05 października 2011

Socjalizacja w hipokryzji politycznej









Politycy SLD gromią, gdzie tylko się da wszystkich tych, którzy w swoich filmach czy plakatach reklamowych wykrzystują seksistowski przekaz. Słusznie przeciwstawiają się degradowaniu kobiety do roli przedmiotu męskich żądz.

A tu, w końcówce kampanii wyborczej, kandydatka SLD - studentka z Lublina - odsłania prawdziwe oblicze ideologii godnego traktowania kobiet. Jej spot wyborczy emitowany w telewizji przed 22.00 zachęca do głosowania na nią wszystkich tych, którzy chcieliby zobaczyć, co też takiego ma ona pod stanikiem i co może jeszcze im zaoferować. Prezentując to, czego zapewne nauczyła się w czasie studiów, kończy zapytaniem: "Chcesz więcej? Głosuj na SLD. Tylko my możemy zrobić więcej." Rzecznik SLD stwierdził, że władze partii nie zamierzają zdjąć z listy wyborczej takiej kandydatki, gdyż "nie o to chodzi", by ja ukarać.

Może jest ciekaw, co ona jeszcze zdejmie? A swoją drogą, ciekawe, co ta pani studiuje. Dobrze, że kandydatka SLD nie studiuje pedagogiki, bo inaczej potwierdziłaby wyniki badań Jacka Kurzępy. Czekamy na komentarze lewicowych feministek. Tymczasem, w Lublinie może ją jeszcze zagospodarować politycznie Janusz Palikot. Tylko nie byłoby to chyba poprawne politycznie...skoro kandydatka studiuje politologię.


(http://www.kozaczek.pl/tag.php?k=katarzyna+lenart)

Urynkowienie dzieciństwa


Sześciolatki po wyborach wrócą do Sejmu i do szkoły. Cóż to za łaska wielkomożnej władzy, że na kilka dni przed wyborami tylko pozornie wycofuje się ze swojego antyobywatelskiego i uchwalonego wcześniej prawa o rozpoczęcia przez dzieci sześcioletnie obowiązkowej edukacji nie od 2012 r., ale o rok później? To wzruszająca troska partii politycznej, która ma w nazwie "obywatelska", że pod presją wyborów i koniecznego do rozpatrzenia przez kolejny parlament obywatelskiego projektu o zatrzymanie strukturalnej zmiany w tym zakresie, zapowiada jej odroczenie o rok.

Projekt obywatelski podpisało 347 tys. osób z Polski, a wystarczyło zebranie 100 tys. podpisów, więc nie ma co teraz obrastać w piórka łaskawcy, który przyszedł po rozum do głowy. Nie przyszedł. Nic się w myśleniu urzędników MEN nie zmieniło. Podtrzymują bowiem wyraźnie, że odroczenie o rok wprowadzenia sześciolatków do szkół ma tylko tymczasowy charakter. W żadnej mierze Platforma Obywatelska nie ma zamiaru wracać do debaty na temat potrzeby i sensu obniżenia wieku szkolnego.

Obywatele pytają, co to za reforma, skoro trzeba ją pod naciskiem polityki odraczać z roku na rok? Czy to znaczy, że jak rodzice wyjdą na ulicę, by protestować, to ów proces zostanie odroczony do 2014, 2015 czy 2017 roku? Dlaczego władze nie mówią wprost, że to rynek i procesy gospodarcze, a nie psychopedagogiczne rozstrzygają o zawłaszczaniu przez państwowe władze dzieci, które - choć nie są własnością państwa -w wyniku centralistycznych rozstrzygnięć prawnych stają się przedmiotem politycznej manipulacji? Niech przypomną politycy Platformy, PSL i SLD rzeczywiste powody owej pseudo reformy, bo to oni zdecydowali o urynkowieniu dzieciństwa, w myśl którego to procesu, im szybciej dzieci zostaną włączone w system powszechnej edukacji, tym szybciej też trafią na rynek pracy.

