01 stycznia 2017
31 grudnia 2016
Trudny i niepewny los wykładowców akademickich i studentów
Każdy nauczyciel akademicki musi zdać sprawozdanie z tego, czego dokonał w mijającym właśnie roku kalendarzowym. To swoistego rodzaju rachunek sumienia z działalności, która ma szereg wymiarów – organizacyjny, dydaktyczny i naukowy. Ostatnio dyskutowaliśmy na radzie, czy podział dodatku motywacyjnego dla nauczycieli uczelni powinien być zrównoważony, tzn. by każdy otrzymał 33,3proc., czy też należałoby utrzymać jego zróżnicowanie, by jednak za działalność naukową akademicy otrzymywali wyższy odsetek dodatku motywacyjnego. To ich osiągnięcia rzutują na ocenę parametryczną jednostki, a tym samym na dotację z budżetu państwa. Taka jest brutalna prawda.
Gdyby tu szło rzeczywiście o duże pieniądze, ale w grę wchodzi różnica kilkunastu złotych miesięcznie, bo uczelnie publiczne dzielą się swoją biedą z naukowcami i wykładowcami. Jednak zgodnie z dotychczasową polityką resortu nauki i szkolnictwa wyższego to właśnie wykładowcy, starsi wykładowcy, asystenci (jeśli jeszcze są takie etaty) i lektorzy mając bardzo wysokie pensa dydaktyczne umożliwiali wydziałom przyjmowanie jak największej liczby studentów.
Jednostki organizacyjne uczelni publicznych otrzymywały tym wyższe dotacje budżetowe, im więcej kształciły młodzieży. Zaangażowanie pracowników pomocniczych w dydaktykę w istocie uwalniało od tego obowiązku kadry naukowo-badawcze, które mają o 50 proc. niższe obowiązki w tym zakresie. I na odwrót. Wykładowcy nie muszą prowadzić badań i wykazywać się osiągnięciami naukowymi, a więc ich zatrudnienie w szkolnictwie wyższym stwarza gwarancje stałej, pewnej płacy za konkretną (dydaktyczną i organizacyjną) pracę.
Wraz ze zmianą władzy w resorcie nauki i szkolnictwa wyższego w 2015 r. zaczęło się przygotowywanie zmian strukturalno-finansowych, w wyniku których jednostki nie powinny już przyjmować zbyt wielu studentów, bo w ten sposób zaszkodzą sobie i swoim kadrom. Dotacja budżetowa będzie tym niższa, im więcej przyjmą studentów. Tym samym uczelnie publiczne mają niejako „oddać” miejsca bezpłatnego studiowania uczelniom prywatnym, w których miejsc będzie bez liku, ile tylko wlezie, bo one nie otrzymują dotacji na ich kształcenie. Jeśli już, to jedynie na stypendia socjalne.
Tym samym ministerstwo zamierza przerzucić finansowy ciężar z tytułu studiowania z budżetu państwa na samych kandydatów. Chcesz studiować – to płać, bo ani uniwersytet, ani politechnika, ani akademia nie będą zainteresowane tym, żebyś kształcił się na koszt podatników. Od 2017 r. minister został zobowiązany do radykalnych cięć w budżecie resortu (ponoć ma zaoszczędzić miliard zł.), a tym samym obywatele muszą przejąć finansowanie własnych aspiracji akademickich.
Historia kołem się toczy. Dokładnie tak samo w latach 90.XX w. kolejne rządy nie dofinansowywały szkolnictwa wyższego, by przy wolnej amerykance w powstawaniu w każdej wsi WSI, czyli namnażaniu się pseudoakademickich szkół jako małej przedsiębiorczości z dużymi zyskami dla założycieli jako rzekomo stwarzanej przez władze szans edukacyjnych każdemu, kto tylko chciał zostać magistrem.
Teraz mamy powtórkę z tej rozrywki. Lobbing szkolnictwa prywatnego znajduje od ponad 25 lat zadziwiające przyzwolenie w MNiSW na współkonstruowanie ustaw i aktów wykonawczych w taki sposób, by można było nadal prowadzić ten antyakademicki biznes.
Nie ma się co oburzać, bo rzecz jasna ta krytyka nie dotyczy tych niepublicznych szkół wyższych, których założyciele i kadry rzeczywiście stworzyli alternatywne, o wysokim poziomie kształcenia i badań naukowych, a tym samym i uzyskanych uprawnień do nadawania stopni naukowych środowiska. Ministerstwo im nie pomaga, tylko traktuje na równi z każdą wyższa szkółką zarządzania „gotowaniem makaronu”.
W 2017 r. uczelnie publiczne, w których wskaźnik liczby studentów na jednego nauczyciela akademickiego będzie mniejszy lub większy od 12 (+/-1 są pod strukturalnym przymusem:
- jeżeli mają zbyt mało studentów na jednego nauczyciela, to albo w ciągu najbliższych kilku lat zwiększą nabór na studia stacjonarne i niestacjonarne, albo zmniejszą liczbę etatów nauczycielskich;
- jeżeli mają za dużo studentów, a więc odbiega powyższy wskaźnik od ustalonej przez MNiSW "normy" - będą zmuszone - albo do zmniejszania przyjęć i już studiujących osób (rygorystyczna selekcja negatywna w toku studiów), albo zwiększą liczbę etatów nauczycieli akademickich, co przecież wiąże się z poniesieniem kosztów, na które resort nie da środków.
Mamy na wiosnę w rolnictwie zjawisko "świńskiej górki", toteż teraz dochodzi nam jeszcze nowy fenomen - "akademickiej górki", która rzekomo jest pochodną troski o jakość kształcenia młodzieży. Sprawa jest bardziej skomplikowana, toteż zainteresowani statystycznymi kalkulacjami mogą znaleźć ciekawą analizę Henryka Miłosza w najnowszym, grudniowym wydaniu "Forum Akademickiego".
