15 marca 2016
W Olsztynie aż huczy, a wokół Uniwersytetu Warmińsko - Mazurskiego tylko cisza wyborcza
Nie w każdej uczelni publicznej wybory stają się przedmiotem skargi do ministra nauki i szkolnictwa wyższego, zanim te zostaną w ogóle rozstrzygnięte. Tak się jednak dzieje w "moim" Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Podobno została zmieniona ordynacja wyborcza jako załącznik do statutu uczelni (Uchwała Nr 706 Senatu Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie z dnia 24 kwietnia 2015 roku) w taki sposób, że o tym, kto ma de facto rozstrzygać o wyborze rektora zadecydował Senat w składzie, który nie odpowiada właściwej strukturze elektorskiej. Został bowiem powołany przez Senat kończącej się kadencji.
Nie wiedziałem, o co tu chodzi, więc próbowałem odnaleźć właściwe dokumenty w BIP-ie UWM. Pracowników tego Uniwersytetu trudno jest o cokolwiek zapytać, gdyż albo boją się mówić, albo sami nie wiedzą, o co tu chodzi. Kiedy jednak usiłowałem znaleźć kontrowersyjne dokumenty, otwierały się różne teksty, w tym także nieaktualne.
Z tego, co mi wiadomo, to zmieniono zasady wyboru rektora na nową kadencję, a to w taki sposób, że zmieniono grono elektorów. Obecny Senat UWM sam sobie nadał takie uprawnienia, chociaż był wybierany cztery lata temu. W ciągu ostatnich trzech tygodni uzupełniano jego skład jeszcze na obecną kadencję, bo wygasły mandaty trzem senatorom. Pojawia się zatem pytanie, jaka jest wiarygodność podejmowanych wcześniej uchwał?
Obecnie skład elektorów jest następujący: 78 - to członkowie senatu kadencji 2012 - 2016, 42 - to obecnie wybrani elektorzy na poszczególnych wydziałach oraz w środowisku studenckim. Tylko ci w rzeczy samej posiadają status elektorów w ramach wyborów rektora w tym roku. Sporo jest na ten temat informacji na portalu "Debata", o którym pracownicy mówią, że jest jedynym źródłem ujawniania wątpliwych czy niezrozumiałych dla pracowników naukowych decyzji obecnych władz UWM.
Ktoś napisał skargę do byłej minister nauki i szkolnictwa wyższego prof. dr. hab. Leny Kolarskiej-Bobińskiej, ale ta nie odpowiedziała na anonim. Natomiast przypomniał sobie o nim Departament Szkolnictwa Wyższego i Kontroli, który zwrócił uwagę ministrowi na nieprawidłowości w przeprowadzeniu wyborów rektora w UWM.
Zareagował na to obecny wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin pisząc list do JM Rektora UWM w Olsztynie - prof. dr. hab. Ryszarda Góreckiego (b. senatora PO). Pismo pana ministra trafiło pocztą elektroniczną do wszystkich członków senatu oraz komisji wyborczej, a dalej już zostało opublikowane na łamach elektronicznej gazety "Debata".
Zdaniem Adama Sochy - autora tekstu na temat tej sytuacji - "Na 600 profesorów i doktorów habilitowanych i 1500 doktorów nie znalazł się nikt odważny, by stanąć w szranki z urzędującym rektorem i przedstawić swoją wizję olsztyńskiej universitas. Jedyne, na co odważyła się jakaś grupa pracowników, to wysłanie anonimowej skargi do ministra nauki i szkolnictwa wyższego na uchwałę Senatu UWM praktycznie uniemożliwiającą przeprowadzenie demokratycznych wyborów rektora".
Może po prostu nikomu nie chce się podejmować ryzyka zarządzania tak wielką uczelnią w sytuacji, gdyż prof. R. Górecki był już przez trzy kadencje rektorem, a więc ma doświadczenie w tym zakresie?
Z listu min. J. Gowina wynika, że jeśli obecny rektor i zarazem jedyny kandydat do jednoosobowego organu władzy wykonawczej nie dokona zmiany w prawie wyborczym, może to zakończyć się konfliktem z centrum władzy, która nie godzi się na takie rozwiązanie. Jak pisze min. J. Gowin - wybory odbywają się z naruszeniem prawa, co prowadzi "(...) wprost do finału narażającego dobre imię uczelni i etos nauczycielski".
14 marca 2016
Co gach, to zamach
W 1980 r. przyszła na świat w kraju Lecha EDUKACJA, zrodzona z matki Polki i homo sovieticusa. Początkowo miała się dobrze, pomimo tego, że niemalże wszystko miała na kartki - pieluchy, szampon Bebiko, ser żółty, kakao, mleko, cukier a nawet wyroby czekoladopodobne. Nic dziwnego, że musiała od czasu do czasu żywić się szczawiem i mirabelkami. Na szczęście jej ojciec, zawodowy listonosz zakochał się w młodej SOLIDARNOŚCI.
EDUKACJA przeżywała jego zdrady, ale nie miała świadomości, że on rozstał się z jej matką-POlką i przy okrągłym stole uzgodnił podział majątku. Przez wiele lat żyła w ułudzie, że wszystko jest w porządku. Dobrze, że chociaż nadano jej numer PSL, dzięki któremu jej posag został właściwie zabezpieczony. Ona jednak tęskniła za swoim prawdziwym ojcem.
Z biegiem lat EDUKACJA przechodziła najróżniejsze kryzysy rozwojowe. MEN jej matki zmieniał się kilkanaście razy, a każdy następny był bardziej agresywny zadając jej cios z lewej czy z prawej strony. Każdy kolejny MEN miał inne wykształcenie - historyk, astronom, prawnik, elektrotechnik, marksistowski socjolog, matematyk, fizyk, filozof i dziennikarz. EDUKACJA już nie wiedziała, jak się zachowywać.
Na co jeden MEN pozwalał, drugi jej tego zabraniał, co kolejny skracał, następny wydłużał, gdy jeden był skąpy, to następny rozrzutny. Każdy miał inne oczekiwania wobec EDUKACJI - kiedy jeden MEN wprowadził religię do szkoły, to następny tego zabraniał, a nawet zachęcał do świeckości. Był też taki genderowiec, który postanowił kształcić ją seksualnie, ale już kolejny MEN potraktował tę sferę jako tabu.
