Profesorowie Wydziału Etnologii i Nauk o Edukacji UŚl w Cieszynie - dr hab. Urszula Szuścik i dr hab. Andrzej Murzyn zapraszają wszystkich zainteresowanych (pracowników naukowych, nauczycieli i studentów) do udziału w międzynarodowej serii wydawniczej. Każdy, kto prowadzi badania w tym zakresie, może zgłosić gotowość współpracy w projekcie, który ma charakter inter- i transdyscyplinarny. Jak opiszą projektodawcy:
Celem serii wydawniczej Pedagogika sztuki jest zainicjowanie i rozwijanie dialogu między osobami reprezentującymi różne środowiska intelektualne i zawodowe wokół możliwości usprawniania i uszlachetniania szeroko pojmowanej działalności edukacyjnej poprzez sztukę. Chodzi także o wykazanie, że jednym z najważniejszych ale zarazem najtrudniejszych zadań, jakie stoi przed współczesnym nauczycielem i pedagogiem jest obudzenie i pielęgnowanie u wychowanków potrzeby uczenia się, jak się uczyć. Aby ww. potrzeba stała się zasadą życia dla współczesnego człowieka, należy – wszędzie, gdzie jest to możliwe – pokazywać konsekwencje wynikające z ostrego podziału na nauki i sztuki, podziału, który wydaje się dominować we współczesnej kulturze.
Niektórzy współcześni badacze sugerują, że jeden z największych błędów, jakie od dawna popełniają osoby odpowiedzialne za kształcenie i wychowanie ko-lejnych pokoleń, polega na założeniu, że rozwój intelektualny dziecka powinien być pojmowany jako proces prowadzący stopniowo do osiągnięcia jak największego poziomu racjonalności, która tym samym jest traktowana jako główna cecha dojrzałości i dorosłości. Założenie to jest podstawą postrzegania dzieci – jak pisze irlandzki badacz Kieran Egan w artykule zatytułowanym Ewolucja a wczesne rozumienie: Zaczynamy jako poeci (Evolution and early understanding: we begin as poets) – jako prekursorów racjonalności dorosłych.
Postawa taka – pisze dalej Egan - posiada bardzo długą historię, w której decydującą rolę odegrał angielski filozof Herbert Spencer. Badacz podkreśla, że zasady filozofii Spencera pochodzą z postrzegania umysłu dziecka jedynie w kategoriach zdolności logiczno-matematycznych. Odrzucając taką koncepcję, Egan twierdzi jednocześnie, że zasadniczy fakt, który powinien zostać przyjęty jako podstawa działalności edukacyjnej, to poetycka natura każdego człowieka: „Zaczynamy jako poeci, używając technik, które dzięki językowi pozwalają nam nadawać sens naszemu światu. To właśnie poprzez rozwijanie narzędzi i umiejętności, które są podstawowe dla rozwoju języka we wczesnym stadium – opowiadanie, metaforę, rym i rytm, konstruowanie binarne i mediację, tworzenie wizerunków ze słów, afektywna abstrakcja itd. – możemy odkrywać najbardziej efektywne drogi prowadzące do takiej wiedzy o świecie, poprzez którą się uczymy.
Krytyka wielu założeń, na jakich opierają się współczesne systemy edukacyjne, jest także przedmiotem twórczości Kena Robinsona. Zdaniem ww. badacza największego spustoszenia w kulturze dokonują osoby, dla których podstawą nauczania i wychowania jest sztywny podział na nauki i sztuki. Założenie to jest zdaniem Robinsona jedną z głównych przyczyn depersonalizacji całego życia społecznego, którym mają zarządzać tzw. naukowcy, a więc osoby, dla których najważniejsze są takie cechy jak metodyczność, obiektywizm i gromadzenie wyłącznie wiedzy w oparciu o obserwację. Artyści, a szerzej - humaniści – postrzegani są tutaj jako osoby ekspresywne, namiętne i kreatywne i mogą stanowić jedynie dodatek do życia społecznego, który w zasadzie nie ma wpływu na jego jakość. Zdaniem Robinsona zarówno naukę jak i sztukę tworzą żywe istoty ludzkie, które zawsze są osobiście zaangażowane w to, co robią. Artystów i naukowców – pisze w innym miejscu Robinson – nie dzieli przedmiot zainteresowania, dzieli ich raczej to, jak ich ten przedmiot interesuje.
(źródła: Egan K., Evolution and early understanding: we begin as poets [w:]Thompson M. S. (red.), Arista. Journal of the Association of Teachers for Philosophy with Children, Vol. 1. No. 2, Bray 2001, s. 11.; Robinson K., Out of minds. Learning to be creative, UK: Capstone Publishing 2011)
06 marca 2013
05 marca 2013
Kolejne debaty o nie tylko kryzysie polskiej edukacji
Zapowiadają się bardzo interesujące debaty o polskiej edukacji w Łodzi i w Warszawie. Najpierw w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie planowane jest spotkanie poświęcone dyskusji nad książką Roberta Pawlaka pt. "Bon edukacyjny w polityce oświatowej", którą wydała oficyna tej znakomitej Uczelni. Zainteresowanych zapraszam w poniedziałek 11 marca 2013 o godzinie 15.30 w Sali Senatu w budynku C. Robert Pawlak jest adiunktem w Zakładzie Socjologii Zmiany Społecznej APS, doktorem nauk humanistycznych prowadzącym od szeregu lat interesujące badania w zakresie socjologii edukacji.
