17 maja 2012

Pedagogiczna współpraca między naukowcami Polski i Ukrainy

(fot.: T. Lewowicki, F. Szlosek)

W dniu dzisiejszym w Ambasadzie Ukrainy odbędzie się spotkanie przedstawicieli władz Komitetów Nauk Pedagogicznych Polski i Ukrainy oraz zaproszonych gości, naukowców, polityków i oświatowców w związku z uroczystą promocją książek profesorów Wasyla G. Kremienia - "Filozofia antropocentryzmu w edukacyjnej przestrzeni", Tadeusza Nowackiego - "Marzenia" i wydanej pod redakcją Nelli Nyczkało - "Pracy socjalnej".

Niewątpliwie będzie to kolejna okazja do podziękowania za zaangażowanie naukowców obu państw we współpracę naukowo-badawczą i dydaktyczną, która ma miejsce od 1995 r. Promowane dzisiaj dzieła naukowe i humanistyczny esej znakomicie wpisują się w dokonania szczególnego wymiaru. Oto częściowo kumulują się w nich wyniki wieloletnich, wspólnych i indywidualnych badań, odbywających się systematycznie bilateralnych debat naukowych, potwierdzając tym samym owoce nie tylko bezpośredniej współpracy pedagogów obu państw, ale – co jest niezwykle ważne – udostępniając je, dzięki przekładom na języki narodowe, także szerszemu gronu ich odbiorców.

(fot. W.A. Kremień, M. Malski)

Wydanie na Ukrainie niezwykle pięknej książki pt. „Marzenia”, niedawno zmarłego nestora polskiej pedagogiki prof. Tadeusza Nowackiego, jest także wyrazem szacunku i uznania dla jego myśli, ale i szczerej przyjaźni, dzięki której osobiste relacje między naukowcami obu państw przekładały się zarazem na szeroką wymianę akademicką. W obu krajach wydano w ciągu ostatniej dekady wiele książek jubileuszowych z okazji różnych wydarzeń, a obejmujących istotne dla każdego z państw wydarzenia, ich rocznice, jak przede wszystkim klasykę spośród dzieł naukowych, które godne są obustronnego upowszechnienia.

Przetłumaczono z języka ukraińskiego na język polski kilkanaście książek, w tym: Mistrzostwo Pedagogiczne autorstwa profesora Iwana A. Zjaziuna, pierwszego Ministra Oświaty w wolnej Ukrainie; Filozofia edukacji oraz Filozofia antropocentryzmu w edukacyjnej przestrzeni, autorstwa profesora Wasyla G. Kremieńa, wieloletniego Prezydenta Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy, Ministra Oświaty i Nauki Ukrainy w latach 1998 – 2005; Społeczeństwo zorganizowane – autorstwa Wiktora W. Andruszczenko - Rektora Uniwersytetu Pedagogicznego im. Dragomanowa w Kijowie, Wiceministra Oświaty i Nauki w latach 2007 – 2009; Podstawy teorii wychowania - Iwana D. Becha Dyrektora Instytutu Wychowania Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy w Kijowie; Podstawy psychopedagogiki korekcyjnej. Oligofrenopedagogika Wiktora M. Syniowa - Dyrektora Instytutu Pedagogiki Korekcyjnej i Psychologii Narodowego Uniwersytetu im. Dragomanowa w Kijowie i wiele in. pozycji książkowych.
(fot. F. Szlosek, S. Myronchuk)

Przetłumaczono z języka polskiego na język ukraiński kilka pozycji książkowych wybitnych, polskich pedagogów, w tym, m. in. profesorów - Tadeusza Nowackiego, Czesława Kupisiewicza , Franciszka Szloska , Heleny Marzec, Grzegorza Kiedrowicza i innych autorów. Wydano 13 tomów rocznika pt.” Pedagogika i psychologia oświaty zawodowej” pod redakcją Iwana A. Zjaziuna, Nelli Nyczkało oraz Tadeusza Lewowickiego i Jolanty Wilsz. Zorganizowano 12 wspólnych konferencji naukowych, w tym 7 na Ukrainie i 5 w Polsce dotyczących teoretycznych i praktycznych podstaw pedagogiki i procesu edukacyjnego. Wydano 12 tomów książek stanowiących efekt wspomnianych tu konferencji oraz pozycje książkowe, które są pokłosiem Forów Naukowych „POLSKA-UKRAINA” (np. Kształcenie ustawiczne do wielokulturowości, pod red. Tadeusza Lewowickiego i Franciszka Szloska.

W 1999 roku nieformalnie, a w 2005 roku oficjalnie powołano do życia Towarzystwo Naukowe „Polska-Ukraina”. Zrealizowano ponad 40 staży naukowych w ukraińskich i polskich uczelniach oraz instytutach naukowo – badawczych. Prowadzone są wspólne badania w ramach unijnych programów m.in. Leonardo da Vinci. Zainicjowany przez prof. Jerzego Buzka konkurs pt.” Debiut naukowy – Zrównoważony rozwój” rozszerzono o udział ukraińskich studentów i doktorantów. Zorganizowano wymianę studentów pomiędzy kilkoma uczelniami Polski i Ukrainy. Pośredniczono w nawiązaniu współpracy wielu środowisk naukowych i naukowo - dydaktycznych, które zaowocowały podpisaniem dwustronnych umów akademickich.