Do roboty! Do roboty! Do roboty! Ktoś przecież musi zapracować na ZUS dla obecnych polityków i pozostałych obywateli. Takie rozwiązanie jest najprostsze dla władzy kierującej się mechanizmami procesów rynkowych. Nie wymaga szczególnego wysiłku w zarządzaniu gospodarką i państwem. Równie dobrze można zaproponować skrócenie obowiązku szkolnego do 17 roku życia, jak miało to już miejsce w naszym kraju oraz obniżyć wiek dorosłości. Co za różnica, w którą stronę odbywa się ta manipulacja?

03 października 2011

Stypendia dla naukowców poza zasięgiem pedagogów?

Jak informuje Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego aż 256 młodych uczonych, prowadzących wysokiej jakości badania i cieszących się imponującym dorobkiem naukowym, otrzyma stypendia przyznawane przez Ministra tego resortu. Najlepsi będą otrzymywali nawet 3830 zł miesięcznie przez okres do 3 lat. W konkursie na stypendia naukowe dla wybitnych młodych naukowców wpłynęły 793 wnioski. W tegorocznej edycji konkursu przyznano trzykrotnie więcej stypendiów niż w roku ubiegłym."

Wśród stypendystów nie ma ani jednego pedagoga. Są natomiast młodzi, zdolni akademicy z nauk współdziałających z naszą dyscypliną, jak psycholodzy, socjolodzy, językoznawcy, historycy, politolodzy, choć przeważają przedstawiciele nauk medycznych, chemicznych, fizycznych, biologicznych i technicznych.

Jest jeszcze szansa na pozyskanie funduszy na badania z Narodowego Centrum Nauki. Ogłoszone zostały trzy konkursy na finansowanie projektów badawczych z zakresu badań ogólnych; na finansowanie projektów badawczych, realizowanych przez osoby rozpoczynające karierę naukową nieposiadające stopnia naukowego doktora oraz na finansowanie projektów badawczych mających na celu stworzenie unikatowego warsztatu naukowego lub powołanie nowego zespołu naukowego, realizowanych przez osoby rozpoczynające karierę naukową posiadające stopień naukowy doktora.

Termin składania wniosków do NCN upływa 15 grudnia 2011 r.

Jeszcze w grudniu br. zostaną ogłoszone przez NCN dwa konkursy:

- na finansowanie stypendiów doktorskich.

- na finansowanie staży po uzyskaniu stopnia naukowego doktora.


(więcej: http://ncn.gov.pl/finansowanie-nauki/konkursy/jak-sie-ubiegac)

02 października 2011

Pedagodzy-naukowcy kandydują do Parlamentu















Postanowiłem przyjrzeć się, czy wród naukowców-pedagogów są tacy, którzy postanowili kandydować w tegorocznych wyborach do Sejmu III RP. Nie jest ich wielu. Znalazłem stronę bezpratyjnego kandydata, ale ubiegającego się z listy PSL . Jest nim prodziekan i profesor Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu - dr hab. Piotr Petrykowski. Znam Kandydata, ale niestety, nie ubiega się on o mandat z mojego okręgu, więc nie mam możliwości oddania na niego głosu. Mogę zatem chociaż w tym miejscu wkleić fragment z jego Programu, w którym pisze:


Edukacja nie jest przywilejem lecz konstytucyjnie zagwarantowanym prawem każdego z nas!
EDUKACJA TO SKARB I INWESTYCJA W DOBROBYT I ROZWÓJ

‣Na edukacji państwo nie może oszczędzać: należy zagwarantować wystarczające środki z budżetu państwa


‣Kosztami edukacji nie można obciążać budżetów rodzin czy zadłużonych samorządów


‣Trzeba zagwarantować dobre i tanie podręczniki oraz pomoce naukowe dla każdego ucznia.


