26 stycznia 2018

Komunikat Prezydium Centralnej Komisji to tylko komunikat


Alarmują akademicy z nauk humanistycznych i społecznych, że na stronie Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów pojawił się KOMUNIKAT o następującej treści:


Komunikat w sprawie analizy bibliometrycznej kandydatów do habilitacji i tytułu profesora.

Prezydium Centralnej Komisji, na wniosek Sekcji Nauk Medycznych, postanowiło zwrócić się do jednostek naukowych działających w dziedzinie nauk medycznych, farmaceutycznych oraz nauk o kulturze fizycznej, przeprowadzających postępowania o nadanie stopnia doktora habilitowanego albo tytułu profesora, o dołączanie do dokumentacji każdego postępowania szczegółowej analizy bibliometrycznej publikacji kandydata do habilitacji lub tytułu profesora (wg załączonego wzoru).

Analiza bibliometryczna powinna być opracowana przez Dział Informacji Naukowej albo odpowiednią jednostkę Uczelni lub Instytutu i podpisana przez osobę odpowiedzialną za jej sporządzenie.

Analizę należy dołączać do dokumentacji wniosków awansowych wszczętych po 1 stycznia 2009 r.

W chwili obecnej ( tzn. od 1.01.2018 r.) Centralna Komisja odstępuje od podawania wskaźnika Index Copernicus.


Warto zwrócić uwagę, że ów Komunikat został sformułowany na prośbę członków Sekcji Nauk Medycznych. Nie ma on tak dla członków tej Sekcji, jak i postępowań w tej dziedzinie nauk, bo w pozostałych to już absolutnie nie, prawnego uzasadnienia w kategoriach jakiegokolwiek wymagania. Jak członkowie tej Sekcji chcą, żeby im doktorzy i doktorzy habilitowani wypełniali załączony formularz, to jest to ich jedynie prośba. Nic z niej jednak nie wynika dla członków sekcji, w której mam zaszczyt pracować - Sekcji Nauk Humanistycznych i Społecznych.


Warto przestać wzajemnie się straszyć czy wspierać nonsensowny twór biurokratofilów, którzy zamiast czytać i oceniać pod względem jakościowym czyjeś osiągniecia naukowe (publikacje), chcą mieć jeszcze wskaźniki liczbowe. Te jednak nie są wymogiem prawnym w postępowaniach awansowych. Nie ma żadnych podstaw prawnych do posługiwania się tego typu wskaźnikami jako podstawą do rozstrzygania o tym, czy ktoś spełnia wymogi na stopień lub tytuł naukowy, czy też nie. Ministerstwo nie wydało bowiem liczbowych wskaźników, które normowałyby ten stan rzeczy. A komunikat jest tylko komunikatem, a nie normą prawną.

25 stycznia 2018

Światowy język i szpan



Otrzymałem z Uniwersytetu Preszowskiego tekst, który krąży wśród studentów i nauczycieli akademickich jako zachęcający do refleksji nad słownictwem, którym posługujemy się na co dzień. Tekst nie został opatrzony nazwiskiem autora, toteż tłumaczę go i zapisuję kursywą. Być może ktoś zna jego wersję w innym języku? Tu tłumaczenie jest z języka czeskiego.

"Rutynowo googlujemy, skypujemy, mailujemy, surfujemy po necie, uploadujemy i ściągamy aplikacje, remastrujemy, esemesujemy, chatujemy i blogujemy. Kto nie ma smartfona czy komórki to jest najzwyczajniej analfabetą, bez tabletu i facebooku jest outsiderem, a kto nie wie, czym jest instagram lub twitter, to tak, jakby go w ogóle nie było. Ilu masz dzisiaj like'ów w sieci, to tyle razy jesteś człowiekiem.

Ile osób dopuszczasz dziennie na swój profil ... Kiedyś ważny był twój polityczny profil, a dzisiaj głównym celem twojego życia jest zrobienie sobie z największym challengem ludzi selfie, jako best of, by zamieścić w sieci i zyskać jak najwięcej lajków oraz smajl'ów od swoich followers'ów.

Kto nie jest online i nie umie jeździć in-line na łyżwach, ten jest zerem, podobnie jak ten, kto nie ma własnej WEB-strony. To jest jeszcze gorsze niż być trash-youtooberem, houmersem, anorektykiem, stalkerem czy bulimikiem.

Kiedy ktoś pomyli termin hardware i software z hardporno i softporno, to nie przejmuje się tym z tego względu, że to, co dzisiaj widzimy w reklamowych spotach i piosenkarskich wideoklipach, jeszcze tak niedawno byłoby uznane za porno...

Kieszenie mamy wypełnione kartami SIM, w głowie zaś mamy PIN-y do kart płatniczych i kredytowych, gdyż płacenie cash‘em jest out. Innym level jest płatność bezdotykowa czy w internetowym banku. Współczesny słowny maglajs nie dotyczy, tylko technologii, gdyż w codziennym życiu czynimy rzeczy, które – gdybyśmy je opowiadali swojemu dwudziestoletniemu JA, to w ogóle nie rozumiałoby, o co tu go.

Przykładowo, nie kładziemy leczniczego opatrunku, ale tejpujemy (tape-plaster), nie kupujemy ubrań, ale outfity, nie troszczymy się o własny wizerunek, ale o look albo image, nie chodzimy do sklepu, ale do shoppu, shopping center, outletów, second-handów, hipermarketów, megastorów. Uwielbiane są także: teleshopping i e-shoppy oraz i-shoppy. Ważne, by nie kupić w nich fake tylko original. To jest must.

Nie uczęszczamy na kursy czy szkolenia, ale na workshopy, nie jesteśmy pracownikami, ale workholikami, nie jesteśmy wyczerpani, ale mamy syndrom burn-out, artyści nie mają pracowni, tylko show-roomy. Jedyni, którzy tego nie potrzebują, to sprejerzy, street-artist i outdoorowi performerzy, którzy mają showroom wszędzie openair.

W telewizji nie zabawiają nas piosenkarze i aktorzy, ale showmani, megastars i celebrits z dziedziny showbiznesu, a my śledzimy sitkomy, one-man show, stand-up-comedy, reality show. Remaki są w rankingu największej oglądalności number one. O nasze włosy i cerę nie troszczy się fryzjer, ale stylista i wizażysta, magicy fryzur, którzy wiedzą, co jest IN. Jak ich nie posłuchamy, to jesteśmy OUT.