30 grudnia 2016
Niespodziewana śmierć pedagoga resocjalizacji dr hab. Tomasza WACHA, adiunkta KUL
Ta wiadomość zaskoczyła mnie wczoraj, bo tydzień temu w dn. 21 grudnia 2016 r. Rada Wydziału Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej przyjęła uchwałę o nadaniu adiunktowi z Pracowni Resocjalizacji w Katedrze Pedagogiki Społecznej i Pedagogiki Opiekuńczej KUL, panu dr. Tomaszowi Wachowi stopień naukowy doktora habilitowanego w dziedzinie nauk społecznych, w dyscyplinie pedagogika.
Tę porażającą wiadomość otrzymałem od dra hab. Ryszarda Skrzyniarza prof. KUL - współredaktora jednej z monografii zbiorowych poświęconych badaniom z biografistyki pedagogicznej.
Nie tylko środowisko pedagogiki resocjalizacyjnej w naszym kraju utraciło młodego jeszcze uczonego, który dopiero co stanął u progu tak wyczekiwanej i wypracowanej samodzielności akademickiej, ale i Instytut Pedagogiki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie nagle stracił tak wysokiej klasy specjalistę.
Śp. T. Wach był bowiem nie tylko badaczem, ale i wysoce doświadczonym praktykiem, zawodowcem w swojej profesji, co wcale nie jest często spotykaną synergią w środowisku akademickim.
Przywołam zatem na podstawie udostępnionego biogramu najważniejsze informacje o Zmarłym, byśmy zachowali w pamięci Jego dokonania:
Urodził się 13 kwietnia 1961 r. w Lublinie. W 1987 r. ukończył studia magisterskie z pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UMCS w Lublinie wzbogacając swoje wykształcenie zawodowe o dodatkowe studia podyplomowe z zakresu resocjalizacji.
W 1996 r. pan Tomasz Wach został doktorem nauk humanistycznych w zakresie socjologii na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie przygotowując na Wydziale Filozofii i Socjologii pod kierunkiem prof. Mariana Filipiaka pracę pt. Osobowość społeczna abiturientów wybranych szkół podstawowych miasta Lublina . To znakomite powiązanie wiedzy pedagogicznej ze sztuką badań naukowych w socjologii dopełniło wartości akademickiego startu.
Nie musiał, a jednak w 2007 r. obronił swój drugi doktorat - tym razem z nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki na KUL-u przygotowany pod kierunkiem ks. prof. Mariana Nowaka pt. Możliwości resocjalizacji nieletnich sprawców gwałtownych czynów zabronionych. To rzadkość, by dociekać prawdy o człowieku w wymiarze socjalizacyjnym i społecznym zarazem.
Na tym jednak nie poprzestał, bowiem odbył w toku swojej kariery zawodowej dodatkowe kursy i szkolenia: Studium Podyplomowe z Zakresu Organizacji i Zarządzania (Warszawa SGH); Studium Przeciwdziałania Przemocy (Warszawa-Instytut Psychologii Zdrowia); Warsztaty nt. Mediacji Między Ofiarą a Sprawcą organizowane przez Senat RP. Uzyskał uprawnienia mediatora sądowego będąc wpisanym na listę tych specjalistów Sądu Okręgowego (i Sądu Apelacyjnego) w Lublinie. Wkrótce też został wpisany na listę biegłych sądowych z zakresu socjologii i pedagogiki resocjalizacyjnej (aktualizacja do 2012 r.).
Od 1992 r. pracował w Schronisku dla Nieletnich w Dominowie, gdzie powierzono mu funkcję kierownika internatu, a następnie dyrektora. Był pedagogiem w zespole diagnostycznym. W latach 2003-2009 opracował ok. 300 opinii diagnostycznych dla sądów powszechnych (Wydziałów Rodzinnych i Nieletnich oraz Karnych Sądów Rejonowych).
W latach 1987-1992 był kuratorem społecznym w Wydziale V Rodzinnym i Nieletnich Sądu Rejonowego w Lublinie. W latach 1993-1994 oraz w 1998 r. był Pełnomocnikiem Wojewody Lubelskiego ds. Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, a od marca 2004 r. był kuratorem społecznym dla dorosłych w Sądzie Rejonowym w Lublinie.
Z tak znakomitym wyksztalceniem, stopniami naukowymi doktora i bogatym doświadczeniem został w 2006 r. adiunktem na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w Katedrze Pedagogiki Ogólnej, w Pracowni Resocjalizacji. Współpracował z Wszechnicą Świętokrzyską w Kielcach, gdzie wypromował 97 licencjatów z pedagogiki resocjalizacyjnej oraz z Wyższą Szkołą Humanistyczno-Przyrodniczą w Sandomierzu i z Akademią Humanistyczno-Ekonomiczną w Łodzi. Nic dziwnego, że wiele szkół wyższych chciało mieć takiego wykładowcę.
W obszarze zainteresowań zawodowych i badawczych były następujące zagadnienia: przestępczość nieletnich, szczególnie w typie gwałtownym; uzależnienia – od alkoholu oraz od środków psychoaktywnych innych niż alkohol; systemy współpracy instytucji i organizacja międzyinstytucjonalnych systemów pomagania; przemoc, w tym rodzinna, ale i terroryzm; bezpieczeństwo pracowników w trakcie wykonywania czynności zawodowych; mediacje, negocjacje, w tym w sytuacji konfliktu.; rozwiązywanie problemów związanych z agresywnym zachowaniem nieletnich; subkultury młodzieżowe (w tym nieformalne negatywne o charakterze antyspołecznym); wykluczenie społeczne, marginalizacja jako tło zachowań przestępnych.
Pan dr hab. Tomasz Wach jest autorem wielu publikacji, w tym wartościowych w pedagogice resocjalizacyjnej dwóch monografii:
Resocjalizacja nieletnich sprawców gwałtownych czynów zabronionych, Lublin 2009;
Profilaktyka i resocjalizacja nieletnich zagrożonych uzależnieniem od środków psychoaktywnych, Warszawa
Był członkiem Towarzystwa Wiedzy Powszechnej (Oddz. w Lublinie), zaś w latach 1999-2003 był ekspertem MEN w Komisjach ds. Awansu Zawodowego Nauczycieli. Od kilku lat działał w Zespole Pedagogiki Chrześcijańskiej pod patronatem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Dwukrotnie był nagradzany przez Ministra Sprawiedliwości za swoją pracę w Schronisku dla Nieletnich w Dominowie.
