania ze środków DUN "Roczniak Slawistycznego" wywołała za granicą konsternację, a przedstawiciele Akademii Nauk Rosji, Ukrainy, Macedonii zdecydowali się skierować do władz PAN listy protestacyjne. (...)
Sprzeciw budzi też fakt, że o tak istotnej dla naszego środowiska naukowego sprawie, jak likwidacja podstawowej dla niego platformy wypowiedzi, środowisko to dowiaduje się drogami pośrednimi, między innymi z enuncjacji prasowych. Komitety naukowe PAN, których członkowie wybierani są w tajnych ogólnopolskich wyborach nierzadko spośród kilku tysięcy samodzielnych pracowników nauki (w wypadku Komitetu Językoznawstwa - spośród niemal tysiąca), stanowią najbardziej reprezentatywne przedstawicielstwa dyscyplin naukowych, wydawałoby się więc logiczne, że to one właśnie będą pierwszymi adresatami projektów tak radykalnych zmian i podmiotami o decydującym głosie w ich konsultowaniu; Komitety mają wszak wpisany w swoje regulaminy obowiązek działań opiniodawczych i opiniotwórczych. (...)
Komitet Językoznawstwa PAN w pełni solidaryzuje się ze stanowiskiem innych Komitetów Wydziału I PAN - Komitetu Nauk Pedagogicznych, Nauk o Kulturze, Nauk o Kulturze Antycznej, Nauk o Literaturze, Nauk o Sztuce, Komitetu Słowianoznawstwa - a także ze stanowiskiem Zarządu Polskiego Towarzystwa Kulturoznawczego w sprawie zmian w wykazie czasopism, w których zwarto apele o zachowanie ministerialnej listy B i odejście od pomysłu wiązania parametryzacji z funkcjonowaniem bazy SCOPUS.
Komitet Językoznawstwa PAN podziela zdanie, że zignorowanie argumentacji zawartej w tych apelach będzie miało - i w krótszej, i w dłuższej perspektywie - trudne do odwrócenia a groźne dla naszej nauki i społeczeństwa skutki".
Przypominam niektóre teksty na ten temat:
Stanowisko Komitetu Nauk Pedagogicznych w sprawie projektowanej likwidacji wykazu B czasopism punktowanych
Redaktorzy ogólnokrajowych czasopism naukowych z wykazu B - MNiSW apelują do ministra i posłów!
Po co "Raport o czasopismach naukowych" ?
Komitet (częściowej) Dewaluacji Jednostek Naukowych?
PAN wycofał się z decyzji o zaprzestaniu finansowania tylko niektórych czasopism naukowych
Czyżby minister miał zamiar wykupić niektórym czasopismom z wykazu B MNiSW miejsca na liście A (JCR) ?
21 marca 2018
Rząd przyjął projekt ustawy 2.0
Wczorajsze komunikaty o przyjęciu przez rząd projektu Ustawy 2.0, którą przygotował zespół ministra nauki i szkolnictwa wyższego dr. Jarosława Gowina czeka jeszcze sejmowa ścieżka legislacyjna. Ta zaś może mieć różne uwarunkowania, bowiem to, co rzekomo poparła większość ciał rektorskich i organów doradczych władzy może zostać poddane solidnej weryfikacji. Niewątpliwie będzie to też sprawdzian perswazyjnej mocy premiera rządu, który obejmując urząd zobowiązał się do poparcia reform w szkolnictwie wyższym i nauce.
Nikt nie twierdzi, że takie nie są potrzebne. Wielokrotnie o tym pisałem, a media zasypywane są najróżniejszymi komentarzami, opiniami, sprawozdaniami z konsultacji, debat, konferencji i stanowisk różnych organów władz i jednostek akademickich, stowarzyszeń, związków zawodowych itp. Sprzeczności w tym jest wiele, a jeszcze więcej tętniących podskórnie konfliktów na skutek niezadowolenia także zwolenników zmian.