Skóry nie nacieramy mleczkiem kosmetycznym, tylko aplikujemy bodymilk. Klasyczne salony piękności, w których pozwoliliśmy na to, by nas upiększono, zastąpiły już beauty-centra. Hitem jest permanentny make-up, lifting, botox, zaś detoks jest korzystnym evergreenem. Zmienia się też zakres profesji w społeczeństwie - kiedyś nieznani nam hakerzy dzisiaj są bardzo liczną grupą, która może nas całkowicie wyfuckować.

Nowością są kreatorzy, kouczowie i lektorzy czegokolwiek. Sekretarki zmieniono na asystentki, dyrektorów na menedżerów, kierowników na liderów, zespoły muzyczne mają swoich frontmenów, którzy są ubóstwiani przez teenagerów, albo stają się dla nich ikonami i idolami.

Jeszcze tak niedawno wyrzucaliśmy kasety VHS, by zastąpić je CD, a te zaś DVD ... no i teraz kopiujemy legalnie czy nielegalnie, stając się współczesnymi piratami ... Jak ktoś pali, to papierosy light, colę pijemy także light, damskie podpaski są ultra light. Ultralight są samolociki, toteż uważajcie, żeby się nie pomylić, gdyż podpaski są ze skrzydełkami. Czarownice nie latają na miotłach, gdyż występują w talkshow.

Zamiast klasycznego małżeństwa żyjemy raczej singl, gdyż nie ma czasu na neverending love story. Życie bez handsfree jest wykluczone, na pizzę czy cappucino chodzimy do pizzeri lub pubu, ważne, by jednak było tam wi-fi free zone i non smoker aerea. Nie odpoczywamy, ale relaksujemy się, nie zamawiamy biletów lotniczych, ale je bookujemy, najlepiej w grupie low cost. Wczasy kupujemy w systemie last moment lub w first minut, a przy tym muszą być all inclusive.

Nie naradzamy się, tylko konsultujemy, najczęściej z cioteczką Wikipedią lub stryjkiem Google. Nie mamy wiedzy i umiejętności, ale know-how (w czasach bezrobocia to i to best know-how jest do niczego). Dobrze jest mieć skuteczny życiowo feeling i self-couching, nie wolno nam stracić self- control i trzeba mieć wszystko zabezpieczone od strony prawnej.

Na drinka chodzimy do happy hours, żeby trochę zaoszczędzić money, a zamiast inteligentnej konwersacji z osobami wspólnie zajmującymi z nami stół gapimy się w displey inteligentnych telefonów. Jeśli w ogóle dojdzie do wymiany jakiejś informacji, to maksymalnie o tym, jakie jest hasło do wi-fi, jaką kto ma aplikację, na jakiej jest platformie i czy posiada najnowszego androida. Wyczendżujemy między sobą pendrivy, podłączymy się przez USB i wyślemy multimedialne wiadomości.

Zamiast wieczorku zorganizujemy party, w trakcie którego posłuchamy popu, haus, oldies - czy elektro. Didżeje wypełnią nasze uszy różnymi remakami. Wpakujemy w siebie finger food, bagietkę, sandwicha, tacos, burritos, hotdoga, churritos, burgera, popcorn, cheescaka, pannacottu. Kelnerki zaś są rozebrane odsłaniając klientom na swoim ciele body-painting. W końcu jesteśmy światowi."




24 stycznia 2018

Plebiscyt esemesowej Osobowości ROKU 2017


W czasach niszczenia autorytetów przez polityków i zatrudnianych przez nich hejterów, populistycznymi środkami poszukuje się osobowości, które przy tej okazji mogą zostać wyróżnione tytułem OSOBOWOŚĆ ROKU 2017 w wyniku zorganizowanego plebiscytu. Wygrywa ta osoba, która uzyska największe poparcie w plebiscycie jednej z ogólnopolskich gazet.

OSOBOWOŚCIĄ ROKU 2017 można zostać dzięki sms-om (koszt wysłania jednego=2,24, w tym VAT - oby był "szczelny") w jednej z czterech dziedzin:

1. „Osobowość Roku 2017 – Kultura”,

2. „Osobowość Roku 2017 - Działalność społeczna i charytatywna”,

3. „Osobowość Roku 2017 – Samorządność i społeczność lokalna” ,

4. „Osobowość Roku 2017 – Biznes”.

To jest bardzo dobry sondaż przed tegorocznymi wyborami samorządowymi, gdyż społeczności lokalne mogą dostrzec społeczników, osoby poświęcające się dla innych, działające bezinteresownie, charytatywnie, ale także najlepszych samorządowców. W tym ostatni przypadku zastanawiam się, czy aby nie zaczyna się już "ukryta" forma finansowania ich kampanii wyborczej.

Ciekawe, kto wymyślił te cztery kategorie? Dlaczego pominięto inne dziedziny aktywności osób na rzecz sfery publicznej, dobra wspólnego czy społeczeństwa? W gruncie rzeczy działalność społeczna i charytatywna jest bliska zaangażowaniu w zinstytucjonalizowanej samorządności czy działaniom na rzecz społeczności lokalnej.

W sferze biznesu pojawią się zapewne tylko takie OSOBOWOŚCI, które mogą być spokojne, że nie zawita do nich po ogłoszeniu wyników CBS, CBA, ABW czy Kontrola Skarbowa. Zapewne także ludzie profesjonalnej kultury, artyści, ale i animatorzy czy pracownicy domów kultury, bibliotek, usług kulturalnych itp. będą mogli mieć poczucie satysfakcji z dostrzeżenia ich aktywności twórczej i społeczno-kulturowej.

Interesujące mogą być wyniki tego plebiscytu, który jest prowadzony w trzech etapach:

a. Nominacje kandydatów (od 29.12.2017 r. od godziny 00:01 do 23.01.2018 r. do godz. 16:00);

b. Głosowanie w pierwszym, powiatowym etapie plebiscytu (od 12.01.2018 r. od godziny 12:00 do 6.02.2018 r. do godz. 21:00);

c. Głosowanie w drugim, wojewódzkim etapie plebiscytu (od 9.02.2018 r. od godziny 09:00 do 23.02.2018 r. do godz. 21:00).

Organizator zastrzega, iż Plebiscyt nie jest badaniem opinii publicznej, a podane wyniki odzwierciedlają wyłącznie ilość i treść wysłanych przez Głosujących odpowiedzi w formacie sms. Z uwagi na fakt, iż jeden Głosujący może wysłać więcej niż jedną odpowiedź, wyniki głosowania nie muszą odzwierciedlać obiektywnego zapatrywania społecznego na kwestie, których dotyczy Plebiscyt.