Jak na kilkanaście lat wzajemnej współpracy, to jest to bardzo duży dorobek naukowy, dzięki któremu możemy wzajemnie uczyć się od siebie swoistości nauk o wychowaniu i wzbogacać o idee, praktyki i nieobecne w świadomości obu społeczeństw wymiary troski o edukację, pozwalające doskonalić w obu krajach procesy oświatowe, wychowawcze, ale i metodologię własnych badań. To, co nas niewątpliwie zbliża do siebie, to myślenie kategoriami autentycznej edukacji rozumianej jako wspomaganie rozwoju osobowości młodych pokoleń, a szczególnie ich świata duchowego. To także zmaganie się pedagogów obu krajów z przeciwnościami losu, by zagwarantować godne warunki do życia pełnią życia, by – jak pisał prof. Tadeusz Nowacki – umieć przeżywać odpowiedzialność za siebie, swój świat i innych.

Brakuje nam dzisiaj autora promowanej właśnie książki „Marzenia”, który tyle serca i własnego zaangażowania włożył także w akademicką współpracę między naszymi narodami. Są jednak jego uczniowie, kolejni mistrzowie, pedagodzy, jak prof. S.M. Kwiatkowski, F. Szlosek czy zakorzenieni już w polskich uczelniach publicznych i niepublicznych na stałe profesorowie ukraińskich szkół wyższych, którzy kontynuują i pogłębiają walory tej współpracy. Istotnie, poszerzanie polsko-ukraińskiej współpracy akademickiej rodzi nadzieję na włączenie się także z naszym udziałem Ukrainy w struktury Unii Europejskiej, a wymiana naukowa i kulturalna są najlepszą forpocztą tego typu przemian.

Już teraz musimy jednak mieć więcej możliwości do poznania, zrozumienia i doskonalenia także naszych, narodowych rozwiązań oświatowych, prawnych, by były przestrzegane prawa człowieka, nawet jeśli obecne ustawodawstwo temu nie sprzyja w wymarzonym zakresie. Profesor Wasyl Kremień pisze w jednej ze swoich rozpraw, że (…) dla postępu historycznego konieczne jest wspólne zaufanie do władzy. My dodajemy do tego doświadczenia ewolucyjnego doskonalenia prawa, potrzebę włączania się świata nauki i oświaty w szeroko pojmowaną socjalizację polityczną społeczeństw, by nie dochodziło w nich do absurdów czy paradoksów, kłócących się z humanizmem, o który tak zabiegamy własną aktywnością pedagogiczną.


W każdym otwartym, pluralistycznym społeczeństwie potrzebny jest udział pedagogiki w budowaniu kultury społecznego oporu, rozumianego jako opór transformatywny, który nie anarchizuje życia społecznego, nie paraliżuje szeroko rozumianej władzy, ale wspomaga każdą ze stron obywatelskiego życia w odnajdywaniu rozwiązań godnych ponowoczesnego humanizmu. Szkolnictwo wyższe może w tym zakresie odegrać istotną rolę, dlatego takie spotkanie, jak dzisiejsze, utwierdza mnie w przekonaniu, że warto, często wbrew poprawności politycznej, prowadzić współpracę ponad podziałami, ponad nieczytelnością czy propagandową manipulacją, by przekraczane były granice na rzecz budowania w każdym z nas mistrzostwa pedagogicznego.

Przed nami wspólne Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, które – mam nadzieję – otworzą granice naszej gościnności, sprawności organizacyjnej i szeroko rozumianej kultury pedagogicznej. Spełniają się bowiem marzenia nie tylko młodych pokoleń o organizacji święta sportu w ramach jednej z jego dyscyplin, ale i to, o czym pisze Tadeusz Nowacki uczulając nas w swojej rozprawie na to, by obok marzeń stosunkowo płytkich, codziennych, krótkookresowych, mieć także marzenia znacznie głębsze i poważniejsze, bo są one podstawą dążeń między- i transkulturowych. To one nadają sens naszemu życiu, gdy otwierają perspektywę na realizację pożądanych idei. A zatem podążajmy za własnymi marzeniami, by spełniały się nie tylko te, które są realizowalne, ale także te - wynoszące nas ku szczytom własnych dążeń i wyobraźni.

16 maja 2012

Ubóstwo dzieci z nowobogackich rodzin

Przysłuchiwałem się wczoraj dyskusji pani dr hab. Heleny Marzec profesor Piotrkowskiej Filii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, jaką prowadziła ze swoimi studentkami pedagogiki na temat zmieniającej się funkcji rodziny w wychowaniu dzieci. W trakcie wymiany poglądów przytaczała wyniki badań jakościowych (opublikowane przez nią wcześniej w rozprawie pt. Dobrobyt materialny szansą czy zagrożeniem wychowania w rodzinie, Piotrków Trybunalski: Naukowe Wydawnictwo Piotrkowskie 2006) na temat dzieciństwa dzieci z rodzin o wysokim statusie materialnym. Wspomniane badania przeprowadziła artystka plastyk dr A. Kiełkiewicz - adiunkt z tej uczelni, która zadała dzieciom prace na temat czasu wolnego, jaki spędzają w swoich rodzinach. Pokazane studentkom rysunki rzeczywiście głęboko poruszyły młode kobiety, przygtowujące się nie tylko do zawodu pedagoga, ale w jakiejś mierze także do swojej przyszłej roli macierzyńskiej i rodzicielskiej. Oto wybrane trzy ilustracje w wykonaniu uczniów ze szkoły podstawowej oraz ich dziecięce wyjaśnienie:

Praca dziecka „Mój dom” – (s. 139)


W moim domu jest wszystko co tylko się da za duże pieniądze kupić. W moim pokoju też. Jestem jedynakiem, więc moi rodzice o mnie dbają, no bo o kogo niby mają się troszczyć, jak nawet psa ani kota tu nie ma. Mam w pokoju kolorowy telewizor, magnetofon, dużo muzyki na płytach i mnóstwo książek we własnej bibliotece. Dla mnie jednak to więzienie! Siedzę nieraz i zazdroszczę biednym dzieciom. Mnie nie wolno wyjść, bo się ubrudzę albo i zarażę. Żadnych kolegów, bo to wszystko, hołota obok – mówi tata. Nie wytrzymam tego! Mam o to wielki żal do rodziców, ale proszę im tego nie mówić. Będą wymówki! Oni przecież wiedzą najlepiej co mi jest do szczęścia potrzebne – tak mówią.

Praca dziecka „Mój dom” nr 2 – (s. 140)


Pani może myśli, ża zapomniałam oczy i usta, że to niedokończone? Wcale nie! To się będzie nazywało „ślepy portret”, bo my z mamą to już nie chcemy patrzeć na to, co z nami będzie przez tatusia. I co z tego, że on nam daje dużo pieniędzy, że jedziemy na wczasy do Włoch i do Hiszpanii, co z tego?!!! Tak w rzeczywistości jest, że my go nie obchodzimy, bo nas bije jak się zdenerwuje. Ale nikt o tym nie wie, tylko jedna pani sąsiadka, bo mamusia do niej uciekła kiedyś i ona się litowała nad losem naszym – matki i córki.

Praca dziecka – Mój tata” (s. 142)


Mama mówi, że jak tata upije się, to wygląda jakby diabeł w niego wstąpił i tak to jest właśnie, że muszę się za niego wstydzić przed blokiem. Ale jemu nikt w oczy nie powie, bo ma ważność ze względu na to, że jest dyrektorem i pan Heniek i pan Bronek mu podlegają, a są z tego samego bloku, tylko mają po jednym mieszkaniu, a my po dwa, razem 6 pokojów i dwie łazienki, bo to ma być potem dla mnie, jak się ożenię….

Przywołałem powyższy wycinek badań, gdyż w dn. 18 - 19 maja br. trwać będą Łódzkie Dni Rodziny. Jak piszą Organizatorzy:

Współczesna rodzina przeżywa kryzys, jest wartością niedocenianą i marginalizowaną. Tymczasem to od rodziny zależy przyszłość każdego z nas. Prawdziwa władza jest w rękach rodziców wychowujących przyszłych polityków, przedsiębiorców, pracodawców i pracowników. Przypomnieniu roli rodziny służą, odbywające się już od 19 lat, Łódzkie Dni Rodziny. W bieżącym roku trwają od 12 do 27 maja. Tegorocznym hasłem przewodnim jest „Geniusz Matki”, co nawiązuje do 25. rocznicy wizyty Jana Pawła II w Łodzi, który podkreślił w naszym mieście wyjątkową rolę macierzyństwa.

Głównymi organizatorami Łódzkich Dni Rodziny są Centrum Służby Rodzinie w Łodzi oraz Fundacja Służby Rodzinie „Nadzieja”. Łódzkie Dni Rodziny współfinansowane są przez Miasto Łódź. Program obejmuje: konferencje, warsztaty, spotkania integracyjne, Jubileusz Małżeństw oraz festyn dla rodzin.
Więcej informacji: http://www.csr.org.pl/ldr/XIX/

Może warto sięgnąć głębiej w czasie konferencyjnych debat do sytuacji dzieci, których socjalizacja wcale nie musi być lepsza tylko dlatego, że ich rodzice są zamożnymi ludźmi. Pieniądze - jak się okazuje - szczęścia nie dają. Wielu ich pozbawiają.

15 maja 2012

W poszukiwaniu pedagogicznego arché


to tytuł rozprawy naukowej Andrzeja Ryka z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, który opublikował ją w Wydawnictwie Naukowym tego Uniwersytetu z podtytułem: "Zarys systemów pedagogicznych". Nie ukrywam, że lubię czytać tego typu rozprawy naukowe, gdyż wpisują się one w bardzo rzadko prowadzone w humanistyce, a w naukach o wychowaniu w szczególności, badania podstawowe, nawiązujące do fundamentalnych przesłanek pedagogiki jako dyscypliny naukowej. Można nie zgadzać się z niektórymi tezami Autora, ale warto prześledzić tok jego dociekań oraz miejscami wciągającą głębię narracji, która jest wynikiem trudnych studiów historyczno-problemowych istotnej dla podjętego tematu literatury przedmiotu.