Właściwie prawie każdy MEN-ski ojczym EDUKACJI czynił wszystko, by jej nowy dom miał centralne (u)rządzenie. EDUKACJA żyła jednak nadzieją, że jej naturalny ojciec wróci do matki i znowu będą RAZEM. Niestety, mamie podobała się NOWOCZESNA forma związków partnerskich, niezobowiązujących.
Przez ostatnich 27 lat, wciąż młoda, o niezwykłej urodzie EDUKACJA, wzrastała i żyła w (s)pokoju, w poczuciu zakłócanej zmianami szczęśliwości. Zmianie ulegały przecież treści, struktury i jej własny ustrój. Jej troską było głównie wyrównywanie szans edukacyjnych, o czym miały świadczyć wytwarzane co kilka lat PISA-nki.
PO pewnym czasie złe duchy, diabły i potwory sprawiły, że EDUKACJA zaczęła zapadać na zdrowiu psychofizycznym. Zdaniem s(pis)kowców jej kondycja była coraz gorsza, gdyż stawała się z każdym MEN-em jej matki bardziej agresywna. Nic dziwnego, że zdarzały się jej niewłaściwe zachowania, wkładanie nauczycielowi kosza na głowę, wzorowanie się na teletubisiach czy próby popełnienia samobójstwa.
POdobno znowu jakiś zamachowiec spiskuje przeciwko niej, by dokonać skutecznego zamachu. Ten niebezpieczny osobnik ośmielił się zaatakować EDUKACJĘ wykorzystując swoje wyborcze zwycięstwo! EDUKACJA zaś, jak to kobieta, nie potrafi bronić się przed kolejnym MEN-em, gdyż jest mało asertywna, nieuzbrojona, bezbronna, submisyjna, zaś spiskowiec jest uzbrojony po zęby. Bezwzględnie atakuje EDUKACJĘ, by ta uległa jego nowym (po)żądaniom.
Zbliża się wiosna, a więc pora roku, wraz z którą rodzi się nadzieja na nowe. Może zdarzyć się tak, że matka znowu zakocha się w kimś innym, w jakimś rycerskim MEN-ie, który sprawdził się na polu kilkunastu bitew wojewódzkich. Te ponoć są prowadzone pod sztandarem "Zamach na edukację. Stop!" EDUKACJA przyzwyczaiła się, że co gach, to zamach.
12 marca 2016
Berliński szczyt o nauczycielstwie
Po co minister edukacji pojechała do Berlina na "Szczyt o zawodzie nauczyciela"? Na to pytanie obywatele nie znajdą odpowiedzi w publicznie dostępnych źródłach. Politycy uwielbiają określenia na wspólne bankiety i ukryte przed społeczeństwem ustalenia mianem SZCZYTU. Tymczasem szczytem jest brak informacji na ich temat. Na stronie MEN czytamy:
Minister Edukacji Narodowej Anna Zalewska wzięła udział w szczycie poświęconym zawodowi nauczyciela w Berlinie.
Dwudniowy szczyt (International Summit on the Teaching Profession/ISTP) zorganizowały: Stała Konferencja Ministrów Edukacji i Kultury Republiki Federalnej Niemiec (KMK), Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) oraz tzw.„Międzynarodówka Nauczycielska” (Education International – EI) – ogólnoświatowa organizacja zrzeszająca związki zawodowe pracowników sektora edukacji i nauki.
Tematem przewodnim berlińskiego spotkania było uczenie się nauczycieli w kontekście ich rozwoju zawodowego oraz tworzenie warunków do zapewnienia wysokiej jakości nauczania oraz najlepszych efektów uczenia się. Ideę przewodnią spotkań „na szczycie” jest stworzenie płaszczyzny debaty ministrów edukacji oraz przedstawicieli nauczycielskich związków zawodowych na temat zawodu nauczyciela."
Ciekaw jestem, jak ta płaszczyzna debaty była stworzona i co z niej wynika dla polskiego szkolnictwa, a raczej dla polskich nauczycieli? Czy przy kolacji z ośmiorniczkami udało się pani minister dogadać z szefem Związku Nauczycielstwa Polskiego na temat tego, jak dalej manipulować naszym środowiskiem, by czegoś je pozbawić, a coś mu dodać, czy może ustalano przy deserze warunki nowelizacji ustawy Karta Nauczyciela? Czy do tego był potrzebny wyjazd do Berlina? Czy pani Anna Zalewska zabrała na Szczycie głos, a jeśli tak, to w jakiej sprawie? A może ktoś jej nie dopuścił do głosu?
To ciekawe, że ministrowie edukacji uwielbiają jeździć na zagraniczne SZCZYTY, natomiast pomijają krajowe. Zresztą, kto im takowy zorganizuje, skoro i tak władza nie przyjedzie? Wznoszenie na światowe szczyty nic nie znaczących konferencji ministrów zaczęło się w Nowym Jorku w 2011 r., a więc od kadencji Katarzyny Hall, a w 2012 r. miało ponownie miejsce w Nowym Jorku - chyba tylko po to, by miała okazję odwiedzić to miasto Krystyna Szumilas lub jeden z jej zastępców. Natomiast w 2013 r. ów SZCZYT odbył się w Amsterdamie. Zapewne rozważano tam kwestie (de-)legalizacji marihuany (?). Natomiast Joanna Kluzik-Rostkowska lub jeden z jej zastępców mogła polecieć do Wellington w Nowej Zelandii w 2014, a w rok później do Banff w Kanadzie.
Ubiegłoroczny Szczyt, który miał miejsce w kraju pachnącym żywicą, dotyczył zagadnienia: Schools for 21st-Century Learners: Strong Leaders, Confident Teachers, Innovative Approaches.
Annie Zalewskiej przypadła w tym roku na debatę stolica Niemiec. Chyba ze względu na potrzebę przypomnienia przedstawicielom związków zawodowych z różnych stron świata naszego udziału w obaleniu berlińskiego muru. Szkoda, że taki pobyt i treść konferencji otacza mur milczenia.
