06 stycznia 2018

O nieobecności w czasie przemijania



To bardzo smutny temat, bo zawsze łączy się z rozstaniem z kimś, kto był w naszym życiu OBECNY, był w środowisku naszego życia bliżej lub dalej, w miejscu pracy - bliski lub obcy, przyjazny lub wrogi, znaczący lub obojętny, ale był, i być może korzystaliśmy z tego, co wnosił (w mniejszym lub większym stopniu) do naszej przestrzeni czy biografii.

Nie piszę tu o rozstaniach wynikających z biegu spraw zawodowych, tego, czy ktoś spełnia określone wymagania swojej profesji, czy też nie, odchodzi na własną prośbę, ze względu na czas zatrudnienia czy brak możliwości wykonywania zawodu. Takie rozstania są czymś naturalnym i oczywistym, aczkolwiek i te powinny mieć swoją kulturową otoczkę.

Od szeregu lat doświadczam haniebnego dla akademickiej społeczności zjawiska braku czy wymazywania z PAMIĘCI SPOŁECZNEJ osób, które są z różnych powodów (biologicznych, zdrowotnych, społecznych, prawnych, osobistych itp.) w oddaleniu od ich dotychczasowego miejsca akademickiej aktywności, albo są całkowicie poza nim. Różnice interesów, a w związku z tym i konflikty międzyludzkie są czymś zupełnie naturalnym, ale w sytuacjach granicznych, przełomowych nie powinny w żadnej mierze stać się powodem do ZANIKU PAMIĘCI czy też intencjonalnego "wymazywania" z niej czyjejś uprzedniej OBECNOŚCI.

Pokoleniowa zmiana w strukturach władz administracyjnych uczelni, ich podstawowych jednostek w niczym nie uzasadnia braku fundamentalnej dla universitas kultury. To zdumiewające, że ktoś może być nauczycielem historii wychowania lub etyki pedagogicznej samemu nie będąc wychowanym i twórczo obecnym dla innych w tej kulturze, albo być dydaktykiem zapominając lub skrywając przed innymi wartość czyjejś twórczej, kształcącej OBECNOŚCI?

Ilu psychologów staje się toksycznymi osobowościami w relacjach akademickich traktując innych jako dodatek do własnych osiągnięć? Ilu socjologów bada grupy czy zjawiska społeczne, ale szybko lub po jakimś czasie zapomina o własnej grupie akademickiego odniesienia? Jak trudno jest niektórym wykonać chociażby najmniejszy gest pamięci o KIMŚ, kto już jest NIEOBECNY.

Jakże zaskakująco krótka jest pamięć tych, którzy jeszcze tak niedawno czerpali realne korzyści z czyjegoś wsparcia, podanej ręki, doradztwa, głosowania czy recenzji, zabiegali o bycie przy ... , uczestniczenie w... , by po jakimś czasie "uwalniając się z relacji" lub będąc uwolnionym nagle wszystko to wymazać, a zdarza się, że i zaprzeczyć wartości dodanej OSOBY do własnej biografii, w tym własnych osiągnięć.

Przykre, ale prawdziwe. Niektórym trudno jest godnie rozstać się z wspólnotą, a innym łatwo przychodzi poczucie satysfakcji z czyjegoś odejścia. Mamy XXI wiek, ale postawy i zachowania niektórych osób, często utytułowanych, pełniących znaczące funkcje są przejawem upadku etosu uniwersyteckiego w wyniku braku osobistej kultury, bo nie upominam się tu o chociażby minimalne poczucie wdzięczności. To nie jest tak, że wszystko zawdzięczamy tylko i wyłącznie sobie.

Przerwanie kulturowego kodu pamięci w płynności i rozproszenia etyki osobistej, kiedy dostrzegamy jej brak u polityków, rządzących czy pojawia się kolejny kodeks dobrych praktyk i obyczajów akademickich (niejako zamiast nich) jest zapowiedzią dalszego upadku polskiej tradycji i kultury. Ktoś może słusznie stwierdzić, że trudno jest być prorokiem we własnym kraju. Jeszcze trudniej jest doświadczyć nieobecności tych, którzy winni są chociażby ludzkiej pamięci i zwrotnej OBECNOŚCI, szczególnie wówczas, kiedy w grę wchodzi czyjaś choroba lub ta ostateczna podróż do krainy wieczności...

Dobrze, że są jeszcze na tym świecie poeci, jak Bogdan Urbanek, który w jednym z ostatnio opublikowanych tomików swoich wierszy napisał w utworze pt. "Czas przemijania" m.in.:

"(...)
Stoimy ponad widmem samotni
tęsknota to nas przyciąga to omija
potykamy się o własne zachłanności
noc niby tuż tuż
a jakże długą Odyseją się staje

Skrywamy już nawet swoje myśli
zdobione pokorą przygasania
czasem chwila zadumy
zagości niby uśmiech
kącikiem ust
(...)"


(B. Urbanek, Tęsknoty. Nadzieje. Pragnienia. Wybór wierszy, Szczecinek 2017, s. 156)

05 stycznia 2018

(Nie-)szczera wola i zniewolenie


Znakomity tytuł monografii naukowej, podoktorskiej dr. Stanisława Czopowicza dotyczy Harcerstwa w Polsce w latach 1945-1980. Książka ukazała się z podtytułem: "Zarys problematyki ideowej i wychowawczej" (Warszawa, NWH 2010) już siedem lat temu, ale celowo po nią sięgam właśnie teraz, bo zawarta w niej argumentacja historyczno-pedagogiczna jest - jak się okazuje - niezwykle aktualna. Osobiście przekonałem się o tym w ostatnim kwartale minionego roku. Ze zdumieniem zobaczyłem, że w trakcie przygotowań do Zjazdu ZHP świetnie się mają "betonowe" kadry socjalistycznej Polski.