Andrzej Ryk wprowadza bardzo potrzebne wątki dociekań związane ze sposobem rozumienia arché w ujęciu filozoficzno-pedagogicznym, przywołuje spór o paradygmatyczność nauk, w tym także nauk o wychowaniu oraz ukazuje implikacje badań współczesnych na styku tak filozofii, jak i pedagogiki. Sam lepiej „czuje się” w analizach filozoficznych, niż pedagogicznych. Prowadzona przez niego narracja jest zdecydowanie bogatsza i głębsza źródłowo w filozofii, co nie jest bez znaczenia dla pedagogów, wzbogacając ich refleksję przede wszystkim w wymiarze epistemologicznym. Znakomicie odzwierciedlają to także tytuły poszczególnych rozdziałów i ich zawartość:

1. Od filozofii do pedagogiki

2. Ogólne pojęcie systemu oraz jego podstawowe elementy

3. Próba wyeksponowania podstawowych systemów pedagogicznych

3.1. System pedagogiki esencjalistycznej

3.2. System pedagogiki podmiotowej (dramatu)

3.3. System pedagogiki przedmiotowej (adaptacyjno-społeczny)

3.4. System pedagogiki konstruktywistycznej

3.5. Deklaratywna systemowość pedagogiki ponowoczesnej (dekonstruktywnej)

4. Podstawowe rekapitulacje.

Autor ciekawie wyjaśnia istotę podstawowych pojęć dla tematu swojej rozprawy, jak arché czy system pedagogiczny, przyczyniając się do porządkowania rzeczywistości pedagogicznej. Znaczące jest we współczesnych analizach myśli pedagogicznej konstruowanie systemów wiedzy pedagogicznej, które różnicują ją w zależności od źródłowego dla każdego jej nurtu kierunku filozoficznego (ujęcie za G.L. Gutkiem). Próby rekonstruowania podstawowych dla poszczególnych ujęć filozoficznych systemów pedagogicznych są pogłębieniem ich głównie z filozoficznej perspektywy, pozostawiając pedagogom możliwość ich dopełnienia. Nie można ich zatem nazywać systemami pedagogicznymi, ale filozoficznymi, których adresatem jest pedagogika. Mamy zatem książkę, która - w odróżnieniu od przywoływanego tu Geralda L. Gutka - jest interesującą filozofią dla pedagogów, aniżeli filozofią pedagogiczną w ujęciu systemowym.

Jak pisze A. Ryk w zakończeniu rozprawy: (...) prezentowana monografia nie rości sobie prawa do wyczerpania zadanego tematu. Autor traktuje ją jako głos w jakże ważnej dyskusji dotyczącej pedagogiki w dobie współczesnej. Owa debata wydaje się wciąż szczególnie trudna, gdyż nadal wielu pedagogów prezentuje raczej hermetyczną niż hermeneutyczną postawę w stosunku do rozumienia prawdy o człowieku.Samo bowiem ścieranie się - często tak bardzo przeciwstawnych sobie systemów ideowych myśłenia o pedagogice i w pedagogice - nie jest samo w sobie złe. Pedagogiczne systemy - oparte na jakimś rodzaju wydobytego arché - nie tylko powinny odzwierciedlać stałe i niezmienne prawdy o człowieku, ale również uwzględniać często nowy kontekst - horyzont, w jakim temu człowiekowi przyszło żyć". (s.307)

Warto sięgnąć po tę lekturę, która wynagradza nam poświęcony jej czas rekonstrukcją podstawowych systemów pedagogicznej myśli o filozoficznej inspiracji jako zasadniczych rodzajów pedagogicznego arché.

14 maja 2012

Nowość w kształceniu pedagogicznym

To będzie hit tego roku. Żaden kierunek studiów nie będzie tak atrakcyjny, jak właśnie PEDAGOGY OF ENERGY MODELS - co w tłumaczeniu na język polski powinno oznaczać: PEDAGOGIKA ENERGETYCZNYCH MODELEK. Czas najwyższy w walce konkurencyjnej o rynek kandydatów na studia, wprowadzić anglojęzyczne nazwy nowych kierunków, żeby być super trendy. Skoro w duchu Deklaracji Bolońskiej uczelnie mają przeorientować swoje oferty edukacyjne na potrzeby rynku i zapotrzebowanie pracodawców, skoro nie ma znaczenia to, jak dotychczas kształcono w uniwersytetach i akademiach, kogo i po co, tylko liczy się popyt i podaż, to wiadomo, że najbardziej kreatywna kadra akademicka w zakresie wymyślania nowych specjalności dla kierunku studiów musi na powyższe procesy i oczekiwania reagować szybko i skutecznie. Właśnie dlatego powstała nowa specjalność studiów, o niezwykle tajemniczej nazwie, energetyzującej opinię społeczną, poruszająca wyobraźnię i generująca kadry dla tysięcy miejsc pracy.

Wszyscy wiedzą, że zawód pedagoga, ze względu na jego feminizację, powinien brzmieć - pedagożka. Językoznawcy jednak przestrzegają przed takim określeniem, bo będzie ono rodzić cały szereg nieporozumień, a przede wszystkim błędów w pisowni i negatywnych skojarzeń. Jeszcze ktoś napisałby: "pedagorzka" albo zwrócił się do koleżanki po fachu: "moja Ty słodka pedagorzko" i został z tego powodu skrytykowany przez popraw(-io)nych politycznie.

Tak więc, zdradzam tajemnice najnowszego kierunku studiów, przeboju tegorocznej rekrutacji: PEDAGOGY OF ENERGY MODELS. Będą to studia - w pierwszym roku pilotażowe - tylko i wyłącznie dla kobiet. Jeśli pilotaż się sprawdzi, to jest szansa na wersję homogeniczną płciowo, a więc osobno dla kobiet, osobno dla mężczyzn i osobno dla dzieci. W tym ostatnim przypadku rzecz dotyczy uniwersytetów dziecięcych.

