30 lipca 2015
Powody niepokoju w świecie
Zdaniem chińskiego filozofa Moziego(ok. 480-382 p.n.e.) ze Szkoły Konfucjusza (za: JeeLoo Liu, Wprowadzenie do filozofii chińskiej. Od myśli starożytnej do chińskiego buddyzmu, przeł. Mieczysław Godyń, Kraków: Wydawnictwo UJ 2010, s. 122-123)
jest siedem powodów, dla których nie ma na świecie pokoju:
1. Jeżeli każda osoba ma swój własny pogląd na to, czym jest dobro, to im więcej ludzi, tym więcej poglądów.
2. Każdy myśli, że jego własny pogląd jest słuszny, w przeciwieństwie do poglądów innych ludzi.
3. Dlatego gdy jest wiele poglądów, będzie wiele sporów.
4. Słowne spory budzą w sercu urazę.
5. Uraza w sercu zakłóca harmonię w stosunkach międzyludzkich.
6. Kiedy ludzie nie potrafią żyć z sobą w harmonii, doprowadza to do zbrojnych waśni, a w końcu do zamętu na całym świecie.
7. Tak więc rozbieżność opinii jest przyczyną nieładu na świecie.
W podzielonym świecie nie uzyskamy zgodności poglądów i naukowej wiedzy na temat tego, czym jest pokój, ład, harmonia, co o nim świadczy oraz jaką rolę powinno odegrać w tym zakresie wychowanie? Różnice zdań na ten temat nie są przy tym jedyną przyczyną braku pokoju. Wojny mają zupełnie inne uzasadnienie niż różnica poglądów, które w żadnej mierze nie wiąże się z jakąkolwiek pedagogią. Chyba, że mamy na uwadze proces kształcenia do bycia wojownikiem, żołnierzem, terrorystą czy partyzantem.
W tym zakresie pedagogika okazuje się zbawienna dla polityków, którym zależy na jak najszybszym i jak najskuteczniejszym osiąganiu militarnych celów. Państwo bez wojska, bez broni staje się w tym świecie bezbronne, toteż sięga po pedagogikę w jej dziale teorii kształcenia ogólnego i wojskowego właśnie po to, by mieć zapewnione zaplecze kadrowe, bojowników o obronę własnych granic lub/i powiększanie terytorium własnego kraju.
Jak więc mówić o wychowaniu do pokoju w warunkach tworzenia wyspecjalizowanych placówek oświatowych do uczenia się sztuki wojennej? W takiej sytuacji sięga się po ogólnikowe, potoczne pojmowanie wychowania, kształcenia rozumianego jako czegoś, co jest po prostu godne pożądania.
29 lipca 2015
Długo jeszcze nie wyjdziemy z syndromu homo sovieticus
Czytam prasę czeską, słowacką, niemiecką i polską, gdzie z takim samym natężeniem odnajduję pozostałości utrwalonego w mentalności (postawach) młodych pokoleń syndrom homo sovieticus, mimo że przyszły one na świat w wolnym już od totalitaryzmu kraju.
Polscy maturzyści poradzili sobie z nową formułą egzaminu wewnętrznego informując się o problemach, zadaniach, które były przedmiotem obowiązkowej wypowiedzi. Polak zawsze znajdzie sposób na to, by obejść reguły moralne, nie wspominając już o prawie, czemu najlepsze świadectwo dali w ciągu mijających dwóch kadencji posłowie PO i PSL.
Tak w polskich, jak i słowackich szkołach ministerstwa odkryły zgłoszenie przez dyrektorów placówek większej liczby uczniów, niż faktycznie do nich uczęszczających, a tym samym wyłudzenie dotacji budżetowej. Opinia publiczna w Polsce nie została poinformowana, które ze szkół policealnych wyłudziły w ten sposób dotacje na uczniów i czy ich kierownictwo poniosło z tego tytułu odpowiedzialność karną. Zawsze znajdzie się powód, który usprawiedliwia przekazywanie nierzetelnych danych, szczególnie wówczas, gdy dyrektor jest członkiem partii władzy. Jedna z prywatnych szkół zawodowych na Słowacji wyłudziła z tytułu "martwych dusz uczniowskich" ponad 68 tys. euro.
Polskie prawo przyzwala na szarą strefę pseudoedukacyjną, której charakterystycznym przykładem są liczne firmy oferujące pisanie wszelkich prac na ocenę szkolną czy akademicką, a więc od wypracowań, poprzez prace dyplomowe na różnego rodzaju kursach, studiach podyplomowych, prace licencjackie i magisterskie, aż po rozprawy doktorskie, a nawet habilitacyjne. Powstało już tak wiele "spółdzielni" powyższego typu, że nie ma już możliwości sprawdzenia, kto w istocie jest autorem przedkładanej pracy. "Pisarze" przestali już ordynarnie sprzedawać plagiaty, gdyż zwiększał się poziom ich wykrywalności, toteż przeszli na pracę u podstaw pisząc za uczniów, studentów, doktorantów czy doktorów na zamówienie i na każdy temat.