Pisałem już jakiś czas temu o tym, jak to dalej świetnie się urządzili w tej organizacji byli TW, SB-cy i komitetowa nomenklatura z PZPR wciąż dobrze się trzymając za "braterskie ręce", czego najlepszym przykładem była wielokrotnie przywoływana w mediach postać KOD-owca instruktora harcerskiego. Mają już swoich wychowanków, którzy traktują ZHP jak trampolinę do partii władzy lub opozycji.

Przyznaję rację S. Czopowiczowi, że "Pisanie o harcerstwie nie jest łatwe ze względu na jego ekspresywność i wielowymiarowość, niestabilność w czasie i przestrzeni, metafizyczne rozciągnienie od intencji i woli do potencjalności., od bytu czysto fizykalnego do głębokich stanów duchowych". (s. 13) Dla rozumienia harcerstwa nie jest jednak potrzebny żaden wymiar heurystyczny, by dostrzec w nim nadużywanie i naruszanie jego prymarnych wartości ze względu na ponoć zmieniającą się rzeczywistość i gusty młodzieży.



Co to za ruch (samo-)wychowawczy, który dostraja się do coraz niższych i zdehumanizowanych standardów? Co to za instruktorzy, którzy nie potrafią wymagać więcej od siebie, niż od innych, żeby móc promieniować na nich czymś więcej, niż tylko podkładką pod Krzyżem Harcerskim czy kolorem lub fakturą sznura funkcyjnego? Od kiedy to harcerstwo ma być grą części kadr skupionych w chorągwiach i wyżej dla zaspokajania własnych interesów, zamiast grą w harcerskim rozumieniu tego słowa, tak często przywoływanego za Baden-Powellem czy Aleksandrem Kamińskim?

A "Kamyk" pisał równo 70 lat temu: Skauting angielski jest przede wszystkim grą, kształcącym, lecz zarazem swobodnym, prostym i wesołym spędzaniem czasu. Harcerstwo polskie jest także grą, ale grą, która pragnie bardzo serio traktować harcerski ideał wychowawczy. Można by niejako powiedzieć, że młodzież polska podnosi stawkę skautowej gry.

Tymczasem, co robi współczesna kadra z wartościami i ideałem harcerskim? Ona tę "stawkę" obniża. Dostosowuje wartości i ideały do własnych wygód, pragnień, a nawet przekonuje, że jest cool. A przecież - jak pisze S. Czopowicz - koncentracja na archetypie gry jako zabawie powinna być w harcerstwie czymś więcej, niż „zwyczajnym życiem”, grą w politykierstwo, urządzanie swojego świata. Powinna bezinteresownie wychodzić poza „proces bezpośredniego zaspokojenia konieczności i żądz, a nawet ów proces przerywać – „służyć kulturze", a nawet więcej jeszcze, stawać się podmiotem kultury.

"Zabawa-gra „łączy i dzieli” Przykuwa. Urzeka: czyli oczarowuje. (…) Nadaje człowiekowi podmiotowość, o ile ten panuje nad nią i przestrzega jej reguł. Toteż im w ruchu harcerskim silniejsza jest funkcja wczasowa, tym pełniej realizowane są inne funkcje (np. wychowawcza, samowychowawcza, przygotowawcza do zorganizowanego życia społecznego)." (s. 15)


Książka S. Czopowicza jest także o współczesnym harcerstwie, także tym alternatywnym, ponieważ - jak słusznie skonstatował - "W harcerstwie, podobnie jak w innych - jeżeli są autentyczne - związkach młodzieży, życie toczy się dwutorowo, jakby na przeciwległych biegunach: w strukturach organizacyjnych - kierowniczych, centralnych i terenowych, w których mamy do czynienia z prawidłowościami dotyczącymi rzeczowych stowarzyszeń celowych, obywatelskich i instrumentalnych, oraz w podstawowych komórkach - w zastępach, drużynach i ewentualnie szczepach. (s. 14)

Nie wystarczy zmienić Rotę Przyrzeczenia z "Przyrzekam całym życiem..." na "Mam szczerą wolę..." , gdyż tej woli wielu brakuje, a szczerości szczególnie, co widać w komentarzach po ostatnim Zjeździe ZHP.

(rewelacyjne rysunki - hm Ryszard Druch - z domowego archiwum)

04 stycznia 2018

Nowa Konstytucja a wychowanie


Nie ma to jak II Rzeczpospolita, do której z sentymentem powracają niektórzy politycy, mimo że są za młodzi na to, by móc podzielić się osobistymi doznaniami z tamtej epoki. Czasy się też zmieniły, ale doktryny powracają sinusoidalnie do obiegu politycznego życia wielu społeczeństw. W roku 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości warto odnotować, że w okresie raczkującej demokracji prawnicy przywiązywali dużą wagę do wychowywania młodych pokoleń. Nie mam tu na uwadze kształcenia kolejnych prawników, bo to jest oczywiste samo przez się. Także w tej profesji ma miejsce kulturowa reprodukcja szkół prawniczych, które mają twórczych naśladowców. Dzieci prawników też najczęściej zostają prawnikami, chociaż nie wiem, czy ktoś to w ogóle badał w kategoriach międzypokoleniowego przekazu.

