06 grudnia 2011

Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk




















odbył dzisiaj swoje pierwsze posiedzenie w kadencji 2011-2014. W wyborach do Komitetu brało udział 327 samodzielnych pracowników naukowych (o wynikach wyborów pisałem już w blogu 17.11.2011). Obrady prowadził Dziekan Wydziału I Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN - prof. dr hab. Stanisław Filipowicz, zaś program posiedzenia przewidywał wybór nowych władz KNP PAN. Pierwszą częścią tej inauguracji było wręczenie członkom Komitetu powołań na nową kadencję. Zanim doszło do wyboru przewodniczącego - elekta Komitetu, a zostały zgłoszone dwie osoby - mnie zgłosił prof. Tadeusz Pilch, zaś Stefana M. Kwiatkowskiego zaproponował prof. Jerzy Nikitorowicz. Zanim doszło do głosowania prof. Maria Dudzikowa poprosiła, by zgłoszeni kandydaci na tę funkcję przedstawili najpierw swoją wizję i program działania tego organu.

Moja propozycja pracy Komitetu w tej kadencji dotyczyła zadań, które określiłem mianem KONTYNUACJA I ZMIANA:

- przygotowanie wniosku do MNiSW o wprowadzenie pedagogiki jako dyscypliny naukowej do dziedziny nauk humanistycznych, żeby takie dyscypliny podstawowe, jak historia wychowania, pedagogika ogólna, dydaktyka, antropologia pedagogiczna, teorie i nurty wychowania mogły korzystać ze środków na badania w programie "Humanistyka";

- powołanie w PAN - Instytutu Pedagogiki PAN;

- transparentność działania Komitetu (strona KNP PAN, newslettery);

- zajmowanie przez Komitet stanowiska w kluczowych dla całego środowiska naukowego kwestiach;

- przygotowywanie ekspertyz dla władz resortu edukacji oraz nauki i szkolnictwa wyższego;

- kontynuowanie konferencji dziekanów, dyrektorów instytutów i rektorów akademickich szkół wyższych w Polsce, kształcących na kierunku pedagogika i prowadzących badania naukowe w tym zakresie.

- praca z młodymi naukowcami, w tym szczególnie: kontynuowanie Letnich Szkół Młodych Pedagogów KNP PAN; organizowanie sesji w zakresie kryteriów oceniania rozpraw naukowych, przygotowywania grantów badawczych, projektów unijnych itp.

- kontynuowanie wydawania czasopisma KNP PAN;

- określenie kryteriów oceniania technologii edukacyjnych w ramach ocen parametrycznych;

- kontynuowanie i poszerzenie prac zespołów dyscyplin i problemowych KNP PAN;

- przygotowanie pod koniec kadencji pełnego raportu o stanie nauk pedagogicznych;

- powołanie zespołu (kapituły) wnioskującej do PAN o nagrody naukowe;

- rekomendacje dla redakcji czasopism naukowych ubiegających się o ocenę i punktację.

W toku tajnego głosowania zostałem wybrany przewodniczącym-elektem. Dziękując za powierzenie mi tej funkcji, zwróciłem się do członków Komitetu o uczczenie minutą ciszy zmarłych w ostatnim miesiącu, m.in. także członków poprzednich kadencji, profesorów: Wincentego Okonia, Edmunda Trempały, Tadeusza Nowackiego, Tadeusza Frąckowiaka i Aleksandry Maciarz.

W toku dalszych obrad moimi zastępcami zostali profesorowie:

1) Stefan M. Kwiatkowski (APS Warszawa)

2) Kazimierz Przyszczypkowski (UAM Poznań)

3) Dorota Klus - Stańska (UG Gdańsk)

4) Maria Czerepaniak- Walczak (US - Szczecin)

5) Maria Dudzikowa (UAM Poznań).

Komitet dokonał też wyboru sekretarza naukowego KNP PAN, którym został prof. dr hab. Jerzy Nikitorowicz (UB w Białymstoku) oraz wyboru członków Prezydium w osobach profesorów:

1) Mirosław J. Szymański (UP Kraków)

2) Barbara Kromolicka (US Szczecin)

3) Andrzeja Radziewicz-Winnicki (UZ Zielona Góra)

4) Dorota Gołębniak (DSW Wrocław)

5) Andrzej Bogaj (UHJK Kielce)

6) Wiesław Jamrożek (UAM Poznań)

7) ks. Marian Nowak (KUL)

Zgodnie z Regulaminem trybu wyboru członków komitetu naukowego i jego organów w głosowaniu tajnym dokonano wyboru specjalistów, których Komitet postanowił powołać do swojego składu.

Uchwałą dzisiejszego posiedzenia zostały powołane nowe zespoły KNP PAN i ich przewodniczący:

I Zespół Szkolnictwa Wyższego - prof. dr hab. Maria Czerepaniak-Walczak

II Zespół Polityki Oświatowej - prof.dr hab. Kazimierz Przyszczypkowski

III Zespół Pedagogiki Resocjalizacyjnej

Nadal będą działać zespoły:

Zespół Dydaktyki - prof. dr hab. KAZIMIERZ DENEK

Zespół Edukacji Elementarnej - vacat

Zespół Historii Wychowania - prof. dr hab. Władysława SZULAKIEWICZ

Zespół Pedagogiki Chrześcijańskiej - ks. prof. dr hab. Marian NOWAK

Zespół Pedagogiki Kultury i Edukacji Międzykulturowej - prof. dr hab. Jerzy NIKITOROWICZ

Zespół Pedagogiki Medialnej - prof. dr hab. Zbyszko MELOSIK

Zespół Pedagogiki Ogólnej - prof. dr hab. Teresa HEJNICKA-BEZWIŃSKA

Zespół Pedagogiki Pracy - prof. dr hab. Stefan M. KWIATKOWSKI

Zespół Pedagogiki Społecznej - prof. dr hab. WIESŁAW THEISS

Zespół Pedeutologii - prof. dr hab. Henryka KWIATKOWSKA

Zespół Pedagogiki Specjalnej - prof. dr hab. WŁADYSŁAW DYKCIK

Zespół Pedagogiki Szkolnej - prof. dr hab. MARIA DUDZIKOWA
(przy Zespole Pedagogiki Szkolnej powołano dzisiaj Sekcję Doktorów)

Zespół Teorii Wychowania - prof. dr hab. BOGUSŁAW ŚLIWERSKI


Dla pełnego obiegu informacji wśród członków KNP PAN i całego środowiska o działaniu Komitetu powołany też został zespół zadaniowy ds informacji, któremu przewodniczy dr hab. Mirosław Kowalski (UZ Zielona Góra).

