20 sierpnia 2010
Fenomen harcerskich różnic
W Krakowie odbywa się Jubileuszowy Zlot 100-lecia Harcerstwa Polskiego. Nawet nie przypuszczałem, że polski ruch harcerski nadal jest tak samo podzielony, jak całe społeczeństwo, na tych, co byli i są po jednej lub po drugiej stronie politycznej sceny czy historycznych uzasadnień racji dla swoich działań.
Jak bowiem odczytać fakt, że Związek Harcerstwa Polskiego świętuje stulecie tego ruchu właśnie teraz, w sierpniu 2010 r., a Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej uczyni to rok później?
Na stronie internetowej Związku Harcerstwa Polskiego czytam:
Sto lat to szmat czasu. To kilka pokoleń, wiele zmian, pomysłów, idei. Setne rodziny to wielkie wydarzenie, również w życiu organizacji. To czas podsumowań, planów na przyszłość i stu życzeń pomyślanych przy zdmuchiwaniu stu świec na urodzinowym torcie. W roku 2010 przypada setna rocznica przetłumaczenia przez Andrzeja Małkowskiego na język polski podręcznika Roberta Baden-Powella „Scouting for boys". Od tego czasu tysiące ludzi w całym kraju miało okazję żyć w duchu Prawa i Przyrzeczenia Harcerskiego. Poprzez obchody stulecia pokazywać będziemy unikatową wartość i dorobek harcerstwa. Realizować większe i mniejsze projekty. Starać się pokazać nasz harcerski udział w budowaniu lepszego świata. W 2010 roku zaśpiewajmy razem 100 lat! Wspólnie upieczmy tort stulecia, na którym wypiszemy życzenia na przyszłość. Wspólnie zdmuchnijmy urodzinowe świeczki!
(http://100lecie.zhp.pl/index.php?do=standard&navi=0072,0003)
Na stronie internetowej Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej o powyższym Zlocie, jak i Jubileuszu nie wspomina się nawet jednym zdaniem. Wyjaśnienie rozbieżności co do daty świętowania Jubileuszu można jednak odnaleźć w dziale „Historia”, gdzie pwd. Adam Przymusiała HO pisze:
A jak jest z historią harcerstwa? Wszystko zaczęło się od jednej książki "Scouting for Boys" autorstwa Roberta Baden-Powella wydanej w 1908 roku. W trzy lata później w 1911 roku nakładem Związku Polskich Gimnastycznych Towarzystw Sokolich wydano jej tłumaczenie dokonane przez Andrzeja Małkowskiego „Scouting jako system wychowania młodzieży na podstawie dzieła Generała Baden–Powella”. Pierwszym zadaniem jakim zajął się A. Małkowski była organizacja kursu skautowego, który rozpoczął się 20 marca 1911 roku. Efektem końcowym kursu było powołanie dnia 22 maja 1911 roku pierwszych drużyn skautowych we Lwowie. Tak "Idea" przekształciła się w "Ruch". Dzięki temu powstała "Organizacja", która rozpoczęła tworzenie "Programu" w oparciu o "Metodę".
Konsekwentnie zatem, na stronie Małopolskiej Chorągwi Harcerek ZHR, o stuleciu harcerstwa pisze się następująco:
W 2011 roku będziemy świętować 100-lecie Harcerstwa na ziemiach Polski. By lepiej przygotować się do tego wydarzenia, by radość świętowania była pełna chcemy przez czas, jaki dzieli nas od tego momentu, stawać się jak najlepszym harcerstwem.
Pragniemy być coraz lepsi w wymiarze indywidualnym każdej harcerki i harcerza oraz na poziomie naszych drużyn, hufców, chorągwi i całego Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Dążymy do tego, by dobre harcerstwo promieniowało dobrem na Polskę i Świat. Począwszy od roku 2007 chcemy, więc dobrze przygotować się do tego Jubileuszu i w każdym roku wyznaczamy sobie nowe cele.
Każdy kolejny rok niesie ze sobą jeden temat, wokół którego winny skupiać się nasze działania.