Zajęcia będą prowadzone językiem ... cyfrowej fotografii. Kształcić się bowiem będzie dla potrzeb agencji modelek i hostess w wariancie I kategorii, a więc agencji o stabilnej i wysokiej renomie, współpracujących z wieloma uznanymi MARKAMI w kraju i za granicą, II kategorii - dla firm i przedsiębiorstw krajowych, którym grozi upadłość i III kategorii - dla przydrożnego samozatrudnienia (odmiana pedagogiki leśnej, "zielonej pedagogiki" itp.). Absolwentki tych studiów znajdą zatrudnienie w charakterze wynajmu jako reprezentacyjne, wykształcone, wielojęzyczne:
- hostessy (rynek potrzebuje ok. 15 tys.),
- koordynatorki dowolnej wielkości ogólnopolskich kampanii promocyjnych, samplingowych, animacyjnych w ramach pracy w grupach (metoda projektów z udziałem od kilku do nawet kilkuset hostess i hostów jednocześnie),
- po licencjackiej pedagogice bezpieczeństwa mogą być zatrudniane w charakterze stałego nadzoru, outsourcingu, obsługi prawnej akcji,
- również wg życzeń klientów absolwentki tych studiów mogą obsługiwać różnego rodzaju stoiska, reklamować po ścieżce edukacyjnej z socjologii materiały promocyjne, stroje, stylizacje itp.

Kończące licencjacką pedagogikę międzykulturową mogą liczyć na wynajem w kraju i zagranicą do organizacji pokazów mody, imprez okolicznościowych, integracyjnych dla firm, gal, targów itp. Wreszcie po edukacji muzycznej czy artystycznej znajdą zatrudnienie jako pedagogs of energy models w obsłudze koncertów, bankietów, targów, konferencji naukawych wyższych szkół prywatnych, zaś po studiach I stopnia z marketingu i zarządzania mogą studiować tę pedagogikę, by w przyszłości tworzyć dowolne reklamy, katalogi i ulotki przedwyborcze. Prowadzący studia na kierunku: PEDAGOGY OF ENERGY MODELS gwarantują nabycie kompetencji w zakresie profesjonalnego zarządzania karierą modelek w globalnym modelingu.

Dzięki monitorowaniu losów absolwentek możliwe będzie długofalowe rozplanowanie ich kariery, indywidualne podejście oraz profesjonalizm zapewniany przez zespół odpowiednio wyselekcjonowanych współpracowników z Biura Karier Zawodowych. Przyszłym pedagożkom, by było im słodko, uczelnia zapewnia fachowe konsultacje, pełną opiekę oraz bezpłatne, profesjonalne (z udziałem uznanych specjalistów od wizażu, choreografii) sesje zdjęciowe. Zdjęcia studentek o perfekcyjnych wymiarach będą publikowane na stronie internetowej wyższej szkoły prywatnej i w tabloidach. Ze względu na niezwykle duże zainteresowanie nowym kierunkiem studiów wprowadza się pomiary kwalifikacyjne:
wzrost: 172
biust: 87
talia: 63
biodra: 90

Kolor oczu nie odgrywa tu szczególnej roli. Jeśli już, to dopiero po ukończeniu tych studiów. Po raz pierwszy jest też szansa na to, że pedagogika tej specjalności uzyska dotację z ministerstwa przemysłu, gdyż w ramach tego kierunku kształcić się będzie dla potrzeb przemysłu (o czym poniżej). Jak słusznie zachęcają do tej profesji pracodawcy, a uczelnie powinny kierować się tylko i wyłącznie ich wskazaniami:

Absolwentki czeka fascynujące zajęcie. Kariera w tym zawodzie to możliwość odbycia wielu niesamowitych podróży, dzięki którym spotkasz na swojej drodze interesujących ludzi i zobaczysz wiele ciekawych miejsc. To także okazja, by zmienić otoczenie, zaistnieć w świecie. To wreszcie pełna niezależność finansowa, w trakcie i po jej zakończeniu. Ważne jest jednak to, by uświadomić sobie, że modeling to bardzo konkurencyjny przemysł. Liczy się w nim Twój dobry wygląd, ale sukces osiągniesz tylko dzięki pracy, wytrwałości, odpowiedniemu podejściu.

Już określono warunki, jakie trzeba spełnić, by zostać przyjętym na te studia:

Konieczny jest dobry wygląd, szczupła lub bardzo szczupła sylwetka, zadbane ciało, bowiem sukces osiąga się w tym zawodzie nie tylko dzięki pracy, wytrwałości, odpowiedniemu podejściu. Ważne jest przy tym nie tylko to, w co się ubierzesz, kiedy przyjdziesz zapisać się na te studia, ale i to, jak ćwiczysz. Istotna jest też w tej pracy odpowiednia dieta, X-factor, must be the music, punktualność, kreatywność, pozytywne nastawienie oraz wyciąganie wniosków po każdej nowej pracy i castingu.