11 marca 2016
Zmarła andragog prof. Eugenia Anna Wesołowska
Polska pedagogika straciła Profesor, która przez pół wieku była filarem toruńskiej szkoły naukowej andragogiki. W dn.8 marca br. zmarła bowiem emerytowana już em. prof. Wydziału Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, b. kierownik Zakładu Edukacji Ustawicznej i Pedagogiki Porównawczej - Eugenia Anna Wesołowska.
W ostatnich latach prof. E. Wesołowska zatrudniona była w dwóch wyższych szkołach niepublicznych. Najdłużej - w okresie emerytalnym - pracowała w Wyższej Szkole im. Pawła Włodkowica w Płocku, gdzie pełniła funkcję prorektora, prodziekana i kierownika katedry. Ostatnim miejscem jej zatrudnienia była Koszalińska Wyższa Szkoła Nauk Humanistycznych.
portal "pedagogika pracy" odnotowuje w krótkim biogramie:
WESOŁOWSKA Eugenia Anna, ur. 8.11.1929 roku w Wereszczynie. W 1977 r. obroniła pracę doktorską i pracowała w Instytucie Programów Szkolnych w Warszawie jako sekretarz naukowy, a w latach 1981–1990 kierowała Zakładem Kształcenia Dorosłych tego Instytutu. Następnie podjęła pracę na Wydziale Humanistycznym w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W 1991 r. otrzymała stopień naukowy doktora habilitowanego, zaś tytuł naukowy profesora otrzymała w 1996 roku.
Profesor Anna Wesołowska jest współtwórczynią kwartalnika "Edukacja Dorosłych", a także pierwszej w Polsce serii wydawniczej "Biblioteka Edukacji Dorosłych". W swoich publikacjach podejmowała zagadnienia obejmujące nie tylko edukację dorosłych, ale także pedeutologię, dydaktykę, pedagogikę pokoju i pedagogikę porównawczą.
Do najważniejszych rozpraw tej Autorki zalicza się:
* Problemy dydaktyczne i wychowawcze w szkołach dla pracujących (Warszawa 1985);
* Uczestnicy procesu dydaktycznego (Toruń 1994);
* Społeczeństwo ludzi wykształconych? – społeczne uwarunkowania edukacji (przekł. i oprac., Warszawa 1997);
* Edukacja dorosłych w erze globalizmu - materiały IV Zjazdu PTP Sekcja II (red. nauk., Płock 2002).
Panią Profesor poznałem w Łodzi w 1993 r. na Międzynarodowej Konferencji "Edukacja dorosłych w sytuacji przemian na tle porównawczym", którą zorganizowała na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego prof. dr hab. Olga Czerniawska. Na ponad dziesięć lat przed integracją Polski z Unią Europejską toruńska andragog przedstawiała zadania, jakie wówczas stały przed oświatowcami i badaczami, a mianowicie:
1. prowadzenie interdyscyplinarnych badań stanu świadomości społecznej, wiedzy o dokonujących się przemianach i warunkach życia, które kształtują autentyczne potrzeby edukacyjne, obejmując nimi różne środowiska populacji ludzi dorosłych, bez względu na wiek, miejsce życia czy inne uwarunkowania. (...)
2. Edukacja dorosłych - jej treści , formy organizacyjne i metody pracy musi być (zwłaszcza w Europie Środkowo-Wschodniej) ściśle związana z życiem społeczeństwa, z jego autentycznymi potrzebami , z rozwijającymi się procesami ekonomicznymi i społecznymi, z systemem politycznym, z lokalnymi warunkami czy specyfiką regionów. (...)
3. Wraz z rozwojem i zachodzącymi przemianami w otaczającym świecie edukacja dorosłych winna wprowadzać nowe treści kierunki kształcenia , modernizować proces dydaktyczny. (...)
4. Poszukiwanie optymalnych rozwiązań organizacyjnych i metodycznych w edukacji dorosłych , tworzenia nowych struktur kształcenia , krótszych, obliczonych na różnych uczestników procesów edukacyjnych, nastawionych na indywidualne sterowanie swoją nauką przez uczących się , odejście od formuły encyklopedyzmu w nauce, opartej głównie na metodach pamięciowych, na rzecz indywidualnych poszukiwań i wyborów (...);
5. Stworzenie - nieistniejącego np. w Polsce - systemu informacji służącej kształceniu dorosłych, jako podstawowego elementu warunkującego edukację. (...). (Edukacja dorosłych a problemy integracji Europy, s. 170-171)
Upłynęły 23 lata od ukazania się tego tekstu, a ówczesne problemy edukacji dorosłych nadal są aktualne. Prof. Eugenia Wesołowska prowadziła niezwykle interesujące badania biograficzne w paradygmacie badań jakościowych i ilościowych. Dla mnie fascynująca była Jej analiza badań pięciu pokoleń na przykładzie jednej rodziny w Polsce. Przedstawiła ją w czasie kolejnej z międzynarodowych konferencji andragogicznych w Łodzi, która miała miejsce w Łodzi pod koniec września w 2000 r. na UŁ. Ówczesna debata poświęcona była drogom edukacyjnym i ich biograficznym wymiarom.
Ten pasjonujący poznawczo problem wymagał zbadania i sporządzenia biogramów 439 osób reprezentujących pięć generacji, począwszy od urodzonych w latach 1849-1873 poprzez grupy urodzonych w latach: 1875-1897; 1903-1926; 1926-1956 po urodzonych w latach 1957-1975.