Społeczność akademicka KUL, jak i środowisko pedagogów resocjalizacyjnych żegnają zmarłego naukowca, dzieląc się swoim bólem z Jego Rodziną, Bliskimi i Współpracownikami.
29 grudnia 2016
Kicz diagnostyczny Zespołu Instytutu Allerhanda dla MNiSW
Nie po raz pierwszy biorę udział w sondażu opinii na temat szkolnictwa wyższego, ale narzędzie, które skonstruował rzekomo naukowy Zespół Instytutu Allerhanda uświadomił mi nie po raz pierwszy, komu resort nauki powierza publiczne pieniądze, by uzyskać kicz diagnostyczno-prognostyczny.
Najpierw fragment informacji, którą otrzymał każdy uczestnik badania:
zwracamy się do Państwa z prośbą o podzielenie się swoimi opiniami i przemyśleniami na temat funkcjonowania polskiego sytemu szkolnictwa wyższego z perspektywy Państwa doświadczeń. Państwa uwagi i spostrzeżenia będą dla nas cennym źródłem informacji, które zamierzamy uwzględnić w projekcie nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, nad którym pracuje Zespół Instytutu Allerhanda.
Bardzo zależy nam żeby głos środowiska akademickiego był podstawą do tworzenia zmian – nie zrobimy tego bez Państwa zaangażowania w udzielnie odpowiedzi na kluczowe pytanie oraz wskazanie swoich opinii.
Bardzo prosimy o wypełnienie dostępnej on-line ankiety do dnia 30 grudnia 2016 r. Wyniki ankiety będą wykorzystane przez Zespół przygotowujący Ustawę 2.0. Prosimy także o dalsze udostępnienie ankiety wraz z tym zaproszeniem innym zainteresowanym osobom. Ankieta ma na celu zdiagnozowanie najistotniejszych kwestii dotyczących kadry akademickiej Uczelni wyższych oraz przedstawienie propozycji zmian w prawie o szkolnictwie wyższym.
Postanowiłem wypełnić Ankietę dla nauczycieli akademickich mając nadzieję, że mam do czynienia z profesjonalnie wykonanym narzędziem diagnostycznym. Niestety, takiego rozczarowania nie mogłem się spodziewać, toteż nie omieszkam podzielić się nim z innymi. Być może nie mam racji, albo zmieniły się w ostatnich miesiącach reguły konstruowania ankiet.
Ankieta w/w Instytutu nie uwzględnia w tzw. metryczce faktu, że można pracować w uczelni po kilku- czy kilkunastoletniej przerwie, a zatem oczekiwanie odpowiedzi na kwestię: "Rok rozpoczęcia pracy na Uczelni" wskazuje, że autorzy nie wiedzą o mającej już od lat 90. XX w. w Polsce migracji nauczycieli akademickich.
Skoro zatem zaznaczę, że w obecnej uczelni pracuję od 2015 r., to zakłóci to ich analizę danych, gdyż zostanę wprowadzony do bazy jako nauczyciel z rocznym stażem pracy, w dodatku z tytułem naukowym profesora! Ta kategoria w metryczce powinna być poprzedzona określeniem "w obecnej uczelni", bo socjalizm chyba się już skończył, o czym socjolodzy z tego Instytutu powinni wiedzieć.
Ktoś mógł zacząć pracę w szkolnictwie wyższym 10-, 20 - a nawet 30 lat temu, co nie oznacza, że w tej uczelni, której dotyczyć będą dalsze jego/jej wypowiedzi. Tego jednak oczekuje autor pseudoankiety.
Jest wprawdzie jeszcze jedno pytanie, a mianowicie:
1. Proszę o wskazanie dotychczasowego doświadczenia zawodowego:
Pracuję na Uczelni wyższej i nie mam innego doświadczenia pracy na innej Uczelni wyższej
Pracuję na Uczelni wyższej i mam wcześniejsze doświadczenie pracy na innej Uczelni wyższej
Pracuję na Uczelni wyższej i mam wcześniejsze doświadczenie pracy w sektorze prywatnym
Pracuję na Uczelni wyższej i mam wcześniejsze doświadczenie pracy w sektorze administracji publicznej
Pracuję na Uczelni wyższej i mam wcześniejsze doświadczenie pracy w sektorze organizacji pozarządowych
Pracuję jednocześnie na Uczelni wyższej oraz w innym miejscu
Pracuję jednocześnie na Uczelni wyższej publicznej oraz na innej Uczelni publicznej
Pracuję jednocześnie na Uczelni wyższej publicznej oraz na innej Uczelni prywatnej
tyle tylko, że nie przewiduje ono jeszcze innej, a możliwej sytuacji. Moich studentów uczę, że w takich sytuacjach należy podać w kafeterii odpowiedzi "Inne.....", by respondent wprowadził informację, o których nie miał pojęcia ankieter. Szczególnie ciekawe jest pozycjonowanie pracy nauczycieli akademickich w kategorii "oraz w innym miejscu".
Dopiero później, a więc z pominięciem sytuacji aktualnego zatrudnienia, skierowana jest do badanych prośba, by wybrać tylko te pytania, które dotyczą sytuacji obecnej. Po co zatem pytać o sprawy dotyczące bieżących doświadczeń z uczelni, w której pracuje się bardzo krótko, skoro nie uwzględniają one nabytych doświadczeń w pracy w innej uczelni lub innym miejscu zatrudnienia?
Co chcą osiągnąć autorzy ankiety, oczekując oceny na skali od 1 o 5?
Organizacje szkolnictwa wyższego w Polsce oceniam 1) bardzo źle, ...... , 5) bardzo dobrze.
Każdy wybór ankietowanego kreuje ogólnik. Banał, który nie wymaga żadnej wiedzy na temat organizacji szkolnictwa wyższego w Polsce. Większość nauczycieli akademickich w ogóle się tym nie interesuje, ale będzie ją oceniać.