Zainteresowany uzyskaniem autopromocji w tym plebiscycie może zgłosić siebie samego! W tym jednak przypadku nie przysługuje mu prawo wycofania kandydatury z plebiscytu, jak się zorientuje, że nikt nie chciał wydać chociaż na jednego SMS-a. W sytuacji, kiedy jest on zgłaszany przez jakiegoś wnioskodawcę, a potem się wycofa z udziału w plebiscycie, to organizator nie zwróci glosującym kosztów za sms-y.

Jest jeszcze zastrzeżenie ze strony organizatora plebiscytu: "(...) uwzględniane będą jedynie głosy wysyłane za pomocą telefonu komórkowego za pośrednictwem sieci polskich operatorów telefonii komórkowej korzystających z polskich zasobów numeracji, w szczególności nie będą uwzględniane SMS wysyłane za pomocą bramek oraz komunikatorów internetowych, a także stacjonarnych aparatów telefonicznych, w tym aparatów telefonicznych przeznaczonych do użytku publicznego Internetu."

Nauczyciele akademiccy, którzy są związani własną aktywnością zawodową czy/i społeczną z jedną z czterech dziedzin - w sytuacji wygrania plebiscytu - mogą wykazać się odpowiednią nagrodą w postępowaniu habilitacyjnym czy na tytuł naukowy profesora. Ciekawe, kto będzie miał bogatszych głosujących. Uczestnik plebiscytu może bowiem oddać dowolną liczbę głosów, przy czym każdorazowe kolejne wysłanie SMS pod wskazany numer powoduje ponowne pobranie opłaty w wysokości 2,46 zł brutto. Nominowany wraz z rodziną, bliskimi, znajomymi, byle względnie bogatymi, może zabiegać o popierające go sms-owe głosy, ale i wysyłać je na siebie.

Nagrody dla zwycięzców poszczególnych etapów są następujące:

Nagrody w Plebiscycie

1. Zwycięzcy etapu powiatowego (I miejsce) w poszczególnych powiatach i kategoriach otrzymają pamiątkową statuetkę.

2. Laureaci etapu wojewódzkiego otrzymają następujące nagrody:

1. miejsce:

- elegancki dyplom na drewnie w etui

- weekendowy pobyt dla dwóch osób w hotelu

2. miejsce:

- elegancki dyplom na drewnie w etui

- weekendowy pobyt dla dwóch osób w pensjonacie

3 miejsce:

- elegancki dyplom na drewnie w etui

- weekendowy pobyt dla dwóch osób w pensjonacie.

No to, do telefonów! Zafundujmy elegancki dyplom i pobyt OSOBOWOŚCI w pensjonacie wraz z drugą osobą. Jak zabawa, to zabawa. Wysłałem już sms-y na dwóch kandydatów z dwóch różnych województw z nadzieją, że wygrają, a jak nawet nie dostaną nagrody, to chociaż o nich napiszą w gazecie i świat się o nich dowie.

23 stycznia 2018

Niektóre paradoksy kolejnej wersji projektu Ustawy 2.0


Wczoraj miała miejsce prezentacja projektu ustawy „Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce”. "699 dni – tyle trwały przygotowania projektu ustawy mającej zmienić oblicze polskiej nauki i szkolnictwa wyższego. Końca dobiegła właśnie ostatnia tura konsultacji, po której Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego, przedstawił wyniki prac legislacyjnych resortu."

Każdy będzie czytał i analizował ów projekt ze swojej perspektywy, biorąc pod uwagę pełnione role w środowisku akademickim czy lokowane w nim nadzieje lub zobowiązania. Minister Jarosław Gowin musi przekonać Radę Ministrów do przedłożenia tego projektu Sejmowi. Trudno jest teraz wyrokować, co z tym dokumentem stanie się w Parlamencie, a potem w Senacie. Lobbyści już są w blokach startowych... Koncentruję swoją uwagę na sprawach, które wydają się paradoksalnymi, miejscami wątpliwymi czy zdumiewającymi.


Paradoks 0: Ministerstwo postanowiło włączyć wszystkie ustawy dotyczące nauki, szkolnictwa wyższego i nadawania stopni naukowych i tytułu naukowego w jedną, która zapewne dlatego nosi tytuł 2.0;

Paradoks 1: Ustawa z dnia 27 lipca 2005 r. Prawo o szkolnictwie wyższym, wielokrotnie nowelizowana, ale znacząco w 2011 r. nie zawierała aksjonormatywnej preambuły, co wynikało z postulatów opozycji I fali "Solidarności", by przestać traktować szkolnictwo wyższe i naukę jako instrument do zmian światopoglądowych w kraju. Tymczasem projekt Ustawy 2.0 z 22.01.2018 r. wprowadza przed zagadnieniami ogólnymi teleologię i aksjologię, czyli zapisy określające ideologiczno-normatywny charakter szkolnictwa wyższego i nauki, w tym kierunki ich rozwoju, cele, wartości i pryncypia. Stwierdza się m.in.

Podstawą systemu szkolnictwa wyższego i nauki jest wolność nauczania, twórczości artystycznej, badań naukowych i ogłaszania ich wyników oraz autonomia uczelni ale... wolność ta jest ograniczona ukrytym przymusem publikowania rozpraw naukowych, czyli ogłaszania wyników badań w języku angielskim;

Paradoks 2: – każdy uczony ponosi odpowiedzialność za jakość i rzetelność prowadzonych badań oraz za wychowanie młodego pokolenia, ale pomimo udowodnionego plagiatu nie ma możliwości pozbawienie akademika tytułu naukowego profesora. Nie wolno mu się nim jedynie posługiwać... w szkolnictwie państwowym, bo w prywatnym.. a jakże, z pocałowaniem w rękę. Psycholog czy socjolog preparując pod zamówienie polityczne raport badawczy dotyczący np. "reformy szkolnej" nie ponosi żadnej odpowiedzialności;

Paradoks 3: – uczelnie oraz inne instytucje badawcze realizują misję o szczególnym znaczeniu dla społeczeństwa: wnoszą kluczowy wkład w innowacyjność gospodarki, przyczyniają się do rozwoju kultury, współkształtują standardy moralne obowiązujące w życiu publicznym. Dość łatwo można zauważyć, że skoro już określa się cele i polityczne warunki ich realizacji, to dlaczego nie ma tu mowy o ustroju demokratycznym, społeczeństwie obywatelskim czy społeczeństwie wiedzy, natomiast eksponuje się rolę gospodarki i kultury?