Dr Robert Pawlak jest absolwentem Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, mającym w swoim doświadczeniu zawodowym pracę jako główny specjalista w MEN, w Departamencie Strategii Edukacyjnej i Funduszy Strukturalnych, gdzie odpowiadał za współpracę z OECD w dziedzinie edukacji. Wcześniej wydał monografię pt. „Reforma oświaty „po polsku”, czyli o tym jak rząd posyła sześciolatki do szkół” (Wydawnictwo Akademii Pedagogiki Specjalnej, Warszawa 2011) Warto zatem podyskutować z Autorem, który jest jednym z najlepszych znawców reform oświatowych w świecie w zakresie ich liberalizacji, której jedną z form jest wprowadzenie bonu oświatowego.
Sam niestety nie mogę wziąć udziału w autorskim spotkaniu, gdyż tego dnia - 11 marca o godz. 17.00 prezentuję w Łódzkim Towarzystwie Pedagogicznym wyniki moich badań, które dotyczą dramatycznie złej sytuacji w szkolnictwie publicznym w Polsce. Odsłaniam tu czarny obraz oświatowej polityki MEN, samorządów i dyrektorów szkół publicznych.
Natomiast senator III RP prof. Michał Seweryński serdecznie zaprasza na IX spotkanie Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego w Łodzi, które odbędzie się dniu 16 marca br. (sobota) o godzinie 11.00 w auli Salezjańskiej Wyższej Szkoły Ekonomii i Zarządzania w Łodzi przy ul. Wodnej 32. W czasie spotkania odbędzie się wykład prof. Aleksandra Nalaskowskiego z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu pt. „Konstruowanie nowego Polaka”. Po wykładzie jest przewidziana dyskusja, gdyż nie ulega dla mnie wątpliwości, jak mocne pojawią się w treści wystąpienia naszego pedagoga treści. W ostatnim numerze tygodnika "W Sieci" (25.02-3.03.2013) można było przeczytać artykuł Profesora pt. :"Mój homofobiczny test - jedenaście pytań o przyszłość Polski, a tym samym o przyszłość twojego dziecka". Organizator prosi o potwierdzenie uczestnictwa na adres: klub.obywatelski@gmail.com
Gdyby ktoś nie wiedział, kim jest Aleksander Nalaskowski, to Organizator jego wykładu przypomina najważniejsze dane profesora:
Data urodzenia: 24 lutego 1957
Wykształcenie
1976 – matura I LO im. Mikołaja Kopernika w Toruniu
1980 – mgr pedagogiki (UMK), praca magisterska „Udział Stanisława Przybyszewskiego w tworzeniu Gimnazjum Polskiej Macierzy Szkolnej w Wolnym Mieście Gdańsku" p/k prof. Bolesława Pieśniarskiego
1985 – dr pedagogiki (UMK), rozprawa „Wychowawczo-kulturalne funkcje ruchu społecznego o nazwie Młody Teatr" p/k doc.dra hab. Józefa Kargula
1990 – habilitacja (Uniwersytet Wrocławski) „Społeczne uwarunkowania twórczego rozwoju jednostki", „Ścieżki edukacyjne i losy życiowe twórczych trzydziestolatków".
1992 – stanowisko profesora nadzwyczajnego UMK
1997 – tytuł profesora
2001 – stopień instruktora jeździectwa
2003 – stanowisko profesora zwyczajnego UMK
Droga zawodowa
1980-1982 –Szkoła Podstawowa w Łążynie, nauczyciel
1982 – asystent w Instytucie Pedagogiki UMK
1991 - kierownik Zakładu Animacji Pedagogicznej IP UMK
1996 – dyrektor Instytutu Pedagogiki UMK
2007-2012 dziekan Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK
Dyrektor toruńskiej szkoły Laboratorium.
04 marca 2013
Odeszła na wieczną wartę redaktor Jolanta Chełstowska
w dn. 1 marca br. zmarła JOLANTA CHEŁSTOWSKA (1930-2013)- osoba niezwykle ważna także w moim rozwoju pedagogicznym, która odegrała kluczową rolę w upowszechnianiu form, metod i technik harcerskiego wychowania. Jako harcmistrzyni znana była przede wszystkim jako znakomita publicystka harcerska, wychowawczyni wielu (nie tylko warszawskich) pokoleń instruktorów zuchowych, harcerskich i starszoharcerskich. Była redaktorką tygodnika "Motywy" oraz miesięczników i/lub dodatków metodycznych do "Motywów" pt. "Zuchowe Wieści", "Propozycje" i "Na Tropie". To dzięki niej stawiałem pierwsze kroki w pisaniu o harcerskiej praktyce wychowawczej, komentowaniu wydarzeń społeczno-politycznych w ZHP oraz konstruowaniu własnych rozwiązań pracy z harcerzami i kadrą instruktorską. Dh. Jolanta Chełstowska była przyjazna ludziom, rzetelną i sumienną dziennikarką, oddaną całym sercem Harcerstwu, angażującą się zawsze w sprawy trudne i odważnie broniącą swego zdania.