‣Edukacja musi być odpolityczniona i nie może być niszczona przez kolejne ekipy ministrów i urzędników wypełniających zalecenia rządzących partii


‣Należy powołać Komisję Edukacji Narodowej niezależną od partii politycznych, która zajmie się merytorycznym, reformowaniem i doskonaleniem polskiej edukacji

EDUKACJA potrzebuje systematycznej pracy merytorycznej, spokoju. By dawała każdemu gwarancje dobrej, powszechnej opieki, wychowania, kształcenia, rozwoju. Dostępności do przedszkola w każdym zakątku kraju; dobrej, w pełni wyposażonej i bezpiecznej każdej szkoły od podstawowej do średniej; działających na miarę XXI wieku szkół wyższych, akademii i uniwersytetów, zapewniających dostęp do najnowszej wiedzy i przygotowujących świetnych fachowców w różnych obszarach życia.


Każde dziecko i każdy młody człowiek mają prawo także do zdobywania nowych umiejętności, rozwijania własnych zamiłowań, zainteresowań, uzdolnień. Niezależnie od tego, czy mieszka na wsi czy w dużym mieście. Czy pochodzi z biednej czy bogatej rodziny.


Edukacja nie jest przywilejem lecz prawem każdego z nas. Bez dobrej edukacji nie będzie bogactwa: duchowego ale i materialnego. Edukacja nie może być obiektem nieustannych eksperymentów dokonywanych przez kolejne zmieniające się ekipy.


Dlatego – obok rozwiązań merytorycznych i organizacyjnych – proponuję powołanie Komisji Edukacji Narodowej, złożonej z wybitnych praktyków, autorytetów i uczonych z różnych dziedzin; niezależnej od partii politycznych, która zajmie się merytorycznym reformowaniem i doskonaleniem polskiej edukacji.



Drugim kandydatem do Sejmu i to na I pozycji z listy Ruchu Poparcia Palikota - jest adiunkt, dr Piotr Bauć z Uniwersytetu Gdańskiego, specjalizujący się w teorii wychowania. Niestety, nie udało mi się znaleźć jego programu wyborczego. Nie startuje on z mojego okręgu, tylko w Gdańsku. W internecie jest następująca informacja:

Kandydat bardzo tajemniczy - w sieci trudno cokolwiek o nim znaleźć. Owszem, pracuje na UG, jest nawet nieźle oceniany przez studentów, ale poza tym - cisza. W sieci praktycznie nie istnieje. Nawet na stronach partyjnych jest o nim tylko tyle, co podaje PKW. Wybory już za niespełna 4 tygodnie. Jeżeli nic nie wiadomo nawet o jedynce na liście - to jak można głosować na tę partię? Jeden Palikot, nawet jeżeli ktoś zgadza się z jego poglądami, sam całego sejmu nie obstawi. Czy choćby na stronach partyjnych nie powinno być kilku zdań przedstawiajacych kandydatów? (http://mojemiastogdansk.blox.pl/2011/09/Piotr-Bauc-kandydat-do-Sejmu.html)

Gdyby anonimowy internauta poszukał, to by znalazł wywiad, jakiego udzielił dr Piotr Bauć dziennikarzowi Gazety Wyborczej. Na pytanie: Ma pan jakiś swój program, cel, który chciałby zrealizować w Sejmie? odpowiedział:

- Mam dwa konkretne cele. Pierwszy - chciałbym doprowadzić do połączenia ZUS-u i KRUS-u. To absurd, że w ramach państwa funkcjonują dwie instytucje, które zajmują się tym samym. Oszczędności z ich połączenia wyniosą 1,3 miliarda złotych rocznie. I chciałbym doprowadzić do tego, aby te pieniądze zostały przeznaczone na dofinansowanie akademickich biur karier. Z takim budżetem nie będą one tylko pośrednictwem w znalezieniu pracy, ale będą mogły pełnić rolę inkubatorów przedsiębiorczości, to znaczy pomagać finansowo absolwentom w założeniu własnych firm. Polacy są bardzo aktywnym narodem, tyle że jesteśmy biedni. Drugi mój cel, to rozwój spółdzielczości, szczególnie na wsiach. Obserwowałem, jak takie spółdzielnie rolnicze funkcjonują w Holandii czy Hiszpanii. Chodzi o bezpieczeństwo i kontrolę produkcji, począwszy od dostarczyciela nasion, przez producenta, przetwórcę, do klienta. Na Zachodzie takie spółdzielnie działają z powodzeniem, mają nawet swoje banki. (http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,10346893,Piotr_Bauc__Palikot_nam_nie_placi.html#ixzz1Zf1ERXbT)

