03 października 2018

Minister-tornister, czyli drożdżówka inaczej


Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło 1 października 2018 r. Ogólnopolskim Dniem Tornistra. przez cały miesiąc we wszystkich szkołach w kraju plecaki uczniów mają zostać sprawdzone. Rozpoczął się Miesiąc Ważenia Tornistrów. Rodzice i uczniowie dowiedzą się, ile można nosić w plecaku i jak pakować w nim przybory szkolne. Gdyby nie ministra, to pewnie by nie wiedzieli.

W szkołach zostaną wystawione wagi towarowe (chyba z supermarketu), by przez miesiąc ważyć wszystkie tornistry. Koniecznie, co do grama.

Minister edukacji zainaugurowała tę akcję w jednej z warszawskich szkół na Bemowie mówiąc:

To dzień, który ma koncentrować naszą uwagę na tym co najważniejsze – na zdrowiu i edukacji naszych dzieci. Kiedy rozmawiamy o wadze tornistra, mamy w pamięci rozporządzenie, które mówi jednoznacznie, że musimy tak organizować pracę szkoły, by dziecko nie nosiło ciężkiego plecaka”.

Jak za komuny. Dobrze, że dzieciaki nie musiały malować trawy na zielono. A jednak... zostały włączone w demoralizujące je przedstawienie. Nauczycielka zobowiązała uczniów by nie przynieśli do szkoły podręczników, tylko mieli zeszyty. Kompromitacja dotyczy zatem nie tylko ministry edukacji, bo powinna wiedzieć, że tak kończą się centralistycznie sterowane partyjne akcje, ale ośmieszyła się nauczycielka, jeśli wydała polecenie mające rzekomo chronić ją i szkołę przed zarzutem o brak troski o zdrowie uczniów.

Ryba psuje się od głowy. Nie byłoby tego cyrku, gdyby nie to, że ministra uruchomiała nonsensowną akcję pod hasłem "Dzień tornistra". Za to obywatele płacą pensję ministrze, by wymyślała populistyczne akcje, które mają służyć celom propagandowym władzy? Z jakością edukacji i troską o zdrowie uczniów mocno się takie działania rozmijają. Jeśli już podejmować działania w powyższym zakresie, to nie odgórnie, i nie w październiku! Są najzwyczajniej w świecie spóźnione o kilka miesięcy.

Trzeba było uczynić to w sierpniu, kiedy dokonywane są zakupy. W październiku jest już przysłowiowa "musztarda po obiedzie", bo plecaki zostały już zakupione. Tymczasem w "Dniu tornistra" uczniowie mają już to, co zostało im zakupione i tego nie zmienią. Ministra ośmiesza siebie i (u-)rząd. W sierpniu jednak było daleko do wyborów samorządowych! A tak, proszę bardzo, pani Zalewska może błyszczeć przez obywatelami jako zatroskana o uczniów ministra.

W sieci odsłonięto pozór całej akcji w odwiedzonej przez A. Zalewską szkole:


"Dzisiaj dzieci w jednej z bemowskich szkół na polecenie Pani Dyrektor miały nie przynosić podręczników. A dlaczego?, bo z wizytacją ma przyjechać Pani Minister i w TV publicznej pokazane będzie jak to dzieci mają dobrze po reformie;) jakie to lekkie plecaki mają".

Niektórzy nauczyciele przystosują się do każdej wizytacji jak kameleony, byle uszczęśliwić nadzór pedagogiczny. Sami nauczycieli się tego w szkole, kiedy byli uczniami. Teraz to odtwarzają i nie widzą w grze pozorów niczego niemoralnego.

No dobrze, powie ktoś z MEN, ale przecież nie chodzi tu o sam rodzaj tornistra, tylko o jego zawartość. Ta jest szkodliwa dla uczniów, jeśli ciężar tornistra przekracza 10 proc. wagi osoby. Takie informacje otrzymali uczniowie wielu szkół podstawowych także w Łodzi. Zamiast lekcji matematyki czy języka polskiego, zostali spędzeni do sali gimnastycznej, gdzie jeden z uczniów odczytywał treść slajdów z przygotowanej prezentacji na temat szkodliwości noszenia ciężkiego tornistra.

Uczniowie dowiedzieli się z prezentacji o skoliozie i o tym, jak należy pakować tornister. Uczulano ich także na to, by nie nosili go na jednym ramieniu, a najlepiej by było, gdyby był - jak torby podróżne - na kółkach. Wówczas można taki tornister ciągnąć za sobą nie przejmując się jego ciężarem. Ha, ha, ha ... dzieciaki śmiały się z tej prezentacji do rozpuku, rzecz jasna - po wyjściu ze szkoły. Każdy zarzucił swoje kilogramy na plecy i udał się do domu. Niektórzy mają daleko.
Mieliśmy już "minister-drożdzówkę", to teraz mamy "minister-tornister". Jan Sztaudynger skwitowałby ten wpis fraszką:

Nawet człowiek nie czuje
jak mu się rymuje
.

a ja dodam:

Wybory tuż, tuż. W szkole będzie draka,
jeśli nie wyrzucisz ciężarów z plecaka.

02 października 2018

Z nowym rokiem akademickim niewiele się zmieni w sferze nauki


Zdaniem urzędników Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego nareszcie będą dobre zmiany uczelniach państwowych. Premier rządu Mateusz Morawiecki odsłonił znaną środowisku przyczynę KDN: "Potrzebujemy odnowy elit, budowy elit; elit propaństwowych, elit patriotycznych".

Wszyscy nauczyciele akademiccy, którzy urodzili się w PRL, w tamtym ustroju zdobyli wykształcenie i stopnie naukowe, powinni już zejść z drogi tym, którzy wprawdzie mają tak samo PRL-owskie korzenie, ale jako członkowie partii władzy, apologeci "dobrej zmiany" należą do "lepszego sortu elit", więc mogą udawać, że ich to przesłanie nie dotyczy.

Zmiany nie następują w wyniku nowych regulacji prawnych, gdyż są one mało znaczące, by doszło do jakiegokolwiek przełomu. Odnoszę się do nauk humanistycznych i społecznych, nie wypowiadam się na temat innych nauk mając świadomość, że i tak jesteśmy postponowani w naszym kraju w porównaniu z pozostałymi dziedzinami nauk.