Wczoraj minister J. Gowin przyznał, że pracownicy naukowo-dydaktyczni publicznych szkół wyższych, uniwersytetów, akademii i politechnik nie mają co marzyć o jakichkolwiek środkach finansowych, które są konieczne dla urealnienia projektu reform. W wywiadzie udzielonym w programie "Money" minister pytany ws. podwyżek dla nauczycieli akademickich, ujawnił, że jest po rozmowach w tej kwestii z premierem Morawieckim oraz minister Czerwińską. - Rozmawialiśmy o tym wzroście nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe. Kwestie podwyżek na razie odłożyliśmy.
Tymczasem doktorant otrzymuje płace na niższym poziomie niż pracownik dyskontu. Zresztą, co ministra obchodzą płace naukowców. -Zobaczymy, jak będzie się rozwijać nasza gospodarka, jaka będzie realizacja budżetu". Takie komunikaty słyszymy od lat, więc możemy przypuszczać, że jak akademicy zagłosują w wyborach na PIS, to mogą liczyć na ewentualną łaskę i sypnięcie groszem pod stół.
Jeśli ustawa zostanie przyjęta w przedłożonej wersji przez Sejm, to część regulacji wejdzie w życie już od 1 października 2018 r. Zacznie się szybka ścieżka nowych tzw. "docentów marcowych", bowiem likwidując uprawnienia dotychczasowych jednostek do nadawania stopni naukowych wraz z przekazaniem ich bez jakichkolwiek minimów kadrowych uczelniom podwyższy status także tym, którzy pogrążą polską naukę w ignorancji i bylejakości. Czyż nie o to tu chodzi?
Większe wymagania doktorantom mają zatem stawiać także ci doktorzy, którzy nie powinni mieć dyplomu magistra czy inżyniera, bo taki jest niestety poziom części akademickiego środowiska w wielu dziedzinach nauk. MNiSW nie wycofuje się z habilitacji, by uspokoić konserwatywne skrzydło akademickie, ale zarazem "diabłu daje ogarek" w formie zatrudniania na stanowisku profesora uczelni osób ze stopniem doktora. Miało to miejsce w latach 1997-2005 r. w państwowych i niepublicznych wyższych szkołach, gdzie niemalże każdy doktor miał stanowisko profesora. Do dziś mamy takich wśród kanclerzy czy prezydentów uczelni. I co? Dno.
Ma też zniknąć limit 9 lat na uzyskanie po doktoracie stopnia doktora habilitowanego. Osoby kierujące prestiżowymi grantami badawczymi o renomie międzynarodowej będą mogły ten stopień uzyskać bez odrębnej procedury. Bardzo dobrze. Tylko po co? Nie lepiej mianować ich profesorami tytularnymi?
Wraca do szkolnictwa wyższego lustracja, która ponoć jest ważniejsza od wszystkich innych regulacji, skoro i tak nie ma na nie pieniędzy. Projekt Ustawy 2.0 przewiduje, że nauczyciel akademicki, który pracował w organach bezpieczeństwa, współpracował z nimi lub odbywał w nim służbę między 1944 a 1990 r., nie będzie mógł otrzymać tytułu profesora, nie będzie też mógł być rektorem, członkiem takich gremiów jak rada uczelni, kolegium elektorów, czy senat ani pełnić funkcji w ogólnopolskich instytucjach szkolnictwa wyższego i nauki. Bardzo dobrze. Ciekawe, czy to też będzie dotyczyło szkół prywatnych i państwowych wyższych szkół zawodowych, bo w nich aż roi się od b. tajnych współpracowników SB z okresu PRL?
Podobno ma być jeszcze wysłuchanie publiczne przedłożonego projektu, co w świetle wprowadzanych w kraju nowych regulacji wydaje się mało realne i skuteczne. Cieszy fakt, że minister J. Gowin podziękował za udział w dotychczasowych debatach i konsultacjach wszystkim uczestnikom, także krytykom projektu.
20 marca 2018
Kto chce obudzić nauczycieli?