Szanse naszego Kolegi są wyraźne, skoro w czasie prawyborów uzyskał wśród "jedynek" I miejsce z liczbą 2715 głosów. Konkurenci uzyskali: 1709 głosów - Tomasz Dudziński (PJN); 1361 głosów - Anna Fotyga (PiS); 813 głosów - Sławomir Nowak (PO) i 527 głosów - Krzysztof Trawicki (PSL).
(http://gdansk.naszemiasto.pl/artykul/1067365,prawybory-2011-starcie-jedynek-w-okregu-gdanskim-zaglosuj-w,galeria,1463777,id,t,tm,zid.html)

Jeśli znacie jeszcze jakiegoś kandydata wśród naukowców-pedagogów, to napiszcie. Może wesprzemy kolegów lub koleżanki w ich staraniach o poselski mandat.


(Na fotografii: od lewej - P. Petrykowski, nieznany i P. Bauć)

01 października 2011

Jak wykorzystać czas dla dziecka



Pedagogika jest w gruncie rzeczy wypływającą z wiedzy o człowieku miłością do ludzi. A przynajmniej tylko na takim fundamencie można ją zbudować (R. Steiner)







Barbara Kowalewska otwiera swoją książkę cytatem z Rudolfa Steinera. Mamy publikację niezwykle rzadką, bo przepełnioną pedagogiczną mądrością i rodzicielskim doświadczeniem, a zatytułowaną - "Mam czas dla dziecka. Pedagogika waldorfska dla najmłodszych. Propozycja alternatywnej kultury wychowania w domu, przedszkolu i w żłobku" (Impuls, 2011). jej autorka odwołuje się do miłości jako fundamentu każdego wychowania, lokując niniejszą pracę nie tylko w pedagogice waldorfskiej, choć przecież w pierwszej kolejności skierowana jest ona właśnie do wychowawców i nauczycieli placówek odwołujących się do tej właśnie pedagogii, ale także w zdobywającej swoje poczesne miejsce w naukach o wychowaniu - pedagogice serca.

Otrzymujemy książkę refleksyjnej i kochającej swoje dzieci matki, nauczycielki, tłumaczki i promotorki alternatywnego modelu edukacji szkolnej, która funkcjonuje już przeszło dziewiątą dekadę swojego istnienia i rozwoju (z wyłączeniem okresu narodowego socjalizmu, a w Polsce dodatkowo jeszcze okresu PRL), a więc najbardziej wiarygodnego opisu czegoś, co wymyka się obserwacji nawet najlepiej do niej przygotowanego badacza-outsidera.

Już we wstępie B. Kowalewska odsłania nam osobiste powody zainteresowania pedagogiką, która w wersji steinerowskiej natrafia na bardzo różnych odbiorców, w tym także jej krytyków. Nie chodzi tu o obronę, bo ten sposób wychowywania i wspomagania rozwoju dzieci i młodzieży oraz towarzyszących ich rozwojowi dorosłych sprawdził się i pokonuje kolejne wyzwania, jakie wnosi do naszej płynnej – jak to określa Zygmunt Bauman - rzeczywistości kultura pozoru, natychmiastowości i krótkotrwałości doznań, migotających znaczeń, nieustannego doświadczania niepewności, kuszenia i uwodzenia, blichtru, kiczu i budzenia potrzeb otoczkowych, zbytecznych i nic nie wnoszących do naszej duchowości pożądań czy pragnień. Mamy tu propozycję przeciwstawienia ponowoczesnemu światu pseudowychowania jego przeciwieństwo, będące zwrotem ku równowadze, wyciszeniu, głębokiej zadumie i kreatywnej aktywności.