Piestrzyński Ryszard (ur. 2 IV 1902, Kalisz, zm. 16 XI 1962, Londyn), dziennikarz, publicysta, członek redakcji „Kuriera Poznańskiego ” i jego korespondent zagraniczny przy Lidze Narodów; 1930–35 poseł na sejm z ramienia Narodowej Demokracji; redaktor naczelny warszawskiego „Kuriera Porannego” - wydał w 1935 r. w Poznaniu książeczkę pt. "W nowym ustroju", której treść wydaje się niezwykle aktualna. Składają się na nią wygłoszone przez niego odczyty w Poznaniu i we Lwowie oraz wystąpienie w Sejmie "Za nową konstytucją" w dn. 23 marca 1935r. Całość dopełnia tekst Konstytucji polskiej z dn. 23 kwietnia 1935 r.

Ciekawa jest powtarzalność pewnych zdarzeń i postaw w społeczno-politycznym życiu naszego narodu. Ówczesny Ruch Młodych, który zorganizował się przy Obozie Wielkiej Polski wysunął silne postulaty organizowania jednolitego państwa, które bez hierarchii i karności nie będzie zdolne do jakiegokolwiek działania. Jak pisał o tym R. Pietrzyński (we wszystkich cytatach - pisownia jest oryginalna):

"Ustrój państwa nowoczesnego i jego konstytucja to nie jest umowa między państwem a społeczeństwem, między państwem a jednostką, lub między państwem a tem, lub innem województwem, czy dzielnicą. Konstytucja państwa współczesnego, to nie są, to nie mogą być pacta conventa. Stojąc na gruncie nowoczesnych pojęć ustrojowych, sprzyjamy całkowicie likwidowaniu pozostałości po dawnych doktrynach, które wywodziły się bądź z porzucanych przez wszystkie nowoczesne kierunki ideowe i naukowe teoryj Monteskjusza, lub Rosseau'a, bądź też były u nas echem starych szlacheckich tradycyj, których wyrazem były pomiędzy innemi pacta conventa." (s. 56-57)

Stworzenie silnej koncentrycznej władzy centralnej miało sprawić, że do jej elit i kierownictwa nie przedostaną się żadne ruchy odśrodkowego oporu. Dążąc do naprawy ustroju, wiedzieliśmy i głosiliśmy, że dzieło to wymaga pozbycia się wielu pojęć, nabytych w niewoli, a nawet takich, które zakorzeniły się w psychice polskiej z okresu przedrozbiorowego. Do tych wadliwych i niebezpiecznych pojęć należy przeciwstawianie narodu państwu, lub też organizowanie narodu poza państwem. (s. 58)

Jakże ciekawy jest rozdział pt. "Nowa konstytucja a wychowanie", w którym R. Piestrzyński wyraźnie wskazuje na rolę wychowania w przełamaniu starych nawyków myślenia i działania, usunięciu pojęć nawiązujących do zasad Rewolucji Francuskiej, wszelkich nawet wzniosłych zasad liberalizmu, by zbliżyć się do społeczeństwa w każdej dziedzinie - gospodarczej, społecznej, międzynarodowej. (...) zwłaszcza szkoła liberalna Smitha wychodziła z założenia, że istnieje "homo oeconomicus"", który kieruje się w swoim życiu przede wszystkim osiąganiem indywidualnych zysków". (s. 66)

Zdaniem tego publicysty niektórzy przesadnie uprawiają kult rozumu i nauki, szczególnie gdy powołują się na liberałów. "Tymczasem ani doktryna, ani teorja, ani nawet nauka nie tworzą życia, gdyż one właśnie są jego wytworem. I w życiu codziennem człowiek twórczy, zespolony z życiem, choćby nawet nie był naukowcem, mieć będzie większe znaczenie od człowieka nauki, którego oddaliły od życia wyznawane przezeń teorje. Mądrość nie zawsze zależy od dyplomu uniwersyteckiego" (s. 68).

Piestrzyński odniósł się także do osób krytykujących władzę i nowe formy ustrojowe wskazując, że władzy nie wolno krytykować, bo jej zdaniem krytycy uprawiają krytykę dla samej krytyki. "W postawie takiej kryje się dużo snobizmu. Krytyka uchodzi nieraz za dowód wyższości. "Chcesz pokazać, że wiesz lepiej, to krytykuj". Jest to jednak również skutek ustroju parlamentarnego, opierającego się na krytyce, oraz złego systemu wychowawczego." (s. 69)

Wreszcie dotarłem w tym wykładzie do pedagogicznych treści, bo przez pierwszą jego połowę zastanawiałem się, jaki ma związek analiza postaw politycznych z wychowaniem. Publicysta wskazał na winnego zbytecznych sporów politycznych w naszym kraju, którym okazała się ówczesna naukowa pedagogika Francji zachęcająca rodziców do wyrabiania w dziecku zmysłu krytycznego w stosunku do wszystkich zjawisk. "Metoda ta prowadziła bowiem wkońcu do anarchji intelektualnej, charakteryzującej współczesną epokę. Tymczasem czasy dzisiejsze wymagają wiary i woli od człowieka. Mniej krytycyzmu, a więcej wiary winna dawać szkoła, jeżeli chce się sharmonizować z wymogami życia współczesnego, wyrażonego dziś w Polsce w nowej konstytucji". (s 70-71).