2007 „Rok Obozu” - 100 lat od pierwszego obozu Skautów
2008 „Rok Służby” - 25 lat Białej Służby
2009 „Rok Rzeczypospolitej” - 20 lat ZHR
2010 „Rok Idei Harcerskiej” - 100 lat „Skautingu dla chłopców”
2011 „Rok Jubileuszu”- 100 lat harcerstwa
(http://www.malopolanki.zhr.pl/100-lecie-harcerstwa.html)
Wcale się nie dziwię, że owe rozbieżności nadal mają miejsce w naszym kraju, skoro – jak donosi gazeta „Rzeczpospolita” (2.08.2010, s. A2) – ZHR musiał dochodzić prawa do krzyża harcerskiego w Urzędzie Patentowym, by ten uznał, że tego znaku mają prawo używać wszystkie inne polskie organizacje skautowe.
Okazuje się, że w 20 lat po transformacji społeczno-politycznej nadal różnice ideowe między instruktorami obu Związków tworzą fenomen harcerstwa jako pluralistycznego ruchu społeczno-wychowawczego. Jedni za początek tego ruchu przyjmują fakt przetłumaczenia przez A. Małkowskiego podręcznika skautowego, inni – rok jego wydania. Czy różnią się między sobą pięknie, jak pisał o tym Aleksander Kamiński, to już inna kwestia.
PS.
Na zdjęciu - moi harcerscy Mistrzowie: hm Jerzy Miecznikowski i hm Jacek Jurczakowski na Jubileuszowym Zlocie w Krakowie.
19 sierpnia 2010
O akademickich oszustwach na Słowacji
Posłowie Parlamentu Republiki Słowacji przyjęli na ostatnim posiedzeniu w dn. 10 sierpnia br. Uchwałę programową rządu na lata 2010-1014, akceptując założenia polityki nowej władzy i obdarzając ją pełnym zaufaniem. Mnie zainteresowała ta część rządowego programu, która dotyczy szkolnictwa wyższego. Stwierdza się w niej m.in., że w ostatnich latach uległa pogorszeniu zdolność konkurencyjna szkolnictwa wyższego tego kraju w skali międzynarodowej.
Władza zatem podejmie takie działania, które będą sprzyjać nie tylko większej dynamice rozwojowej w sferze badań naukowych i jakości kształcenia, ale także przyjrzy się procesowi akredytacyjnemu, jaki dotychczas miał miejsce we wszystkich uczelniach. Do oceny jakości kształcenia i badań naukowych będą właczani eksperci zagraniczni, żeby przełamać istniejące w środowisku akademickim „układy“. Co ciekawe, po raz pierwszy tak jednoznacznie stwierdza się w tym dokumencie, że miały miejsce w niektórych szkołach wyższych działania patologiczne, sprowadzające się m.in. do wyłudzania stopni naukowych.
Rząd Republiki Słowackiej podejmie odpowiednie kroki w związku z mającym miejsce obniżeniem administracyjnych wymogów wobec szkół wyższych w procesie akredytacyjnym, włączając do oceny zagranicznych ekspertów. W tym celu dokumentacja akredytowanych uczelni będzie tłumaczona na język angielski. (...) Władze państwowe będą też aktywnie przeciwdziałać nieprawidłowościom i oszustwom, które zakorzeniły się w słowackim szkolnictwie wyższym nie tylko na poziomie jednostkowym, ale także instytucjonalnym. Władze Republiki Słowackiej stworzą mechanizmy umożliwiające odebranie wyłudzonych stopni i tytułów naukowych przez pracowników naukowo-dydaktycznych. Ograniczy zarazem w sposób systemowy możliwość uzyskiwania w ten sposób awansów naukowych przez osoby, kierujące się nieuczciwą motywacją.
Słowacja bardziej demokratyzuje m.in. obszar szkolnictwa wyższego w porównaniu z innymi postsocjalistycznymi krajami-członkami UE, gdyż wszystkie decyzje ministerstwa oświaty, nauki, szkolnictwa wyższego i sportu dotyczące akredytacji kierunków kształcenia oraz uprawnień naukowych do prowadzenia postępowania awansowego na stopnie i tytuły naukowe są publikowane na stronie internetowej ministerstwa w pełnej formie, a więc są tam nie tylko kopie uchwał przyznających lub odbierających uczelniom określone uprawnienia, ale także treść ich pełnego uzasadnienia. Kandydaci na studia, jak i nauczyciele akademiccy mają powyższe dane czarno na białym.