13 maja 2012

Wystarczy, że płacą za "studia" bez studiowania

Otrzymałem dzisiaj list od studentki wyższej szkoły prywatnej w Łodzi, w którym zwraca się do mnie o pomoc, nie wiedzieć dlaczego, bo na szczęście nie mam z tą szkołą nic wspólnego. Czy to zatem jest jakaś prowokacja, czy może realny problem, z którym nie radzą sobie ci, którzy są zań odpowiedzialni?

Studentka pisze, co następuje (dane personalne zmieniam dla ochrony zainteresowanych tym osób, przy czym treść i stylistyka pisma jest zgodne z oryginałem):

Dzień dobry. Nazywam się Joanna K. i niestety mam dość poważny problem z wyższą szkołą prywatną w łodzi, mianowicie chodzi o studia podyplomowe na kierunku Terapia zajęciowa - przedmiot pedagogika zabawy z p.Joanną P. Nie byłam na kilku zajęciach /zresztą nie tylko ja / bo być nie mogłam z ważnych przyczyn /jestem z X, pracuję na Uniwersytecie X, sama jestem nauczycielką/ i chciałabym jakoś tę pedagogikę zabawy zaliczyć ale nie daje mi się takiej możliwości bo p.P. nie odpisuje na maile,niestety też jej nie zastałam na tej szlachetnej uczelni gdy ostatnio pojechałam do ŁODZI ...p. P. wyszła z zajęc godzinę wcześniej .Jest to dla mnie wszystko tak niepojęte że zwyczajnie brak mi wiedzy co mam dalej robić .Rozmowy z kierownikiem studiów podyplomowych też nic nie dają bo pani kierownik Anna P. uważa że jak nie byłam na kilku zajęciach to przecież mi nie zależy .Zapłaciłam za te studia i chociażby z tego powodu chcę dyplom .Co powinnam zrobić ?
Z poważaniem


Cóż mogę tej Pani odpowiedzieć? Na przyszłość lepiej bym wybierał, komu powierzam swoją edukację lub gdzie lokuję swoje pieniądze, ale najpierw zastanowiłbym się nad tym, po co podejmuję się dodatkowych studiów. Może nie o rzeczywistą edukację tu chodzi, tylko o to, by mieć dyplom, który się przecież należy, jak psu zupa? W końcu studentka zapłaciła już za gwarancje uzyskania dyplomu. Porażający jest upadek szkolnictwa wyższego w wielu jego zakresach podobnie, jak upadek etosu niektórych studiujących. Oto dorosła osoba, przyznająca się do pracy w uniwersytecie, podejmuje studia w innym mieście, w wyższej szkole prywatnej, by... nie studiować. W Warszawie, Poznaniu, Krakowie czy Wrocławiu itd., gdyby podjęła takie studia w uniwersytecie, zapewne byłaby rozliczana nie tylko z fizycznej obecności, ale także aktywności samokształceniowej, studyjnej. Tu, jak widać, wybrała szkołę prywatną, bo ktoś być może jej doradził, że tu się da, że tu jest możliwe, by płacąc za studia, nie studiować. Oby tylko płacić i wytrwać do końca roku, a wydadzą mu dyplom. Inni nie przyjeżdżają na zajęcia, a im się je zalicza? Jak tak można? Dlaczego jest w tej szkole taka niesprawiedliwość?


Prowadząca zajęcia na studiach podyplomowych nie jest pracownikiem etatowym tej wyższej szkoły prywatnej. Jest zatrudniona w niej na umowę zlecenie, z łapanki, byle tylko poprowadziła zaplanowane zajęcia. Byli od niej lepsi, ale z różnych powodów z tej szkoły odeszli. Cóż za odpowiedzialność? Żadna. Przychodzi się i wychodzi, nawet skraca zajęcia o godzinę, bo zapewne sami studenci tego od niej oczekują. a co jej szkodzi skrócic te zajęcia? Klient płaci, klient wymaga. A że niczego nie wymaga, to i niczego mu się nie oferuje. A co dorośłi studenci będą się bawić z wykładowczynią o wiele lat od nich młodszą? Nie po to podjęli studia podyplomowe dla dorosłych, by kucać i śpiewać jak małe dzieci w przedszkolu. Ale takich właśnie zajęć oczekuje od szkolnictwa minister resortu (patrz poprzednie wpisy w blogu). Im więcej praktyki, ćwiczeń, tym lepiej. Po co z nauczycielami rozmawiać, dyskutować, prezentować im wyniki własnych badań, po co czytać, spierać się o racje? Zapewne ta pani od przedmiotu "pedagogika zabawy" z owej "wsp" niewiele z teorią ma wspólnego. Za to wie, jak spłycać zajęcia, jak ich unikać, a kasa niech wpływa na jej konto. Założyciel takiej "wsp" zaoszczędził, bo na "śmieciowej umowie" zatrudnił kogoś, kto "robi studentów i jego w bambuko, ale za to jest tani. Jakoś się ta pseudo akademicka lipa kręci.

Ciekawa jest tu postawa kierownika studiów podyplomowych, która - jak wynika z listu jest postawą "tumiwisizmu", nieobecności, braku stawiania wymagań kadrze kształcącej i osobom studiującym. Najłatwiej jest powiedzieć, że "jak nie byliśmy na zajęciach, to znaczy, że nam na studiach nie zależy". Być może ma tu rację, ale dlaczego nie wyciąga wniosków z lekceważącej postawy wykładowczyni? I to się nazywają studia podyplomowe, studia, w wyniku ukończenia których ich absolwent może ubiegać się o wykonywanie określonych zadań w systemie szkolnym? A co on po takich studiach będzie potrafił? Niewiele. Będzie posiadał za to dyplom takiej "wsp".