Akademicka bajka o toksycznym królu , macosze i królewnie Śnieżce

Znacie bajkę o Królewnie Śnieżce? Znacie. Nie szkodzi, warto poznać ją raz jeszcze, tyle tylko, że w pseudoakademickiej scenerii.

Był taki okres, kiedy założyciel pewnej szkoły wyższej żył sobie na akademickim zamku bez trosk, miał cerę jak wosk, niczego jemu nie brakowało aż do czasu, gdy pod wpływem nagłej choroby opuściła go żona. Król pozostał z osieroconą córką – Królewną Śnieżką. Początkowo rozpaczał, ale gdy tylko na jego akademickim dworze pojawiła się pracowita służka, szybko się koło niej zakręcił i zaczął dzielić z nią od czasu do czasu swoje łoże. Wstydził się jej głęboko, gdyż popełnił mezalians.

Służka nie miała wykształcenia średniego, była zwykłą kobietą pracującą to tu, to tam. Nic dziwnego, że Król nigdzie się z nią nie pokazywał, a nawet nie potrafił okazywać jej swoich uczuć. Czyżby ich nie było? Czyżby to była gra w emotikony? Nie wiedział, że ona zwabiła go na chucie, by w istocie wykorzystać jego dobra do rozbudowy własnego księstwa? Doskonale przejrzała jego potrzeby, toteż zainstalowała mu w gabinecie kanclerskim lustro, by mógł dopytywać się nieustannie: lustereczko, powiedz przecież, kto jest najlepszym akademickim menedżerem na świecie?”

Król spoglądał w zwierciadło i zachwycając się samym sobą, śpiewał:

Niejeden król

jest głupi jak srul

ale nie ja

cha, cha, cha, cha.

Ja jestem mężem

W kieszeni z wężem

Ciąży na mnie wpadka

To jest zagadka

Kto ją odgadnie

Zaraz przepadnie…


Kiedy jego córka Śnieżka dorosła i stała się powabną, piękną i mądrą kobietą szybko się okazało, że cały dwór ją uwielbiał. Śnieżkę kochali wszyscy, ponieważ i ona wszystkich kochała, lubiła i szanowała. Każdy mógł na nią liczyć. Nie znała dnia ani nie liczyła godzin, by służyć swojemu Panu i Władcy, który nie mógł tego znieść, że Królewna chciałaby się habilitować. Przecież Król lepiej wie, niż jego podwładni, co jest dla nich dobre, to on ma rozstrzygać o ludzkich losach, a tym bardziej o swojej córce - Śnieżce.

Wkrótce okazało się, że jest ona bardziej lubiana od jego kochanki, znienawidził ją, gdyż dwór wcale nie akceptował jego postawy, decyzji i matactw, jakie czynił, by marnotrawić na uciechy macochy coraz więcej pieniędzy studentów płacących za studia na jego zamku. Śnieżka była piękniejsza, mądrzejsza i wierna swoim studentom oraz współpracownikom na królewskim dworze. Każdego szanowała, angażowała się w dodatkowe projekty i wykonywała je z wielką pieczołowitością. Nic dziwnego, że studenci do niej lgnęli, a pracownicy administracji zamku ją uwielbiali.

Król, jak się okazało, był narcystycznym psychopatą, pił jakieś mikstury, jadał robale i wdychał brunatne opary, jeździł na narty, na żagle, na wycieczki, pił i trwonił majątek swojego akademickiego dworu, oszczędzając na wszystkim, co musiało wiązać się z zatrudnianiem jak najlepszych nauczycieli akademickich, fałszując dokumentację, prowadząc nielegalnie zamiejscowe punkty kształcenia, zmuszając poddanych, by zdobywali pieniądze z grantów i projektów na własne etaty, na wyjazdy konferencyjne czy zagraniczne, na prowadzenie badań naukowych, itp., byle tylko niczego od niego nie chcieli.

Król nie cierpiał, kiedy ktokolwiek czegokolwiek od niego oczekiwał. To on miał prawo do stawiania wymagań, bezwzględnego posłuszeństwa i lojalności (usłużności) swoich poddanych. Jego niewykształcona kochanka otrzymywała zadania typowe dla królewskich doradców, z czym zresztą dobrze się czuła, bo mogła dowartościować swoją pozycję.

Któregoś dnia Król usiadł przed lustrem i zapytał:

Powiedz lustereczko przecie,

kto najlepiej prowadzi wyższą szkołę w świecie,

powiedz lustro, bo cię stłukę,

kto nie płaci za naukę

kto się chce habilitować

i zaczyna w zamku knować?

Król miał swoich szpiegów, którzy podsłuchiwali gdzie tylko się da, byle tylko wydobyć na jaw informacje o tym, jak dalece osoby z najbliższej rodziny, znajome czy zatrudnione na akademickim dworze nie pochwalają metod zarządzania, które z każdym rokiem prowadziły dwór do upadku.
Lustereczko odpowiadało Królowi:

Czemu sądzisz, drogi królu

że w tej szkole jest jak w ulu

Śnieżka jest jak mrówcza matka

przy niej każda twoja wpadka

jawi się jak katastrofa

weź do władzy filozofa

niech porządki ci wprowadzi

co dzień komplementy sadzi

Lustro cię nie oszukuje

- żaden ci nie dorównuje.

Król mógłby znieść wszystko, tylko nie to, że jego córka-Śnieżka będzie się habilitować. Był z tego powodu tym bardziej wściekły, że Śnieżka, jako wyemancypowana panienka, postanowiła sama opuścić dwór i zatrudnić się na uniwersytecie. Nigdy się z tym nie pogodzę! – wysyczał Król złowrogo i niewiele myśląc, zawołał swoją rektor-macochę, bo w międzyczasie awansował swoją kochankę, by ta przebrawszy się za Anonima, skreśliła list do władz dziekańskich ostrzegając je przed tą, która miała być unicestwiona. Jeszcze tego by brakowało, żeby Śnieżka uzyskała wolność naukową. Pamiętaj – zwrócił się Król do swojej rektor - albo rozkaz mój wykonasz, albo sama tutaj skonasz.


Cóż było robić. Macocha nie kochała Króla, lękając się jego macek oraz jego podwładnych, toteż napisała anonimowy list do dziekana uniwersytetu, by ostrzec go przed Śnieżką. W toksycznym liście zawarła same nieprawdziwe informacje, pomówienia, sugestie, które ubrała w słowa czy określenia ze świadomością tego, że i tak nikt nie ośmieli się sprawdzić ich fałszu.