(źródło: http://www.minedu.sk/index.php?lang=sk&rootId=6596)
Władza zatem podejmie takie działania, które będą sprzyjać nie tylko większej dynamice rozwojowej w sferze badań naukowych i jakości kształcenia, ale także przyjrzy się procesowi akredytacyjnemu, jaki dotychczas miał miejsce we wszystkich uczelniach. Do oceny jakości kształcenia i badań naukowych będą właczani eksperci zagraniczni, żeby przełamać istniejące w środowisku akademickim „układy“. Co ciekawe, po raz pierwszy tak jednoznacznie stwierdza się w tym dokumencie, że miały miejsce w niektórych szkołach wyższych działania patologiczne, sprowadzające się m.in. do wyłudzania stopni naukowych.
Rząd Republiki Słowackiej podejmie odpowiednie kroki w związku z mającym miejsce obniżeniem administracyjnych wymogów wobec szkół wyższych w procesie akredytacyjnym, włączając do oceny zagranicznych ekspertów. W tym celu dokumentacja akredytowanych uczelni będzie tłumaczona na język angielski. (...) Władze państwowe będą też aktywnie przeciwdziałać nieprawidłowościom i oszustwom, które zakorzeniły się w słowackim szkolnictwie wyższym nie tylko na poziomie jednostkowym, ale także instytucjonalnym. Władze Republiki Słowackiej stworzą mechanizmy umożliwiające odebranie wyłudzonych stopni i tytułów naukowych przez pracowników naukowo-dydaktycznych. Ograniczy zarazem w sposób systemowy możliwość uzyskiwania w ten sposób awansów naukowych przez osoby, kierujące się nieuczciwą motywacją.
Słowacja bardziej demokratyzuje m.in. obszar szkolnictwa wyższego w porównaniu z innymi postsocjalistycznymi krajami-członkami UE, gdyż wszystkie decyzje ministerstwa oświaty, nauki, szkolnictwa wyższego i sportu dotyczące akredytacji kierunków kształcenia oraz uprawnień naukowych do prowadzenia postępowania awansowego na stopnie i tytuły naukowe są publikowane na stronie internetowej ministerstwa w pełnej formie, a więc są tam nie tylko kopie uchwał przyznających lub odbierających uczelniom określone uprawnienia, ale także treść ich pełnego uzasadnienia. Kandydaci na studia, jak i nauczyciele akademiccy mają powyższe dane czarno na białym.
(źródło: http://www.minedu.sk/index.php?lang=sk&rootId=6596)
18 sierpnia 2010
Walka z wiatrakami
Otrzymałem wczoraj krótki list następującej treści:
Witam Panie Profesorze,
Jestem studentką pedagogiki i z zainteresowaniem czytam Pańskie publikacje, pisze do Pana Profesora z nadzieją na rozwiązanie mojego problemu. Otóż z uwagi na Pańskie żywe zainteresowanie szeroko pojętym oszustwem w edukacji, zwracam się z pytaniem: czy pojęcia ściaganie w szkole i plagiat są pojęciami tożsamymi czt też istnieje pomiędzy nimi wyraźna różnica, którą można ewidentnie sformułować? Czy można te pojęcia w ogóle porównywać skoro ściąganie wywodzi się z języka potocznego? Z góry dziękuję za odpowiedź, studentka Monika K.
---
Problem plagiatów pojawia się w internetowych debatach coraz częściej. Odnoszę wrażenie, że presja nie tylko młodych ludzi, ale także dużej części środowiska nauczycielskiego jest tak silna, by zatrzeć negatywny aspekt tego zjawiska i dać mu „zielone światło”. Po powrocie z krótkiego urlopu odnajduję w wakacyjnej prasie kolejne doniesienia o plagiacie pracy naukowej, i to w wydaniu b. minister z rządu J. Buzka, b. rektora jednej z uczelni niepublicznych, profesor z Akademii Obrony Narodowej itd., itd. Ten, który ów fakt rozpoznał, adiunkt, już w tej uczelni nie pracuje. Absolwentka jednej z uczelni publicznych rozpoznała w wydanej przez jej promotorkę książce 40 stronicowy rozdział skopiownany z jej pracy magisterskiej przez panią profesor. Jeden z internatutów tak skomentował ów fakt na forum Gazety Wyborczej:
Nie można kopiować idei i ujęcia tematu. Nawet wtedy gdy takie działanie opatrzy się przypisem to jest plagiat. Praca ma być samodzielna a przypisy są korespondencją z literaturą lub otwierdzeniem zbieżnego toku myślenia. Ta pani (wzdragam się użyć słowa profesor) to idiotka nie mająca pojęcia o wymogach wobec pracy naukowej. Nazwijmy po imieniu - jest złodziejką, ukradła własność intelektualną. Wywalenie z pracy jest oczywiste. Moim zdaniem złodziejstwo podlega karaniu. Powinna wylądować w pierdlu (nie w zawieszeniu) choćby na krótko, bo jako promotor była pracownikiem zaufania społecznego i przekazywała nie tylko wiedzę ale również postawę etyczną.