Tak kupczy się dyplomami szkół wyższych, tak też zapewnia sobie część nauczycielskiego środowiska "kwity na wykształcenie", do własnego awansu, bo przecież nie o kwalifikacje tu chodzi. Oni nie mają czasu na studiowanie. Wystarczy, że płacą. Wystarczy?

12 maja 2012

Będzie nowelizowana ustawa o stopniach naukowych i tytule naukowym

Trwają dalece zaawansowane prace nad nowelizacją ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym, którą Sejm przyjął pospiesznie przed wyborami w dn. 18 marca 2011 r. Znakomity komentarz do tej ustawy prof. Huberta Izdebskiego nie pozostawia wątpliwości, że legislatorom umknęły sprawy, których skutków być może nie mogli przewidzieć. Wydanie "Komentarza" do tej ustawy, jak i do ustawy "Prawo o szkolnictwie wyższym" stało się zapewne podstawą do obecnego projektu ich nowelizacji. Przede wszystkim ustawa ma być uzupełniona o to, co zostało w niej niedoprecyzowane lub czego w niej zabrakło. Istotne jest usunięcie tych barier, by nie było problemów w przeprowadzaniu przewodów naukowych według nowych już norm prawnych.

Zmiany mają dotyczyć m.in. takich kwestii, jak:

1) przedłożenie przez habilitanta wraz z autoreferatem i wnioskiem o wszczęcie przewodu, także materiałów, które pozwalałyby na ocenę w toku postępowania habilitacyjnego zarówno samego osiągnięcia naukowego jak i jego dokonań. Dopiero po spełnianiu wymogów formalnych i na podstawie udokumentowanego osiągnięcia recenzenci będą mogli przystąpić do swojej pracy, na którą mają maksymalnie 6 tygodni;

2) wydłużenie do 14 dni czasu na przeprowadzenie rzetelnej oceny formalnej wniosku o wszczęcie postępowania habilitacyjnego (obecnie jest 7 dni);

3) zastąpienie głosowania jawnego w sprawie nadania stopnia doktora habilitowanego, głosowaniem tajnym, by nie było zagrożenia z różnego rodzaju wpływami na członków komisji. Ci zresztą nie muszą spełnić wymogu bycia członkami o uznanej renomie naukowej, w tym międzynarodowej, gdyż warunek ten nie jest jednoznaczny. W przypadku niektórych dyscyplin czy subdyscyplin naukowych nie można byłoby w ogóle przeprowadzić postępowania habilitacyjnego;

4) zamieszczenie streszczenia rozprawy doktorskiej na stronie internetowej jednostki przeprowadzającej postępowanie w dniu wyznaczenia recenzentów i utrzymanie go na niej co najmniej do dnia zakończenia przewodu doktorskiego;

5) uznanie kandydatowi do tytułu profesora spełnienia wymogu bycia promotorem lub promotorem pomocniczym tylko wówczas, jeśli przewód doktorski zakończył się nadaniem jego podopiecznemu stopnia naukowego doktora.

11 maja 2012

Studenckie chciejstwo czy samoobrona?

"Wrocławscy studenci z nieformalnej grupy Inicjatywa Paragrafu Czwartego mają dość uczenia się rzeczy zbędnych i strachu wykładowców przed współczesnością. Chcą aktualnej wiedzy, a nie śmieciowych wiadomości odczytywanych z pożółkłych notatek" - tak zaczyna się tekst Tomasza Wysockiego w dzisiejszej GW, którego treść jest utrzymana w zgodzie ze zjawiskiem, jakie już kilkadziesiąt lat temu opisał psycholog Józef Kozielecki, tzn. "N-1". N = to wszyscy inni, niż 1, czyli JA.

Sięgam tylko po jeden z wątków tej rozmowy dziennikarza ze studentami, w której dał się uwieść ich narzekaniom na nauczycieli akademickich (gdzie N= wszyscy ich wykładowcy) w sprawie spędzającej sen z powiek chyba większości moich koleżanek i kolegów jako opiekunów naukowych prac dyplomowych studentów, bo dotyczącej pisania prac zaliczeniowych. Piszę na wszelki wypadek - "chyba większości", by nie tworzyć kolejnego zbioru N. Nie prowadziłem w tym zakresie żadnych badań naukowych, ani też nie znam takowych na ten temat. Prowadzę jednak - w ramach akredytowania kierunku kształcenia w różnych środowiskach akademickich - rozmowy z koleżankami i kolegami z innych uczelni i dopytuję ich, jak radzą sobie z opieką nad seminarzystami? Na jakie trudności najczęściej natrafiają? Co jest największym problemem we współpracy ze studentami?