Także współcześni nam politycy mogą skorzystać z głębokiej myśli b. posła II RP, który radził: "Młode pokolenie musi być wychowywane w kulcie rzeczywistości, a nie w kulcie doktryn, budujących szczodrze na papierze pałace ze szkła i zapowiadających raj na ziemi. Człowiek, który zamiast uznać to, co ma, umiłuje fantastyczną doktrynę, będzie materiałem na niezadowolonego, na buntownika i wykolejeńca. Bo rzeczywistość odbiegać będzie daleko od tego, co on widzieć będzie w swoich snach". (s. 71)

Dalej autor postuluje reformę nauk społecznych, w których powinno być "mniej analizy i dedukcji, a więcej obserwacji, zrozumienia rzeczywistości", zaś w szkołach powinien być położony większy nacisk na historię, bo tylko ta jest w stanie "korygować abstrakcyjne i doktrynerskie skłonności różnych ideologów". Wychowanie zaś powinno zmierzać "do dalszego usuwania doktrynerskiego i abstrakcyjnego sposobu myślenia". (s. 75)

Całość kończy autor tego tekstu imperatywem pedagogicznym: "Wychowanie antydoktrynerskie czy pozadoktrynerskie nie może oznaczać, by młode pokolenie miało być kierowane bez dogmatu. By konstytucja mogła spełnić swe zadanie, by ludzie, którzy ją będą wykonywali w dalszych latach nie zawiedli, należy zapewnić narodowi silne dogmatyczne wychowanie". (s. 76)






03 stycznia 2018

Czego Polacy szukali w 2017 r. w Google'ACH?


W 2017 r. problematyka reform edukacji i nauki w ogóle nie była przedmiotem poszukiwań w wyszukiwarce internetowej Google. Tymczasem jest to miejsce, w którym coraz częściej szukamy informacji na nurtujące nas pytania! Kamil Świtalski corocznie dokonuje takiego podsumowania analizując najpopularniejsze hasła i frazy, które są poszukiwane przez użytkowników tej sieci.

Firma podzieliła wszystkie frazy na kilka kategorii, które w minionym roku najszybciej zyskiwały na popularności. Nie znajdziemy wśród osób i znaczących wydarzeń - ani minister edukacji Anny Zalewskiej, ani ministra nauki i szkolnictwa wyższego Jarosława Gowina, chyba że w tym ostatnim przypadku załapał się szef mojego resortu na jeden z odcinków "Ucha Prezesa". Nikogo też nie obchodziła (de-)forma edukacji czy szkolnictwa wyższego i nauki w takim zakresie i natężeniu, żeby znalazły się na liście przebojów. Jest ona następująca:

1. Magdalena Żuk
2. Zbigniew Wodecki
3. Ucho Prezesa
4. Losowanie Mistrzostw Świata 2018
5. Miss Polski 2017
6. Miss Supranational 2017
7. Eurowizja 2017
8. Skoki narciarskie 2017
9. San Escobar
10. Ciemniejsza strona Greya

Natomiast zupełnie nieźle w telewizyjnej nędzy najczęściej wyszukiwanych polskich seriali uplasował się "Belfer2", bo na szóstej pozycji. Jak rozumiem, to właśnie tu będą lokowane miliony złotych na kolejne kampanie polityczne obu resortów:

1. Ucho Prezesa
2. Diagnoza
3. Belle Epoque
4. W rytmie serca
5. Wataha
6. Belfer 2
7. Wojenne dziewczyny
8. Druga szansa
9. Niania w wielkim mieście
10. Dziewczyny ze Lwowa

Zdaniem analityka tych fraz K. Świtalskiego - wśród pytań rozpoczynających się od "Gdzie ...?" już na drugim miejscu ulokowała się kwestia edukacyjna dotycząca egzaminu zewnętrznego, jakim jest matura. Oto najczęściej poszukiwane odpowiedzi na pytania lokalizujące poszukiwane informacje:

1. Gdzie jest burza?
2. Gdzie sprawdzić wyniki matur?
3. Gdzie boli trzustka?
4. Gdzie kupić fidget spinner?
5. Gdzie na grzyby?
6. Gdzie zarejestrować numer?
7. Gdzie pada deszcz?
8. Gdzie sprawdzić wyniki egzaminu gimnazjalnego?
9. Gdzie kupić Dermacol?
10. Gdzie pierwszy przeszczep serca na świecie?

Jest też w tych poszukiwaniach Polaków coś z kultury, bowiem na dziewiątym miejscu znalazła się kwestia czytelnictwa. Oto najczęściej poszukiwane odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego…?"

1. Dlaczego nie ma Na dobre i na złe?
2. Dlaczego masło drożeje?
3. Dlaczego kompost jest zaliczany do nawozów naturalnych?
4. Dlaczego Zabłocki na mydle?
5. Dlaczego pustynia Atakama uznawana jest za najbardziej suchą na Ziemi?
6. Dlaczego Tomek odchodzi z M jak Miłość?
7. Dlaczego tundra jest obszarem bezleśnym?
8. Dlaczego artyści rezygnują z Opola?
9. Dlaczego warto czytać książki?
10. Dlaczego Katalonia chce niepodległości?

Nie martwmy się jednak tym stanem rzeczy. To jest bardzo dobra informacja zwrotna, gdyż może świadczyć o wysokim poziomie samowiedzy w interesujących mnie problemach. Jeżeli chcemy porównać tę sytuację z danymi na temat poszukiwań informacji danych w skali globalnej, to jest to dostępne na polskim blogu Googli.

02 stycznia 2018

Biofilnego Nowego Roku!


Nowy Rok 2018, jak każdy poprzedni, niesie z sobą nadzieje, oczekiwania, uruchamia w nas marzenia, aspiracje, pragnienia, a wszystko to wpisuje w osobiste zobowiązania czy przyrzeczenia, jakie składamy sobie i/lub dzielimy się nimi z Bliskimi nam osobami. Za nami jest sylwestrowa noc - dla jednych pełna fajerwerków, radości, poczucia szczęścia, dla innych - pełna osamotnienia, bólu, cierpienia, goryczy, rozżalenia. W naszym życiu bowiem nic nie jest tak jednoznaczne, jak byśmy tego chcieli.