Przywołuję dzisiaj treść apelu nauczycieli, którzy mają już dość proletaryzacji ich profesji. Społeczeństwo jest wprowadzane w błąd na temat rzekomo znakomitej sytuacji nauczycieli w szkolnictwie i wcale nie zamierza się temu przeciwstawiać. Niestety, ale pokutuje tu zła pamięć szkoły dużej części Polaków, a tym samym ich wrogi stosunek do nauczycieli. Nie ma chyba takiego absolwenta dowolnego typu szkoły, który nie wskazałby na co najmniej jednego nauczyciela, który był dla niego postacią toksyczną. Z jednej strony nauczyciele cieszą się powszechnym szacunkiem, ale z drugiej strony wielu Polaków z przyjemnością czyta o tym, jak to dobrze, że nauczyciele tak mało zarabiają.
Nauczyciele zaczynają zatem sami tworzyć ruch profesjonalnego oporu przeciwko kolejnej władzy w resorcie edukacji, która potrafi zatroszczyć się o siebie, bo rola Pinokia nie należy do najtrudniejszych w polityce publicznej. Oto kolejny przykład akcji nauczycielskich środowisk, która tymczasem skierowana jest do posłów wszystkich partii politycznych:
DO KLUBÓW PARLAMENTARNYCH:
Klub Parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości
Klub Parlamentarny Platformy Obywatelskiej
Klub Parlamentarny PSL-UED
Klub Poselski Kukiz’ 15
Klub Poselski Nowoczesna
Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży
Jako nauczyciele Szkoły Podstawowej 2 w Chełmnie, zwracamy się do posłów ze wszystkich Klubów Parlamentarnych oraz Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży z wnioskiem o podjęcie inicjatywy ustawodawczej, anulującej najnowsze zmiany w Karcie Nauczyciela wprowadzone ustawą z dnia 27 października 2017 r. o finansowaniu zadań oświatowych.
Uzasadnienie
W ślad za wprowadzeniem zmian w Karcie Nauczyciela, podjęliśmy oddolną akcję protestacyjną, wyrażającą nasze niezadowolenie z nowo wprowadzonych zapisów tj. wydłużenia drogi awansu zawodowego, zmiany kryteriów oceny pracy, zmiany trybu przyznawania urlopu zdrowotnego. Wysłaliśmy list protestacyjny do Pana Premiera, Pana Prezydenta oraz do Kancelarii Sejmu. Poprosiliśmy nauczycieli z innych szkół, aby przyłączyli się do nas i uczynili to samo.
Z naszych informacji wynika, że listów takich napływa coraz więcej. Otrzymaliśmy bardzo szybko odpowiedź z Kancelarii Sejmu, z której wynika, że inicjatywę ustawodawczą mają minimum 15-osobowe grupy poselskie, dlatego zwracamy się do wszystkich klubów parlamentarnych oraz Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży o podjęcie takiej inicjatywy. Prosimy też wszystkich posłów o przyjęcie ustawy anulującej nowe zapisy w Karcie Nauczyciela, gdyż:
1. Zmiany w Karcie Nauczyciela nie są akceptowane przez środowisko nauczycielskie, są dla nas krzywdzące i niekorzystne. Dwa tygodnie po wystosowaniu naszego listu, Pani Minister Anna Zalewska wystosowała list do nauczycieli, z którego można wyciągnąć wniosek, że zmiany są wprowadzone dla dobra nauczycieli. Niestety, nasze odczucia są zupełnie inne. Są to zmiany narzucone i absolutnie nieakceptowane.
2. W tym samym liście, Pani Minister pisze, że zmiany w Karcie Nauczyciela wprowadzono na zasadzie kompromisu, razem ze związkami zawodowymi i samorządami. Dziwi nas to, gdyż widzimy niezadowolenie zarówno ze strony ZNP, jak i sekcji oświatowych NSZZ Solidarność /np. Gdańsk i Rybnik/. Jeżeli wszystko było uzgodnione, to co mają znaczyć intensywne rozmowy ze związkami zawodowymi, które toczą się w ostatnich dniach ? Zastanawiające jest również określenie „kompromis”, które niepokojąco sugeruje, że ministerstwo planowało jeszcze gorsze zmiany dla nauczycieli.