Co możecie wiedzieć i na tej podstawie oceniać: Funkcjonowanie pionu administracji na polskich Uczelniach? Skala od 1 do 5 obowiązuje. Efekt wyboru to kolejny banał.
A jak oceniacie: Funkcjonowanie dydaktyki na polskich Uczelniach? Czy ktoś jest w stanie ocenić funkcjonowanie dydaktyki we własnej uczelni, która ma kilkanaście wydziałów? Lipa.
Potraficie ocenić: "Możliwość pracy naukowej na polskich Uczelniach", skoro nie macie żadnej wiedzy na ten temat? Czy ankietowani w ogóle wiedzą, ile jest w Polsce uczelni? Pracownicy tego Instytutu nie wiedzą, skoro pytają o uczelnie w ogóle, a tymczasem nie ma obowiązku i możliwości prowadzenia pracy naukowej w wyższych szkołach zawodowych, szczególnie tych, gdzie kształci się tylko i wyłącznie na studiach I stopnia!
Jak oceniają ankietowani: "Funkcjonowanie pionu badań i rozwoju na polskich Uczelniach? Bardzo dobrze .... źle? A mają jakiekolwiek pojęcie o tym pionie w uczelniach w ogóle?
Jeszcze lepiej, bo Allerhandczycy proszą o ocenę: "Współpracy polskich Uczelni z otoczeniem społeczno-gospodarczym" i "Współpracę polskich Uczelni z Uczelniami zagranicznymi (w tym w zakresie mobilności pracowników naukowych)".
Ciekawe, na jakiej podstawie mają się wypowiadać ankietowani? Na podstawie doniesień prasowych, resortu nauki czy plotek? Nie ma to znaczenia. Ważne, że dokonają jakiejś oceny, a ta posłuży do konstruowania nowej Ustawy o szkolnictwie wyższym. Strach się bać, co z tego wyjdzie.
Trzeba być niezłym ekspertem, by ocenić w skali 1-5 "Jakość prowadzonych badań naukowych na polskich Uczelniach".
Dopiero w dalszej części ankiety pojawia się sugestia: "Patrząc z perspektywy Uczelni na której Pan/i pracuje jak Pan/Pani ocenia(w skali 1-5; 1 –bardzo źle; 5 – bardzo dobrze). Jeśli nie ma Pan/Pani zdania na dany temat, proszę nie zaznaczać żadnej opcji".
Właściwie należałoby nie wypełniać tej ankiety, nie zaznaczać żadnej opcji. Kolejne bowiem kwestie dotyczą uczelni, w której jest zatrudniony ankietowany, ale nie bierze się pod uwagę tego, że miejscem jego/jej pracy nie jest uczelnia w ogóle, ale konkretna w niej jednostka - Wydział, a dalej - Instytut/Katedra, Zakład czy pracownia.
Dociekanie zatem tego, jak oceniamy te same kwestie na uczelni, co na uczelniach w kraju, jest nonsensowne. Mój uniwersytet jest od wielu lat już zdecentralizowany, toteż nie mogę wypowiadać się na temat: funkcjonowania pionu administracji w mojej Uczelni; Funkcjonowanie dydaktyki w mojej Uczelni; możliwości pracy naukowej na mojej Uczelni; Funkcjonowania pionu badań i rozwoju w mojej Uczelni; Współpracy mojej Uczelni z otoczeniem społeczno-gospodarczym; Współpracy w mojej Uczelni z Uczelniami zagranicznymi (w tym w zakresie mobilności pracowników naukowych); Efektywności zarządzania finansami mojej Uczelni; Stanu infrastruktury badawczej mojej Uczelni; Stanu bazy dydaktycznej mojej Uczelni; Bazy lokalowej mojej Uczelni; Zasobów biblioteki mojej Uczelni, jeżeli nie byłem na innych wydziałach, nie uczestniczyłem w zajęciach dydaktycznych, nie poznałem systemu organizacji administracji i finansowania itd.
Pytanie rozstrzygające: 5. Czy są dla Państwa łatwo dostępne (informacje email/spotkania informacyjne/ogłoszenia) informacje na temat możliwości grantowych/stypendiów krajowych i zagranicznych? (TAK - NIE) - nie zawiera w nawiasie wskaźników łatwo dostępnych informacji, tylko wymienia się je łącznie. Tym samym analitycy tej odpowiedzi nie będą wiedzieli, czy szybkość informacji jest dzięki przekazywaniu jej mejlowo, czy w ramach organizowanych spotkań informacyjnych lub/i ogłoszeń. Brakuje też odpowiedzi: "Nie wiem".
Podobnie jest w pytaniu: 39. Czy jakiś organ np. konwent/senat, czy inny organ powinien mieć większy wpływ na funkcjonowanie Uczelni (zarządzanie, strategię, wybory władz)?
Tak - Nie - Nie mam zdania . Skąd będą badacze wiedzieli, której z tych działalności dotyczy podkreślona odpowiedź?
Czego dotyczy jedna z trzech odpowiedzi na pytanie: 8. Czy Uczelnia stwarza pracownikom naukowym możliwości podejmowania wspólnych działań(projektów, realizacji zajęć dydaktycznych, itd.)?
(Tak - Nie - Nie wiem) Czy dotyczy projektów czy także zajęć dydaktycznych, czy tylko jednej z tych form?
Jest też sondowanie kwestii genderowych: Prosimy o wyrażenie swoich opinii na temat roli kobiet w nauce. Zabrakło mi tylko pytania o światopogląd, przynależność do organizacji, stowarzyszeń, partii politycznych i religijności.
Potem można już napisać mniej więcej, zgodnie z sugestią autorów ankiety: Prosimy o wyrażanie swoich opinii i wskazanie doświadczeń na temat prowadzonej działalności badawczo-rozwojowej (...) - liczba (mniej więcej).
Są też w kafeterii odpowiedzi na inne kwestie, w tym możliwość powołania się na plotkę "Wiem o tym tylko ze słyszenia".