Król nie mógł doczekać się reakcji dziekana na anonim – paszkwil, toteż zapytał lustereczko:

Powiedz lustro, jak tam władza

Powiedz, lustro, kto mnie zdradza,

Powiedz szczerze lub nieszczerze

Mówi: wierzę czy nie wierzę.

A lustro na to:

Dziekan nie jest taki głupi

anonimu nikt nie kupi

w uniwerku - to się liczy,

co nauka nam wytyczy

ważne są tu publikacje

a nie twe manipulacje

nikt nie wierzy twoim słowom

które zioną wredną mową

każdy może to rozpoznać

trzeba tylko sobą zostać.
.

05 grudnia 2011

Bolesna jesień polskiej pedagogiki - zmarł prof. Edmund Trempała


Profesor zw. dr hab. Edmund Trempała, dr h.c., (ur. 16.11.1927 we wsi Kościerzyn Wielki, gmina Wyrzysk) należał do grona najwybitniejszych współczesnych pedagogów społecznych. Mieszkańcy gminy są dumni ze swojego Profesora, toteż tak o nim piszą w swojej internetowej gazecie:

Niesamowita kariera naukowa (...) Jego rodzicami byli Franciszka i Józef Trempałowie. Miał też siostrę Joannę. Edukację rozpoczął w swojej wsi w szkole podstawowej. W latach 1945-1947 dojeżdżał z kolegami do Falmierowa, gdzie uzyskał maturę. Postanowił kształcić się dalej i wyjechał do Bydgoszczy.W 1949r.po otrzymaniu świadectwa dojrzałości podjął się pracy jako nauczyciel biologii.

W latach 1952-1961 pełnił obowiązki kierownika Szkoły Podstawowej nr 17 w Bydgoszczy. Po dziewięciu latach z żalem opuszczał szkołę, dzieci i ich rodziców oraz nauczycieli. W latach 60. minionego roku Edmund Trempała zostaje jednym ze współtwórców lokalnego bydgoskiego towarzystwa naukowego, zaproponowano mu nowe zadania. W latach 1961-1962 był kierownikiem Szkoły Ćwiczeń przy Studium Nauczycielskim na etacie nauczyciela-wykładowcy pedagogiki, a od roku 1967 pełnił funkcję zastępcy dyrektora ds. Zaocznych Studium Nauczycielskich i równocześnie zostaje organizatorem Wyższej Szkoły Nauczycielskiej w Bydgoszczy.

Kształcenie na poziomie wyższych studiów rozpoczął Edmund Trempała w 1950 r. od studiów biologicznych w Państwowej Wyższej Szkole Pedagogicznej w Warszawie. W 1967r. zdobył doktorat i teraz zajmował się przede wszystkim problematyką szkoły środowiskowej. Tytuł naukowy otrzymał decyzją Rady Naukowej Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego w roku 1968. W 1974 roku otrzymuje stopień naukowy doktora habilitowanego nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki sołecznej.

W 1978 r. uzyskał tytuł naukowy profesora nadzwyczajnego, natomiast w roku 1990 tytuł naukowy profesora zwyczajnego. Otrzymał kilkanaście nagród Ministra Nauki i szkolnictwa wyższego, Ministra Edukacji Narodowej i rektora.

Profesor Edmund Trempała wraz z żoną Ireną, doczekał się córki Hanny i syna Janusza. Może być z nich dumny ponieważ poszli w jego ślady, podobnie jak wnukowie. Cały czas związany jest ze swoją rodzinną miejscowością. W Kościerzynie Wielkim spędza każdą wolną chwilę. Jako emeryt nadal jest mocno zapracowany i pomaga w rozwoju polskiej nauki. Możemy być dumni, iż mieszkaniec niewielkiej wsi z gminy Wyrzysk zrobił tak imponującą karierę.
(http://www.krajna.info.pl/content.php?cms_id=1278&sid=d9f7ed6dbecd4f0533abad283c3fbe07&kat=4&dzial=


O Profesorze i jego dokonaniach można i będzie się pisać wiele. Warto jednak już teraz odnotować, że w latach 1981-1985 kierował problemem węzłowym „Modernizacja systemu oświaty w PRL”, w którym uczestniczył takze zespół naukowców Uniwersytetu Łódzkiego -m.in. prof. Irena Lepalczyk, prof. Eugenia Podgórska i prof. Karol Kotłowski. Profesor Edmund Trempała był też członkiem Centralnej Komisji ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych przy Prezesie Rady Ministrów, członkiem Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk, członkiem Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego promotorem wielu znakomitych doktoratów, recenzentem habilitacji i awansów naukowych na tytuł profesora oraz recenzentem wydawniczym rozpraw z pedagogiki społecznej. Bedąc już na emeryturze pracował w Wszechnicy Mazurskiej w Olecku, w Katedrze Pedagogiki oraz w Elbląskiej Uczelni Humanistyczno-Ekonomicznej na Wydziale Pedagogiki.


Prof. Edmund Trempała wykształcił tysiące młodych pokoleń pedagogów, setki kadr naukowych i społeczników w tej jakże trudnej dziedzinie badań społecznych. Pod Jego opieką wyrosło nowe pokolenie - najpierw doktorów pedagogiki społecznej - a w wyniku kontynuowania przez nich pasji badawczych - także samodzielnych pracowników naukowych, w tym są m.in. tacy profesorowie uniwersyteccy, jak: Mariusz Cichosz (jeden z pierwszych laureatów Nagrody ŁTN nim. Ireny Lepalczyk na najlepszą pracę naukową z pedagogiki społecznej); profesorowie UKW - Roman Leppert, Maria Deptuła, prof. Eugeniusz Rogalski, prof. "Ignatianum" - Renata Stojecka-Zuber, zm. prof. UW-M w Olsztynie - Wiesław Ciczkowski.


Główne zainteresowania badawcze prof. Edmunda Trempały, oscylowały między pedagogiką społeczną, pedagogika ogólną i pedagogiką szkolną, obejmując przede wszystkim problemy pedagogiki społecznej i opiekuńczej oraz systemowe podejście w badaniach nad pracą wychowawczą w różnych środowiskach.

Do najważniejszych publikacji można zaliczyć:

Integracja podstawowych środowisk wychowawczych a rezultaty pracy pedagogicznej szkoły 1969,

Wychowanie w środowisku szkoły 1974,

Wychowanie zintegrowane w środowisku szkoły 1976,

Edukacja równoległa 1990.