Z tak pieczołowicie prowadzonych badań wynikało, że polska rodzina okazała się na przestrzeni dziejów: liczna, robotniczo-chłopska, przemieszczająca się ze wsi do miasta, pracująca głównie w zawodach wymagających pracy fizycznej, podejmująca się kursowego doskonalenia zawodowego, podwyższającą swoje wykształcenie z pokolenia na pokolenie, o malejącej dzietności w kolejnych generacjach, gdzie podstawowym źródłem utrzymania była w najstarszych pokoleniach praca na roli, a w młodszych - pomoc finansowa rodziców oraz gdzie osiągane sukcesy i klęski dotyczyły najbliższej rodziny. (Drogi edukacyjne pięciu pokoleń - na przykładzie jednej rodziny w Polsce, w: "Drogi edukacyjne i ich biograficzny wymiar", red. E. Dubas. O. Czerniawska, Warszawa: 2002, s. 123)
Z okazji 50-lecia pracy pedagogicznej i naukowej akademicy z całego kraju spotkali się na Wydziale Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu, by przekazać Profesor tom studiów pt. "Andragogiczne wątki, poszukiwania, fascynacje" pod red. Ewy Przybylskiej - pierwszej wypromowanej przez Profesor doktor, która oczekuje już tylko na nominację profesorską.
To tylko dowód na to, jak wielkim cieszyła się szacunkiem, uznaniem oraz jak znakomicie potrafiła wspierać młodych naukowców w ich drodze do akademickiego awansu. Każdy, kto zajmuje się andragogiką, powinien zajrzeć do rozpraw prof. Eugenii Wesołowskiej, które zostały wykazane w powyższym tomie.
Pogrzeb odbędzie się 14 marca o godz. 15.30 na Cmentarzu Północnym w Warszawie. Polscy andragodzy łączą się w bólu z rodziną i bliskimi zmarłej Profesor.
10 marca 2016
Nie bądźmy głusi i ślepi na trudy codziennego świata życia ludzi głuchoślepych
Jakże piękny Jubileusz czeka Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomych w październiku 2016 r. Jego Przewodniczący Grzegorz Kozłowski wspomina w ostatnim numerze Magazynu TPG "Dłonie i Słowo" (2015 nr 6) jakże trudne okoliczności powołania do życia społeczności osób głuchoniewidomych, która do 1991 r. działała w strukturze Polskiego Związku Niewidomych.
Pragnęli stworzyć odrębne stowarzyszenie, skoncentrowane na potrzebie wspierania osób z jednoczesnym uszkodzeniem wzroku i słuchu, by nie tylko one mogły realizować swoje marzenia, zaspokajać jakże specyficzne potrzeby, ale także by możliwe było dostrzeżenie głuchoślepych osób przez pozostałą część społeczeństwa i tych instytucji rządowych oraz pozarządowych, które mogłyby wspierać żyjących w tak egzystencjalnie trudnych dla nich warunkach.
Nie chcieli pozostać na marginesie społecznego życia, bo tak samo jak wszyscy Polacy pierwszych lat transformacji chcieli włączyć do budowania społeczeństwa otwartego, demokratycznego, tolerancyjnego i inkluzyjnego. Jak pisze Prezes PTG:
"Zaczynaliśmy niemal od zera. Byłą wśród nas garstka specjalistów, którzy pracowali z osobami głuchoniewidomymi podczas turnusów organizowanych raz w roku. Z czasem zaczęły powstawać pierwsze kluby głuchoniewidomych, podjęte zostały działania na rzecz dzieci i ich rodziców, dzięki organizowanym przez nas szkoleniom przybywało specjalistów, pojawili się tłumacze-przewodnicy, rozszerzała się grupa osób głuchoniewidomych uzyskujących od nas konkretne wsparcie. Jak to w życiu - chwile radosne przeplatały się z trudnymi, a nawet bardzo trudnymi. Ale dzięki wspaniałym ludziom, którzy ofiarowali osobom głuchoniewidomym i TPG swoje serca, kompetencje i zaangażowanie, udało nam się przejść przez najtrudniejsze doświadczenia, kontynuując działalność.
Są wśród tych niepełnosprawnych osób różnej kategorii twórcy - poeci, pisarze, ale i blogerzy, dorastający do dorosłego życia, którzy używają do wzajemnej komunikacji różnych serwisów społecznościowych. Niestety, i oni spotykają się w tej przestrzeni z szykanowaniem, bowiem - jak pisze jedna z niepełnosprawnych blogerek - Anna Tokarska: "Nie wszyscy potrafią być asertywni, czyli nie wszyscy umieją otwarcie wyrażać swoje myśli, uczucia i przekonania, nie lekceważąc przy tym uczuć i poglądów innych." Nie rańmy tych osób tak głęboko przecież dotkniętych przez los.
Czasami młodzi ludzie poszukują sensu dla własnego życia, które upływa im między palcami, a przecież mogliby stać się życzliwym, nawet doraźnym wsparciem dla niepełnosprawnych osób. Rozejrzyjmy się, czy nie ma w naszym mieście ludzi o szczególnej wrażliwości i empatii, poszukujących przyjaznej dłoni, osobistego kontaktu, możliwości doznawania świata dostępnymi im zmysłami w poczuciu pełnego bezpieczeństwa.
Jedna z głuchoniewidomych pań relacjonuje w powyższym Magazynie swoją pasję, jaką stały się samodzielne wyprawy w Tatry. Teraz dzieli się doświadczeniem i wskazówkami z innymi osobami niepełnosprawnymi na temat tego, jak przygotować się do takiej wyprawy, jak się ubrać, co włożyć do plecaka i jak zapewnić sobie bezpieczeństwo.
Niepełnosprawna poetka Krystyna Łagowska opublikowała w jednym ze swoich tomików - wydanych przez Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomym - wiersz pt. "Płomień", który dedykowany jest Janowi Pawłowi II. Zacytuję tu chociaż jego fragment, który przepięknie oddaje wspólnotę ludzkich serc:
"Od jednej świecy płomienia
Świec można zapalić tysiące
Rozgrzać miliony serc
Rozjaśnić nowe horyzonty
(...) "
(K. Łagowska, Z potrzeby serca, Warszawa 2013, s. 8)
Nie wszyscy korzystają z prawa do uwzględnienia w rozliczeniu roku podatkowego możliwego odpisu w wysokości 1% na organizację pozarządową. Tymczasem i w ten sposób możemy okazać wsparcie głuchoniewidomym, pomóc im dzieląc się tym odpisem, by mogli dalej przywracać wiarę i odkrywać na nowo piękno codziennego życia tych, którzy mają uszkodzony jednocześnie wzrok i słuch.