Jest dobra zmiana. Nareszcie usunięto nonsensowną w poprzedniej ustawie kategorię obszarów wiedzy. Teraz badania naukowe i prace rozwojowe prowadzi się w dziedzinach nauki i dyscyplinach naukowych, ale - podobnie jak miało to miejsce za rządów Barbary Kudryckiej - to: "Minister właściwy do spraw szkolnictwa wyższego i nauki określi, w drodze rozporządzenia, dziedziny nauki i dyscypliny naukowe oraz dyscypliny artystyczne, mając na uwadze systematykę dziedzin i dyscyplin przyjętą przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD).

Paradoks 4: Uczelnia prowadzi studia na co najmniej jednym kierunku, ale "Kształcenie prowadzi się w dziedzinach nauki i dyscyplinach naukowych lub dziedzinie sztuki i dyscyplinach artystycznych." Uczelnia kształci w ramach dziedzin i dyscyplin naukowych, ale żeby to czynić musi prowadzić kształcenie na co najmniej jednym kierunku. To oznacza, że znowu będzie kilkaset kierunków kształcenia, które nijak się mają do dyscyplin naukowych pozorując ich naukowy status, byle tylko naciągnąć studentów (klientów) na studia;

Paradoks 5: "Polityka naukowa państwa jest dokumentem strategicznym...", czyli autor tego zdania traktuje politykę naukową państwa jako dokument, a nie na odwrót;

Paradoks 6: "Realizacja polityki naukowej państwa podlega ewaluacji nie rzadziej niż raz na 5 lat", ale nie określono, jaki to organ będzie ewaluował realizację tej polityki i jaki to ma związek z oceną parametryczną jednostek akademickich?

Paradoks 7: "Art. 7. 1. System szkolnictwa wyższego i nauki tworzą: (...)", ale pominięto tu zapowiedzianą ustawą Radę Doskonałości Naukowej;

Paradoks 8: "Art. 11. 1. Podstawowymi zadaniami uczelni są: (...) 3. prowadzenie działalności naukowej, świadczenie usług badawczych (...)", czyli świadczenie usług badawczych nie musi być podporządkowane rygorom metodologii badan naukowych;

Paradoks 9: "Art. 11. 1. Podstawowymi zadaniami uczelni są (...): 9. wychowywanie studentów w poczuciu odpowiedzialności za państwo polskie, tradycję narodową, umacnianie zasad demokracji i poszanowanie praw człowieka", czyli osoby dorosłe - podobnie jak miało to miejsce w okresie socjalizmu - będą wychowywane w poczuciu... . Szkoda, że autor tego zapisu nie określił, jaki rodzaj demokracji mamy umacniać i dlaczego te kwestie nie znalazły się w preambule do Ustawy, a w zadaniach uczelni?

Jak rozumiem, dorosłe, studiujące w uczelniach osoby - zdaniem resortu nauki i szkolnictwa wyższego - są niewychowane, a zatem nauczyciele akademiccy, a może i cała wspólnota będą te istoty wychowywać. Ba, Art. 115. wskazuje nauczycielom dydaktycznym i badawczo-dydaktycznym, że do ich podstawowych obowiązków (...) należy kształcenie i wychowywanie studentów lub uczestniczenie w kształceniu doktorantów. Życzę im powodzenia a od pracowników badawczych będę oczekiwał zdiagnozowania wyników tego procesu;

Paradoks 10: Skoro "Zadaniem uczelni publicznej prowadzącej kształcenie w zakresie nauk medycznych lub nauk o zdrowiu albo w zakresie nauk weterynaryjnych może być także uczestniczenie w sprawowaniu opieki medycznej albo weterynaryjnej w zakresie i formach określonych w przepisach o działalności leczniczej albo przepisach o zakładach leczniczych dla zwierząt...", to dlaczego nie pomyślano o dzieciach i młodzieży i nie zapisano takiego samego przywileju w prowadzeniu przez wydziały pedagogiczne przedszkoli, szkół podstawowych, średnich i zawodowych?

Paradoks 11: Skoro uczelnią publiczną jest utworzona przez organ państwa szkołą wyższa, to na czym polega jej publiczny charakter? Czyż nie jest to szkoła państwowa?

Paradoks 12: "Art. 28. 1. Do zadań senatu należy: (...) 6) nadawanie stopni naukowych i stopni w zakresie sztuki"

Paradoks 13: "Art. 31. 1. Przewodniczącym senatu jest rektor", czyli organ władzy wykonawczej przewodniczy organowi władzy ustawodawczej;

Paradoks 14: Polska Akademia Nauk powołana do prowadzenia tylko i wyłącznie badan naukowych prawo do kształcenia, bowiem "Art. 60. 1. Uczelnia może prowadzić studia wspólne z inną uczelnią, instytutem PAN,(...).

Paradoks 15: Art. 68. 1. W programach studiów przygotowujących do wykonywania zawodów:(...) 11) nauczyciela – uwzględnia się standardy kształcenia", ale standardy zatrudnienia w tym zawodzie określa już inny resort - w przypadku tej profesji - Ministerstwo Edukacji Narodowej. MNiSW zabezpiecza wprawdzie standardy kształcenia dla studiów na kierunkach przygotowujących do wykonywania m.in. zwodu nauczycielskiego, ale nie ma wpływu na określenie warunków w sferze wykształcenia do zatrudniania w tym zawodzie;

Paradoks 16: Ministrowi zależy na tym, żeby polscy naukowcy rywalizowali z uczonymi skali światowej, ale ich płacę określa w relacji do przeciętnego wynagrodzenia w Polsce;

Paradoks 17: Stosunek pracy z profesorem tytularnym w uczelniach publicznych (państwowych) wygasał wraz z ukończeniem przez niego 70. roku życia. Ustawa 2.0. określa, że wiek emerytalny nauczyciela akademickiego wynosi 65 lat. Na uczelniach niepublicznych może on trwać aż do wygaśnięcia profesora. Jak to się ma do troski o jakość kształcenia i prowadzenia badań naukowych?

Paradoks 18: Powraca - wprawdzie fakultatywnie - kolokwium habilitacyjne w zakresie osiągnięć naukowych habilitanta. Ciekawe, czym będzie uzasadniana potrzeba/konieczność/chęć przeprowadzenia kolokwium habilitacyjnego?

Paradoks 19: W miejsce Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów powołuje się Radę Doskonałości Naukowej, której zadania są doskonale i naukowo zbieżne z dotychczasowym organem. Tym, co jest tu istotną różnicą, to poszerzenie o doktorów habilitowanych akademików, którzy mogą być i przez których mogą być nominowani do tego organu.