Wiceminister naszego resortu mgr Piotr Müller informuje: "1 października wygasną uprawnienia do nadawania stopnia doktora habilitowanego na wydziałach, które dostały ocenę parametryczną C. To najgorsza w 4-stopniowej skali ocena działalności badawczej. "Już wysłałem do dziekanów wydziałów i do rektorów listy z informacją, że utracą uprawnienia. Osoby, które rozpoczęły postępowanie habilitacyjne, będą musiały je kontynuować w innym podmiocie habilitującym wyznaczonym przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów; takie uprawnienia straci 12 wydziałów w Polsce."

Pedagodzy mogą spać spokojnie. Żaden z wydziałów posiadających uprawnienie do nadawania stopnia doktora habilitowanego tego uprawnienia nie straci. Większość ma kategorię B, a tylko nieliczne kategorię A.

Tego typu restrykcja wydaje się nieuzasadniona, gdyż uprawnienia otrzymują wprawdzie wydziały, ale dla określonej dyscypliny naukowej. To są uprawnienia dla konkretnego środowiska naukowego stanowiącego co najmniej minimum kadrowe do nadawania stopni naukowych w danej dyscyplinie! Ukarani są zatem najlepsi naukowcy w danej jednostce wielodyscyplinarnej z powodu braku osiągnięć naukowych nauczycieli akademickich reprezentujących inne dyscypliny naukowe, bez owych uprawnień.

Taka sankcja miałaby sens, gdyby uczelnie były po ocenie parametrycznej poszczególnych dyscyplin naukowych. Ukaranie najlepszych na nędznych wydziałach z powodu akademików innych dyscyplin, a beznadziejnych en block budzi poczucie niesprawiedliwości. Zapewne w jakiejś cząstce ma ono sens, bo w końcu o nadaniu stopnia naukowego rozstrzygają także pseudonaukowcy czy akademickie pasożyty z takiej jednostki. Jak zwykle tracą najlepsi, bo kiepskim jest to i tak obojętne.

Do 30 listopada 2018 r. nauczyciele akademiccy zatrudnieni na stanowisku badawczym lub badawczo-dydaktycznym będą musieli złożyć deklarację o przypisaniu się do dziedziny i dyscypliny (lub maksymalnie 2 dyscyplin) w której prowadzą działalność naukową. Już pisałem o tym, że z dn. 20 września minister Jarosław Gowin podpisał rozporządzenie w sprawie dziedzin i dyscyplin nauki i sztuki, w którym zamiast dotychczasowych 102 dyscyplin zawarł tylko 47.

Ponoć mają być od 1 stycznia 2019 r. podwyżki płac w szkolnictwie wyższym. Minister finansów temu zaprzecza, ale obiecać można wszystko i wszystkim. Tymczasem rektor mojej Uczelni poinformował, że przyznane naukowcom nagrody za osiągnięcia naukowe zostaną im wypłacone w jednej trzeciej, bo nie ma na to pieniędzy. To jest kolejny przykład dewaluacji pracy najlepszych nauczycieli akademickich.

"Do końca kwietnia 2019 r. obowiązują stare procedury dotyczące nadawania stopni i tytułów naukowych. A wraz z nowymi przepisami pojawią się wyższe wymogi konieczne do tego, aby uzyskać doktorat czy habilitację. Jeśli więc ktoś np. chce uzyskać doktorat na starych zasadach, powinien się pospieszyć. "Jak ktoś otworzy przewód doktorski do końca kwietnia, skończy go starą procedurą" - powiedział Müller. Zaznaczył jednak, że od października 2019 r. stopień będzie nadawany niekoniecznie przez radę wydziału, jak dotąd, ale przez organ, który uczelnia wskaże w swoim statucie. Od maja 2019 stopnie będą nadawane w nowych dziedzinach i dyscyplinach.

Jak zaznaczył wiceminister, między końcem kwietnia a początkiem października 2019 nastąpi przerwa: nie będą wtedy wszczynane żadne nowe postępowania w sprawie nadania stopnia ani tytułu naukowego. Od października będzie można wszcząć postępowanie o nadanie stopnia naukowego lub tytułu jedynie na nowych zasadach."


Tryb i terminarz nie ma dla prawdziwej nauki żadnego znaczenia. To są tylko formalne, administracyjne gry, by przestawić figury na szachownicy. Będą roszady i nowe gambity. Każdemu, kto jest z powołania naukowcem, kto uczciwie, intensywnie prowadzi badania naukowe obojętne są tego typu rozstrzygnięcia. Jest ponad nimi. Nie to jest bowiem celem badacza, by uzyskać stopień czy tytuł naukowy. Chyba, że jest politykiem partii władzy, to nauka jest tylko parawanem do osiągania różnych celów, a prawo już sobie przystosował.

Jest jeszcze jeden wątek inauguracyjny, do którego nawiążę, a mianowicie dydaktyka, kształcenie studentów. Premier M. Morawiecki powiedział młodzieży: "Studenci musicie prosić, żeby profesorowie nie uczyli według tych programów z minionych lat, bo dzisiaj wszystko się szybko zmienia. Musimy dobrze rozpoznawać wyzwania przyszłości, tak żeby po nią sięgać, tak żeby ją współkształtować, budować wzmacniać całą polską kulturę naukę i gospodarkę".

Gdyby Premier RP wiedział, jak zacofany jest ustrój szkolny w wyniku kolejnej deformy edukacji, to musiałby studentom I roku pedagogiki i studiów nauczycielskich dodać: "Jest jeden wyjątek. Dla potrzeb polskiej edukacji musicie prosić swoich profesorów, by kształcili was tak, jak w PRL. W przeciwnym razie skrzywdzą was, gdyż nie będziecie mogli pracować z uczniami czasów "dobrej zmiany".

01 października 2018

Odszedł znaczący dla polskiej transformacji w pedagogice, profesor Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu - Robert Kwaśnica


Porażająca była w niedzielne przedpołudnie informacja o śmierci w dn. 29.10.2018 r. dra hab. Roberta Kwaśnicy profesora Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu, pedagoga, znakomitego myśliciela i oświatowego kreatora zmian na edukacyjnej mapie III Rzeczpospolitej.

