08 maja 2010

Nie jestem rektorem WSP w Łodzi


o czym pisałem 5 maja br.
http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2010/05/le-roi-est-mort-vive-le-roi.html#comments

Piszę o tym w tym miejscu, gdyż docierają do mnie sygnały, że nie odpowiadam na korespondencję, jaka jest do mnie kierowana na adres: rektor@wsp.lodz.pl.

Proszę zatem o kierowanie do mnie listów na adres:
boguslawsliwerski@gmail.com lub na adres domowy.

Czy zmieniać strukturę ustroju szkolnego?

To dylemat, przed jakim stoją niemieccy politycy oświatowi. Na łamach prasy w tym kraju toczy się bowiem debata publiczna na temat szkoły i jej roli (w tym efektywności) w przygotowywaniu młodych pokoleń do życia w niezwykle dynamicznie zmieniającym się społeczeństwie. Zdaje się, że te instytucje, które jeszcze pół wieku temu były forpocztą wszelkich innowacji, nowoczesnego spojrzenia na świat, źródłem wiedzy orientującej młodych na przyszłość, dzisiaj coraz bardziej pozostają w stosunku do tych procesów w tyle, nie nadążając za licznymi zmianami technologicznymi, gospodarczymi, a nawet społecznymi.

Od samego jednak powstania szkoły zastanawiano się nad tym, co zrobić, by była ona jak najbardziej przydatna wspólnocie wyznaniowej, państwu, społeczeństwu, stronnictwu politycznemu czy wreszcie samej jednostce. Reformatorzy edukacji szkolnej miotają się zatem pomiędzy roszczeniami, by była ona zorientowana albo na proces wolny od lęku i upokorzeń (negatywnego stresu), od instrumentalnego, przedmiotowego oceniania uczniów i nauczycieli, albo na firmę stymulującą do skutecznego radzenia sobie przez każdego w warunkach permanentnej konkurencji, do skupiania się na osiągnięciach i wyłanianiu elit.

Wyniki międzynarodowych badań porównawczych osiągnięć szkolnych uczniów z najbardziej rozwiniętych gospodarczo państw należących do OECD (zob. badania PISA) zwróciły uwagę na to, że rozpoczął się wyścig o palmę pierwszeństwa najlepiej kształcących młode pokolenia do funkcjonowania na globalnym rynku. Dla opinii społecznej opublikowanie danych o miejscu absolwentów szkół danego państwa w rankingu uzyskujących najwyższe noty było powodem albo do dumy (np. Finlandia), albo do szoku (np. Niemcy). Najmniejsze emocje wzbudzały te dane w krajach, w których wyniki uczniów lokowały się blisko środka (np. Polska). W Niemczech – jak stwierdza Hans Brügelmann z Uniwersytetu w Siegen – każdy z systemów szkolnych inaczej reagował na roszczenia polityków w zakresie koniecznego reformowania systemu oświatowego. Wszystko bowiem podporządkowane jest zmieniającycm się konstelacjom polityków, stąd przez szkolnictwo przetaczają się w nieskończoność reformy strukturalne, które nie s podporządkowane żadnej logice pedagogicznej. To jest coś na wzór politycznego handlu krowami.

Nieskończone grzebanie przez polityków w systemie szkolnym sprawia, że tak rodzice, uczniowie, jak przede wszystkim sami nauczyciele reagują coraz bardziej niechętnie, nieprzychylnie na kolejne „eksperymenty“. Politykom bowiem się wydaje, że jak w ustroju szkolnym skróci się lub wydłuży cykl kształcenia, to natychmiast, a w każdym razie wkrótce poprawią się osiągnięcia szkolne dzieci i młodzieży. Tak w Austrii, jak i w Niemczech po czteroletniej szkole podstawowej uczniowie przechodzą do zróżnicowanych typów szkół średnich I stopnia. Wystarczy zatem – jak sądzą politycy – wydłużenie edukacji na poziomie szkoły podstawowej z czterech do sześciu lat, by wzrost sukcesów szkolnych był tego następstwem. Tymczasem - jak twierdzi dyrektor Instytutu Pedagogiki Nauk Przyrodniczych i Matematyki w Kolonii Olaf Köller - struktura nie jest najważniejszą przesłanką dla organizowania jak najlepszej edukacji szkolnej. Dobre zajęcia mogą być realizowane w każdej strukturze. Badania empiryczne potwierdzają, że długość cyklu kształcenia ani nie czyni je gorszym, ani lepszym, więc po co zmieniać struktury?

(źródło: http://www.zeit.de/zeit-wissen/2010/03/Das-perfekt-Schulsystem)

07 maja 2010

O co w tym życiu chodzi?

To tytuł wywiadu, jakiego udzielił Tygodnikowi Powszechnemu (2010 nr 18) wybitny podróżnik, zdobywca obu biegunów Ziemi w ciągu jednego roku bez pomocy z zewnątrz - Marek Kamiński. Dzieli swoje życie na trzy etapy: pierwszym jest odkrywanie świata, drugim jego podbijanie, a trzecim rodzina. Do każdego z nich pięknie się odnosi, odpowiadając przy okazji pytań na niektóre kwestie. Poznajemy go także w nowej roli, mniej znanej polskiemu odbiorcy, a mianowicie jako menedżera założonej przez siebie – zresztą w wyniku niezamierzonych okoliczności życiowych - firmy Gama San, która stała się nie tylko źródłem jego dochodów, ale także polem doświadczalnym w zarządzaniu. Budowanie firmy – jak stwierdza - przypomina przygotowania do wyprawy: najpierw pojawia się faza marzeń, później planowania, dalej szukanie rozwiązań. (…) W biznesie ważna jest droga, a nie cel. Gdy człowiek jest tak bardzo skupiony na osiąganiu celu, to pod jego nosem może mu przechodzić prawdziwe życie. Cele i zyski tak, ale nie za wszelką cenę. Kiedy osiągamy coś , depcząc zasady moralne i innych ludzi. Taki cel może okazać się kamieniem młyńskim u szyi tego, który go osiągnął. Dotyczy to także przedsiębiorstwa. Firmy pojawiają się i znikają, a ślady na drodze, które przeszły, zostają. (…) w perspektywie dłuższego czasu ważniejsze jest przetrwanie niż szybkie osiąganie celów. Kiedy się je błyskawicznie osiąga, można dostać zadyszki, a przetrwanie opiera się na wartościach fundamentalnych. Jedną z nich jest prawda.

Nic dziwnego, że jako ojciec dwóch córek postanowił spowolnić życie. Cały świat tak naprawdę jest w nas, chodzi o próbę jego odczuwania na nowo; to kwestia wyobraźni. Pięknie też mówi o roli wychowywania dzieci, które dla niego jest tym, o czym pisał w swoich traktatach filozoficzno-etycznych Karol Wojtyła oraz Maria Łopatkowa w „Pedagogice serca”, a mianowicie - uczestniczeniem i obdarzaniem ich prawdziwą miłością. Dzieciom trzeba poświęcać czas i uwagę. To powinni robić rodzice, nie opiekunki, ciocie czy dziadkowie. (…) Spotkałem wielu ojców już dorosłych dzieci, którzy nie mają z nimi żadnego emocjonalnego kontaktu. Teraz bardzo tego żałują, nie nadrobią straconego czasu w kilka tygodni. Taka więź buduje się i umacnia od kołyski. Trzeba o nią zabiegać. Zerwanie jej to katastrofa dla obydwu stron.