Ryba jednak psuje się od głowy. Gen oszustwa, cwaniactwa, nieodpowiedzialnej deprofesjonalizacji przenoszony jest z pokolenia na pokolenie, zaś rządzący sami korzystają z usług tzw. doradców na koszt podatników. Po co się uczyć, podnosić własne kwalifikacje, skoro można wejść do polityki i bez adekwatnych do roli kompetencji zarządzać, podejmować decyzje na podstawie zamówionych i opłaconych z budżetu ekspertyz, opinii czy rad. Im większym jest ignorantem minister, tym więcej wydaje z budżetu państwa na zabezpieczenie swojej pustki, braku profesjonalizmu i nie ponosi z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Jak stwierdził prof. Tomasz Nałęcz - "Ubiegający się o reelekcję prezydent musiałby "Bronkobusem" przejechać na pasach dla pieszych zakonnicę w ciąży".
Po co studiować, skoro można wybrać sobie nędzną wyższą szkołę prywatną, która oferuje po dumpingowych cenach tzw. studia kierunkowe i sprzedaż dyplomu, byle tylko ktokolwiek chciał za to zapłacić. Już tylko w niektórych szkołach wymaga się czegokolwiek od studiujących, bo ważne jest, by w ogóle chcieli się zarejestrować. Już nie muszą nawet ranić swoich stóp pokonywaniem drogi do szkoły. Po co mają się męczyć. Niech w tym czasie pracują, najlepiej na czarno, a na koniec semestru przyjdą z dowodem wpłat z tytułu czesnego, by otrzymać wpis i dyplom. Pracę dyplomową zakupią sobie w odpowiedniej firmie.
Po co prowadzić badania naukowe, publikować ich wyniki, by po zgromadzeniu odpowiedniego dorobku ubiegać się o habilitację, skoro można przystąpić do "biura turystyki habilitacyjnej" i za odpowiednią kwotę mieć spełnione wszystkie warunki na zagraniczną "habilitację". Dla niektórych zakup dyplomu jest świetną inwestycją na przyszłość, gdyż i tak przyszły czy obecny pracodawca, jakim najczęściej są wyższe szkoły prywatne lub państwowe wyższe szkoły zawodowe czy marginalne jednostki w akademiach i uniwersytetach, nie będzie oczekiwał twórczej pracy dla dobra nauki, tylko zapewnienia minimum kadrowego, by zarabiać na kolejnych rocznikach studentów studiów niestacjonarnych i podyplomowych. Czarny biznes akademicki ma w Polsce i na Słowacji swoich ojców chrzestnych, którzy bezkarnie grasują po naszym środowisku i niszczą jego fundamenty. Mają swoją ochronę w strukturach władzy i wpływowych politycznie podmiotach ją wspierających. Biznes jest biznes.
28 lipca 2015
Nowoczesna ignorancja pl.
W dn. 25 lipca w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej MANGGHA odbył się Kongres Programowy Nowoczesnej, który został poświęcony rzekomo nowoczesnej edukacji. Piszę rzekomo, bowiem wśród dotychczas omawianych przeze mnie tzw. partyjnych kongresów przedwyborczych ten okazał się nowoczesną ignorancją.
Podczas kongresu zaproszeni do plenarnych a syntetycznych wypowiedzi eksperci mieli przedstawić kierunki programowe Nowoczesnej w obszarze edukacji na podstawie... swoich doświadczeń z pracy w branży edukacyjnej. Nic dziwnego, że wskazywali na problemy i szanse, które z ich wąskiej perspektywy i braku kompetencji makrooświatowych potwierdziły jedynie, że mamy do czynienia z kolejną platformą nie tylko antyobywatelską, ale i antynarodową, bo powiązaną ze światem obcego biznesu.
Jak o nowoczesnej edukacji mówi się w muzeum, to znaczy, że duch zgromadzonych w nim eksponatów musiał zaciążyć na uczestnikach dyskursu. Domyślam się, że Ryszard Petru - lider tej formacji - nie mając pojęcia o edukacji - zaprosił na rzekomy kongres osoby, które z edukacją mają wiele i zarazem niewiele wspólnego. Wśród przedstawiających stanowisko byli bowiem: 1) szef firmy szkoleniowej dla komercyjnych przedsiębiorstw; 2) wykładowca matematyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, była nauczycielka matematyki w szkolnictwie ogólnokształcącym, ekspert MEN i OKE i 3) profesor nauk technicznych z AGH, b. dyrektor Narodowego Centrum Nauki.