Trudno jest pisać wspomnienie o pedagogu, którego darzyłem wielkim szacunkiem i przyjaźnią, podziwiałem za wyjątkową kulturę myśli, precyzję słowa, odwagę, autentyczną troskę o pedagogikę humanistyczną we wszystkich zakresach jej obecności w naszym codziennym świecie życia. Bolesne są odejścia OSÓB-INSTYTUCJI, prawdziwych AUTORYTETÓW, myślicieli z wyjątkową charyzmą, z których wszystkimi poglądami można było się nie zgadzać, ale nie można było im odmówić personalistycznej głębi, inspiracji i dialogicznej otwartości na drugiego człowieka.

Prof. Robert Kwaśnica budził zaufanie swoją wiarygodnością, autentyzmem działania i zaangażowania w sprawy, które nie musiały go obchodzić, a jednak budując własne projekty zawsze myślał kategoriami szerszego ich wykorzystania. Był osobą dzielącą się z innymi, ale nie oczekującą wyrazów wdzięczności. Miał nieprawdopodobnie wysoki etos pracy naukowej, nauczyciela akademickiego, który przez inwersję toksycznych doświadczeń w szkolnictwie państwowym stworzył "własną", wyjątkową wyższą szkołę niepubliczną na podbudowie PEDAGOGIKI.

DSW stała się w środowisku akademickiej pedagogiki jedyną uczelnią o walorach przewyższających większość jednostek uniwersyteckich, także tych z wielkimi tradycjami. Wydział Nauk Pedagogicznych - kierowany przez wiele lat przez prof. Mirosławę Nowak-Dziemianowicz - stał się naukowym wyzwaniem i dydaktycznym zobowiązaniem do budowania edukacji przyszłości, zaangażowanej społecznie, obywatelskiej, partycypacyjnej, podmiotowej i dialogicznej.

To właśnie ta jednostka akademicka jako pierwsza w kraju w przestrzeni niepublicznej uzyskała pozytywną akredytację kształcenia na kierunku pedagogika, potem była to pierwsza niepubliczna uczelnia, która uzyskała uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora z tej dyscypliny. W kilka lat później zwieńczyła swój zespołowy sukces uzyskaniem najwyższego statusu dla Wydziału, jakim są pełne uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora habilitowanego i przeprowadzania postępowań na tytuł naukowy profesora.

Za swoją niepowtarzalną pracę środowisko to - tylko dlatego, że działa w sferze niepublicznej - było niesprawiedliwie traktowane przez organa władzy centralnej. Kiedy wnioskowałem o ocenę wyróżniającą za jakość kształcenia na kierunku pedagogika spotkałem się z odmową w PKA, bo przecież - skoro tak znaczące uniwersytety w kraju na nią nie zasłużyły - jakże by to wyglądało!? Ot, cała polska rzeczywistość, z którą na co dzień musiał boleśnie zderzać się R. Kwaśnica jako rektor DSW.

Niejako na przekór innym, mimo rzucanym pod nogi kłodom, nawet zakulisowym próbom osłabiania jego inicjatyw, z ogromnym wysiłkiem ziściła się Jego idea alternatywnej edukacji w wyższej szkole, którą chciał wcielić w życie pracując przez wiele lat na Politechnice Wrocławskiej. Kwaśnica był człowiekiem sukcesu, szczęśliwym, bowiem pozyskał do współpracy znakomite postaci polskiej pedagogiki, ale także innych dyscyplin naukowych.


W DSW pracują i pracowali w różnych fazach rozwoju pedagogiki czołowi uczeni z kraju, autorzy podręczników akademickich, najważniejszych monografii naukowych, którzy podkreślali swoją współpracą szacunek dla wyjątkowego dzieła, dzielili się swoimi doświadczeniami i wiedzą, a Robert Kwaśnica tworzył studentom i młodym kadrom naukowym najlepsze warunki do osobistego rozwoju. Tu rozwijały się szkoły pedagogiki krytycznej, poradoznawstwa, badań narracyjnych, andragogiki itp., które zmieniały oblicze polskiej pedagogiki.

Z każdym rokiem akademickim DSW przesuwała się w ogólnopolskich rankingach na coraz wyższą pozycję. Sądzę, że Robert Kwaśnica jako Rektor DSW bardzo chciał dojść do podobnego sukcesu, jaki powiódł się psychologom tworzącym pierwszy niepubliczny Uniwersytet SWPS, by na fundamencie silnej pedagogiki i dołączających do niej pozostałych dyscyplin nauk humanistycznych i społecznych stworzyć własny Uniwersytet. Niestety, nie starczyło już życia, zabrakło też ludzi, wsparcia, ubywało sił a przybywało różnych pokus i związanych z nimi problemów.

To jest największy dramat egzystencjalny pedagoga, który był niezwykle dumny z dzieła i ludzi, którzy wspólnie z nim je tworzyli. Zapytany przez dziennikarza, czemu zawdzięcza coraz lepsze lokaty zajmowane przez DSW, tak komentował ten sukces:

To jest banał, ale bez oryginalnych projektów badawczych nie ma dobrego kształcenia. Nasi pracownicy często prowadzą autorskie badania, a więc student ma możliwość zapoznania się z nimi tylko u nas. Nie wspominając już o studiach doktoranckich, które nie były możliwe bez oryginalnej pracy badawczej.

Czy coraz wyższa lokata w rankingu "Perspektyw" to efekt długofalowej strategii?

Może nie zabrzmi to zbyt miło dla przedstawicieli uczelni publicznych, ale kiedy zakładaliśmy DSW w 1997 roku przyświecał nam jeden cel - chcieliśmy mieć prawdziwą szkołę wyższą. Uczelnię budowaliśmy według znanego nam wszystkim intuicyjnie przepisu od podstaw. Pojawił się przy tym szczególny rodzaj motywacji i nastawienia, tworzącego wspólnotę działania. Ta motywacja i to nastawienie to podstawa naszego sukcesu i najbardziej cenna wartość budująca naszą przyszłość. Za to właśnie, przy sposobności naszej rozmowy, dziękuję wszystkim pracownikom DSW.