3. Gdyby nauczyciele otrzymali proponowane podwyżki płac, bez zmian w Karcie Nauczyciela, być może niezadowolenie naszego środowiska byłoby mniejsze . Zmiany te powodują jednak, że wielu nauczycieli nie będzie więcej zarabiało, gdyż odebrano im dodatek, a wydłużenie drogi awansu zawodowego, jest jednoznaczne z mniejszymi poborami. Nowe zasady oceniania nie mają nic wspólnego z praktyczną pracą z dziećmi. Będą tworzone kolejne sterty papierów, które nikomu i niczemu nie posłużą. Wielu specjalistów mówi, że spełnienie kryteriów na ocenę wyróżniającą, przez nauczyciela dyplomowanego, jest nierealne. Więc czemu to ma służyć ?
4. W naszym liście protestacyjnym piszemy o systematycznej degradacji zawodu nauczyciela, która ma miejsce od przynajmniej dwóch dekad. Ostatnie zmiany to kolejny krok w tym kierunku. Nie ma drugiej takiej grupy zawodowej, która miałaby tak skomplikowaną drogę awansu zawodowego - staże, egzaminy, rozmowy kwalifikacyjne, kursy, szkolenia, tworzone sterty papierów, przedkładanie sterty zaświadczeń, godziny spędzone przed komputerami itp. i to dzieje się praktycznie nieprzerwanie. Jako nauczyciele chcemy pracować z dziećmi, im poświęcać czas i swoją energię, z korzyścią dla wszystkich.
5. List Pani Minister dotarł do wszystkich szkół w jeden dzień, drogą elektroniczną. Jaki jest więc problem z tym, żeby dokonać konsultacji społecznych zarówno ze środowiskiem nauczycielskim, jak i samorządami. Gdyby do szkół wysłać krótką ankietę z dwoma pytaniami do nauczycieli: akceptujesz lub nie akceptujesz zmiany w Karcie Nauczyciela, po tygodniu MEN miałoby pełna wiedzę w tym zakresie. Tymczasem narzucono przepisy, bez konsultacji z samymi zainteresowanymi i bez ich akceptacji.
6. W naszym liście protestacyjnym podkreślamy, że nasz zawód jest systematycznie degradowany. Jeżeli tego stanu się nie odwróci i nie odbuduje prestiżu zawodu nauczyciela, to kto będzie w przyszłości uczył i wychowywał przyszłe pokolenia ? Ktoś komu nie uda dostać się na medycynę, prawo, politechnikę i inne uczelnie, a wybór zawodu nauczyciela będzie ostatecznością. Nie tak chyba ma wyglądać przyszłość polskiej oświaty.
Nasz protest wynika z tego, że jako środowisko nauczycielskie chcemy wyrazić swoje niezadowolenie. Nie robimy nic złego, nie przerywamy procesu dydaktycznego, nie dezorganizujemy pracy szkół, chcemy natomiast, żeby ktoś zechciał nas wysłuchać, nauczycieli, którzy codziennie pracują przy tzw. tablicy.
Prosimy traktować nasz wniosek, jako podpisany przez wszystkich nauczycieli, którzy list protestacyjny wysłali m.in. do Kancelarii Sejmu, gdyż w jego pierwszym punkcie zapisany jest postulat o „Zmianę ustawy z dnia 27 października 2017 r. o finansowaniu zadań oświatowych, w zakresie rozdziału 11, dotyczącego zmian w Karcie Nauczyciela i przywrócenie poprzednich zapisów, które były korzystniejsze dla nauczycieli”. Nie jest jeszcze za późno, gdyż nowe zapisy obowiązywały będą od 1 września. Jest więc jeszcze czas na ich wycofanie. W załączeniu przekazujemy treść listu protestacyjnego, który wysyłany jest przez nauczycieli. Liczymy, że posłowie pomogą nam w realizacji wystosowanych w nim postulatów.
Oto odpowiedź z Sejmu:
Informacja z dodatkowego posiedzenia Zespołu ds. Edukacji, Kultury i Sportu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, które odbyło się 06 marca 2018 r. w Warszawie została opublikowana na stronie dr. Bogdana Stępnia. Ekspert samorządowców po raz kolejny przywołuje w swoim wpisie urzędnika MEN, by przestał dzielić przez ZERO! Zdaje się, że jednak ów pan tego nie rozumie. ZERO od lat jest jedną z ważniejszych liczb w tym resorcie.