Jak widać, nie znalazł się w Nowoczesnej ani jeden ekspert z prawdziwego zdarzenia, fachowiec, tzn. osoba, która prowadzi od lat badania naukowe w oświacie i szkolnictwie wyższym i zna oba środowiska edukacyjne nie z perspektywy własnego, wąskiego miejsca pracy, doświadczeń swoich dzieci czy wnucząt, ale ma ogląd całego systemu szkolnego i akademickiego w różnych wymiarach. Tak potocznej debaty, powierzchownej, zbanalizowanej dawno już nie słyszałem, a każdy z zainteresowanych może ją sobie obejrzeć i/lub odsłuchać, gdyż jest dostępna w Internecie.
Przedstawiający swoje stanowisko i poglądy potwierdzili, że z nowoczesnością nie mają nic wspólnego, bo żeby cokolwiek projektować, proponować zmiany, trzeba najpierw posiadać rzetelną wiedzę na temat aktualnego stanu polskiej edukacji (a nie wyrywkowe, często prasowe doniesienia). Tymczasem diagnoza rzekomo nowoczesnych ekspertów była na poziomie studenta pierwszego roku (nie-)stacjonarnych studiów licencjackich. Każdemu coś się widzi, ale najczęściej są to misie, czyli widzimisie.
Jedno nie ulega wątpliwości. Program "Nowoczesnej" jest nienowoczesną ideologią neoliberalną. Jak głosi sam przewodniczący - edukacja jest kluczem do nowoczesnej gospodarki rynkowej. Człowieka jako osoby bio-psycho-społecznej i duchowej, a więc jako podmiotu kultury w tym podejściu nie widać. Jeśli pojawia się troska o każdego, bez względu na wiek, to jako klienta komercyjnych firm szkoleniowych. Edukacja staje się środkiem do podtrzymania do mitu o rzekomo wyższych zarobkach i prosperującym gospodarczo państwie dzięki nowoczesnej, cyfrowej edukacji, najlepiej na odległość.
Powinniśmy zatem tak uczyć, by edukacja była zgodna z potrzebami globalnego rynku pracy. O ile - zdaniem ekspertów tej formacji - rządy PO i PSL doprowadziły edukację do takiego poziomu, że kształcono tanią siłę roboczą dla obcego kapitału a najzdolniejsi emigrowali do innych państw UE lub USA, to teraz mamy kształcić tak, by absolwenci naszych szkół nie pracowali za płace poniżej poziomu ich kwalifikacji.
(źródło memów: Fb)
Zajrzałem na stronę Projekt Obywatelski - NOWOCZESNA POLSKA. Zrozumiałem, dlaczego tak nienowocześnie i nieprofesjonalnie została potraktowana edukacja w czasie kongresu NOWOCZESNYCH, który jej został przecież poświęcony. Być może nie ma ów projekt nic wspólnego z środowiskiem tego Kongresu. Otóż w tzw. programie wyborczym, misji tej partii EDUKACJA jest niczym, wklejką słowną, którą wypadało się posłużyć, ale nie ma ona żadnego znaczenia. Proszę zobaczyć poszczególne sfery rzekomego zła i konieczności jego naprawy:
1. Dlaczego było i jest źle? Odpowiedź z edukacją w tle brzmi:
"•Nie wydajemy dostatecznie dużo pieniędzy na te sfery, które odpowiadać będą w przyszłości za nowoczesność naszego kraju i poziom życia jego mieszkańców:
edukację, naukę, badania i rozwój, skuteczne formy aktywizacji na rynku pracy, nowoczesne technologie. politykę rodzinną."
2. O NAS:
Tu edukacja w ogóle nie występuje. Dlaczego? Z prostego powodu. Jak piszą: "Dopóki nie oddamy władzy w ręce "najlepszych menedżerów" , szanse na usprawnienie działania aparatu państwowego są niewielkie."
3. AKTUALNOŚCI - Kończą się na 25 stycznia br. O edukacji ani mru mru.
4. FORUM - tu nawet nie ma "edukacji".
Skierowałem się na stronę: NowoczesnaPL, gdzie lider oddolnego ruchu głosi! Chcemy, by nasz ruch był naprawdę ruchem oddolnym. Programy partii politycznych są najczęściej tworzone przez polityków i ekspertów w zaciszu gabinetów, bez pytania ludzi o zdanie. Dlatego są często oderwane od realiów i nietrafione. A gdy nie ma dobrej mapy, trudno dojść do celu. My zbudujemy nasz program zmian inaczej – przede wszystkim słuchając Was, i z Waszym udziałem!