Jak mało który założyciel szkoły wyższej miał poczucie akademickiego spełnienia tych, dla których ją tworzył, bo w istocie w małym stopniu zatroszczył się o siebie. Po uzyskaniu w 1991 r. stopnia doktora habilitowanego w dziedzinie nauk humanistycznych, w zakresie pedagogiki na podstawie wyjątkowo inspirującej rozprawy naukowej pt. "Dwie racjonalności. Od filozofii sensu ku pedagogice ogólnej" odłożył własne aspiracje naukowe na bliżej nieokreśloną przyszłość, by zatroszczyć się przede wszystkim o innych, a dzięki nim o inną pedagogikę, o inną kulturę naukową, dydaktyczną i edukacyjną.

Zatrudniając w DSW młodych uczonych niejako "doprowadził" ich do doktoratu, habilitacji i tytułu profesora. Stworzył nie tylko uczelnię, ale wyjątkową kulturę akademicką o międzynarodowym statusie, tworzącą zupełnie nową przestrzeń dla kongresów na światowym, a nie jedynie krajowym czy jedynie bilateralnym poziomie. Tu zaistniało dzięki prof. Mieczysławowi Malewskiemu jedno z najważniejszych polskich czasopism pedagogicznych o jakże wymownym, interdyscyplinarnym tytule: "Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja", a stanowiące transgresyjny i transwersalny przekaz idei, wyników badań i naukowych sporów.

"Głównym zadaniem czasopisma jest animacja dialogu pomiędzy przedstawicielami nauk społecznych, którzy patrzą na procesy oświatowe i instytucje nauczające z różnych perspektyw dyscyplinowych i odmiennych orientacji aksjologicznych. Edukacja dotyka wszystkich, ponieważ będąc istotą społeczną, człowiek jest zarazem istotą uczącą się i nauczającą. Rzeczywistość społeczna w jakiej przyszło nam żyć i pracować, okazała się rzeczywistością nieprzewidywalną. Dlatego nie rezygnując z prospektywnego myślenia o edukacji, naszą uwagę pragniemy skupić przede wszystkim na teraźniejszości. Mglista i nieprzejrzysta teraźniejszość, która stała się naszym udziałem, wymaga interpretacji i intelektualnego oswojenia. Zadanie to stawiamy przed autorami i współpracownikami kwartalnika.

Czego by się Robert Kwaśnica nie dotknął, niejako zamieniał to w "akademickie złoto". Takim stało się przecież Wydawnictwo DSW, w którym ukazują się przekłady na język polski rozpraw najwybitniejszych humanistów światowej nauki, ale także - co jest godne podkreślenia, a jakże charakterystyczne dla troski Roberta o młodych - najlepsze dysertacje doktorskie. Właśnie kilka dni temu pisałem o jednej z nich jako laureatce ogólnopolskiego, prestiżowego konkursu w pedagogice społecznej.

Odszedł od nas PROFESOR, który choć nie zadbał o swoją karierę naukową, to potwierdził własnym życiem, zaangażowaniem i ciężką, niezwykle stresogenną pracą akademicką, że jest - jak sądzę nie tylko dla mnie - profesorem najwyższej klasy. Kiedy przygotowuję wykłady, referaty, artykuły z zakresu pedeutologii czy pedagogiki ogólnej, korzystam z małych objętościowo, nielicznych, ale za to wielkich swoją treścią publikacji R. Kwaśnicy. Czytając je odkrywam za każdym razem coraz to nowe wątki, punkty wsparcia czy inspiracje do własnych badań. Nie trzeba pisać rozpraw, które liczą osiemset czy tysiąc stron, żeby przekonać o wartości czegoś, co zostało wpisane w osobiste życie uczonego i nieznane nam ofiary personalnego zaangażowania w łączenie teorii, myśli, idei z praktyką, z codziennością także własnych poświęceń.

Robert Kwaśnica stworzył świat możliwej, alternatywnej pedagogiki humanistycznej, która miała tworzyć świat szczęśliwości każdego jej podmiotu, chociaż miał świadomość tego, że nie jest to powszechnie możliwe. Były też chwile radości i satysfakcji, kiedy został wybrany członkiem Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk, służąc całemu środowisku, a także, gdy otrzymywał za swoją twórczość naukową i osiągnięcia w szkolnictwie niepublicznym nagrody Ministra Edukacji Narodowej oraz gdy został odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2011).

Zostawił nam swoje pedagogiczne credo, w ostatnich latach skoncentrowane na modelu własnej szkoły marzeń dla dzieci, skoro w warunkach drapieżnego kapitalizmu, zdrad, hipokryzji, powszechnej nieuczciwości wokół nie było możliwe dopięcie projektu prywatnego uniwersytetu. Miał dzieci i wnuki, które mogą być dumne ze swojego Taty i Dziadka, tak jak wielu Jego przyjaciół, koleżanek i kolegów, byłych i obecnych współpracowników zachowa w sercu i pamięci osobiste promieniowanie pedagogią o racjonalności emancypacyjnej.

Żegnam wspaniałego Człowieka, Profesora, Pedagoga, także przez kilka lat mojego Rektora, Przyjaciela, Autora i Społecznika łącząc się z Rodziną Zmarłego i Najbliższymi Osobami w bólu, ale też w nadziei na trwanie nie tylko w teraźniejszości, ale i w przyszłości ponadczasowych dokonań i przesłań Roberta dla nas - współodczuwających i podzielających Jego wartości oraz idee.


Pogrzeb prof. Roberta Kwaśnicy odbędzie się w najbliższy czwartek 4 października, o godz. 12:00, na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu.


(źródło fotografii: www.dsw.edu.pl)

30 września 2018

Łódzka pedagogika i psychologia rozpoczęły nowy rok akademicki



Gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus! - rozbrzmiało 28 września 2018 r. w auli Uniwersytetu Łódzkiego dla studentów I roku studiów I, II i III stopnia Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego. Uroczystość otworzyła Dziekan - prof. UŁ dr hab. Danuta Urbaniak-Zając, zaś ciepłe słowa do najmłodszego pokolenia skierował
dr hab. Tomasz Cieślak, prof. UŁ - Prorektor ds. studenckich UŁ.