Nr konta Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomych: 60 1560 0013 2365 5015 3000 0007
Polskie Towarzystwo Głuchoniewidomych jako organizacja pożytku publicznego prowadzi też akcję: "Nie widzę problemu, nie słyszę sprzeciwu", w ramach której pozyskuje środki na udzielanie realnej pomocy osobom niepełnosprawnym. Jak piszą na swojej stronie:
Pomagamy superbohaterom – bo jak inaczej nazwać osobę niesłyszącą i niewidzącą, która nie patrząc na przeciwności robi fantastyczne rzeczy? Jednak każdy superbohater potrzebuje pomocnika, kogoś kto zadba o zaplecze i narzędzia dla swojego przyjaciela. Nie byłoby sprawiedliwości w Gotham City, gdyby Batman nie mógł liczyć na Alfreda i Robina, a Frodo Baggins nie dotarłby do Mordoru, gdyby nie pomoc oddanego Sama Gamgee. Jesteśmy po to by wspierać osoby głuchoniewidome w przełamywaniu barier, pokonywaniu przeciwności i realizowaniu się na każdym polu – czy to zawodowym, czy też prywatnym."
Jeśli możecie, okażcie wsparcie i pomoc dla osób głuchoniewidomych. Czasami tak niewiele może uczynić bardzo wiele.
07 marca 2016
Także Słowacy nie chcą już działalności na ich terenie BIURA TURYSTYKI HABILITACYJNEJ "DOCENT"
Słowackie media już poinformowały, że została przyjęta przez rząd Republiki Słowacji zmiana w dotychczasowej umowie bilateralnej o wzajemnej uznawalności dyplomów stopni naukowych docenta i profesora, po które Polacy jeździli od 2005 roku na Słowację.
Liderem dyplomowania okazał się Katolicki Uniwersytet w Rużomberku, a wraz z pozbawianiem jego wydziałów przez Słowacką Komisję Akredytacyjną uprawnień do nadawania tytułów naukowo-pedagogicznych m.in. z pedagogiki i z pracy socjalnej (ze względu m.in. na mające tam miejsce matactwa, fałszowanie dokumentów, niezgodne z prawem pobieranie dodatkowych opłat itp., co potwierdził także w swojej kontroli b. Rektor KU ks. prof. T. Zasępa, ale i prokuratura i Komisja Episkopatu Słowacji) rolę promowania naszych akademików przejęły inne uniwersytety, w tym także wyższe szkoły prywatne.
Jak wynika z przekładu dokumentu, który został przedstawiony na posiedzeniu rządu Ministerstwa Szkolnictwa, Nauki, Badań i Sportu Republiki Słowackiej zatwierdzono propozycję zawarcia Umowy pomiędzy rządem Republiki Słowackiej a rządem Rzeczypospolitej Polskiej, którą się zmienia i uzupełnia. Nasze Ministerstwo potwierdza, że umowa została zatwierdzona przez oba rządy i w najbliższych dniach zostanie podpisana. Zmiana wejdzie w życie z dniem podpisania tej nowelizacji, nie pozbawiając ważności stopni i tytułów naukowych dotychczasowych ich posiadaczy.
Oto treść słowackiej wersji inicjatywy w tym zakresie:
Umowa zawarta pomiędzy rządem Republiki Słowackiej a rządem Rzeczypospolitej Polskiej o wzajemnym uznawaniu części studiów i równoważności dokumentów potwierdzających uzyskane stopnie naukowe, godności i tytuły otrzymane w Republice Słowackiej i Rzeczypospolitej Polskiej, podpisana w Warszawie 18 lipca 2005 roku.
Bilateralna umowa o wzajemnym uznawaniu części studiów i równoważności dokumentów potwierdzających uzyskane stopnie naukowe, godności i tytuły otrzymane w Republice Słowackiej i Rzeczypospolitej Polskiej, podpisana w Warszawie 18 lipca 2005 roku, nawiązuje do wzajemnych stosunków społeczno–kulturalnych pomiędzy Republiką Słowacką a Rzeczpospolitą Polską. Republika Słowacka posiada bogate i bardzo dobre doświadczenia w realizowaniu umowy o wzajemnym uznawaniu dokumentów potwierdzających zdobyte wykształcenie z Rzeczpospolitą Polską, która była opublikowana w Zbiorze Ustaw pod nr. 3/2006 Z.z.
Ze względu na to, że obecnie obowiązująca umowa była podpisana w 2005 roku, nie w pełni odpowiada ona zmianom, jakie się dokonały na poziomie szkolnictwa średniego i wyższego, oraz na inne sytuacje, które nie pozwalają na efektywne jej stosowanie. Przedmiotem zmian w niniejszej umowie jest zawężenie obszaru jej obowiązywania z uwzględnieniem wyłączenia explicite uznawania dokumentów o uzyskanym wykształceniu lub specjalistycznych kwalifikacjach dla potrzeb wykonywania regulowanych profesji.
Z tego powodu wyłącza się z umowy uznanie tytułów naukowo–pedagogicznych, ponieważ na terenie Słowacji wykonywanie profesji nauczyciela akademickiego na stanowisku docenta i profesora jest profesją regulowaną. Z tego też powodu przy uznawaniu kwalifikacji nie postępowano zgodnie z umową bilateralną. Przy uznaniu kwalifikacji zawodowej nauczyciela akademickiego w Republice Słowackiej Ministerstwo Szkolnictwa, Nauki, Badań i Sportu Republiki Słowackiej - jako właściwy organ według ustawy nr. 422/2015 Z.z. określający warunki uznawalności dokumentów o uzyskanym wykształceniu i kwalifikacjach zawodowych oraz o zmianie i uzupełnieniu niektórych przepisów - uczyniono punktem wyjścia minimalne wymagania kwalifikacyjne, które są ustanowione dla nauczycieli akademickich w Republice Słowackiej.
Wykonywanie zawodu nauczyciela akademickiego w Rzeczypospolitej Polskiej nie jest profesją regulowaną, dlatego kwalifikacje zawodowe nie są w Rzeczypospolitej Polskiej wymagane. O ich uznaniu decyduje pracodawca danego specjalisty.