Jak przypomina kluczowe dane z Jej biografii b. Naczelnik ZHP Stanisław Puchała: rozpoczynała swoją służbę harcerską w Chorągwi Warszawskiej Harcerek w latach 1945-48 jako zastępowa i drużynowa po próbie. Była hufcową (1951) Hufca OH ZMP Warszawa-Ochota. Od 1956 roku brała aktywny udział w odbudowie i rozwoju naszej organizacji jako członkini GKH (1958), zastępczyni kierownika Działu Zuchów (1961-62) i aktywna współtwórczyni kształtu prasy harcerskiej: sekretarz redakcji Biuletynu "Zuchowe Wieści", redaktor naczelna "Zuchowych Wieści", "Propozycji", "Motywów" (1978-81) i "Drużyny" (1982-91). Była członkinią Komisji Instruktorskiej przy GK ZHP i delegatką na IV, V i VII Zjazd ZHP.
Poza harcerstwem pracowała w "Nowej Wsi" (1951-53), w "Po prostu" (1956-57) oraz magazynie "Przyjaciółka" (1990-92). Była asystentką w Katedrze Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego w l. 1954-56. Ukończyła Wydział Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Za swoją pracę wyróżniona została Honorową Odznaką Ofensywy Zuchowej (1960) i odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Złotym Krzyżem za Zasługi dla ZHP. Pozostaną po Niej jej autorstwa takie książki i poradniki metodyczne, jak:
- "W drużynie zuchów" (t.I, 1959),
- "Na podwórku i gdzie indziej" (1971, 1973),
- "Pamiętnik Iki" (1988)
i Jej współautorstwa poradniki metodyczne:
- "Twój zastęp" (1967, 1969),
- "Sekrety dobrej drużyny" (1983),
- "Najtrudniejszy pierwszy rok" (1981).
Z wielu z nich po dzień dzisiejszy korzystają jeszcze harcerze i ich funkcyjni. Dziękujemy Ci Druhno Jolu!
03 marca 2013
Promieniowanie ojcostwa w harcerskiej debacie w Łodzi
Było dla mnie wielkim zaskoczeniem uczynienie głównym tematem Złazu Organizacji Harcerzy ZHR w Łodzi problemu ojcostwa w wychowaniu dzieci i młodzieży. Rozmowa wspomnianych przeze mnie w poprzednim wpisie panelistów na temat roli ojca w wychowaniu zaczęła się od pytania: Czy ojcostwo przeżywa dzisiaj kryzys?
W moim przekonaniu nie, gdyż radykalnie zmieniła się - także w naszym społeczeństwie - rola mężczyzny w rodzinie. Mamy raczej do czynienia z nadaniem roli ojca zupełnie nowego wymiaru, będącego efektem przejmowania czy współpodejmowania przez niego zadań, które przez wieki były zarezerwowane tylko dla kobiet. Prawne regulacje wspierają mężczyzn w dopełnianiu swoją obecnością w domu jakości sprawowania opieki i wychowywania dzieci (np. urlop tacierzyński, możliwość opiekowania się chorym dzieckiem czy wspomagania niepełnosprawnego dziecka). Władze państwowe zachęcają do ojcostwa pokusami ulg podatkowych, jednorazową czy wielokrotną pomocą finansową, ale to nie użyteczność materialna roli powinna sprzyjać jej spełnianiu.
W dramacie "Promieniowanie ojcostwa" Karol Wojtyła mówi słowami dialogujących ze sobą bohaterów - Moniki i Adama: Ojciec i Dziecko ogarniają się wzajemnie za pośrednictwem słowa "moje". (...) Kiedy więc staję się ojcem, wówczas jestem zniewolony miłością. I ty, kiedy stajesz się dzieckiem, jesteś także zniewolona miłością. Równocześnie jestem przez miłość wyzwolony z wolności i ty także. (...) najboleśniejsza bowiem jest próżnia miłości: gdy się kocha, wówczas przez wolę twoją i moją przebiega jakby prąd, który jest wspólny. I stąd rodzi się pewność, a wolność na nowo poczyna się z tej pewności. I to jest właśnie miłość. Wówczas bez lęku myślę “moje”...".
Warto przyjmować dzieci takimi, jakimi są, cenić je za to, co osiągają oraz bezinteresownie obdarzać je uczuciem. Nie każde dziecko może rozwijać się w pełnej, szczęśliwej rodzinie. Dlatego tak ważna jest obecność w najbliższym środowisku tzw. ojców pomocniczych, zastępczych, tych, którzy podejmą się tej roli niejako przy okazji wykonywanej profesji (np. nauczyciele, trenerzy sportowi, duchowni, instruktorzy - animatorzy kulturalno-oświatowi itp.), lub też staną się nimi z wyboru dzieci poszukujących kontaktu z osobami tej samej płci (np. harcerscy funkcyjni - zastępowy, przyboczny, drużynowy czy szczepowy), by uczyć się bycia mężczyzną i dojrzewać do ojcostwa.
Zlot harcerski w Łodzi jest odpowiedzią tego środowiska na zachodzące także w Polsce zjawiska patologii i dysfunkcji rodzin, nieodpowiedzialną rolę polityków, którzy włączają się w proces niszczenia podstaw rodziny i wychowywania do życia w rodzinie. To prawda, że faktem społecznym jest pojawienie się różnych typów pozarodzinnych związków społecznych, które stanowią zachętę do ucieczki od odpowiedzialności za jakość życia poczętego w nich dziecka. Coraz więcej kobiet samotnie wychowuje swoje dzieci. Coraz więcej ojców nie poczuwa się do odpowiedzialności za rozwój i jakość życia swoich potomków. Rozpadanie się mniej lub bardziej trwałych więzi międzyludzkich nie może jednak usprawiedliwiać kolejnych zachęt ze strony polityków do powiększania się liczby dzieci osamotnionych w wyniku nieobecności w ich życiu ojca.
