26 lutego 2020

Prof. Agnieszka Cybal-Michalska przewodniczącą Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN


W dniu wczorajszym odbyło się pierwsze po wyborach posiedzenie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN nowej kadencji 2020-2023, w trakcie którego wręczono nominacje jego członkom oraz dokonano wyboru władz wykonawczych Komitetu. Komitety pełnią funkcje ciał doradczych i opiniodawczych. Opracowują stanowiska i ekspertyzy naukowe dla administracji państwowej, pomagają w rozwiązywaniu określonych kwestii naukowych. Opiniują akty normatywne dotyczące nauki, jej zastosowań oraz kształcenia. Zajmują się także upowszechnianiem i wprowadzaniem wyników badań, oraz wspierają rozwój poszczególnych dyscyplin.

Przy Wydziale I Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN działają 24 komitety naukowe: Komitet Historii Nauki i Techniki; Komitet Językoznawstwa; Komitet Nauk Demograficznych; Komitet Nauk Ekonomicznych; Komitet Nauk Etnologicznych; Komitet Nauk Filozoficznych; Komitet Nauk Historycznych; Komitet Nauk o Finansach; Komitet Nauk o Kulturze; Komitet Nauk o Kulturze Antycznej; Komitet Nauk o Literaturze; Komitet Nauk o Pracy i Polityce Społecznej; Komitet Nauk Orientalistycznych; Komitet Nauk Organizacji i Zarządzania; Komitet Nauk o Sztuce; Komitet Nauk Pedagogicznych; Komitet Nauk Politycznych; Komitet Nauk Pra- i Protohistorycznych; Komitet Nauk Prawnych; Komitet Nauk Teologicznych; Komitet Psychologii; Komitet Słowianoznawstwa; Komitet Socjologii oraz Komitet Statystyki i Ekonometrii.


Przewodniczącą Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN została prof. dr hab. Agnieszka Cybal-Michalska, obecna dziekan Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu. Tym samym siedziba Komitetu będzie w Poznaniu, gdzie wydawany jest także periodyk KNP "Rocznik Pedagogiczny".

Wiceprzewodniczącymi KNP PAN zostali profesorowie:

Stefan M. Kwiatkowski, rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie

Roman Leppert z Wydziału Pedagogiki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy

Władze PAN ograniczyły liczbę członków prezydium we wszystkich komitetach naukowych. Tym samym weszło w jego skład tylko trzech profesorów:

Barbara Kromolicka z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego.

Jerzy Nikitorowicz z Wydziału Nauk o Edukacji Uniwersytetu w Białymstoku

Marzenna Zaorska z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.

Prowadzący obrady kurator Wydziału I Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN, wbrew zapowiedziom, nie udostępnił członkom Komitetu Nauk Pedagogicznych wyników wyborów. Jest to zdumiewająca praktyka, która przenosi się z polityki władz państwowych na korporacje uczonych. Ciekawe, czy Przewodnicząca Komitetu wystąpi do władz PAN o odtajnienie danych wyborczych? Czy może wszyscy zadowolą się niewiedzą i brakiem transparencji w tej kwestii?

Bardzo proszę o kierowanie wszelkiej korespondencji na nowy adres Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN:

Wydział Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu
ul. Szamarzewskiego 89
60-568 Poznań

Szczególnie jednostki planujące w bieżącym roku organizować międzynarodowe czy ogólnokrajowe konferencje pod patronatem Komitetu powinny na powyższy adres kierować swoje wnioski do czasu ustalenia przez Prezydium trybu postępowania w tym zakresie. W minionej kadencji wnioski w sprawie patronatu rozpatrywał prof. Stefan M. Kwiatkowski.

Podobno zmieniły się zasady prawne powoływania przy komitetach naukowych zespołów problemowych. Do 2019 r. działało przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN 19 zespołów, którymi kierowali członkowie KNP lub członkowie-specjaliści, a więc osoby powołane do KNP poza trybem wyborczym, żeby mogły być kontynuowane działania środowisk o określonej specjalności pedagogicznej. Dzięki temu mógł działać Zespół Pedagogiki Społecznej, który Komitet powierzył prof. Barbarze Smolińskiej-Theiss. W tej kadencji pani profesor została członkiem KNP w normalnym trybie wyborczym.