22 stycznia 2018

"Trochę filozof, a trochę czarodziej, ktoś w rodzaju szamana"



To cytat z książki Roberta Fulghuma pt. "Wszystkiego, co naprawdę muszę wiedzieć, dowiedziałem się w przedszkolu" ("All I Really Need to Know I Learned in Kindergarten",
Villard Books, New York 1988):

„W fabryce bajek mojej fantazji wyobrażam sobie, że gdybym miał dziadka, byłby stary, mądry i naprawdę wspaniały. Trochę filozof, a trochę czarodziej, ktoś w rodzaju szamana”. Idealnie trafia w istotę docenienia roli nie tylko dziadków, ale kto wie, czy nie przede wszystkim babć, bo to one stanowiły o tym, co jest w rodzinie najważniejsze.

Prawdopodobnie od 1964 roku obchodzimy w Polsce w dniu 21 stycznia Dzień Babci, zaś nieco później, bo dopiero na początku lat 80. XX w. pojawił się też Dzień Dziadka, który przypadł na 22 stycznia. Podobno pomysł utworzenia tak rodzinnego święta został zainicjowany przez redakcję wysokonakładowego tygodnika "Kobieta i Życie", by w ten sposób uhonorować aktorkę Mieczysławę Ćwiklińską. Podziwiano tę aktorkę za jej teatralną rolę babki w spektaklu Alejandro Casona pt. „Drzewa umierają stojąc”. Niektórzy doszukują się korzeni tego święta w zwyczajach amerykańskich i kanadyjskich rodzin, w których celebruje się je łącznie (National Grandparents Day) w pierwszą niedzielę września po Święcie Pracy. Tego typu okolicznościowe święto nie ma jednak międzynarodowego charakteru, aczkolwiek obchodzone jest w niektórych krajach.

W Polsce zostało bardzo dobrze przyjęte przez społeczeństwo, w tym środowisko pedagogów przedszkolnych, dla których stało się znakomitą okazją do poszerzenia współpracy z domem rodzinnym dzieci o tak wyjątkowych opiekunów. Dzień Babci i Dziadka w tych placówkach obchodzony jest łącznie z taką samą radością i twórczym zaangażowaniem jak Dzień Dziecka, Dzień Matki czy Taty.  Dziadkowie bowiem wykazują największe zainteresowanie i troskę o najmłodsze pociechy, kiedy rodzice są zajęci własną pracą zawodową. To babcia lub dziadek najczęściej odprowadzają maluchy do przedszkola i przyprowadzają z niego do domu, zostają z nimi w czasie choroby czy oświatowych ferii, kiedy są już na emeryturze, wolni od zawodowych stresów i ustawicznego braku czasu. Potrafią wsłuchać się w potrzeby wnucząt towarzysząc im w realizacji celów bliskich i dalekich, we wspólnym poznawaniu otoczenia,  wspinając się z nimi po górach czy spacerując po parku, ucząc jazdy na rowerze czy pływania w basenie.


Nikt w otoczeniu małego dziecka nie zna lepiej od dziadków telewizyjnych bajek czy znaczenia dziecięcych kolekcji kamyków, muszelek czy koników Pony. Wspólne przeżycia, zabawy, rozmowy, uczenie nowych umiejętności sprzyjają wyjątkowej i odwzajemnianej miłości, solidarności, lojalności oraz zrozumieniu. W kontaktach dziadka z wnukiem stają się możliwe partnerskie interakcje, międzypokoleniowa przyjaźń, ontologiczna równość, szczerość i otwartość. Subtelny urok wzajemnych relacji staje się pomostem między pedagogiką przymusu a pedagogiką swobody, o którą coraz silniej dopominają się dzieci. Bywa, że są wzajemnie w czymś bezradni lepiej się dzięki temu rozumiejąc i wspomagając zarazem. W dobie nowych mediów to wnuki wprowadzają dziadków w świat elektronicznej komunikacji i wirtualną rzeczywistość.

Właśnie dlatego bezgranicznie kocha się babcię i dziadka, bo oni pozwalają na więcej niż rodzice, ale i potrafią skuteczniej wyegzekwować od maluchów, by przestrzegały higieny, odpowiednio się odżywiały, poznawały normy i zwyczaje, które zbliżają ludzi do siebie. Dziakowie obdarzają wnuki wyjątkową miłością stanowiąc bezcenną dla nich pomoc we wsparciu osobistego rozwoju. Potrafią łączyć życiową mądrość z wyjątkową tolerancją na te zachowania wnucząt, które drażnią rodziców. Komu, jak nie dziadkom powierza się swoje najgłębsze tajemnice, troski, nadzieje czy  zmartwienia?  


Tak jak dzieciom potrzebni są w ich rozwoju dziadkowie, tak też w życiu  najstarszych członków rodziny wnuki nadają im nowy sens życia opóźniając proces fizycznego i umysłowego starzenia się. Stają się dla nich szansą na pokonywanie kryzysu upływającego wieku życia, odczuwalne słabości ciała oraz nieuniknioność problemów emocjonalnych np. poczucia zagubienia, osamotnienia czy prawdziwego niepokoju. To wnuki i prawnuki przełamują u dziadków poczucie stagnacji, rutyny czy braku pasji, sprzyjają zerwaniu z zamknięciem się w sobie czy wytwarzają u nich „energię motywacyjną”. Dzień Babci i Dziadka jest znakomitą okazją do wyrażenia przez najmłodszych członków rodziny wdzięczności za ich tak wieloraką OBECNOŚĆ, która jest im bezinteresownie odwzajemniana nie tylko od święta np. w Dniu Dziecka.

W XXI wieku to uniwersytety stały się łącznikiem wszystkich pokoleń. Tak wnuki, jak ich dziadkowie korzystają z autoedukacyjnych ofert laboratorium kultury jakim jest Uniwersytetu Dziecięcy i Uniwersytet Trzeciego Wieku. Uczestnicząc w zajęciach mogą wzajemnie pochwalić się indeksem wraz z odnotowanymi w nim osiągnięciami: wnuki - w zakresie nowej wiedzy i umiejętności, a dziadkowie - w samoodnowie i eksploracji możliwego powrotu do dzieciństwa. Wszyscy doświadczają wartości związane z kształceniem, a to przecież ma służyć także rewizji i/lub  wzmocnieniu własnej tożsamości.  Dzień Babci i Dziadka jest doskonałą okazją do refleksji nad sensem tego, co już przeżyliśmy, i tego, co jeszcze jest przed nami.