Bardzo ciekawie został zaprojektowany sposób wyrażenia głównych wartości tego ruchu, którymi są:
1. Nowoczesność - Chcemy żyć w nowoczesnym, dobrze zarządzanym i funkcjonującym kraju. Mamy jasną wizję, jak współtworzyć sprawnie i sprawiedliwie działające państwo, społeczeństwo i rynek.
2. Wolność - Wolność i możliwość realizacji indywidualnych marzeń to dla nas nadrzędna wartość. Chcemy państwa respektującego wolność i różnorodność obywateli oraz przywrócenia wolności gospodarczej.
3. Rozwój - Dążymy do tego, by młodzi mieli lepsze perspektywy, przedsiębiorcy - możliwość lepszego działania, a wszyscy obywatele - lepsze życie. Wierzymy, że wspólnie możemy zdziałać w Polsce znacznie więcej.
4. Zaangażowanie - Angażujemy się w zmiany społeczne, bo mamy doświadczenie, energię i entuzjazm. Chcemy, by do polskiej polityki wróciła odwaga realizacji marzeń i wiarygodność.
i
5. Odpowiedzialność - Pragniemy Polski, w której ludzie biorą odpowiedzialność za siebie, swój rozwój, swoje otoczenie, a także za swoje słowa. Chcemy, aby do życia publicznego wróciła wizja, przyzwoitość i szacunek.
Widać od poprzedniego roku pewien postęp, bowiem w teleologii tego ruchu zapisano m.in.:
1.Naszym celem jest społeczeństwo nowoczesne i otwarte, opierające swój byt ekonomiczny o innowacyjną przedsiębiorczość. Społeczeństwo ludzi wykształconych zgodnie z wyzwaniami nowoczesności. Społeczeństwo otwarte na Europę i świat. Społeczeństwo aktywnych, uczestniczących w zmianach i rządzeniu państwem obywateli.
(...)
6.Chcemy szkół i uczelni dostosowanych do potrzeb nowoczesnej gospodarki oraz rynku pracy. Systemu, który uczy praktycznych umiejętności, rozwiązywania problemów i współpracy.
Jest wreszcie Deklaracja Programowa tego Ruchu. To mieszanka socjalizmu (późnego Gierka) z neoliberalizmem, w której całkowicie pomija się istotę kształcenia i wychowania dzieci i młodzieży. Więcej uwagi poświęca się szkolnictwu wyższemu, niż wcześniejszym etapom, które są przecież dla niego kluczowe, fundamentalne. Ignorancja totalna. Nie znam autorki działu - Joanny Szmidt, która - jak wnoszę - opracowała tę część programu. Zapewne nie jestem tak nowoczesny.
27 lipca 2015
Kto znajdzie moje kesze?
Ponad rok temu polecałem świetną zabawę krajoznawczo-zwiadowczą, która na świecie nosi nazwę - geocaching. Uczestniczą w niej rodziny, indywidualiści, członkowie różnych grup społecznych, organizacji, ale i doraźne zespoły ludzkie.
Ktoś wpadł na banalny pomysł, by połączyć fascynację młodych ludzi terenoznawstwem z umiejętnością wykorzystania nawigacji do poszukiwania interesujących miejsc. Wystarczy zarejestrować się na ogólnoświatowej stronie www.geocaching.org (są tu dostępne informacje w różnych językach, także w polskim), by móc nie tylko poszukiwać wspólnie z córką nowych „keszy” tam, gdzie będziemy przebywać.
Łączymy się ze stroną geocaching via Internet, by sprawdzić, gdzie znajdują się w miejscu naszego czasowego lub stałego pobytu skrytki i ruszamy w drogę. Nie jest do tego potrzebna żadna organizacja, struktura hierarchicznej nadrzędności czy podległości, gdyż zbieraczem keszy może być każdy tak długo, jak tylko chce i nie musi mieć do tego niczyjego pozwolenia.
Są już jej różne odmiany, ale w Internecie każdy zainteresowany znajdzie jej genezę oraz zasady udziału w niej. Każdy może stać się założycielem, twórcą keszy (tak nazywa się skrytka) i/lub ich odkrywcą. Sam zacząłem od poszukiwania keszy w regionie łódzkim, które zostały ukryte w różnych miejscach, w niezwykle zmyślny sposób. Później postanowiłem z córką założyć własne skrytki. Oto kilka odnalezionych przeze mnie skrytek:
W okolicach Łodzi są ukryte już dwa moje kesze, które można spróbować znaleźć. W każdym są czekające na znalazcę gadżety, z których może sobie jakiś zabrać na pamiątkę, ale też powinien pozostawić kolejnym odkrywcom własny. W tej ogólnoświatowej grze terenowej czekają przeróżne „skarby”, które zostały ukryte przez geokreciarzy (geocachersów) w różnych miejscach miast, wsi i okolic.