Propozycja niniejszej umowy jest w zgodzie z interesami polityki zagranicznej Republiki Słowackiej. Została opracowana zgodnie z porządkiem prawnym Republiki Słowackiej i powszechnymi zasadami prawa międzynarodowego, jak również ze zobowiązaniami Republiki Słowackiej wypływającymi z innych dokumentów międzynarodowych. (źródło przekładu: Číslo materiálu:UV-9472/2016 Rezort: MŠVVaŠ SR, Rezortné číslo:2016-8489/1219:1-15CO. Materál: Schválený Č. uznesenia:68/2016).
Ten stan rzeczy potwierdziła już prasa słowacka. Na łamach gazety "Pravda" ukazał się artykuł pt. S Poliakmi si už nebudeme uznávať tituly docent a profesor" - Z Polakami nie będziemy już uznawać tytułu docenta i profesora". Autor artykułu Ivan Majerský wskazuje na odmienne regulacje prawne w obu państwach, które były przez niektórych Polaków nadużywane. Jak pisze: "Do zmiany umowy doszło pół roku po tym, jak polskie media ujawniły przypadki kupowania profesur czy docentur na Słowacji".
Prasa polska i słowacka od 2008 r. alarmowały o turystyce habilitacyjnej Polaków. Zaniepokoiło to także Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów w Warszawie. W istocie to był główny powód doprowadzenia do zmiany treści umowy.
Ministerstwo Republiki Słowacji potwierdza, że będą wzajemnie uznawane jedynie dyplomy w zakresie wykształcenia powszechnego i studiów I, II oraz III stopnia, a więc włącznie z doktoratami.
Na tym kończy się okres dziesięcioletniego nadużywania przez niektórych Polaków luki prawnej, celowo zresztą stworzonej przez lobbystów (swoistego rodzaju biuro turystyki habilitacyjnej), by można było habilitować "swoich" krewnych i znajomych oraz osadzić ich w polskich szkołach wyższych na intratnych stanowiskach w naszym środowisku akademickim. Przywołany w artykule "Pravdy" Filozofickej fakulty Univerzity Komenského w Bratysławie Martin Slobodník uważa, że to ograniczenie jest racjonalne. Przynajmniej ze względu na podejrzane praktyki przyznawania niektórych tytułów. Przykłady takich nieuczciwych docentów i profesorów rzucały przecież złe światło na wszystkie nasze uniwersytety".
Co ciekawe, ani generał słowacki ani nominowany przez Prezydenta Słowackiej Republiki sędzia nie mają prawa wykonywania swojego zawodu w Polsce. Nominowani zaś przez tego prezydenta profesorowie mogą takie zadania spełniać. Jest to kuriozalne, ale prawdziwe osiągnięcie III RP, na które wielokrotnie zwracała uwagę m.in. prof. Maria Czerepaniak-Walczak z Uniwersytetu Szczecińskiego jako wiceprzewodnicząca Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Niestety, tak władze naszego resortu jak i były prezydent powoływali się na powyższe porozumienie osłaniając powyższą praktykę.
Jaka szkoda, że niektórzy Polacy potrafią zniszczyć poza granicami kraju wizerunek naukowca, polskiej nauki wykorzystując luki i nieprecyzyjność prawa na rzecz kupowania czegoś, co im nie przysługuje. Możemy przeczytać na forum gazety "Pravda" także żal, że znaleźli się na Słowacji naukowcy, którzy współdziałali z Polakami w tym interesie. To było i okrywa się hańbą w obu krajach.
Oto jedna z wypowiedzi słowackiego czytelnika:
"Poliaci sa už nemohli dívať na to ako sa na Katolíckej univerzite udeľujú tituly, stačí odrecitovať základné modlitby každý deň a mať dostatočný finančný obnos. Tak nestrkajme hlavu do piesku, Katolícka univerzita, a žiaľ nielen ona, je hanbou nášho vysokého školstva" co w tłumaczeniu brzmi: "Polacy już nie mogli patrzeć, jak przyznaje się tytuły na Katolickim Uniwersytecie, że wystarczy wyrecytować codziennie modlitwę i mieć wystarczające środki finansowe. Tak więc, nie chowajmy głowy w piasek. Katolicki Uniwersytet, a szkoda, że nie tylko on, jest hańbą naszego szkolnictwa wyższego."
Jak już pisałem wcześniej, a wielokrotnie - także na wniosek komitetów naukowych Polskiej Akademii Nauk - ów proceder dotyczył także niektórych czeskich nauczycieli akademickich, którzy - podobnie jak nasi zabiegali i uzyskiwali na Słowacji docentury oraz profesury. Jak przyznaje słowackie ministerstwo, słowackie tytuły nie są uznawane w renomowanych uniwersytetach czeskich, a zatem widać wyraźnie, że Czesi szybciej i skuteczniej poradzili sobie z tym zjawiskiem. U nas jest wprost odwrotnie.
Im więcej szkół wyższych - państwowych i prywatnych, im bardziej naruszający etykę niektórzy rektorzy czy dziekani także polskich uniwersytetów, tym większa była presja na "import dyplomów", na ich czarny rynek. Wstyd.
Zbliżają się wybory rektorów i dziekanów. Warto kierować się dobrem nauki i rzeczywistą jakością osiągnięć naukowych tych, którzy aspirują do powyższych godności. Mam nadzieję, że idzie "dobra zmiana" w szkolnictwie wyższym.
06 marca 2016
Studiowanie za/na darmo
Czytając internetowe ogłoszenia można dojść do wniosku, że w naszym kraju właściwe wszystko jest za darmo. Wrzucam hasło w wyszukiwarkę i proszę bardzo:
Próbki Za Darmo
Muzyka Za Darmo
Yorki Za Darmo
Rzeczy Za Darmo
E-booki Za Darmo
Słodycze Za Darmo
Kosmetyki Za Darmo
Gry Za Darmo
Gry Do Pobrania Za Darmo
Muzyka Do Pobrania Za Darmo
Podręczniki Za Darmo
Leki Za Darmo
itd., itd.
