Wraz z powrotem do władzy komunistycznej formacji
postpezetpeerowskiej (SLD ramię w ramię z PSL) w 1993 roku oraz wraz reformą w
1999 roku skończyła się autonomia szkół publicznych i nauczycieli.
Wprawdzie Internet zasypywany jest zarzutami, jakoby to Prawo i
Sprawiedliwość miało dopiero zamiar centralizować szkolnictwo i pozbawiać
nauczycieli ich autonomii.
Obecna
władza czynić tego nie musi, bowiem dokonała tego zdradziecka Akcja
Wyborcza "Solidarność" wraz z ministrem śp. Mirosławem
Handke na czele, a potem kontynuowali to z dużą satysfakcją zmieniający się
ministrowie edukacji w resorcie edukacji, któremu coraz dalej było do kreowania
nowoczesnego modelu kształcenia i wychowywania młodych pokoleń zgodnie z
konstytucyjną zasadą subsydiarności państwa wobec rodziców.
Nie
tylko obecny minister, ale i jego poprzedniczki oraz poprzednicy czynili
dokładnie to samo! Nie rozumiem, skąd teraz jest takie oburzenie? Może
należałoby jednak zacząć od tych formacji politycznych, które skwapliwie
niszczyły polską edukację, nie pomijając rzecz jasna władz z lat 2015-2021?!
Przyjmuję do wiadomości, że wreszcie coś już pękło w części polskiego
społeczeństwa. Po prawie trzydziestu latach rodzice i politycy budzą się z
przysłowiową "ręką w nocniku".
Sprawujący
władzę nigdy nie martwili się o jakość (wy-)kształcenia własnych dzieci, bo dla
nich mieli i mają do dyspozycji elitarne szkoły prywatne (niepubliczne) oraz
studia poza granicami kraju. W końcu do władzy nie idzie się dla pieniędzy tylko
dla poprawy sytuacji własnych dzieci. Z tych samych zresztą powodów powstawały
i powstają szkoły niepubliczne. Uczniowie tych szkół są tylko potwierdzeniem
sensu takiego działania, a zarazem swoistą osłoną dla ekskluzywności rozwiązań
edukacyjnych, dzięki czemu korzystają na dobrodziejstwie nomenklatury
partyjnej, rządzącej czy ustawodawczej.
Wolność,
twórczość, kreatywność nauczycielska była możliwa do 1995 roku. Potem sprawujący
władzę wraz z "elitami" sejmowymi z ZNP zaczęli ją niszczyć.
Napisałem o tym i udokumentowałem to perfidne zjawisko w swoich książkach,
gdyby ktoś nie wierzył, że mogło tak się stać w naszym kraju. A jednak! Skończył
się rozwój szkół, klas i programów autorskich w szkolnictwie publicznym!
Znaczącą
rolę w tej niszczycielskiej działalności odegrało nie tylko ZNP, nie tylko
oświatowa "Solidarność", ale także duża część samych nauczycieli,
którym najzwyczajniej było na rękę ulec ministerialnym nakazom, dać się
prowadzić na "smyczy", bo wówczas nie musieli się wysilać.
Przychodzili do szkoły, odtrąbili to, co powinni i wracali do domu, a uczniowie
musieli sami szukać pomocy, wyjaśnień, korzystać z korepetycji.
Są
liczne raporty z badań, rozprawy odsłaniające tę grę pozorów, hipokryzji
zarówno władz resortu edukacji, jak i części nauczycielskiego środowiska. To,
że w tej grze świetnie czują się związkowcy, nie wymaga już kolejnych
uzasadnień. Wystarczy sprawdzić, dlaczego nie zgodzili się w latach 1999-2003
na powołanie ustawą sejmową samorządu zawodowego nauczycieli? Jak to się stało,
że postanowili czerpać własne korzyści z intratnych dla własnych kadr rzekomych
negocjacji, akcji pseudo-protestacyjnych itp., itd? Gdzie są teraz
związkowcy "Solidarności"?
Populizm,
pozoranctwo, hipokryzja, szeroko pojmowana korupcja niszczą polski ustrój
szkolny, pozbawiając nauczycieli tego, co stanowi istotę ich profesji, autonomii
do autonomii. Nie jest prawdą, że nauczycieli można pozbawić
autonomii, bo tego nikt nikogo pozbawić nie może. To jest jak z godnością
osobistą, z wolną wolą. Mamy je wraz z przyjściem na świat do końca własnego
istnienia.
Żaden
minister edukacji nie zdobędzie władzy nad nauczycielami, przynajmniej nad tymi,
którzy mają poczucie własnej autonomii, potrafią, chcą i korzystają z niej
niezależnie od tego, kto był, jest i będzie szefem tego resortu. Przypominam
trafną konstatację profesora pedagogiki - Aleksandra
Nalaskowskiego, którego tekstów niektórzy już się wyparli, nie czytają
lub marzą o ich wyparciu z bibliotek (ksiązka ukazała się dwukrotnie w 1989 r. i 1998, a więc na początku transformacji i szczytu przygotowań Handkego do reformy):
Jeżeli
więc uznamy, że to, co istnieje, jest dla jednostki pewną koniecznością (przez
to, że jest zastane, że już istnieje), to wytworzenie dla tego
"czegoś" alternatywy będzie możliwością wyboru (pomiędzy
tym, co jest, a tym, co być może). Twórczość zatem będzie działaniem, którego
celem jest zmiana stanu konieczności na stan wyboru.
Koniecznością może być też wiele wariantów danego przedmiotu (w sensie logicznym: przedmiotu istnienia), które jednostka zastaje. Na skutek pewnych operacji dochodzi do podjęcia aktywności, która zmierza do zmiany konieczności przyjęcia jednego z istniejących wariantów na możliwość wybierania wariantu jeszcze nieobecnego. Istotą tak pojmowanej twórczości jest uwalnianie się jednostki od tego, co zawarte w danej sytuacji jako konieczne, do tego, co okazuje się w jej świadomości jako możliwe (s. 11).