(red.) Edukacja nieszkolna (równoległa) w warunkach przemian w Polsce, Bydgoszcz 1994

(wsółred. M. Cichosz), Funkcjonowanie i kierunki rozwoju pedagogiki społecznej w Polsce, Olecko 2000

(współred. M. Cichosz) Pedagogika społeczna. Tradycja – teraźniejszość – nowe wyzwania, Olecko 2011


Prof. Edmund Trempała został pierwszym Doktorem Honoris Causa Uniwerytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy w 2002 r. Za swoją służbę naukową o edukacyjną uzyskał: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski; Medal Komisji Edukacji Narodowej; Tytuł „Zasłużony Nauczyciel PRL”; Odznakę Honorową „Za szczególne zasługi dla rozwoju województwa bydgoskiego”; Odznakę Honorową „Zasłużony dla województwa pilskiego”; Odznakę Honorową „Za zasługi dla miasta Bydgoszczy”; Odznakę Honorową „Zasłużony działacz kultury”. Wielokrotnie otrzymywał Nagrodę Ministra Szkolnictwa Wyższego oraz Ministra Oświaty i Wychowania.

W jednym z wywiadów dla prasy ujawnił, że w młodości marzył o tym, żeby zostać weterynarzem. Zdawał nawet na studia weterynaryjne do Wrocławia, ale się nie dostał. Wtedy postanowił, że będzie nauczycielem. Całe szczęście dla polskiej pedagogiki.


Żegnam Profesora wierszem Danuty Muchy (pedagog) z jej tomiku wydanego w Bydgoszczy pt. Spowiedź myśli (2011, s. 6)

Nie powstanie żadne słowo
ani myśl już nie powstanie
na klawiszach cichych słów
jak nie będzie tak chciał Bóg.




Pogrzeb prof. Edmunda Trempały odbędzie się w piątek 9 grudnia o godzinie 12.00 Uroczystości pogrzebowe rrozpocznie nabożeństwo żałobne w Kościele pw. Zmartwychwstania Pańskiego w Bydgoszczy przy ul. Al. Kardynała Stefana Wyszyńskiego 58. Profesor zostanie pochowany na cmentarzu parafialnym (obok kościoła).

(fotografia za: http://www.ukw.edu.pl/strona/doktorat_honoris_causa/honoris_causa_ukw/7293/edmund_trempala)

04 grudnia 2011

Nie tylko MEN utrwala błędy w dopuszczanych przez siebie podręcznikach


Problem kardynalnych błędów w polskich podręcznikach przedstawiła na Forum Pedagogów we Wrocławiu dr Anna Jurek z Opola. Dla porównania pokazała, z jakich podręczników uczą się czytania i pisania dzieci w Rosji, które w badaniach PIRLS 2006 zajęły 1 miejsce na świecie (19% uczniów z Rosji osiągnęło najwyższy poziom biegłości w czytaniu). Wielu rodzimych badaczy zwraca uwagę na fakt coraz bardziej obniżającego się poziomu umiejętności polskich uczniów w zakresie czytania i pisania. Badania E. Putkiewicz wykazały, że wielu gimnazjalistów słabo czyta lub nie czyta ze zrozumieniem, co musi być - zdaniem A. Jurek - następstwem złej edukacji uczniów w pierwszym okresie ich alfabetyzacji, a więc kształtowania umiejętności rozumienia prostych związków w tekstach czytanych w języku ojczystym. Ta jakże elementarna kompetencja warunkuje dostęp do kultury symbolicznej i korzystanie z jej zasobów.


Sam przytaczałem w jednej z publikacji porażające wyniki badań Marii Cackowskiej, przeprowadzone po I etapie reformy ustrojowej polskiej oświaty, z których wynikało, że 42% uczniów kończących zintegrowaną edukację wczesnoszkolną legitymuje się przeciętnym poziomem techniki czytania. Istotnie też obniżył się poziom graficzny pisma uczniów, w tym dwukrotnie wzrosła liczba popełniających błędów ortograficznych, spadła wiedza o języku we wszystkich podstawowych działach gramatyki i nastąpił największy regres w zakresie matematyki, w tym znacznie obniżyły się umiejętności wymagające myślenia.

Także Krzysztof Konarzewski zwrócił uwagę w raporcie PIRLS 2006, że w Polsce nie bada się skuteczności rozwiązań programowych i materiałów dydaktycznych, choć w naszych szkołach korzysta się przede wszystkim z tekstów zamieszczanych w podręcznikach i zeszytach ćwiczeń. Podstawa programowa dopuszcza najróżnorodniejsze rozwiązania programowe, i ostrzegał, że nad tą różnorodnością nikt już nie panuje, a de facto nie panuje nad tym MEN. Nic dziwnego, że nauczyciele pracują z podręcznikami i zeszytami ćwiczeń, które posiadają certyfikat resortu edukacji. Czy na tym nam zależy?

W Polsce od połowy lat 70. ubiegłego wieku, mimo wielu krytycznych opinii - jak stwierdza Anna Jurek - w nauczaniu czytania i pisania dzieci w toku edukacji wczesnoszkolnej coraz powszechniej i w coraz szerszym zakresie wykorzystuje się metodę sylabową, która w Rosji uważana jest za metodę nieproduktywną. Sam widzę, jakim powodzeniem cieszą się sprzedawane dla dzieci w wieku 4-7 lat programy komputerowe "Alfabet i nauka czytania" z Bolkiem i Lolkiem, które zostały opracowane na prowadzącej do kryzysu powyższej metodzie. Rodzice kupują, a dzieci się bawią i ... w przyjemny dla siebie sposób sylabizują oraz czytają słówka przy pomocy myszki.

W rozporządzeniu MEN w sprawie podstawy programowej zakłada się, że uczeń klasy I będzie posługiwał się ze zrozumieniem takimi pojęciami jak wyraz, głoska, litera, sylaba, zdanie. Jednocześnie MEN zatwierdza do użytku szkolnego podręczniki, w których autorzy mylą głoski z literami; są przekonani, że sylaba jest strukturą graficzną; podają dzieciom komunikaty dotyczące zdania, które są niezgodne z definicjami wypracowanymi na gruncie lingwistyki.