Nic, tylko żyć za darmo. A jednak, wiele osób ma przeświadczenie, że żyje na darmo, bo nie stać ich na tak kreowane propagandowo (PR-owo) darmowe życie. Ich świat codziennego życia - jeśli zapytać, co w nim jest za darmo - obejmuje choroby za darmo, zmartwienia za darmo, wykluczenie za darmo, ludzką obojętność czy bezinteresowną życzliwość, a więc też za darmo itp. Za resztę muszą płacić, a często nie mają czym.
W Polsce ponoć można studiować za darmo. Kiedy jednak przyjrzymy się obowiązującym regulacjom, to okazuje się, że i w tym procesie nic nie jest za darmo. Szkoły publiczne (tzw. państwowe) miały być za darmo, ale darmowymi nie są. Już przed dostąpieniem zaszczytu bycia przyjętym na wymarzony kierunek studiów okazuje się, że trzeba się zarejestrować i wnieść opłatę rekrutacyjną. Jak ktoś nie zda, to wnosi opłatę za egzamin poprawkowy, a potem rejestracyjną na kolejny semestr lub rok studiów.
Są uczelnie niepubliczne, które pobierają opłaty w ramach czesnego. Ze względu na niż demograficzny zmalały one dość znacznie. Jednak wraz z obniżką opłat za studia kierunkowe właściciele podwyższyli opłaty za studia podyplomowe, kursy i kursidła oraz zwolnili najlepsze kadry, bo kosztowne. Tak więc studiujący mają "za darmo" nauczycieli "gorszego sortu". Wspomogła ten proces b. ministra szkolnictwa wyższego i nauki prof. Barbara Kudrycka obniżając wymogi formalne w zatrudnianiu nauczycieli akademickich do tzw. minimum kadrowego. Mamy więc w wielu szkołach prywatnych i państwowych pracowników doktoropodobnych i profesoropodobnych.
Były prezes Polskiej Akademii Nauk - prof. Michał Kleiber postuluje, by zmiany w uczelniach rozpocząć od wprowadzenia odpłatności jako fundamentalnego czynnika w strategii rozwojowej naszego kraju oraz wyeliminowania niesprawiedliwości społecznej. Na kosztownych - a przecież nieodpłatnych - studiach w uczelniach publicznych studiuje - zdaniem M. Kleibera - młodzież z wielkomiejskich, dobrze sytuowanych rodzin zabierając miejsca aspirującym do wyższego wykształcenia z środowisk wiejskich czy gorzej usytuowanych. To właśnie ci ostatni muszą płacić za swoje studia w szkolnictwie prywatnym, po ukończeniu którego powiększają tylko odsetek bezrobotnych absolwentów. "Wprowadzenie współfinansowania studiów połączone z przemyślanym systemem kredytów i stypendiów wydaje się być u nas nieodzowne (...)(źródło: M. Kleiber, Zmiany na uczelniach? Dziennik Gazeta Prawna 2016 nr 43, s. A15)
Dość demagogiczna to teza, która nie znajduje potwierdzenia w badaniach nauk społecznych. Studia w uczelni publicznej dla osób z uboższych środowisk, ale wymagające dojazdów lub zakwaterowania poza domem nie są już bezpłatne. Edukacyjne życie musi kosztować. Gdyby prof. M. Kleiber poczytał rozprawy socjologów edukacji, to wiedziałby, jakie są rzeczywiste powody korzystania z tzw. nieodpłatnych studiów przez dzieci z rodzin o wysokim kapitale społecznym i kulturowym, w tym także ekonomicznym.
Prowadzę seminarium magisterskie na studiach stacjonarnych, ale z młodzieżą, która nie żyje za darmo, tylko już pracuje. Niektórzy nie chcą żyć i studiować za darmo, ale za to czynią to w wielu przypadkach na darmo. Nie potrafią pogodzić studiowania z własną pracą, gdyż brakuje im w rozkładzie codziennych obowiązków czasu na to, co jest istotne, by zdobyć konieczną do przyszłego zawodu wiedzę i umiejętności. Nie pracują w zawodzie, do którego się kształcą, tylko w zawodzie, z którym po studiach nie będą chcieli mieć nic wspólnego.
W korporacjach zatrudnia się studentów z wszystkich możliwych kierunków, byle byli nieco rozgarnięci, czytali ze zrozumieniem i skutecznie zasugerowali klientom potrzebę zakupienia określonego produktu czy usługi. Przechodzą w firmie krótkie szkolenie psychologiczne w zakresie sztuki manipulowania informacją, klientem itp., by wciskać wszystko, co tylko się da, bez jakiegokolwiek poczucia przyzwoitości, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia, wątpliwości czy poczucia odpowiedzialności za wciągnięcie swojego klienta w pułapkę pożyczki, kredytu, zakupu towaru itp. Oczywiście, i w tych ofertach muszą zaproponować swoim klientom coś za darmo - darmowe minuty, zerowe oprocentowanie, darmowe konsultacje itp.
Ich studiowanie jest jednak na darmo. Na pytanie, co panią/pana interesuje, pada odpowiedź - NIC. Właściwie, to jest studentowi czy studentce za darmo obojętne, na jaki temat miał(-a)by napisać pracę dyplomową, skoro żaden i tak nie zachwyca. Nie ma pomysłu na studia, bo goni z dyżuru na dyżur w korporacji, która stwarza elastyczne warunki pracy.
Akademicy też mają być elastyczni - nie wymagać, nie zobowiązywać, nie zadawać, nie oczekiwać tego, że cokolwiek będzie czytać, studiować, analizować, bo i po co miałaby to czynić, skoro studia ma za darmo. Jeśli miałby coś przeczytać, to w Internecie, bo przecież nie ma czasu na chodzenie do biblioteki, wyszukiwanie literatury przedmiotu, czytanie i wreszcie pisanie. Funkcje Ctrl+C i Ctrl+V powinny wystarczyć.