Można nie zgadzać się z antropozoficznym przesłaniem Rudolfa Steinera, nie akceptować jego filozofii życia i rozwoju człowieka, ale nie można zaprzeczyć temu, że nasze życie, tworzone przez nas relacje z własnymi dziećmi mogą mieć zupełnie inne uwarunkowania, dzięki którym może zostać zachowana niepowtarzalność osobowości każdego z podmiotów procesu wychowania. To rodzice są pierwszymi i jedynymi wychowawcami swoich dzieci, toteż mogą korzystać z przysługującego im prawa do wyboru drogi życiowej i edukacyjnych ścieżek tych, których obdarzają swoją miłością i nadzieją. Autorka publikacji, która łączy w sobie wiedzę naukową z szeroko rozumianym poradnictwem pedagogicznym (m.in. rodzicielskim, nauczycielskim), otwarcie dzieli się swoim przesłaniem z jej czytelnikami:

Książka ta stanowi próbę ukazania aktywnej postawy wychowawczej: świadomego wybierania w morzu atakujących nas każdego dnia tak zwanych ofert jedynie tego, czego naprawdę świadomie chcemy dla naszych dzieci, postawy wywodzącej się z przekonania o wielkiej mocy wychowania – kształtującej i uzdrawiającej zarazem.(s. 14)


Z niniejszej książki mogą i powinni skorzystać nie tylko studiujący pedagogikę czy przygotowujący się do nauczycielskiego zawodu studenci różnych kierunków kształcenia, ale także wychowawcy naturalni, jakimi są rodzice czy opiekunowie różnych środowisk, w których prowadzone są zajęcia czy spotkania z naszymi dziećmi. Niewątpliwie najbardziej skorzystają z niej ci, którzy pracując czy pełniąc służbę w waldorfskich placówkach oświatowych i opiekuńczych w naszym kraju, otrzymują przewodnik po pedagogice napisany nie tylko z wnętrza znanych autorce instytucji, ale i z wnętrza nauki. Przywołane są tu bowiem wyniki najnowszych badań psychologicznych czy neurofizjologicznych, które dotyczą wiedzy na temat uwarunkowań rozwoju dziecka w dobie globalizacji i nowych technologii informacyjnych. Ci, którzy tego nie poszukują lub się obawiają istniejących zagrożeń przekonają się, że można o wychowaniu i kształceniu dziecka pisać w sposób przekonywujący, bo także z wnętrza własnej duchowości, doświadczeń, przeżyć, przekonań, obserwacji i osobistych emocji.

Można zatem korzystać z tej pracy na wiele sposobów: dociekając istoty duchowego wymiaru alternatywnej pedagogii, przekonując się do fundamentalnych dla jej spójności, a tym samym i uniwersalnej wartości, zasad postępowania pedagogicznego, jak i do praktycznych rozwiązań, działań czy animacji, które łączą tradycję z nowoczesnością. Znajdziemy tu przykłady wielostronnego kształcenia, wspomagania wielorakich inteligencji i pobudzania wszystkich zmysłów dziecka, by aktywnie włączać się w jego rozwój, nie pomijając przy tym jego własnego potencjału oraz naturalnego rytmu życia.

Jeśli sama Autorka określa tę książkę jako poradnik praktycznej pedagogiki, to odpowiada zarazem na zapotrzebowanie tych spośród nas, którzy nie zawsze dowierzają mocy sprawczej idei i ich przekładalności (operacjonalizacji) na konkretne formy i sposoby działania. Dzięki osobistej narracji, licznym przykładom z codziennej pielęgnacji, opieki, socjalizacji instytucjonalnej i wychowywania dziecka, a wzbogaconym o wiedzę z nauk medycznych, przyrodniczych i społecznych, przechodzimy przez wszystkie fazy jego życia – od prenatalnej po jego dorosłość. Istotnie bowiem rolą rodziców i wychowawców jest spowodowanie tego, by ich radość, entuzjazm, akceptacja i humor współdziałały (…) w najgłębszym sensie s siłami kierującymi wzrostem ciała fizycznego oraz z siłami duszy dziecka. (s. 34)