Geokesze są niemalże wszędzie - w lasach, na polach, wzdłuż dróg czy pod mostami itp. Na całym świecie zarejestrowano ich już ponad 2,5 miliona aktywnych skrytek oraz ponad 6 milionów geocacherów. Jestem jednym z tych sześciu milionów. W Polsce jest ponad 23 tys. keszy. Najwięcej keszy jest ukrytych na terenie Niemiec, ale też w Japonii. Polska dołącza do krajów, w których z każdym rokiem przybywa kilkadziesiąt nowych keszy.
(fot. Tak może wyglądać geokesz)
Przed rozpoczęciem wyprawy warto wybrać sobie skrzynkę lub skrzynki, których będziemy szukać, a możemy tego dokonać w serwisie internetowym. Jeśli uda się wam zaleźć skrzynkę i weźmiecie z niej GeoKreta, GeoLutina, Travel Buga czy Geocoina, to należy to zarejestrować w odpowiednim serwisie internetowym. Po odnalezieniu skrytki (kesza), otwieramy ją i odnotowujemy w logobook swój kod rejestracyjny oraz godzinę odkrycia. Następnie zamykamy pojemnik i chowamy w tym samym miejscu, w którym go znaleźliśmy.
(fot. Wpis do notatnika - logobook jest dowodem jego odkrycia)
Zainteresowanych tą wirtualno-realną przygodą odsyłam na stronę międzynarodową oraz krajową . Znajdą tam wiele ciekawych informacji, w tym jakie obowiązują w tej grze zasady, jak się zarejestrować, jak szukać skarbów i co zrobić po ich odnalezieniu, a także o tym, jak samemu założyć geoskrytkę dla kolejnych kretów.
Życzę udanej przygody, odkrycia nie tylko geokeszy ale i interesujących miejsc ich usytuowania. Niektóre są bardzo trudne.
26 lipca 2015
Po egzaminach dyplomowych
Opustoszały sale dydaktyczne w szkołach wyższych. Zakończyły się posiedzenia rad wydziałów czy instytutów, a ci studenci, którzy zdołali oddać na czas swoje prace licencjackie czy magisterskie, mieli jeszcze szanse na to, by złożyć końcowy egzamin dyplomowy. Teraz z wydanym do dyplomu suplementem będą mogli albo kontynuować studia wyższego stopnia, albo poszukiwać zatrudnienia. Mam w takim okresie ambiwalentne uczucia, bo z jednej strony cieszę się, że moi podopieczni dotarli szczęśliwie do celu, z drugiej strony zastanawiam się nad tym, co będzie z nimi dalej.
Są też tacy absolwenci studiów, którzy nie chcieli złożyć pracy dyplomowej w czerwcu i zdać egzamin w lipcu, gdyż dzięki zachowaniu studenckiego statusu będą mogli jeszcze przez trzy miesiące pobierać stypendium, korzystać z przywilejów np. zniżek na przejazdy komunikacją publiczną, tańsze wejścia do placówek kulturalnych itp. Po co mają się spieszyć z finalizowaniem studiów, skoro i tak nie ma dla większości z nich pracy w ramach uzyskanego wykształcenia?
Ba, większość uczelni publicznych i wszystkie wyższe szkoły prywatne będą jeszcze do końca września, a niektóre - wbrew prawu i po tym terminie - oferować kontynuację studiów na wyższym poziomie czy w ramach studiów podyplomowych. Skoro jest tak, że w naszym kraju tzw. statystyczny Polak czeka do 28. roku życia, by wyprowadzić się z rodzinnego domu, to oznacza, że rodzice będą go dalej utrzymywać, a przynajmniej wspierać w zdobywaniu kolejnych certyfikatów, dyplomów.
Zdaniem niedouczonych publicystów: "Bez wątpienia na decyzję o nieusamodzielnianiu się wpływ ma wysokie bezrobocie wśród młodych". Widać, że autor tego poglądu nie rozumie, że to brak pracy zmusza młodych dorosłych do pozostania przy rodzicach (nieusamodzielnienia się), gdyż inaczej usamodzielnienie się musiałoby oznaczać zamieszkanie pod mostem, w parku lub u kogoś na waleta. Samodzielność społeczno-kulturowa wymaga jeszcze niezależności ekonomicznej.