Wychowanie jest przede wszystkim dwustronnym odkrywaniem swojego człowieczeństwa i obdarzaniem się nim, by oboje mogli maksymalizować potencjał swojego humanum, by nie dochodziło w ich życiu do degeneracji. Trwający całe życie proces jest nieustannie aktualizowany w coraz dojrzalszym człowieczeństwie. Rolą ojca jest pobudzanie dzieci do wzrastania aż do pełni ich ludzkiego potencjału. Jak chłopiec ma dojrzewać do roli męskiej bez wzoru najbliższego mu mężczyzny? Jak ma wzrastać w swoim ojcostwie ten, który nie ma kontaktu z własnym synem czy córką?
Pięknie pisał o tym Jan Paweł II: Przykazanie: Czcij ojca twego i matkę twoją – nie dotyczy tylko dziecka, ale i jego rodziców, gdyż ich wzajemne relacje musza mieć symetryczny charakter. Tak ojciec, jak i matka też powinni czcić swoje dzieci, bowiem zasada czci jest zasadą afirmacji człowieka jako człowieka. Miłość do małżonki i do dzieci są naturalną drogą dla mężczyzny do zrozumienia i urzeczywistnienia swego ojcostwa. Miłość jest przeciwieństwem „używania” kogoś do czegoś. Mężczyzna powinien czuć się obdarzony macierzyństwem kobiety, swojej żony. Zwraca na to uwagę współczesna psychologia i pedagogika prenatalna. Od ojca zależy, czy i w jaki sposób uczestniczy w pierwszej fazie obdarzania człowieczeństwem, czy i jak angażuje swą męskość i swoje ojcostwo w macierzyństwo własnej żony.
Badania psychologiczne, które rekonstruował w jednej ze swoich prac pt. "Ojciec a rozwój dziecka" prof. Kazimierz Pospiszyl, odsłaniają skutki nieobecności ojca w domu albo obecności toksycznej. Brak ojca w domu ma negatywny wpływ na rozwój uczuć moralnych dziecka, szczególnie u chłopców, którzy są mniej skłonni do akceptowania upomnień czy naruszania norm społeczno - moralnych. Nie jest natomiast prawdą, jakoby istniało podobieństwo wyboru tego samego zawodu między ojcem a synem. Owszem, ma to miejsce, ale tylko w przypadku zawodów prestiżowych, co dotyczy w najwyższym stopniu (43%) synów lekarzy i (28%) prawników. Tak więc nie jest regułą wybór przez syna zawodu wykonywanego przez jego ojca. Ojcowie mają większy wpływ na poglądy polityczne dzieci, ale to zapewne w tych rodzinach, w których o wydarzeniach na tej scenie rozmawia się w obecności czy z udziałem dzieci.
Częściej oszukują innych ci, którzy byli przez ojców karani fizycznie, zaś wychowywani perswazją, upominaniem, tłumaczeniem należą w większości do osób żyjących w prawdzie. Stosowanie przez ojca siły fizycznej w relacjach z własnym dzieckiem powoduje u niego powierzchowne przyswojenie norm moralnych, a zarazem występuje u niego brak poczucia winy przy ich naruszeniu. Stopień agresji jest tym większy u chłopców, im bardziej byli odrzucani i karani fizycznie przez swoich ojców. Inna rzecz, że ludzie genialni oraz wybitnie uzdolnieni najczęściej wychowywani byli bez udziału ojców. Tłumaczy się to tym, że sprzyjało to ich wolnemu, niczym nie skrępowanemu sposobowi wyrażania myśli, a zarazem zaistnieniu bardzo silnej identyfikacji z matką. Chłopcy posiadający silne związki uczuciowe z matką przejawiali szczególne uzdolnienia humanistyczne. Dzieci przejawiające wysoki stopień hojności uważały swych ojców za bardziej opiekuńczych i darzących je ciepłymi uczuciami. U dorosłych skąpców ta zależność jest odwrotna. Podobnie jest ze stopniem altruizmu jako powiązanego z opiekuńczością ojca oraz ilością spędzanego czasu z dziećmi. K. Pospiszyl zwraca uwagę na to, że deprywacja ojcostwa staje się u dorosłych już kobiet i mężczyzn częściej przyczyną alkoholizmu, a także większej u nich skłonności do samobójstw.
Można zatem debatować o ojcostwie i byciu ojcem na różnych poziomach i w różnych kontekstach. To, że kilkuset harcerzy, w większości młodych wychowawców dzieci i młodzieży ZHR, spotyka się ze sobą, by rozmawiać o kryzysie ojcostwa oznacza, że doświadczają jego symptomów wśród swoich podopiecznych. Ważne było dla nich to, czy i jak dalece mogą ingerować w sytuację rodzinną harcerzy, kiedy zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo są oni w swoim domowym środowisku poranieni, pozbawieni uczuć, więzi, troski czy męskiego wsparcia. Oby był to ruch odpowiedzialnego ojcostwa w wydaniu każdego z debatujących w dniu wczorajszym instruktorów. Nie jest im do tego potrzeba profesjonalna edukacja pedagogiczna, gdyż ta wynika z ich harcerskiej praktyki. Jeśli po nią sięgną, a temu też miała służyć ta debata, to skorzystają na tym oni i ich wychowankowie, potencjalni ojcowie.