21 stycznia 2018

Nieodpowiedzialna wypowiedź JM Rektora Uniwersytetu Pedagogicznego im.KEN w Krakowie


Jak tu pogodzić zawyżoną autoreklamę Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie z wypowiedzią JM Rektor dla miesięcznika "Forum Akademickie", w którym zaprzecza rzekomo wybitnym osiągnięciom tej Uczelni? Sztandarowym wydziałem tego Uniwersytetu powinien być Wydział Pedagogiczny, ale... nie jest, a nawet - jak sam Magnificencja stwierdza - przynosi tej Uczelni wstyd, bo za ostatnie 5 lat uzyskał ponoć kategorię C.

W wyniku przeprowadzonej oceny parametrycznej aż cztery wydziały Uniwersytetu Pedagogicznego otrzymały kategorię A: Wydział Humanistyczny, Wydział Filologiczny, Wydział Geograficzno-Biologiczny oraz Wydział Sztuki, natomiast z dwóch pozostałych JM Rektor publicznie skrytykował tylko Wydział Pedagogiczny mówiąc:

"W tym roku otrzymał kategorię C, tymczasem powinien być co najmniej bardzo dobry, a właściwie powinien to być najlepszy wydział pedagogiczny w Polsce."

To zdumiewające, że Rektor Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie widzi źdźbło trawy w obcym oku, a nie widzi belki we własnym. Nie ujawnia drugiego Wydziału, który nie uzyskał oceny A, bo prawdopodobnie zabrakło mu argumentów, żeby złożyć na to środowisko publiczną krytykę. Dlaczego nie ośmielił się skrytykować uczonych z Wydziału Matematyczno-Fizyczno-Technicznego za to, że mają kategorię B?

Dlaczego JM nie wypowiada się na temat upadku czy lichej kondycji nauk ścisłych w "swojej" Uczelni? Toż to byłoby niedopuszczalne. Jakże to krytykować matematyków, fizyków, inżynierów, skoro to oni reprezentują Science?

Co innego krytykować pedagogikę w Polsce! Tak, tu można wylać wszelkie pomyje tak, jakby było się ekspertem do spraw tej dyscypliny naukowej. JM prof. dr hab. Kazimierz Karolczak jest z wykształcenia historykiem, profesorem w dziedzinie nauk humanistycznych, więc wydaje mu się, że zna się na pedagogice. Na pedagogice zna się każdy w naszym kraju, podobnie jak na medycynie.

Nie bronię w tym miejscu Wydziału Pedagogicznego na UP w Krakowie, bo w istocie od kilku lat przechodzi poważny kryzys kadrowy, a przekierowywane do JM Rektora donosy na obecną kadrę jakoś nie poskutkowały stosowną interwencją. Odeszło z tej jednostki kilku profesorów tytularnych w tzw. kwiecie wieku, a pozostali... no właśnie. Tu Rektor UP nie zamierza uderzyć się we własne piersi, czy skrytykować swojego poprzednika, który do tego "upadku" doprowadził!

Nie wtrącałbym się w tę analizę, gdyby JM nie zabrał głosu w kwestii, o której nie ma zielonego pojęcia. Mówi bowiem co następuje:

Polska pedagogika wypadła w tej ocenie źle. Są po temu trzy powody.

Pedagogika przeżywa kryzys związany z brakiem konfrontacji międzynarodowej i niewyznaczeniem nowych kierunków badań.

Kolejnym jest przekonanie, że skoro jest mnóstwo studentów, to wystarczy skoncentrować się na dydaktyce. Nadal mamy po 4-5 kandydatów, a głównie kandydatek, na miejsce. Pedagogika uchodzi za łatwy kierunek studiów. Na naszym uniwersytecie pedagogika była jednym z dwóch wydziałów, który przysporzył problemów w finansowaniu. Na początku roku otrzymaliśmy pomniejszoną dotację z powodu przekroczenia liczby studentów na pracownika. To dotyczy zresztą także innych uczelni pedagogicznych.

Trzecia przyczyna to turystyka za stopniami naukowymi. Polscy pedagodzy upodobali sobie uzyskiwanie ich na Słowacji, podobnie zresztą teolodzy. Kiedy zostałem rektorem, powiedziałem, że nie zatrudnię nikogo z habilitacją z Rużomberka. I nie zatrudniam, mimo wygrywania przez takie osoby konkursów. Niestety, nie jest możliwe rozstanie się z osobami zatrudnionymi wcześniej, które zrobiły tam stopnie naukowe.


Ciekaw jestem , co by JM powiedział, gdybym stwierdził, że polska historia wypadła w ocenie źle, bo są takie wydziały w kraju, które nie otrzymały kategorii A? Czy też wolno byłoby mi zastosować generalizację z dużym kwantyfikatorem? Jako historyk uczył się logiki i powinien wiedzieć, czy wolno na podstawie tej jednostki wnioskować o sytuacji pedagogiki w Polsce?!! Może JM wreszcie zainteresuje się tym, czym jest pedagogika jako nauka i przestanie przerzucać skandaliczne błędy własnego kierownictwa na całe środowisko akademickiej pedagogiki!

Polska pedagogika nie ma nic wspólnego z przyzwoleniem rektora Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie na finansowe patologie w nadzorowanej przez niego jednostce, a także nie ma żadnego wpływu na zatrudnianie w na tym Wydziale docentów i profesorów ze słowackimi dyplomami!!! Panie Rektorze, dziękuję w imieniu polskiej pedagogiki za odsłonę tego związku między słowackimi docenturami i profesurami a niską efektywnością badań naukowych na Wydziale w Uczelni, za którą Pan odpowiada wraz z Senatem!

Czy zatem ocena wyróżniająca przyznana przez Polską Komisję Akredytacyjną Wydziałowi Pedagogicznemu UP w Krakowie za jakość kształcenia była "załatwiona", "po znajomości", skoro JM twierdzi, że pedagogika jest tam łatwym kierunkiem studiów? Może JM Rektor sprawi, by pedagogika na tak szacownym Uniwersytecie nie była najłatwiejszym do studiowania kierunkiem kształcenia! Co ma z tym wspólnego polska pedagogika???


Proszę jednak skupić się na własnym podwórku i nie wprowadzać w błąd opinii publicznej. To Pan jako rektor zatrudnia nauczycieli akademickich a nie polska pedagogika! To Pan powinien odpowiadać za politykę kadrową i finansową w tej Uczelni, a nie polska pedagogika.