Życzę moim absolwentom, by znaleźli odpowiednie dla siebie miejsce aktywności zawodowej, a jeśli to nie jest możliwe, to by je sobie stworzyli. Na rząd nie mają co liczyć. Ani obecny, ani przyszły. Chyba, że powróci PRL i każdy będzie miał zatrudnienie, nawet w takiej aktywności, która nikomu nie jest do czegokolwiek potrzebna.
Pod koniec sierpnia lub września przyjdzie mi czekać na prace licencjackie i magisterskie tych, którzy przedłużyli sobie czas akademickich przywilejów z powyższych powodów. To nie są "gorsi" studenci, jak bywało kiedyś, przed laty, ale często także bardzo zdolni, pracowici i kreatywni. Ich stać na to albo są do tego egzystencjalnie zmuszeni, by mieć więcej czasu na realizację ostatniego zadania na danym poziomie akademickiego kształcenia.
25 lipca 2015
Renomowana w świecie szkoła "NOWEGO WYCHOWANIA" kończy swoją działalność (z pedofilią w tle)
Całe szczęście, że jest Internet, w którym krążą miliardy informacji trafiających jednak do właściwych odbiorców. Gdyby nie to medium, to zapewne ofiary nadużyć dorosłych wobec nich jako dzieci żyłyby w nieświadomości, poczuciu krzywdy, nieustannej traumie. A tak, mogą dowiedzieć się, że po pierwsze, nie są jedynymi ofiarami ludzkiej podłości, degeneracji moralnej, a po drugie, że można upomnieć się o sprawiedliwość, a więc pociągnięcie do odpowiedzialności oprawców, nawet jeśli wydarzenia miały miejsce wiele lat temu, po trzecie, można znaleźć pomoc, terapię czy nawiązać kontakt z kimś, kto poda pomocną dłoń i ułatwi wyjście z dramatu dzieciństwa.
W 2010 r. wydaliśmy z prof. Zbyszko Melosikiem tom poświęcony edukacji alternatywnej XXI w., który zakończyłem artykułem na temat toksycznych doświadczeń wychowanków jednej z najstarszych na świecie placówek opiekuńczo-wychowawczych nurtu PEDAGOGIKI NOWEGO WYCHOWANIA, bo powstałej w Niemczech w 1910 r. Odenwaldschule. Założycielem i twórcą tej modelowej placówki edukacyjnej z internatem był wybitny pedagog Paul Geheeb(1879-1961). Wśród pierwszych absolwentów tej szkoły byli m.in. pisarz Klaus Mann i znany polityk Partii Zielonych Daniel Cohn-Bendit.
W 100 lecie swojego istnienia, które przypadło w 2010 r., placówka ta przeżywała I akt dramatu w związku z prowadzonym dochodzeniem w sprawie wykorzystywania seksualnego i poniżania dzieci przez jej byłego dyrektora. Dramat był w tym sensie, że przecież nie po to ta szkoła powstała. Po kilkudziesięciu latach, w placówce o bogatej tradycji wychowania w wolności i pamięci o wspaniałym pedagogu oraz animatorze innowacyjnej edukacji, świat dowiedział się o tym, że w jednym z internatów doszło tak perfidnych nadużyć wobec dzieci.
Uderzyło to w system wartości, jaki powinien być w niej realizowany, a zarazem było to dowodem na to, jak można łatwo, szybko i niezauważalnie zniszczyć najlepsze dokonania twórcy i jego właściwych kontynuatorów. Dzisiaj nikt nie docieka tego, na czym polega szczególna odmienność modelu wychowania w Odenwaldschule, czym charakteryzują się rozwiązania organizacyjne, dydaktyczne i opiekuńczo-wychowawcze w tej placówce, gdyż to wszystko zostało przesłonięte patologiczną osobowością kierownika tej instytucji – Gerolda Beckera, który przez kilkanaście lat, bo w okresie 1971-1985 (sic!) systematycznie wykorzystywał seksualnie swoich uczniów. Po latach ujawniono najpierw 40 takich przypadków, a do 2015 śledztwo wykazało aż 132 wychowanków tej szkoły, wśród których był także syn byłego Prezydenta Niemiec Andreas von Weizsäcker (zmarł w 2008 r.)
Nie tylko Niemcy są w szoku. Prowadzenie w tej sprawie dochodzenie jest jak "zimny prysznic", bowiem Odenwaldschule należy do wyjątkowej szkoły alternatywnej na świecie, o której napisano mnóstwo artykułów i monograficznych książek. O pedagogicznych założeniach i formach ich realizacji od lat dyskutuje się na konferencjach naukowych, spierając się o mające tam miejsce relacje między wychowawcami a dziećmi, między przeszłością a nowoczesnością. Do tej placówki „pielgrzymowali” nauczyciele z całego niemal świata chcąc zobaczyć, jak wygląda alternatywne środowisko wychowawcze. To w oparciu o doniesienia z pracy kolejnych pokoleń nauczycielskich i wspomnień jej uczniów powstawał kanon wiedzy o edukacji alternatywnej w świecie.
