24 marca 2018
Choć jednostronne, to znaczące "Metodologiczne Vademecum Badacza Pedagoga"
Nareszcie nestor polskiej pedagogiki, em. profesor UAM w Poznaniu Heliodor Muszyński wydał po wielu latach monograficznej nieobecności w naukach pedagogicznych książkę, na którą sam bardzo czekałem, chociaż nie miałem okazji skierowania swoich oczekiwań do jej autora. Na szczęście prof. Stanisław Dylak namówił Profesora do napisania przewodnika nie tylko dla studentów, ale dla każdego, kto chce zaprojektować i przeprowadzić rzetelne naukowo badania pedagogiczne.
Ostatni raz znaczącą monografię z metodologii badań pedagogicznych wydał H. Muszyński w okresie PRL. O ile straciła ona na aktualności w warstwie filozoficznej (aksjonormatywnej i antropologicznej kulturowo), o tyle jednak wszystkie opisane w niej procedury postępowania badawczego są uniwersalne, ponadczasowe. Na całym świecie tak właśnie prowadzi się badania pozytywistyczne, w paradygmacie ilościowym.
Słusznie zatem H. Muszyński postanowił jednak napisać i wydać książkę, która nie będzie już powrotem do upadłej filozoficznie metodologii pedagogiki okresu quasi totalitarnego, ale stanie się przewodnikiem prowadzącym czytelników - jak pisze we wstępie bezpośrednio do nich: (...) po trudnej drodze, jaką obrałaś/obrałeś, drodze samodzielnego badacza pedagoga, niezależnie od tego, czy efektem Twego wysiłku ma być praca licencjacka, magisterska, doktorska, habilitacyjna lub też autorskie studium badawcze, publikacja, doniesienie czy raport. Nie twierdzę, że jest to droga łatwiejsza. Być może mogłabyś/mógłbyś osiągnąć swój cel mniejszym wysiłkiem, nie stawiając sobie zbyt wysokich wymagań. Wybór należy do Ciebie."(s. 9-10)
Pedagogika na Uniwersytecie Adama Mickiewicza od kilkudziesięciu lat była, jest i mam nadzieję, że nadal będzie wiodącym w naszym kraju środowiskiem naukowym w zakresie m.in. metodologii badań pedagogicznych. Książka prof. Heliodora Muszyńskiego nie jest przypadkowym powrotem tego badacza do problematyki, która - jak wynika także z moich analiz patologii w naukach społecznych - jest koniecznym "kołem ratunkowym" dla wszystkich tych, którym wydaje się, że coś zbadali, coś udowodnili, bo przecież tyle się napracowali, nachodzili, najeździli, rozdali setki a może i tysiące kwestionariuszy ankiet i uzyskali na zawarte w nich pytania jakieś odpowiedzi.
Tymczasem, kiedy rozmawiamy ze sobą w gronie członków komisji habilitacyjnych czy ekspertów Narodowego Centrum Nauki, to stwierdzamy, że poziom planowania, wykonania i przygotowania raportu z badań do upowszechnienia ich wyników jest poniżej wszelkich norm naukowych. Tymczasem czytamy i analizujemy rozprawy doktorów nauk społecznych - socjologów, psychologów, pedagogów! To, co wydali w tak szacownych nawet oficynach akademickich, jak Uniwersytetu Jagiellońskiego czy Uniwersytetu Warszawskiego - że przywołam tylko te dwa - nie zasługuje nawet na miano pracy licencjackiej, a co dopiero mówić o habilitacyjnej!!!
Tak więc,jak mawiał św. Jan Paweł II, kiedy spotykał się z polską młodzieżą - "Jak od Was nie wymagają, to tym bardziej wymagajcie od samych siebie!". Nie zrzucajcie odpowiedzialności za pseudonaukowe rozprawy na recenzenta wydawniczego, na niestaranną korektę wydawnictwa, na to, że rzekomo dysponujecie danymi, ale ich nie opublikowaliście, bo naukę trzeba uprawiać uczciwie, rzetelnie. Czas skończyć z krętactwem, z plagiaryzmem, z nieuctwem!