Pojawia się też sonda dotycząca pomysłu ministra (?), by wprowadzić doktoraty branżowe:
22. Czy należy zaangażować przedsiębiorców w ocenę aplikacyjności prac naukowych (przyjmując np. że executive summary byłoby częścią dysertacji doktorskiej– nawet jeśli praca miałaby charakter teoretyczny naukowiec mógłby zdobyć dodatkowe punkty za opisanie możliwych zastosowań zawartej w dysertacji wiedzy). Tak - Nie - Nie mam zdania - Tak, należy zaangażować, ale na innych zasadach.
Na podstawie pytań ankietera można domyślać się, o co mu tak w istocie chodzi. Co chciałby potwierdzić, skoro formułuje pytania rozstrzygnięcia np. 23. Czy pracownicy zarządzający Uczelnią uczestniczą w szkoleniach dla profesjonalnej kadry urzędniczej szkoły wyższej? Zastanawiałem się nad tym, czy powinienem coś na ten temat wiedzieć. Może są już tak wyszkoleni, że nie ma potrzeby, by dalej tracili czas na kolejne kursy?
Jest też błąd literowy w pytaniu: 25. W jaki sposób można ponieść jakość doktoratów? Błąd czeski, więc wybaczam. Mnie też się zdarza. Tu jednak brzmi zabawnie.
Zdumiewające jest pytanie: 26. Czy doktoraty powinny:
a) podlegać procedurze scentralizowanej (Centralna Komisja)
b) być wyłącznie w gestii Uczelni.
Czyżby zachęcano lub zniechęcano w ten sposób ministra do wciągania Centralnej Komisji w procedurę, która od dawna jest suwerenna w jednostkach organizacyjnych uczelni, które dysponują stosownymi uprawnieniami? Jeszcze zabrakło mi pytania: Czy prezydent może skorzystać z aktu łaski i nadać komuś z łaski jakiś stopień naukowy? Czemu nie?
Są jeszcze takie ciekawostki, jak:
28. Czy należy:
Wprowadzić na szczeblu centralnym funkcję junior-profesor otwartą dla osób z doktoratem?
Tak
Nie
Nie wiem
Znieść na szczeblu centralnym habilitację
Tak
Nie
Nie wiem
Umożliwić uzyskanie profesury bezpośrednio po doktoracie?
Tak
Nie
Nie wiem.
Co to znaczy "bezpośrednio po doktoracie"? Czy bezpośrednio po uzyskaniu stopnia naukowego doktora np. następnego dnia, czy może bez habilitacji? w tym pierwszym przypadku, mamy w kraju takich wybitnych uczonych, którzy na Słowacji potrafili dokonać takich cudów. W tym drugim ankieterzy powinni wiedzieć, że taka możliwość w naszym prawie ma miejsce. Można bez habilitacji ubiegać się o tytuł naukowy profesora. Nie wiedzą o tym? Czy może chcą przetestować, jaki jest do tego stosunek nauczycieli akademickich?
Moi studenci mają świetny materiał do studiowania tego, jak nie należy konstruować ankiet. Pracownicy Instytutu Allerhanda tego jeszcze nie wiedzą. Ciekawe, jaki wcisną nam kit w swoim raporcie?
28 grudnia 2016
Reforma szkolna tonie w powodzi wielostronnych kłamstw jako cnoty
W swojej ostatniej książce pt. "Od słowa do słowa. Leksykon" (Warszawa 2007) Władysław Kopaliński (1907-007) zawarł etymologiczne studia nad słowami, od których aż głowa boli. Odzwierciedlają one bowiem takie sprawy, które zawierają w sobie "mocny cień tajemnicy naszego człowieczeństwa" (s.5).
Jednym z nich jest pytanie retoryczne - Kłamstwo cnotą? Nasz wybitny językoznawca odsłania dzieje kłamstwa, nieuczciwości ludzkiej nie tylko w mowie, ale i w czynach przypominając, że pierwszymi wychowawcami dzieci w duchu prawdomówności byli starożytni Persowie, zaś głębsze pojmowanie uczciwości przyniosło dopiero chrześcijaństwo. (s. 79) Jak to jest zatem możliwe, że ci, którzy dzisiaj powołują się na wartości chrześcijańskie kłamią? Nie mają wyrzutów sumienia?
Może dlatego, że - jak pisze Kopaliński - ósme przykazanie nie potępia kłamstwa bezwarunkowo, wyodrębniając jedynie fałszywe świadectwo przed sądem, co skłoniło Lutra do specjalnego wprowadzenia egzegezy rozszerzającej. (s. 78)
Przypomniałem sobie ten zapis myśli uczonego, bowiem mam już dość nieustannego konfrontowania z realiami ustawicznie powtarzanych opinii przez minister edukacji, którymi posługuje się w głoszeniu samozadowolenia z rzekomo znakomicie przygotowanej reformy szkolnej. Minister edukacji staje się zatem ministrem edukacji w kłamstwie jako cnocie, skoro posługuje się w komunikacji ze społeczeństwem informacjami sprzecznymi z faktami.
Trudno mówić, czy są to kłamstwa czy półprawdy (połowiczna etyka), bo przecież częściowo zawiera w swoich wypowiedziach prawdę o tym, w czym sama uczestniczyła. To, że być może była wprowadzana w błąd przez kuratoryjnych czy resortowych "pretorianów", nie ma już żadnego znaczenia, gdyż przyznanie się do tego faktu musiałoby zakończyć się jej dymisją. A kto chce rezygnować z takiej posady? Chyba tylko dwóch ministrów edukacji podało się do dymisji w okresie III RP - jeden był z SLD (Ryszard Czarny - prof. UJK w Kielcach), ale został za to ambasadorem RP w Szwecji, a drugi był z AWS-u (Mirosław Handke), ale nie chwalił się zadośćuczynieniem władzy z tego powodu.
Pani Anna Zalewska nie musi podawać się do dymisji, bo i tak zapowiadane strajki ZNP odsłonią znacznie więcej półprawd w jej komunikatach. Rządzący wolą iść w zaparte i już straszą nauczycieli tego Związku, że jak tylko ośmielą się strajkować, to poniosą srogie konsekwencje. Nie biorą pod uwagę, że chociaż tego typu szantaż nie może działać teraz w drugą stronę, to zapewne pojawi się w okresie kolejnych wyborów parlamentarnych. A może będzie miał miejsce już w okresie wyborów samorządowych?