19 marca 2018
Jak długo jeszcze kolejny rząd zamierza degradować profesję nauczycieli?
Można pisać o tym w nieskończoność, a dzieje się tak od czasów PRL, kiedy krążyło w nauczycielskim środowisku retoryczne pytanie: CO TO ZA KRAJ, W KTÓRYM POLICJANT ZARABIA WIĘCEJ OD NAUCZYCIELA? Zmienił się ustrój, ale nie zmieniła się mentalność kierujących polskim państwem, w tym resortem edukacji. O ile 29 lat temu można było powiedzieć - rozumiemy, teraz jest czas transformacji gospodarczej, więc musimy zacisnąć pasa i dalej służyć społeczeństwu, o tyle z końcem drugiej dekady XXI wieku jest to już nie tylko patologią, ale kulturową destrukcją najwyższych władz państwowych!
Mamy kolejną ekipę rządzącą, która "ekonomicznie wygłodniała" po 8 latach życia w opozycji postanowiła szybko zatroszczyć się o siebie i o swoich popleczników, byle zdążyć w ciągu tej, a może i jeszcze kolejnej kadencji. Tymczasem NAUCZYCIELE nie są lokajami władzy. To nie są narzędzia do realizacji zmieniających się politycznie celów formacji rządzących. Oni mają służyć DOBRU WSPÓLNEMU, CAŁEMU SPOŁECZEŃSTWU, PAŃSTWU, mają nieść kaganek oświaty młodym Polakom, dzieciom i młodzieży, by stawali się dorosłymi obywatelami (w tym także patriotami) kraju, wykształconymi, autonomicznymi społecznie i moralnie podmiotami.
Dzięki przedszkolnej i szkolnej edukacji zdobywający wiedzę, umiejętności, rozwijający swoje postawy młode pokolenia stają się współsprawcami nie tylko własnego rozwoju, ale i państwa, w którym powinny móc realizować własne pasje, godnie w nim żyć i zapewnić trwałość konstytucyjnych wartości. Obchodzimy stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości, to niech wreszcie nauczycielskie (oświatowe) związki zawodowe zafundują Ministerstwu Edukacji Narodowej tablicę z wykutym na niej fragmentem uchwały Ogólnopolskiego Zjazdu Oświatowego z dn. 14.IV. 1919, której treść nie może być nadal zrealizowana:
Pragniemy, żeby szkoła nie urabiała dziecka polskiego dla celów i interesów ani chwilowo panujących partii politycznych, ani dla widoku biurokracji, imperializmu, socjalizmu czy jakiegokolwiek innego kierunku społeczno-politycznego, lecz dla interesów samego dziecka. Dziecko samo w sobie, jego rozwój duchowy i fizyczny, jego dusza i serce, jego wyszkolenie obywatelskie, zdolności twórcze i zainteresowanie do pracy – oto cel, któremu służyć chcemy, któremu w naszym imieniu – służyć winna szkoła polska.
Nośnikiem kultury może być ten nauczyciel, który godnie zarabia, a zatem stać go na uczestniczenie w kulturze narodowej i światowej, na kino, teatr, filharmonię, wejście do muzeum, podróż do innego kraju, stać go na literaturę piękną i specjalistyczną, na prenumeratę prasy i czasopism, na zabezpieczenie życia własnej rodzinie. Tymczasem co proponuje kolejna minister edukacji - Anna Zalewska?
Zaplanowana na 1 kwietnia 2018 r. rzekoma podwyżka wynagrodzeń nauczycieli nie tylko jest na żenująco niskim poziomie, gdyby miała wynieść zapowiedziane 5 proc., ale nawet nie spełnia tego warunku, skoro uwzględniając różne czynniki, m.in. inflację, będzie wynosić zaledwie 1,45 proc.! Kolejna minister edukacji operuje postprawdą, czyli przekazuje społeczeństwu w celach jedynie propagandowych fałszywe informacje mając zresztą tego pełną świadomość.