Niestety, ale ostatni raport OBUT 2011 ocenia poziom poprawności syntaktycznej oraz gramatycznej (według językoznawców składnia to dział gramatyki) jako wysoki, a ortograficznej – jako średni. Nie ma jednak dla takiej oceny rzetelnych wyników badan na dużych próbach, tylko podaje się jeden skan pracy ucznia (być może najlepszego?). W pozostałych rozdziałach raportu autorzy zamieścili więcej prac uczniów, z których nie wynika, by poziom umiejętności dzieci był wysoki czy średni. U nas, niestety, nauczanie wygląda tak: "Jaś idzie do pierwszej klasy podstawówki i cofa się w rozwoju: nawet jeśli w przedszkolu czytał, to w szkole każą mu sylabizować. Nauczyciel, zamiast z nim rozmawiać, tresuje w wypełnianiu kart zadań. A jeśli Jaś będzie miał własne poglądy, zostanie skarcony."
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114377,10744658,Dziecko_ma_robic_zadania_i_nie_dyskutowac.html

Takie raporty potrzebne są chyba tylko ich autorom. Jeśli problemy będziemy bagatelizować (lub ukrywać), zamiast je rozwiązywać, nie zmienimy polskiej edukacji, a nasze dzieci będą poszerzać krąg półanalfabetów. Analizując polskie podręczniki pod kątem metod czytania i pisania, dr Anna Jurek zauważyła, że np. podręcznik "Razem w szkole" (WSiP) proponuje w I kl. przez 8 miesięcy liczenie do 10 na konkretach. REWELACJA! Nie dziwmy się, że tak fatalny jest stan wiedzy matematycznej naszych dzieci. Szkoła zatrzymuje je w rozwoju, a społeczeństwo za to płaci.


02 grudnia 2011

Walka z korupcją - także w oświacie i szkolnictwie wyższym - wyautowana


Oburza nas mafijność i korupcja w PZPN, a w wyższych szkołach prywatnych i publicznych to już nie? Taśmy prawdy o tym, jak zarządza się niektórymi wyższymi szkołami prywatnymi wkrótce zaczną pojawiać się w internecie, gdyż inaczej nie reaguje się w naszym państwie na przekręty, jakie mają w nim miejsce. Mam nadzieję, że będziemy mogli zapoznać się z tym, jak niektórzy pseudorektorzy czy prorektorzy pod dyktando swoich pracodawców – założycieli wsp załatwiają „ciemne interesy”. Niektórzy już są w Bangladeszu, inni właśnie zafundowali sobie kolejny urlopik na wyspach kanaryjskich. Póki jeszcze są studenci, pedagogiki, którzy za to płacą.

Wstyd i hańba, ale tak jest, kiedy niektórzy "naukowcy" lub ze stopniem doktora wszelkiej maści wyprzedają własną twarz. Takich, jak Kręcina jest w tym środowisku wielu, na różnych stanowiskach. W grę wchodzi marnotrawienie pieniędzy z czesnego studentów, z funduszy unijnych czy samorządowych. Zdarzają się też te nieprawidłowości także w szkołach publicznych, a jakże. W sektorze prywatnym wyprowadza się pieniądze z czesnego studentów na prywatne konta, przez podstawione spółki, firmy, lewe zamówienia, podobnie, jak w niektórych szkołach publicznych pobiera się haracz od korzystnego zamówienia publicznego. Tam też krążą szacunki: „10-20% od wartości przetargu”. Coraz częściej mówi się o powiązaniach asesorów oceniających wnioski z firmami, które je przygotowują w szczególności dla wyższego szkolnictwa prywatnego.

Tymczasem premier D. Tusk zapowiedział, że nie jest potrzebne odrębne stanowisko pełnomocnika ds. walki z korupcją. Wystarczy działalność CBA. W związku z tym Julia Pitera złożyła dymisję, która wczoraj została przyjęta. Z jednej strony, to dobrze, bo przez cztery lata wyniki pracy tej pani były marne w powyższym przynajmniej zakresie. Chyba w ogóle nie interesowała się szkolnictwem w naszym kraju. Z drugiej strony, hulaj dusza, kota nie ma.

Niestety, tylko nieliczne wyższe szkoły prywatne postawiły na uczciwość akademicką, a więc na inwestowanie w rozwój naukowy, kadrowy na jak najwyższym poziomie. Wiele poszło na skróty, gdyż o ich rozwoju nie decydują naukowcy, tylko ich założyciele, biznesowo nastawieni na własne zyski. Nie zrozumieli i nie chcą zrozumieć, że edukacja to coś więcej, niż hurtownia choinkowych bombek czy zniczy. Ci, co najwięcej upominają się o dostęp do środków z budżetu państwa, najmniej zrobili w kierunku tego, by ich szkoły na to w ogóle zasługiwały.

Minister Barbara Kudrycka nie ma gotowych rozwiązań, by zapobiec pozostaniu na rynku tych szkół, które przede wszystkim „sprzedają dyplomy". Te nadal są wspomagane przez MNiSW w ten sposób, że są im przekazywane - bez względu na ocenę ich działalności - fundusze budżetowe w ramach pomocy materialnej dla studentów (rocznie ponad 340 mln zł). Nie ulega wątpliwości, że wskaźnikiem upadania i autodegradacji - dotychczas nawet znaczących lokalnie - wyższych szkół prywatnych jest odchodzenie z nich lub zwalnianie z nich najlepszych pracowników naukowych. To jest kluczowy wskaźnik ich powolnego upadku.

Ogromnie jednak cieszy fakt, że najlepsze w kraju wyższe szkoły prywatne uzyskują dotację statutową na badania, a skorzystały z nich 74 wydziały z uczelni niepublicznych (dotyczy to - w przypadku uczelni pedagogicznych - tylko DSW we Wrocławiu). Te zaś, które inwestowały w 2012 r. w bardzo dobrą kadrę, otrzymają środki na realizację studiów doktoranckich, a zatem najlepsze wsp nie znikną z rynku, bo mają zagwarantowane wsparcie z budżetu.

01 grudnia 2011

Pedagogika jak "królewna Śnieżka"


potrzebuje rycerza, który obudzi ją ze stuletniego snu po zranieniu się zatrutym wrzecionem. Ktoś rzucił na naszą naukę zły urok, źle jej życzył, więc trzeba znaleźć sposób na jej przebudzenie.

Ukazało się kolejne interdyscyplinarne studium krytyczne o szkolnictwie wyższym w naszym kraju, które wydali w ramach kolokwium "Przebudzenia Humanistyczne" Monika Jaworska-Witkowska i Lech Witkowski. Nadali swojemu tomowi tytuł: "Przeszkody dla rozwoju humanistyki w szkołach wyższych" (Toruń 2011). Nie są to jednak materiały pokonferencyjne mimo, iż kolokwium istotnie odbyło się w ub. roku w Międzyzdrojach. Jest to pieczołowicie przygotowane studium krytyczne, które zostało dedykowane pamięci niedawno zmarłemu nestorowi polskiej dydaktyki, profesorowi Wincentemu Okoniowi. Piękny to gest humanistów - pedagogów, psychologów i filozofów, wśród których znaleźli się oprócz wspomnianych redaktorów i piszącego ten blog także Stanisław Kowalik, Zbigniew Kwieciński, Tadeusz Gadacz, Kazimierz Wenta, Mirosław J. Szymański, Zbyszko Melosik, Ewa Marynowicz-Hetka, Dariusz Kubinowski, Ewa Bilińska- Suchanek, Wiesław Andrukowicz, Iwona Korpaczewska, Anna Murawska czy Michał Kruszelnicki.