W sieci jest nawet specjalny portal, w którym demistyfikuje się kłamstwa czy półprawdy rządu i opozycji. Polityka staje się bowiem narzędziem do realizacji celów mniejszości politycznej, która jest u władzy w wyniku demokratycznych wyborów, po których zapewniła sobie większość parlamentarną. Wszystko jest zgodne z prawem, toteż bunt przeciwko temu jest nieuzasadniony, bo niedemokratyczny.
Kłamać - jak pisał Kopaliński - od wieków każdy polityk może a nawet musi, bo inaczej nie utrzyma się u władzy. Czas zapomnieć o wiarygodności, rzetelności, uczciwości, gdyż i tak większość obywateli nie jest w stanie sprawdzać prawdomówności rządzących. Kłamie przecież także opozycja, bo chce koniecznie uzyskać utraconą lub niezdobytą jeszcze władzę.
Minister Anna Zalewska podróżuje po kraju, bo co ma innego do zrobienia, skoro nie jest autorką reformy, tylko "wdrażarką" jej założeń. Ostatnio, przed Świętami Bożego Narodzenia była w Jeleniej Górze, gdzie spotkała się m.in. z samorządowcami, nauczycielami i dyrektorami szkół z powiatów: jeleniogórskiego, bolesławskiego i legnickiego. Tam, (...) w swoim wystąpieniu podkreślała, że nowe rozwiązania w systemie oświaty są przemyślane oraz zaplanowane na wiele lat i nie dotyczą wyłącznie ustroju szkolnego. Stwarza się wrażenie, że samorządowcy cieszą się i akceptują zmianę ustroju szkolnego.
Podobnie postępują wiceministrowie edukacji. Województwo łódzkie odwiedzał Maciej Kopeć - Podsekretarz Stanu w MEN, który podczas spotkań w Wieluniu podkreślał, że reforma wprowadzana będzie stopniowo, a jej założenia w dużym stopniu opierają się na decyzjach podejmowanych przez poszczególne samorządy . Nie kłamał, ale też nie mówił prawdy, że samorządy wcale tej reformy nie chcą. Najlepiej zresztą władzy jest odwiedzać te regiony, w których ma poparcie polityczne, także w samorządach.
Ministerstwo komunikuje jedno, a opozycja drugie. Każdy ma rację?
MEN: "Wprowadzamy zmiany w edukacji oczekiwane przez rodziców, nauczycieli, uczniów, samorządowców. Zmieniamy polską szkołę, bo takie są oczekiwania społeczne. Reforma edukacji wychodzi naprzeciw oczekiwaniom większości Polaków. Przyjęte przez Parlament RP rozwiązania były poprzedzone wielomiesięczną debatą, a następnie konsultacjami społecznymi prowadzonymi w transparentny i przejrzysty sposób, przy odsłoniętej kurtynie".
Samorządowcy zaś kierują swój apel do Prezydenta Andrzeja Dudy. Chyba nie sądzą, że nie podpisze ustawy przyjętej bez jakichkolwiek zmian, które zgłaszała opozycja? Obok treść ich Apelu:
Stanowiska i opinie organizacji samorządowych, społecznych, związków zawodowych odnoszące się do planowanych zmian w systemie oświaty związane z likwidacją gimnazjów i wprowadzeniem 8 letnich szkół podstawowych są dostępne w Internecie.
O tym, że były konsultacje, które nie były konsultacjami, przypominać nie muszę. Wypomną pani minister ów pozór jej następcy, nawet gdyby mieli pochodzić z tego samego pnia partyjnej nomenklatury. Kłamstwo bowiem ma krótkie nogi.
27 grudnia 2016
Studenci szykują się do demonstracji
Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia dowiedziałem się z mediów społecznościowych, że w dn. 25 stycznia 2017 r. zapowiada się wielki, ogólnopolski protest studentów. Udział deklaruje młodzież z co najmniej dwunastu uczelni wyższych w naszym kraju, chociaż - jak można się domyślać - właściwa ich liczba jest niejawna. Mamy przecież ponad 400 szkół wyższych, więc protest zadeklarowanych już dwunastu byłby raczej jedną z wielu demonstracji "kanap(k)owej" opozycji.
Studenci- inicjatorzy tej akcji zawczasu oświadczają, że nie są powiązani z żadną partią polityczną, toteż akt kontestacji ma znamiona społeczno-polityczne. Jak sami twierdzą, zabierają głos jako ci, którzy "zatrudniają" posłów i rządzących.
Powody protestu zostały wyrażone w formie następującego apelu do władz, a może i społeczeństwa:
CHCEMY ŻYĆ W PAŃSTWIE:
1. Którego władza nie zdobywa głosów wyborczych nienawiścią.
2. W którym podstawy zapisów Konstytucji są przestrzegane.
3. W którym programy nauczania szkół średnich i niższych nie są ideologizowane.
4. W którym instytuty badawcze są niezależne.
5. W którym prawo do zgromadzeń jest sprawiedliwe i racjonalne.
6. W którym wszyscy jesteśmy równi wobec prawa, niezależnie od: płci, pochodzenia, wyznania, orientacji, niepełnosprawności czy koloru skóry.
7. W którym możemy decydować o sobie: o swoich ciałach, poglądach i wyznaniach.
8. W którym rząd kieruje się dobrem obywateli, a nie partii rządzącej i jej sprzymierzeńców.
9. W którym w szkołach jest stanowcze odgraniczenie nauki od religii.
10. W którym rząd nie izoluje Polski od Unii Europejskiej i nie ośmiesza nas na arenie międzynarodowej.
Protest studentów jest sprzeciwem - jak piszą - wobec (...) obecnej władzy, łamaniu prawa i Konstytucji. Kiedyś studenci wraz z robotnikami przewrócili system strajkując, okupując uczelnie, nasi rodzice biegali z ulotkami. Po ostatnich wydarzeniach nie możemy milczeć.