Życzę całemu Komitetowi i jego władzom jak najwięcej satysfakcji z podejmowanej aktywności na rzecz polskiej pedagogiki. Mam nadzieję, że przyczynią się do wzmocnienia wysokiej pozycji pedagogicznego środowiska naukowego w Akademii oraz w kraju. Jest ono bowiem poddawane ustawicznie rozprzestrzenianym wirusom ignorancji, nierzetelności i nieuczciwości naukowej, a zarazem włączane w powracającą falę presji władz rządzących, które oczekują instrumentalnego zaangażowania naukowców w zmiany o charakterze sprzecznym z funkcjami nauki i misją badań naukowych.

25 lutego 2020

Placówki oświatowe niechętne doktorantom



Pisze do mnie doktorant, który chce przeprowadzić w szkołach, w ramach przyjętego problemu badawczego, diagnozę interesujących go zjawisk. Napisał już część metodologiczną dysertacji doktorskiej i prawie skończył teoretyczną. W tak zwanym międzyczasie rozpoczął przygotowania do badań empirycznych. Zgodnie z założeniami w zaplanowanym przez niego pomiarze diagnostycznym mieli wziąć udział uczniowie szkół publicznych z terenu całej Polski.

Najpierw ustalił pełną liczbę szkół ponadpodstawowych w każdym województwie. Następnie wylosował określoną liczbę szkół do badania. Szynko się jednak okazało, że niemalże w co drugiej szkole odmówiono mu zgody na przeprowadzenie badań. Bywa, że niektórzy dyrektorzy szkół w ogóle nie podejmują rozmowy z doktorantem, jak dowiadują się, że chce przeprowadzić badania. Nie, bo nie. Drzwi zamknięte.

Co miał począć ów doktorant? Rozpoczął następne losowanie brakującej liczby szkół i spotkał się z tym samym problem. Jedni dyrektorzy nie pozwalają na badania, a inni urywają kontakt. Natomiast z tymi, którzy wyrazili zgodę, też nie jest łatwo, bowiem okazuje się, że jednym nie pasuje styczeń, innym lutym, a jeszcze innym czerwiec.

Stąd pojawiło się u młodego badacza pytanie - Czy dopuszczalne jest - na potrzeby pracy doktorskiej - wsparcie się badaniem korespondencyjnym? Nie jest bowiem w stanie przez pół roku podróżować po kraju i zbierać materiał empiryczny wbrew metodologicznym zasadom doboru próby.

Może spróbować przeprowadzić swoje badania niejako na odległość, wysyłając pocztą kwestionariusze ankiet do szkół z prośbą do nauczycieli, by przeprowadzili sondaż a następnie odesłali mu wypełnione ankiety na wskazany adres. Taka sytuacja pozwoliłaby szkołom na przeprowadzenie ankiet w dowolnym czasie, bez jego udziału. Tylko nie miał pewności, czy takie rozwiązanie odpowiada standardom badań w naukach społecznych w ramach przygotowywanej pracy doktorskiej.

24 lutego 2020

Medal "Za Zasługi dla Rozwoju Pedagogiki Współczesnej" otrzymał na WSE UAM profesor Stefan M. Kwiatkowski


Wydział Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu wręczył w ub. tygodniu prof. dr. hab. Stefanowi M. Kwiatkowskiemu dr. h.c. multi - MEDAL ZA ZASŁUGI DLA ROZWOJU PEDAGOGIKI WSPÓŁCZESNEJ. W latach poprzednich Medal otrzymał Honorowy Przewodniczący Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego prof. dr hab. Zbigniew Kwieciński.

Profesor Stefan M. Kwiatkowski jest rektorem Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Były przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN od szeregu lat kieruje przy Komitecie Zespołem Pedagogiki Pracy, który zajmuje się problematyką kształcenia zawodowego, kwalifikacji kadr kierowniczych oświaty, badaniami rynku pracy i rozwojem zawodowym osób podejmujących różne profesje oraz kompetencjami przyszłości.



Wyróżniony Medalem rozpoczął przygotowania Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej do obchodów w 2022 roku 100-lecia kształcenia pedagogów specjalnych w Uczelni, której podstawy dała Maria Grzegorzewska, a także wzbogacał swoją pedagogią Janusz Korczak. To w Warszawie powstał w dn. 12 czerwca 1922 roku Państwowy Instytut Pedagogiki Specjalnej (PIPS)w wyniku połączenia Seminarium Pedagogiki Specjalnej i Instytutu Fonetycznego, kierowanego przez Tytusa Benniego. PIPS podlegał wówczas Ministerstwu Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Rzeczpospolitej (MWRiOP).