Jest złodziejem, plagiatorem, śliską glizdą (ostatnie ze względu na jej tłumaczenia).
Ściąganie jest kradzieżą cudzej myśli/poglądu/wiedzy, podobnie jak plagiat. Obie formy kradzieży czyjejś własności intelektualnej różni jedynie ich forma i cel oraz zakres reakcji społecznej na ich zaistnienie. O ile jest przyzwolenie w naszym kraju na ściąganie w szkole, na studiach, o tyle nie ma już go w tak dużym natężeniu w przypadku ściągania plików muzycznych czy filmowych. Plagiat został określony w ustawie o prawach autorskich a także znalazł swoje miejsce jako akt naganny w Ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym. Tak więc, z jednej strony przymyka się oczy na "ściąganie" w czasie egzaminów, sprawdzianów wiedzy itp. pozostawiając reakcję na te zachowania egzaminatorom i ewentualnym "poszkodowanym", a z drugiej strony ostrzega się przed plagiatami prac dyplomowych i sankcjonuje zarazem plagiaty awansowych prac naukowych. Walka z obu procederami jest nierówna i rzadko podejmowana przez tych, którzy mogli i/lub powinni to czynić.
(więcej: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8055555,Plagiat__promotorka_sciagala_od_pielegniarki.html;
http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article572122/Polak_zostaje_magistrem_Dzieki_Wikipedii.html;
http://www.rp.pl/artykul/15,442828_Polska__czyli_plagiatowy_raj.html)
Witam Panie Profesorze,
Jestem studentką pedagogiki i z zainteresowaniem czytam Pańskie publikacje, pisze do Pana Profesora z nadzieją na rozwiązanie mojego problemu. Otóż z uwagi na Pańskie żywe zainteresowanie szeroko pojętym oszustwem w edukacji, zwracam się z pytaniem: czy pojęcia ściaganie w szkole i plagiat są pojęciami tożsamymi czt też istnieje pomiędzy nimi wyraźna różnica, którą można ewidentnie sformułować? Czy można te pojęcia w ogóle porównywać skoro ściąganie wywodzi się z języka potocznego? Z góry dziękuję za odpowiedź, studentka Monika K.
---
Problem plagiatów pojawia się w internetowych debatach coraz częściej. Odnoszę wrażenie, że presja nie tylko młodych ludzi, ale także dużej części środowiska nauczycielskiego jest tak silna, by zatrzeć negatywny aspekt tego zjawiska i dać mu „zielone światło”. Po powrocie z krótkiego urlopu odnajduję w wakacyjnej prasie kolejne doniesienia o plagiacie pracy naukowej, i to w wydaniu b. minister z rządu J. Buzka, b. rektora jednej z uczelni niepublicznych, profesor z Akademii Obrony Narodowej itd., itd. Ten, który ów fakt rozpoznał, adiunkt, już w tej uczelni nie pracuje. Absolwentka jednej z uczelni publicznych rozpoznała w wydanej przez jej promotorkę książce 40 stronicowy rozdział skopiownany z jej pracy magisterskiej przez panią profesor. Jeden z internatutów tak skomentował ów fakt na forum Gazety Wyborczej:
Nie można kopiować idei i ujęcia tematu. Nawet wtedy gdy takie działanie opatrzy się przypisem to jest plagiat. Praca ma być samodzielna a przypisy są korespondencją z literaturą lub otwierdzeniem zbieżnego toku myślenia. Ta pani (wzdragam się użyć słowa profesor) to idiotka nie mająca pojęcia o wymogach wobec pracy naukowej. Nazwijmy po imieniu - jest złodziejką, ukradła własność intelektualną. Wywalenie z pracy jest oczywiste. Moim zdaniem złodziejstwo podlega karaniu. Powinna wylądować w pierdlu (nie w zawieszeniu) choćby na krótko, bo jako promotor była pracownikiem zaufania społecznego i przekazywała nie tylko wiedzę ale również postawę etyczną.