Każdy zainteresowany dominującymi w humanistyce i środowisku akademickim mechanizmami i sposobami "traktowania TRADYCJI myślowej, wpisanej w kapitał symboliczny dyscyplin" naukowych, rozumienia i wdrażania specjalności studiów w ich zakresie, rozwijania precyzji słownikowej i dojrzałości naukowej dyskursów dydaktycznych i badawczych oraz wdrażania postaw poznawczych w formy podręczników akademickich, jako redukcyjnych nośników wiedzy i pośredników kulturowych, znajdzie dla siebie wiele interesujących poglądów, empirycznych diagnoz, teorii i inspiracji do własnych badań.

Zdaniem Redaktorów tej debaty:

"Tradycja podlega marginalizacji, zapomnieniu i zaniechaniu, redukcji i zniekształceniom, wyłączeniu z praktyk czytania i rozumienia własnej sytuacji poznawczej badaczy i dydaktyków: nowoczesność wywyższa się - lekceważąc tradycję - często spóźniona wobec impulsów spoza jej zmarniałej aktualności.

Specjalizacje uzyskują wiodących w nich patronów, których stanowią "specjaliści" powstający w trybie selektywnego, ograniczonego osadzenia we władnej tradycji poprzez badania, do których prowadzenia nie trzeba być (na)uczonym głębi tradycji i zakresu jej trosk: brak organicznych uczonych zdolnych do bycia prawomocnymi spadkobiercami tradycji symbolicznej dyscypliny: specjaliści "fuszerują" własne specjalności, narzucając im swoje ułomne zachowania i przykrawając do siebie klasyków dyscyplin; zredukowany sposób uprawiania specjalizacji staje się szkodliwą, ułomną "tradycją";

Dyskursy aktualizujące rozumienie specjalności stają się wytworami narracji pozbawionych meta-narracyjnych odniesień i świadomości osadzenia w przestrzeni percepcyjnej (źródeł i inspiracji u klasyków), poza standardowym wykształceniem i lekturami ich powierzchownych redaktorów i (zbyt często) uzurpatorskich kontynuatorów;

Podręczniki stają się coraz bardziej ułomnymi pośrednikami w dostępie do kapitału symbolicznego dyscyplin humanistycznych, same stanowiąc przeszkody epistemologiczne, pozbawiające dostępu do zatraconego potencjału i troski o jakość troski o dziedzictwo myślowe poza treściami przydatnymi do prowadzenia badań czy doraźnego testowania minimum osadzenia w dyscyplinie" (s. 19-20).

Pojawiają się w tym tomie krytyczne uwagi, które miejscami - zachęcając do badań porównawczych - same są bezkrytyczne i pozbawione kryterium nie zawsze trafnych i merytorycznie uzasadnionych ocen chyba, że zacznie obowiązywać w ponowoczesnej krytyce zasada, której nie akceptowaliśmy w czasach totalitaryzmu - nie merytorycznego wykluczania wszystkiego, co było sprzeczne z doktryną. Redaktorzy sami piszą o potrzebie "(. . . )bardziej poważnych i pryncypialnych konfrontacji teoretycznych w obrębie pedagogiki polskiej, z uchyleniem niektórych jej deklaracji o ważnych dokonaniach, jak choćby komentarza W. Okonia, że B. Suchodolski udanie "rozprawił się z głównymi kierunkami burżuazyjnej teorii wychowania". Zbyt często w przeszłości rozprawy niosły skojarzenie z sądownictwem i bezpardonowymi wyrokami, a nie filozofią i twórczymi dociekaniami."(s. 43)

A zatem pojawia się ważne pytanie, czy należy powracać do tej stylistyki? Dlaczego jedne dokonania (takich czy innych osób) miałyby uwalniać nas od prowadzenia badań rozpraw-tekstów w sposób od nich zupełnie niezależny? Czy można analizować i oceniać czyjeś dzieła przez pryzmat wątpliwego ich związku z dokonaniami czy ich zaniechaniem w codziennym życiu naukowca, pełnionymi przez niego rolami? Czy przyjmować na wiarę czyjeś uzasadnienia formułowanych tez, czy może przypisywać komuś intencje mimo, że ich w istocie nie znamy a ich autor się nimi nie kierował? Jakże trudno jest badać spuściznę naukową okresu cenzury ideologicznej, a łatwo o formułowanie krytyk-oskarżeń wobec twórców współczesnych rozpraw, z czym nieustannie spotykam się w obszarze nauk o wychowaniu (dałem temu wyraz w książkach "Pedagogika dziecka" oraz "Współczesna myśl pedagogiczna").

29 listopada 2011

Podejście biograficzne w perspektywie pedagogicznej


Kolejnym doktorem habilitowanym w dziedzinie nauk humanistycznych, w dyscyplinie pedagogika została po dzisiejszym kolokwium na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego znana studiującym pedagogikę, jak i nauczycielom akademickim ze swoich licznych rozpraw z pedagogiki społecznej oraz metodologii badań Danuta Lalak - docent w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji na Wydziale Społecznych Nauk Stosowanych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego. Ogromnie cieszę się z tego awansu i przyłączam z najlepszymi życzeniami dalszej, tak twórczej pracy naukowo-badawczej, a naszym koleżankom i kolegom - nieco powątpiewającym w naukowe racje prowadzenia badań jakościowych w pedagogice - wskazuję na rozprawę jej autorstwa jako kolejną w przecieraniu metodologicznego szlaku. rozprawa monograficzna, jaką jest habilitacja pt. Życie jako biografia. Podejście w perspektywie pedagogicznej, Wydawnictwo Akademickie „ŻAK” 2010(recenzenci: prof. Jacek Piekarski i Lesław Pytka), wymyka się oczekiwaniom, jakie formułowała w stosunku do swojej subdyscypliny w latach 90. XX w.