Profesor Stefan M. Kwiatkowski kieruje Kapitułą Ogólnopolskiego Konkursu "Głosu Nauczycielskiego", która każdego roku wyłania NAUCZYCIELA ROKU. Jest profesorem nauk humanistycznych/społecznych, chociaż pierwszy stopien naukowy doktora uzyskał na Politechnice Warszawskiej w dziedzinie nauk technicznych na Wydziale Elektrycznym w 1975 r.


Zainteresowania naukowe Profesora obejmują pedagogikę pracy, andragogikę, a w ostatnich latach prowadzenie badan w zakresie standardów kompetencji zawodowych, przywództwa edukacyjnego i kształcenie kadr oświatowych. Jest promotorem 43 prac doktorskich z pedagogiki, recenzentem 95 dysertacji doktorskich, 26 prac habilitacyjnych, a także recenzentem w 14 postępowaniach o nadanie tytułu profesora i dwukrotnie w postępowaniach o nadanie tytułu doktora honoris causa.

Najważniejsze publikacje Laureata Medalu WSE UAM:

Kształcenie zawodowe – wyzwania, priorytety, standardy (2006, 2008);

Szkoła a rynek pracy (2006);

National Vocational Qualification Standards. The European Context (2007);

Przedsiębiorstwo w rozwoju zawodowym pracowników (2007);

Pedagogika pracy (2007);

Prevention of social exclusion of the youth (2008);

Edukacja ustawiczna. Wymiar teoretyczny i praktyczny (2008);

Przywództwo edukacyjne w teorii i praktyce (2010);

Przywództwo edukacyjne w szkole i jej otoczeniu (2011);

Przywództwo edukacyjne – współczesne wyzwania (2013).



Gratuluję wyróżnienia najwyżej notowanej w rankingach jednostki akademickiej, w której kształci się studentów pedagogiki i pedagogiki specjalnej.

23 lutego 2020

Jak dr Joanna Gruba upomniała się o potwierdzenie jej niekompetencji, co też stało się po raz kolejny faktem


Pani dr Joanna Gruba po raz n-ty uzyskała - na własną prośbę - rzeczowe potwierdzenie swojej naukowej niekompetencji.

W kwietniu 2019 r. skierowała do komisji dyscyplinarnych zatrudniających mnie uczelni (UŁ i APS), do Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz do komisji wyborczej do Rady Doskonałości Naukowej pozew o ukaranie mnie z tytułu opublikowanej przeze mnie w blogu krytyki jej ankiety jako pseudonaukowego wytworu wraz z wynikami internetowej diagnozy na podstawie metodologicznego bubla, a tym samym uzyskanych na jego bazie artefaktów.

Niestety, zamiast przeprosić odbiorców za swoją niewiedzę, pani ta nie tylko brnęła w udawanie, że krytyk nie ma racji, ale i uruchomiła "mściwy" atak na mnie za stwierdzenie prawdy o jej ignorancji.

Ktoś, kto - jak dr J. Gruba - rażąco narusza naukowe standardy, jest w takim działaniu PSEUDONAUKOWCEM. Nie jest to obraźliwe dla takiej osoby, bo to ona swoim wytworem obraziła wszystkich tych, którzy są rzetelnymi uczonymi. Zdradziła jako osoba ze stopniem naukowym doktora NAUKĘ i tych, którzy jej nadali ten stopień.

Władze trzech podmiotów: RGNiSW, RDN i APS szybko oddaliły wniosek pani J. Gruby. Rektor UŁ postanowił jednak wszcząć postępowanie wyjaśniające, kierując wniosek tej pani o jego zbadanie przez prawników-rzeczników dyscyplinarnych UŁ.

Dochodzenie trwało do minionego tygodnia. Nie wiem, o czym miało to świadczyć - czy o powadze, czy może o chęci "kneblowania" krytyki naukowej własnego pracownika naukowego? Ktoś miał w tym "ukryty interes", co można zrozumieć po lekturze najnowszej książki prof. Zbyszko Melosika p.t. "Pasja i tożsamość naukowca. O władzy i wolności umysłu" (Poznań 2019).Nie będę w tym miejscu formułował własnych hipotez, bo podjąłem działania mające na celu pociągnięcie do odpowiedzialności osoby naruszające prawo.