Jest złodziejem, plagiatorem, śliską glizdą (ostatnie ze względu na jej tłumaczenia).
Ściąganie jest kradzieżą cudzej myśli/poglądu/wiedzy, podobnie jak plagiat. Obie formy kradzieży czyjejś własności intelektualnej różni jedynie ich forma i cel oraz zakres reakcji społecznej na ich zaistnienie. O ile jest przyzwolenie w naszym kraju na ściąganie w szkole, na studiach, o tyle nie ma już go w tak dużym natężeniu w przypadku ściągania plików muzycznych czy filmowych. Plagiat został określony w ustawie o prawach autorskich a także znalazł swoje miejsce jako akt naganny w Ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym. Tak więc, z jednej strony przymyka się oczy na "ściąganie" w czasie egzaminów, sprawdzianów wiedzy itp. pozostawiając reakcję na te zachowania egzaminatorom i ewentualnym "poszkodowanym", a z drugiej strony ostrzega się przed plagiatami prac dyplomowych i sankcjonuje zarazem plagiaty awansowych prac naukowych. Walka z obu procederami jest nierówna i rzadko podejmowana przez tych, którzy mogli i/lub powinni to czynić.
(więcej: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8055555,Plagiat__promotorka_sciagala_od_pielegniarki.html;
http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article572122/Polak_zostaje_magistrem_Dzieki_Wikipedii.html;
http://www.rp.pl/artykul/15,442828_Polska__czyli_plagiatowy_raj.html)
Kultura popularna - tożsamość – edukacja
to tytuł najnowszej książki "Impulsu", jaką przygotowali do druku naukowcy z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu - dr Daria Hejwosz i Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego - dr hab. Witold Jakubowski. Autorzy zgromadzonych tu rozpraw czynią kulturę popularną motywem przewodnim do własnych badań, w wyniku których odsłaniają różne jej znaczenia i pedagogiczne walory lub słabości: od bezwartościowego wpływu na proces wychowawczy, poprzez możliwości jej wykorzystania w tym procesie do jej możliwej afirmacji. Kreślą w swoich rozprawach linie demarkacyjne pomiędzy kulturą popularną a sztuką, czy też pomiędzy kulturą masową, wyższą i ludową, wskazując zarazem na to, jak nieustannie się ona zmienia, rozmywa czy zostaje ponownie wzbudzona w dyskursie publicznym.
Otrzymujemy książkę, która zainteresuje nie tylko pedagogów, socjologów, etnografów, politologów czy kulturoznawców, ale także przedstawicieli nauk o sztuce. Wielokrotnie powtarza się w wypowiedziach jej autorów, że kultura popularna jest nadal postrzegana w powszechnym dyskursie negatywnie ze względu na generowane przez niektórych jej twórców procesy ujednolicania, spłycania i standaryzacji wzorców zachowań, postaw czy twórczości. To, co jest naszą codziennością, niedostrzegalną i nieuświadamianą sobie ze względu na tkwiący w niej potencjał osobotwórczych wpływów, zostaje tutaj zdemistyfikowane, nazwane i sklasyfikowane, a co istotne – częściowo także zilustrowane wynikami badan empirycznych.
Książkę czyta się z dużym zainteresowaniem, dlatego polecam ją w okresie wakacyjnym. Możemy obcować dzięki niej z różnymi formami estetyki, które stają się podstawą do budowania osobistych poglądów na ich temat. Wzbogaca ona też swoją zawartością nie tylko sposób osobistego rozumienia zachodzących (także z naszym udziałem) przemian społeczno-kulturowych, ale i poszerza pole zainteresowań pedagogiki społecznej, której przedmiotem badań są m.in. bio-psycho-społeczne procesy wychowawcze wymykające się instytucjonalnej standaryzacji i wpływom na rzecz pozytywnej, negatywnej czy obojętnej dla rozwoju dzieci i młodzieży socjalizacji pozaszkolnej, pozarodzinnej czy wolnoczasowej.