Skoro mój blog ma w tytule "pedagog", to i życzenia powinny mieć taki charakter. Czego jednak życzyć w 98 proc. anonimowym czytelnikom? Może tego, by dotrzymywali składanych sobie i innym przyrzeczeń, byli wierni wartościom, a zatem postępowali zgodnie z własnym sumieniem i mądrością bez względu na to, jak bardzo może to być dla nich kłopotliwe, dyskomfortowe czy skutkujące stratami. To, co tracimy dziś, może w przyszłości stać się wielkim kapitałem (moralnym, emocjonalnym, społecznym, intelektualnym, ekonomicznym itp.). W tym kryje się tajemnica dwoistości naszych postanowień, że ich efekty są odroczone w czasie i miejscu, aczkolwiek niektórych doświadczamy "tu i teraz".

Nie życzę każdemu - w odróżnieniu od zdarzających się w otoczeniu hejterów, ludzi toksycznych, nekrofilnych, zawistnych - porażek, niepowodzeń, strat, jakichkolwiek negatywnych doznań. Prawda o ich podłości i nikczemności jest zapisana co najmniej w pamięci społecznej. Szkoda, że tak bardzo nie szanują siebie, że wolą dla niecnych zysków i złej sławy naruszać dobre obyczaje, a często i prawo zaprzeczając własnym dokonaniom.

Niech codzienność w czekających nas kolejnych miesiącach niesie z sobą jak najwięcej dobrych chwil, radości, satysfakcji, odkryć, szeroko pojmowanego DOBRA, PRAWDY i PIĘKNA. Spotykajmy ludzi biofilnych, zdrowych psychicznie, o głębokiej duszy i pełnych wiary oraz optymizmu.

Załączam na Nowy Rok trzy cytaty:

"(...) Daj nam poczucie siły i Polskę daj nam żywą,
By słowa się spełniły nad ziemią tą szczęśliwą.
Jest tyle sił w narodzie, jest tyle mnogo ludzi,
Niechże w nie Duch Twój zstąpi i śpiące niech pobudzi (...)
.
(Stanisław Wyspiański)


Wychowawca to wielkie słowo,
wychowawcy nie rodzą się na kamieniu,
wychowawca rodzi się tak, jak artysta-malarz.
Czy może ktoś zostać artystą- malarzem tylko na skutek studiów?
- Nie da rady
” (Kazimierz Lisiecki)


Sztuka nauczania jest tylko sztuką rozbudzania ciekawości w młodych duszach po to, aby następnie ją zaspokajać, ciekawość zaś żywa jest i zdrowa tylko w umysłach szczęśliwych. Wiadomości, które gwałtem wpycha się do umysłu, tłumią go i duszą. Żeby przetrawić naukę, trzeba przełykać ją z apetytem. (Anatol France 1850)

01 stycznia 2018

Oświatowe podsumowanie 2017 r. - część 2


Co takiego wydarzyło się w polityce oświatowej w 2017 r.?

Z jednej strony prawicowa formacja rządząca uruchomiła atak na lewicę, lewactwo, liberalizm i idee samorządności oraz społeczeństwa obywatelskiego, z drugiej zaś doskonale weszły w "buty" lewicowej ideologii w postaci kontynuowania akcji "Sejm Dzieci i Młodzieży", rozdawania podręczników szkolnych, utrzymania niskich płac w szkolnictwie publicznym, zniechęcania rodziców do edukacji domowej, blokowania oddolnej innowacyjności w szkołach, przeniesienie klinicznej diagnozy dzieci z poradni psychologiczno-pedagogicznych do szkół itp. Zupełną klapę odnotowało ZNP w ramach akcji protestacyjnej niewielkiego odsetka szkół publicznych, jak i zblamowali się rodzice nie posyłając w okresie tzw. miesięcznic smoleńskich swoich dzieci do szkoły.

Jednostkowe, ale nagłaśniane przez media zdarzenia objęcia sankcjami dyscyplinarnymi jakiejś nauczycielki za jej udział w "Czarnym Proteście", w niczym nie zmieniły nastrojów w państwie, którego duża część społeczeństwa odpuściła sobie szkolnictwo i jego "reformę" jako mało istotne zmiany w porównaniu z reformą sądownictwa, służby zdrowia czy atrakcyjnością polityki socjalnej państwa oraz wspierającej finansowo ubogie rodziny i ich dzieci.

Jednym podoba się, że w statutach niektórych szkół publicznych pojawił się obowiązek uczęszczania na lekcje religii, innym zaś - jak np. łódzkiemu metropolicie ks. biskupowi Grzegorzowi Rysiowi katecheza powinna zostać odebrana szkołom i powrócić do środowiska wiary, jakie tworzy parafia.

Ba, nauczycielka, która z naruszeniem dobrych obyczajów i etyki skrytykowała na Facebooku ONR, szybko została przywołana do standardów etycznych i przeprosiła za swój wpis. W ramach repulsji ktoś przypomniał sobie po przeszło dwóch latach, że na polecenie dyrektora jednego z oddziałów PCK były przekazywane pieniądze na kampanie wyborczą m.in. kandydującej do Sejmu RP Anny Zalewskiej. Zapewne śledztwo w tej sprawie zostało umorzone, albo jeszcze trwa i trwać będzie.


Narzekania w stylu, że MEN oszukało samorządy, bo obiecało wyrównanie im wydatków poniesionych z tytułu dostosowania nowej sieci szkolnej i jej infrastruktury do nowego ustroju i nieco zmienionych programów kształcenia, było tym bardziej absurdalne, im większe kwoty dotacji padały w mediach z ust pani minister jako właśnie przeznaczonych na te cele. To, że jakiś samorząd nie podporządkował się opinii kuratora oświaty miało tylko posłużyć za dowód cynizmu samorządowców, którzy tylko ze względów politycznych nie przeprowadzili pożądanej przez PIS zmiany sieci szkolnej.