Przytoczę natomiast fragmenty (tylko ze względu na obszerność rzetelnej oceny aż na 7 stronach) decyzji Rektora UŁ prof. Antoniego Różalskiego odmawiającej wszczęcia postępowania wyjaśniającego wobec mojej osoby, gdyż zarzucany mi przez dr J. Grubę czyn nie nosi znamion przewinienia dyscyplinarnego. W uzasadnieniu prawnym tej decyzji są kluczowe argumenty nie tylko dla tej pani, ale także tych, którzy zdumiewająco afirmują jej niewiedzę i cytują w swoich sprawach.

Rozpatrująca sprawę prof. UŁ Agnieszka Krawczyk (Rzecznik Dyscyplinarny ds. Nauczycieli Akademickich UŁ) trafnie potwierdza, że mój wpis w blogu był konsekwencją opublikowania na łamach "Dziennika Gazeta Prawna" wywiadu z panią dr J. Gruby, w którym na podstawie błędnej naukowo diagnozy z dużą swobodą przekonywała, że "w polskim środowisku naukowym bardzo często nie liczy się wartość osiągnięć tylko układy towarzyskie. Zgodnie z uzasadnieniem respondentów w ankiecie, awans naukowy zależy od powiązań i układów z przedstawicielami władz uczelni".

Dalej prawniczka UŁ stwierdza:

"Nie ulega wątpliwości , że czytelnik wywiadu, zwłaszcza nie znający ścieżki kariery dr J. Gruby i przedmiotu działalności Fundacji Nauka Polska, wyciąga z lektury wniosek, że rzeczywiście polskie środowisko naukowe jest patologiczne, a stopnie i tytuły naukowe zdobywa się w nim za pomocą "układów" - towarzyskich, czy innych. Wrażenie takie wzmacnia odwołanie się w treści wywiadu do "badań" o naukowym charakterze, przeprowadzonych w formie "ankiety" wśród "respondentów" w postaci pracowników naukowych. Wrażenie takie wzmacnia dodatkowo występowanie dr J. Gruby w charakterze osoby opiniotwórczej, reprezentującej (doktor) i dobrze znającej "polskie środowisko naukowe", bo nie sposób innego wniosku wywieść z faktu, że z tak dużą swobodą prezentuje ona oceny na temat tegoż właśnie środowiska.

Wszystko to ma znaczenie dla oceny zachowania prof. Śliwerskiego, której kryteria należy formułować w nawiązaniu do celów zakreślonych przez ustawodawcę w Prawie o Szkolnictwie Wyższym i Nauce. W preambule tej ustawy wskazano wartości kluczowe dla nauki, takie jak "dążenie do [poznania prawdy", "fundamentalna rola nauki w tworzeniu cywilizacji", a w dalszej jej części zasady prowadzenia działalności naukowej, takie jak: odpowiedzialność każdego uczonego za jakość i rzetelność prowadzonych badań oraz za wychowanie młodego pokolenia, a także m.in. współkształtowanie standardów moralnych obowiązujących w życiu publicznym.

Ten cel ustawodawcy powinien determinować moralne postawy każdego pracownika naukowego. W tym kontekście staje się jasne, że czytelnik wywiadu, zwłaszcza pracownik naukowy, któremu nieobce są standardy w zakresie rzetelności prowadzonych przez pracowników nauki badań, zechce (powinien) sięgnąć do źródła. Uczynił to również prof. Śliwerski. Powstaje pytanie, czy jego reakcja po zapoznaniu się z materiałem źródłowym mieściła się w granicach zakreślonych przez prawo.

Odpowiedź na to pytanie jest jednoznacznie twierdząca, zważywszy na treść pytań ujętych w ankiecie. Znalazły się w niej m.in. następujące pytania: czy uważasz, że badania naukowe prowadzone przez adiunktów, przygotowujących się do postępowania habilitacyjnego spełniają warunek innowacyjności i oryginalności (...)? czy uważasz, że badania naukowe prowadzone przez doktorów habilitowanych i profesorów spełniają warunek innowacyjności i oryginalności (...)? Czy w Twojej jednostce są osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych, podczas gdy innym odmówiono nadania stopnia mimo dużo większego dorobku?"