02 marca 2013
Być ojcem i wychowywać
Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej organizuje w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 19 im. Karola Wojtyły w Łodzi debatę na temat: "Być ojcem i wychowywać". Panel z udziałem prof. dr hab. Michała Seweryńskiego- senatora RP, profesora nauk prawnych; dra Dariusza Cupiała - teologa, autora książki "Na drodze ewangelizacji i ekumenii", współzałożyciela Fundacji im. św. Cyryla i Metodego, pomysłodawcy i koordynatora programu Inicjatywa Tato.Net; dra Aleksandra Kisila - psychologa, inżyniera cybernetyka, dyplomaty, autora m.in. książki "Finanse rodzinne" (wyd. 2000); o. dra Mariusza Słowika OFMConv - teologa, franciszkanina oraz ze mną, poprowadzi Tomasz Bilicki - dyrektor Archidiecezjalnego Ośrodka Adopcyjnego, zastępca dyrektora ds. programowych Centrum Służby Rodzinie w Łodzi.
Twórca wspomnianego powyżej portalu www.tato.net zwraca uwagę na zupełnie nową sytuację społeczną, w jakiej znalazły się współczesne rodziny, w których zarabiający na ich utrzymanie ojciec, często wykonuje swoją pracę z dala od miejsca zamieszkania. Wielu z nich wyjeżdża na delegacje służbowe, a zatem powiększający się dystans między nimi a ich dziećmi rzutuje na jakość procesu pierwotnej i wtórnej socjalizacji, na spójność i trwałość rodziny oraz wzajemne więzi.
W jednym z zamieszczonych w tym portalu tekstów pojawia się zalecenie, by znajdujący się w powyższej sytuacji tata dbał o "emocjonalne konto" swojego dziecka czy dzieci. Uczucia najmłodszych członków rodziny są bowiem jak pieniądze na koncie bankowym. Jeśli ojciec angażuje się w ich życie, a więc jest dla nich dostępny, spełnia ich potrzeby, to nie tylko umacnia więzi emocjonalne, ale inwestuje także w ich dorosłe życie.
"Kiedy praca w biurze zatrzymuje cię do późna, kiedy pracujesz nad projektem całymi nocami w domu, lub kiedy musisz opuścić miasto – to jest jak wycofanie wkładu z konta. Jeśli wiesz, że zbliża się długi wyjazd, np. tygodniowa delegacja, zaplanuj z wyprzedzeniem wiele wpłat na ‘emocjonalne konto’ zanim wjedziesz, aby zrównoważyć wypłaty. Możesz dokonywać drobnych wpłat nawet podczas podróży. Możesz dzwonić do domu codziennie. Nawet, jeśli dzieci nie będą rozmawiały zbyt długo, dźwięk twojego głosu uspokoi je. Jeśli wyjeżdżasz na długi czas, wiedz jak bardzo twoje dzieci będą cenić każdy list lub pocztówkę od ciebie."
Autor tych zaleceń pisze także o tym, by w miarę możliwości pracujący z dala od własnego domu ojcowie skracali w miarę możliwości swoje wyjazdy służbowe oraz komunikowali dzieciom, jak bardzo starają się jak najszybciej powrócić do nich, do domu. To jest niesłychanie ważne, by dzieci miały świadomość tego, że tata nie lubi być z dala od domu i tęskni za nimi. W nagrodę, za każdym razem spotka powracającego do domu tatę najpiękniejszy okrzyk uradowanego i rzucającego się na szyję dziecka: "Taaaaata!!!"
Pojawia się na tej stronie także inny problem, który w polskich rodzinach staje się coraz bardziej obecny i rozpoznawalny, a mianowicie - separacja czy rozwód rodziców, mających i wychowujących dzieci. Przytaczam reguły, którymi posługiwanie się zmniejsza zakres cierpienia dziecka jako ofiary owego rozpadu. Jak kryzys rodzinny przekształcić w rozwój dziecka?
"1. Wytłumacz dziecku, co to jest rozwód/rozstanie. Powinno zrozumieć (na tyle, na ile pozwala mu wiek), co to dla niego oznacza – co się zmieni w jego życiu a co nie.
2. Pozwól mu znaleźć własne sposoby radzenia sobie z wydarzeniami i zmianami, które mu się nie podobają, byleby nie były destrukcyjne – wtedy natychmiast reaguj. Jeśli jednak twoje dziecko wcześniej chodzi spać, dłużej zostaje w szkole, zapisało się na ogromną ilość zajęć pozalekcyjnych i częściej niż dawniej bawi się z kolegami na podwórku, to może właśnie tak próbuje sobie poradzić z kryzysem?
3. Naucz je ujawniać uczucia, także te negatywne, w taki sposób, żeby nie raniło innych i siebie. Jeśli jest między wami zaufanie, nie bój się rozmawiać z dzieckiem o tym, co czuje w związku z waszym rozstaniem.
4. Niech wasze dziecko wie, że nie ponosi winy za wasze rozstanie. W ten sposób nauczy się też, że nie wszystkie wydarzenia w życiu można kontrolować i nie za wszystko jest odpowiedzialne.
5. Gdy twoje dziecko uświadomi sobie, że może nadal kochać zarówno tatę, jak i mamę, i nie musi między nimi wybierać ani opowiadać się po żadnej stronie, wtedy nastąpi przełom – na nowo zbuduje pojęcie „rodziny”.
6. Z czasem przyjdzie też pogodzenie się z faktem, że rodzice nie będą już nigdy razem, choć dziecko bardzo by sobie tego życzyło.