Wiedza naukowa musi wychodzić poza czyjąś potoczność. Jak pisze H. Muszyński: "(...) wiedzę naukową tworzy się na podstawie najważniejszych założeń, a zarazem danego nam przez doświadczenie pewnika, że otaczający nas świat jest uporządkowany, a więc że jego zjawiska występują z jakąś dającą się ustalić regularnością. Właśnie ta wszechogarniająca nas regularność nadaje sens uprawianiu nauki. Gdyby w świecie panował chaos, nauka nie byłaby możliwa". (s. 18)
W poglądach poznańskiego pedagoga nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o sposób rozumienia badań pedagogicznych. To, jak pisze o metodyce badań pedagogicznych w paradygmacie obiektywistycznym zasługuje na uznanie i staje się znaczącym wkładem w kształcenie kolejnych pokoleń badaczy.
Niestety, ale nie wykorzystał prof. H. Muszyński czasu transformacji, bo zapewne nie chciał, gdyż od kilkudziesięciu lat nie wyobraża sobie innego podejścia badawczego, jak pozytywistyczne, do tego, by chociaż spróbować zapoznać się z paradygmatem badań jakościowych. Ich dezawuacja jest - z przykrością to stwierdzam - arogancka, bo podyktowana ignorancją i apodyktyzmem metodologicznym, które wykluczają badania stricte filozoficzne w naukach o wychowaniu.
To, jak o tym pisze, de facto źle świadczy o naukowcu, który nie musi przecież przekonywać do badań ilościowych ideologicznymi argumentami z lat 60. XX w. Przywoływanie poglądów Antoniego B. Dobrowolskiego jako wciąż aktualnych, wystawia złe świadectwo Profesorowi, który z uporem ignoranta twierdzi, że od pół wieku w naukach pedagogicznych nie dokonała się zmiana, gdyż są one nadal uprawiane "na modłę filozoficzną" (s. 27) Dziwię się, że można z końcem drugiej dekady XXI wieku publikować tego typu ideologiczne, a zarazem potoczne już argumenty. Jak się nie wie, że się nie wie, to nie należy odtwarzać nieaktualnych już argumentów.
Najbardziej irytujące jest to, że jedyną rozprawę - rzekomo filozoficzną - jaką przywołuje w swoim tekście H. Muszyński- jest rzeczywiście niskiej jakości (bo równie ideologicznie ukonstytuowana) monografia Mirosława Sawickiego pt. "Hermeneutyka pedagogiczna". Musiałbym odesłać H. Muszyńskiego do jednak naukowego studium z hermeneutyki pedagogicznej Andrei Folkierskiej i jej wyhabilitowanych już uczonych, do rozpraw Lecha Witkowskiego czy Bogusława Milerskiego. Rozpraw tych autorów poznański pedagog nie mógłby jednak dopuścić do własnej świadomości jako istotnie znaczących właśnie dla odnowy polskich badań w paradygmacie humanistycznym, gdyż z racji dysonansu poznawczego zaburzyłoby to jego metodologiczną samoświadomość.
To jest zatem największa wada, słabość a nawet kompromitująca tego pedagoga część monografii, która w rekonstrukcji ogniw badawczych w paradygmacie ilościowym zasługuje na pozytywną ocenę. Oczywiście, można dyskutować na temat tego, czy wskazywane przez autora publikacje - jako rzekomo wartościowe dla analizowanych kroków badawczych - jest zasadna, bo każdy może mieć tu swoje preferencje, ale każdy z czytelników swój rozum ma, a dostęp do literatury naukowej nie jest już jak w PRL objęty zakazem i cenzurą.
Szkoda, że podsumowując swoją twórczość naukową profesor Heliodor Muszyński nie zechciał doczytać tego, co we współczesnym świecie (skoro już nie czytuje polskich uczonych) jest wysoce cenione w naukoznawstwie i metodologii badań edukacyjnych. Z jego podejściem do naukowości pedagogiki musielibyśmy powrócić do czasów jedynie słusznych, a wystarczy nam już w tym zakresie pseudoreforma ustroju szkolnego. Polecam autorowi recenzowanej tu rozprawy, jak i jej czytelnikom chociażby kolejne, bo z 2018 r. wydanie podręcznika brytyjskich uczonych, którym nie można zarzucić, że uprawiają pseudonaukę.
Można nauczyć się od Brytyjczyków, skoro nie chce się czytać polskich autorów, na czym polega naukowość badań jakościowych i jak ją zapewnić, by dociekać prawdy o istocie, przejawach czy następstwach wychowania i/lub kształcenia.