JM Rektor UP stwierdza: Wyrośliśmy jako uczelnia pedagogiczna i taką pozostajemy, bo w Krakowie to jest jedyne miejsce, jakie możemy mieć. Tak jest. Patron Uniwersytetu - Komisja Edukacji Narodowej zobowiązuje także JM Rektora do rzetelnych wypowiedzi i ocen na temat pedagogiki w kraju.

20 stycznia 2018

Ewaluacja osiągnięć naukowych w postępowaniach habilitacyjnych


Bardzo mi się podoba udostępnienie przez dra hab. Emanuela Kulczyckiego prof. UAM w Poznaniu rozprawy doktorskiej pani dr Ewy A. Rozkosz pt. Ewaluacja osiągnięć naukowych w postępowaniach habilitacyjnych. Kryteria oceny a praktyki ewaluacyjne w naukach humanistycznych i społecznych. Dysertacja została obroniona na Wydziale Nauk Historycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu na początku stycznia 2018 r., w dziedzinie nauki humanistyczne, w dyscyplinie bibliologia i informatologia.

Praca jest bardzo interesująca a z jej treścią powinni zapoznać się wszyscy samodzielni pracownicy naukowi, szczególnie osoby odpowiedzialne w uczelniach za postępowania naukowe. Ufam, że przeczytają ją także członkowie Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów.

Na szczęście, co zdarza się rzadko, promotor udostępnił rozprawę , dzięki czemu możemy ją przeczytać zanim ukaże się w wersji drukowanej. Uważam, że warto wydać taką pracę, bowiem każde badanie dotyczące postępowań naukowych zasługuje na uwagę. Otrzymujemy w tym przypadku nową wiedzę o kluczowych w nauce dokumentach, jakimi są recenzje osiągnięć naukowych habilitantów.

Podjęcie tego zagadnienia jest tym bardziej cenne, że w Polsce od kilkunastu lat ścierają się ze sobą zwolennicy dwóch „frontów” akademickich: ci, co są za tym, aby nadal obowiązywała habilitacja oraz przeciwni temu stopniowi naukowemu. Autorka nie wchodzi na pole akademickiej walki, ale w jakiejś części może jej praca posłużyć do tego, by politycy dokonali wyboru „ZA” lub „PRZECIW”.

Rozprawa jest nam udostępniona we właściwym momencie, gdyż trwają właśnie dyskusje o konieczności przyspieszenia zmian w polskiej nauce, a MNiSW przygotowuje projekt Ustawy 2.0, która ma upełnomocnić przeprowadzenie kolejnej reformy w szkolnictwie wyższym i nauce.

Autorka dysertacji pisze we wstępie, że celem jej pracy było (...) pokazanie dyscyplinarnej różnorodności i podobieństw w praktykach recenzenckich w ramach ewaluacji osiągnięć naukowych w postępowaniach habilitacyjnych z zakresu nauk humanistycznych i społecznych. Wprawdzie nie badała praktyk recenzenckich tylko ich wytwory, jakimi były zamieszczone na stronie Centralnej Komisji recenzje w 300 postępowaniach habilitacyjnych w pięciu dyscyplinach naukowych: ekonomia, językoznawstwa, prawa, psychologia i teologia, ale mimo to odczytuje w nich interesujące dane.

Analizą ilościową objęła wybrane dane o postępowaniach habilitacyjnych ze wszystkich obszarów wiedzy (N = 3695), natomiast analiza jakościowa dotyczyła recenzji z w/w pięciu dyscyplin naukowych z obszaru nauk humanistycznych i obszaru nauk społecznych (N = 300) poszukując w ich formie i treści odpowiedzi na pytanie: Jakie są wzory praktyk recenzenckich w różnych dyscyplinach?

Znajdziemy w tej rozprawie odpowiedź na pytania:

(1) Jaka jest charakterystyka ilościowa postępowań habilitacyjnych?

(2) Jak recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych argumentują ocenę osiągnięć naukowych i konkluzję?

(3) Jak recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych używają kryteriów oceny osiągnięć naukowych wskazanych w aktach prawnych?

(4) Jak recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych używają metod bibliometrycznych w ewaluacji osiągnięć naukowych?


Nie będę zdradzał wyników tych badań, bo każdy zainteresowany znajdzie w tej rozprawie coś interesującego dla siebie.

Prawnicy dowiedzą się, że Porządek ministerialny zobowiązuje do stosowania wskaźników bibliometrycznych zgodnie z regułami, opisanymi w obowiązujących aktach prawnych regulujących procedurę habilitacyjną (ustawie i rozporządzeniach). (...) Zgodnie z obowiązującą ustawą, określającą zasady postępowania habilitacyjnego oraz towarzyszącymi jej aktami wykonawczymi, recenzenci powinni użyć trzech wskaźników bibliometrycznych w ewaluacji osiągnięć naukowo-badawczych. Te wskaźniki to, jak już wspomniałam, SumIF, liczba cytowań i indeks Hirscha..

W innym miejscu rozprawy przeczytają:

Te porządki nie są literalnie ujęte w przepisach prawa, a stanowią wynik rekonstrukcji źródeł zasad wyznaczających zasady habilitacji w zakresie interpretacji tego, co oznacza spełnienie kryterium. Zatem jeden recenzent może uznać, że wyższa od zera wartość danego wskaźnika bibliometrycznego spełnia kryterium, natomiast drugi recenzent może uznać, że do spełnienia kryterium konieczne jest uzyskanie wartości równej 5 (np. indeksu Hirscha = 5). Pozostawienie swobody pozwala recenzentowi na ocenienie wartości wskaźnika i na tej podstawie stwierdzenie, czy kryterium zostało spełnione z uwzględnieniem kontekstu danej dyscypliny, w szczególności przyjętych w tej dyscyplinie praktyk publikacyjnych oraz właściwej jej kultury cytowań.

Słusznie zatem uświadamia nam wszystkim to, o czym pisał w komentarzu do Ustawy b. sekretarz Centralnej Komisji prof. Hubert Izdebski, że w powyższej kwestii nie ma porządku ministerialnego i nie ma żadnego zobowiązania prawnego do tego, by recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych rozstrzygali o tym, czy ktoś może uzyskać stopień naukowy dra hab. na podstawie wskaźników bibliometrycznych, czy też nie.

Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. Była minister Barbara Kudrycka nie ustanowiła żadnych kryteriów bibliometrycznych, tylko sformułowała postulaty, na co recenzenci mogliby zwrócić uwagę oceniając osiągnięcia naukowe, dokonania organizacyjne i dydaktyczne kandydatów do awansu naukowego po uzyskaniu stopnia doktora.