Do takich rozpraw dochodzi się jednak uprzednimi, wieloletnimi studiami i własnymi badaniami. W 1998 r. D. Lalak opublikowała artykuł pt. Pedagogiki społecznej nowe perspektywy (IPSiR dzisiaj, Warszawa 1998), w którym już we wstępie podchodziła bardzo krytycznie do ówczesnego stanu pedagogiki społecznej. Jak stwierdzaa w nim - dyscyplina ta zatraciła (…) w znacznym stopniu swój praktyczny charakter tzn. akademicki nurt jej uprawiania w swoich badaniach empirycznych (…) a ponadto brak jest w niej (…) postępu w zakresie rozwoju metodologii społecznych badań pedagogicznych prowadzonych w obrębie tej dyscypliny. Przytłaczająca większość to badania ankietowe, wywiady, sondaże służące opisowi, a nie zmianie rzeczywistości. (s.235)

Był to wyraźny symptom kryzysu tej dyscypliny pedagogiki. Wzmacniała go pozostałość z okresu PRL podporządkowywania polityki społecznej państwa „przewodnim myślom ideologicznym”, toteż nic dziwnego, że w pierwszym okresie transformacji musiała nadrabiać zaległości i dystans, jaki dzielił ja w stosunku do pedagogiki społecznej państw Europy Zachodniej i Ameryki. Przywołuję w tym miejscu powyższy artykuł tej Autorki, gdyż stanowi on zapowiedź osobistych marzeń, by mogły powstawać w pedagogice społecznej prace naukowe, które wyrastałaby z praktycznych doświadczeń, ale nie byłyby podporządkowane metodologii badań pozytywistycznych, tylko nie spełniając wymogów reprezentatywności, typowości, mogły zostać uznane, jako naukowe pomimo oparcia się w poznaniu interesujących ją zjawisk społecznych na subiektywizmie.

Danuta Lalak doskonale poznała metodologię empiryczno-analitycznego poznawania rzeczywistości społecznej, bo pisze o niej w bardzo interesującym artykule pt. Geneza i rozwój pedagogiki społecznej (Pedagogika społeczna. Człowiek w zmieniającym się świecie, red. T. Pilch, I. Lepalczyk, 1995) w nawiązaniu do prekursorów polskiej pedagogiki społecznej, jak H. Radlińska, A. Kamiński czy St. Karpowicz. Bardzo dobrze przedstawia w nim sposoby funkcjonalnego czy teleologiczno-funkcjonalnego wyjaśniania zjawisk fizycznych, a także społecznych twierdząc zarazem, że nurt alternatywny pedagogiki humanistycznej nie jest jeszcze na tyle dojrzały i wystarczający, by mógł wyprzeć paradygmat pozytywistyczny.

W swoich późniejszych rozprawach D. Lalak powróci do wątku badań jakościowych, które zostały upełnomocnione w krajach zachodnich w wyniku renesansu intuicjonizmu i fenomenologii w teorii poznania, hermeneutyki, podejścia transcendentalno-filozoficznego, dialektyczno-krytycznego i badań biograficznych w szeroko rozumianych naukach społecznych. Z jednej strony ma świadomość niedoskonałości narzędzi poznania i interpretowania przedmiotu swoich badań, z drugiej zaś słusznie podkreśla, że postęp pozytywistycznej wiedzy na temat świata społecznego jest niekwestionowany, a zatem wysiłki badawcze w tym paradygmacie nie są zmarnowane. Zaczyna jednak sama przymierzać się do włączenia metod jakościowych do pozytywistycznego schematu badań empirycznych, by nasycić poznanie wrażliwością na nowe zjawiska społeczne, które są efektem oddziaływań ludzi na siebie, skrywających doświadczenia i sensy.

Jak przekonuje: (…) świat społeczny, czy mówiąc językiem pedagogiki społecznej „środowisko”, jest zawsze „czyimś” środowiskiem, posiada indywidualny, jednostkowy sens. Zadaniem badacza jest dotarcie do tego sensu, odczytanie go i zrozumienie.(W poszukiwaniu nowej perspektywy badawczej – refleksje metodologiczne, w: pedagogika społeczna, Tradycja-teraźniejszość-nowe wyzwania, red. E. Trempała i M. Cichosz, Olecko 2001, s. 89)

Jej artykuły ukazują się w kluczowych dla pedagogiki społecznej oraz metodologii badań pedagogicznych podręcznikach akademickich, których redaktorami są wybitni profesorowie tych subdyscyplin naukowych, byli członkowie i nadal aktywni recenzenci Centralnej Komisji. Rozdział Danuty Lalak w najnowszym podręczniku pod red. Stanisława Palki pt. Podejście biograficzne (biograficzność) w naukach o wychowaniu. Trzy perspektywy dyskursu (Podstawy metodologii badań w pedagogice, GWP 2010) jest jednym z najlepiej napisanych, czemu dałem świadectwo jako recenzent wydawniczy tego tomu. Trudno zatem, by rekonstruując metodologię badań biograficznych, na podstawie także zagranicznej literatury przedmiotu, nie zweryfikowała jej we własnym doświadczeniu badawczym.

Autorka ta traktuje podejście biograficzne szerzej, niż większość badaczy, sprowadzających je głównie do analizy dokumentów osobistych (pamiętników, wspomnień, kronik, archiwów osobistych, filmów i fotografii), gdyż ogniskuje wokół niego dorobek wielu kierunków myślenia humanistycznego, dzięki którym możliwe staje się poznanie fenomenu ludzkiego życia i jego sensów. Wydobywa przy tym z niepamięci, jako jedno ze źródeł inspirujących jej badania, jakże znakomitą, a niedocenianą w okresie PRL psychologiczną rozprawę Józefa Pietera pt. Życie ludzi (1972), której autor pisał: Żadne zjawisko przyrodnicze, żaden problem umysłowy nie pasjonuje nas tak dalece, jak właśnie formy i tryb życia bliźnich: ludzi zwyczajnych i wyjątkowych, małych i wielkich (s. 9). Niewątpliwie jest on jednym z mistrzów naukowego badania i opisywania poczynań ludzkich orz form życia w kontekście uwarunkowań społecznych. Jak bowiem zatroszczyć się o poprawę warunków życia zbiorowego i jednostkowego, jeśli nie zdobędziemy naukowej wiedzy o życiu ludzkim? – pytał ów psycholog, konstruując zarys osobnej gałęzi psychologii, którą sam określił mianem „biografii ogólnej”.

Dr hab. Danuta Lalak znakomicie uzasadnia swoją drogę do biografii rozumianej jako refleksja nad życiem, sposobami jego przeżywania i jego naukowego poznawania. Nezwykle interesujące są dla dochodzenia do własnego podejścia biografistycznego, które mogą mieć zastosowanie w szeroko rozumianej humanistyce i naukach społecznych. Jako pedagoga społecznego interesuje ją to, w jakim stopniu jednostka jest „produktem” społecznym i co sprawia, że w procesie całożyciowego rozwoju kształtuje i zachowuje swoją tożsamość? Sięga przy tym do współczesnych, niemieckich pedagogów społecznych, którzy mają za sobą liczne doświadczenia w badaniach biograficznych. Opublikowane przez chociażby Winfrieda Marotzkiego czy Theodora Schulze założenia metodologiczne i wyniki ich badań znalazły się w kanonie współczesnej literatury do kształcenia pedagogów i pracowników socjalnych.