W imieniu władz rektorskich apelował do młodzieży, by zachowała w dobrej pamięci uczniowski okres, w trakcie którego była niejako prowadzona za rękę i nauczana, a rozpoczęła czas studiowania, samodzielnego zdobywania wiedzy, poszukiwania prawdy i społecznego zaangażowania w niewyimaginowanej wspólnocie akademickiej.


Po uroczystej immatrykulacji wykład inauguracyjny na temat wychowania międzykulturowego na rzecz budowania zrównoważonego społeczeństwa wygłosiła dr hab. Aneta Rogalska-Marasińska, autorka monografii naukowej pt. Edukacja międzykulturowa na rzecz zrównoważonego rozwoju (Łódź, 2017).


Swoją wypowiedź podporządkowała odpowiedziom na sześć pytań:

1. Jakie ideały wyznaje społeczeństwo, naród, zbiorowość? W jakiej jest sytuacji historyczno-politycznej? Jakie odczuwa deficyty lub co napędza jej koniunkturę, co odrzuca, a co promuje?

2. Kto jest dla tej zbiorowości autorytetem/wzorem do naśladowania? Czy jest to niezłomny przywódca, dobry gospodarz, odkrywca-zdobywca, skrupulatny pracownik, obrońca prawdy i honoru, cyniczny dorobkiewicz, hedonista, despota porywający tłumy populistycznymi przemówieniami, człowiek wielkiego ducha, naukowiec, artysta, święty?




3. Jakie priorytety promowane są w danym społeczeństwie, tzn. z jakich koncepcji filozoficznych lub ideologii wynikają owe priorytety? Co jest istotnie ważne dla człowieka, co nadaje sens jego aktywności, rozwojowi, zainteresowaniom, co go motywuje do działania?



4. Ku jakim celom dąży owo społeczeństwo - podmiotowym, społecznym, partykularnym - mającym na celu zysk/bogacenie się określonej grupy ludzi, humanistycznym – mającym na celu dobro każdego człowieka, posthumanistycznym – wprowadzającym kategorię post-człowieka i cyborga, czy może ku celom bezpośrednim czy długofalowym?

5. Jaki jest wzór/model wychowania? Kim lub czym ma się stać wychowanek: niezależnym i krytycznie myślącym człowiekiem czy bezrefleksyjnym homo vivens; konsumentem o wygenerowanych potrzebach, „pomysłem” realizującym koncepcję tittytainment, homo ludens, czy społecznikiem, człowiekiem dbającym o siebie – od strony fizycznej i psychicznej; materialistą, istotą bez świadomości siebie czy człowiekiem utożsamiającym się ze swoimi korzeniami kulturowymi?

6. Na jakim systemie wartości opiera się jedna z w/w kategorii wychowania? Czy służy wartościom demokratycznym, feudalnym, faszystowskim, fundamentalistycznym, uniwersalnym, pragmatycznym, idealistycznym? Jak interpretowane są dzisiaj naczelne wartości dobra, prawdy i piękna?


Wieczorem mieszkańcy Łodzi i tysiące odwiedzających nasze miasto z kraju i ze świata podziwiali iluminacje świetlne w ramach Festiwalu Światła. W tym roku dominował motyw odzyskania przez Polskę sto lat temu niepodległości, w tym hollyłódzki wkład w światową kulturę filmową.

29 września 2018

Najlepszą rozprawą z pedagogiki społecznej jest opublikowany doktorat Marcina Starnawskiego


W czerwcu zachęcałem do składania w Łódzkim Towarzystwie Naukowym wniosków o Nagrodę im. prof. Ireny Lepalczyk za najlepszą rozprawę naukową z pedagogiki społecznej. Zgodnie z przyjętym kryterium naukowym: "Tę prestiżową Nagrodę (także finansową) można otrzymać za rozprawę, która rzeczywiście wpisuje się w źródła, metodologię i przedmiot badań pedagogiki społecznej. Nie może to być publikacja, która w tytule czy przedmiocie omawianych badań ma wprawdzie fenomen społeczny lub socjalny, ale jest to praca spoza tej dyscypliny np. z pedagogiki szkolnej, teorii wychowania czy pedagogiki specjalnej. Nie oznacza to, że praca nie może mieć charakteru interdyscyplinarnego, ale jednak dominantą musi być pedagogika społeczna. Piszę o tym dlatego, że już dwukrotnie kapituła nie przyznała nagrody właśnie z powyższego powodu."

Obradująca we wrześniu 2018 r. Kapituła tego niezwykle prestiżowego już w naszym kraju Konkursu pod przewodnictwem JM Rektora Uniwersytetu Łódzkiego prof. dr. hab. Antoniego Różalskiego uznała w piętnastej edycji Konkursu za najlepszą monografię z pedagogiki społecznej dr. Marcina Starnawskiego z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu pt. "Socjalizacja i tożsamość żydowska w Polsce powojennej. Narracje emigrantów z pokolenia Marca’68’" (Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, Wrocław 2016).

W tym roku zgłoszono do Konkursu 9 rozpraw z takich uczelni jak: Akademia Pedagogiki Specjalnej im. M. Grzegorzewskiej w Warszawie, Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu(dwie prace), Uniwersytet Łódzki, Uniwersytet Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie, Uniwersytet Śląski w Katowicach, Uniwersytet Warszawski. Wśród rekomendowanych publikacji były także autorstwa doktorów habilitowanych, ale wygrała dysertacja doktorska przygotowana pod kierunkiem naukowym pani prof. dr hab. Mirosławy Nowak-Dziemianowicz.

To znakomite, interdyscyplinarne (historyczne, socjologiczne i pedagogiczne) badanie jakościowe osadzone na bogatych źródłach stanowi wyjątkową analizę subpól identyfikacyjnych środowisk społeczno-wychowawczych oraz elementów różnicujących typy tożsamości pokolenia marca 1968. Trafna, bogata analiza porównawcza, dojrzała i wielostronna interpretacja faktów oraz wypowiedzi respondentów sprawiła, że uznano tę książkę za zdecydowanie najlepszą w tegorocznej edycji.