Zainteresowani pedagogika waldorfską znajdą w tej książce także odniesienia do najnowszej literatury pedagogicznej tak w tym nurcie, jak i go wzbogacającej go współczesnej humanistyki. Nie jest to bowiem książka o pedagogice dogmatycznej, autorytarnej czy antyautorytarnej, ale o sztuce wychowywania pomiędzy Scyllą dystansu, dominacji czy przemocy a Charybdą zaangażowania, bliskości czy swobody, a więc oddziaływania odwołującego się do poszukiwania w dialogu z dzieckiem arystotelesowskiego złotego środka. Autorka doskonale wysupłuje z różnych pedagogii, w tym przede wszystkim z kierunków pedagogiki niedyrektywnej, emancypacyjnej czy antyautorytarnej takie zasady czy parcjalne rozwiązania, które pozwalają wzbogacać wychowanie w duchu steinerowskim z jego orientacją na dobro dziecka, a zarazem zobowiązują każdego z dorosłych wychowawców do ustawicznej pracy nad sobą.

Gorąco zatem polecam tę książkę, która jest niewątpliwie podręcznikiem sztuki wychowania, będącego wspólnym rzeźbieniem naszego codziennego świata życia, malowania go autentyzmem ludzkich przeżyć i doznań, rysowania kolejnych, a możliwych do pokonywania progów, by teatr rodzinnego i szkolnego życia sprzyjał przygotowywaniu dzieci i młodzieży do kreowania i odtwarzania ról na planie filmowym otaczającej ich szeroko pojmowanej kultury oraz sprzyjał zmysłowemu i duchowemu odczuwaniu piękna, dobra i mądrości dorobku obcujących z nimi pokoleń.

30 września 2011

Nowy tryb i warunki przeprowadzania czynności w przewodach naukowych

Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego podpisała Rozporządzenie w sprawie szczegółowego trybu i warunków przeprowadzania czynności w przewodach doktorskich, w postępowaniu habilitacyjnym oraz w postępowaniu o nadanie tytułu profesora z dnia 22 września 2011 r. (Dz. U. Nr 204, poz. 1200), którego treść została opublikowana w dzienniku Ustaw Nr 204. Nasze środowisko dysponowało jedynie znowelizowaną ustawą w tej sprawie, toteż wszyscy czekali z niecierpliwością na akt wykonawczy do niej. Dopiero teraz staje się jasne, jak będą przeprowadzane czynności w przewodach doktorskich, w postępowaniach habilitacyjnych i o nadanie tytułu profesora.

Zmiany wchodzą w życie z dniem 1 października 2011 r.

O ile osoby ubiegające się o nadanie stopnia doktora będą mogły tak, jak miało to miejsce dotychczas, ubiegać się o wszczęcie przewodu doktorskiego w uprawnionej do tego jednostce organizacyjnej – własnej (jeżeli ta posiada takie uprawnienia lub w innej uczelni), o tyle radykalnie zmienia się sytuacja dla habilitantów. Ci bowiem będą musieli wystąpić z wnioskiem o wszczęcie przewodu habilitacyjnego do Centralnej Komisji. Warto zatem, by wzięli pod uwagę nie tylko powyższe rozporządzenie, które określa szczegółowy tryb postępowania w tym zakresie, ale także ROZPORZĄDZENIE MINISTRA NAUKI I SZKOLNICTWA WYŻSZEGO1)z dnia 1 września 2011 r. w sprawie kryteriów oceny osiągnięć osoby ubiegającej się o nadanie stopnia doktora habilitowanego.

Niezwykle ważne z punktu widzenia standardów państwa demokratycznego jest to, że kandydat do awansu naukowego będzie zobowiązany do przedkładania swojej dokumentacji w wersji elektronicznej i drukowanej. Tym samym nie będzie już możliwe składanie fałszywych oświadczeń, jak mieliśmy i nadal mamy z tym do czynienia przez profesorów czy doktorów habilitowanych o tym, od kiedy są zatrudnieni w danej jednostce organizacyjnej i od kiedy dysponuje ona prawem do zaliczania danego pracownika do minimum kadrowego. Niestety, mający miejsce brak przyzwoitości części samodzielnych pracowników naukowych z naszego środowiska musiał być do tej pory rozpoznawany w wyniku czasochłonnych analiz dokumentacji wniosku o nadanie jednostce określonych uprawnień. Teraz dane te będą zsynchronizowane z bazą danych centralnego wykazu nauczycieli akademickich i pracowników naukowych.