Już te pytania powinny zdyskredytować rzetelność ankiety w oczach osób przystępujących do jej wypełnienia. Nie spełniają one podstawowych kryteriów badań ankietowych, są pozbawione logiki, sensu i nie dają szans na poznanie czegokolwiek, i z całą pewnością nie mogą pretendować do miana naukowych. Odwoływanie się do ich wyników stanowi nadużycie prawa do wolności badań naukowych, jest sprzeczne z celem ustawy P.s.w.n. i powinno spotkać się ze stosowną reakcją środowiska naukowego, które wszak - na podstawie wyników tych "badań" - zostało w wywiadzie prasowym przedstawione przez autorkę wywiadu i jego bohaterkę - dr J. Grubę - jako patologiczny układ towarzyski, nie mający nic wspólnego z prawdziwą nauką.

W tym kontekście nie budzi żadnych zastrzeżeń reakcja prof. Śliwerskiego, który nazwał bohaterkę wywiadu "pseudonaukowcem", czy "kompletnie niekompetentną", "niedouczoną panią doktor", "kompromitującą naukę". Dobór słów był kwestią drugorzędną, bowiem ich autor nie użył ich w recenzji, czy w artykule naukowym, tylko na blogu, który jest formą dziennika, umożliwiającego komentowanie otaczającej rzeczywistości (w luźniejszy z założenia sposób, niż w ramach wypowiedzi naukowej). Nie przekraczały one granic dozwolonej krytyki w przestrzeni publicznej. Mogłyby one za przekraczające takie granice uchodzić dopiero wtedy, gdyby zostały skierowane pod adresem osoby, która przeprowadziła rzetelne badania, właściwie je udokumentowała i nie sposób by było nic im zarzucić od strony metodologicznej.

Nadużycie, jakiego dopuściła się dr Gruba (nierzetelność badań, ferowanie kategorycznych, niczym nie popartych wniosków na temat patologii w środowisku naukowym i ich rozpowszechnianie) usprawiedliwiały w pełni reakcję prof. Śliwerskiego, który - jak każdy rzetelny naukowiec - obowiązany jest sprzeciwiać się tego rodzaju nadużyciom. Innymi słowy, choć każde w zasadzie wkroczenie w sferę dóbr osobistych innej osoby może być uznane za bezprawne, to jednak jest prawnie dopuszczalne w przypadku zaistnienia kontratypu, np. działania w uzasadnionym interesie, czy w ramach dozwolonej krytyki (zob. J. Forystek, Glosa do wyroku SN z dnia 3 grudnia 1986 r., I CR 378/86. PiP nr 6/1990, s. 119 i n.). Faktu tego nie zmienia subiektywne odczucie Prezes Fundacji, która poczuła się dotknięta wypowiedziami prof. Śliwerskiego. (...)"
.

Nie cytuję już dalej tego uzasadnienia, bo - jak już niejednokrotnie o tym pisałem - jest mi żal pani dr J. Gruby z powodu jej niskiej samowiedzy metodologicznej, którą popisała się nie tylko w konstrukcie tej ankiety.

Przytoczę jednak tak dla niej, jak i dla pozostałych osób usiłujących kneblować rzetelną krytykę naukową i określać jej sprawców adekwatnym mianem opinię Najwyższego Sądu Administracyjnego z orzeczenia dotyczącego sprawy odmowy nadania stopnia naukowego doktora habilitowanego z 26 kwietnia 1996 r. (III ARN 86/95, OSNP 1996/21/315):

"Ktokolwiek poddaje się jakimkolwiek recenzjom (...) musi się zawsze liczyć z tym, że może spotkać się również z recenzjami, których w najgłębszym przekonaniu nie będzie w stanie osobiście zaakceptować. Nikt bowiem nie przyjmuje chętnie otwartej dyskwalifikacji własnych umiejętności, talentu czy wiedzy." Z tymi skutkami musi też liczyć się osoba, która swój dorobek naukowy poddaje ocenie komisji habilitacyjnej, a następnie Centralnej Komisji . Charakter tego postępowania powoduje, że osoba, która się poddaje jakimkolwiek recenzjom w dziedzinie nauki, musi się liczyć z tym, że nie zawsze może je zaakceptować. W tym wyraża się przejaw wolności naukowej i prowadzenia nieskrępowanej dyskusji naukowej. (podkreśl. BŚ)


Ujawniajmy nieprawidłowości w nauce, ale czyńmy to rzetelnie naukowo. Gorąco polecam książkę Z.Melosika, by nie zgasła w nas pasja do nauki i wolności umysłu.