Wystarczyło, że w którymś momencie zatrudniono na stanowisku kierowniczym kogoś, kto nie był w żaden sposób związany z pedagogiką reform, kto nie wyrósł z tego środowiska, kogoś o odmiennej kulturze pedagogicznego kształtowania młodych ludzi, by po latach wyszły na jaw jego podłe postawy, zachowania ubliżające wszelkiej pedagogii, a tej w szczególności. Jeśli bowiem rodzice wybierają placówkę niepubliczną sięgając do wzoru osobowego jej twórcy, wybitnej i wysoce szlachetnej postaci wśród najwybitniejszych pedagogów tego typu rozwiązań edukacyjnych początku XX w., to trudno się dziwić przeżyciu przez nich szoku, że co miesiąc płacili za edukację sprzeczną z wszelkimi standardami i normami etycznymi, społecznymi, psychologicznymi oraz oświatowymi jakie miały miejsce w stosunku do ich dzieci. Wystarczyło pojawienie się w tej placówce „kreatury”, która położyła cień na całym dorobku swoich poprzedników, by nadwyrężyć zaufanie do instytucji, do ludzi, do pedagogiki humanistycznej.
To gorzkie doświadczenie zmusiło pedagogów do zastanowienia się nad tym, jak lepiej chronić dzieci przed tą „czarną „pedagogiką”? Co zrobić, by się ona więcej w tych placówkach nie powtórzyła? Wychowawcy wszystkich szkół z internatem (tzw. wolnych gmin szkolnych – Landerziehungsheime) stanęli przed pytaniami, co zrobić, by zachowując wierności zasadom pedagogicznym, wypracowanym normom postępowania nie dopuścić do nadużyć w systemie, który miał łączyć najlepsze wzory wychowania rodzinnego z edukacją szkolną? Wybudowane w latach 1910-1925 domy o charakterze willowym, w pięknym otoczeniu gór, lasów, ogrodów i łąk miały tworzyć system wychowania wspólnotowego, społecznego dzieci i ich opiekunów-nauczycieli z własnymi rodzinami. Znalazła się „czarna owca” która naruszyła dotychczasowy etos pracy.
Jest to niewątpliwie najbardziej bolesna karta w dziejach tej szkoły, bowiem miała tu miejsce zwielokrotniona zdrada kierownika placówki - zdrada wobec dzieci, zdrada wobec ich rodziców, zdrada wobec twórcy-założyciela szkoły, wobec placówki, która swoimi pięknymi przecież kartami nowego wychowania wpisuje się i współtworzy bogaty ruch społeczno-wychowawczy. Jest to niewątpliwie też zdrada pedagogiki, której alternatywność polega na głębokim, autentycznym byciu po stronie dziecka, by wspólnie z nim odkrywać i wzmacniać jego człowieczeństwo. Immanentną cechą zdrady jest skrytość działań jej sprawcy.
Z końcem tego roku szkolnego została ogłoszona decyzja zarządu tej szkoły o jej zamknięciu. Tak to niestety jest, że utrata moralnego wizerunku skutkowała w ciągu minionych pięciu lat - od wykrycia nikczemnych praktyk wobec dzieci - spadkiem kandydatów, zadłużeniem, a banki nie mają do takich podmiotów zaufania. Nie wystarczy w takiej sytuacji zmiana dyrektora szkoły, reorganizacja, nowe zabezpieczenia. Kto będzie chciał, by jego dziecko wychowywało się i uczyło w placówce o tak głębokiej rysie na morale jej kadry? Rodzice muszą rozstrzygnąć, do której szkoły przeniosą swoje dzieci.
24 lipca 2015
Tu tor a tam tutor
Polski system edukacyjny jedzie jak pociąg elektryczny po jednym torze. Po dwóch się nie da, podobnie jak po trzech torach jest to wykluczone. Nie jest to "Pendolino", gdyż nie zakupiono wychylnego pudła, które pozwoliłoby szybciej pokonywać zakręty. Nie jest to także kolejka elektryczna, podmiejska, gdyż jednak resor(t) został w niej odpowiednio nasmarowany EFS.