7. Następnym etapem będzie posiadanie własnego zdania przez dziecko na temat twojego ewentualnego nowego związku – to znaczy znajdzie w tym zarówno dobre, jak i trudne strony
8. Kiedy twoje dziecko odbuduje poczucie własnej wartości i będzie gotowe do zdrowych, bliskich związków uczuciowych z innymi, etap lęku przed osamotnieniem i opuszczeniem będzie miało za sobą."
Przewodnią myślą Złazu stały się słowa „Wiara, Siła, Męstwo – to nasze zwycięstwo!” i to właśnie z ich znaczeniem związane było spotkanie. Służba instruktorska, którą pełnią instruktorzy ZHR w różnych częściach naszego kraju, na różnych funkcjach i w różnych wymiarach jest potrzebna Polsce o tyle, o ile będzie owocowała wychowaniem prawdziwie silnych duchem, mężnych i dzielnych mężczyzn – obywateli odpowiedzialnych za jej przyszłość. To właśnie za ich wychowanie maj ą oni poczucie odpowiedzialności jako Organizacja. I to właśnie wychowaniu mężczyzn poświęcili swój Złaz.
01 marca 2013
Spalantowani studenci pedagogiki
O dość specyficznej formie protestu jednego z pracowników naukowych UAM w Poznaniu media huczą już od dwóch dni, dzieląc odbiorców zaistniałego zdarzenia na jego zwolenników i antagonistów w sprawie naruszenia granic tolerancji na oszustwo, złodziejstwo własności intelektualnej, jakim jest plagiat w pracach studentów (w tym przypadku akurat - pedagogiki). Z relacji, jakie docierają z mediów, a te nie są tu obiektywne, wynika troska o studenta jako ofiarę niesłusznego ataku nauczyciela akademickiego, który wywiesił na tablicy ogłoszeń ostrzeżenie, że nie będzie już więcej tolerował "leni i palantów". Są nimi bowiem wszyscy ci, którzy usiłują wyłudzić zaliczenie, lepszą ocenę z określonego przedmiotu na podstawie przywłaszczonej - a przedstawionej jako własna - pracy innego autora. PLAGIAT.
To już jest plaga, o której wielokrotnie pisałem w blogu. Plaga plagiatów zaczyna się w szkołach ponadgimnazjalnych, gdzie uczniowie wćwiczani byli do pozorowania własnej pracy w ramach jednej części egzaminu maturalnego z języka polskiego. Rzecz dotyczy prezentacji w czasie egzaminu wewnętrznego. Skoro nadzór pedagogiczny określił, że musi zdać maturę 80% młodzieży, to i ona postarała się - za namową częściowo także nauczycieli - przedstawić materiał na zaliczenie. Wystarczyło go zamówić w Internecie, zapłacić, skonsultować z nauczycielem języka ojczystego, nauczyć się slajdów na pamięć i zdać. Absolwenci liceów i techników mają zatem przetarte szlaki. Oni wiedzą gdzie, za ile i jak załatwić pracę, na podstawie której będzie można uzyskać stosowny certyfikat na "mądrość".
Temu procesowi ma zapobiec likwidacja prezentacji maturalnych w dotychczasowej formie. Kiedy młodzież trafia do szkół wyższych, najczęściej pierwszym z zadawanych prowadzącym zajęcia pytań jest: "Ile można mieć nieobecności?" oraz "Jak będzie przebiegać egzamin/zaliczenie z przedmiotu?" Nie dotyczy to wszystkich, ale większość studiujących chętnie korzysta z każdego przywileju, jaki zostanie wynegocjowany z nauczycielem akademickim, by mieć jak najwięcej (jak najwyższe noty) przy jak najmniejszym wysiłku z własnej strony. Coraz częściej akademicy spotykają się z wymuszaniem wyższych ocen, bo - jak tłumaczą studenci: "bez wysokiej średniej, nie otrzymają stypendium socjalnego, a znajdują się w ciężkiej sytuacji życiowej". Jak tu nie być empatycznym, skoro młodego człowieka spotykają nieszczęścia, rodzinne dramaty, trudy egzystencji?
Na studiach humanistycznych czy społecznych studiujący powinni jak najwięcej czytać i jak najwięcej pisać, a oni - w dużej reprezentacji tego środowiska - wybierają opcję: jak najmniej czytać i w ogóle nie pisać. A po co mają się wysilać, skoro w każdej chwili mogą kliknąć w swoim smartfonie na ikonkę pozwalającą ściągnąć potrzebną informację, regułę, wyjaśnienia itp.? Po co się uczyć, po co wysilać, po co zabiegać, poszukiwać, dociekać, jak jest tyle ciekawych wydarzeń w środowisku codziennego życia?
Kiedy więc uczelniany profesor zlecił studentom prace pisemne, a ci zarzucili go plagiatami, nie wytrzymał i "walnął pięścią w stół"! Ile można czytać tekstów, o których "autorach" wie się, że mają coś wspólnego z tytułem jednej z lektur szkolnych Ireny Jurgielewiczowej? Jak wpiszecie "Ten Obcy" w wyszukiwarkę, to jedną z pierwszych zakładek będzie nie ta, która zachęca do czytania lektury, do zainteresowania nią, ale do otrzymania jej streszczenia i opracowania ściągi do matury, do pozyskania materiałów pomocniczych do egzaminów. Kto zachęca do tego młodzież? Między innymi tak czynią sami nauczyciele, którzy zarabiają na tym procederze.