(więcej: http://www.impulsoficyna.pl/index.php?cat=2&id=1140)
13 sierpnia 2010
Izgubljena generacja
to tytuł książki chorwackiego pisarza, poety i redaktora rozgłośni radiowej KL-Eurodom ze Splitu - Damira Duplančiča, który od 2000 r. prowadzi na tej antenie audycje dla młodzieży, doradzając jej w rozwiązywaniu codziennych problemów. Po polsku tytuł tej książki brzmiałby – „Zagubiona generacja”. Jest ona zbiorem autobiograficznych wspomnień, wrażeń, przemyśleń, ale przede wszystkim wierszy tego autora, które zostały poświęcone pokoleniu dojrzewającemu w latach 70. i 80. XX wieku. Tom został dopełniony wypowiedziami przyjaciół i znajomych też z tego pokolenia na temat tego, jak oni postrzegają miniony czas życia? Są tu wspomnienia z dziecięcych zabaw na ulicy czy przydomowym podwórku, szkolne sukcesy i porażki, pierwsze miłości, wakacyjne przygody i społeczno-ekonomiczne przemiany, które dotknęły tę generację.
Dzisiaj Międzynarodowa Organizacja Pracy (International Labour Organization) opublikowała raport o tzw. "straconym pokoleniu", odnosząc ten termin do młodzieży, która nie może znaleźć miejsca na rynku pracy. W świetle tego raportu - globalne bezrobocie osiągające poziom 630 mln. młodych ludzi w wieku od 15 do 24 lat w tym roku ma mieć rekordowy poziom, w wyniku wciąż mającego miejsce kryzysu ekonomicznego na świecie.
Nieco inny aspekt wchodzenia w życie młodzieży podnosi w swojej książce Karel Hvižďala, kiedy pyta - Co wyrośnie z dzieci, które dzisiaj przyszły na świat? Gdyby przyjąć tezy amerykańskiej psycholog Judith Harris, że większy wpływ na socjalizację dziecka ma jego środowisko, otoczenie, niż rodzina, to dla dzieci lepiej jest, kiedy wyrastaj w dobrym środowisku i problemowej rodzinie, niż w problemowym środowisku a w dobrej rodzinie. Dopóki nasze codzienne otoczenie i pozarodzinne środowisko życia, jakim jest w tym przypadku państwo, sprawia, że nie trzeba przestrzegać ustaw, że się omija prawa, że politycy postępują arogancko a niekiedy i kłamią, (…), to nie ma się co dziwić, że to wszystko deprawuje dzieci, także te z dobrych rodzin.
Ktoś podcina gałąź, na której siedzi kolejne młode pokolenie. Duplančič słusznie zatem docieka w jednym ze swoich wierszy: (...) dlaczego piłujecie gałąź drzewa, na którym siedzicie? Czyż nie jest ona jeszcze wystarczająco zdrowa? A może wam przeszkadza to, że jeszcze ktoś inny na niej usiadł?(…)
(źródła: K. Hvižďala, Interviewer aneb restaurování kontekstů. Rozhovor s m.m. marešovou, Portál, Praha 2010; D. Duplančič, Izgubljena generacja, Split 2009, s. 312; http://wiadomosci.onet.pl/2209795,12,swiatowy_alarm_ws_straconego_pokolenia,item.html)
Dzisiaj Międzynarodowa Organizacja Pracy (International Labour Organization) opublikowała raport o tzw. "straconym pokoleniu", odnosząc ten termin do młodzieży, która nie może znaleźć miejsca na rynku pracy. W świetle tego raportu - globalne bezrobocie osiągające poziom 630 mln. młodych ludzi w wieku od 15 do 24 lat w tym roku ma mieć rekordowy poziom, w wyniku wciąż mającego miejsce kryzysu ekonomicznego na świecie.