(źródło logo zlikwidowanej już przez dr J. Grubę Fundacji: Fb)

22 lutego 2020

Prezydent Andrzej Duda podsumowuje nominacje profesorskie, ale... jego służby wprowadzają w błąd opinię publiczną


Kampania wyborcza rozkręca się z każdym dniem. Pojawiają się nowi kandydaci. Na portalu Prezydenta Andrzeja Dudy zostały opublikowane statystyki nominacji profesorskich. Jak odnotowano:

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej w oparciu o wniosek Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów nadaje tytuły profesorskie pracownikom nauki i sztuki oraz nauczycielom akademickim. Decyzję o nadaniu tytułu profesora Prezydent RP podejmuje w formie postanowienia, wcześniej kontrasygnowanego przez Prezesa Rady Ministrów. Indywidualne akty nadające przedmiotowy tytuł, profesorowie odbierają z rąk Prezydenta.

Nie bardzo rozumiem, skąd w komunikacie pojawił się zapis stwierdzający, że Prezydent podejmuje powyższą decyzję w formie postanowienia wcześniej kontrasygnowanego przez Prezesa Rady Ministrów? Co ma wspólnego z tymi nominacjami premier rządu? Premier rządu nie ma nic do powiedzenia w procesie nominacji profesorskich. Nie przewidziano dla niego żadnej roli w USTAWIE z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki
(Dz. U. Nr 65, poz. 595, z późn. zm.)!

Po dość długo trwającej procedurze recenzenckiej zgodnie z art. 28. 1. Rada właściwej jednostki organizacyjnej po podjęciu uchwały popierającej wniosek o nadanie tytułu profesora przesyła go wraz z aktami postępowania, w terminie 1 miesiąca od podjęcia uchwały, do Centralnej Komisji.

2. Centralna Komisja podejmuje uchwałę o przedstawieniu albo o odmowie przedstawienia kandydata do tytułu profesora w terminie do 6 miesięcy od dnia otrzymania uchwały.

3. Centralna Komisja, w terminie 1 miesiąca od podjęcia uchwały o przedstawieniu kandydata do tytułu, składa do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej wniosek o nadanie tytułu profesora.



Byłoby dobrze, gdyby w świetle mającej miejsce od kilku miesięcy krytyki Prezydenta A. Dudy o odmowie nadania tytułu naukowego profesora pomimo przedstawienia uzasadnionego przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów wniosku nie przerzucano na jakąś kontrasygnatę Prezesa Rady Ministrów, bo nie jest to zgodne z prawem. Prawdopodobnie służby w Kancelarii Prezydenta przekopiowały zapis, który dotyczy nominacji, ale nie profesorskich.

W wykazie danych statystycznych nie przewidziano kolumny dotyczącej odmów Prezydenta. Ilu zatem doktorów habilitowanych w ciągu minionych pięciu lat nie otrzymało tytułu naukowego profesora i w jakich dziedzinach oraz dyscyplinach naukowych? Kiedy przyjrzymy się danym statystycznym, to możemy zauważyć, że w roku 2019 a w stosunku do roku 2016 jedynie w naukach medycznych (91 w 2016 : 89 w 2019), naukach o kulturze fizycznej (3:2), naukach chemicznych (17:18), naukach fizycznych (14:11) ma miejsce względnie stała liczba nadanych tytułów naukowych profesora.

Natomiast wyraźny spadek, który wcale nie musi wynikać z odmów Prezydenta RP, ma miejsce w analogicznym okresie czasu w dziedzinie nauk humanistycznych (82:33), społecznych (27:13) i nauk prawnych (20:2)!

Czym tłumaczyć to zjawisko, że w jednych dziedzinach nauk przybywa profesorów np. w naukach biologicznych (12:22), naukach ekonomicznych (8:16), naukach farmaceutycznych (5:11) lub ma miejsce względnie zrównoważona reprodukcja np. w naukach matematycznych (7:7), a w innych dziedzinach nauk ubywa nam profesorów?

21 lutego 2020

Im więcej , tym gorzej



Nie jest żadnym odkryciem teza, że ilość nie przeradza się w jakość. Z tym fenomenem mamy do czynienia w naukach społecznych, gdy w grę wchodzi badanie powszechnie występujących zjawisk wychowawczych, edukacyjnych, terapeutycznych, opiekuńczych czy resocjalizacyjnych.