Opinia publiczna jest kształtowana także w wyniku odsłaniania przez dziennikarzy, etyków nadużyć, jakie mają miejsce w szkołach wyższych zarówno wśród studentów, jak i ich nauczycieli akademickich. Co miesiąc możemy przeczytać w "Forum Akademickim" raport dr. hab. Marka Wrońskiego o nieuczciwości wśród niektórych naukowców, a nawet osób zarządzających szkołą wyższą. Wielu studentów ima się szansy na niestudiowanie, na unikanie wysiłku intelektualnego, na wykorzystanie nowych technologii ściągnięcia cudzej wartości, by zaprezentować ją jako własną.
Programy antyplagiatowe częściowo wyłapują przekraczanie granic przyzwoitości i prawa, ale są jak durszlak z dużymi otworami. Nie wychwycą wszystkiego tym bardziej, że toczy się gra w policjantów i złodziei. Pozorujący studiowanie usiłują przechytrzyć ów system, ale nie będę tu pisał o tym, jak to czynią, chociaż wiem, że ma to miejsce. Co nam pozostaje? Apelowanie do studenckich sumień? Moralizowanie? Administrowanie?
Czego powinniśmy oczekiwać od studenta pedagogiki? Jakim powinien być absolwent tego kierunku studiów? Czy uniwersytet ma wpływ na formację osobowościową studentów? Czego można wymagać od studentów? Takich cech i oczekiwań można by wymieniać dziesiątki, ale nie ulega wątpliwości, że o ile nie wszystkie mogą być przedmiotem akceptacji całego środowiska, to jednak cnota uczciwości powinna być jedną z kluczowych w każdym zawodzie zaufania publicznego. Problem polega na tym, że owa cecha (cnota, właściwość) nie jest efektem instytucjonalnego kształcenia, gdyż nabywa się ją i szlifuje, interioryzuje w toku przedakademickiej socjalizacji, najpierw w rodzinie, a potem w kolejnych środowiskach wychowawczych.
Dość specyficzny w treści "List otwarty do studentów" dra hab. Marka Andrzejewskiego prof. UAM był - jak się wydaje - próbą zwrócenia uwagi na zjawisko, które wymaga akademickiego katharsis. Być może uderzenie w stół nie zatrzyma karawany kłamstwa i fikcji, i pójdzie ona dalej. Być może stylistyka komunikatu była tu zbyt przesadzona, ale gdyby nie ona, nie mówilibyśmy dzisiaj o tym, co denerwuje i frustruje wszystkich uczciwych. Czyżby byli już w mniejszości?
27 lutego 2013
Rtęciowa edukacja
Nie sposób nie odnotować tego, co ostatnio wydarza się w Łodzi, rzutując na procesy edukacyjne lub je lekceważąc. Najpierw PORAŻAJĄCA WIADOMOŚĆ, że z laboratorium Politechniki Łódzkiej skradziono już kilka miesięcy temu 700 gram azotanu rtęci, a więc śmiertelnie niebezpiecznej substancji, a władze uczelni raczyły o tym powiadomić policję dopiero w ubiegły piątek. Ciekawe, komu i do czego potrzebna była tak duża ilość rtęci?
Prawdopodobnie rtęć zaszkodziła radnym z Platformy Obywatelskiej, skoro 25 lutego Miejska Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Łodzi wydała pozytywną opinię o lokalizacji punktu sprzedaży alkoholu bezpośrednio przy placu zabaw - boisku dla dzieci do lat 12 (ul. Babickiego 6). Pismo wiceprezesa Spółdzielni Mieszkaniowej, która wybudowała kompleks sportowo-rekreacyjny z przeznaczeniem przede wszystkim dla dzieci i uczniów szkoły podstawowej, nie przekonało większości członków Komisji. w okresie od wiosny do jesieni z urządzeń i placu korzysta wiele dzieci. Zastępca prezesa Spółdzielni jednoznacznie wskazał w swoim piśmie, że sprzedaż alkoholu w pobliżu tego placu zabaw dla dzieci jest niewskazana. Lokalni politycy nie wiedzą, że obowiązuje uchwała Rady Miejskiej w Łodzi, która zabrania lokalizacji punktów sprzedaży alkoholu w takich właśnie miejscach.
Niektórzy członkowie Komisji uznali, że specjalnie urządzone boisko dla dzieci do lat 12 nie jest sensu stricte placem zabaw. Za pozytywną opinią głosowało 14 osób, przeciw były 4 osoby (Piotr Adamczyk, Henryka Rak z "Powrót z U", Marek Podlaszczuk ze Szpitala Babińskiego, Tomasz Bilicki). Wstrzymała się 1 osoba (policjant).
Jak pisze Tomasz Bilicki: "Obrady prowadziła Elżbieta Rosochacka, która nie dopuściła do dyskusji przed podjęciem uchwały, a plac zabaw nazwała "małym". Po uchwale rozpoczęła się półgodzinna bitwa - protestujący głos zabierał wyłącznie Piotr Adamczyk i
ja; reszta boi się, że nie zostanie członkami komisji w przyszłej kadencji (w marcu powinna być powołana nowa komisja). Najbardziej ZA byli radni PO: Paweł Bliźniuk i Andrzej Kaczorowski Wkrótce nie będzie już tego problemu, gdyż w nowej
propozycji uchwały place zabaw zostały wykreślone."