W Rozporządzeniu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 1 września 2011 r. w sprawie kryteriów oceny osiągnięć osoby ubiegającej się o nadanie stopnia doktora habilitowanego (Dz. U. 2011, nr 196, poz. 1165)nie ma żadnych bibliometrycznych wskaźników. Nie ma w tym rozporządzeniu minimalnych norm bibliometrycznych, których uzyskanie pozwoliłoby na rozstrzygnięcie, czy można wystąpić z wnioskiem o wszczęcie postępowania habilitacyjnego, czy też nie oraz jaka liczba i jakość (także wydawnictw) publikacji odpowiada minimalnej liczbie koniecznych do uzyskania punktów parametrycznych!

To zatem, czy habilitant ma indeks Hirscha=0 czy 20 nie ma z prawnego punktu widzenia żadnego znaczenia i nie może być argumentem do negowania jego osiągnięć naukowych. Habilitant nie musi spełnić żadnego z kryteriów, gdyż ustawodawca zobowiązuje go do spełnienia wymagań, a tymi są osiągnięcia naukowe. W przypadku nauk humanistycznych i społecznych stanowią je publikacje naukowe.

Pani dr Ewa A. Rozkosz wprowadza zatem czytelników w błąd pisząc: Recenzenci są zobowiązani do stosowania kryteriów przy ocenie osiągnięć. Ustawodawca wprost zobowiązał recenzentów do oceny, czy osiągnięcia spełniają kryteria. Tym samym zobowiązał ich do ewaluacji tych osiągnięć. Ewaluacja jest więc w postępowaniu habilitacyjnym procesem oceny, polegającym na sprawdzaniu spełniania kryteriów. Różni się ona tym od oceny, że jej rezultat powinien jasno wskazywać, czy kryterium zostało spełnione czy też nie.

Sama sobie zaprzecza, kiedy w założeniach badawczych pisze:

Wykaz kryteriów można zatem traktować jako matrycę stosowaną przy ewaluacji osiągnięć habilitanta, w której rozstrzygnąć trzeba, czy poszczególne kryteria są spełnione, jednakże niespełnienie części kryteriów nie musi skutkować negatywną oceną osiągnięć pod kątem ich znacznego wkładu w rozwój dyscypliny naukowej lub negatywną oceną aktywności naukowej.

Nie tylko pani doktor ma z tym problem, bo dziekani niektórych jednostek naukowych załączają recenzentom do umowy o dzieło formularz, w którym członkowie komisji habilitacyjnej mają odnotować, czy każde z kryteriów zostało spełnione i w jakim zakresie. To jest niezgodne z prawem. Kryteria oceny nie są bowiem wymogami, które muszą być spełnione przez habilitantów.

Jest jeszcze jedna kwestia prawna, która została przez autorkę tej pracy poruszona w niewłaściwy sposób.
Błędne, bo niezgodne z obowiązującym prawem, jest następujące stwierdzenie:

„W 2011 r. ustawodawca wprowadził udogodnienia dla osób, które posiadają stopień doktora, a także odpowiednie osiągnięcia zdobyte podczas wcześniejszej pracy za granicą, w tym doświadczenie w kierowaniu zespołami badawczymi. Takie osoby mogą uzyskać uprawnienia równoważne z uprawnieniami doktora habilitowanego, nie wszczynając postępowania habilitacyjnego, tylko dzięki decyzji rektora uczelni, stanowiącej miejsce ich zatrudnienia. Jednakże uprawnień, wynikających z art. 21a, nie można przenosić między uczelniami. Wystarczają one jednak (jako substytut habilitacji) do występowania z wnioskiem o nadanie tytułu profesora”.

Otóż, decyzja rektora o tym jeszcze nie stanowi, gdyż musi ona uzyskać akceptację Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów. Z postępowań, które mają miejsce w każdej sekcji CK wynika, że większość takich wniosków nie jest zatwierdzana, gdyż rektorzy - głównie szkół prywatnych - składają lub potwierdzają fałszywe oświadczenia o rzekomym kierowaniu przez doktora poza granicami kraju zespołem badawczym albo/i o posiadaniu przez niego wybitnych osiągnięć naukowych.

To są jedynie sprostowania, które warto wziąć pod uwagę czytając tę interesującą dysertację czy przygotowując ją do druku. Każdy zainteresowany może zapoznać się nie tylko z jej treścią, ale także recenzjami z tego postępowania, gdyż są one dostępne na stronie Wydziału Humanistycznego UMK w Toruniu.

Doktoranci mogą uczyć się od pani Ewy A. Rozkosz nie tylko tego, w jaki sposób konstruować własny projekt badawczy, ale także jak przedstawić go w rozprawie, by wyeliminować wątpliwości dotyczące wiarygodności uzyskanych danych.

Autorka znakomicie porusza się w literaturze z naukoznawstwa, jak i w zakresie bibliologii, o czym wypowiadają się w superlatywach recenzenci. Może mieć zatem poczucie satysfakcji z wykonanych zadań badawczych niezależnie od powyższych kwestii prawnych. W gruncie rzeczy dzięki tym badaniom możemy zorientować się, z jakimi problemami spotkają się przewodniczący komisji habilitacyjnych (o ile jeszcze takowe pozostaną), jeśli będą musieli rozstrzygać o spełnieniu wymagań na podstawie właściwie skonstruowanych wskaźników bibliometrycznych.

Bardzo ciekawa jest analiza jakościowa 300 recenzji, w części dotyczącej przyjętych przez autorkę ram analitycznych, które wykorzystała w analizie danych. Mnie najbardziej zaciekawiła pierwsza rama analityczna dotycząca argumentacji recenzentów. Jak pisze E.A. Rozkosz:

Pierwsza rama jest przeznaczona do analizy argumentacji recenzentów w ocenie osiągnięć naukowych i konkluzjach. Podstawa drzewa kodowego (kody: „Ocena pozytywna”, „Ocena negatywna”, „Konkluzja pozytywna”) powstała na podstawie pytania badawczego: Jak recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych argumentują ocenę osiągnięć naukowych i konkluzję? Przyjęłam dwa założenia. Po pierwsze, założyłam, że recenzenci będą jednoznacznie orzekać o jakości poszczególnych osiągnięć habilitanta i że będzie tym samym możliwe zakodowanie fragmentów, w których ocena osiągnięć jest pozytywna lub negatywna.

Nie zdradzam już więcej danych z tej rozprawy. Gratuluję Autorce i Promotorowi.