Mechanizmy wolnego rynku nie sprzyjają jakości w tych naukach, gdyż orientacja na maksymalizowanie finansowego zysku orientuje badacza na ilościowy wymiar jego pracy, która nie musi przekładać się na jakość. Ma to miejsce wówczas, gdy chce zarobić jak najwięcej wykorzystując posiadany już status profesjonalnego badacza, skoro ma stopień naukowy doktora psychologii, socjologii, pedagogiki, prawa czy nauk o polityce.

Nie jest jeszcze naukowcem w pełnym tego słowa znaczeniu, gdyż w Polsce taki status przysługuje osobom ze stopniem naukowym doktora habilitowanego (lub jemu równoważnym np.z art. 21a) lub tytułem naukowym profesora. Jednak niektórym doktorom wydaje się, że skoro uzyskali już ten stopień - a pozostawmy na boku kwestię jakości i powodów tego awansu -to mogą urynkowić swój dyplom, spieniężyć jego symboliczną kulturowo i akademicko wartość.

Zakładają firmę, fundację, otwierają działalność gospodarczą i tak długo, jak są jeszcze pracownikami uniwersyteckimi nadużywają marki swojej uczelni do powiększania poziomu wiarygodności własnej firmy i działań poza akademickim środowiskiem. Im więcej chcą zarobić, tym mają mniej czasu na samokształcenie, na inwestowanie we własną wiedzę i metodologiczne kompetencje.

Prawnicy prowadzą kancelarie adwokackie, biura porad prawnych, są sędziami, pedagodzy angażują się w pracę oświatową, opracowują i sprzedają pomoce dydaktyczne czy materiały diagnostyczne, zaś socjolodzy i politolodzy dorabiają w firmach konsultingowych, sondażowych itd., itp.

W pewnym momencie akademickiej pracy dowiadują się, że jednak powinni wykazać się osiągnięciami naukowymi, bo jak ich nie będzie w sprawozdaniu, to nadejdzie konieczność rozstania się z uniwersytetem. Pojawia się wówczas zdumienie a nawet oburzenie, bo przecież tyle lat już pracują w uczelni, prowadzili tyle zajęć dydaktycznych, angażowali się w dodatkowe sprawy organizacyjne, a nawet wyjeżdżali w ramach Erasmusa do innych państw, a teraz władze oczekują habilitacji. Oburzające.

Trzeba zatem szybciutko coś zorganizować w tej sprawie. Coś publikowali, coś wytworzyli, więc teraz trzeba to tylko zebrać do kupy i nadać kształt habilitacyjnego wniosku. W stosunku do tych, którzy żyli nauką, ustawicznie doskonalili swój warsztat badawczy, poszerzali wiedzę, nawiązywali współpracę międzynarodową a nawet składali wnioski grantowe, ci zarabiacze na innych są poza naukową konkurencją.

Nie rezygnują jednak nawet wówczas, kiedy w wyniku oceny są zwalniani z uczelni, gdyż i tak mają rzeczywiste źródło dochodów. Wszczynają jednak postępowanie habilitacyjne, bo jest im ono do czegoś potrzebne. Jakież więc miota nimi oburzenie, kiedy recenzujący ich "dorobek" profesorowie odmawiają nadania stopnia doktora habilitowanego. Toż to jest niedopuszczalne.

Wydaje się takim osobom, że można tu jeszcze coś załatwić, stąd w środowisku akademickim tak trudno jest o jakość, gdyż niektórzy uciekają się do różnych form korupcji, plagiaryzmu itp. Ktoś jest radnym lub posłem, więc może coś załatwić, inny ma firmę, kancelarię, więc tym bardziej służyć może wsparciem, jeszcze inny będzie szukał "dojścia" do recenzentów, byle tylko byle-jakość została upełnomocniona awansem.

Tak oto sprawdza się kopernikańskie prawo, że oto zły pieniądz wypiera lepszy. Jak długo?

Ps. Minister nauki i szkolnictwa wyższego otrzymał II miejsce w konkursie na największą "Klimatyczną bzdurę roku".


20 lutego 2020

Przeciwstawiać się kłamstwom i manipulacji


Prymas Polski Kardynał Stefan Wyszyński mówił do pielgrzymów przybyłych do Piekar Śląskich w dn. 31 maja 1979 r.: "MÓWCIE PRAWDĘ JEDNI DRUGIM, BOŚCIE SOBIE BRAĆMI..." .