Nie powiodło się też opozycji obniżanie wizerunku minister edukacji, której obywatele odpuścili grzech zaparkowania przez jej kierowcę na miejscu przeznaczonym dla osób niepełnosprawnych, skoro właśnie do nich specjalnie przyjechała, by dowiedzieć się czegoś o zaletach edukacji integracyjnej. Szefowa resortu wyciągnęła odwrotne od spodziewanych wnioski po tej wizycie, bo w kolejnym ze swoich rozporządzeń pozbawiła dzieci niepełnosprawne nauczania indywidualnego w szkole.

Jak wypowiedziała się min. A. Zalewska dla widzów telewizji TRWAM: Z pełną pokorą podchodzę do wszelkich ataków w moim kierunku, gdyż mam świadomość, że reforma edukacji dotyczy ok. 5 mln uczniów i 600 tys. nauczycieli, ale wiem, że jest ona potrzebna i oczekiwana przez społeczeństwo. Trudno krytykować nauczycielkę w randze ministra, która wyraża pokorę i poczucie odpowiedzialności.

Kompromitująca się w poprzedniej władzy poseł PO Urszula Augustyn, chcąc zapunktować w swojej partii na stanowisko ministra edukacji gabinetu cieni, jako ignorantka w sprawach edukacji ogłosiła wraz z prezesem ZNP, że PO wraz z tym związkiem mają projekt ustawy przesuwający wejście w życie reformy oświaty o rok. Nie trzeba było większej kompromitacji. Oznaczało to bowiem, że opozycja jest zachwycona reformą, o której cały czas gęgała, że jest deformą, tylko chce ją odroczyć o 12 miesięcy. Niestety, ta pseudoekspertka od oświaty (dziennikarka) nie byłą w stanie podać merytorycznych powodów poza takimi, jakimi zawsze operowała lewica, kiedy liberałowie czy prawica wprowadzali swoje zmiany oświatowe (przypominam - odraczanie przejęcia szkół przez samorządy, przesunięcie nowej matury, wyrzucenie ze szkół nauczycielskiej roli rzecznika praw ucznia itd.).


Dziesiątki milionów złotych musiały wydać samorządy na odprawy dla nauczycieli, dla których nie znalazło się miejsce pracy w szkolnictwie publicznym. Czyż nie o to chodziło rządzącym, żeby osłabić budżety samorządów na rok przed wyborami? Jeszcze odłożyliby kasę na kampanię wyborczą w postaci kolejnych remontów, inwestycji czy rozdawania pieniędzy na np. zabiegi in vitro, które zostały usunięte z wykazu refundowanych przez NFZ zabiegów. W nowym roku szkolnym samorządowcy dowiedzieli się, że ulegnie zmianie subwencja oświatowa, w której ważne są szczegóły. Pisze o tym na podstawie żmudnych wyliczeń niezależny ekspert - dr Bogdan Stępień.

Im będzie gorzej w samorządach, im będzie więcej problemów z organizacją szkolnictwa, tym lepiej dla przyszłorocznych konkurentów. Jak wynika z danych CKE, zaledwie 13% tegorocznych maturzystów przekroczyło w ramach egzaminu z wiedzy o społeczeństwie próg 50%. Rządzący mają zatem świetnie nieprzygotowany elektorat do niekontestowania kolejnych zmian ustrojowych w państwie. Im więcej jest analfabetów politycznych, tym łatwiej będzie pozyskać ich do prac w komisjach wyborczych. Skoro przeciętny maturzysta błędnie odpowiada na 3/4 pytań, to nie wróży najlepiej jego obywatelskiej przyszłości. Natomiast ponoć ma się doskonale odnaleźć na rynku pracy. O to zadba już reforma szkolnictwa zawodowego, którą przygotowała poprzednia formacja polityczna.


W kraju trwa dekomunizacja, a zatem zmieniane są szyldy tych placówek oświaty publicznej, które miały jeszcze być nośnikiem patrona z minionego ustroju. Placówki doskonalenia mają obowiązek uzyskać akredytację, z wyłączeniem - rzecz jasna - tych, które są prowadzone przez MEN, MKiDN, MRiRW czy MZ. I kto tu mówi o równości podmiotów wobec prawa? Inna rzecz, że trudno, by MEN akredytował własnych pracowników, a przecież w ustroju szkolnym od początku transformacji nie pojawiła się żadna instytucja, która gwarantowałaby (poza NIK-iem) merytoryczną i niezależną od MEN ocenę jakości kształcenia i prowadzonych usług edukacyjnych. Sam resort też nie podlega ewaluacji, bo trudno o taką posądzać władze partii rządzącej.

Trafnie zatem media odnotowały we wrześniu tego roku, że "reforma uzyskała milczące poparcie społeczeństwa". Jeszcze dobrze się nie rozkręciła, a już część nauczycieli wie, że się nie powiedzie, a nawet to komunikuje. Jedni powiadają: "MEN zbyt mocno wierzy we wpływ zmiany struktury szkół na efekt nauczania. Za dwa–trzy lata okaże się, jak bardzo gorzką dostaniemy herbatę, mimo tak solidnego mieszania", inni zaś - jak prof. Łukasz Turski, który jest krytykiem braku poważnych zmian w polskiej edukacji od lat - powiada: "- My wydajemy pieniądze, nie wprowadzając dobrej reformy merytorycznej. Zmieniamy np. rozkład godzin, wątpię, czy to przyniesie dobry skutek. To jest strasznie niebezpieczny moment rozwoju cywilizacyjnego i jeżeli nic nie zrobimy, to na zawsze zostaniemy w tyle..." .