Z recenzji prof. dr hab. Marii Mendel z Uniwersytetu Gdańskiego:

[…] Marcin Starnawski w swoim znakomitym studium Pokolenia Marca ’68, […] analizuje społeczno-kulturowe i polityczno-historyczne uwarunkowania tożsamościowych formacji, dla których istotna była „żydowskość” i pyta o społeczne struktury mentalne, współtworzące tamtą rzeczywistość. W Marcu ’68 były nimi konfiguracje postaw, odruchów, sposobów wartościowania, zdolne do wygenerowania nienawiści i socjalizujące ku radykalnemu wykluczeniu, które jest wygnaniem. Starnawski opisuje je z dużą wrażliwością na złożony kontekst i w oparciu o bardzo bogaty materiał empiryczny. […] Autor, wpatrzony więc w to, co za nami, z okruchów dobrej i złej przeszłości zdaje się komponować lepsze dzisiaj. Stąd szkic, kończący książkę; zarys wychowania po Marcu ’68.

Rozglądając się wokół, można dostrzec bez trudu, jak bardzo jest „na czas”. […] Problematyka, którą podjął Autor, a zwłaszcza problemy, do których rozwiązania mądrość tej książki wydaje się przybliżać, sprawiają, że jej lekturę rekomendowałabym wszystkim zainteresowanym procesami formacyjnymi w warunkach wykluczającej różnicy; pracą tożsamości, która staje się zarówno obroną „ja” słabego podmiotu, jak nieustającą ekspresją i kultywowaniem humanistycznych, wychodzących poza kosmopolityzm ideałów, jakkolwiek przebrzmiałe to dzisiaj, gdy najbardziej chyba angażująca myśl koncentruje się na pytaniu Braidotti, co po człowieku?



Potwierdza, się zarazem, jak wiele zmieniło się w polskiej nauce, w pedagogice oraz że nowe pokolenie doktorantów potrafi podejmować niezwykle trudne problemy badawcze i rozwiązywać je na najwyższym poziomie metodologicznym i merytorycznym w ramach swojej dyscypliny naukowej.

W dniu 19 listopada 2018 r. Laureat Konkursu - dr Marcin Starnawski wygłosi w Łódzkim Towarzystwie Naukowym wykład, przedstawiający nagrodzoną książkę. Pragnę zarazem podkreślić, że po raz trzeci w ciągu piętnastu lat istnienia Konkursu Kapituła przyznała wyróżnienie za wyjątkową publikację - tym razem pani dr Annie Jarkiewicz. Jest ona autorką książki napisanej częściowo na podstawie dysertacji doktorskiej, którą obroniła na Wydziale Nauk o Wychowaniu UŁ pt. "Rekonstrukcja działań pracowników socjalnych z osobami zaburzonymi psychicznie (Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2017). Promotorką tej pracy jest pani prof. dr hab. Ewa Marynowicz-Hetka.


Z recenzji dr hab. Ewy Kantowicz, prof. Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie:

Autorka publikacji, posługując się metodą badawczą bazującą na obserwacji uczestniczącej i wywiadach informacyjnych, rekonstruuje działania pracowników socjalnych z osobami zaburzonymi psychicznie. Odtworzenie takiego katalogu postaw pracowników socjalnych może być z jednej strony praktycznym wsparciem dla instytucji pomocowych, a z drugiej – przyczynić się do rozwoju teorii społecznej w tym zakresie. Na podstawie przeprowadzonych badań autorka formułuje cenne wnioski, np. o konieczności nadania wagi diagnozie społecznej wykonywanej przez pracowników socjalnych czy o potrzebie redefinicji pojęcia „zaburzenie psychiczne”, w której uwypuklany byłby społeczny i humanistyczny kontekst tego zjawiska.

„Formułowane wnioski mogą […] być elementem edukacji profesjonalnej, doskonalenia działań pracowników socjalnych. a także bardziej efektywnych programów pomocy dla tej kategorii klientów. Książka wypełnia lukę wydawniczą w zakresie badań dotyczących pracy z osobami zaburzonymi psychicznie i jest rodzajem przewodnika pisanego z myślą o przyszłych i aktualnych pracownikach systemu pomocy społecznej”.


Z analizy pozostałych publikacji wynikają dość smutne wnioski, będące świadectwem nieadekwatnej samooceny ich autorów lub też osób je rekomendujących jako rzekomo naukowe. Nie jest to pierwszy symptom trwającego kryzysu metodologicznego w pedagogice, w tym przypadku - w pedagogice społecznej, której kadry naukowe nie kształcą albo nie egzekwują minimalnego chociażby poziomu wykształcenia młodych badaczy, by nie popełniali kardynalnych błędów na etapie konceptualizacji własnych badań lub/i ich realizacji i interpretacji uzyskanych wyników.

Nie po raz pierwszy okazało się, że w awansowych przecież rozprawach naukowych występują tak poważne błędy jak:

-jednostronne, a niekiedy i błędne rozwiązania metodologiczne (źle sformułowane pytania badawcze, hipotezy, brak zmiennych, a jeśli są, to nieumiejętność ich operacjonalizacji, błędnie przyjęta strategia badawcza, brak spójność treści z tytułem pracy często formułowanym w formie tezy, nieuprawnione wiązanie różnych paradygmatów etc.);

- zamiast przedstawienia rezultatów własnych badań empirycznych, pojawiają się prace będące przeglądem stanowisk, bez syntez o chociażby minimalnym znaczeniu dla rozwoju pedagogiki społecznej, w niektórych przypadkach stanowiące zaledwie początek do ewentualnych dalszych prac;

- niewłaściwe konstrukcje prac (np. bardzo rozbudowane w stosunku do wyników badań własnych konteksty i przegląd stanowisk) sprawiające wrażenie dwu prac w jednej;

- brak precyzji w posługiwaniu się kategoriami pojęciowymi (np. używanie pojęć bez wyjaśnienia ich znaczenia);

- przejawy nierzetelności badawczej (nadmierne uogólnienia i wielkie kwantyfikatory, stanowienie faktów na podstawie opinii etc.

Czas zatem na parezję w "Parezji"! Czas pisać rzetelne recenzje wydawnicze, uczciwie postępować w procedurach na stopnie naukowe, by nie reprodukować patologii oraz pseudonauki. W tym przypadku Zespół Pedagogiki Społecznej przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN ma poważną rolę do spełnienia. Nie zwalnia to jednak każdego z samodzielnych pracowników naukowych od odpowiedzialności za niski poziom rozpraw naukowych.