Diagnoza etnopedagogiczna jest jednoznaczna - studiujący na kierunku pedagogika, w swej większości, nie potrafią pisać, nie posiadają kluczowych kompetencji, które powinni nabyć nie w liceum czy technikum, ale już w gimnazjum!!! Prace pisemne są przecież stałą formą pracy każdego ucznia przez całe jego życie szkolne, chociaż zapewne nie każdy je lubił. Tak w szkole podstawowej, gimnazjum, jak i w szkole ponadgimnazjalnej uczący się musieli przecież pisać nie tylko na lekcjach z języka polskiego, ale i historii, przyrody, geografii, a nawet chemii czy matematyki. Oczywiście, że cały ciężar odpowiedzialności za umiejętności pisania spada, poza uczniami, niejako na ich nauczycieli języka ojczystego, ale żeby nie czynić z tego zbioru rozłącznego (kolejne N= nauczyciele języka polskiego winni braku kompetencji pisarskich uczniów lub tylko sami uczniowie), to zwracam na to uwagę w nieco szerszym aspekcie. Jeśli bowiem oczekuję od moich studentów, by dokonali analizy statystycznej danych empirycznych, jakie uzyskali w toku swoich badań, to potrzebuję ich wiedzy nabytej także w ramach lekcji matematyki. Kiedy konieczna jest w pracy dyplomowej analiza historyczna jakiegoś wydarzenia, to spodziewałbym się ich kompetencji w zakresie myśłenia historycznego i umiejętności rozróżniania źródeł do tego typu badań, itd.

Niestety, drodzy studenci z Inicjatywy Paragrafu Czwartego - kiedy wciskacie dziennikarzowi kit, mówiąc, że chcecie więcej pisać - referatów, esejów, opracowań, bo kiedy przychodzi do pisania licencjatu i magisterki, to jesteście bezradni, bo nie macie nawet pojęcia, od czego zacząć, to ja się pytam - skąd jesteście? Kto was przepuścił do kolejnej klasy w gimnazjum, kto dał wam maturę? Już na poziomie gimnazjum uczeń musi umieć dokonać wyboru tematu pracy pisemnej, obmyślić formę pracy, zebrać i spisać argumenty, selekcjonować źródła wiedzy, wymyśleć niebanalny, mądry, przyciągający wstęp do pracy, powołać się na autorytety, dać odpowiednie cytaty, konsekwentnie trzymać się własnej myśli i tematu, a także przestrzegać trójdzielnej kompozycji tekstu: wstęp - rozwinięcie - zakończenie).

Współpraca z niewykształconymi w szkolnictwie powszechnym studentami jest koszmarem, bowiem nauczyciel akademicki jest bezradny wobec poziomu, który często ma charakter mniej niż ZERO. Piszecie bowiem nie na temat, nie potraficie i/lub nie chcecie wyszukiwać w bibliotekach adekwatnych do tematu czy problemu badawczego rozpraw, absolutną rzadkością jest, by ktoś zadał sobie trud i przejrzał roczniki czasopism specjalistycznych, przepisujecie teksty z Internetu, często banalne, nienaukowe, bez wskazania nawet ich autora i źródła, nie potraficie nie tylko napisać wstępu, ale i rozsądnego rozwinięcia tematu na podstawie bogatej już literatury przedmiotu, nie wspominając już o błędach ortograficznych, stylistycznych, gramatycznych, fleksyjnych itd., itd.

Moim studentom, niezależnie od tego, jaki prowadzę z nimi wykład, zawsze zadają na koniec semestru napisanie pracy pisemnej właśnie po to, by z jednej strony uświadomić im znaczenie tego typu wypowiedzi w ich przyszłej roli zawodowej czy społecznej, z drugiej zaś, by mogli rozwijać swoje umiejętności w tym zakresie i przygotować się warsztatowo do swojej przyszłej pracy dyplomowej. Jak postępuje wielu studentów? Niestety, odkładają napisanie pracy na ostatnią chwilę, a to skutkuje tym, że nie poświęcają jej należytego czasu na właściwe przygotowanie się do jej napisania. Nie korzystają ze zbiorów bibliotek, a sięgają po teksty zamieszczone w Internecie, nie zawsze są to rozprawy naukowe. Nie są przygotowani do odróżniania nawet w tej wirtualnej przestrzeni zbiorów tego, co jest warte czytania, a co jest z naukowego punktu widzenia śmietnikiem informacyjnym.

Studenci nie dopuszczają do swojej świadomości tego, że przygotowanie pracy dyplomowej wymaga od nich, a nie od ich opiekuna naukowego, pracy studyjnej, samodzielnej i odwołującej się do ich umiejętności w zakresie pisania. Tego żaden promotor ich już nie nauczy. Naszą rolą jest sprawowanie opieki, czyli czytanie napisanych przez studentów kolejnych fragmentów ich rozprawy dyplomowej, wspomaganie w doborze właściwych źródeł wiedzy, egzekwowanie określonych standardów w konceptualizacji własnych badań i ocenienie poziomu wykonania całej pracy. Nikt za studenta takiej pracy nie napisze. Jeśli zaś standardem ma być to, że student przynosi promotorowi fragmenty czy całość pracy, którą wykonała dla niego jakaś firma usługowa, to gratuluję mu dobrego samopoczucia i nabytych umiejętności, które są - niezależnie od uzyskanej oceny - na poziomie ZEROWYM. Ten, rzecz jasna, da się rozpoznać i zablokować, nie dopuszczając takiego studenta-oszusta do egzaminu dyplomowego czy magisterskiego. Jeśli zaś uda mu się przemknąć przez jakąś dziurę, to wpadnie w nią prędzej czy później w innym czasie i miejscu, kompromitując de facto siebie.