Próbki Za Darmo
Muzyka Za Darmo
Yorki Za Darmo
Rzeczy Za Darmo
E-booki Za Darmo
Słodycze Za Darmo
Kosmetyki Za Darmo
Gry Za Darmo
Gry Do Pobrania Za Darmo
Muzyka Do Pobrania Za Darmo
Podręczniki Za Darmo
Leki Za Darmo
itd., itd.
Nic, tylko żyć za darmo. A jednak, wiele osób ma przeświadczenie, że żyje na darmo, bo nie stać ich na tak kreowane propagandowo (PR-owo) darmowe życie. Ich świat codziennego życia - jeśli zapytać, co w nim jest za darmo - obejmuje choroby za darmo, zmartwienia za darmo, wykluczenie za darmo, ludzką obojętność czy bezinteresowną życzliwość, a więc też za darmo itp. Za resztę muszą płacić, a często nie mają czym.
W Polsce ponoć można studiować za darmo. Kiedy jednak przyjrzymy się obowiązującym regulacjom, to okazuje się, że i w tym procesie nic nie jest za darmo. Szkoły publiczne (tzw. państwowe) miały być za darmo, ale darmowymi nie są. Już przed dostąpieniem zaszczytu bycia przyjętym na wymarzony kierunek studiów okazuje się, że trzeba się zarejestrować i wnieść opłatę rekrutacyjną. Jak ktoś nie zda, to wnosi opłatę za egzamin poprawkowy, a potem rejestracyjną na kolejny semestr lub rok studiów.
Są uczelnie niepubliczne, które pobierają opłaty w ramach czesnego. Ze względu na niż demograficzny zmalały one dość znacznie. Jednak wraz z obniżką opłat za studia kierunkowe właściciele podwyższyli opłaty za studia podyplomowe, kursy i kursidła oraz zwolnili najlepsze kadry, bo kosztowne. Tak więc studiujący mają "za darmo" nauczycieli "gorszego sortu". Wspomogła ten proces b. ministra szkolnictwa wyższego i nauki prof. Barbara Kudrycka obniżając wymogi formalne w zatrudnianiu nauczycieli akademickich do tzw. minimum kadrowego. Mamy więc w wielu szkołach prywatnych i państwowych pracowników doktoropodobnych i profesoropodobnych.
Były prezes Polskiej Akademii Nauk - prof. Michał Kleiber postuluje, by zmiany w uczelniach rozpocząć od wprowadzenia odpłatności jako fundamentalnego czynnika w strategii rozwojowej naszego kraju oraz wyeliminowania niesprawiedliwości społecznej. Na kosztownych - a przecież nieodpłatnych - studiach w uczelniach publicznych studiuje - zdaniem M. Kleibera - młodzież z wielkomiejskich, dobrze sytuowanych rodzin zabierając miejsca aspirującym do wyższego wykształcenia z środowisk wiejskich czy gorzej usytuowanych. To właśnie ci ostatni muszą płacić za swoje studia w szkolnictwie prywatnym, po ukończeniu którego powiększają tylko odsetek bezrobotnych absolwentów. "Wprowadzenie współfinansowania studiów połączone z przemyślanym systemem kredytów i stypendiów wydaje się być u nas nieodzowne (...)(źródło: M. Kleiber, Zmiany na uczelniach? Dziennik Gazeta Prawna 2016 nr 43, s. A15)
Dość demagogiczna to teza, która nie znajduje potwierdzenia w badaniach nauk społecznych. Studia w uczelni publicznej dla osób z uboższych środowisk, ale wymagające dojazdów lub zakwaterowania poza domem nie są już bezpłatne. Edukacyjne życie musi kosztować. Gdyby prof. M. Kleiber poczytał rozprawy socjologów edukacji, to wiedziałby, jakie są rzeczywiste powody korzystania z tzw. nieodpłatnych studiów przez dzieci z rodzin o wysokim kapitale społecznym i kulturowym, w tym także ekonomicznym.
Prowadzę seminarium magisterskie na studiach stacjonarnych, ale z młodzieżą, która nie żyje za darmo, tylko już pracuje. Niektórzy nie chcą żyć i studiować za darmo, ale za to czynią to w wielu przypadkach na darmo. Nie potrafią pogodzić studiowania z własną pracą, gdyż brakuje im w rozkładzie codziennych obowiązków czasu na to, co jest istotne, by zdobyć konieczną do przyszłego zawodu wiedzę i umiejętności. Nie pracują w zawodzie, do którego się kształcą, tylko w zawodzie, z którym po studiach nie będą chcieli mieć nic wspólnego.
W korporacjach zatrudnia się studentów z wszystkich możliwych kierunków, byle byli nieco rozgarnięci, czytali ze zrozumieniem i skutecznie zasugerowali klientom potrzebę zakupienia określonego produktu czy usługi. Przechodzą w firmie krótkie szkolenie psychologiczne w zakresie sztuki manipulowania informacją, klientem itp., by wciskać wszystko, co tylko się da, bez jakiegokolwiek poczucia przyzwoitości, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia, wątpliwości czy poczucia odpowiedzialności za wciągnięcie swojego klienta w pułapkę pożyczki, kredytu, zakupu towaru itp. Oczywiście, i w tych ofertach muszą zaproponować swoim klientom coś za darmo - darmowe minuty, zerowe oprocentowanie, darmowe konsultacje itp.
Ich studiowanie jest jednak na darmo. Na pytanie, co panią/pana interesuje, pada odpowiedź - NIC. Właściwie, to jest studentowi czy studentce za darmo obojętne, na jaki temat miał(-a)by napisać pracę dyplomową, skoro żaden i tak nie zachwyca. Nie ma pomysłu na studia, bo goni z dyżuru na dyżur w korporacji, która stwarza elastyczne warunki pracy.
Akademicy też mają być elastyczni - nie wymagać, nie zobowiązywać, nie zadawać, nie oczekiwać tego, że cokolwiek będzie czytać, studiować, analizować, bo i po co miałaby to czynić, skoro studia ma za darmo. Jeśli miałby coś przeczytać, to w Internecie, bo przecież nie ma czasu na chodzenie do biblioteki, wyszukiwanie literatury przedmiotu, czytanie i wreszcie pisanie. Funkcje Ctrl+C i Ctrl+V powinny wystarczyć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)