Otóż to. Kiedy dane środowisko społeczne jak np. rada pedagogiczna w szkole czy społeczność akademicka w jakiejś uczelni czy akademickim towarzystwie nie jest wspólnotą, ale jest zorientowana na wzajemną rywalizację między osobami, na wrogość, wyniszczenie, to będzie generować kłamstwa, pomówienia, insynuacje, byle tylko wprowadzić zakłócenie we wzajemnych relacjach, obniżyć status tych, którym nie można niczego zarzucić poza ich oddaniem i zaangażowaniem w pracę czy aktywność społeczną. To szkoła bez duszy, bo bezduszna we wzajemnych relacjach.

W szkole, w której jej dyrektor czy nauczyciel chciałby dokonać istotnego przełomu, odejść od dominującego minimalizmu, tumiwisizmu, obojętności, zerwać z gorsetem niemożności, niechęci, przeciętności, jeśli nie będzie miał za sobą większości w radzie pedagogicznej, to przegra z kretesem. Tą przegraną może być wypalenie zawodowe, utrata zdrowia a nawet życia, zerwanie więzi społecznych, alienacja, otaczająca go podejrzliwość, nieżyczliwość, aktywność pozorna nauczycieli i uczniów.

Zaczną się prowokacje, donosy, skargi, anonimy, insynuacje, bo ci, którzy z różnych powodów nie chcą być aktorami zmiany, stworzą front totalnej, jawnej lub ukrytej opozycji. Ta ostatnia jest bardziej bolesna dla innowatora, bo rozpozna ją zbyt późno, żeby mógł jeszcze cokolwiek skorygować w swoich działaniach. Jakich to łajdactw nie robiono w wielu placówkach, by uchronić się od autentycznego i zaangażowanego spełniania profesjonalnych obowiązków.

Nie lubi się tych, którzy wychodzą przed szereg, tych, którzy chcą czegoś więcej, niż reprodukcji zastanych procesów, rozwiązań czy wyników działań. Szkoła staje się polem walki nie tylko z materią organizacyjną, programową, metodyczną, z samym sobą, ale zarazem z innymi. Innowatorzy wchodzą w konfrontację z tymi, którym też powinno zależeć na uczniach, na sensie własnej pracy pedagogicznej.

Szkoła, w której panują - fałsz, półprawdy, niedomówienia, kłamstwa, manipulacje czy intrygi staje się toksycznym środowiskiem nie tylko dla sprawców i ich ofiar w nauczycielskim gronie, ale także dla uczniów. W takim środowisku jakaś jego część rezygnuje z własnej wolności i prawdy.

Prymas Tysiąclecia mówił o tym, by koniecznie przeciwstawiać się złu, a nie jego utwierdzaniu. Rodzice uczniów mogą tu być silnym wsparciem dla tych, którym chce się pracować dla uczniów i z uczniami. Milczenie jest dla obojętnych czy toksycznych nauczycieli "złotem", bowiem mogą bezkarnie poniewierać uczniami i sobą nawzajem. W wyniku takich postaw szkoła staje się środowiskiem kształcącym ludzi bez twarzy, bez sumienia, zobojętniałych na wartość pracy, indyferentnych, konformistów, na których nikt już nie będzie mógł liczyć.

Środowisko akademickie jest jeszcze bardziej dotknięte toksycznymi relacjami międzyludzkimi, bo tu w grę wchodzi kategoria "kariery naukowej". Może właśnie dlatego nigdy nie nastąpi w nim zjawisko odsłony rzeczywistych powodów godzenia w czyjąś godność lub też wystawianie jej na "sprzedaż" przez te osoby, które jej nie posiadają. Z pokalaną duszą i ciałem pną się ku kolejnym stopniom naukowym i funkcjom. Są zdolni obejść prawo, wymagania, normy z bezkrytycznym poczuciem uzyskanych "zasług".

"Podawanie nieprawdy i świadome wprowadzanie w błąd zawsze ma w sobie pragnienie sukcesu, którego jeszcze nie ma, ale który ma się pojawić w przyszłości". (R. Nęcek, Państwo w nauczaniu społecznym Prymasa Polski Stefana Wyszyńskiego, 2004, s. 108)