Wreszcie dotarł z Łodzi do Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN list następującej treści:
Wielce Szanowny Panie Profesorze,
z wielkim żalem informuję Pana Profesora o zaskakującej i szkodliwej decyzji władz Uniwersytetu Medycznego w Łodzi odnośnie drastycznego ograniczenia nauczania historii medycyny oraz likwidacji istniejącego w strukturach uczelni od 1945 r. Zakładu Historii Medycyny i Farmacji (jego założycielem i pierwszym kierownikiem był wybitny laryngolog i historyk medycyny prof. Jan Szmurło). Jest to wypadek w wyższych uczelniach bezprecedensowy, bowiem do tej pory deprecjonowanie i likwidowanie nauczania historii miało miejsce w szkołach średnich. Likwidacja Zakładu Historii Medycyny i Farmacji w Uniwersytecie Medycznym w Łodzi budzi również negatywne skojarzenia z przeszłością, albowiem, jak Pan Profesor doskonale pamięta, historię medycyny wyeliminowano z programów nauczania w akademiach medycznych w okresie stalinowskim, spychając ten przedmiot w formalny niebyt.
Serdecznie pozdrawiam
Prof. Jerzy Supady
Ps. W łódzkiej uczelni medycznej istnieje, co prawda, na Wydziale Wojskowo-Lekarskim (dawny WAM), Zakład Historii Nauk i Medycyny Wojskowej, ale o zupełnie odmiennym i wielokierunkowym (socjologia, psychologia, filozofia medycyny itp.) profilu nauczania. Historia medycyny wojskowej jest tylko jednym z przedmiotów.
Łódź, 26 lutego 2013 r.
Rtęć przenika coraz bardziej... także do edukacyjnego podłoża.
Prawdopodobnie rtęć zaszkodziła radnym z Platformy Obywatelskiej, skoro 25 lutego Miejska Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Łodzi wydała pozytywną opinię o lokalizacji punktu sprzedaży alkoholu bezpośrednio przy placu zabaw - boisku dla dzieci do lat 12 (ul. Babickiego 6). Pismo wiceprezesa Spółdzielni Mieszkaniowej, która wybudowała kompleks sportowo-rekreacyjny z przeznaczeniem przede wszystkim dla dzieci i uczniów szkoły podstawowej, nie przekonało większości członków Komisji. w okresie od wiosny do jesieni z urządzeń i placu korzysta wiele dzieci. Zastępca prezesa Spółdzielni jednoznacznie wskazał w swoim piśmie, że sprzedaż alkoholu w pobliżu tego placu zabaw dla dzieci jest niewskazana. Lokalni politycy nie wiedzą, że obowiązuje uchwała Rady Miejskiej w Łodzi, która zabrania lokalizacji punktów sprzedaży alkoholu w takich właśnie miejscach.
Niektórzy członkowie Komisji uznali, że specjalnie urządzone boisko dla dzieci do lat 12 nie jest sensu stricte placem zabaw. Za pozytywną opinią głosowało 14 osób, przeciw były 4 osoby (Piotr Adamczyk, Henryka Rak z "Powrót z U", Marek Podlaszczuk ze Szpitala Babińskiego, Tomasz Bilicki). Wstrzymała się 1 osoba (policjant).
Jak pisze Tomasz Bilicki: "Obrady prowadziła Elżbieta Rosochacka, która nie dopuściła do dyskusji przed podjęciem uchwały, a plac zabaw nazwała "małym". Po uchwale rozpoczęła się półgodzinna bitwa - protestujący głos zabierał wyłącznie Piotr Adamczyk i
ja; reszta boi się, że nie zostanie członkami komisji w przyszłej kadencji (w marcu powinna być powołana nowa komisja). Najbardziej ZA byli radni PO: Paweł Bliźniuk i Andrzej Kaczorowski Wkrótce nie będzie już tego problemu, gdyż w nowej
propozycji uchwały place zabaw zostały wykreślone."
Wreszcie dotarł z Łodzi do Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN list następującej treści:
Wielce Szanowny Panie Profesorze,
z wielkim żalem informuję Pana Profesora o zaskakującej i szkodliwej decyzji władz Uniwersytetu Medycznego w Łodzi odnośnie drastycznego ograniczenia nauczania historii medycyny oraz likwidacji istniejącego w strukturach uczelni od 1945 r. Zakładu Historii Medycyny i Farmacji (jego założycielem i pierwszym kierownikiem był wybitny laryngolog i historyk medycyny prof. Jan Szmurło). Jest to wypadek w wyższych uczelniach bezprecedensowy, bowiem do tej pory deprecjonowanie i likwidowanie nauczania historii miało miejsce w szkołach średnich. Likwidacja Zakładu Historii Medycyny i Farmacji w Uniwersytecie Medycznym w Łodzi budzi również negatywne skojarzenia z przeszłością, albowiem, jak Pan Profesor doskonale pamięta, historię medycyny wyeliminowano z programów nauczania w akademiach medycznych w okresie stalinowskim, spychając ten przedmiot w formalny niebyt.
Serdecznie pozdrawiam
Prof. Jerzy Supady
Ps. W łódzkiej uczelni medycznej istnieje, co prawda, na Wydziale Wojskowo-Lekarskim (dawny WAM), Zakład Historii Nauk i Medycyny Wojskowej, ale o zupełnie odmiennym i wielokierunkowym (socjologia, psychologia, filozofia medycyny itp.) profilu nauczania. Historia medycyny wojskowej jest tylko jednym z przedmiotów.
Łódź, 26 lutego 2013 r.
Rtęć przenika coraz bardziej... także do edukacyjnego podłoża.
Subskrybuj:
Posty (Atom)