Maszynistką jest kobieta - Joanna Kluzik-Rostkowska, która prowadzi pociąg TLK (Tanie Linie Kształcenia) na wyznaczonej przez jej partię trasie. Wcześniej pracowała dla jeszcze tańszych kolei Inter-PiS, ale chyba za mało jej płacili, albo warunki pracy były zbyt uciążliwe, więc zmieniła pracodawcę na PO. W ten sposób rządzący mogli sprawdzić, czy da się wprowadzić na rynek tabletki "PO - PO". Niektórzy, PO aferze taśmowej, nie boją się ich zażywać, gdyż lepiej jest poronić łzy PO PO, niż w trakcie podróży do Sejmu nowej kadencji.
Ministra edukacji kieruje pociągiem do kształcenia, który jedzie PO PRL-owskim torze. Premier rządu sprawdza bilety i świeżość posiłków oraz przeprowadza ewaluację wśród podróżnych. To jest typowa procedura, której sens w edukacji wprawdzie zakwestionował NIK, ale przed wyborami warto podtrzymać techniki pozoru. Niektórzy pasażerowie widzą w tym tor donikąd, dlatego gremialnie zapisują się na kursy dla tutorów. Wiedzą, że torów do ich rozwoju jest więcej, niż jeden.
POsłowie PO powinni jako winni tego POlakom podnosić poziom edukacji, gdyż ta jest nie tylko przekazywaniem wiedzy, ale również czymś POnad to. Mogą bowiem dzięki poświęceniu się sterowanemu samokształceniu skutecznie rozpoznawać potencjał podopiecznego, odkrywać i wzmacniać jego mocne strony talentów, a nawet rozwijać swoje cnoty. Tutoring poprawia relacje minister-kurator oświaty; kurator oświaty-dyrektor szkoły; dyrektor szkoły - nauczyciele; nauczyciel - rodzice; nauczyciel-uczeń itd. oraz wzmacnia autorytet u tego pierwszego z każdej diady.
Ministerstwo nie wie, ilu ma nauczycieli. "W listopadzie ubiegłego roku pani minister powiedziała, że mamy prawie 600 tysięcy nauczycieli. W styczniu poinformowała, że od 2004 roku ich liczba spadła o ponad 32 tysiące. A w czerwcu, że o 11 procent." PO raz kolejny PO nie może doliczyć się stanu kadr. POdwyżek nie liczy. Liczą na nie nauczyciele, jak będzie po PO.
Maszynistką jest kobieta - Joanna Kluzik-Rostkowska, która prowadzi pociąg TLK (Tanie Linie Kształcenia) na wyznaczonej przez jej partię trasie. Wcześniej pracowała dla jeszcze tańszych kolei Inter-PiS, ale chyba za mało jej płacili, albo warunki pracy były zbyt uciążliwe, więc zmieniła pracodawcę na PO. W ten sposób rządzący mogli sprawdzić, czy da się wprowadzić na rynek tabletki "PO - PO". Niektórzy, PO aferze taśmowej, nie boją się ich zażywać, gdyż lepiej jest poronić łzy PO PO, niż w trakcie podróży do Sejmu nowej kadencji.
Ministra edukacji kieruje pociągiem do kształcenia, który jedzie PO PRL-owskim torze. Premier rządu sprawdza bilety i świeżość posiłków oraz przeprowadza ewaluację wśród podróżnych. To jest typowa procedura, której sens w edukacji wprawdzie zakwestionował NIK, ale przed wyborami warto podtrzymać techniki pozoru. Niektórzy pasażerowie widzą w tym tor donikąd, dlatego gremialnie zapisują się na kursy dla tutorów. Wiedzą, że torów do ich rozwoju jest więcej, niż jeden.
POsłowie PO powinni jako winni tego POlakom podnosić poziom edukacji, gdyż ta jest nie tylko przekazywaniem wiedzy, ale również czymś POnad to. Mogą bowiem dzięki poświęceniu się sterowanemu samokształceniu skutecznie rozpoznawać potencjał podopiecznego, odkrywać i wzmacniać jego mocne strony talentów, a nawet rozwijać swoje cnoty. Tutoring poprawia relacje minister-kurator oświaty; kurator oświaty-dyrektor szkoły; dyrektor szkoły - nauczyciele; nauczyciel - rodzice; nauczyciel-uczeń itd. oraz wzmacnia autorytet u tego pierwszego z każdej diady.
Ministerstwo nie wie, ilu ma nauczycieli. "W listopadzie ubiegłego roku pani minister powiedziała, że mamy prawie 600 tysięcy nauczycieli. W styczniu poinformowała, że od 2004 roku ich liczba spadła o ponad 32 tysiące. A w czerwcu, że o 11 procent." PO raz kolejny PO nie może doliczyć się stanu kadr. POdwyżek nie liczy. Liczą na nie nauczyciele, jak będzie po PO.
Subskrybuj:
Posty (Atom)