Nie oznacza to, że nauczyciele przestaną kształcić nasze dzieci. Skoro ustrój szkolny powrócił do czasów z PRL, to być może i nauczyciele będą edukować młodzież tak, jak w tamtym ustroju, tzn. dopełniać, poszerzać czy odkrywać wiedzę, która jest niepożądana czy nieobecna w programach ustanowionych przez MEN. Minister A. Zalewska zapowiedziała, że przygotowuje program podwyżek "500+ dla nauczycieli", więc może to byt będzie kształtował ich świadomość.


A co sądzą Polacy pytani o opinię na temat reformy szkolnej? Z sondażu dla serwisu rp.pl dowiadujemy się: "Prawie 60 proc. ankietowanych uważa, że reforma edukacji nie została dobrze przygotowana. Co piąty respondent nie stawia takich zarzutów. Zdania w tej sprawie nie ma 22 proc. badanych. - Częściej reforma edukacji nie podoba się osobom powyżej 50. roku życia (62 proc.), badanym o wykształceniu podstawowym/gimnazjalnym (77 proc.), o dochodzie od 3001 do 5000 zł (64 proc.) oraz ankietowanym z miejscowości do 20 tysięcy mieszkańców (67 proc.)"

Jedno nie ulega wątpliwości - mamy okres przejściowy, tylko jakaś część społeczeństwa nie wie jeszcze ... do czego.

31 grudnia 2017

Oświatowe podsumowanie 2017 roku - część 1


Jak informował na początku roku jeden z amerykańskich portali - dzieci digitalnej generacji, generacji Z, które nie mogą już żyć bez dostępu do internetowej sieci, bez telefonu komórkowego (najlepiej - smartforna, tabletu) wchodzą w wiek akademickiego kształcenia. Zwiększa się w nowej generacji zainteresowanie studiami wyższymi (Gen Z is about to take over higher education).

Poprzednia generacja - tzw. milenialsów była bardziej skupiona na sobie, na narcystycznym zaspokajaniu własnych potrzeb i samozachwycie. Obecna zaś już w okresie szkoły średniej planuje swoją przyszłą karierę zawodową w branżach związanych z nowymi technologiami czy projektowaniem gier internetowych. Milenialsi tymczasem mają już własne firmy i bardzo dobrze zarabiają.

Amerykańscy badacze stwierdzili, że młodzież XXI wieku chętniej się uczy korzystając z materiałów dydaktycznych i samokształceniowych, które są zamieszczone na platformie Youtube lub innych platformach edukacyjnych. Nie ma dla nich znaczenia, w której rzeczywistości realizują swoje zainteresowania - realnej czy wirtualnej, gdyż obie przenikają się wzajemnie w ich codziennym życiu. To Ameryka.

Tymczasem w Polsce trwały przygotowania do cofnięcia edukacji o kilkadziesiąt lat, by odgórnie powstrzymać niepokojące starsze pokolenie konserwatystów zmiany w stylu życia, preferencjach kulturowych, aspiracjach szkolnych. Przyjęta z końcem 2016 roku ustawa oświatowa legitymizowała prawo polityków prawicy do przywrócenia starego ładu z nieco zreorientowanymi na wychowanie narodowe, patriotyczne, historyczne, religijne, kolektywne, w posłuszeństwie i ofiarności, opozycyjne wobec dotychczasowych autorytetów i elit politycznych. Wiadomo było, że Ministerstwo Edukacji Narodowej nie po to pozorowało - wzorując się zresztą na socjotechnice poprzedniej formacji politycznej - tzw. konsultacje ze społeczeństwem w sprawie przywrócenia ustroju szkolnego: 8+4, by miało zmienić swoją decyzję pod wpływem zapowiadanych cichym kwileniem opozycji protestów.


Bloger Jarek Bloch dzielił się swoją opinią na ten temat jeszcze w połowie grudnia 2016 r.: Krok w tył nas nie zabije, ale na pewno nie wzmocni. Sprawi, że stracimy do reszty świata dystans, który udało nam się nadrobić w ostatnich latach. Długie etapy edukacyjne nie pomogą młodzieży w dostosowaniu do dynamicznie zmieniającego się rynku pracy. Ten system będzie mniej elastyczny, no chyba, że rządzącym o to chodzi, a następnym posunięciem będzie wprowadzenie centralnego planowania, pod który system 8+4(5) był ułożony. A może w swym uwielbieniu masochizmu, obecny rząd chce spektakularnie osiągnąć dno, spowodować kolejny rozbiór Polski, aby przyszłe pokolenia miały w przyszłości co czcić?

Dzisiaj już mało kto pamięta, że w dn. 2 stycznia 2017 r. nadszedł z otoczenia Prezydenta A. Dudy sygnał, że zastanawiał się on nad zawetowaniem ustawy o tej reformie w związku z zapowiadanymi protestami nauczycieli oraz brakiem przekonania o właściwym jej przygotowaniu. Jednak jeszcze tego samego dnia wicemarszałek Sejmu, szef klubu PiS Ryszard Terlecki zapewnił, że od tej zmiany rząd nie odstąpi. W końcu wprowadzał ją do programu wyborczego tej partii partyjny kolega z Krakowa - prof. Andrzej Waśko.