Zaproponowane przez D. Lalak podejście badawcze nie ma nic wspólnego z tzw. potoczną metodologią, z jakiej najczęściej korzystają dziennikarze czy pracownicy socjalni. Wprowadza nas bardzo rzetelnie w genezę i ewolucję biografii w diagnozach przestrzeni społeczno-edukacyjnej, rekonstruuje różne typy i szkoły badań biograficznych w kraju, jak i poza granicami, przywołując rzeczywiście znaczących badaczy dla tego podejścia, a także uwzględniając jego zastosowanie w różnych subdyscyplinach nauk o wychowaniu.

Dla mnie, jako pedagoga ogólnego i teoretyka wychowania, rozprawa habilitacyjna D. Lalak ma istotne znaczenie naukowe, gdyż wpisuje się w nurt badań humanistycznych. Wychodzące od wiedzy, że się czegoś nie wie, stawiane dzięki temu podejściu badawczemu pytanie o człowieka, jego życie i sens, doświadczenie i skutki praktyki społeczno-zawodowej czy spełniania się w innych rolach społecznych, jest samo w sobie już wiedzotwórcze, gdyż otwiera nas na to, o co pytanie pyta. Jak pisze o tym Andrea Folkierska: Nieświadomość przedsądów powoduje, że myśl rozumiejąca nie może nimi dowolnie dysponować. Zarazem jednak wysiłek myśli rozumiejącej polega na tym, żeby przesądy świadomości ukierunkowujące rozumienie uczynić świadomymi (A. Folkierska, Wychowanie w perspektywie hermeneutycznej, w: Ku pedagogii pogranicza, red. Z. Kwieciński i L. Witkowski, Toruń: Wyd. UMK 1990 , s. 103).

Rozumienie istoty wychowania, warunków możliwości jego zaistnienia, przebiegu i efektów jest nie tylko uprzytomnieniem sobie tego, ale przede wszystkim jest konstytuowaniem się podmiotowości pedagogicznej. Perspektywa filozoficzna, w świetle której wychowanie jest rozumiane jako zdobywanie tożsamości podmiotowej, zmusza do innego spojrzenia na pedagogikę. Pedagogika jest tu nie tyle nauką o wychowaniu, ile myśleniem o wychowaniu. (tamże)

Dysertacja Danuty Lalak zachęca pedagogów do tego, by wykorzystali sprzyjający biografistyce fakt, o którym pisze jeden z najlepszych znawców tego gatunku profesor andragogiki we Włoszech Ducio Demetrio, iż: W życiu każdego z nas nadchodzi taki moment, w którym rodzi się przemożna chęć opowiadania o swoim życiu w inny niż zazwyczaj sposób.(D. Demetrio, Autobiografia. Terapeutyczny wymiar pisania o sobie, Kraków: Oficyna Wydawnicza Impuls, 2000, s. 9) Autorka pokazuje nam zatem w syntetyczny sposób, jakimi technikami można niejako „odsłaniać” i interpretować głębię ludzkiej egzystencji za przyzwoleniem osób badanych. Mamy tu niemalże kompletne metateoretyczne studium podejścia biograficznego w naukach pedagogicznych, które powinno zachęcić zainteresowanych do jego wykorzystywania tak w praktyce (chociażby model terapeutycznej biografistyki), jak i w diagnozie czy reinterpretacji autobiografii osób znaczących. W moim przekonaniu ta rozprawa jest doskonałą okazją do prowadzenia dalszych i bardziej już pogłębionych badań historycznych, porównawczych i międzykulturowych w biografistyce pedagogicznej.

Niewątpliwie, właśnie tak głęboko sięgające w przeszłość i w treść życia wybitnych humanistów publikacje mogą nam uświadamiać ogromne pokłady wspólnoty ludzkiej myśli, świata uniwersalnych wartości i osobistości, których wymierne dokonania wpisują się w biografie kolejnych pokoleń badaczy i praktyków wychowania. Rekonstrukcja skumulowanej pamięci o egzystencji wybitnych pedagogów może sprawić, że ich dzieła będą trwać dłużej, niż oni sami, stanowiąc zarazem dowód rozwoju ludzkiej cywilizacji. Retrospektywna podróż w dzieje ludzkiego życia, w historie ludzkich doświadczeń, sprzyjać będzie poznawaniu złożoności i wartości pracy pedagoga, docieraniu przez niego do prawdy i głębi ludzkiego istnienia aż po refleksję, która zainspiruje nas do jeszcze większej dbałości nie tylko o ślady przeszłości, ale i teraźniejszości.

Warto docenić wkład D. Lalak w metodologię badań, które są nie tylko studium o poznawaniu życia, a być może i dzieł osób uwikłanych w relacje społecznej interwencji pedagogicznej, ale i swoistego rodzaju kartografią źródeł ludzkiej myśli, przeżyć czy spełnień. Każdy, kto głęboko interesuje się socjalizacją i wychowaniem swoich wychowanków czy podopiecznych, powinien starać się poznać znaczące w dalszej i bliskiej im przeszłości osobowości, które w takim czy innym zakresie przyczyniły się do ich rozwoju. To dzięki także studiom inkontrologicznym osób znaczących w pedagogice czy humanistyce w ogóle mogą powstawać odrębne monobiografie, serie pogłębionych studiów o wybranych osobistościach edukacyjnego świata, uzasadniające porównywanie ich życia oraz dzieł w ujęciu diachronicznym i synchronicznym. Dzięki wskazaniom autorki tej rozprawy mogą pojawiać się w wydaniach encyklopedycznych czy podręcznikowych znacznie lepiej i głębiej napisane biogramy czy hasła biograficzne.

Mamy zatem dzięki tej rozprawie ogromną szansę na metodyczne poznawanie dzięki temu studium losów różnych osób, w tym także pedagogów i powstających w danej epoce instytucji edukacyjnych, inicjatyw pedagogicznych o charakterze narodowym, emancypacyjnym czy wyznaniowym. Zaproponowana przez dr Danutę Lalak metodologia badań biograficznych sprzyjać może konstruowaniu – używając pewnej metafory - archipelagu jestestw, stale jeszcze żywych w pamięci lub częściowo utraconych, które biograficzna narracja i jej naukowo uzasadnione dekodowanie oraz interpretacje będą odkrywać nam je na nowo.