Nieco inny aspekt wchodzenia w życie młodzieży podnosi w swojej książce Karel Hvižďala, kiedy pyta - Co wyrośnie z dzieci, które dzisiaj przyszły na świat? Gdyby przyjąć tezy amerykańskiej psycholog Judith Harris, że większy wpływ na socjalizację dziecka ma jego środowisko, otoczenie, niż rodzina, to dla dzieci lepiej jest, kiedy wyrastaj w dobrym środowisku i problemowej rodzinie, niż w problemowym środowisku a w dobrej rodzinie. Dopóki nasze codzienne otoczenie i pozarodzinne środowisko życia, jakim jest w tym przypadku państwo, sprawia, że nie trzeba przestrzegać ustaw, że się omija prawa, że politycy postępują arogancko a niekiedy i kłamią, (…), to nie ma się co dziwić, że to wszystko deprawuje dzieci, także te z dobrych rodzin.
Ktoś podcina gałąź, na której siedzi kolejne młode pokolenie. Duplančič słusznie zatem docieka w jednym ze swoich wierszy: (...) dlaczego piłujecie gałąź drzewa, na którym siedzicie? Czyż nie jest ona jeszcze wystarczająco zdrowa? A może wam przeszkadza to, że jeszcze ktoś inny na niej usiadł?(…)
(źródła: K. Hvižďala, Interviewer aneb restaurování kontekstů. Rozhovor s m.m. marešovou, Portál, Praha 2010; D. Duplančič, Izgubljena generacja, Split 2009, s. 312; http://wiadomosci.onet.pl/2209795,12,swiatowy_alarm_ws_straconego_pokolenia,item.html)
28 lipca 2010
Nadszedł czas wolny
Czas jest nieusuwalnym aspektem rzeczywistości społecznej, warunkując rytm naszego życia. Kulturowe reguły sprawiają, że w zależności od własnej aktywności dzielimy ten czas na różne jego rodzaje. Jest zatem czas pracy i czas wypoczynku, czas codzienny i czas odświętny, czas nauki i czas pracy, czas podróży i czas bytowania w określonym miejscu itd.
Czas wolny charakteryzują trzy cechy: 1) dobrowolność, bowiem nasza aktywność nie może tu mieć obowiązkowego charakteru, 2) niezarobkowość, czyli podejmowane działania nie mogą się wiązać z zabieganiem o dochód, lokując je poza sferą wykonywanych obowiązków zawodowych czy społecznych oraz 3) przyjemność, kiedy to powinniśmy doświadczać pozytywnych stanów emocjonalnych w trakcie jego trwania. Czas wolny jest też tym okresem, w którym jednostka ma o wiele większą, niż w innym jego wymiarze, możliwość wyboru własnej aktywności.
Zaczynam korzystać z przysługującego mi czasu wolnego, toteż proszę mi wybaczyć, że przez kilka tygodni nie będzie w blogu żadnych wpisów. Ufam, że moi oponenci będą mogli dzięki temu chociaż trochę ode mnie odpocząć. Studenci nadrabiają zaległości w pisaniu swoich prac magisterskich, niektórzy moi koledzy pracują nad swoimi publikacjami, zaś wydawcy naukowych książek przygotowują na wrzesień nowe tytuły. Będzie zatem co czytać i o czym dyskutować.
A wakacyjnie kieruję do moich czytelników wiersz, jaki przesłała mi z datą 19 lipca 2010 r. dr Bronisława Dymara z Pszczyny, znakomita i wyjątkowa postać w polskiej myśli pedagogicznej, autorka, redaktorka i współredaktorka serii publikacji „Nauczyciele-Nauczycielom” - "Dziecko w świecie... " (Oficyna Wydawnicza „Impuls”), które poświęca współczesnej edukacji, ze szczególnym zwróceniem uwagi na wychowywanie i kształcenie najmłodszych pokoleń. Właśnie pracuje nad kolejnym tomem, który będzie poświęcony dziecku w świecie literatury. Jak pisze – z rzeczy tego świata pozostaną dwie: miłość i poezja. Sama obdziela swoich uczniów, wychowanków i współpracowników miłością oraz niewyczerpywalnym dobrem. Jest też autorką tomików wierszy.
Zachłanność
Bażant na ścieżce naszego ogrodu.
Skąd przybył?
Skrzydła nagle podniesione
zalśniły złotem
i rozgrzały serce.
Iguś – szepnęłam
(nadając mu imię)
zostań tutaj.
Czy wiesz Iguś – bredziłam –
że i ja kiedyś
fruwałam nad przepaściami?