28 września 2018

Pedagogika vs nauki socjologiczne


Nie miałem długiego urlopu, gdyż w okresie wakacyjnym przygotowywałem dla Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wraz z wspierającymi mnie członkami Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN opinię dotyczącą projektu ROZPORZĄDZENIA ministra w sprawie dziedzin nauki i dyscyplin naukowych oraz dyscyplin artystycznych. W dn. 26 sierpnia br. opublikowałem w blogu stanowisko KNP PAN wyrażające sprzeciw wobec przyjętej w powyższym projekcie typologii dyscyplin naukowych. W całości zostało przekazane do Biura Legislacyjnego Rządu.

Jak zapisałem:

Nie należy powoływać obok pedagogiki nowej, a w koniunkcji do niej, kategorii dyscypliny „nauki o edukacji”, gdyż ta ostania nie tworzy odrębnego zbioru nauk o edukacji. Zapis o pedagogice i naukach o edukacji jest tautologią, która wystawiałaby na śmieszność ustawodawcę. Na kilka dni przed podpisaniem przez ministra Jarosława Gowina powyższego rozporządzenia, w czasie posiedzenia KRASP-u wiceprzewodniczący KNP PAN prof. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski przywołał w debacie ministra z rektorami nasze Stanowisko, a ten obiecał jego uwzględnienie. Chwała ministrowi, aczkolwiek w ogóle nie powinno dojść do konieczności polemizowania z urzędnikami w sprawie, gdyby mieli odpowiednie kompetencje, albo skonsultowali się z ekspertami.

W znacznie trudniejszej sytuacji znaleźli się socjolodzy, bowiem istniejąca na całym świecie, w klasyfikacjach OECD, Komisji UE, w światowych uniwersytetach SOCJOLOGIA jako nauka w tym rozporządzeniu zniknęła, bowiem zastąpiono ją kategorią: "nauki socjologiczne; nauki o rodzinie".

Zanim zostało to zatwierdzone przez J. Gowina, protestowało przeciwko takiemu zapisowi Polskie Towarzystwo Socjologiczne. Profesorowie socjologii też nie mieli dobrych wakacji, skoro po konsultacji we własnym środowisku skierowali do resortu Opinię na temat projektów rozporządzeń Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w sprawie ewaluacji jakości działalności naukowej; w sprawie dziedzin nauki i dyscyplin naukowych oraz dyscyplin artystycznych; w sprawie sporządzania wykazów wydawnictw monografii naukowych oraz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych.

W kwestii typologii nauk zapisano:

3.1. Postulujemy zastąpić nazwę dyscypliny naukowej „nauki socjologiczne” nazwą „socjologia”. Obecnie proponowana konstrukcja jest dziwaczna (określenie socjologia jest od bardzo dawna ugruntowane) oraz niespójna z klasyfikacją OECD. Także dziwaczny i niezrozumiały będzie przekład nazwy „nauki socjologiczne” na język angielski. Co więcej, absolutnie niezrozumiałe jest w obrębie „nauk socjologicznych” uwzględnienie dwóch dyscyplin dotychczasowych „socjologii” oraz „nauk o rodzinie”. W socjologii istnieje zinstytucjonalizowana subdyscyplina socjologia rodziny. Jakiekolwiek nauki o rodzinie, które nie są socjologią rodziny, powinny być umieszczone w klasyfikacji w innym miejscu.

Co ciekawe, milczy w tej sprawie Komitet Socjologii Polskiej Akademii Nauk. To tak, jakby psychologom odebrać nazwę ich dyscypliny i zastąpić "naukami psychologicznymi".

Zapytałem jednego z czołowych polskich socjologów o to, czy jest zadowolony z projektowanej nazwy jego dyscypliny naukowej jako "nauki socjologiczne" i uzyskałem następujący komentarz:

Co do nazwy „nauki socjologiczne”: w pierwotnej wersji CK dyscyplina miała się nazywać „Socjologia i nauki o rodzinie” — proste połączenie dwóch dotychczasowych dyscyplin. KPN proponował „nauki socjologiczne”. W klasyfikacji OECD pod nazwą „socjologia”, poza socjologią jako taką, kryje się szerszy zbiór subdyscyplin, jak: demografia, antropologia, etnologia, problematyka społeczna (feminologia, badania nad płcią kulturową; problemy społeczne; nauka o rodzinie, praca socjalna).

Etnologia została dołączona do utworzonej na skutek postulatów środowiskowych dyscypliny „nauki o kulturze i sztuce”. Tak też będą się zapewne klasyfikować naukowcy funkcjonujący obecnie w obszarze antropologii kulturowej.

Natomiast mam sygnały, że antropolodzy społeczni identyfikują się z obszarem socjologii. Biorąc to pod uwagę, w procesie uzgodnień zostało przyjęte stanowisko, że dyscyplina obejmująca poza ścisłą socjologią także inne subdyscypliny nauk społecznych o zarysowanej odrębności, powinna nosić nazwę „nauki socjologiczne”.


Pewną niekonsekwencją klasyfikacji OECD jest to, że tak samo nazywa dyscyplinę, jak i jedną z jej subdyscyplin — socjologię. Komitet Socjologii PAN, ani inne środowiska socjologiczne nie zgłosiły zastrzeżeń w toku konsultacji (...). Jeśli chodzi o moje osobiste zdanie, to w przypadku nazwy „nauki socjologiczne” przekonuje mnie dążenie do zwiększenia „mocy zawierania” tego pojęcia. Chodzi o to, by przedstawiciele wykrystalizowanym już dobrze obszarów pokrewnych socjologii nie czuli się wtłoczeni w obręb dyscypliny, z której się wyodrębnili; to sygnał, że nie chodzi tylko o socjologię sensu stricto.



Tym samym mam dobrą wiadomość dla pedagogów. Nie znajdą się w naszej dyscyplinie docenci ze słowackimi habilitacjami, bo znajdą się w naukach socjologicznych ze swoją pracą socjalną. Chyba socjolodzy zorientowali się, że zostali wpuszczeni w maliny, bo właśnie Rada Instytutu Socjologii UAM w Poznaniu przesłała do ministra J. Gowina swój protest żądając przywrócenia nazwy - SOCJOLOGIA.