Największe zainteresowanie w najbliższym okresie będzie budzić nowy tryb przeprowadzania czynności w postępowaniu habilitacyjnym. Rozporządzenie w tej kwestii czytelnie określa , jakie dokumenty będzie musiał przedłożyć habilitant (a wszystkie muszą być w formie papierowej i elektronicznej oraz w języku polskim i angielskim). Jego wniosek będzie zamieszczony na stronie internetowej Centralnej Komisji, która wskaże radę jednostki do przeprowadzenia przewodu. Jeżeli ta jednostka z określonego powodu odmówi takiego wszczęcia, to CK wyznaczy kolejną jednostkę organizacyjną.


To, co niewątpliwie ucieszy część habilitantów, a zasmuciło niektórych profesorów, to zniesienie kolokwium habilitacyjnego i wykładu habilitacyjnego, bowiem wniosek będzie rozpatrywany przez komisję habilitacyjną powołaną zgodnie z art. 18, ust.5 ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym, która w składzie co najmniej 6 osobowym, na podstawie analizy dokumentacji i dorobku naukowego kandydata podejmie stosowną uchwałę. W przypadku wątpliwości czy istotnych rozbieżności w ocenie dorobku habilitanta komisja może zobowiązać go do stawienia się na rozmowę, informując zarazem, co będzie jej przedmiotem.

Uchwała komisji w sprawie nadania albo odmowy nadania stopnia doktora habilitowanego będzie ogłoszona na stronie podmiotowej Centralnej Komisji, w terminie 30 dni od jej podjęcia. Będzie ona zawierała także informację o składzie komisji habilitacyjnej oraz treść recenzji złożonych w tym postępowaniu. Nowe rozporządzenie zawiera także wzór zawiadomienia o nadaniu stopnia doktora habilitowanego, w którym będzie informacja określająca obszar wiedzy, dziedzinę, dyscyplinę i specjalność habilitanta.

Jeszcze jedna uwaga jest w tej kwestii istotna. Otóż wszczęte dotychczas przewody habilitacyjne, będą procedowane zgodnie z dotychczas obowiązującym trybem. Jeszcze przez dwa lata ubiegający się o habilitację będą mogli zdecydować, czy chcą ubiegać się o stopień naukowy doktora habilitowanego zgodnie z dotychczasowym trybem, czy już nowym.

Wszystkim życzę powodzenia.


http://www.bip.nauka.gov.pl/_gAllery/15/44/15441/Dz._U._Nr_204__poz._1200.pdf
http://www.bip.nauka.gov.pl/_gAllery/15/35/15351/20110901_rozporzadzenie_MNiSW_dr_hab.pdf
http://www.bip.nauka.gov.pl/_gAllery/15/45/15456/20110929_rozporzadzenie_wykaz_nauczycieli.pdf

28 września 2011

Ostatnie dni rekrutacji na studia

dowodzą, że zgodnie z przewidywaniami Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego ci, którzy wybrali małe uczelnie, prowadzące zaledwie kilka kierunków studiów, mogą ich nie skończyć w ich murach, gdyż z powodu zbyt małej liczby kandydatów upadną, jak miało i będzie to miało miejsce w wielu dużych aglomeracjach w naszym kraju - w Warszawie, Łodzi, Poznaniu czy Szczecinie. Powstało w nich bowiem w ostatnich latach wiele małych wyższych szkół zawodowych, które - mimo nowej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym - nie podjęły wysiłków na rzecz rozwoju akademickiego, tylko przyjęły w wyniku kanclerskiego modelu zarządzania politykę biznesową, typową dla małych przedsiębiorstw.