I wtedy właśnie poczułam,
że ktoś trzyma mnie, jak dawniej
za rękę, na powitanie dnia,
w którym zamierzamy
zdobyć Rysy.
Jak wielka
Jest zachłanność młodości,
myślę – po pięćdziesięciu latach.
27 lipca 2010
Moda na psychologię
W dodatku Gazetapraca.pl Gazety Wyborczej (26.07.2010) Tomasz Wysocki pisze o fenomenie studiów psychologicznych, które w tym roku, podobnie zresztą jak w latach ubiegłych, cieszą się ogromnym zainteresowaniem wśród kandydatów na bezpłatne studia uniwersyteckie, a nawet płatne, ale w nielicznych szkołach wyższych niepublicznego sektora. Skąd taka moda? Zdaniem dr Bogny Bartosz z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego wynika to z atrakcyjności kierunku studiów i ich programu, który kojarzy się kandydatom z możliwością poznania człowieka, jego psychiki, z receptą na to, jak żyć. Jest ów pęd na psychologię także pochodną osobistych problemów samych kandydatów, rodząc nadzieję, że uda się je w toku studiów rozwikłać czy podać terapii. No i wreszcie winne są temu media, które mocno lansują ów kierunek kształcenia wyższego.
A mnie się wydaje, że jest jeszcze czwarty powód owej atrakcyjności, w wyniku którego tylko w Uniwersytecie Wrocławskim ubiegały się o indeks na psychologię w tym roku 43 osoby na … jedno z 56 miejsc. Wystarczy zatem, że w niewielu uczelniach w kraju prowadzone jest kształcenie na kierunku psychologia, a tam, gdzie ma to miejsce, ograniczy się liczbę miejsc, by nagle liczba kandydatów wydawała się niezrozumiałą czy wprost „kosmiczną”. Tymczasem, tylko niewiele wyższych szkół publicznych i niepublicznych ma uprawnienia do prowadzenia studiów na tym kierunku, a to dlatego, że są to jednolite, 5-letnie studia, które wymagają zatrudnienia do ich prowadzenia nauczycieli akademickich. Musi to być dla nich podstawowe miejsce pracy, a na to mogą sobie pozwolić tylko nieliczne jednostki organizacyjne szkolnictwa wyższego.
Na domiar wszystkiego, minimum kadrowe dla jednolitych studiów magisterskich na kierunku „psychologia” jest wyższe, niż dla innych kierunków studiów (np. dla pedagogiki czy socjologii), bowiem stanowi ono zatrudnienie co najmniej sześciu nauczycieli akademickich posiadających tytuł naukowy lub stopień naukowy doktora habilitowanego, w tym co najmniej pięciu nauczycieli akademickich posiadających dorobek naukowy w zakresie danego kierunku studiów i jednego nauczyciela akademickiego reprezentującego dziedzinę naukową związaną z danym kierunkiem studiów, albo jednego spełniającego warunki oraz zatrudnienie co najmniej ośmiu nauczycieli akademickich posiadających stopień naukowy doktora, spośród których co najmniej czterech posiada dorobek naukowy w zakresie danego kierunku studiów, a czterech – w zakresie dziedziny naukowej związanej z danym kierunkiem studiów.
Co robią uczelnie, by spełnić ów wymóg? Niektóre wypychają doktorów psychologii, by po nieudanej próbie habilitowania się z tej nauki, dokonali tego wyczynu z zakresu pedagogiki, bo ponoć łatwiej i pewniej. I tak też się dzieje w niektórych przpadkach. Obserwujemy od kilku lat przesuwanie się części mocno zaawansowanych wiekiem psychologów do pedagogiki mimo, że ich dorobek z tą nauką ma niewiele wspólnego. Kiedy jednak już tę habilitację uzyskają, zaliczani są do minimum kadrowego na… psychologii, a nie na pedagogice, bo tam jest i tak inflacja. Moda na psychologię? Oczywiście, ale i zarazem na pedagogikę "psychologiczną" (Czesi używają nawet tej nazwy: "psychologicka pedagogika"). Kiedy dojdzie do synergii, mamy nowe twory specjalnościowe w postaci "psychopedagogiki". Jest to ani psycho-, ani pedagogika, ale coś prawie… a prawie robi różnicę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)