Związkowcy "Solidarności" milczą, bo mają inne profity z tego tytułu, toteż jedynie ZNP demistyfikuje tę postprawdę A. Zalewskiej pisząc:
"W projekcie rozporządzenia określono nowe stawki wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli, uwzględniając 5 proc. podwyżkę wynagrodzeń od dnia 1 kwietnia 2018 r. W związku z tym, że w roku bieżącym nie przewidziano wyrównania podwyżki wynagrodzeń od 1 stycznia 2018 r., faktyczna podwyżka wynagrodzeń w skali roku wynosić będzie 3,75 proc.. Odliczając inflację szacowaną w roku 2018 na 2,3 proc, uzyskujemy podwyżkę wynagrodzeń nauczycielskich na poziomie 1,45 proc. (...)
Pseudopodwyżka wynagrodzeń została wykreowana nie tylko z rezerwy celowej nr 81, w wyniku której wzrost części oświatowej wynosi jedynie 0,1 p.%, ale także jest pochodną oszczędności związanych z likwidacją dodatków do wynagrodzenia, innych świadczeń pracowniczych oraz wydłużenia ścieżki awansu zawodowego nauczycieli o dwa lata dla każdego ze stopni. To oczywiste, że wydłużenie drogi awansu nie jest żadną zmianą systemową, ani też troską o wyższy poziom rozwoju zawodowego nauczycieli, by w ten sposób poprawić jakość edukacji, a jedynie stanowi rozwiązanie, które ma służyć rozciągnięciu w czasie wciąż haniebnie niskich podwyżek wynagrodzenia.
WSTYD PANI MINISTER. Tak pisze się czarny scenariusz polskiej oświaty, tak prowadzi się do niszczenia polskiej kultury i szkolnictwa. Warto zejść z piedestału, z zakłamanej instytucji, by zobaczyć, że najmłodsi stażem nauczyciele zarabiają poniżej pensji minimalnej. Stawki wynagrodzenia minimalnego dla nauczyciela stażysty (1877 zł) i dla nauczyciela kontraktowego (1923 zł) są odpowiednio o „223 zł i 177 zł niższe od kwoty minimalnego wynagrodzenia za pracę w roku 2017! Czyżby za to była ministra edukacji premiowana przez premiera rządu?
Jaka jest różnica między podwyżką dla nauczyciela a premią dla ministra edukacji? Co sądzą na ten temat nauczyciele? Widać to w sieci!
Mało kto wie o tym, że 23 lutego 2018 r. została wystosowana ODEZWA DO ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH:
W naszym apelu napisaliśmy „Nasz protest nie ma nic wspólnego z polityką i nie jest związany ani z żadną partią polityczną, ani z żadnymi związkami zawodowymi” i tak faktycznie jest. Na bok odłożyliśmy nasze poglądy, pod pismem podpisywali się członkowie zarówno jednych, jak i drugich związków zawodowych, a także ci którzy do żadnych nie należą. To co z nami robią, dotyczy przecież nas wszystkich. Apelujemy do sekcji oświaty NSZZ Solidarność oraz ZNP, żeby w sprawach dotyczących nauczycieli, zaczęli mówić jednym głosem i wspólnie walczyli o godność naszego zawodu. Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad, rządzący, niestety, skrupulatnie wykorzystują brak naszej jedności. Nasza inicjatywa jest oddolna i zdajemy sobie sprawę, że nie mamy żadnych umocowań prawnych. Wy jednak je posiadacie i Wy możecie mieć ogromny wpływ na sytuację w polskiej oświacie. Jest jednak jeden warunek, wspólna i konsekwentna walka o człowieka, jakim jest nauczyciel, jego prawo do godnego życia i pracy w godnych warunkach. Takie są oczekiwania, setek tysięcy nauczycieli, którzy codziennie stają przy tzw. tablicy.
W imieniu grupy Degradowany nauczyciel – Janusz Błażejewicz
degradowany.nauczyciel@gmail.com lub facebook Degradowany nauczyciel
Subskrybuj:
Posty (Atom)