Zaczynam żałować, że po łódzkich strajkach, w których uczestniczyłem jako asystent Instytutu Pedagogiki i Psychologii na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Łódzkiego, ówczesny Komitet Strajkowy na Wydziale Filologicznym nie oddał mi pieczątki. Wykonałem ją osobiście w gumce przywiezionej z Czechosłowacji, by utrwalić to wydarzenie w ramach STRAJKOWEJ POCZTY UNIWERSYTECKIEJ. Zachowała się jedynie jej odbitka.
Wielu wówczas strajkujących w gmachu na ul. Uniwersyteckiej 3 w Łodzi posiada tę pieczątkę w swoich indeksach. Pamiętam, że nawet prodziekan Wydziału Fil-Hist. przybiegł do nas, by uzyskać odbitkę. A może chodziło o coś zupełnie innego...?
Może się odnajdzie po tylu latach przy okazji kolejnego protestu. Jak nie, to wykonam nową.
25 grudnia 2016
Odeszła PEDAGOG SERCA, SAMARYTANKA MIŁOŚCI - MARIA ŁOPATKOWA
W dniu dzisiejszym o godz. 4.00 odeszła wyjątkowa postać polskiej pedagogiki - dr MARIA ŁOPATKOWA. W tym czasie, kiedy jednoczymy się duchowo w radości Świąt Bożego Narodzenia i składamy sobie życzenia odwiedzając swoich Bliskich, rozstała się z nami OSOBA o szczególnym darze pomagania nam wszystkim w dostrzeganiu godności w dziecku jako człowieku.
Jakże symboliczne jest odejście Marii Łopatkowej w Boże Narodzenie a zarazem po zakończeniu się roku 2016 jako roku Miłosierdzia. Któż, jak nie ONA właśnie stał się w środowisku świeckiej pedagogiki postacią autentycznie kochającą i zabiegającą o miłość dla każdego z nas, o to, byśmy byli HOMO AMANS?
Niezależnie od ustroju politycznego naszego państwa, często zmagająca się z oporem, obojętnością osób dorosłych na los krzywdzonego dziecka, pozostawionego, porzuconego, wykorzystywanego, niezrozumianego, lekceważonego, bitego, poniżanego, bezbronnego... doświadczała niezrozumienia, niechęci a nawet wrogości ze strony ortodoksów autorytaryzmu wychowawczego. Jakże to bowiem walczyć o prawo dziecka do szacunku, do godności, do miłości???
Mądre i piękne jest dzieło Jej życia i działalności oraz twórczości pedagogicznej, które zasługuje na najwyższe wyróżnienia i pamięć społeczną. Odejście Pani Marii uświadomi wielu z nas wielką stratę niezłomnej pedagog!
Przypomnę zatem najważniejsze fakty biograficzne: dr Maria Łopatkowa - (ur. 29 stycznia 1927 r. w Braciejowicach, zm. 25.12.2016 r. w Warszawie), pedagog, studiowała w latach 1948-1952 na Uniwersytecie Łódzkim filologię polską, w 1968 r. uzyskała promocję doktorską na Uniwersytecie Warszawskim. Pracowała jako nauczycielka w latach 1947-1969 w szkole podstawowej w Łodzi, w szkole wiejskiej w Modlicy oraz w szkole podstawowej w Ołtarzewie. Prowadziła amatorski zespół teatralny i ognisko przedszkolne.
W latach 1969-1971 była redaktorem naczelnym „Przyjaciela Dziecka”. Uczestniczyła w pracach eksperymentalnego warszawskiego Zespołu Ognisk Wychowawczych. Działacz oświatowy, rzecznik i obrońca praw dziecka w Polsce. Współtworzyła i przewodniczyła pierwszej tego typu w Europie pozarządowej organizacji jaką był Komitet Ochrony Praw Dziecka, działając w jego strukturze w latach 1981-1993. W okresie PRL była posłanką i przewodniczącą Podkomisji Opieki nad Dzieckiem, ekspertem „Solidarności” ds. negocjacji z Ministerstwem Oświaty w 1981 r.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że realnie może pomóc dzieciom tylko jako polityk, stąd powołała do życia w I poł. lat 90. XX w. Partię Dziecka. Była Senatorem, a zarazem przewodniczącą senackiej Komisji Nauki i Edukacji Narodowej w III kadencji Senatu RP w latach 1993-1997. Reprezentowała Polskę w Międzynarodowej Kapitule Orderu Uśmiechu.
Dr Maria Łopatkowa współpracowała z wieloma wyższymi szkołami kształcąc pedagogów. W ostatnich latach była związana z Akademią Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Nie opuściła żadnej inauguracji roku akademickiego. Stała się dla kandydatów do pedagogicznej profesji wzorem osobowym.
Jak mało kto, potrafiła całym sercem i siłą osobistego zaangażowania, na granicy radykalnej ofiarności i bezinteresowności poświęcić się ostatniej mniejszości w świecie, jaką są dzieci. Tworzyła dla dzieci jako autorka kilkunastu książek o tytułach, zakreślających wyraźnie obszar Jej osobistych zmagań i dokonań na rzecz poprawy sytuacji dzieci w naszym kraju, a mianowicie:
Niebezpieczne ścieżki ciekawości dziecka (1974);
Co macie na swoją obronę? (1977),
Nowożeńcom na drogę (1979),
Przeciwko sobie (1980),
Jak pracować z dzieckiem i rodziną zagrożoną (1980),
Samotność dziecka (1983),
Podgryzana (1985),
Którędy do ludzi (1987),
Zakaz kochania (1988),
Elementarz wychowania małego dziecka (1988 );
Pedagogika serca (1992);
Dziecko a polityka czyli walka o miłość (2001),
Dziecko i miłość. Jak powstawała pedagogika serca, część I – II (2005).
To Maria Łopatkowa wypracowała nowy nurt myśli i działań opiekuńczo-wychowawczych w światowej pedagogice określany przez Nią mianem PEDAGOGIKA SERCA. Stworzyła neopajdocentryczny nurt myśli we współczesnej pedagogice, który powinien zainteresować każdego pedagoga ze względu na jego głęboko humanistyczny charakter i krytyczny osąd rzeczywistości oświatowej także w naszym kraju.
