Może
warto skorzystać z osiągnięć polskiej oświaty lat 2005-2007, kiedy to innowacyjnym
rozwiązaniem w szkolnictwie publicznym były 'SKRZYNKI NA DONOSY". Z
jakąż to radością i poczuciem dumy szczyciły się nimi niektóre nauczycielki?
Nie
doczekaliśmy się od tamtego okresu nowoczesnych rozwiązań sygnalistycznych
żadnych raportów, doniesień i wyciąganych z nich wniosków, a może i
konsekwencji.
Wyręczę SYGNALISTÓW. DONOSZĘ
NA SIEBIE, że:
1.
Wysyłam do moich pracowników maile o różnych porach, np. o godz. 0.15 albo
1.28, ale o godz. 9.40 czy 16.56. Wprawdzie nie zobowiązuję ich do
natychmiastowego odczytania i zareagowania na treść, ale kto wie, co taki
sygnalista wymyśli i wmówi mojej Rektor? Może doniesie, że naruszam sferę prywatną, gdyż dochodzące maile wybudzają ją/go ze snu, albo odwracają uwagę od właśnie oglądanych Wiadomości w TVP?
2.
Ustawicznie apeluję do moich współpracowników, by składali wnioski do
Narodowego Centrum Nauki, uczestniczyli w szkoleniach, warsztatach,
konferencjach i kongresach, a przecież jest to jakaś forma mobbingu.
3.
Wyrażam niepokój z powodu niskiego wskaźnika cytowań publikacji moich koleżanek
i kolegów, co może wywoływać psychosomatyczne zaburzenia, mniejsze poczucie
wartości, akademicką nerwicę czy scjentometryczną fobię.
4.
Zarzucam studentów dziesiątkami tytułów książek i artykułów, a nawet im je
wysyłam w pdf., by zaczęli poważnie studiować. Tymczasem oni mają poważniejsze sprawy
na głowie.
5. Sprawdzam w pracach dyplomowych moich studentów
poziom kopiowania treści różnych autorów bez wskazania źródła. To jest niedopuszczalne, bo osłabia kapitał społeczny w uczelni.
6.
Nie reaguję na anonimowe skargi, donosy, plotki czy intrygi, a przecież
powinienem, skoro jest to w zaleceniach unijnej dyrektywy w sprawie
ochrony osób zgłaszających naruszenia prawa Unii (Dz.Urz. L 305/17 z 26 listopada 2019
r.).
Więcej grzechów nie pamiętam, ale liczę na sygnalistów i pokornie proszę i najmniejszy wymiar kary.