27 września 2018

Fasada czy polityka rad młodzieżowych?


Czy ktoś z Państwa słyszał o zasługach Rady Dzieci i Młodzieży Rzeczypospolitej Polskiej przy Ministrze Edukacji Narodowej dla edukacji, a szczególnie dla troski o to, by wdrażana deforma nie była tak toksyczna dla tych, których ponoć reprezentują? Nazwa tego gremium jest nadęta jak balon, który unosi się dzięki temu, że jest wypełniony gazem lub powietrzem. Każdego roku ministra wymienia skład Rady, która w poprzednim roku szkolnym rzekomo nad czymś radziła. Nikt nie wie, co uradziła.

Proszę znaleźć na stronie MEN jakikolwiek protokół z posiedzenia Rady Dzieci i Młodzieży poprzednich kadencji. Może są gdzież wyniki ich mozolnej pracy, której wartość byłaby jakkolwiek znacząca dla rzekomej reformy szkolnej w naszym kraju, a przede wszystkim dla dzieci i młodzieży, dla ich rówieśników. Z galerii fotografii widać, że się dobrze razem bawili, trochę podróżowali, występowali na różnych konferencjach czy kongresach.

Aż dziw bierze, że młodzież, która już powinna myśleć i być bardziej krytyczna wobec tego, co ma miejsce w świecie, kraju i ich własnej placówce, uczestniczy w pozornych dla polskiej edukacji posiedzeniach RDiMRP. Chyba tylko po to, by mieć adnotację na świadectwie o tym członkostwie, wyróżniającą ocenę zachowania oraz by przy zimnych napojach i/lub herbatce spożyć susz konferencyjny (paluszki, ciasteczka).

Jak podaje Biuro Propagandy MEN:

Posiedzenia Rady są zwoływane przez Ministra Edukacji Narodowej. Mogą w nich uczestniczyć także osoby zaproszone przez Ministra, które nie wchodzą w skład Rady.
Do zadań Rady należy wyrażanie opinii, w tym przedstawianie propozycji w kwestiach dotyczących dzieci i młodzieży w zakresie spraw objętych działem administracji rządowej oświata i wychowanie, w szczególności przedstawianie opinii na temat planowanych zmian, w tym propozycji rozwiązań. Rada przyjmuje stanowiska i opinie w drodze konsensusu na posiedzeniach i w trybie korespondencyjnego uzgodnienia stanowisk.


Minęły już dwa lata radzenia, a jakoś żadnego stanowiska czy opinii wypracowanych w drodze konsensusu, nie znalazłem. Zapewne będą w 2019 r., kiedy zacznie się płacz i zgrzytanie zębów w wyniku niedostania się co najmniej 50 proc. młodzieży do szkół ponadpodstawowych ich pierwszego czy nawet drugiego wyboru. No tak, ale przedstawiciele są już w szkołach swoich marzeń, więc nie muszą się o nic martwić.

Jedni nauczą się w MEN fasadowej aktywności, inni zobaczą, że jest to znakomita trampolina do polityki. Czyż nie taki jest cel działania tej Rady? Została powołana przez administrację państwową, by ta miała wpływ na lokalną politykę w jednostkach samorządu terytorialnego. Rząd, a już na pewno minister edukacji narodowej nie potrzebuje młodzieżowych rad do analizy, zmian w polityce oświatowej, tylko do monitorowania aktywność młodych, by ci stanowili przedłużone ramię władzy w terenie.

Nic dziwnego, że Rada poprzedniej kadencji podjęła przed wakacjami debatę na temat przyszłej Konstytucji RP, bo przecież nie tej, która istnieje. Wiązało się to z wsparciem dla prezydenckiej inicjatywy referendum konstytucyjnego. Referendum nie ma, bo partia władzy wystawiła Prezydenta do wiatru. Młodzież - też. Cała para poszła w przysłowiowy gwizdek.

Lajków na fejsie mają tyle, co kot napłakał, a to znaczy, że nie są przedstawicielami polskiej młodzieży, tylko samych siebie. Nikt ich nie popiera, nie lokuje w nich swoich oczekiwań, marzeń, nadziei czy problemów. Komu są potrzebni? Sobie samym i MEN. To wystarczy.

Nic dziwnego, że imiennik byłej wiceprzewodniczącej RDiM RP tak pisze na forum: "Myślę, że od tej kadencji wiele osób się od RDiM odwróci... Upolityczniono kolejny organ... Wstyd!" Jego kolega dodaje: Nie kandydowałem do tej organizacji bo czułem że tak to się skończy. Dziś nawet młodzież selekcjonuje się na lepszy i gorszy sort.

Są jednak też dobre strony istnienia każdej rady, także prowadzonej na pasku władzy. Niektórzy działacze poprzednich kadencji już chwalą się, że nadszedł ich czas, by kandydować do rady gminy. Opanowali techniki wpływu politycznego. Są wśród nich zarówno zwolennicy obecnej władzy, jak i wobec niej krytycznie zdystansowani. Na internetowym forum nie eksponują swoich partyjnych sympatii, a jeśli już któryś z nich kandyduje do JST, to z tzw. komitetu obywatelskiego, lokalnego. Tym samym udział w Radzie stał się dla niektórych dobrą szkołą uobywatelnienia, zaangażowania społecznego na rzecz własnej, malej ojczyzny.

Przeprowadzili Konferencję Młodzieżowych Rad w Sejmie RP, Konferencję Młodych Liderów, zorganizowali akcję Dzień dla Niepodległej, zachęcali szkoły do składania wniosków o dofinansowanie projektów związanych z obchodami 100-lecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości itp. Uczestniczyli, byli jakoś aktywni, namaszczeni. Minister edukacji nie chwali się, z jakich to rad dzieci i młodzieży skorzystała, czyli - jak będzie źle w edukacji - to nie ich wina.

Jest też niepowodzenie, bowiem nie udało się RDiM RP przy MEN opracować Założeń do Strategii Państwa dla Młodzieży. Może i dobrze, bo tak, jak szefowa resortu edukacji, oderwaliby się od realiów tego kraju i swoich małych ojczyzn.