Dla Łopatkowej każdy człowiek jest tajemnicą i tak naprawdę nie zna do końca samego siebie. Chociaż więc po dzień dzisiejszy nie pomogli nam filozofowie w uzyskaniu jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: "kim jest człowiek?", to ona starała się jednak na kartach tytułowej dla tego nurtu książki odpowiedzieć na pytania: Kim jest człowiek wobec drugiego człowieka i jaki być powinien? Co robić, aby stał się homo amans - człowiekiem miłującym?
W lutym br. natrafiłem na interesujący wywiad z najmłodszym biskupem Polski, mającym wspomagać ordynariusza diecezji łowickiej ks. Wojciechem Osialem, który przyjmując święcenia biskupie 4 lutego br. w bazylice katedralnej w Łowiczu wybrał na swoje zawołanie słowa ze Starego Testamentu „Dominus cor intuetur!”, czyli „Pan patrzy w serce”.
Jak wyjaśniał znaczenie przesłania: Te słowa wybrałem w Roku Miłosierdzia, gdyż chciałem, aby choć w jakiejś części odzwierciedlało ono wielką miłość i wrażliwość Boga do słabego, grzesznego człowieka. Zaglądając do Pisma Świętego, znalazłem właśnie to zdanie. Pan patrzy w serce człowieka i stara się go zrozumieć, nie ocenia go powierzchownie, ale przychodzi z pomocą, przychodzi, aby wyzwolić od zła, od grzechu”
Na Międzynarodowej Konferencji Akademii IGNATIANUM i KUL poświęconej pedagogii miłosierdzia podałem jako przykład polskiego wkładu w jej rozwój właśnie pedagogikę serca Marii Łopatkowej. Poprzednie stulecie miało być wiekiem ludzkich serc, sprzyjającym - jak proponował to Jan Paweł II – budowaniu cywilizacji miłości.
Możemy być zatem dumni z tego, że w naszym kraju M. Łopatkowa rozwijała pedagogikę serca, tę myśl i praktykę, która wzbudza coraz większe zainteresowanie wśród naukowców, humanistów, nauczycieli i kandydatów do tak pięknej profesji. Od wieków bowiem toczą się wojny i spory o miejsce dziecka w społeczeństwie dorosłych, o nadzieję, jaka wyłania się z najwznioślejszych trosk o młode pokolenia, które powinny wraz z wejściem w dorosłość co najmniej zminimalizować, jeśli nie całkiem przerwać, zakres i głębię doświadczanej przez nie przemocy fizycznej, społecznej czy duchowej.
Losy dzieci i dorosłych zawsze są wspólne, nierozłączne, toteż pedagogika nieustannie stawia pytanie o to, co czynić, by nie były one nasycane jednostronną czy wzajemną agresją, wyzyskiem, deprecjonowaniem ludzkiej godności? Jak budować solidarność ludzkich sumień, by na przekór złu, tworzyć podstawy pod konieczną dla istnienia ludzkości cywilizację biofilnego życia?
Pani Maria Łopatkowa należy niewątpliwie do grona najwybitniejszych kontynuatorów pedagogicznej spuścizny Janusza Korczaka, przyznając się otwarcie do tych korzeni. Jak pisze w jednej ze swoich rozpraw: Myśl o Korczaku z dziećmi w komorze gazowej towarzyszyła mi przez cale życie. Jego przykład i postawa tych wszystkich pedagogów, którzy podczas okupacji narażali się na śmierć ucząc dzieci na tajnych kompletach a nawet w obozach koncentracyjnych jak np. w Ravensbrück, wpłynęła na mój wybór zawodu i marzenia o zespoleniu sił w wychowaniu człowieka dobrego, kochającego ludzi i świat (Dziecko i miłość. Jak powstawała pedagogika serca. Część I, Fundacja Batorego, Warszawa 2005, s. 7).
Optowała za "tak zwanym wychowaniem" rozumianym jako pomoc w rozwoju dziecka, kiedy stwierdza w kolejnej ze swoich rozpraw: Wolność, jako niezbędny warunek szczęścia, powinna być głównym atrybutem dzieciństwa. Tylko w warunkach wolności i swobody można poznać indywidualne cechy wychowanka i pomagać mu je rozwijać. Granice wolności, których nie wolno przekroczyć, to ewidentne narażenie dobra własnego i cudzego. Lecz źle pojęta, przesadna troska o dobro dziecka, nie pozwalająca nawet na ryzyko stłuczenia sobie kolana, nie jest już dobrem, lecz krzywdą. Poczucie szczęścia znaleźć można wśród niebezpieczeństw i trudów obliczonych na stosowną do wieku miarę, nie znajdzie się go natomiast na drodze całkowicie przez dorosłych uprzątniętej z wszelkich przeszkód i niedogodności (Pedagogika serca, WSiP, Warszawa 1992, s. 10)
Pedagogika serca powinna odegrać w świecie nasilającej się przemocy, mowy nienawiści, terroryzmu znaczącą rolę jako pedagogia profilaktyki wychowawczej sprzyjając tworzeniu warunków, w których nasi wychowankowie będą skłonni odsłonić wychowawcom ważną część własnej tajemnicy i otworzą się na ich wpływy. Miłość wychowująca - jak pisze ks. Marek Dziewiecki - okazuje się bowiem najskuteczniejszą formą profilaktyki w każdej dziedzinie życia. To właśnie miłość najskuteczniej chroni ludzką wolność i ludzką mądrość. To właśnie miłość najlepiej zapobiega alkoholizmowi, narkomanii, agresywności, przestępczości, wyuzdaniu i rozpaczy.
Wiele zła uczyniono i czyni się na świecie posługując się dobrem dziecka. Zabraknie Tej, która była sumieniem nas wszystkich , a zarazem przez swoją wyjątkową aktywność - samarytanką miłości.
Chciała nadążać za nowymi mediami, by komunikować swoje myśli i dokonania w blogu. Teraz będzie go "pisać" w innym miejscu, a my stajemy przed zobowiązaniem do kontynuowania dzieła wielkiego formatu.
W Facebooku żegnają M. Łopatkową:
Subskrybuj:
Posty (Atom)