Niestety, z takich właśnie szkół odeszli i odchodzą naukowcy, którzy doświadczają w nich wyraźnego rozczarowania między funkcjami założonymi a realizowanymi. Nie chcą godzić się na funkcje „robotników w białych kołnierzykach” bez prawa wpływu na rzeczywistą jakość kształcenia i kluczowy dla ich rozwoju zakres możliwego prowadzenia badań naukowych. Prysł mit szkół wyższych. Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego – prof. Barbara Kudrycka wprowadziła wraz z nowelizacją ustawy zakaz posługiwania się przez te szkoły wzorami tych samych dyplomów, jakie dotychczas wydawały wszystkie szkoły wyższe w Polsce, które uzyskały zgodę resortu na ich rejestrację i kształcenie studentów. Teraz dyplom będzie identyfikowany z konkretną uczelnią publiczną czy prywatną.

Za trzy lata rozpoczynający studia w roku akademickim 2011/2012 otrzymają dyplomy tych szkół lub uczelni, w których studiują, a jeśli ich marka będzie niska, a tak jest z większością szkół niepublicznych, to ów dyplom będzie tyle znaczył, co matura z amnestią. Każda szkoła wyższa – publiczna i prywatna będzie wydawać dyplomy już według własnego wzoru, a zatem liczyć się będzie to, gdzie ktoś studiował, a nie tylko to, że ma jakiś dyplom.

Rozpoczynający studia w wątpliwych jakościowo szkołach, z bardzo słabą kadrą akademicką, przeżyją rozczarowanie, kiedy powołana w tym roku Polska Komisja Akredytacyjna zacznie mierzyć już nie tylko sprawy formalne, związane z minimum kadrowym, planami studiów czy rozliczaniem środków budżetowych na stypendia, ale przede wszystkim skupi się na pomiarze efektów kształcenia. Jeśli te okażą się marne, to szkoła straci uprawnienia do prowadzenia studiów na danym kierunku. Tak więc, drodzy studenci, nie macie wyjścia, albo będzie studiować uczciwie i rzetelnie, albo z nadzieją na „wykupienie” dyplomu sami przyczynicie się do upadku szkoły, którą być może nawet uda wam się jeszcze ukończyć. Sprawdzian poprawności i uczciwości będzie obejmował wszystkich studentów i nauczycieli akademickich, poza założycielami tych szkół. Ci bowiem o ich losy martwić się nie muszą. Oni swoje dyplomy i zyski już mają. Podobnie będzie z uczelniami publicznymi, które - poddane wymogom rynkowej konkurencji - będą musiały odejść od pozostałości socjalistycznego myślenia: "Czy się stoi, czy się leży, tysiąc złotych się należy".

Zwróćcie uwagę na umowę, jaką będziecie zawierać ze swoją uczelnią. Jak podaje dzisiejsza Rzeczpospolita: Założyciel uczelni prywatnej musi zapewnić studentom możliwość kontynuowania nauki, ale tylko w razie całkowitej likwidacji szkoły. Okazuje się bowiem, że (…) czestą praktyka jest podsuwanie do podpisu studentom ostatnich lat nowej umowy. Pod pretekstem drobnych zmian wprowadzają one nowe warunki, np. student zamiast na kierunku prawo będzie studiował na administracji. Mamy już sygnały, że delikatnie "zmusza się" studentów socjologii, by studiowali na kierunku pedagogika. Jeszcze gorzej jest w przypadku wybieranych przez młodzież specjalności. Tu założyciel szkoły nie musi im niczego zagwarantować. Zdarza się zatem coraz częściej, że studiujący na II roku przechodzą do innych szkół wyższych, by w nich dalej studiować na wymarzonej przez siebie specjalności czy kierunku. Zachęcanie ich zatem do tego, by kontynuowali studia na innej specjalności, a następnie oferowanie im studiów podyplomowych w ramach specjalności własnego wyboru, jest naganne etycznie, ale kogo to dzisiaj obchodzi. Biznes jest biznes.