Prezydent podpisał 9 stycznia 2017 r. ustawę zmieniającą ustrój szkolny. To minister edukacji - Anna Zalewska postawiła Prezydenta pod przysłowiową ścianą, gdyż 22 grudnia 2016 r. wydała rozporządzenie, że od 1 września 2017 r. nie będzie już pierwszych klas w gimnazjach. Totalna opozycja została totalnie obezwładniona działaniami MEN, które kroiło reformę jak salami, plasterek po plasterku, nie zważając na dyskusje, polemiki czy pohukiwania różnych środowisk oświatowych.

Niektórzy wydawcy ponoć już kilka miesięcy wcześniej "kręcili lody" zachwyceni szansą na przygotowanie nowych podręczników szkolnych. Poprzednia ekipa mogła robić kasę na darmowych podręcznikach szkolnych, to dlaczego nie miałaby tego kontynuować następna? W styczniu samorządowcy stanęli przed koniecznością stworzenia nowej sieci szkół przygotowując ją i stosowne uchwały do 31 marca 2017 r. Przywrócona nad samorządami kontrola kuratorów oświaty uruchomiła kolejne pole do konfliktów.


Nauka zawsze była lekceważona w tym resorcie, w związku z czym minister nie musiała przejmować się nadchodzącymi z uniwersytetów czy akademii pedagogicznych opiniami czy krytycznymi stanowiskami. Podobnie postępowali politycy wszystkich poprzednich formacji, więc dlaczego PIS miałby nagle zmienić taktykę? Trudno, by populiści w urzędzie chcieli słuchać naukowców, skoro tzw. reforma szkolna nie miała żadnych naukowych podstaw, tylko ideologiczno-polityczne. Poza tym także ta władza miała "swoich" ekspertów, ze stopniami naukowymi (a jakże). Znaleźli się akademicy, którzy wystosowali List Otwarty do Polaków w obronie racji wprowadzanej reformy szkolnej. W wykazie znalazłem zaledwie dwóch pedagogów i jednego docenta ze słowacką habilitacją.

ZNP - jako wyjałowiony naukowo lewicowy związek zawodowy - podjął bezsensowną krytykę reformy, bo koncentrującą uwagę opinii publicznej na rzekomo dziesiątkach tysięcy nauczycieli, którzy w jej wyniku utracą pracę. Trzeba było czekać do końca 2017 r., żeby dowiedzieć się, że etatów przybyło 17 tys. Nie sprawdziły się akcje oporu przeciwko likwidacji gimnazjów takich podmiotów czy inicjatyw obywatelskich jak: ""Ratujmy gimnazja", "Nie dla chaosu w szkole", "Koalicja na rzecz Edukacji Antydyskryminacyjnej" czy "Rodzice przeciwko reformie", gdyż nie dysponowały racjonalnym zapleczem i trafiającą do społeczeństwa kontrargumentacją.

Dość łatwo rządzący mogli wykazać, że prezes ZNP broni własnego stołka i związanej z nim wysokiej pensji, a sam Związek jest od początku swojego powstania środowiskiem lewicowym, więc trudno, by popierał "mądre" i "potrzebne" zmiany w szkolnictwie. Genderowcy zabiegają o rozluźnienie norm obyczajowych, w tym związanych z życiem seksualnym, a konsultacje w sprawie reform MEN mógł tak samo pozorować, jak jego poprzednicy. Referendum - jak wykazała władza - było zbyteczne, bo cała machina zmiany ustrojowej w oświacie została już wprawiona w ruch.


Nareszcie lud mógł odreagować na nauczycielach włączając się w nagonkę na nich za ich niesprawiedliwy czy nieobiektywny sposób oceniania, zbytnie obciążanie dzieci pracami domowymi, a ich plecaków nadmiarem książek i pomocy, za testomanię i jego niski poziom wykształcenia, bo przecież ten najwyższy zawsze mają dzieci oligarchii politycznej, i to bez względu na to, czy jest ona u władzy czy w opozycji. Ważne, by była w Sejmie, Senacie, Europarlamencie, pracowała w urzędach państwowych lub samorządów terytorialnych czy była ulokowana w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa.

Podobnie, jak w poprzednich latach, resort edukacji zaczął wydawanie milionów złotych na akcję propagandową, z której miało wynikać, że reforma została bardzo dobrze przygotowana, tylko opozycja szczuje przeciwko niej i własnym dzieciom, którym przecież należy się troska o ich edukacyjne szanse. Nauczyciele dostali wytyczne, by na wywiadówkach odczytali list od minister A. Zalewskiej, która zapewniała w nim o samych pozytywach i wysiłkach władzy na rzecz dobrej zmiany w edukacji. Im bardziej krytykowali projekt reformy, tym silniejsze były redakcje nowych aktów wykonawczych minister edukacji (np. wydłużenie ścieżki awansu zawodowego, moralne kryteria oceny nauczycieli, blokada urlopów zdrowotnych itp.).


W publicystyce pojawił się termin "deforma", którym posługiwała się opozycja wobec rzekomo toksycznych zmian w szkolnictwie. Nieskutecznie koncentrowano się w tej krytyce na drobiazgach, wycinkach procesu kształcenia - a to, że rząd o rok skrócił powszechne kształcenie (jakby został zniesiony obowiązek edukacji do 18 r. życia, a przecież obowiązkowy rocznik sześciolatków w przedszkolach utrzymuje ten sam cykl czasu trwania bezpłatnej oświaty), a to, że podstawy programowe kształcenia ogólnego są w ramach takiego czy innego przedmiotu o coś zubożone, a kanon lektur zmieniony (jakby poprzednicy tego kanonu nie zmieniali), a to, że minister coś obiecała, a potem się rozmyśliła lub o tym zapomniała (jakby w polityce miała obowiązywać prawda).

cdn.