Od kilkunastu lat mamy - dzięki znakomitej
inicjatywie prof. Piotra Kostyły - przekład na język polski kilka
wykładów amerykańskiego progresywisty Williama James'a. Warto do nich
sięgać, ale przede wszystkim do wstępu przewodniczącego Polskiego Towarzystwa
Pedagogicznego, w którym wprowadza czytelnika nie tylko w genezę i ewolucję
rozwoju filozoficzno-pedagogicznej myśli Jamesa, ale przede wszystkim
uświadamia czytelnikom w swoim komentarzu to, co nie zawsze jest
dostrzegane.
Niestety,
pokolenie Z czyta głównie opracowania, streszczenia, skróty, banały utrwalające
stereotypową recepcję ważnych dzieł klasyków światowej pedagogiki. Pominięcie w
studiowaniu pedagogiki oryginalnych źródeł i ich odczytania przez eksperta,
jakim jest współczesny filozof i pedagog sprawia, że nie korzysta się z wiedzy,
która jest nośnikiem wartości i ich interpretacji ze względu na światowe zmiany
kulturowe i polityczne.
Po
autorytarnych i ortodoksyjnych rządach w polityce oświatowej nadchodzi okres
otwarcia na to, czego nie wolno i nie uda się ukryć, a mianowicie na
pluralizm i indywidualizm, które u konserwatywnej części członków
społeczeństwa będą budzić niepokój i opór. Wszyscy wiemy, że każdy człowiek
jest indywiduum, w jakimś zakresie różni się od innych, a jednak w procesie kształcenia
zamierza się wszystkich uniformizować, traktować w ten sam sposób, jakby między
sobą niczym się nie różnili i nie mieli do tego prawa.
"Każdy
uczeń jest inny i każda sytuacja edukacyjna niepowtarzalna, w związku z tym,
jak pisał (James - dop. mój) [r]ada, której udzieliłbym większości
nauczycieli, brzmiałaby jak słowa pewnej kobiety, która sama jest wybitną
nauczycielką. Przygotuj się do lekcji tak dobrze, abyś zawsze miał temat
"pod ręką": następnie w klasie zaufaj własnej spontaniczności i
odrzuć na bok wszystkie dalsze troski. Brak spontaniczności i
przesadne poleganie na raz przyjętych regułach - takie były w przekonaniu
Jamesa podstawowe słabości ówczesnych amerykańskich nauczycieli" (s.
8).
Teksty
te powstawały przeszło 130-140 lat temu, a przecież nie straciły na
aktualności. Dlaczego więc powracamy do nich, tłumaczymy je na język polski?
właśnie dlatego, że mimo ewolucji społeczno-kulturowej nie są akceptowane i
stosowane w praktyce nauczycielskiej uniwersalne prawidłowości. Trafnie zatem
konstatuje P. Kostyło:
"Zwracając
się do przyszłych nauczycieli, James kreśli wizję optymalnego, czyli
integralnego rozwoju człowieka, obejmującego wymiar fizyczny, psychiczny i
duchowy. Kwestia uświadamiania nauczycieli, że wychowanie to coś więcej niż
kształtowanie intelektu, powraca regularnie w niniejszych wykładach"
(s.9).
Naukowy
redaktor przekładu charakteryzuje sylwetkę W. Jamesa jako uniwersyteckiego
wykładowcy-mistrza, którego wykłady na Uniwersytecie Harvarda cieszyły się dużą
popularnością, mimo iż bywały ekstrawaganckie, interaktywne i prowadzone z dużą
swobodą oraz w komunikatywny sposób. Po raz kolejny przekonujemy się, jak
trudno jest zaistnieć w szkolnictwie powszechnym, ogólnodostępnym, publicznym
kultury kształcenia zorientowanej na uczniów, na rozwój ich wszystkich sfer
osobowości.
Co ważne, Kostyło demistyfikuje w poglądach Johna Deweya błędną afirmację znaczenia doświadczeń transcendentnych u W. Jamesa. Pominął bowiem w pedagogii W. Jamesa aspekty duchowe. Czyżby uczynił tak dlatego, że ich redukcja sprzyjała instrumentalnemu w swej istocie kształceniu pragmatycznemu?
Tak pisze
o deweyowskiej manipulacji P. Kostyło:
"Duchowość tymczasem stanowiła dla Jamesa integralny element rzeczywistości - uznawał on nie tylko jej istnienie, ale także badał warunki możliwości doświadczania jej. W świecie, który was otacza, odkrywacie coś, co domaga się od was trochę większej pokory, tolerancji, szacunku i miłości dla innych; nabieracie też wewnętrznej radości widząc, jak wzrasta znaczenie naszego codziennego życia. Inspiracją dla radości tego rodzaju jest religia, zaś sama radość jest elementem zdrowia duchowego" (tamże, s. 13).
Do wybranych idei W. James'a nawiązywali tacy twórcy alternatywnych pedagogii początku XX wieku, jak Georg Kerschensteiner, Adolphe Ferriere, Maria Montessori, Eduard Claparede, Jan Władysław Dawid czy Henryk Rowid. "Kerschensteiner odwoływał się do wypracowanej przez Jamesa siły woli oraz moralnego charakteru; Ferriere przejął od Jamesa podział świadomości na jaźń wyższą i jaźń niższą; Montessori interesowała się anatomicznymi i fizjologicznymi analizami myśliciela, a także jego koncepcją świadomości religijnej; wreszcie Claparede propagował zapoczątkowane przez Jamesa podejście funkcjonalne w psychologii" (s. 13-14).
Z tego tomu studenci dowiedzą się, że wychowywanie młodych pokoleń na fundamencie cnót nie jest wymysłem byłego ministra edukacji Przemysława Czarnka, ale składową koncepcji formacyjnej człowieka u W. James'a, o ile cnoty te znajdują w charakterze osoby podatny grunt. Trafnie odczytuje to P. Kostyło pisząc:
"Nauczyciele, zamiast skupiać się na prezentowaniu uczniom coraz to nowych ideałów, powinni dbać o zbudowanie w nich solidnego fundamentu cnót. Troska etyczna sprawi, że gdy nadejdzie odpowiedni czas, uczniowie odkryją swój ideał i będą gotowi pójść za nim dzięki swojej odwadze, prawości i determinacji" (s. 25).
Jest wreszcie we wstępie do wykładów Jamesa przywołana anegdota z 1904 roku dotycząca zwrócenia się przez Wincentego Lutosławskiego do amerykańskiego filozofa z prośbą o podjęcie się honorowej funkcji rektora tworzonego właśnie w Londynie Polskiego Uniwersytetu. James odmówił pisząc:
"Moje nazwisko jest już w wystarczającym stopniu utożsamiane z niekonwencjonalnymi inicjatywami, takimi jak badania parapsychologiczne, antyimperializm, medycyna umysłowa itd., że jeśli teraz okazałoby się, że jestem polskim patriotą, to w opinii ogółu jedynym miejscem właściwym dla mnie byłby szpital dla umysłowo chorych! wiele dla Pana byłbym gotowy zrobić, lecz sam Pan przecież rozumie, że łączenie mojej osoby z Pańskim patriotycznym zaangażowaniem nie ma nic wspólnego z rzeczywistością" (s. 28).